Rozdział VIII - Atak

26.03.2011

   Tym razem przerwał nam dzwonek do drzwi.
   - To pewnie Kate – stwierdziła Karolina.
   - To ja w tym czasie się przejdę – postanowiłam. Zanim jednak zdążyłam gdziekolwiek wyjść, w drzwiach pojawił się mój mąż.
   - Znów będę musiał wyjechać, Skarbie – zwrócił się do mnie. Usiadł obok i wziął mnie za rękę. Spojrzałam na niego ciepłym wzrokiem. Pomimo że przez moje życie przewijali się różni mężczyźni, to jemu byłam przeznaczona. Od samego początku. Tylko musiałam przejść przez to wszystko, dokonać mnóstwa wyborów i wykonać zadanie, do którego zostałam wybrana.
   - Kiedy wyjeżdżasz? - spytałam.
   - Pojutrze.
   - A wracasz?
   Wzruszył ramionami, głaszcząc moją dłoń.
   - Pewnie za jakieś trzy, może cztery dni. Już jestem za stary na takie wyjazdy – westchnął.
   Roześmiałam się.
   - To co ja mam powiedzieć? Jestem od ciebie starsza o jakieś...
   - Wiem – przerwał mi, całując mnie lekko w usta. - I strasznie się z tego powodu wymądrzasz – dodał żartobliwie naburmuszonym tonem.
   - Nie moja wina, że jestem starsza i mądrzejsza – odparłam przekornie. Teraz on się roześmiał.
   - Następnym razem zabieram cię ze sobą.
   - Zgoda. - Przytuliłam się do niego i zaczęliśmy rozmawiać.
   Godzinę później wróciła Karolina.
   - Oj, chyba przeszkadzam – mruknęła. - Powinnam zapukać.
   - A jakże, młoda damo – rzekł mój mąż, śmiejąc się. Wstał i skierował się do drzwi. - Opowiadaj, opowiadaj, kochanie. A wieczór zarezerwuj dla mnie.
   - Tak zrobię – odparłam. Śmialiśmy się jeszcze przez chwilę, po czym on wyszedł, a ja wróciłam do mojej opowieści.


