Rozdział XXV - Decyzja łowcy

8.08.2011

   - To jednak Diego nie był zły? – spytała zaskoczona Karolina.
   - To zależy, jak zdefiniować „zły” - odparłam zagadkowo.
   - Naprawdę pokochał Talithę? Jeśli ktoś kocha, nie może być całkiem zły, prawda?
   Uśmiechnęłam się nieznacznie.
   - Myślę, że coś do niej czuł. Zresztą Talithę łatwo było pokochać. Była naprawdę wspaniałą dziewczyną. Miała w sobie tyle życzliwości i dobra, że potrafiła nawet zmiękczyć serce łowcy-wampira.
   - Chciałam, żeby zginął, ale teraz już sama nie wiem. Może Talithie uda się go zmienić na lepsze?
   - Może i by jej się to udało. Niestety, nie miała takiej szansy – odparłam i kontynuowałam moją opowieść.

   - Diego, proszę cię. Nie gadaj bzdur. Nie pozwolę, żebyś umarł. - Talitha z rozpaczą na twarzy złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę piwnicy. Obejrzała się na nas. - Zróbcie coś!
   - Nie musisz umierać, Diego. To koniec walki – odezwałam się, zerkając na niebo. Wschód słońca zbliżał się nieubłaganie.
   - Wolisz, żebym zmienił Talithę w wampira? - Hiszpan spojrzał na mnie ironicznym wzrokiem. - Jeśli zostanę, zrobię to.
   Wiedziałam, czego pragnął. Już od początku swojej przemiany chciał umrzeć. Wszak dla łowcy zostanie wampirem to piekło na ziemi. Najpierw Dalila mu nie pozwoliła. Potem przywiązanie do opiekunki, która najwyraźniej go potrzebowała. Nie wiedziałam, jak udało jej się go przekonać; pewnie tylko więzy opiekunki trzymały go przy życiu. A później? Po jej śmierci?
   Zemsta. Po śmierci Dalili to właśnie zemsta była przyczyną jego egzystencji. A może próbował przyzwyczaić się do nowego życia? Tak czy inaczej, chciał umrzeć. Miał dość.
   I wtedy spotkał Talithę. Wampiry o wiele silniej przeżywają emocje od ludzi. Dlatego to uczucie całkiem go zdezorientowało.
   - Mój pierwszy mąż był człowiekiem. Łowcą. - Spojrzałam mu prosto w oczy.
   - I gdzie on teraz jest?
   - Został zamordowany.
   - To chyba lepsze, niż śmierć ze starości, podczas gdy ty będziesz wiecznie młoda? - Objął Talithę ramieniem. - I nigdy go nie ukąsiłaś? Nawet przypadkiem?
   Przygryzłam wargi.
   - Nigdy nie zrobiłam mu krzywdy – odparłam cicho. W głębi duszy jednak wiedziałam, że ma rację. Związek człowieka i wampira prędzej czy później może skończyć się tragicznie.
   - Diego, zaraz wzejdzie słońce – odezwała się Lily. - Skryj się w cieniu. Talitha cię kocha. Jeśli umrzesz, będzie cierpieć.
   - A jeśli przeżyję, nie będzie? - Uniósł brwi.
