Rozdziazł VII - Niespodziewane zagrożenie

21.03.2011

   - Karolinko, komórka ci dzwoni. - Amy zajrzała do pokoju z dzwoniącym telefonem w ręku.
   - Ojej, w takim momencie? – mruknęła dziewczyna, podziękowała matce skinieniem głowy, wzięła komórkę i wyszła na korytarz. Po chwili wróciła.
   - Kate dzwoniła, przyjdzie do mnie za godzinę. Mamy coś słodkiego? - spytała Amy.
   - Chyba jakieś ciasteczka.
   - Jutro coś upiekę – postanowiła Karolina. - Coś dobrego, jakiś sernik albo szarlotkę.
   - I zaproś Lucasa – dodała jej mama.
   - A to nawet dobry pomysł. - Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. - To go zaproszę przy okazji. A teraz powiedz mi, co z łowcą? - zwróciła się do mnie. - Było ich więcej? Zobaczyli cię?
   Pokręciłam głową i wróciłam do opowiadania.


   Przerażenie sparaliżowało moje ruchy na kilka sekund. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że jest ciemno i on nie mógł mnie zobaczyć. Był tylko człowiekiem.
   I łowcą.
   Powoli wycofałam się do kasztelu i pomknęłam do naszej kajuty. Tym razem płynęliśmy kogą, żaglowym statkiem pokładowym używanym do celów handlowych. Stąd nikogo nie dziwiła obecność zwierząt na pokładzie; oficjalnie mieliśmy je sprzedać. Ponieważ tym razem Erik nie znał kapitana, woleliśmy nie ryzykować i wzięliśmy jedną, większą kajutę.
   Wpadłam do niej jak burza. Wszyscy troje wyciągnęli już skrzynie i siedzieli na nich, najwyraźniej czekając na mnie. Spojrzeli ze zdziwieniem. Erik pierwszy odczytał z mojego umysłu, co się stało.
   - Co takiego? - Zerwał się gwałtownie.
   - Ale co się dzieje? - Martin w jednej chwili był już przy mnie.
   - Ten łowca, który oblał mnie święconą wodą... jest na statku! - Spojrzałam na niego bezradnie.
   - Wie o nas? - Złapał mnie za ramiona.
   - Nie wiem... Nie widział mnie...
   Przytulił mnie do siebie. Powoli zapanowałam nad ogarniającą mnie paniką.
   - Jeśli o nas nie wie, to mamy przewagę – odezwał się Erik. - Musimy się dowiedzieć, czy nie ma ich tu więcej. Powinienem był sprawdzić załogę. - Zacisnął zęby. Lily podeszła do niego i dotknęła uspokajająco jego ramienia.
   - Nie mogliśmy tego przewidzieć. Zastanówmy się lepiej, co możemy zrobić.
   Staliśmy i patrzyliśmy na siebie. Kiedy tylko odebrałam myśli Erika, energicznie potrząsnęłam głową.
   - Nie zgadzam się.
   - To najprostsze rozwiązanie.
   - Zabicie go to żadne rozwiązanie.
   - On nam zagraża. - Erik popatrzył na mnie stanowczym wzrokiem.
   - Nie bezpośrednio. Być może nawet nie wie, że tu jesteśmy.
   - Amanda ma rację – wtrącił Martin. - Zabicie tego człowieka nie jest rozwiązaniem. W końcu nie jest zły. Co takiego robi? Broni ludzi przed wampirami, które piją krew niewinnych. Czy za to ma umrzeć?
   Spojrzałam na niego w zamyśleniu, a w mojej głowie zrodziło się pewne podejrzenie. Przypomniałam sobie, jaki był początkowo niechętny, by ratować wampirzycę, a teraz bronił łowcę. Postanowiłam, że porozmawiam z nim, gdy już będzie po wszystkim.
   - A ty jak myślisz, Szoszannah? - zapytał mój opiekun.
   - Nie możemy pozwolić się zabić – odrzekła – ale nie wiemy, czy on zasłużył na śmierć. Być może jest dobrym człowiekiem. To naturalne, że walczy z wampirami; to jego profesja. - Wzruszyła ramionami. - Może powinniśmy raczej go jakoś inaczej unieszkodliwić?
   - Albo po prostu unikać – dodałam.
   - Jeśli będzie trzeba go zabić, nie zawaham się – oznajmił Erik, patrząc na nas uważnie.
   - Wiem – rzekłam cicho. - Jeśli nie będzie innego wyjścia.
   - Najpierw sprawdzimy, czy nie ma ich tu więcej – postanowił mój opiekun. - I musimy nie rzucać się im w oczy.
   - Zatrzymamy się na Sycylii, tam możemy się przesiąść – stwierdziłam.
   - Tak, ale to jeszcze kilka dni – zauważyła Lily.
   Erik wstał i podszedł do drzwi. Zaryglował je tak, by nikt nie mógł wejść do środka. Potem odwrócił się i spojrzał na nas uważnie.
   - Jeśli dowie się, że na statku są wampiry, nie spocznie, póki nas nie znajdzie. Domyślam się, że będzie szukał w dzień, kiedy śpimy. Dopóki jednak o nas nie wie, jesteśmy bezpieczni. - Spojrzał na zatarasowane drzwi. - Miejmy nadzieję, że jeszcze nie wie.