   - Strzygi? - zapytałam cicho, łapiąc się ramienia Martina.
   - Chodźcie, sami zobaczcie. - Marynarz odwrócił się i ruszył przed siebie. Spojrzałam na Erika, który odwrócił się w naszą stronę.
   - Wracajcie do kajuty. Zaraz do was przyjdę.
   Odwróciłam się i weszłam, za mną Lily i Martin. Erik wrócił chwilę później.
   - Łowcy zapowiedzieli, że znajdą strzygę. Chyba nie podejrzewają wampirów, skoro jedynie zwierzęta na tym ucierpiały. Strzyga rzuca się na wszystko, co ma krew, dla niej to bez różnicy, człowiek czy zwierzę... A wampiry wolą ludzi.
   Usiedliśmy, rozmawiając. Słuchaliśmy, jak wszyscy szukają owej strzygi. Zbliżał się ranek, więc wyciągnęliśmy trumny i pogrążyliśmy się w letargu.
   Obudziły mnie głośne uderzenia. Cztery wieka naszych trumien otworzyły się równocześnie. Ktoś dobijał się do drzwi.
   Erik i Martin wyskoczyli jako pierwsi.
   - Otwórzcie!
   - Co się dzieje? - Erik podszedł powoli do drzwi.
   - Za jakieś trzy godziny dopłyniemy do Sycylii!
   Mój opiekun ostrożnie odblokował i uchylił drzwi.
   - Dziękujemy za informację. Wiadomo coś w związku ze strzygą?
   - Nic nie znaleziono. Po przypłynięciu przetrząśniemy cały statek. Czemu nie otwieraliście? Już myśleliśmy, że was strzyga zjadła. - Marynarz zaśmiał się z własnego dowcipu.
   - Ucięliśmy sobie poobiednią drzemkę – mruknął Erik. Mężczyzna wycofał się, a mój opiekun zamknął drzwi i zaryglował.
   - To co teraz? - spytałam.
   - A teraz siedzimy i czekamy na zmrok.
   Westchnęłam. Doszłam do wniosku, że póki co, nie mamy innego wyjścia.
   Godziny wlokły się niemiłosiernie. Przyszło mi na myśl, że gdybym miała tak spędzić wieczność, to chyba wyszłabym na słońce.
   W końcu statek zacumował i wszyscy zaczęli się pakować. Do zmierzchu zostało jeszcze jakieś dwie godziny. Przyszedł po nas kapitan. Zastał nas na składaniu rzeczy.
   - Łódź już na was czeka.
   - Płyńcie, my popłyniemy następną. Będziemy mieć sporo rzeczy i potrzebujemy całej łodzi dla siebie – odrzekł mu Erik. Mężczyzna spojrzał na niego podejrzliwym wzrokiem, ale mój opiekun wyciągnął najlepszy argument – pieniądze. Kapitan przyjął zapłatę i poszedł przygotować łódź.
   Kończyliśmy się pakować, kiedy łódź z marynarzami odpłynęła. Zostało tylko półtorej godziny do nocy...
   Wtem ktoś zapukał. Martin otworzył i błyskawicznie zamknął, ryglując drzwi.
   - To on – rzekł cicho. Zimne dreszcze przebiegły mi po plecach. Spojrzeliśmy po sobie pełnym trwogi wzrokiem.
   Byliśmy na statku. Był dzień. A za drzwiami czaił się łowca, który chciał nas zabić.
   - Ach, więc już mamy naszą strzygę! - Rozległo się zza drzwi. - Jeśli myślisz, że to mnie powstrzyma, to jesteś idiotą, nie wampirem.
   - Cofnijcie się – nakazał Erik. Rozejrzał się po pomieszczeniu. - Będziemy musieli walczyć – oznajmił poważnym tonem. Poczułam złość. Nie zrobiliśmy nic złego, a on tak po prostu chce nas zabić?
   - Damy mu radę – stwierdziła Lily, stając obok swojego ukochanego.
   - Wyważy drzwi? - spytałam, podchodząc do Martina.
   - Zaraz się okaże – mruknął.
   Rozległ się trzask. Zorientowałam się, że łowca zaczął rozwalać drzwi.
   - Może przez zadaszenie? - Usłyszałam głos Pedro.
   - O nie – szepnęłam na dźwięk jego głosu.
   - O nie! - powtórzyła Szoszannah, wyjmując swoją kuszę i przygotowując ją do użycia. - Przez dach? Zestrzelę ich jak przepiórki!
   W tym momencie drzwi pękły pod naporem siekiery. Dwaj łowcy wyrwali je i odrzucili. W jednej chwili Martin zasłonił mnie, a mój opiekun Lily.
   Przed nami stał Pedro i drugi łowca, o ciemnych włosach i zielonych oczach, błyszczących zimnem i opanowaniem.