   - Nie będę! - Izraelitka ponownie rzuciła mu się na szyję, a z jej oczu popłynęły łzy. - Chodź, Diego. Nie zostawiaj mnie. Amando! - zwróciła się do mnie. - Masz moc, każ mu się ukryć!
   - Nie mogę – szepnęłam. - To jego decyzja. Jeśli nie dzisiaj, zrobi to jutro. - Spojrzałam na Diego. Mogłam to zrobić. Kazać mu żyć. Ale wtedy stracilibyśmy Talithę. Zmieniłby ją i to za jej zgodą. Pomimo że jej przeznaczeniem wcale nie było zostać wampirem.
   Byłam pewna, że nie będzie czekał kilku lat, aż ona się zdecyduje bądź rozmyśli. Co by mu z tego przyszło, gdyby zmieniła zdanie? Chciał mieć ją teraz albo w ogóle.
   Cofnęłam się w głąb piwnicy, a Martin objął mnie ramieniem. Erik i Szoszannah stali, trzymając się za rękę. Patrzyliśmy na dramat, który właśnie rozgrywał się przed nami.
   - Nie, Diego, nie! - wołała Talitha, obejmując go i ze łzami w oczach, bezskutecznie ciągnąc w naszą stronę. Lily puściła nagle rękę Erika i zrobiła krok do przodu, ale jej mąż wciągnął ją z powrotem do środka.
   - Już za późno – szepnął jej na ucho.
   - Tak będzie lepiej, querida – rzekł Diego, obejmując Talithę. - Nie płacz, tylko mnie pocałuj. - Dotknął swoimi ustami jej ust, przyciągając ją do siebie. - Bądź szczęśliwa – wyszeptał. Objęła go ramionami, rozpaczliwie próbując zatrzymać, gdy pierwsze promienie słońca rozjaśniły ziemię. Nie wydał nawet jednego krzyku, jedynie jego dłonie zacisnęły się w pięści i w następnej chwili Izraelitkę obsypał szary popiół.
   - Diego – szepnęła zbolałym głosem i rzuciła się na kolana, zasłaniając twarz. Jej głośny szloch rozległ się echem po okolicy.
   - Powinnam była to zrobić. Zmusić go. Źle zrobiłam, prawda? - Spojrzałam na Erika, Martina i Lily. Poczułam, jak po policzkach spływają mi dwie, duże krople krwi.
   - Dobrze zrobiłaś – odparł Erik. - Uratowałaś życie Talithy.
   - Talitha to w końcu zrozumie – dodał Martin, przytulając mnie do siebie.
   - Mam nadzieję, że nie będzie długo cierpieć – szepnęła Szoszannah. Gdyby mogła, podeszłaby i ją przytuliła. Ale nie mogła. Słońce, odwieczny wróg wampira, nie pozwalało jej na to.
   - Co się dzieje? - Z domu wyszła Ruth. Widząc płaczącą córkę, natychmiast do niej podbiegła. - Talitho! Ktoś cię skrzywdził?! - Spojrzała na nas oskarżycielskim wzrokiem.
   - Och, mamo... - Dziewczyna rzuciła się jej na szyję i ponownie wybuchła płaczem, a my powoli odwróciliśmy się i ruszyliśmy w głąb piwnicy, aby zapaść w dzienny sen oraz spędzić tam czas do zmroku.

