Rozdział XVIII - Śmierć

23.05.2011

   - I to bardzo dobry pomysł! - zawołała Karolina. - Ten Jedediasz naśle swoich ludzi i oni się rozprawią z wredną Dalilą!
   Roześmiałam się.
   - Gdyby to było takie proste... - Pokręciłam głową, kontynuując opowieść.

   Siedzieliśmy z Martinem pod rozłożystym dębem, rosnącym nieopodal domu Ruth i uważnie obserwowaliśmy okolicę. Erik z Szoszannah w tym czasie byli już w drodze do Jedediasza.
   - Myślisz, że nam pomoże? - zapytałam cicho mojego narzeczonego, opierając głowę o jego ramię.
   - Nie mam zaufania do wampirów. Pewnie będzie chciał czegoś w zamian.
   - Ale tu chodzi o przestrzeganie pewnych norm – zaoponowałam. - Nie tylko o zwykłą pomoc. - Spytałam w myślach Erika, czy dotarli na miejsce. Mój opiekun powiedział, że właśnie wchodzą, po czym kontakt się urwał.
   - Nie mogę się porozumieć z Lily – powiedział Martin zaniepokojonym głosem.
  - Ani ja z Erikiem. Coś jest nie tak. - Wstałam. - Powinniśmy to sprawdzić.
  - No chyba żartujesz! - złapał mnie za rękę i pociągnął z powrotem w dół. - Poczekamy na nich cierpliwie.
   - Mogą mieć kłopoty!
   - Jeszcze większe będziemy mieć, kiedy ten Jedediasz dowie się o twojej gorącej krwi. O ile wiem, żaden wampirzy władca nie lubi innych gorącokrwistych na swoim terenie. Nawet Andy, któremu przecież pomogłaś.
   Westchnęłam. Oczywiście miał rację.
   - Jeśli nie będą długo wracać, pójdę ich poszukać.
   Pokręcił głową, ale nic nie powiedział.
   Godzinę później usłyszałam w końcu głos Erika w swojej głowie.
   „Już wracamy. Zaraz wam wszystko opowiemy. Jesteście koło domu Ruth?”
   „Tak, czekamy na was.”
   Spojrzałam na mojego narzeczonego, który pokiwał głową.
   - Z tobą też się skontaktowali?
   - Tak. Zaraz tu będą.
   W końcu się pojawili. Ich miny nie zwiastowały dobrych wieści.
   - Czego chciał w zamian? - spytał od razu Martin.
   - Niczego – mruknął Erik, siadając obok mnie. - Nie pomoże nam.
   - Jak to? - Spojrzałam na niego, potem na Szoszannah.
   - Właściwie to trochę pomógł – zaoponowała Lily. - Dał nam zgodę na zabicie Dalili, jeśli powtórnie nam zagrozi. - Usiadła pomiędzy mną, a moim opiekunem. - Powiedział, że sam nie zajmuje się takimi sprawami. Dopóki Dalila nie zabiła innego wampira, może robić co chce. A potem stwierdził, że nie ma czasu na rozmowy z poganinem i kobietą. - Szoszannah spochmurniała.
   - Moim zdaniem powinniśmy ją znaleźć i się jej pozbyć – stwierdził Martin.
   - A może dała już sobie z nami spokój i jest już daleko stąd – odrzekła Lily.
   - Obyś miała rację – westchnęłam.
   Przez najbliższe dwie noce nic się nie działo. Obserwowaliśmy rodzinę Ruth; żyli spokojnie, bez zbędnego pośpiechu, a po zmroku rzadko wychodzili. Obserwowaliśmy ich na zmianę – raz ja z Martinem, potem Erik z Szoszannah. Trzeciej nocy przyszliśmy wszyscy pod dom kuzynki Lily.
   - Zapytamy ich tylko, czy nie zauważyli niczego złego – powiedziała Szoszannah, zerkając w stronę domu.
   - Chodźmy – zgodził się Erik, biorąc ją za rękę. W tej samej chwili usłyszeliśmy galop i na horyzoncie pojawił się samotny jeździec, pędzący w naszą stronę. Zerknął na nas przelotnie, po czym zatrzymał się tuż przed domem Ruth, a Selim wyszedł mu naprzeciw.
   - Szalom, Abdonie. Przynosisz jakieś wieści?
   - Nieszczęście, panie. - Mężczyzna zeskoczył z konia i wziął głęboki oddech. - Rodzina twej żony została zaatakowana dwie noce temu. Rano znaleźliśmy ich... martwych.
   Zanim zdążyliśmy ją powstrzymać, Szoszannah znalazła się przed nim. Izraelita cofnął się na tak gwałtowne pojawienie się jej i zamrugał oczami zdezorientowany.
   - Na'ará Szoszannah? Ach... - Pokręcił głową z niedowierzaniem. - Myśleliśmy, żeś zginęła...
   Lily złapała go za ramię.
   - Kto umarł?
   Mężczyzna pochylił głowę. Selim podszedł do niego, a z domu wyszła Ruth.
   - Co się stało?
   - Szoszannah, jakieś dzikie zwierzę napadło twoją rodzinę – wykrztusił w końcu Abdon. - Znaleźliśmy twojego ojca, matkę i brata razem z żoną. Wszyscy martwi, z rozszarpanymi gardłami.
   Szok, który mnie ogarnął po słowach Izraelity, był niczym w porównaniu z tym, co poczuła Szoszannah. Na jej twarzy pojawiło się niedowierzanie, kręciła głową, ale nie była w stanie wydusić słowa. W końcu ciszę przerwał rozdzierający krzyk Ruth.
   Lily spojrzała na kuzynkę pustym wzrokiem, po czym odwróciła się i sekundę później już jej nie było.
   - Odgrodziła się – szepnął Martin. - Poczułem jej ból, a potem zablokowała wszystko. Dokąd pobiegła?
   - Do swojej rodziny – odrzekł Erik i ruszył za nią. Spojrzałam na Ruth, która zaniosła się głośnym płaczem i Selima, trzymającego ją w ramionach. Niewiele myśląc, pobiegłam za moim opiekunem, a mój narzeczony za mną.