   - Co się tu dzieje? - Obok nich pojawił się kapitan. - Co wy robicie?! - Posypały się przekleństwa. - Niszczycie mi statek!
   - To wampiry. – Łowca wskazał na nas. Zatrzymał wzrok na Martinie. - Tego nawet miałem wątpliwą przyjemność wcześniej spotkać.
   - Wampiry? - Kapitan roześmiał się. - Co za bzdura! To porządni ludzie, żadne wampiry czy strzygi!
   - Tak? To czemu czekają do zmierzchu, by wyjść na zewnątrz? - zapytał Pedro. Wysunęłam się zza Martina i stanęłam obok niego.
   - Pedro, co ty wygadujesz?
   - Seniorita Amanda? - Zrobił krok w moją stronę, ale drugi łowca złapał go za ramię.
   - Oszalałeś?! Póki stoimy w słońcu, nic nam nie zrobią. Nie zbliżaj się do nich!
   - Ona nie jest wampirzycą, Diego! - zawołał Pedro. - Ma krzyżyk na szyi!
   - Wiem, ona też była z tamtym. - Wskazał na Martina. - To świadczy tylko o tym, że to o wiele groźniejsze wampiry.
   - Mam tego dość – przerwał im kapitan. - Wyjdźcie że na słońce i niech ci łowcy potworów zobaczą, że nie jesteście żadnymi wampirami!
   Zapadła cisza. Po jednej stronie, w kasztelu, staliśmy my: ja, Martin, Erik i Szoszannah. Po drugiej zaś, w słońcu, znajdowali się Pedro, ów Diego i kapitan. Pobieżnie oceniłam nasze szanse. Kapitan nie był żadnym zagrożeniem, więc było nas czworo na dwóch.
   - No właśnie, wyjdźcie – rzekł zielonooki łowca, uśmiechając się przebiegle. Przeszyłam go wzrokiem. Gdyby był wampirem, mogłabym spróbować zadziałać na niego swoją gorącokrwistą zdolnością. Ale on był człowiekiem.
   - Pedro – odezwałam się, spoglądając na niego. - Ja nie jestem zła. Spójrz. - Wyjęłam pozłacany krzyżyk. - Nie zabijam ludzi. Piję jedynie zwierzęcą krew...
   - To by wyjaśniało te martwe zwierzęta – mruknął Hiszpan, patrząc na mnie uważnie. - Ale... naprawdę nie zabijacie ludzi?
   - Wierzysz w to? - parsknął Diego.
   - Co to znaczy? - spytał zdezorientowany kapitan. - Nic z tego nie rozumiem... To jednak jesteście wampirami? - zwrócił się do nas.
   - Oczywiście, że są. Zresztą, zaraz się przekonasz, kapitanie. - Diego uniósł kuszę, podobną do tej, którą posługiwała się Lily. Poczułam niepokój. Wiedziałam, jak groźna to była broń.
   - Czekaj. Jeśli oni nie zabijają ludzi... - Pedro złapał go za rękę.
   - Nie zabijają? Nie ma wampirów, które nie zabijają. To przecież potwory. Każdy wampir musi pić ludzką krew...
   - Nieprawda – zaoponował Martin. - Ja nie piłem krwi ludzkiej i nigdy jej nie spróbuję.
   - Tamci dwoje też? - Pedro wysunął się o krok naprzód, wciąż jednak stał w blasku zachodzącego słońca, lekko już przykrytego chmurami, zapowiadającymi burzę. - Pokażcie swoje krzyże.
   Martin wyjął krzyżyk, ale Erik i Lily spojrzeli tylko na siebie.
   - Nie zabijamy niewinnych – rzekła w końcu Szoszannah.
   - Dajcie nam spokój, pozwólcie nam odejść, a nikomu nie stanie się krzywda – dodał Erik.
   - Owszem, stanie się. Waszym przyszłym ofiarom – syknął Diego.
   - Nie pozwolimy wam zabijać – dodał jego przyjaciel, wyciągając swoją kuszę. W jednej chwili zasłoniłam Erika, a Martin swoją opiekunkę.
   - Co ty wyprawiasz? - Erik złapał mnie za ramię, ale spojrzałam na niego stanowczo.
   - Pedro, proszę cię... - zwróciłam się do łowcy. - Wysłuchaj nas. Opowiem ci swoją historię...
   - A tymczasem zapadnie zmierzch i będą mieli przewagę – przerwał mi Diego, celując kuszą. Erik w jednej chwili zasłonił mnie sobą. Szoszannah spojrzała na zachmurzone nieco niebo, potem na mojego opiekuna.
   „Kiedy dam znać, ukryjesz się. Musisz to zrobić błyskawicznie, żeby nie zdążyli tego dostrzec”, przekazał mi.