   Następnego popołudnia, kiedy wstaliśmy, Talitha spała. Lily zajrzała do niej i wróciła zaniepokojona.
   - Martwię się o nią. Jeśli zrobi coś głupiego?
   - Rozmawiałaś z Ruth? - zapytałam.
   - Tak. Wyjaśniłam jej wszystko, a ona zgodziła się ze mną, że tak jest najlepiej. Przynajmniej teraz nie ma już wampirów, które chcą się mścić i czyhają na ich życie.
   Godzinę później dziewczyna wstała i zeszła do piwnicy. Stanęła w drzwiach i popatrzyła na nas wzrokiem pełnym żalu.
   - To przez ciebie – zwróciła się nagle do Martina. - To ty zacząłeś tłumaczyć Diego, że jakby mnie kochał, to by mnie zostawił. A ty mogłaś temu zapobiec! - zwróciła się do mnie. - Ale nie, żadne z was nie raczyło się ruszyć! Staliście i patrzyliście, jak umiera! - Po twarzy płynęły jej łzy. Martin zareagował pierwszy.
   - Przepraszam. - W jednej chwili znalazł się przy Talithie. - Przepraszam, że przeze mnie cierpisz. Nie chciałem twojej krzywdy. Żadne z nas nie chciało.
   Drgnęła, gdy tak nagle pojawił się przy niej.
   - Ja go kochałam...
   - Wiem. Ale chciał cię zmienić w wampira.
   - I co z tego? Byłam na to gotowa!
   Wstałam i powoli podeszłam do niej.
   - Byłaś gotowa umrzeć? Nigdy już nie móc poczuć na skórze ciepłych promieni słońca? Ani smaku potraw? - Spojrzałam na nią uważnie. - Nie widzieć się w lustrze? Sypiać w trumnach, kryć się w ciemnościach? I czuć to palące pragnienie ludzkiej krwi? Myślisz, że to z czasem przechodzi? Uczysz się nad tym panować, ale to wciąż jest. Wewnątrz. Tym właśnie chciałaś być, Talitho?
   - Nie chcę być wampirem dla samego bycia czy dla wiecznej młodości. - Dziewczyna, nieco zmieszana, pokręciła głową. - Chciałam być wampirem dla niego. Żeby z nim być.
   - Nie jesteś stworzona do bycia wampirem – odezwał się Erik. - Raczej do męża i kilkorga dzieci. Będziesz jeszcze szczęśliwa, zobaczysz.
   - Nigdy już nie będę szczęśliwa! - zawołała Talitha. - Ten, którego kochałam umarł, więc jak mogę być szczęśliwa?! - Odwróciła się i uciekła. Po chwili wahania Lily pobiegła za nią.
   Usiadałam i podparłam głowę rękami.
   - Nic nie mogłaś zrobić – powiedział Martin, siadając obok mnie. - On chciał umrzeć. Gdybyś go zmusiła do życia, zmieniłby Talithę albo następnego dnia wyszedł na słońce.
   - Wiesz, że dla łowcy bycie wampirem jest gorsze niż śmierć – dodał Erik. Pokiwałam głową.
   - Ale to i tak nie zmienia faktu, że mogłam coś zrobić, a nie zrobiłam.
   Kiedy w końcu zapadła noc, wróciliśmy do siebie. Erik i Szoszannah wyszli, a ja zeszłam do pracowni Martina. Zauważyłam figurkę, którą wcześniej podziwiałam i wzięłam ją do ręki.
   - Kto to zamówił?
   Spojrzał na rzeźbę i pokręcił głową.
   - Nikt. Gdyby był na zamówienie, wyglądałby zupełnie inaczej. Zrobiłem ją dla ciebie.
   - Dziękuję. - Uśmiechnęłam się. Dostałam już mnóstwo podobnych prezentów od niego, podobnie jak Lily i Erik. - A czemu anioł?
   - Bo ty jesteś dla mnie jak anioł.
   - Do anioła mi daleko jak stąd do Francji!
   Roześmiał się.
   - Ale przyznaj, że pięknie wyglądałabyś ze skrzydłami.
   - Ja? - Spojrzałam na figurkę i w jednej chwili zdałam sobie sprawę, kogo mi przypominała. - To moja podobizna?!
   - Och, wybacz, zapomniałem, że dawno nie widziałaś się w lustrze. - Podszedł do mnie i przyciągnął do siebie, patrząc mi w oczy z uśmiechem na ustach. - Tak, to ty, Amando.
   - Wierzę ci na słowo. – Zaśmiałam się i objęłam go za szyję. - Myślisz, że teraz już będziemy mieli trochę spokoju?
   - Dobrze by było – odparł, całując mnie w usta.