   Pierwszy raz w życiu kładłam się do trumny z obawą, czy po południu się obudzę. Prawdopodobieństwo, że o nas wie i nas dopadnie było znikome, a jednak lęk o życie swoje i najbliższych towarzyszył mi przed letargiem i po wybudzeniu.
   Zerwałam się niemalże jako pierwsza, równo z Erikiem. Potem wstała Szoszannah i chwilę później Martin.
   - Wszyscy żyją? No, to dobry początek dnia – zażartowała Lily. Uśmiechnęłam się.
   - Pozostaje nam nie wychodzić z kajuty.
   - Ale Erika i Lily nie znają – zaprzeczył Martin.
   - Pijemy ludzką krew, więc rozpoznają nas z łatwością – zauważyła Szoszannah.
   - Nie przesadzacie czasami? Mamy się kryć w kajucie? Cztery wampiry boją się jednego człowieka? - Martin spojrzał na nas po kolei. - W końcu mamy te wampirze umiejętności. Jesteśmy szybcy. Silni. I o nim wiemy. Mamy przewagę. Jesteśmy...
   - Bezbronni w godzinach przedpołudniowych – weszłam mu w słowo.
   - To co zrobimy? Będziemy się przed nim kryć? - spytał mój opiekun, unosząc brwi.
   - Nie, złapiemy go i zwiążemy – burknęłam. Usiadłam na skrzyni, która służyła mi za trumnę.
   - To ciekawy pomysł – stwierdziła Lily z rozbawieniem. - Przez całą podróż będziemy go pilnować i karmić. I przynosić mu nocnik. Ja z Amandą możemy dawać mu jeść, reszta należy do was.
   - Bardzo zabawne – mruknął Martin.
   - A może z nim... porozmawiamy? - Zerknęłam na Erika, który pokręcił głową.
   - Jak ty to sobie wyobrażasz? Mnie i Szoszannah od razu rozpozna, a ciebie i Martina pamięta. Myślisz, że tak łatwo uda ci się przekonać łowcę, że jesteś dobrą wampirzycą?
   Westchnęłam i pokręciłam głową.
   - To zostaje unikanie go...
   - Musimy trzymać się razem, a potem zobaczymy. Na razie zostańcie tutaj, ja pójdę dowiedzieć się czegoś więcej – zakończył Erik, odryglował drzwi i wyszedł z kajuty.
   - Pójdę z nim – postanowiła Lily i zanim zdążyłam zaprotestować, zostaliśmy z Martinem sami.
   Przez chwilę staliśmy w milczeniu, patrząc na siebie. W końcu mój narzeczony podszedł, wziął mnie za rękę i usiedliśmy razem na koi. Oparłam głowę na jego ramieniu, a on objął mnie i przytulił do siebie.
   - Zobaczysz, nic się nie stanie. Podróż minie i będziemy na Sycylii, a potem w Izraelu. Będzie dobrze.
   - Obyś miał rację – westchnęłam.
   Czas minął nam szybko. Po zmierzchu wyszliśmy na pokład, upewniwszy się najpierw, że nie ma tam łowcy. Erik i Szoszannah niczego się nie dowiedzieli, a jakąś godzinę temu mój opiekun przerwał połączenie, twierdząc, że porozmawiamy, jak wróci. Ponieważ była z nim Lily, nie nalegałam na ciągły kontakt. Należało im się trochę prywatności.
   Podeszliśmy do burty i wpatrywaliśmy się w morze. Noc była piękna, gwieździsta. Spojrzałam na Martina. Blask księżyca oświetlał jego przystojną twarz. Przeczesał ręką swoje ciemne, lekko kręcone włosy. Uśmiechnęłam się.
   - Jesteś piękna – powiedział cicho.
   - Ja? - Poczułam się zaskoczona komplementem.
   - Tak... - Dotknął mojej twarzy, delikatnie głaszcząc mnie po policzku. - Wyglądasz jak... księżniczka nocy. Kruczoczarne włosy, błyszczące, brązowe oczy...  lśniąca skóra, gładka w dotyku...
   - Ojej. Nie mów mi tak, bo się zarumienię – zażartowałam, przytulając się do niego.
   - Pamiętasz moment, kiedy się poznaliśmy? Była taka sama noc, tylko ja byłem jeszcze człowiekiem. Teraz dostrzegam świat jeszcze wyraźniej.
   - Pamiętam. - Oparłam się o niego i spojrzałam w gwiazdy. - Wiesz, Martinie? Dni, miesiące, lata... Wszystko przemija. Ale te gwiazdy zawsze były, są i będą takie same. One się nie zmienią.
   - Jak my – zauważył mój ukochany.
   - No, niezupełnie. My się zmienimy. Wewnętrznie. Nabierzemy doświadczenia. One będą świecić w każdą noc i nawet, jeśli kiedyś nas zabraknie, one będą. Po wsze czasy.
   - I zawsze będą tak piękne i niezwykłe, jak ty, kochana – zakończył Martin, całując mnie.