   Znakiem był moment, kiedy niebo przecięła błyskawica, a chwilę potem rozległ się głośny grzmot. Ta jedna sekunda nam wystarczyła. Ludzie odruchowo spojrzeli w niebo, a my pomknęliśmy w głąb kasztelu w wampirzym tempie, kryjąc się w różnych miejscach.
   A do zmierzchu została jeszcze niecała godzina, choć miałam nadzieję, że dzięki burzy chmury wcześniej zasłonią słońce.
   - Gdzie oni się podziali?! - Usłyszałam zdumiony głos kapitana. - Po prostu... znikli!
   - Nie znikli – odparł Diego złowrogim głosem.
   Ukryłam się w jednej z kajut. Słyszałam, jak łowcy idą w naszą stronę, niszcząc dach, by wciąż stać w promieniach zachodzącego słońca. Towarzyszyło temu siarczyste klnięcie kapitana, który się wygrażał, że mu sporo zapłacą za takie szkody.
   Rozległ się kolejny trzask i drzwi do kajuty, w której się ukryłam, zostały roztrzaskane. Nie miałam gdzie się schować, więc stanęłam i czekałam na atak.
   Do środka wszedł Pedro, celując kuszą. Widząc mnie, zawahał się.
   - Pedro, nie rób tego. Ja nic złego nie zrobiłam – powiedziałam cicho, uważnie obserwując jego broń. Wiedziałam, że muszę uskoczyć, kiedy wystrzeli. Nie wcześniej, bo w ostatniej chwili może ją przesunąć. Ani później, bo mnie trafi.
   - Nie chcę cię skrzywdzić, Amando.
   - Nie? To czemu wciąż we mnie celujesz? - Ani na chwilę nie spuściłam wzroku z kuszy. Na moje słowa Hiszpan opuścił broń. Odetchnęłam z ulgą.
   - Nosisz krzyż na szyi. To dla mnie dowód, że nie możesz być zła. Skoro nie jesteś przeklęta, nie powinienem cię zabijać. Ale tamtych dwoje...
   - Erik to mój opiekun – weszłam mu w słowo – a Szoszannah jest opiekunką Martina. Piją krew bandytów, zabójców i morderców. Złych ludzi, którzy robią krzywdę innym.
   - I uważasz, że to ich usprawiedliwia?
   Uniosłam wzrok. Pedro patrzył na mnie swymi błękitnymi oczami. Nie dostrzegałam w nich kłamstwa czy przebiegłości.
   - Uważam, że jeśli zły człowiek czyni zło innym i nie da się go powstrzymać, to pozostaje tylko go zabić – odparłam stanowczo, patrząc mu prosto w oczy.
   - To czemu ty nie pijesz ludzkiej krwi, tylko męczysz się ze zwierzęcą?
   - Dlatego. - Wskazałam na krzyżyk, wiszący na mojej szyi. - Za każdym razem, kiedy nachodzi mnie silna pokusa, on staje się zimny jak lód. A jeśli bym jej uległa... to on by mnie poparzył.
   - Naprawdę? - Mężczyzna patrzył na mnie ze zdumieniem. - Ale to tylko ten krzyżyk czy...
   - Każdy. A święcona woda nie robi mi krzywdy i mogę chodzić do kościoła. - Uśmiechnęłam się łagodnie. - Dla tych chwil, w których czuję, że nie jestem sama w tej walce z pragnieniem krwi, warto jest się powstrzymać.
   - Czemu więc twój opiekun i przyjaciółka nie poszli w twoje ślady?
   Westchnęłam.
   - Do tego nie można nikogo zmusić. Muszą sami tego chcieć. - Podeszłam do niego o krok, ale on cofnął się gwałtownie. - To chyba ja powinnam się ciebie bać, w końcu to ty masz broń – mruknęłam, zatrzymując się.
   - Wampiry podobno potrafią doskonale kłamać – odparł, patrząc na mnie podejrzliwie.
   - Mówiłeś, że krzyż cię przekonuje – przypomniałam mu. Skinął powoli głową, ale zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, rozległo się wołanie.
   - Pedro!
   Łowca odwrócił się i wycofał z kajuty. Podążyłam za nim. Ujrzałam Diego, który leżał właśnie na podłodze w korytarzu, a Erik i Lily mierzyli do niego z kuszy. Mój opiekun trzymał jego broń. Martin stał obok nich, a kiedy nasz wzrok się skrzyżował, w jego oczach ujrzałam wahanie.
   Wtem Pedro, stojący koło mnie, podniósł kuszę i wystrzelił w stronę mojego opiekuna. W jednej sekundzie zrozumiałam, że nie zdążę powstrzymać strzały mknącej ku niemu.
   - Nie! - zawołałam, a lęk o jego życie ścisnął moje serce.