   Powoli wszystko wróciło do normy. Talitha wyleczyła zranione serce – choć trwało to ponad rok – i w końcu spotkała mężczyznę, którego pokochała. Był trzy lata od niej starszy i miał na imię Karim. Okazał się być dobrym człowiekiem. Już w tysiąc trzysta siedemdziesiątym piątym roku wyszła za niego za mąż. Rok później urodziła syna, za dwa lata drugiego, za kolejne dwa lata córkę, potem drugą córkę i syna. W tysiąc trzysta dziewięćdziesiątym roku miała już trzech synów i dwie córki.
   - I znów miałem rację – powiedział wtedy Erik. - Talitha jest szczęśliwa z mężem i dziećmi.
   - Myślisz, że z Diego nie byłaby szczęśliwa? - spytałam w zamyśleniu.
   - Może by była. Ale nie było jej to pisane.
   Czas mijał, a my ciągle byliśmy tacy sami. Nie starzeliśmy się, a więc nie mogliśmy zbyt długo przebywać w jednym miejscu. Nie miałam zamiaru powtarzać historii z Anglii i smarować się jakimiś specyfikami czy nosić peruki. Po prostu postanowiliśmy, że wyjedziemy, choć nie bardzo wiedzieliśmy, dokąd. Właściwie w perspektywie mieliśmy tylko Anglię, aż do pewnego wydarzenia.
   Był wówczas rok tysiąc trzysta dziewięćdziesiąty piąty. Zapadł już zmrok. Właśnie posprzeczałam się z Martinem; często zdarzały nam się takie drobne sprzeczki, z których potem, po głębszych przemyśleniach, tylko się śmialiśmy.
   Szłam wówczas ulicami miasta, próbując wyzbyć się negatywnych emocji. Wolałabym pobiec do lasu ze względu na lepszy zapach i świeże powietrze, ale tam udał się Martin, więc ja skierowałam się w miejskie uliczki. Nagle usłyszałam koński tętent i dostrzegłam murzyńskiego chłopca, odzianego w łachmany, biegnącego z paniką w oczach, za nim zaś pędził Arab na koniu. W jednej chwili dogonił nieszczęśnika. Chłopiec mógł mieć około ośmiu, dziewięciu lat, a zza brudnego, podartego ubrania wystawały same kości.
   Arab, potężnej postury mężczyzna, wyciągnął bicz i zaczął nim okładać chłopca. Przez jakieś trzy sekundy patrzyłam na to w zdumieniu, a następnie rzuciłam się w ich stronę. Pochwyciłam koniec bicza, zanim kolejny raz spadł na ciało wijącego się z bólu dziecka i szarpnęłam z taką siłą, że mężczyzna stracił równowagę i spadł z konia.
   - Co do... - Zerwał się na równe nogi i wyciągnął miecz, przeklinając po arabsku. Patrzył na mnie ze zdumieniem. - Precz mi z drogi, kobieto!
   - To ty teraz stąd odjedziesz i zostawisz go w spokoju, albo nie dożyjesz wschodu słońca. - Odsłoniłam kły, warcząc cicho. Patrzyłam na niego głodnym wzrokiem. Ach, jakbym teraz chciała rzucić się mu do szyi i poczuć słodki smak ludzkiej krwi...
   Ale nie mogłam. Krzyż na mojej piersi zrobił się chłodny, gdy tylko o tym pomyślałam. Na szczęście Arab nie prowokował mnie dłużej.
   - Demon – wyszeptał i skoczył na konia, po czym pogalopował nie oglądając się za siebie.
   Obejrzałam się na chłopca. Leżał, przestraszony, patrząc na mnie z lękiem w oczach. Kiedy zbliżyłam się do niego, zerwał się z ziemi i zaczął uciekać. Bez trudu go dogoniłam i pojawiłam się przed nim. Nie zdążył wyhamować, więc wpadł mi w ramionami. Kucnęłam i zatrzymałam go, gdy zaczął się wyrywać.
   - Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy – odezwałam się po hebrajsku, potem po arabsku. Spojrzał na mnie ze strachem w oczach. - Spokojnie – powtórzyłam, uśmiechając się lekko. - Pewnie jesteś głodny? Chodź, dam ci coś do zjedzenia. - Wstałam i puściłam go. Chłopiec ponownie rzucił się do ucieczki. Westchnęłam i wyprzedziłam go, znów pojawiając się tuż przed nim. - I dokąd uciekasz? Chcesz wrócić do tamtego Araba?
   Pokręcił głową. A więc mnie rozumiał. Wyciągnęłam rękę w jego stronę.
   - Ze mną nic ci nie grozi.
   - Nie jesteś demonem? Nie zjadasz dzieci? - spytał po arabsku.
   - Nigdy nie skrzywdziłabym dziecka – zaprzeczyłam gwałtownie w tym samym języku. - Naprawdę wyglądam jak demon?
   - Nie bardzo. - Odsunął się jednak, zerkając na mnie podejrzliwie.
   - Nie jestem demonem i nie piję ludzkiej krwi. Jestem... czymś innym. Żywię się wyłącznie zwierzętami. Pomogę ci. Mam przyjaciół, którzy zabiorą cię do domu. Chcesz wrócić do domu?
   Chłopiec pokiwał głową.
   - A gdzie mieszkasz?
   - W Afryce.
   - W Afryce – powtórzyłam i uśmiechnęłam się. - Zawsze chciałam zobaczyć Afrykę.

