Rozdział XX - Izraelskie wesele

30.06.2011

   Siedziałam naprzeciwko Karoliny, zastanawiając się, co powie, gdy usłyszy już całą historię. Do końca zostało jeszcze tyle wydarzeń i tyle czasu... Wiedziałam, że muszę opowiedzieć ją jak najdokładniej, aby poznała prawdę o mnie i przekazała ją kolejnym pokoleniom...
   - Co się stało w dzień ślubu Szoszannah? - odezwała się nagle Karolcia. - Czy Dalila przerwała ceremonię? Mam nadzieję, że nie wpadła z okrzykiem: „nie zgadzam się!”?
   Uśmiechnęłam się.
   - Do tego dojdziemy za chwilę. Najpierw powiem coś o samym ślubie.
   - No właśnie, jak to wszystko wyglądało? - spytała zaciekawiona dziewczyna, a ja wróciłam do opowieści.

   Dwudziesty czwarty maja. Wstałam z trumny, weszłam do pokoju Lily i ujrzałam ją, mierzącą suknię ślubną. Dziś jej ślub. Jej i Erika. Mojej przyjaciółki i opiekuna.
   Zgodnie z żydowską tradycją narzeczeni nie widzą się przez kilka dni przed uroczystością zaślubin, jednak Szoszannah, po długich negocjacjach z narzeczonym i kilku zbitych wazonach, zgodziła się zamienić te dni na jedną noc. Poprzednią dobę spędzili oddzielnie, choć od dawna już mieli trumny w jednym pokoju. Lily w końcu się na to zgodziła. Jednak wczoraj i dzisiaj dzieliła ich ściana. Tuż po przebudzeniu Erik wyszedł z pokoju i na dole, w salonie, załatwiał ostateczne sprawy związane ze ślubem. Mieli zobaczyć się dopiero na ceremonii.
   Szoszannah odwróciła się, słysząc, jak wchodzę i uśmiechnęła promiennie. Piękna, śnieżnobiała suknia ciasno opinała jej szczupłą sylwetkę, a w biuście i u dołu ozdobiona była mnóstwem małych koronek. Włosy związane niedbale na karku, czekające na swoją kolej. Za nią stała jakaś nieznana mi wampirzyca, poprawiając suknię.
   - Ojej. Wyglądasz przepięknie. Erik padnie z wrażenia – stwierdziłam, wchodząc i zamykając za sobą drzwi.
   - Denerwuję się. Niedługo przyjedzie mój brat z żoną i dziećmi. Pewnie już są w drodze – mówiła szybko, łapiąc za dół sukni i ruszając w moją stronę. - Nikt nie może się zorientować... a przecież będą na tym weselu wampiry... - Zatrzymała się, odwróciła i ruszyła w stronę wampirzycy, która cierpliwie czekała, aż wróci. - A jeśli coś pójdzie nie tak? O nie! Przecież ktoś może odkryć, kim jesteśmy. A jeśli jacyś łowcy się zorientują? O nie... Co wtedy będzie?
   - Wszystko będzie dobrze – przerwałam jej. - Żadnych łowców i żadnych przeszkód. Wszystko pójdzie zgodnie z planem. Osobiście tego dopilnuję.
   Lily westchnęła i rozpuściła włosy, które zaczęła czesać stojąca za nią wampirzyca. Spięła je do tyłu, część upuszczając na ramiona łagodnymi falami. Moja przyjaciółka sięgnęła po małą, jedwabną chusteczkę i zaczęła ją miętosić w rękach, rozkładając i składając co chwila.
   - Już właściwie wszystko jest załatwione – dodałam.
   - Najgorsze, że musiał się zmienić ten zarządca i z tygodnia wesela chyba nic nie wyjdzie – westchnęła Szoszannah.
   Pokiwałam głową. Przygotowania ślubne pochłaniały ostatnio większość czasu, gdyż mój opiekun chciał, aby wszystko było na jak najwyższym poziomie i nie szczędził na to pieniędzy. Jednak życie, a raczej polityka, zweryfikowała ich plany, gdyż stary nadzorca prowincji zmarł, a jego miejsce zajął człowiek, który nieprzychylnym okiem patrzył na mniejszość żydowską.
