Rozdział VI - Zaskakujące wyznanie

13.03.2011

   - Ojej. Powiedział ci, że cię kocha? Że będzie o ciebie walczył? - zgadywała Karolina. - I żebyś z nim została? Z jednej strony to go lubię, ale Martina też... I chyba się domyślam, kogo wybrałaś. - Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
   - Tak? To myślę, że cię zaskoczę. - Uśmiechnęłam się, usiadłam wygodniej i wróciłam do przerwanego momentu.


   Odsunęliśmy się od siebie jednocześnie. Zerwałam się.
   - Lubisz mnie dręczyć? Kocham Martina, rozumiesz? I twoje pocałunki tego nie zmienią! Prosiłam cię, żebyś tego nie robił! - Cofnęłam się o krok.
   Juan roześmiał się bezczelnie. Miałam ochotę mu przyłożyć. Wstał i oparł się jedną ręką o mur.
   - Mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz, kiedy się złościsz?
   Odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale złapał mnie za rękę.
   - To był nasz ostatni pocałunek, Amando. Już nigdy więcej tego nie zrobię.
   Spojrzałam na niego zaskoczona.
   - Jak to? Poważnie?
   - Czyżbym słyszał zawód w twoim głosie? - Uśmiechnął się, a ja gniewnie zabrałam rękę. - No cóż, w takim razie będę musiał cię rozczarować. Na statku, kiedy cię pocałowałem, zdałem sobie sprawę, a teraz się upewniłem, że już cię nie kocham, Amando.
   Przez chwilę stałam w milczeniu, starając się zrozumieć sens tych słów.
   - Nie kochasz? - wyszeptałam w końcu.
   - Szkoda, że nie możesz zobaczyć swojej miny! - roześmiał się. Ogarnęła mnie ulga. Uśmiechnęłam się niepewnie. Przyszło mi na myśl, że skoro Juan już nie pała nieodwzajemnionym uczuciem do mnie, to może wreszcie pokochać kogoś, kto będzie na niego zasługiwał.
   - Czyli co teraz? Przyjaźń?
   Zamilkł i przez chwilę mierzył mnie wzrokiem. Stałam, czekając, co powie. Zupełnie nie wiedziałam, jak zareaguje.
   - Przyjaźń – rzekł w końcu. Wyciągnęłam rękę, ale on złapał mnie w pasie i swoim zwyczajem okręcił wokół siebie, po czym postawił na ziemi.
   - Pomimo że nie jestem prawdziwą wampirzycą? - dodałam z przekornym uśmiechem.
   - Ależ jesteś. Piłaś już ludzką krew, lecz wybrałaś zwierzęcą. Wiesz, co tracisz, a mimo to... - Uśmiechnął się. - To twój wybór i nawet podziwiam twój upór. A kiedy następnym razem się spotkamy, to już jako przyjaciele. Zwalniam cię z obietnicy stu lat.
   - To może... może pojedziesz z nami? - zaproponowałam. - Byłeś kiedyś w Izraelu?
   Pokręcił głową.
   - Wybacz, moja cymofanowooka przyjaciółko, ale nie skorzystam z twojej propozycji. Mam trochę inne plany. - Podał mi ramię, które przyjęłam z uśmiechem. Ruszyliśmy w stronę posiadłości Juana. - Ciekaw jestem, z kim będziesz, kiedy następnym razem się spotkamy.
   - Z Martinem. Przecież jest wampirem. - Wzruszyłam ramionami.
   - Ciekawe, jak długo będziecie razem – mruknął.
   - Na wieczność?
   Roześmiał się.
   - Wątpię. Ty potrzebujesz prawdziwego mężczyzny.
   - A możesz już zostawić w spokoju Martina?
   - Już nic nie mówię. - Przewrócił oczami.
   Kiedy wróciliśmy, wampirza służba pracowicie krzątała się po podwórzu, a mój ukochany stał przed domem, patrząc na nas uważnie. W pierwszej chwili chciałam puścić ramię Juana, ale zaraz się opanowałam i nie zrobiłam tego. Jeśli Martin mnie podejrzewał, to już jego sprawa. Ogarnął mnie nagły bunt. Uniosłam wyżej głowę i spojrzałam na niego wyzywającym wzrokiem.