3 komentarze:

  1. ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    26 marca 2011 o 09:51

    Bardzo serdecznie dziękuję za dedykację – nawet nie wiesz ile radości mi nią sprawiłaś. Rozdział tak jak zwykle cudowny. Jeśli liczysz na jakąkolwiek krytykę z mojej strony to niestety muszę Cię rozczarować  Ja po prostu nie mam się do czego przyczepić. Tworzysz historię niezwykłą i naprawdę wyjątkową. Widać, że piszesz ja z pasją i ta czynność sprawia Ci dużo przyjemności. Czyta się lekko, przyjemnie. Bez problemu można się zżyć z bohaterami. Każda scena jest bardzo plastycznie przedstawiona – przykładem dzisiejsza błyskawica rozcinająca niebo. Atmosfera zagrożenia widoczna w każdym rozdziale i przez to trzymająca czytelnika w napięciu. Uwielbiam czytać Twoją historię, gdyż wiem, że zawsze mnie czymś zaskoczysz. Stworzyłaś świetne postaci. Amandę po prostu pokochałam. Jest tak ludzka, ma i wady i zalety. Nie jest jakąś specjalną, super wampirzycą, jest po prostu dziewczyną przemienioną w wampira, która nadal próbuje pozostać człowiekiem. Ma swoje wartości, które pielęgnuje. Ceni życie ludzkie i stara się pomagać innym. Utraciła swoją wielką miłość, ale potrafiła podnieść się po tym ciosie. Dzisiejszy rozdział był bardzo dramatyczny. Przez cały czas zastanawiałam się, czy się im uda dostać bezproblemowo na Sycylię. W głębi duszy byłam pewna, że obecność łowców na pokładzie, raczej nie jest tylko przypadkowa i na pewno dojdzie miedzy nimi do konfrontacji. I tak się stało… W ostatnich godzinach pobytu na statku… A ląd był już tak blisko. Gdy łowcy odkryli kim są tajemniczy podróżni, na moment wstrzymałam oddech. Podziwiam Amandę za odwagę, że nie bała się, tylko przyznała do tego, że jest wampirem i próbowała przedstawić swoją filozofię życiową. Ucieszyłam się, gdy Pedro zaczął jej wierzyć. Szkoda, że wszystko jednak się skomplikowało. Mam tylko nadzieję, że ta strzała nie dosięgnie Erika. Będę z niecierpliwością czekać na kolejny rozdział. Ten zakończyłaś jak zwykle w pięknym stylu – pozostawiając czytelnika z zapartym tchem. Cóż więcej mogę powiedzieć? To co zawsze  Masz genialny pomysł, który realizujesz. Zacznij się poważnie zastanawiać nad wydaniem powieści w formie książkowej. Jest tyle różnych książek, niestety dużo z nich naprawdę nudnych. Uważam, że dobre, ciekawe historie, takie jak Twoja, powinny ujrzeć światło dzienne i być dowodem, że na świecie są ludzie, którzy piszą z prawdziwą pasją. Będę trzymać kciuki, aby Twoja powieść została doceniona, bo według mojej skromnej opinii, bardzo na to zasługuje.Jutro zapraszam do siebie :-)
    Odpowiedz

    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    26 marca 2011 o 09:57

    Przepraszam za te cyferki w komentarzu – napisałam go najpierw w Wordzie, a później skopiowałam i wkleiłam w pole do wpisu i niestety po opublikowaniu pojawiły się te cyferki :-( Nie mam pojęcia o co z nimi chodzi – w oryginale ich nie ma :-) Tak się zastanawiam czy ta strzała dosięgnie Erika i naszła mnie myśl, że może jego ukochana go zasłoni i zginie… Taka trochę dramatyczna scena, ale pewnie będzie inaczej. To Ty tworzysz tę historię i robisz to po prostu świetnie. Ja mogę sobie wyobrażać różne inne scenariusze wydarzeń, ale to dzieło Twojej wyobraźni i wiem, że przedstawisz nam to co podpowie Ci serce. Czekam więc niecierpliwie i serdecznie pozdrawiam.
    Odpowiedz
    ~Natalia
    26 marca 2011 o 11:34