5 komentarzy:

  1. ~Susannah
    8 sierpnia 2011 o 22:40

    Afryka! Afryka! I prezent jaki niedługo od Ciebie dostanę. Też iście afrykański ;)))
    Odpowiedz

    Natalia
    8 sierpnia 2011 o 22:54

    Afrykański i bardzo wkurzający. Erik nerwicy dostanie:-D
    Odpowiedz
    ~Susannah
    9 sierpnia 2011 o 11:32

    Kocha mnie, więc jakoś wytrzyma… :)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    9 sierpnia 2011 o 13:32

    Albo usunie z drogi rywala:-D
    Odpowiedz
    ~Susannah
    9 sierpnia 2011 o 22:48

    Żebym ja jemu czegoś nie usunęła!!! :>
    ~Natalia
    10 sierpnia 2011 o 12:55

    A co? To się zastanowi, czy mu się opłaca:)
    ~Susannah
    10 sierpnia 2011 o 20:51

    Już Ty się tam domyślasz co ;) :P
    ~Natalia
    11 sierpnia 2011 o 02:20

    Domyślać się mogę, ale pewności nie mam:p
    ~Susannah
    11 sierpnia 2011 o 21:27

    Twoje domysły są w 100% prawidłowe ;) Myślę, że nie będzie ryzykował ;)
    ~Natalia
    11 sierpnia 2011 o 22:39

    Trzymasz go pod pantoflem!:-O Biedny:(
    ~Susannah
    12 sierpnia 2011 o 11:20

    Skoro się daje ;)
    ~Natalia
    12 sierpnia 2011 o 13:04

    Oj uważaj, bo jak się wkurzy, to wyjdzie z siebie i stanie obok! I latające talerze nie pomogą! :p
    ~Susannah
    12 sierpnia 2011 o 23:04

    Dziewczyny górą! :D
    ~Natalia
    13 sierpnia 2011 o 15:00

    Ja Ci mówię, nie prowokuj go! On też jest porywczy!:p
    ~Susannah
    13 sierpnia 2011 o 23:00

    Nie boję się, bo wiem, że krzywdy mi nie zrobi ;)
    ~Natalia
    14 sierpnia 2011 o 14:03

    Ej, ale to facet powinien być głową rodziny! (a kobieta szyją:-D )
    ~Susannah
    14 sierpnia 2011 o 17:08

    To że powinien to nie znaczy, że u nas tak jest ;) My i tak jesteśmy dość… nietypowi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Frozen
    8 sierpnia 2011 o 23:55

    Nowy kontynent zapowiada się interesująco. Jednak dalej nie mogę się przekonać do Martina. Cały czas wyobrażam go jako okularnika z podciągniętymi za pępek spodniami i ciasno spiętym paskiem. Niewiem dlaczego, ale kojarzy mi się z jakimś kujonem. Czy to normalne?
    Odpowiedz

    ~Natalia
    9 sierpnia 2011 o 01:01

    Ojej:-o Myślę, że jakby tak wyglądał, to Amanda by się w nim nie zakochała od pierwszego wejrzenia, a wręcz przeciwnie:-p Zajrzyj w bohaterów, tam jest opisany jego wygląd;)
    Odpowiedz
    ~Frozen
    9 sierpnia 2011 o 13:59

    Czytałam nawet parę razy jego opis, ale nie mogę się pozbyć wrażania, że jego charakter pasowałby do takiego zgorzkniałego kujona w naszych czasach.
    Odpowiedz
    ~Natalia
    9 sierpnia 2011 o 21:59

    Dlaczego???:-o
    Odpowiedz
    ~Susannah
    10 sierpnia 2011 o 23:57

    ZGADZAM SIĘ!!! :DDalej go nie lubię, choć nie aż tak bardzo jak kiedyś.
    Odpowiedz
    ~Natalia
    11 sierpnia 2011 o 19:29

    Oj lepiej uważajcie, bo jak Amanda się dowie, co wy tutaj o jej narzeczonym wygadujecie, to poleje się krew:-p Nie to żebym was straszyła, skąd:P
    ~Susannah
    11 sierpnia 2011 o 21:26

    Ja się nie boję ;) Mnie ma kto obronić :) I Ty to wiesz! :P
    ~Natalia
    11 sierpnia 2011 o 22:27

    Ożesz Ty! Bo Ci Atalef zaginie w akcji! :-P
    ~Justilla
    11 sierpnia 2011 o 22:29

    No to jest nas troje na troje o ile dobrze liczę :D Stanowczo bronię Martina :)
    ~Natalia
    11 sierpnia 2011 o 22:41

    No i brawo! Nie damy go skrzywdzić! On jest dobry, miły i przystojny, o!:):) Troje? Ja, Ty i kto, bo się już pogubiłam?
    ~Justilla
    12 sierpnia 2011 o 00:35