   Był to czas licznych prześladowań, gdyż Palestyna była pod władaniem Arabów, którzy szerzyli swoją wiarę. Dopóki w Libnie rządził uczciwy i przychylnie nastawiony do Izraelitów rządca, mogli oni spokojnie wyznawać swoją wiarę. Jednak dwa miesiące temu jego miejsce zajął ortodoksyjny Arab i wróciły znowu prześladowania, które wydawały się już przeszłością.
   Oczywiście wampiry nie podlegały jego władzy, gdyż rządziły się własnymi prawami, jednak my, próbując żyć jak ludzie, musieliśmy podporządkować się wymogom. Mimo iż nowy zarządca w ogóle nie pozwalał na wesela Izraelitów, to jednak Erik udał się do niego i – prośbą albo groźbą, nie wiedziałam i nie dociekałam – wymusił konieczne zezwolenie.
   Ocknęłam się z zamyślenia, spoglądając ponownie na Szoszannah. Widać było u niej duży stres. Ślub żydowski rozpoczyna się zgodnie z tradycją od kabbalat panim – przyjęcia na cześć państwa młodych. Dla panny młodej miało się odbyć na górze naszego domu, zaś dla jej narzeczonego – na dole.
   Po ułożeniu fryzury Lily spojrzała na mnie z niepokojem, a ja posłałam jej uspokajający uśmiech. Odłożyła chusteczkę, wyszła z pokoju i udała się na przyjęcie. Czekała tam na nią Ruth z córką i przyjaciółkami, a po chwili przybyła również żoną jego brata z dziećmi. Panna młoda usiadła na charakterystycznym, bogato zdobionym krześle przypominającym nieco tron, a jej rodzina podchodziła i składała jej życzenia. Kiedy przyszła kolej na mnie, uścisnęłam ją serdecznie i szepnęłam jej na ucho:
   - Żyj wiecznie i szczęśliwie, moja droga przyjaciółko.
   Wampirzyca uśmiechnęła się, a szare oczy rozbłysły radośnie.
   - Dziękuję, Amando.
   W końcu zaszło słońce i nadszedł moment badeken – zakładania welonu. Do pokoju wszedł Erik. Ubrany był w elegancki strój w kolorze wina. Ja miałam na sobie skromną, błękitną suknię, a włosy łagodnie spływały mi na ramiona. Skierowałam wzrok na mojego opiekuna. Był poważny, ale w jego oczach widziałam miłość i zachwyt, gdyż wcześniej nie widział Lily w sukni. Zerknął na mnie i przesłał mi wgląd do swoich emocji. Uśmiechnęłam się i przymknęłam oczy. Przyjemne ciepło przelało się w głąb mojego umysłu.
   Wszystko było już na swoim miejscu. Erik właśnie brał ślub z Szoszannah, oboje bardzo się kochali. Ja byłam z Martinem, który pojawił się obok mnie i wziął mnie za rękę. Otworzyłam oczy, patrząc na niego ciepło. Miałam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Zasłużyli przecież na szczęście. Zdecydowanie zasłużyli.
   Spojrzałam ponownie na mojego opiekuna, który, zgodnie z tradycją, podszedł i przykrył welonem twarz swej wybranki. Pomimo że Erik nie był Izraelitą, robił wszystko zgodnie z tradycją. Wiedziałam, że dla niego nie jest ważny sposób, w jaki zwiąże się z Szoszannah; najważniejsze, że ona poczuje się w pełni jego żoną. Dlatego jego wejściu towarzyszyła muzyka i mężczyźni z rodziny Lily.
   Panna młoda uśmiechnęła się szeroko i wstała, podając mu rękę. Wyszli na zewnątrz, gdzie czekał już na nich przygotowany baldachim. Rozejrzałam się wokół. Goście byli to głównie ludzie, choć widziałam również kilku wampirów, których najął Erik. Trzymali się oni jednak na uboczu i doskonale zdawali sobie sprawę, czym groziłaby napaść na gości Lily. O nich mogłam być spokojna.
   Spojrzałam na Erika, który właśnie wszedł pod baldachim. Oświetlony był trzydziestoma lampami, a pozostałe umieszczone były wokół domu, tak, że wszystko było widać bardzo wyraźnie, nawet emocje malujące się na twarzach państwa młodych.