   Kolejne noce upłynęły nam spokojnie. Lily trzymała się Erika, ja Martina. Łowca najwyraźniej niczego nie podejrzewał i nie wychodził w nocy, bo się na niego nie natknęliśmy.
   W końcu jednak nadszedł głód i musieliśmy się z Martinem posilić. Zrobiliśmy to szybko i najciszej, jak się dało. Ponieważ pomieszczenie dla zwierząt znajdowało się obok kuchni, w nocy nikogo tam nie było.
   Po posiłku poszłam się przebrać. Oczywiście wyprosiłam płeć męską z kajuty. Martin wyglądał, jakby chciał zaprotestować, ale Erik zgromił go wzrokiem, więc tylko uśmiechnął się z rezygnacją i wyszli. Po przebraniu się wyszłam z kajuty.
   - Będę na zewnątrz – powiedziałam.
   - Zaraz do ciebie dołączę – odrzekł Martin.
   - Tylko uważaj na siebie – dodał Erik. - I sprawdź najpierw, czy...
   - Wiem, wiem – przerwałam mu ze zniecierpliwieniem.
   - Zdaje się, że ten łowca w nocy po prostu śpi – stwierdziła Lily, biorąc Erika za rękę i patrząc na niego z szerokim uśmiechem. - Chyba niepotrzebnie się martwiliśmy.
   Skinęłam głową i wyszłam na pokład. Rozejrzałam się uważnie, a nie widząc łowcy, odetchnęłam i podeszłam do burty. Wciągnęłam zimne, morskie powietrze i zamknęłam oczy.
   - Nie przeziębisz się, seniorita?
   Błyskawicznie odskoczyłam, otwierając oczy. Ujrzałam średniego wzrostu, przystojnego, ciemnowłosego mężczyznę o błękitnych oczach. Ubrany był w typowy, hiszpański strój, a na szyi miał duży, drewniany krzyż. Nie wyglądał na kogoś znaczącego, aczkolwiek po postawie można było dostrzec w nim pewność siebie.
   - Masz piękny krzyżyk na szyi.
   Dopiero teraz zobaczyłam, że nie schowałam krzyża od Martina. Pośpiesznie ukryłam go pod bluzką.
   - Wybacz, jeśli cię uraziłem. - Mężczyzna wydawał się zdziwiony.
   - Nie, ja... Dostałam go od narzeczonego – mruknęłam.
   - To wspaniały podarunek. Ja też wiozę podobny swojej ukochanej.
   Spojrzałam na niego z uśmiechem.
   - Masz narzeczoną, senior?
   - Tak, płynę po nią na Sycylię. A potem zabieram ją do Hiszpanii.
   - To wspaniale.
   - A ty podróżujesz z narzeczonym, seniorita?
   - Tak. - Skinęłam głową. - Oraz z bratem i jego... i moją przyjaciółką. A ty, senior?
   - Ja z przyjacielem, pracujemy razem. Ach, ale ja się jeszcze nie przedstawiłem! Pedro jestem. - Ukłonił się.
   - Amanda.
   - Jesteś Angielką?
   - Francuzką. A ty rodowitym Hiszpanem?