   Pomyślałam ponuro, że pewnie się zdenerwuje, ale on tylko zmarszczył brwi i popatrzył na mnie ze spokojem.
   - Amando, możemy porozmawiać? - zapytał.
   - Tak. - Puściłam Juana i podeszłam do Martina. Bez słowa przepuścił mnie w drzwiach. Poszliśmy do jednego z pokoi. - Słucham więc. - Siadłam na zaścielanym łóżku. Usiadł obok mnie i spojrzał na mnie. Na jego twarzy malowało się zdecydowanie.
   - Chciałem cię przeprosić. Za to, co powiedziałem. I za to, że jestem zazdrosny. Rozmawiałem z Szoszannah i wyjaśniła mi kilka spraw.
   Patrzyłam na niego zaskoczona.
   - Co ci wyjaśniła? - zapytałam w końcu.
   - To, że wybrałaś mnie, bo mnie kochasz. A ja przez zazdrość o twoich byłych... mężczyzn mogę to zniszczyć. To wszystko dlatego, że... - Urwał, zastanawiając się przez chwilę. - Kiedy cię po raz pierwszy ujrzałem, poruszyłaś moje serce. To, co do ciebie czuję, jest bardzo silne. Jeszcze nigdy nikogo nie kochałem, więc czasem czuję się trochę zagubiony... Lily mówiła, żebym ci to wszystko powiedział, ale jak to teraz mówię, to jakoś dziwnie to brzmi.
   Uśmiechnęłam się.
   - Kiedy ja sobie uświadomiłam, że cię kocham, byłam jeszcze bardziej zagubiona i przerażona. To, że nie jesteś pierwszym mężczyzną w moim życiu, nie daje mi nad tobą żadnej przewagi, Martinie. - Spojrzałam na niego ciepło. - Każda miłość jest inna. A jako wampirzyca mam w sobie więcej emocji niż człowiek. - Wstałam i podeszłam do okna. Księżyc świecił pełnym blaskiem. Poczułam, jak Martin obejmuje mnie i przytula.
   - Nie gniewasz się już? - szepnął mi do ucha.
   Odwróciłam się w jego stronę.
   - Czekaj no, niech się zastanowię. - Spojrzałam na niego z przekornym uśmiechem. Włożył mi rękę we włosy, a drugą objął w pasie i przyciągnął. Dotknął ustami mojej szyi, powodując tysiące szalejących motyli nie tylko w moim brzuchu, ale i na całym ciele.
   - I co? Zastanowiłaś się już? - szepnął ponownie.
   - Noc jeszcze wczesna – mruknęłam, całując go w usta.
   Nagle się odsunął.
   - Zaczekaj tu, za chwilę wrócę. - I zostawił mnie, nieco oszołomioną. Wrócił za kilka sekund. - Chciałem to zrobić, kiedy już będziemy w Izraelu, ale myślę, że równie dobrze mogę zrobić to już teraz. - Złapał mnie za rękę. Wybiegliśmy. Chłodny, nocny wiatr owiał moją twarz. Nie czułam zimna, więc było to przyjemne uczucie. Martin zaprowadził mnie do ogrodu, gdzie panował niesamowity spokój, a wszystkie kwiaty trwały w cichym uśpieniu. Tam ukląkł na jedno kolano, wyciągnął pudełeczko i otworzył. W środku był pierścionek z diamentowym oczkiem. - Zostaniesz moją żoną?
   Tak po prostu. Bez zbędnych wstępów, wahań. To był właśnie mój Martin. Poczułam, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi.
   - Tak – odparłam po prostu, podając mu dłoń. Założył mi pierścionek, po czym wstał i pocałował krótko. Objęłam go za szyję i nieco przedłużyłam pocałunek. Potem wróciliśmy do pokoju.
   Ta noc była inna niż wszystkie, wyjątkowa. Pełna miłości. I choć za szybko się skończyła, wiedzieliśmy, że będzie więcej takich nocy. Setki, tysiące, miliony...
   Tej nocy dogłębnie poznaliśmy swoje ciała, poddając się sile miłości.