   Pod baldachimem stał mały stół nakryty białym obrusem, a na nim kielich na wino. Obok leżał, już wcześniej przygotowany i podpisany, dokument ślubny – ketuba. Zanim Szoszannah stanęła obok swojego narzeczonego, obeszła go siedem razy wokoło. Było to symbolem jej nowej roli, jako obrończyni rodziny i domu. Następnie zatrzymała się po prawej stronie pana młodego.
   Ceremonię rozpoczął rabin, niski, pulchny wampir, który odmówił błogosławieństwo nad winem i nad zaślubinami, po czym podał parze młodej kielich wina. Pierwszy napił się Erik, następnie podał go Szoszannah. Ich ręce zetknęły się na chwilę i wymienili się uśmiechami. Kiedy Lily odstawiła kielich, mój opiekun uroczyście, z poważną miną włożył pierścień na jej palec, wypowiadając formułkę:
   - Oto jesteś mi poświęcona tym pierścieniem według Prawa Mojżesza i Izraela.
   Po jego słowach zaległa cisza. Panna młoda, zgodnie z tradycją, przez całą ceremonię milczała, lecz jej spojrzenie mówiło bardzo wiele. Patrzyli sobie prosto w oczy, jakby świat przestał dla nich istnieć. Jakby byli tylko oni. Ze sobą i dla siebie. Na wieczność.
   Ciszę przerwał okrzyk rodziny, przyjaciół i zaproszonych gości:
   - Mekudeszet! Poślubieni!
   Wówczas brat Lily odczytał kontrakt małżeński i oddał go pannie młodej na wieczne przechowanie. Według tradycji, stanowił on zabezpieczenie jej bytu. Ketuba potwierdzała jej prawa i wymieniała obowiązki męża.
    Następnie rabin podniósł kielich wina i odmówił Szewa Brachot, siedem rytualnych błogosławieństw. Błogosławieństwa te symbolizowały przywołanie stworzenie świata – dla młodej pary bowiem ich ślub jest początkiem zupełnie nowego świata.
   Następnie nastąpiło zniszczenie kielicha. Erik rozgniótł go prawą nogą. Przyszło mi na myśl, że Lily poszłoby to sprawniej, bo miała już pewną praktykę w tłuczeniu.
   Przy dźwięku rozgniatanego szkła rozległy się radosne okrzyki:
   - Mazel tow! – co znaczyło: dobrego losu, na szczęście.
   Para młoda, trzymając się za ręce, udała się na powrót do domu. Pomimo że tego akurat nie było w tradycji, Erik wziął żonę na ręce i przeniósł przez próg. Później powiedział nam, że był to zwyczaj, zaczerpnięty od Rzymian, aby pani młoda, wchodząc, nie potknęła się, gdyż zwiastuje to nieszczęście.
   Wszedł do salonu, gdzie stoły uginały się od przygotowanego jedzenia i postawił swoją żonę na ziemi. Usiedli, by zakończyć post i zjeść delikatny posiłek. Był to tzw. „złoty rosół" – izraelskie danie, nazwane tak ze względu na pływające w nim złote, tłuste oka. Na szczęście pozostali goście mieli wejść dopiero, kiedy państwo młodzi się posilą, inaczej Erik i Lily mieliby poważny problem, co zrobić z podanym daniem.
   Chwilę potem, kiedy już ich talerze wyglądały, jakby faktycznie zjedli rosół, weszliśmy wraz ze wszystkimi gośćmi i usiedliśmy przy stole. Rozpoczęła się uczta weselna.
   Izraelskie wesela są zwykle bardzo pogodne i wesołe. Śpiewa się radosne pieśni na cześć nowożeńców, rozsypuje ziarna, orzechy i ryż. W rodzinach ortodoksyjnych Żydów kobiety i mężczyźni tradycyjnie siedzą przy oddzielnych stołach, po przeciwnych stronach sali weselnej. Jednak na weselu Erika i Szoszannah wszyscy siedzieli przy jednym stole, po części ze względu na niewielką ilość gości. Dzieci natomiast biegały wokół stołów i wszędzie ich było pełno. Zauważyłam, że Talitha również wróciła już do siebie po przeżytej traumie i nawet na chwilę wdrapała mi się na kolana, by sięgnąć po coś słodkiego ze stołu, po czym zjadła i pobiegła do swoich przyjaciół.