    Jak Susannah broni jakiś nieznajomy Atalef to my wliczajmy do nas Amandę :D
    ~Natalia
    12 sierpnia 2011 o 02:52

    Chodziło tu o Erika, ale Atalef też by ją pewnie bronił, bo może być trochę agresywny:-p Tak! Ja, Ty i Amanda! Martin górą:-D Nie damy się! Dobra idę spać, ale jutro znów wracam na stanowisko:-D
    ~Justilla
    12 sierpnia 2011 o 10:25

    Erik nie walczyłby przeciw Amandzie, Erikiem się proszę nie zasłaniać :D
    ~Susannah
    12 sierpnia 2011 o 11:19

    Atalef jest łagodny jak baranek, ale jestem pewna, że Martina nie polubi ;)
    ~Natalia
    12 sierpnia 2011 o 12:55

    Zgadzam się z Justillą, Erik się nie będzie mieszał;) A Atalef będzie taki, jakiego ja ukształtuję i to ja zadecyduję, czy polubi Martina, czy nie! Ha, mam władzę i nie zawaham się jej użyć:-D :-P
    ~Justilla
    12 sierpnia 2011 o 14:41

    To ja stawiam, że polubi! :D Aczkolwiek nie mam pojęcia kto to będzie ;P
    ~Natalia
    12 sierpnia 2011 o 14:53

    Skoro i tak niewiele osób go lubi, to chociaż Atalef powinien;) Ale to już wyjdzie w trakcie;p
    Justilla
    12 sierpnia 2011 o 15:07

    No to polubi go, polubi :DMnie komentarze już lajtowo, blogi też wyświetlają się bez problemu. Ale od wczoraj bezskutecznie próbuję dodać nowy rozdział i onet nie chce go dodać. Teraz główkuję z przyjaciółką co się dzieje. Nie wiem co robić :(Co do PS2 – Naprawdę? Jestem zaskoczona :D
    ~Natalia
    12 sierpnia 2011 o 16:32

    Mi też już komentarze się dodają, wcześniej było gorzej. Onet czasem ma widocznie takie kaprysy:/Ja też się zdziwiłam jak powiedziała, że przeczytała Tajemnicze blizny i nawet wydrukowała i dała swoim podopiecznym:-o A Twoja powieść bardzo jej się spodobała:):)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Justilla
    13 sierpnia 2011 o 13:17

    Ja zaraz będę próbować po raz n-ty dodawać rozdział.Tajemnicze aż wydrukowała? Heh, prawie jak publikacja ;) Zawsze miło wiedzieć, że jest jeden czytelnik więcej, nawet jeśli nie komentuje :)
    ~Susannah
    12 sierpnia 2011 o 23:07

    Ejjjjj!!! Już ja go odpowiednio nastawię!!! Jeszcze tego brakowało, żeby mój własny, prywatny… no właśnie ;)… występował przeciwko mnie! O nie! O nie! O nieeeeeeeee!!!
    ~Justilla
    13 sierpnia 2011 o 13:18

    O taaak! ;)
    ~Natalia
    13 sierpnia 2011 o 15:03

    Jakie ładne podsumowanie:) O tak:):):) Suze, spokojnie, nie przeciwko Tobie, ale Martina może polubić, prawda? Nie ma powodu, żeby go nie lubić:p
    ~Susannah
    13 sierpnia 2011 o 23:04

    Ale on jest taki niewyraźny :( Nie to co Erik :) :* Wolałabym, żeby to jego Atalef polubił
    ~Natalia
    14 sierpnia 2011 o 14:07

    Niewyraźny? To może jest chory?:-o :):) Erika i tak wszyscy lubią, poza tym będzie o niego zazdrosny, o:p bo facetowi trzeba poświęcać czas, a nie całymi nocami bawić się z… no właśnie:):)
    ~Susannah
    14 sierpnia 2011 o 17:12