   Dopiero tuż przed świtem, jako ostatni wróciliśmy do trumien. Wszyscy pewnie już byli, bo były zamknięte. Wślizgnęliśmy się do swoich i jednocześnie zamknęliśmy wieka.
   Następnego popołudnia, kiedy otworzyłam trumnę, był tylko Erik, który siedział na swojej, zamkniętej.
   - Chyba musimy o czymś porozmawiać – powiedział złowrogim głosem. Wyszłam z trumny, zamknęłam ją i usiadłam.
   - Ale... o co ci chodzi? - spojrzałam na niego zdziwiona, rumieniąc się.
   - Zachciało ci się wczoraj bawić w bohaterkę? Zginęłabyś! I mało tego, ani przez chwilę nie przyszło ci do głowy, żeby zawołać mnie na pomoc?
   - Ach, o to chodzi – westchnęłam z ulgą.
   - A o co innego? Ach, no i gratuluję zaręczyn. - Uśmiechnął się, patrząc na pierścionek. - Spodziewałem się, że w końcu ci się oświadczy. A wracając do twojego pomysłu samodzielnej walki z łowcami...
   - Nie chciałam z nimi walczyć! - zaprzeczyłam energicznie. - Chciałam tylko ją uratować. Ale masz rację, powinnam cię zawołać – dodałam skruszonym głosem. - Następnym razem tak zrobię.
   - Następnym razem? Nie będzie następnego razu. Tu się robi zbyt niebezpiecznie. Jutro płynie statek do Azji. Popłyniemy nim.
   - Już jutro? - Westchnęłam. - Jeszcze nie zdążyliśmy zwiedzić wszystkiego...
   - Nie wiem, kiedy może być następny. Wczoraj byłem w Barcelonie i rozmawiałem z kapitanem. Wszystko już zostało ustalone, zwierzęta na drogę także. A dziś wybierzemy się na zwiedzanie. Wszyscy razem.
   Skinęłam głową.
   - Przepraszam, że się martwiłeś – powiedziałam cicho. Wstałam, podeszłam i pogłaskałam go po szorstkim policzku. Uśmiechnął się nieznacznie. Ciemne oczy złagodniały.
   - Tylko na chwilę spuścić cię z oka... - Pokręcił głową i posadził mnie sobie na kolanach. Położyłam głowę na jego ramieniu.
   - Kolejna miłość. Mam nadzieję, że nie skończy się tak tragicznie, jak poprzednia – szepnęłam.
   - Będzie dobrze, promyczku. Mam przeczucie, że tym razem długo będziesz z nim szczęśliwa.
   Podniosłam głowę.
   - Długo, ale nie zawsze?
   - Nie wiem, co będzie zawsze. - Popatrzył przed siebie w zamyśleniu.
   - A jak z tobą? - zapytałam po chwili. - Czy Szoszannah... czy jest tą jedyną?
   Jego twarz momentalnie się rozpogodziła.
   - Nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej. Przy niej czuję się tak, jak nigdy się nie czułem. Ale... to zbyt piękne, by mogło być prawdą. Przez tyle wieków byłem sam. Myślę, że... tak, myślę, że trochę się bałem. Miłość oznacza cierpienie. Ale spotkałem ciebie. Moją kochaną, niesforną siostrzyczkę. A potem ją. Szoszannah. I teraz znów się boję. Że ją stracę.
   - Ale dlaczego miałbyś ją stracić? - Popatrzyłam na niego z niepokojem. Czułam jego emocje, odkrył przede mną tajniki swojej duszy. Było tak jak dawniej. Kochałam go całym sercem i chciałam, by był szczęśliwy. I czułam też jego obawy. Bałam się tak samo, jak on, choć oboje nie wiedzieliśmy, czego. - Lily cię nie zostawi, rozmawiałam z nią i...
   - Wiem – przerwał mi tylko i odwrócił wzrok. - Ja też z niej nie zrezygnuję. Wiem, że jest szczera i widzę, co czuje.
   - I tak ma zostać – powiedziałam stanowczo, przytulając się do niego.
   Kiedy zeszliśmy na dół, Lily pierwsza zauważyła pierścionek, albo po prostu odczytała wszystko z umysłu Martina.
   - Gratuluję! Tak się cieszę! - Przytuliła mnie radośnie.
   - A z czego ta radość? - spytał Juan, schodząc do nas. Uśmiechnęłam się promiennie i pokazałam mu dłoń z pierścionkiem. Jeszcze wczoraj bym tak nie zrobiła, ale dziś było już inaczej między nami.
   - Ach, tak. - Przymrużył lekko oczy. - Pozwól więc, że ucałuję przyszłą pannę młodą. - Znalazł się przy mnie w jednej chwili, pocałował mnie w policzek i przytulił. - Nie wiem, czy mam ci gratulować, czy współczuć – szepnął mi do ucha.
   - Och, Juan. - Pokręciłam głową z uśmiechem. - Gratulować. Zdecydowanie.
   - No niech ci będzie. A kiedy ślub?
   - Chyba... w Azji? - Spojrzałam niepewnie na Martina, który obrzucił Juana niechętnym spojrzeniem i skinął mi lekko głową.
   - To jeszcze zdążysz się rozmyślić.
   - Juan!
   Roześmiał się i wyszedł. Miałam zamiar powiedzieć Martinowi, że Hiszpan już nie jest dla niego żadnym zagrożeniem, ale doszłam do wniosku, że powiem mu to dopiero na statku. Powinien nauczyć się powstrzymywać swoją zazdrość. Może przydać mu się to w przyszłości.