   Śmierć. Okrutna, czasem zupełnie pozbawiona sensu, gdy umiera ktoś młody. Ktoś, kto mógł żyć jeszcze długo i szczęśliwie. Ból, który pochłania nas po śmierci bliskich, staje się nie do zniesienia. Rozrywa nasze serce, rani duszę. Powoduje wewnętrzną pustkę, poczucie bezradności, niesprawiedliwości. Nie wiadomo, co ze sobą zrobić. Nic nie pomaga.
   Bo ich już nie ma. Nie wrócą. Już nigdy ich nie zobaczymy... A już na pewno nie za swojego, ziemskiego życia.
   Wiedziałam, co czuje teraz Szoszannah. Też straciłam rodzinę. Mamę, tatę, brata... a potem męża.
   Spojrzałam na Erika, który tulił ją do siebie. On także stracił: żonę i dziecko. Zerknęłam na Martina, stojącego obok mnie. Jego ojciec zmarł naturalną śmiercią, ale matka została zamordowana przez wampira.
   Rozumieliśmy jej ból. I wiedzieliśmy doskonale, że nie jesteśmy w stanie jej pomóc. Jedyne, co można było teraz zrobić, to być z nią. Tylko obecność życzliwych osób i czas może tu pomóc. Nic więcej.
   Staliśmy w jej rodzinnym domu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było dość spore, ładnie urządzone. Wszystkie lustra były pozasłaniane; dowiedziałam się później, że robi się tak w domu, w którym ktoś umarł, by nie zobaczyć w nich anioła śmierci. Zerknęłam na podłogę. Ciał już dawno nie było, ale zostały po nich ślady krwi. Lily klęczała i łkała w ramionach swojego narzeczonego.
   - To moja wina... Nie powinnam tu przyjeżdżać. Gdyby nie ja, oni wciąż by żyli...
   - Nie, Szoszannah – zaoponował Erik. - To wyłącznie moja wina. Nie zabiłem Dalili, kiedy powinienem. Ale naprawię ten błąd, obiecuję ci. - Spojrzał jej stanowczo w oczy. - Zapłaci za to, co ci zrobiła. Odnajdę ją, nieważne, gdzie się ukryła.
   Wtem usłyszeliśmy płacz kobiety, a potem zbliżających się ludzi.
   - Ktoś nadchodzi – rzekłam cicho.
   Lily spojrzała na mnie czerwonymi oczami. Jej twarz była cała we krwi, a wzrok wyrażał ogrom cierpienia, jakiego właśnie doświadczała.
   Wampiry czują je o wiele silniej niż ludzie. Przekonałam się o tym wielokrotnie. Bezmiar namiętności popchnął mnie do czynów, na które bym sobie nie pozwoliła jako człowiek. A silny gniew, nienawiść spowodowały, że mściłam się. Zabijałam. U Lily była to masa cierpienia, która spowodowała rozpacz i bezradność. Było jej obojętne, co się teraz stanie. Gdyby ktoś chciał ją zabić, pozwoliłaby na to w nadziei, że ukoi to jej ból.
   Do mieszkania wszedł wysoki, młody Izraelita. Zatrzymał się w progu na nasz widok, wyraźnie zaskoczony, po czym skierował wzrok na moją przyjaciółkę.
   - Szoszannah?
   Wampirzyca spojrzała na niego, wstając.
   - Azariasz? - W następnej chwili rzuciła mu się na szyję.
   - Ty żyjesz... Ale myśleliśmy...  - Przytulał ją do siebie, nagle lekko ją odsunął i spojrzał na nią z niepokojem. - Jesteś ranna? - zapytał, przyglądając się jej zakrwawionej twarzy.