   - W rzeczy samej. - Jego błękitne oczy patrzyły na mnie ciepło. Zagłębiłam się w nie i zamarłam.
   Pedro nigdy nie zabił człowieka. Wręcz przeciwnie; był dobry, bronił ludzi. Przed wampirami.
   „A wydawał się takim miłym mężczyzną”, pomyślałam ze smutkiem. No tak, był miły. Dopóki myślał, że jestem człowiekiem.
   - Czym się zajmujesz, Pedro? - zapytałam, próbując nie pokazać po sobie zdenerwowania. Zmieszał się.
   - To trochę... skomplikowane. Nie lubię o tym mówić.
   Skinęłam głową. Oczywiście, że mi nie powie. Ale przynajmniej mnie bezczelnie nie okłamał.
   Wtem usłyszałam w głowie głos Erika.
   „Amando, natychmiast wracaj do kasztelu!”
   „Już biegnę na rozkaz”, odpowiedziałam mu ponuro i posłałam Pedro wymuszony uśmiech.
   - Pójdę już, chłodno się zrobiło.
   Ujął moją dłoń i pocałował na pożegnanie.
   - Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy, seniorita Amanda.
   - Z pewnością. - Wycofałam się i pomknęłam do kajuty. Czekali tam na mnie wszyscy troje. Martin i Lily stali po obu stronach mojego opiekuna. Wszyscy mieli napięcie na twarzach. Domyśliłam się, że Erik powiedział im, z kim przed chwilą rozmawiałam.
   - Z tego co ci powiedział wynika, że jest ich dwóch – rzekł już od drzwi.
   - A ten drugi to pewnie ten, który nas zaatakował – dodałam ponuro.
   - Widziałam ląd na horyzoncie – wtrąciła Szoszannah. - Jutro powinniśmy dopłynąć na Sycylię.
   - Niedobrze. - Erik pokręcił głową. - Jutro w dzień. Przed zmierzchem.
   - Ale po południu? - spytałam.
   - Raczej tak. Myślę, że statek przycumuje na co najmniej dobę, więc będziemy mogli wyjść o zmroku.
   - To będziemy musieli się długo zbierać – stwierdziła Lily.
   Wtem rozległy się krzyki i nawoływania. Spojrzeliśmy na siebie z niepokojem i wyskoczyliśmy z kajuty. Do Erika podszedł bosman, potężnej postury Portugalczyk.
   - Co się dzieje? - zapytał go mój opiekun.
   - Na pokładzie coś jest! To coś wyssało krew z kilku waszych zwierząt, senior.
   Poczułam, jak serce zaczyna mi wolniej bić. Gdybym była człowiekiem, najpewniej bym zemdlała.
   - Dzikie zwierzę? Na... statku? - zapytałam cicho. Mężczyzna obrzucił mnie przelotnym spojrzeniem, ale zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zjawił się jeden z młodszych marynarzy.
   - To nie zwierzę – zwrócił się do nas. - To... strzygi.