   Tej nocy zwiedziliśmy większość zamków w Hiszpanii, a dodatkowo ja z Martinem kilka katedr. Uwielbiałam hiszpańskie kościoły wybudowane w lekkim, strzelistym, gotyckim stylu. Klęcząc w ławce, czułam tę niezwykłą atmosferę, jakby obecność czegoś niewytłumaczalnego, czego rozum ludzki, ani nawet wampirzy, nie był w stanie pojąć. Kiedy podzieliłam się moimi spostrzeżeniami z Martinem, przyznał mi rację. Wiedziałam, że mamy podobne odczucia, choć on nie potrafił wyrazić ich słowami.
   Kiedy wróciliśmy, udaliśmy się z Martinem na polowanie. Co prawda mogliśmy wytrzymać jeszcze jeden dzień, ale następnej nocy mieliśmy wsiąść na statek, a podróż zapowiadała się dość długa.
   Posiliwszy się, wracaliśmy przytuleni. Pierwszy raz od bardzo dawna wszystko zaczęło się układać. Czułam się szczęśliwa.
   Następnego dnia spakowaliśmy się i pojechaliśmy krytymi powozami do Barcelony. Dotarliśmy tam tuż po zmroku, przed odpłynięciem statku.
   Juan najpierw uściskał Szoszannah, szepcząc jej coś o niezwykłym uroku i wnoszeniu radości w serce, potem uścisnął dłoń Erikowi i podszedł do mnie.
   - Do następnego spotkania, cymofanowooka wampirzyco.
   Przytuliłam się do niego.
   - I żebym następnym razem widziała cię z jakąś uroczą wampirzycą u boku!
   Uśmiechnął się, a przez jego twarz przebiegł smutek, albo tylko mi się wydawało, bo za chwilę miał w oczach te same iskry, co zwykle.
   - Nie wytrzymałbym za długo z jedną.
   Wtem Martin zrobił krok do przodu i stanął koło mnie.
   - Dziękujemy za gościnę – powiedział krótko i wyciągnął rękę w stronę Juana.
   Hiszpan uniósł brwi, popatrzył na wyciągniętą dłoń i przez chwilę myślałam, że mu nie poda swojej, ale w końcu uścisnął mu ją krótko.
   - Jeśli ją skrzywdzisz, długo nie pożyjesz. Możesz być pewien.
   Zanim Martin zdążył odpowiedzieć, Juan odwrócił się i ulotnił wampirzym tempem.
   - Co za typ – mruknął Martin. Spojrzałyśmy na siebie z Szoszannah i roześmiałyśmy się.
   - Pora wyruszać, moi drodzy – rzekł Erik, podając rękę Lily. Ja ujęłam dłoń Martina i weszliśmy na pokład.
   Większość nocy minęła nam na rozpakowywaniu i snuciu planów dalszej podróży. Potem wyszłam na zewnątrz. Długo stałam i wpatrywałam się w ciemność. Hiszpania powoli znikała za horyzontem. Martin podszedł i mnie przytulił. Uśmiechnęłam się, gdy poczułam bijące od niego ciepło.
   - Niedługo świt. Zejdźmy pod pokład.
   - Za chwilę.
   Skinął głową i wyszedł. Pomyślałam, że muszę tu kiedyś wrócić. Hiszpania miała swój urok. A jeszcze tyle innych krajów miałam zwiedzić...
   Odwróciłam się z cichym westchnieniem i zamarłam.
   Naprzeciwko mnie stał łowca. Ten sam, który próbował mnie zabić.