   Erik zerwał się, podszedł, wyjął chusteczkę i wytarł jej twarz.
   - To nie krew z ran, wszystko w porządku. Jestem jej narzeczonym. - Wyjaśnił, widząc zdumione spojrzenie Izraelity. Za mężczyzną stała jego żona, zapłakana i przestraszona.
   - Narzeczonym? - Azariasz spojrzał na Erika podejrzliwie. - Ale jak to... Zresztą, nieważne. - Odwrócił się do Lily. - Później nam wszystko opowiesz. - Spojrzał na nią z troską. - Wiesz już, co się stało – stwierdził cicho.
   - Wiem – szepnęła Szoszannah, przytulając się do niego ponownie i starając się powstrzymać płacz. Nie mogła się zdradzić. Jeśli zobaczy krwawe łzy w jej oczach...
   - To jest Dina, moja żona – przedstawił nam ją. - Zabierzemy moją siostrę i jej narzeczonego z nami – zwrócił się do niej. Spojrzał na mnie i Martina. - A wy jesteście...?
   - Amanda, jestem... siostrą Erika. A to Martin, mój narzeczony – odpowiedziałam. Martin spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. No tak, to on powinien nas przedstawić. Uśmiechnęłam się przepraszająco. Pokręcił głową i również się uśmiechnął, biorąc mnie za rękę. Natomiast brat Lily lekko wyswobodził się z jej objęć i skinął nam głową.
   - Szalom. Bądźcie zatem naszymi gośćmi. Dopiero co przybyliśmy na miejsce – zwrócił się do mojej przyjaciółki. - Zatrzymaliśmy się u naszych przyjaciół. Nasza rodzina została już pochowana, sąsiedzi się o to zatroszczyli. Ale pójdziemy na ich grób. Dopadnę to zwierzę, Szoszannah – dodał, przymrużając oczy.
   - Ja je dopadnę – odezwał się nagle Erik. - Obiecałem to mojej narzeczonej. A za gościnę jesteśmy niezmiernie wdzięczni, ale...
   - Ale zatrzymaliśmy się niedaleko i musimy jeszcze załatwić kilka spraw – dokończyła cicho Lily. - Pójdziemy teraz do... grobu? - zapytała drżącym głosem.
   - Owszem. - Skinął na swoją żonę i wyszli z domu. Podążyliśmy za nimi na cmentarz. Stanęliśmy nad grobem rodziny Lily. Spojrzałam na cztery, świeżo zakopane groby i przypomniałam sobie te we Francji. I w Anglii. Ludzie umierali i nic nie mogliśmy na to poradzić. Tylko że na niektórych nie przyszedł jeszcze czas. Zostali okrutnie wydarci życiu, skazani na śmierć przez kogoś, kto nie miał prawa im tego robić.
   Szoszannah zacisnęła usta, ale w jej oczach i tak zaszkliły się łzy. Odwróciła się i wtuliła twarz w koszulę Erika.
   Po licznych modlitwach nad grobem w końcu nadszedł czas powrotu.
   - Gdybym mieszkał bliżej, mógłbym chociaż ich pochować – powiedział Azariasz ze smutkiem w głosie. Potem spojrzał na mojego opiekuna, który tulił do siebie jego siostrę. - Nie jesteś Izraelitą, prawda? Jakiego jesteś wyznania? - zapytał go nagle.
   - Daj spokój – skarciła go Dina szeptem. - Nie teraz.