   Przy tanecznej muzyce klezmerów rozpoczął się pierwszy taniec. Była to wyjątkowa, uroczysta chwila – jedyna, kiedy w tradycji wesela izraelskiego mężczyzna i kobieta mogli zatańczyć razem. Pozostali goście tańczyli po właściwych stronach, tworząc duże koła i trzymając między sobą chusteczki. Wyglądało to niesamowicie. Ruth pociągnęła mnie za sobą, a Martin dołączył do mężczyzn.
   Zwykle jest tak, że przez siedem dni po weselu młoda para jest traktowana jak para królewska. Nie wolno jej pracować, a każdego dnia wydawany jest obiad na ich cześć przez krewnych i przyjaciół. Ze względu na sytuację polityczną musieliśmy ograniczyć się do dwóch dni – wesela i uroczystego obiadu następnego dnia.
   Ślub w nocy był czymś naprawdę niezwykłym. Początkowo każdy się dziwił takiemu pomysłowi, ale okazał się on znakomity w realizacji. A wesele było wspaniałe. Szybko nauczyłam się kilku skomplikowanych kroków, podskoków i tańców. Gdy zerknęłam naprzeciwko, dostrzegłam, że Martin też nieźle sobie radził. Kątem oka zauważyłam, że Erik i Lily wychodzą na zewnątrz. Patrzyli na siebie z czułością w oczach.
   Chwilę później poczułam niepokój. Ktoś mnie obserwował. Rozejrzałam się dookoła. Początkowo nikogo nie dostrzegłam, gdy jednak na powrót się odwróciłam, przeszedł po mnie zimny dreszcz. Obok Diny, żony Azariasza, bezczelnie się uśmiechając, w pięknej, zielonej sukni, z rozpuszczonymi, rudymi włosami, stała Dalila.
   W jednej chwili znalazłam się przy niej. Dina właśnie ruszyła w stronę swojego dziecka, więc nie zauważyła mojego szybkiego ruchu.
   - Przyszłaś zapłacić za krzywdy, które wyrządziłaś? - spytałam cicho, stając naprzeciwko niej. - Wychodzimy stąd. Nie zepsujesz Szoszannah wesela. - Złapałam ją za rękę, ale wyrwała ją i cofnęła się o krok.
   - Obawiam się, że już za późno. - Spojrzała gdzieś za mnie, a ja zdałam sobie sprawę, że stoją za mną państwo młodzi. - Chyba się spóźniłam na twój ślub – rzekła głośno, podchodząc jak gdyby nigdy nic do Lily, która wpatrywała się w nią z przerażeniem. - Ale zdążyłam jeszcze na wesele. - Uśmiechnęła się bezczelnie.
   - Nie dożyjesz wschodu słońca – szepnął Erik, pojawiając się między żoną, a Dalilą. W jego głosie słyszałam groźbę. Patrzył na nią wzrokiem, który nie wróżył nic dobrego. Rudowłosa zrobiła krok do tyłu.
   - Nie jestem sama. Ostrzegam. Jeśli mnie tkniesz, moi przyjaciele zrobią tu masakrę. - Przymrużyła oczy, patrząc na niego uważnie. - Chyba nie chcesz, żeby waszym gościom coś się stało?
   - Kłamiesz. Jesteś sama. - Mój opiekun mierzył ją wzrokiem. Obok mnie stanął Martin. Zerknęłam na salę, ale ludzie wciąż się bawili. Odnalazłam wzrokiem Ruth, która donosiła właśnie do stołu. Nie dostrzegła jeszcze Dalili i miałam nadzieję, że jej nie zauważy. Pewnie wpadłaby w panikę, która nic by tu nie pomogła.
   - Naprawdę myślisz, że przyszłabym tutaj sama? - W ciemnych oczach wampirzycy błysnęła ironia. - Nie jestem na tyle głupia. Ale nie przyszłam też urządzać scen czy masakry.
   Tym razem to Martin wysunął się do przodu, patrząc na nią z nieukrywaną nienawiścią.
   - To po co tu przyszłaś?