3 komentarze:

  1. ~Susannah
    13 marca 2011 o 17:33

    O nie! O nie! O nie! Fatalnie! Ślub Amandy z Martinem? Juan ma rację zastanawiając się, czy jej gratulować czy współczuć! „Szorstki policzek”? I like it! Dzięki :*
    Odpowiedz

    ~Natalia
    13 marca 2011 o 18:02

    A proszę bardzo:-) haha:) O tak, kochana:-D
    Odpowiedz

    ~Vivi
    13 marca 2011 o 18:14

    O mamuńciu, teraz mnie przeraziłaś, łowca na pokładzie. Mam nadzieję, że Amanda da mu popalić. A wtacając do Martina, ja również zgadzam się z koleżanką- fatalnie. Jak dla mnie za mało chemii, od poczatku jakoś nie przypadł mi do gustu. Czekam zatem z niecierpliowścią na kolejną notkę, bardzo dziekuję za info.A przy okazji chciałabym zaprosić na swojego bloga: vampires-new-story. Nie wiem czy lubisz temetykę Twilight, ale możesz wierzyc lub nie moja historia zupełnie odbiega od normy. Blog pisany jest z perspektywy siostry Edwarda Cullena-> to tak na marginesie.Pozdrawiam, całuję, Vivi
    Odpowiedz
    ~Lilith
    13 marca 2011 o 18:52

    No no i zaskoczyłaś mnie! Fenomenalnie. Lubię takie zaskakujące zwroty akcji. I ta końcówka… Szok po prostu. Piszesz bosko, ale co ja ci będę mówić przecież to już wiesz. Pozdrawiam [taikasanoja]
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    13 marca 2011 o 19:31