   Erik odwrócił wzrok i nic nie odpowiedział. Sama byłam ciekawa, jak rozwiążą kwestię różnych wyznań, ale nie miałam zamiaru pytać o to właśnie teraz.
   Noc powoli się kończyła. Szybko pożegnaliśmy się z bratem Lily i jego żoną, a potem wróciliśmy do domu.
   Szoszannah przez cały czas nie odzywała się ani słowem. Płakała i milczała. Milczała i płakała. Kiedy weszliśmy do domu, zanim położyliśmy się do trumien, podeszłam i przytuliłam ją.
   - Jesteśmy z tobą. Przejdziemy przez to razem, kochana.
   Pokiwała głową, nieobecna myślami.
   - To przeze mnie. Nie powinnam była wracać.
   - Ciągle to powtarzasz. - Martin podszedł do niej i złapał ją za ramiona. - Obwinianie się nic nikomu nie pomoże. Co to da? Idź spać, Lily. Jutro nie będzie lepiej, ani pojutrze. Ale za tydzień już tak. I potem już coraz lepiej, aż w końcu ból zniknie...
   Odsunęła się gwałtownie.
   - Nie będzie lepiej. Moi rodzice nie żyją, mój starszy brat i jego żona również. Myślałam tylko o sobie! Jakbym się nie pojawiła, to oni wszyscy by żyli! - Na jej twarzy ponownie pojawiły się łzy.
   - Przysięgam ci, że ją dopadnę. - Erik w jednej chwili znalazł się przy niej. - Zabiję...
   - Ale to nie o to chodzi, nie rozumiecie? Co mi z tego, że ona umrze? Czy wtedy ból będzie mniejszy?! - Spojrzała na mnie, potem na Martina i na końcu na swojego narzeczonego.
   - Nie – odpowiedział, pochylając głowę.
   - No właśnie. - Weszła do trumny i głośno zatrzasnęła wieko.
   Poszliśmy w jej ślady. Przyszło mi do głowy, że gdyby wampiry mogły cierpieć na bezsenność, żadne z nas nie zmrużyłoby teraz oka.
   Kiedy obudziłam się z letargu, Szoszannah jeszcze spała. Było już późne popołudnie, a jej trumna wciąż była zamknięta. Erik i Martin również zaczęli się niepokoić. W końcu mój opiekun podszedł i otworzył ją zdecydowanym ruchem.
   Lily leżała tam z otwartymi oczami. Jej wzrok był pusty.
   - Szoszannah? Kochanie, powiedz coś. - Erik dotknął jej policzka. Drgnęła i spojrzała na niego.
   - Zostawcie mnie. Wszyscy! Dajcie mi spokój! - Nagle wybuchła płaczem i wbrew temu, co mówiła, rzuciła się w ramiona ukochanego. - Przepraszam. To wszystko jest takie trudne.
   - Już dobrze. Dobrze. - Głaskał ją po plecach uspokajającym ruchem.
   Siedzieliśmy tak do zmroku. Tuż przed nim Lily poszła się przebrać.
   - Idę na sziwę – oznajmiła nam.
   - Sziwę? - Spojrzałam na nią pytająco.
   - Modlitwy żałobne – wyjaśnił Erik. Szoszannah skinęła głową i gdy ostatnie promienie słońca znikły za horyzontem, wybiegła z domu. Mój opiekun również skierował się do wyjścia.
   - Chyba nie idziesz na tę sziwę? - Zerknęłam na niego podejrzliwie.
   - Nie. Nie idę się modlić. Idę wymierzyć sprawiedliwość. - Spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam przerażający błysk.
   Erik pragnął zemsty.