    I bardzo dobrze, że będzie zazdrosny! Bo ma o kogo! :D

    ~Prithika
    9 sierpnia 2011 o 10:19

    Ten rozdział był… po prostu niesamowity! Zwłaszcza część z Diego. Poświęcił się dla Talithy, aby mogła wieść szczęśliwe, ludzkie życie. Sam skazał sie na śmierć. Muszę Ci powiedzieć, ze w tym momencie w moich oczach pojawiły się łzy. To było cudowne, wręcz wspaniałe. Tyle emocji. Objął ją i promienie słońca go dosięgnęły… Bardzo mi go szkoda.No i ta końcówka z Afryką. Czyli podróż na Czarny Ląd. Jestem jej bardzo, bardzo ciekawa.Pozdrawiam i czekam na nexta
    Odpowiedz
    ~Lilith Bathory
    9 sierpnia 2011 o 12:21

    Rozdział był świetny;) Trochę dramatyzmu, a potem małe przeskoczenie w przód… Ciekawy zabieg i mnie sie podoba. Afryka… Całkiem inny świat niż Izrael… No zobaczymy jak potoczą się losy Amandy na Czarnym Lądzie. Będę tego oczekiwać z niecierpliwością. Pozdrawiam [taikasanoja]
    Odpowiedz
    ~Anne
    9 sierpnia 2011 o 13:31

    Afryka? No, no, zapowiada się ciekawie. ;p Przepraszam, że poprzednich kilku notek nie skomentowałam, ale dopiero wczoraj wróciłam i mogłam przeczytać o losach Amandy. A jutro jadę dalej. :) Ciekawe, że Amanda tak się zaopiekowała tym chłopcem… Instynkt macierzyński? Możliwe. :D Pozdrawiam i życzę weny i powodzenia w dalszym pisaniu. Czekam na nexta, ale pewnie dopiero później go przeczytam. No nic. :D
    Odpowiedz
    ~Vivi
    9 sierpnia 2011 o 14:50

    No to Afryka… Piękny kontynent, wspaniałe kraje a ludzie i kultura niesamowita. Miałam przyjemność być nie raz… Jestem bardzo ciekawa, jakie też przygody przygotujesz na afrykańskiej ziemi. Cieszę się, że Talitha znalazła miłość a Diego ukojenie. Pozdrawiam, Vivi

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Justilla
    9 sierpnia 2011 o 15:06

    No, no, po swojemu przeskoczyłaś tyle lat, a i tak nawet jeszcze XV wieku nie ma. Choć niewiele brakuje xDA jednak Diego spłonął… Trochę szkoda, ale tak chyba lepiej dla Talithy, bo w końcu pokochała kogoś, miała dzieci…Zakończenie zagadkowe, ciekawe jaka jest historia tego chłopca. No i odwiedzimy Afrykę ;)[amica-libri]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    9 sierpnia 2011 o 16:34

    Czuję się, jakbym sama się już wybierała do Afryki:-D A jeszcze w XV wieku – podróż do przeszłości:):):)
    Odpowiedz
    justilla
    9 sierpnia 2011 o 20:52

    Ja bym chętnie zobaczyła Afrykę. Oby Amanda zobaczyła Sfinksa! A przynajmniej piramidy :DZapraszam na nn na [amica-libri]
    Odpowiedz
    ~Natalia
    9 sierpnia 2011 o 22:07

    Tak, pogada sobie ze Sfinksem, może jakąś zagadkę rozwiąże:-D A piramida to świetne miejsce na grobowiec zbuntowanych wampirów:-]
    Odpowiedz
    ~Justilla
    11 sierpnia 2011 o 17:01

    Ze Sfinksem mogę jej pomóc, zagadkę znam. No chyba, że będzie brzmiała niczym w „Percym Jacksonie” xD Co do grobowców – uuu, sami niech walczą, a ja uciekam :DCo nikt tak nie lubi Martina? Jego wizerunek jako kujona trochę mnie ubódł ;(
    ~Natalia
    11 sierpnia 2011 o 18:29

    To napisz o tym pod ich komentarzem! Broń go! Ja Cię poprę:-D

    ~Kara007
    9 sierpnia 2011 o 18:23

    Afryka?? Może być całkiem ciekawie.. ;) Jestem ciekawa co ich tam może spotkać?? Zaczyna się nowa część to i nowe historie. Dobrze, że Talitha ułożyła sobie życie ;) Mąż i dzieci. Z niecierpliwością czekam na następną notkę ;) Pozdrawiam ;***
    Odpowiedz
    ~Lyanne
    9 sierpnia 2011 o 18:23