    Wow ale rozdział. Tak myślałam, że nie dasz jeszcze Amandzie i Juanowi być razem. Na razie wybrała Martina i planuje z nim ślub. Bardzo romantyczne. Pierścionek z brylantem jej dał.Piękna scena. Cały czas żal mi Juana i ten jego chwilowy smutek, gdy się z nią żegnał… Ciągle mam nadzieję, ze jednak będą razem. Ciekawi mnie kim jest ten jej mąż :-) No ale poczekam spokojnie i kiedyś w końcu się dowiem. Uwielbiam Twój styl. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. A co do pytania jakie zadałaś na moim blogu to owszem, bracia Billa nie wzięli ze sobą skór. Bill na nich leżał w grocie, aby było mu miękko :-) W końcu to ich brat i nie chcieli go skrzywdzić. Zostawili skóry i dzięki temu Bill mógł się ich pozbyć, aby ukarać braci. Tego się nie spodziewali, ponieważ według ich obliczeń powinien być nieprzytomny jeszcze przynajmniej przez cały dzień. Można to uznać za fatalny zbieg okoliczności albo przeznaczenie :-) Pozdrawiam.
    Odpowiedz
    justilla
    13 marca 2011 o 19:46

    Moje serce normalnie przestało bić. Teraz Amanda powinna drzeć się do Erika, Erik powie Lily, od Lily dowie się Martin i niech ją teraz ratują! A ja tam się cieszę z zaręczyn, a co! Trwam w moim wyborze, Juan niech spada na dobre. Aczkolwiek zaczynam mieć wrażenie, że zajrzę do lodówki a tam Juan. xD [amica-libri]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    13 marca 2011 o 19:54

    O, a co Juan robi w Twojej lodówce?:-o Trzymasz tam mrożoną krew?:-D Haha Martin górą, mówisz?:-)
    Odpowiedz
    ~justilla
    14 marca 2011 o 16:01

    Juan jest nieprzewidywalny ;P A i owszem, Martin górą ;)
    Odpowiedz

    ~Kara007
    13 marca 2011 o 20:31

    Zabije, no po prostu zabije!!! Jak można tak kończyć??!! Jak?!! Nie wytrzymam tygodnia… ;/ Przez takie końcówki nabawię się ataków paniki, a na koniec, z braku informacji, wpadnę w depresję. I co wtedy?? Rozdział świetny! Juan zaskoczył mnie i to nie lada. Choć trochę mi go żal ;) Chciałabym, żeby mu się wreszcie udało. Spodobała mi się także ta jakże miła wymiana zdań w trakcie pożegnania między Martinem a Juanem – świetna. Taka męska ;p Mam też nadzieję, że po tym całym zamieszaniu z łowcą (bo przecież Amanda musi przeżyć) pomoże Erikowi dojść do tego, czego on się tak obawia?? Pozdrawiam ;***
    Odpowiedz

    ~Natalia
    14 marca 2011 o 17:34

    Zabić nie zabijesz, bo nigdy się nie dowiesz, więc nie strasz:-) a w panikę i depresję nie wpadaj, bo ja nie psycholog, choć kierunek pokrewny:) Ty lepiej swoją notkę pisz, o:-p
    Odpowiedz
    ~Kara007
    14 marca 2011 o 18:19

    Notka się pisze ;) Powoli xD

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Cheilin
    14 marca 2011 o 16:07

    Jaka szkoda! A ja liczyłam na związek Juan—Amanda… Oczywiście to tylko sugestia, bo przecież to twoja historia. ;]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    14 marca 2011 o 17:25

    Nie tylko Ty na to liczyłaś:p A ja już los Juana mam obmyślony i to się raczej nie zmieni:) Mam nadzieję, że Was zaskoczę;) Ale to dopiero w innej części:-)
    Odpowiedz