3 komentarze:

  1. ~Susannah
    23 maja 2011 o 07:07

    Faktycznie – strasznie przygnębiający. Ale super oddałaś ból osoby, której umarł ktoś bliski…
    Odpowiedz

    ~Natalia
    23 maja 2011 o 11:10

    Ostrzegałam, że taki będzie:p Pod koniec następnego powinno być już trochę lepiej;)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    25 maja 2011 o 00:19

    GRATULUJĘ PANI MGR SUSANNAH:-D :-D :-D 5 z wyróżnieniem:-D Chyba 24 maja to będzie Twoja pamiętna data, prawda?;)
    Odpowiedz
    ~Susannah
    26 maja 2011 o 23:32

    Aaaaaaa :D Jesteś kochana! :*:*:*
    Odpowiedz

    ~Prithika
    23 maja 2011 o 08:08

    Smutny rozdział. Zaskoczyłaś mnie bo nie pomyślałam że Dalila może zabić rodzinę Lili. Rozważałam kogo zaatakuje i jakoś cały czas wydawało mi się, ze to będzie ktoś z czwórki bohaterów. Biedna Lili… Doskonale oddałaś uczucia po stracie bliskich. To było bardzo przejmujące i głębokie. Jestem ciekawa co zaplanowałaś na później.Martin będzie szukał Dalili, aby się zemścić? Tak jakoś mi się wydaje, że Lili czujac się winna może zrobić coś głupiego i nawet się zabić. Dobrze, że moje przypuszczenia raczej się nie sprawdzają :-)POzdrawiam
    Odpowiedz

    ~Natalia
    23 maja 2011 o 11:14

    Nie pozwoliliby jej na to, poza tym ona przecież ma dla kogo żyć. Erik będzie szukał Dalili, nie Martin. Ma większe możliwości i czuje się bardziej winny:p
    Odpowiedz
    ~Prithika
    23 maja 2011 o 14:48

    Jasne kochana, pomyliły mi się imiona – myśląłam naturalnie o Eriku.I zapraszam na nowy rozdział na „Pomiędzy piekłem a niebem”
    Odpowiedz
    ~Natalia
    23 maja 2011 o 15:06

    Aha, to w takim razie zgadza się;)
    Odpowiedz

    ~Vivi
    23 maja 2011 o 12:04

    Piękny a zarazem smutny rozdział. Biedna Szoszo, nikomu nie życzyłabym takiego nieszczęścia, nawet największemu wrogowi. Ale ma ona rację, że śmierć Dali niczego nie zmieni. Ból pozostanie i jedynie czas będzie w stanie go zaleczyć. Mam nadzieję, że Erik dobrze wie co robi.PS. Bardzo dziękuję za rady i komentarz, postaram się jeszcze bardziej przyłożyć do sprawdzania tekstu. Co do Vicky- to pusta kobieta, która dla sukcesu była skłonna do wszystkiego (dosłownie). Mądrość nie ma tutaj racji bytu Kochana. Pozdrawiam :)Vivi
    Odpowiedz

    ~Natalia
    23 maja 2011 o 14:55

    No biedna, biedna:( A Dalila na wolności to nic dobrego:p
    Odpowiedz

    ~Clara
    23 maja 2011 o 14:21

    Dziękuję za dedykację ;) A rozdział bardzo smutny, wywarł na mnie ogromne wrażenie. Resztę moich jakichkolwiek odczuć dopiszę wieczorem, nie jestem w stanie się za bardzo skupić ze względu na wiszące nade mną widmo ustnej matury z polskiego, którą podobnież dzisiaj zdaję. Mam jednak nadzieję, że jakoś mi pójdzie ;) Pozdrawiam i do przeczytania ;D
    Odpowiedz

    ~Natalia
    23 maja 2011 o 15:01

    Mocno trzymam kciuki:) Nie wiem, jaka jest teraz punktacja, ale jak ja zdawałam, to była na procenty, więc życzę Ci 100%:-D Jaki masz temat?:-)
    Odpowiedz
    ~Clara
    25 maja 2011 o 21:47

    Udało się na 75 % ;D A temat brzmiał: motyw liczb w literaturze, jego symbolika i rodowód. Co do rozdziału to mniej akcji a więcej opisu, czasem takie rozdziały też są potrzebne, a jak dla mnie to ten jest genialny. Pojawiło się kilka refleksji i bardzo dobrze, bo wprowadziło mnie to w ogólny nastrój. A tak poza tym, to weny życzę ;) Pozdrawiam ;D
    Odpowiedz
    ~Natalia
    26 maja 2011 o 01:28