    Dziękuję za tak obszerne i sympatyczne komentarze:) Jest mi bardzo miło:) Masz ciekawe pomysły, ale jakbym je zrealizowała, to jedna z moich czytelniczek dostałaby zawału, i to dosłownie:-) A potem by mnie udusiła:-oA z wydaniem to nie jest takie proste, ale kiedyś na pewno spróbuję. Póki co, piszę dla czytelników, doskonale się i szlifuję warsztat pracy:) a o wydaniu pomyślę po mgr;)Ps. te cyferki w komentarzu często się pojawiają po skopiowaniu z worda. Dlatego przed wklejeniem możesz skopiować do notatnika;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    26 marca 2011 o 12:01

    Dziękuję za wyjaśnienie – niby tyle lat już żyję, a nie miałam pojęcia, że aby pozbyć się niechcianych cyferek wystarczy skopiować do notatnika :-) Człowiek uczy się całe życie. Teraz już będę mądrzejsza w tym zakresie. No tak, racja, nie ma co przyprawiać czytelniczki o zawał serca i jeszcze narażać się na uduszenie :-) I tak jestem pewna, że wspaniale pociągniesz dalej akcje i znowu mnie czymś zaskoczysz. Cały czas zastanawia mnie kto jest ukochanym mężem Amandy. Czy odpowiedź na to pytanie poznamy dopiero w ostatnim odcinku?
    Odpowiedz
    ~Natalia
    26 marca 2011 o 12:30

    Myślę, że już wcześniej będzie można się tego domyślić, ale kto to jest, okaże się dopiero na końcu:) Chyba, że coś mi się odmieni, bo jak już Ci wcześniej pisałam, koncepcje często mi się zmieniają;) Ale do tego jeszcze daleko:p
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    28 marca 2011 o 10:17

    No to czekam spokojnie i snuję swoje podejrzenia co do ewentualnego męża Amandy :-) Aha jeszcze jedno pytanko, a raczej moje rozważanie, ale będę wdzięczna jeśli potwierdzisz lub zaprzeczysz. Początki rozdziałów dotyczą współczesności – rozumiem, że dojdziemy do naszych czasów, czyli przed nami wiele wspaniałych chwil podczas podróży przez stulecia i kolejne lądy.
    ~Natalia
    28 marca 2011 o 16:59

    Dokładnie tak:) Planuję XIV części. Amanda zwiedzi Izrael, Afrykę, Amerykę, Europę, Australię, będzie też wątek z piratami;) Opowieść skończy się we współczesności;-) A ponieważ dopiero w ostatniej części okaże się, kim jest mąż Amandy, dowiedzą się tego najwytrwalsi:-p
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    29 marca 2011 o 17:10

    Już się cieszę na tak wspaniałą, pełną przygód wyprawę. Oj nie opuszczę przed końcem :-) Żadna siła mnie do tego nie zmusi :-) A jeszcze jeśli mają być piraci… Niesamowite.

    ~Susannah
    26 marca 2011 o 10:51

    O nie! O nie! O nie! Tylko nie to!
    Odpowiedz

    ~Natalia
    26 marca 2011 o 11:35

    Spokojnie, oddychaj głęboko:-) Wdech i wydech… już? Żyjesz?:-)
    Odpowiedz

    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    26 marca 2011 o 13:33

    Jestem już ;) Miałam ostatnio totalny brak czasu, zresztą nadal go mam. Niestety nie widziałam dedykacji dla mnie ;( A jeszcze dziś u mnie powinien pojawić się nowy rozdział, także zapraszam. A co do byc-kobietaa.blog.onet.pl to nie wiem czemu nic się nie wyświetla. Przejdźmy teraz to rozdziału. Jak zawsze bardzo mi się podobał.Zamierzasz uśmiercić Erika, czy może ktoś go uratuje? Zrobiło się naprawdę dramatycznie.
    Odpowiedz
    justilla
    26 marca 2011 o 13:45

    Nie, nie, nie! On nie może zginąć, nie teraz! Mam ogromnie szczerą nadzieję, że uskoczy, że nie zginie ani on ani ktokolwiek inny, no tak nie może być :/ Boże, zaraz ja tu na zawał zejdę…
    Odpowiedz

    ~Natalia
    26 marca 2011 o 13:56

    Ej, jak mi wszyscy na zawał poumieracie, to kto będzie czytał moje bazgroły?:-) Haha ale napięcie, co? Aż sama zaczęłam się bać:):)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Lilith Bathory
    26 marca 2011 o 13:48