3 komentarze:

  1. ~Anne
    30 czerwca 2011 o 22:38

    Pierwsza! Rozdział super! Długo czekałam, ale warto było. I wreszcie Lily z Erikiem zostali małżeństwem! Należą im się gratulacje! ;) A następnego rozdziału niestety nie będę mogła skomentować, bo wyjeżdzam. :) Jak wrócę, to będę już pewnie z 2 rozdziałami do tyłu. Pozdrawiam i życzę weny.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    30 czerwca 2011 o 23:02

    Erik i Lily dziękują za gratulacje:-D Cóż, jak wrócisz to nadrobisz;) Miłego wyjazdu;)
    Odpowiedz

    ~Susannah
    30 czerwca 2011 o 22:58

    Aaaaach! Jak pięknie :*
    Odpowiedz

    ~Natalia
    30 czerwca 2011 o 23:09

    Nie mogło być inaczej;)
    Odpowiedz

    ~justilla
    30 czerwca 2011 o 23:47

    Wiedziałam, że Dalila znów będzie, wiedziałam. Mam ochotę własnoręcznie ukręcić jej kark, tak zepsuć szczęście mojemu kochanemu Erikowi! Mam nadzieję, że blefuje z tym wsparciem, albo że przynajmniej obędzie się bez rozlewu krwi… niewinnej krwi, bo tej Dalili nie mam nic przeciwko.No i wspaniały opis ślubu! Zupełnie jakbyś żyła w tamtych czasach ;) Szalenie cieszę się, że powróciłaś i życzę, być znalazła pracę :)[amica-libri]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    1 lipca 2011 o 08:26

    Dziękuję, obym znalazła jak najprędzej. Ja też się cieszę, że są osoby, które na pewno powrócą na mojego bloga i które czekają na kolejny rozdział;) Opis ślubu zawdzięczam Susannah;) A co do wsparcia Dalili, myślę, że przyszły rozdział trochę Cię zaskoczy;)
    Odpowiedz
    ~justilla
    1 lipca 2011 o 20:47

    Ty mnie zawsze zaskakujesz, tylko czasem negatywnie (znaczy nie stylem czy coś, tylko… samą sytuacją jak śmierć pierwszego męża Amandy). Starch się bać co wymyślisz.A ja już ci obiecałam wieki temu – będę to czytać choćby nie wiem co! Zobaczysz mój komentarz pod ostatnim rozdziałem i nie ma bata xD
    Odpowiedz
    ~Natalia
    2 lipca 2011 o 00:52

    Wierzę Ci:):) No, to tym razem chyba też nie będzie pozytywne zaskoczenie, ale w przyszłym rozdziale nie szykuję jeszcze żadnej śmierci, więc spokojnie;)
    Odpowiedz
    ~justilla
    2 lipca 2011 o 10:46

    Jeszcze? To nie brzmi pozytywnie obiecująco :P Ja tu mam niejedną obawę… ale o dziwo każda tyczy Martina, że to z nim coś nie tak… Kurczę, no ja nie wiem co mnie tak nastawiło :(
    ~Natalia
    2 lipca 2011 o 12:58