    ~Agata:)
    14 marca 2011 o 16:48

    Najpierw błędy:”zdałem sobie sprawę, a teraz się upewniłem, że już nie kocham, Amando.” – brakuje słowa „Cię” – ” że już CIĘ nie kocham…”"Dopiero tuż przed świtem, jako ostatni wróciliśmy do TRUMIEN. Wszyscy pewnie już byli, bo TRUMNY były zamknięte…” – powtórzenie.”A potem ją. Szoszannah…” – nie jestem pewna czy to jest błąd. Ale wydaje mi się, że powinien być myślnik – „A potem ją – Szoszannah…”Martin jest stanowczo za bardzo zazdrosny. Przegina i wkurza mnie niemiłosiernie. Coraz bardziej go nie lubię. Protestuję i ślubu ma nie być!Mam nadzieję, że to nie koniec z Juanem? Musi się gdzieś pojawić. Wydaje mi się, że Amanda powinna być właśnie z nim. I nie przyjmuję do wiadomości, że on wyznaje jej, że jej nie kocha. Pewnie ściemnia, a tak naprawdę to jego uczucie do niej jest ogromne. Więc jeśli chodzi o przyszłość Amandy to dla mnie jest wszystko jasne. W mojej wizji jest skazana na Hiszpana i tyle.Końcówka jak zwykle tajemnicza. Ciekawe jak wampirzyca porodzi sobie z łowcą.. Może „wspaniały” – [sarkazm] – Martin jej pomoże? :)Zobaczymy, czekam na nn:);*
    Odpowiedz

    ~Natalia
    14 marca 2011 o 17:27

    Dzięki za wypisanie błędów;) I obawiam się, że Amanda może nie wziąć pod uwagę Twoich protestów, ale możesz to z nią przedyskutować:-D
    Odpowiedz

    damonvampire@vp.pl
    14 marca 2011 o 17:09

    Tak oto doszła do końca V części. Myślę, że przeczytam poprzednie, bo mnie niesamowicie zaciekawiłaś! Kucze, ale Ty świetnie piszesz…
    Odpowiedz

    ~Natalia
    14 marca 2011 o 17:29

    Dziękuję, każdy nowy czytelnik jest mile widziany:) Możesz przeczytać streszczenie, ale na razie mam tylko I części:p
    Odpowiedz

    ~Lyanne Grey
    14 marca 2011 o 18:16

    Uau! Co za zakończenie! Łowca?! Cudowna notka! Dziękuję za dedykację, to miłe ;)
    Odpowiedz
    ~Oxialis
    14 marca 2011 o 19:10

    Powiem szczerze, że nie za bardzo lubię Martina. A przynajmniej nie tak jak Juana. Według mnie Martin nie jest „barwną” postacią i przydałoby się poświęcić mu kilka kontrowersyjnych sytuacji jak np. ucieczka od Amandy albo romans z inną wampirzycą (albo dziewczyną)… Oczywiście to tylko moje zdanie i nie zamierzam nikogo urazić. ;]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    14 marca 2011 o 20:41

    Mówisz, że jakby zdradził Amandę, to byś go polubiła?:-o Ale Martin to nie Chris:p Choć geny te same:-)
    Odpowiedz

    ~Oxialis
    14 marca 2011 o 20:55

    Owszem, ale ja wolę jednak Juana. Mam taką maluśką nadzieję, że Amanda jednak zmieni zdanie co do jej ślubu z Martinem…
    Odpowiedz
    ~Oxialis
    14 marca 2011 o 20:59

    Nie to,że nie lubię Martina, ale troszkę nie pasuje mi do tej historii. To ty decydujesz, ale zlituj się trochę nad Juanem…(oczy kota ze Shreka) ;]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    14 marca 2011 o 21:11

    Moja Droga, ja nie mam nic przeciwko, żebyś nie lubiła czy lubiła Martina, to Twój wybór:) Ja tworzę bohaterów, Wy ich odbieracie, jak wam się podoba:) A oczy kotka ze Shreka zawsze na mnie działały:-D Więc Ci zdradzę, że ostatecznie Juan będzie szczęśliwy, ale kiedy, z kim, jak i gdzie to nie powiem:-p