    No to gratuluję;) Super wynik;) Temat miałaś interesujący;) Życz mi raczej weny przy nauce do sesji, moja droga:):)
    Odpowiedz
    ~Clara
    27 maja 2011 o 13:20

    Dziękuję ;D A do tego też, bo chyba się przyda,co? ;) Ale zanim sesja to jeszcze jeden rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Cheilin
    23 maja 2011 o 14:51

    Szkoda mi Szoszannah, ale wiem, że się pozbiera…
    Odpowiedz

    ~Natalia
    23 maja 2011 o 15:03

    Pozbiera się, pozbiera. Ma ukochanego i przyjaciół, nie jest sama.
    Odpowiedz

    ~agata
    23 maja 2011 o 15:11

    Zemsta musi być ;D to przykre co spotkało Szoszanah. Mam nadzieje, ze wszystko się ułoży. Łzy krwawe zawsze mnie ciekawily. dobrze, ze zrecznie wyszli z sytuacji.;) czekam na cd ;D
    Odpowiedz

    ~Natalia
    23 maja 2011 o 21:07

    To fakt, krwawe łzy to ciekawe zjawisko;)
    Odpowiedz

    ~justilla
    23 maja 2011 o 16:22

    Nie ma to jak burza! Chociaż widzę, że i tak opublikowałaś później. Moja droga, jeśli ktoś tu cierpi na bezsenność to chyba ty ;PO tym jakoś zapomniałam, że rodzina Lily nie kończy się na kuzynce. No, ale nie sądziłam, że tak się Dalila będzie mścić. Mam nadzieję, że Erik ją dopadnie i tym razem nie okaże litości.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    23 maja 2011 o 21:22

    Spójrz na godzinę, moja droga. Opublikowałam przed 2;) A odsypiam rano;) Przecież napisałam, że wampiry nie cierpią na bezsenność:-DMyślisz, że Erik pomści rodzinę ukochanej?:)
    Odpowiedz
    ~justilla
    23 maja 2011 o 22:14

    Myślę, że tak. To w końcu Erik :D I nie mówiłam, że wampiry cierpią na bezsenność. Mówiłam, że cierpisz ty. To chyba nie synonimy? Jeszcze się okaże, że autobiografię piszesz ;PTaak, przed drugą… O tej porze już w najlepsze śpię, a po 6 wstaję. Na którą ty masz zajęcia?
    Odpowiedz
    ~Natalia
    24 maja 2011 o 00:00

    Poniedziałki mam wolne:) I 6 to dla mnie środek nocy:-o A Amanda to moja koleżanka po fachu:-) Ale to tajemnica:-o Nie mów nikomu;)
    Odpowiedz
    ~justilla
    24 maja 2011 o 15:38

    Będę cichutko jak mysz pod miotłem. O ile załatwisz autograf ;PPoniedziałki wolne! A ja w poniedziałki mam najwięcej lekcji ze wszystkich dni :(
    ~Natalia
    24 maja 2011 o 20:18

    Autograf Amandy? Nie ma problemu, a może być eletroniczny?:-DKochana, ja na 3 roku przy dwóch kierunkach zaczynałam codziennie o 7.30 lub 8.20 a kończyłam 19 lub 20, a w piątki 17. I nie zawsze miałam okienka. Ja już swoje przeszłam, wolny poniedziałek mi się należy;)
    ~justilla
    25 maja 2011 o 15:22

    No, swoje odpracowałaś xDOd biedy ujdzie elektroniczny ;P
    ~Natalia
    25 maja 2011 o 15:49

    Pracować to ja dopiero będę:p jak mnie gdzieś zechcą. A Amanda może przyjść nawet osobiście, ale wtedy byś poznała zakończenie Gorącej krwi;>
    ~justilla
    25 maja 2011 o 18:07

    A co, przyszłaby w samo południe? ;)
    ~Natalia
    25 maja 2011 o 20:03

    Haha może, może… ;> Jak na razie do zakończenia jeszcze daleko i nic nie powiem:p
    justilla
    25 maja 2011 o 20:20

    Uparta :DAle jak widzisz, słyszałaś o tej książce ;) A to już się liczy,.Przyznaj się, ile już Ci stron zajęło to opowiadanie? Ty to jeszcze wydasz w wielotomowej serii :D A tak na koniec – nie wiesz co się stało z Nieśmiertelną?
    ~Natalia
    26 maja 2011 o 01:36