2 komentarze:

  1. ~justilla
    21 marca 2011 o 15:17

    To ja się całej akcji spodziewałam, a tu tak łatwo poszło, bo jej nie widział. To nie fair! :D Ale widzę, że teraz znowu będzie nieciekawie, no zobaczymy jak to się skończy ;)Co do weny… Moja pojawia się i znika, głównie przez szkołę. Teraz akurat ja mam jej nawrót, więc wkrótce będzie nowy rozdział ;) Brak weny trzeba przeczekać.[amica-libri]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    21 marca 2011 o 16:21

    Akcja jeszcze będzie, możesz być pewna;) To pisz, pisz szybciutko nn:-D Jak masz wenę, to korzystaj;) Pewnie masz rację, że najlepiej przeczekać brak weny… zwłaszcza, że u mnie to długo nie trwa na szczęście;)
    Odpowiedz

    ~Susannah
    21 marca 2011 o 15:27

    Nie wiem czego chcesz od tego rozdziału. Mnie się bardzo podoba :).
    Odpowiedz

    ~Natalia
    21 marca 2011 o 16:23

    Tak? A to fajnie, cieszę sie bardzo:)
    Odpowiedz
    ~Susannah
    21 marca 2011 o 18:15

    Podoba mi się motyw z nocnikiem :)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    21 marca 2011 o 19:40

    Powinnam go rozwinąć?:-D
    Odpowiedz
    ~Susannah
    21 marca 2011 o 21:14

    To prawda!
    ~Natalia
    23 marca 2011 o 00:53

    Może jeszcze będzie okazja:-D
    ~Susannah
    23 marca 2011 o 22:05

    No ja myślę :D! I czekam na mojego Atalefa :)
    ~Natalia
    24 marca 2011 o 13:05

    Ej! Nie zdradzaj pozostałym czytelnikom imion nowych bohaterów:-D :-) Ach, Ty niecierpliwa:p
    ~Susannah
    25 marca 2011 o 01:46

    Ok, ok… Już nic nie mówię. A tak btw to A. się tworzy. Na razie jest w fazie „prenatalnej” ale obiecuję, że się urodzi ;)
    ~Natalia
    25 marca 2011 o 16:54

    A poród jakoś blisko?:-)
    ~Susannah
    25 marca 2011 o 20:37

    Postaram się. Teraz mam deadliny na mnóstwo prac więc może być cięzko, ale spróbuję…Jestem po 2 godzinach snu i jest super :O
    ~Natalia
    25 marca 2011 o 23:52

    Ojej:-o To ja poczekam, nie śpiesz się. Niech spokojnie sobie dojrzewa:-)

    ~Cheilin
    21 marca 2011 o 15:49

    Jeśli nie mam weny to zazwyczaj słucham ludzi, którzy mają jakieś ciekawe pomysły. Czytam książki o dalekich krajach, mity i legendy i co jeszcze wpadnie mi w ręce… Wtedy zazwyczaj wena wraca (choć jest bardzo nieposłuszna ;]).
    Odpowiedz

    ~Natalia
    21 marca 2011 o 16:29

    O, z tymi ludźmi to masz rację. Jak ktoś mi podsunie jakiś fajny pomysł, to wena wraca szybciutko;p
    Odpowiedz

    ~Serina
    21 marca 2011 o 16:04

    Kate? Czy ta Kate, o której myślę? o.O I o czym Amanda miała porozmawiać z Martinem, czego nie zrobiła? „Spojrzałam na niego w zamyśleniu, a w mojej głowie zrodziło się pewne podejrzenie. Przypomniałam sobie, jaki był początkowo niechętny, by ratować wampirzycę, a teraz bronił łowcę. Postanowiłam, że porozmawiam z nim, gdy już będzie po wszystkim.” Cytuję. Przyznam, że wątek ze strzygami mnie zaintrygował. Czyli ich JESZCZE nie podejrzewają… Cóż, niech im się uda, choć muszę powiedzieć, że lubię dramatyczne wątki ^^. Przepisu na wenę jako takiego nie mam, ale czuję, że muszę coś napisać, gdy czytam czyjeś dobre dzieła. To chyba jakaś podświadoma chęć dorównania takiej osobie. W każdym razie niech Ci wena dopisuje! Całuję, Serina.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    21 marca 2011 o 16:37

    Nie, koleżanka Karoliny nie jest wampirzycą:p Kate to popularne imię;) A to, o czym Amanda ma porozmawiać z Martinem, okaże się w kolejnych rozdziałach;> Wątek strzyg rozwinę o wiele szerzej w, bodajże, VII części;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Agata:)
    21 marca 2011 o 16:41