    A ja już kiedyś pisałam, że Martina tak szybko się nie pozbędę, bo na przekór większości czytelników, lubię go;> A poza tym mam już z góry ustalone, co się stanie z głównymi bohaterami, na bieżąco decyduję o tych pozostałych;p
    justilla
    2 lipca 2011 o 20:54

    Po złej czy dobrej stronie, nic nie stoi na przeszkodzie by żył i występował ;P
    ~Natalia
    2 lipca 2011 o 23:03

    Martin??? A wyobrażasz sobie Martina po złej stronie?:-o
    ~justilla
    3 lipca 2011 o 00:08

    O dziwo tak, wiesz? Nie wiem czemu, ale ja chociaż go lubię, to jednak od początku mam co do niego złe przeczucia. Może to moja paranoja… Ale tak jest. Na pewno mam przeczucie, że skończy jakoś źle, bo nie jest współczesnym mężem Amandy. Jakoś nie wyobrażam sobie, aby powiedzieli sobie „Żegnaj” i poszli każde w swoim kierunku ;)
    ~Natalia
    3 lipca 2011 o 03:00

    Oho ho:) Widzę, że masz zupełnie inny punkt widzenia na przyszłość tej postaci:-D aczkolwiek wątek dobrego, co staje się złym też mam, ale do tego to jeszcze:)
    ~justilla
    3 lipca 2011 o 13:32

    Biedny Martin :D Dobrze, to postaram się myśleć o jego przyszłości trochę bardziej pozytywnie. Nowy rozdział już niedługo, więc pora zacisnąć zęby i czekać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Agata:)
    1 lipca 2011 o 00:00

    I znów będę musiała czekać żeby się dowiedzieć po co przyszła ta wredota :)Bardzo fajnie opisałaś ceremonię. Ciekawe było dowiedzieć się czegoś o tej kulturze i jak przebiegają śluby/wesela…Tak bardzo się cieszyłam, że Szoszanah w końcu będzie szczęśliwa. I sru… eh…czekam na cd;*
    Odpowiedz

    ~Natalia
    1 lipca 2011 o 08:29

    Póki co, to jest szczęśliwa;) W końcu Dalila nie przerwała im ślubu:p
    Odpowiedz
    ~Agata:)
    6 lipca 2011 o 11:00

    No nie przerwała i to jest plus:)
    Odpowiedz

    ~Inscriptum
    1 lipca 2011 o 00:15

    Witam. Od dawna zaciekawiłaś mnie swoim opowiadaniem, więc postanowiłam się w nie zagłębić. Zacznę od samego początku. :)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    1 lipca 2011 o 08:30

    Cieszę się i zapraszam:):) Miłego czytania:) i cierpliwego, bo dużo tego;)
    Odpowiedz

    ~Prithika
    1 lipca 2011 o 09:31

    Cóż za wspaniałe wesele. Wreszcie spełniło się marzenie Erika i Lily została jego żoną. Końcówka jak zwykle wniosła sporo zamieszania i ten sielski obrazek został zakłócony przez pojawienie się Dalilah. No tak, można się było jej spodziewać – ta to ma wielkie wejście. Ciekawe z kim przybyła i po co. Jakoś mam wrażenie, że nie można się po niej spodziewać niczego dobrego i że jeszcze sporo namiesza. Oby tylko nie zniszczyła szczęścia świeżo poślubionych. No nic, czekam spokojnie na kolejny rozdział, który mam nadzieję dodasz szybko. :-)Pozdrawiam
    Odpowiedz

    ~Natalia
    1 lipca 2011 o 23:13

    Nie tylko Dalila sporo namiesza:):)
    Odpowiedz
    ~Prithika
    4 lipca 2011 o 18:37

    Nie tylko? To kto jeszcze namiesza? Ale mnie zaciekawiłaś :-)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    5 lipca 2011 o 02:44

    Kochana, tego dowiesz się w przyszłym rozdziale;) Ale możesz zgadywać:p
    Odpowiedz