    Tutaj nie ma czego krytykować. Piszesz perfekcyjnie. Ten rozdział był… Taki przerażający! Nieprzewidywalnie i z dreszczykiem. A ta końcówka… Niemal stanęło mi serce. Po prostu cie podziwiam. Chciałabym tak pisać. Pozdrawiam [taikasanoja]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    26 marca 2011 o 13:59

    A co Ty chcesz od swojego pisania? Wprowadzasz mnóstwo grozy w swoich opowiadaniach i atakujesz emocjonalnie czytelnika. Więc mi tu nie pisz, że chciałabyś tak pisać, bo mi się Twój styl pisania bardzo podoba:p
    Odpowiedz

    ~Annie
    26 marca 2011 o 15:06

    Rozdział cudowny!!! Nie mogę się doczekac nn! Jak znajdziesz czas, wejdz na mojego bloga niezwyklosc-dnia-codziennego.blog.pl Z góry bardzo dziękuję!!! ;D
    Odpowiedz

    ~Natalia
    26 marca 2011 o 15:12

    Stary jak świat sposób na reklamę swojego bloga:p
    Odpowiedz

    ~Kara007
    26 marca 2011 o 17:14

    Nie, nie, nie, nie! Nie zgadzam się! Nie może się mu nic stać! Proszę… Jak możesz tak kończyć? Ja tutaj nerwowo nie wydołam do końca przyszłego tygodnia. Oby wszyscy z nich wyszli z tego cało. Dziewczyno piszesz wspaniale. Masz taki talent, że niejedna osoba może Ci go pozazdrościć. Ja też ;) Z niecierpliwością czekam na nexta ;) Ps: zapraszam do nas ;)
    Odpowiedz
    ~Vivi
    26 marca 2011 o 19:56

    O Mamuńciu mam nadzieję, że Erik wyjdzie bez jakiegokolwiek szwanku z tej jakże niekorzystnej dla Niego sytuacji. Biedna Amanda, ciekawe jak to się wszystko skończy. Ale cały czas nurtuje mnie pytanie kim jest mąż „teraźniejszej” Amandy i czy jest wampirem? Czekam na nowy wpis i życzę dużo wolnego czasu. A tak na marginesie zapraszam do siebie na http://www.vampires-new-story.blog.onet.pl-> NNPozdrawiam, Vivi
    Odpowiedz
    justilla
    27 marca 2011 o 21:35

    Jak padniemy na zawał to będziesz reanimować hurtem ;PZapraszam na nn, na [amica-libri]
    Odpowiedz
    ~Lyanne Grey
    28 marca 2011 o 19:55

    Najmocniej przepraszam, że tak późno weszłam, ale nie było mnie w domu :) Nieeeeee! Nie zabijać Erika! Hah. Bronię mężczyzn Oo fajna notka :)
    Odpowiedz
    ~Serina
    30 marca 2011 o 20:07

    Dziś wyjątkowo krótko i zwięźle xP Taktaktak, niech ktoś umrze. Niekoniecznie Erik, ale niech ktoś umrze. Cóż, taka moja mała obsesja, zawsze czekam na śmierć jakiegoś bohatera, szczególnie tego dobrego. Mimo to nie zabijaj Erika (wiem, że przeczę sama sobie, ale to skomplikowane xd), bo go lubię. Baj de łej, kolejny idealny przykład tego, jak kończyć rozdziały, żeby uśmiercić czekających z niecierpliwością na dalszy rozwój akcji czytelników ^^ Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, także dużo, dużo weny! <3
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    15 sierpnia 2011 o 00:30

    Nie! Tylko nie kochany Erik! Pedro mógłby już prędzej strzelić do Martina. Lepiej bym przeżyła jego śmierć niżli Erika. Tak, wiem. Jestem okropna. xD < śmiech> Pedro zaczynał już wierzyć Amandzie, gdy ta mu o sobie opowiadała, ale Diego jest nieustępliwy. Szoszo z tą swoją kuszą musi wyglądać świetnie. :D

    OdpowiedzUsuń