    Najbardziej mnie ciekawi wyssana krew ze zwierząt.. Ciekawe. Kto to mógł zrobić?:)Mam nadzieję, że łowcy nie dopadną wampirów. A głowni bohaterowie szczęśliwie dotrą na Sycylię. Rozdział ciekawy:)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    21 marca 2011 o 17:15

    No, ciekawe:) Oto jest zagadka:) Czyli że wszystko skończy się dobrze? Hm… :-)
    Odpowiedz

    ~Lilith Bathory
    21 marca 2011 o 17:29

    No no robi się coraz groźniej. Pewnie prędzej czy później łowcy się zorientują… Ciekawe, jak to się dalej potoczy. Rozdział fantastyczny, jak zawsze. Aż poczułam dreszczyk. Pozdrawiam [taikasanoja]
    Odpowiedz
    ~Lyanne Grey
    21 marca 2011 o 19:17

    Strzyga? Ciekawe xD I spotkanie z tym Hiszpanem :D Martin się zaczyna dziwnie zachowywać, ale może to tylko moje przewrażliwienie :P pozdrawiam
    Odpowiedz

    ~Natalia
    21 marca 2011 o 19:38

    To nie przewrażliwienie, nie martw się:) Raczej spostrzegawczość;)
    Odpowiedz

    ~Kara007
    21 marca 2011 o 19:40

    Właśnie, dlaczego Martin tak ich broni?? Coś czuję, że szybko się to wyjaśni ;) Ta ich planowana rozmowa ;) W całości zgadzam się z poprzednimi komentarzami: jest coraz gorzej… Ja nie wiem jak oni z tego wyjdą cało?? I oby wyszli. Rozdział fantastyczny, zaintrygował mnie ten łowca, że jej nie poznał – w sumie i dobrze ;) Mówisz, że akcja się rozwinie, aż jestem ciekawa ;) Pozdrawiam i życzę weny ;***
    Odpowiedz
    ~Vivi
    21 marca 2011 o 21:26

    No tak nie ma to jak strzygi na pokładzie. Mam nadzieję, że wampirom nic się nie stanie i w spokoju będą mogli kontynuować podróż. Ale jak moje przedmówczynie uważam, że Martin jest za „gładki”. Od samego początku nie wzbudził we mnie pozytywnych odczuć, mimo swojej nienagannej opinii. Czekam zatem na kolejny rozdział i życzę dużo weny twórczej. Ja osobiście również cierpię na brak weny. A co wtedy robię? Właściwie to nic, pozostawiam wszystko samemu sobie. A czasami czytam poprzednie rozdziały i wtedy nachodzi mnie niespodziewana wena.Pozdrawiam, Vivi {Vampires-new-Story}
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    22 marca 2011 o 11:23

    Jak zwykle rozdział cudowny :-) Przeprasza, że komentuję dopiero teraz, ale ostatnio dużo się u mnie dzieje. Już sie cieszyłam, że uda się im bez przeszkód dopłynąć na Sycylię, mimo obecności Łowcy na pokładzie. A tu nagle spotkanie z jednym z łowców. Niby całkiem spokojne, ale jednak zasiało ziarnko niepokoju. No a odkrycie przez marynarzy martwych zwierząt, z których wypito krew jeszcze bardziej podgrzało atmosferę. Chociaż widać już zarys wyspy to jednak niebezpieczeństwo stało sie bardziej realne. Co się stanie? Czy łowcy ich zidentyfikują? Czekam niecierpliwie na kolejny odcinek, tej pasjonującej powieści. Jesteś dla mnie niedościgłym wzorem.Pozdrawiam.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    22 marca 2011 o 19:50

    To miło, że tak Ci się podoba, ale z tym wzorem to przesadziłaś:-)
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    23 marca 2011 o 09:12

    Kochana, to szczera prawda. piszesz po prostu porywająco. Cudownie.
    Odpowiedz

    ~Inscriptum
    15 sierpnia 2011 o 00:26

    Powracają kochane strzygi. xD Ciekawa sytuacja z tymi łowcami. Ten, który rozmawiał z Amandą był całkiem miły. :) Martin nadal wydaje mi się za młody i mało doświadczony dla naszej gorącokrwistej.

    OdpowiedzUsuń