    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    1 lipca 2011 o 13:27

    Tam tam tatam, tam tam tatam…. weselny dzwony zabiły dla Lilly i Erica. Bardzo fajnie, że wszystko tak ładnie opisałaś. Były i tańce i poczęstunek i parę zwyczajów jak np, to, że młodzi są traktowani po królewsku. Warto było tyle czekać!Gratuluje Cię obrony. Wiedziałam, że dasz radę i mam nadzieję, że szybko znajdziesz prace. Ja właśnie od kilku dni mam wakacje, także nowy rozdział się pisze i będzie już niedługo, Póki co to zapraszam na byc-kobietaa.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    2 lipca 2011 o 00:31

    Dziękuję, ale obrony nie można nie zdać. Jak już dopuszczą, to z reguły się zdaje. Chodzi tu raczej o ocenę;) A z pracą trudno, ale może kiedyś w końcu znajdę…
    Odpowiedz

    ~Kara007
    1 lipca 2011 o 15:13

    Nareszcie, tyle na to czekałam. Nowy rozdział, Eric wreszcie poślubił swoją ukochaną. Są szczęśliwi, a przynajmniej byli dopóki nie zjawiła się na weselu ta Dalila. Jak ja jej nie lubię. Jestem ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy. Mam nadzieję, że nie będzie aż takiej masakry. Z niecierpliwością czekam na Twój następny rozdział i życzę Ci abyś jak najszybciej znalazła pracę ;) pozdrawiam :***
    Odpowiedz

    ~Natalia
    2 lipca 2011 o 00:46

    Dziękuję i obym faktycznie znalazła;)
    Odpowiedz

    ~Lilith Bathory
    1 lipca 2011 o 15:26

    Bardzo się cieszę, że wreszcie wróciłaś;)Brakowało mi tego fantastycznego opowiadania. Ach, ta Dalila. Co za bezczelne stworzenie! Też jestem ciekawa, po co właściwie przyszła. Zawsze cię podziwiam za dopracowanie szczegółów. I tym razem wszystko było opisane perfekcyjnie. Można by rzec, że Twoje opowiadanie uczy;) Pozdrawiam i życzę szybkiego znalezienia zadowalającej pracy. Pozdrawiam [taikasanoja]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    2 lipca 2011 o 00:48

    Oj, żebyś wiedziała, że bezczelna:):)Dopracowane szczegóły to kwestia doświadczenia w pisaniu;) i zasługa czytelników, którzy zwracają mi na nie uwagę;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Vivi
    2 lipca 2011 o 16:39

    Ach Kochana gratulacje, niezmiernie się cieszę z twojej obrony, a za pracą będę trzymała kciuki. Wesele musiało być wspaniałe, nie miałam pojęcia o tym jak wygląda prawdziwe izraelskie wesele i ślub. Cudownie, że w końcu Szoszo i Erik powiedzieli sakramentalne: TAK. Jednak wiedziałaś, jak zakończyć rozdział. Dalia… Jestem bardzo ciekawa, jak też się to wszystko skończy.Ale mam jeszcze pytanie, jakie nurtuje mnie od pewnego czasu. Jeżeli możesz zdradzić rąbek tajemnicy, czy Martin zostanie mężem Amandy? Chodzi mi o to czy spędzą razem wieczność?Buziaki, Twoja Vivi
    Odpowiedz

    ~Vivi
    2 lipca 2011 o 19:43

    NN na la-vida-real & vampires-new-story.Pozdrawiam :)Viviene
    Odpowiedz
    ~Natalia
    2 lipca 2011 o 22:54

    Dziękuję:) Cóż, jeśli chodzi o Martina i Amandę, to nie mogę powiedzieć za dużo, ale jak już niektórzy wywnioskowali, to nie o Martinie mowa w początkach rozdziałów;) A czy się pobiorą i czy ze sobą będą, to już się dowiesz w przyszłości, więcej zdradzić nie mogę;)
    Odpowiedz
    ~Vivi
    2 lipca 2011 o 23:17