    Na razie mam 407 stron TNR12. A z Nieśmiertelną nie wiem, co się stało, ale mam jej gg to mogę spytać albo Ci podam, jeśli chcesz. Może ma dużo nauki?
    justilla
    26 maja 2011 o 15:38

    No ale żeby bloga usuwać?
    ~Natalia
    26 maja 2011 o 23:37

    A tego to nie wiedziałam. I kolejna, świetna blogowiczka nas opuściła:( cóż…
    justilla
    27 maja 2011 o 15:12

    Najgorzej, że zostało jej zaledwie kilka rozdziałów do końca. Dlatego tym bardziej tego nie rozumiem. Może jeszcze wróci. Kto wie, może i Alice wróci, bo jej blogi wciąż istnieją.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Kara007
    23 maja 2011 o 17:28

    Dokładnie,szkoda mi Lily, nie dziwię się, że właśnie tak zareagowała. Pewnie też tak bym mówiła. Nie dziwię się, że Erik pragnie zemsty. To będzie dla nich trudny okres. Wszystkich. Ale mają siebie. Mam nadzieję, że niedługo to minie, że sobie z tym poradzą. I życzę szczęścia na nadchodzącej sesji ;) Pozdrawiam ;**
    Odpowiedz

    ~Natalia
    23 maja 2011 o 21:39

    Dziękuję, szczęście się przyda;) zdecydowanie:)
    Odpowiedz

    ~Lyanne
    23 maja 2011 o 17:29

    Współczuję Lily. Cała rodzina zginęła… Paskudne uczucie. I rozumiem Erika i jego pragnienie zemsty… Błędów nie znalazłam xDPozdrawiam :))
    Odpowiedz

    ~Natalia
    23 maja 2011 o 21:42

    Tym razem żadnych? Ufff, to dobrze:-)
    Odpowiedz

    ~Lilith Bathory
    23 maja 2011 o 19:06

    Niezwykle smutny, wzruszający do głębi rozdział. Biedna Lily. Chyba nikt nie chciałby, aby jego bliscy odeszli w taki sposób. A Dalila to bestia. Końcówka wyszła ci znakomita. Jestem pod wrażeniem, naprawdę. Cały czas mnie zaskakujesz i zachwycasz. Pełen podziw. Pozdrawiam [taikasanoja]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    23 maja 2011 o 21:44

    No, nie przesadzajmy z tą bestią, w końcu Talitha ciągle żyje;) Ale wszystkie inne określenia do niej pasują:p
    Odpowiedz

    ~Anne
    24 maja 2011 o 21:10

    Rozdział cudo! Zaskakujące, że Erik, taki opanowany, nagle pragnie zemsty… :) Opowiadanie coraz bardziej mnie wciąga i fascynuje. Czekam na nn i życzę weny.[niezwyklosc-dnia-codziennego.blog.onet.pl]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    25 maja 2011 o 00:07

    Jego ukochana cierpi… I czuje się winny… A bezwzględna wampirzyca na wolności!:p
    Odpowiedz

    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    27 maja 2011 o 08:28

    No i nie zgadliśmy. Nie spodziewałam się, że Dalia może zabić rodzinę Lili. Podobało mi się w jaki sposób opisałaś uczucia bohaterów. Naprawdę świetnie Ci to wyszło.Myślę, że ktoś pomści tę śmierć. Może nie Lili, ale ktoś inny. Jestem ciekawa, co będzie dalej!Pozdrawiam i zapraszam na byc-kobietaa. ;)
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    15 sierpnia 2011 o 21:26

    Osz kurde. I znowu ta wendeta. xD Cieszę się, że Erik chce się zemścić. O jedną zdzirę mniej. Szoszannah współczuję z całego serca. Cały czas się obwinia o śmierć swojej rodziny. To musi ją bardzo boleć. Do tego nie wiadomo jak ją pocieszyć. W taki bólu żadne słowa nie potrafią wyrazić to, co chcemy przekazać. Amanda ma rację, jedynie bliskość kochanych osób może pomóc. Jebediasza za bardzo nie poznałam, ale mam nadzieję, że jeszcze go do akcji wpleciesz. :)

    OdpowiedzUsuń