    Diego nie żyje? Aleś namieszała xdArabowieee… Uwielbiam ich po zagraniu w Assassin’s Creed 1 :D W Afryce osobiście byłam tylko raz, w Maroku :))Dopatrzyłam się jednego błędu… „Właśnie posprzeczałam się z Martinem; często zdarzały nam się takie drobne sprzeczki, z których potem, po głębszych przemyśleniach, tylko się śmieliśmy.” śmialiśmy, a nie „śmieliśmy”. Poza tym, wszystko ok :D Pozdrawiam
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    13 sierpnia 2011 o 14:42

    Biedna Talithia, jej ból musi być nie do opisania. Z drugiej jednak strony, dobrze się stało… Czyżby ostatni rozdział miał rozgrywać się w Afryce? A może cała kolejna cześć, będzie działa się właśnie tam? Dzięki Tobie poznamy cały świat. ;)P.S Zapraszam na byc-kobietaa, pozdrawiam ;)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    13 sierpnia 2011 o 14:59

    Tak, cała albo prawie cała część będzie w Afryce;)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Iara
    13 sierpnia 2011 o 20:19

    Po długim czasie i trudach dobrnęłam do tego rozdziału i co? Dlaczego zawsze jak kogoś lubię to musi obrywać? Albo okazuje się nienormalny? xDTo co zrobiłaś Diego było paskudne i wstrętne i w ogóle be!Walnij chociaż rozdział z Juanem na pocieszenie…
    Odpowiedz

    ~Natalia
    14 sierpnia 2011 o 14:01

    Gratulacje! Brawo! Glückwünsche!:-D Wiem, że po ciężkich trudach i znojach, więc tym bardziej:)Juan jeszcze będzie, cierpliwości;) A póki co wybieramy się do Afryki:) Dołączysz się?:p
    Odpowiedz
    ~Iara
    14 sierpnia 2011 o 14:38

    Mogę się dołączyć, a dostanę wielbłąda? xD
    Odpowiedz
    ~Natalia
    14 sierpnia 2011 o 14:47

    Wielbłąda i mumię w komplecie:)
    Odpowiedz
    ~Iara
    14 sierpnia 2011 o 15:05

    O, fajnie, nie będę musiała inwestować w papier toaletowy:D
    ~Natalia
    14 sierpnia 2011 o 15:32

    Biedna mumia:-o Ale jak jej zabierzesz bandaż to będzie biegać nago:-P
    ~Iara
    14 sierpnia 2011 o 15:59

    Jak jest martwa to czego ma się wstydzić?:P

    aryduchowska@op.pl
    14 sierpnia 2011 o 17:17

    Witaj ! Zostałaś nominowana do wzięcia udziału w konkursie ” One Lovely Blog Award ” Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej zapraszam –> http://www.zmierzch-ff.blog.onet.pl <–
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    19 sierpnia 2011 o 14:41

    Diego jednak się zabił? Wow. Chociaż pod koniec życia był szlachetny. No i Talitha znów cierpi. Na szczęście znalazła sobie męża i założyła rodzinę. A to wszystko przepowiedział jej nie kto inny, tylko Erik. :) Jego „przepowiednie” zawsze się sprawdzają. Dlatego boję się, że ta o krótkim byciu ze sobą z Szoszannah też się sprawdzi. ;/ Wiedziałam, że ta figurka przedstawia uskrzydloną Amandę! Pewnie Justilla się ucieszyła. xD Afryka, powiadasz? Ale będzie murzynów. < śmieje_się> :D Już nie mogę się doczekać.
    Odpowiedz
    ~Agata:)
    23 sierpnia 2011 o 11:06

    Rozdział emocjonujący! Naprawdę!Szkoda, że tak szybko opisałaś śmierć Diego, jestem pewna, że byłabyś w stanie wycisnąć mi łzy z oczy gdybyś skupiła się na emocjach.. No ale cóż.Dobrze, że T. znalazła sobie nowego mężczyznę i ma piątkę dzieci. Tak jak mówiły wampiry będzie szczęśliwa.A to murzyńskie dziecko?! Coś wspaniałego! Mam nadzieję, że wszystko z nim potoczy się dobrze… Już to sobie wyobrażam :) Sama słodycz :)

    OdpowiedzUsuń