    Oj… no trudno, będę musiała zatem cierpliwie czekać. PS. co do twojego pytania, skończyłam pierwszy rok dziennikarstwa :)Buziaki, Vivi
    Odpowiedz
    ~Natalia
    3 lipca 2011 o 03:03

    A na jakiej uczelni? Bo nie pamiętam, czy pytałam:):)
    Odpowiedz

    kostek50
    2 lipca 2011 o 20:15

    Świetny Blog.!!! Piękny wystrój oraz notki które bardzo mi się podobają ;)Dodałam do linek ;) Mam nadzieję,że odwiedzisz ;)www.panna-krwi.blog.onet.pl
    Odpowiedz
    ~Grace
    4 lipca 2011 o 21:57

    Zapraszam serdecznie na nowo powstałego bloga z nagłówkami/szablonami (możliwość zamówienia) oraz dodatkami graficznymi! grace-graphics.blog.onet.pl/
    Odpowiedz
    ~Clara
    4 lipca 2011 o 22:19

    I jak Ty to robisz, że już nie mogę się doczekać następnego rozdziału? ;) Jestem bardzo ciekawa tego jak dalej pociągniesz wątek Dalili. Nie powiem jest niezmiernie irytująca, tylko sieje zamęt, ale ogólnie to bardzo ciekawa i barwna postać ;) Nie wiem dlaczego, ale mam słabość do czarnych charakterów. Zmagania z rysunkiem zakończone, egzamin zdany ;D Teraz tylko czekam na listę przyjętych na studia ;) A Tobie jak idzie szukanie pracy? Pozdrawiam ;)
    Odpowiedz
    ~Carmilla/Lilith Bathory
    5 lipca 2011 o 22:48

    Serdecznie zapraszam na dziedzictwo-bathory, gdzie pojawił się rozdział 6 pt. „Nieoczekiwany wybawca”. Liczę na to, że zerkniesz na moją pracę. Pozdrawiam.
    Odpowiedz
    ~Susannah
    5 lipca 2011 o 23:27

    Bardzo się denerwuję co będzie dalej! Wstaw już nn!
    Odpowiedz

    ~Natalia
    6 lipca 2011 o 00:32

    Mam teraz zagmatwanie z przeprowadzką na stancję i pracą, więc nie wiem, czy jutro wstawię… ale postaram się jak najszybciej.
    Odpowiedz

    ~Susannah
    7 lipca 2011 o 22:58

    !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Odpowiedz

    ~Natalia
    7 lipca 2011 o 23:21

    No co? 8 godzin na nogach bez przerwy, prawie 2km w jedną i drugą stronę, od 6-14, po powrocie to tylko się spać chce:( Postaram się jutro wstawić, ale nie wiem, kiedy, bo jak dzisiaj padłam to wstałam o 21.30:( Nie obijam się:(
    Odpowiedz

    ~Amanda
    8 lipca 2011 o 13:13

    Mam zaszczyt zaprosić na oficjalne otwarcie opowiadania bitwa-magow.blog.onet.pl ! :D
    Odpowiedz

    ~Natalia
    8 lipca 2011 o 17:19

    A mu się znamy? Bo nie kojarzę Twojego nicka.
    Odpowiedz

    ~Inscriptum
    15 sierpnia 2011 o 21:44

    Szoszannah i Erik musieli wyglądać przepięknie! xD A ta głupia Dalila wszystko zepsuła! Po co wróciła, skoro wiedziała, że czeka ja pewna śmierć ze strony Erika? Durna. Nawet gdyby miała obstawę i tak Erik by ich wszystkich zakołkował. ;D A kiedy będzie ślub Amandy i Martina? Zdaje sie, że go troszkę polubiłam. :) Ale na razie tylko troszkę. To na dzisiaj chyba koniec. Jutro pewnie jeszcze wpadnę i dokończę tą część. A potem będę musiała czekać na szóstą. Kurczę… Mam nadzieję, że szybko się namyślisz. ;*

    OdpowiedzUsuń