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Tequila
    15 marca 2011 o 11:33

    No, no, no. I to mi się podoba. Na pewno Amanda wygoni łowcę, a najlepiej spali go gdzieś < śmiech>. Martin jakiś trochę porąbany jest… Nie lubię go. Widzę, że szykuje się jakiś ślub. Wszyscy tylko o żeniaczce myślą X.X . Dobra, ale żeby było trochę dramatycznie, rozwód też się jakiś by przydał ;]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    15 marca 2011 o 12:37

    Rozwód? Jeszcze się nikt nie pobrał:-) A do dramatyzmu nie potrzeba rozwodu:p
    Odpowiedz

    lady_serina@vp.pl
    15 marca 2011 o 17:01

    To dogłębne poznawanie swoich ciał… Wybacz, skojarzyło mi się z harlekinami XP. Juan zrezygnował, i dlatego mnie zirytował, mam nadzieję, że ma jakieś ukryte plany, bo inaczej będę mocno zawiedziona. Kroku Martina natomiast się spodziewałam, to było dość przewidywalne, że oświadczy się Amandzie. Wiesz, na razie trochę za sielankowe to życie mają, ale jestem pewna, że albo podróż, albo sama Azja będzie momentem przełomowym i zaskakującym ^^. Weny, moja droga, i pożycz smacznego Juanowi przy najbliższej okazji… ;> Serina.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    15 marca 2011 o 19:57

    Myślę, że Juan jeszcze Cię zaskoczy;> a sielankowe życie też musi trochę być, bo jak będzie ciągłe zagrożenie, to się wykończą psychicznie:-o A z tym poznawaniem ciał, uważasz, że za mocne? Powinnam zmienić? Nie chciałam nikogo zgorszyć:]
    Odpowiedz
    ~Serina
    15 marca 2011 o 20:03

    Oj tam, oj tam, pewnie tylko ja jestem taka pruderyjna xd. Mówisz, że mogą się wykończyć? Hm, niewykluczone… I jestem pewna, że mnie zaskoczy, jak to zwykle u Ciebie :D
    Odpowiedz
    ~Natalia
    15 marca 2011 o 20:04

    A Juan kazał Ci przekazać, że zaproszenie na kolację nadal aktualne:-D
    Odpowiedz
    ~Serina
    18 marca 2011 o 20:39

    Okej, okej… XD

    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    18 marca 2011 o 19:27

    Świetny rozdział. Na pokładzie jest łowca, Amanda na pewno sobie z nim poradzi. No i plany ślubu z Martinem. Czyżby Erik był już na straconej pozycji?Zapraszam też na nowy wpis na byc-kobietaa.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    18 marca 2011 o 21:33

    Erik? Co masz na myśli? Chyba chodziło Ci o Juana:p
    Odpowiedz

    ~Nieśmiertelna
    19 marca 2011 o 14:11

    Nadrobiłam zaległości i po przeczytaniu tego rozdziału jedyne, co ciśnie mi się na usta to: wowowo. Taak, kreatywnie;) Z jednej strony cieszę się z zaręczyn naszej zakochanej pary, ale z drugiej – chyba trochę żałuję Juana. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczą się dalsze losy Amandy, szczególnie w związku z tym łowcą. Pozdrawiam, krwawy-poemat
    Odpowiedz
    ~Lilith Bathory
    20 marca 2011 o 10:56

    Dzięki za radę, ale u mnie jest wszystko ok. Normalne litery.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    15 sierpnia 2011 o 00:23

    No i jak zwykle przerwałaś w takim momencie! xD Myślę, że Juan kłamał, gdy mówił Amandzie, że już jej nie kocha. To było widać, gdy się żegnali. Jak to?! Przespali się przed ślubem!? To przecież sprzeczne z ich religią! Oj, chyba ktoś się tam będzie musiał wyspowiadać przed ślubem. :P

    OdpowiedzUsuń