Rozdział XVI - Oczy dziecka

10.05.2011

   - Nie ufam Dalili – stwierdziła Karolina. - To wszystko jest mocno podejrzane. Jej pojawienie się, ratunek, ta życzliwość... oj, coś mi się wydaje, że nie jest to szczere. Mam rację? - spojrzała na mnie uważnie.
   - Cóż... Dalila uratowała życie Erikowi, więc miał u niej dług. Przynajmniej dopóki nie poznaliśmy prawdy.
   - Jakiej prawdy?
   Uśmiechnęłam się tajemniczo.
   - Takiej, jakiej nikt się nie spodziewał. Odkryliśmy ją całkiem przypadkiem... w oczach dziecka.

   - Czyżbyście szukali miejsca na nocleg? - Dalila uniosła brwi i uśmiechnęła się lekko. - Wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze, ale... może uda się to jeszcze naprawić. Zapraszam do mnie. - Patrzyła wprost na Erika.
   „Ufasz jej?”, spytałam go w myślach.
   „Nie za bardzo. Ale uratowała mi życie i pomogła dziewczynce. Nie sądzę, żeby wciągała nas teraz w pułapkę.” Spojrzał na Szoszannah, która uniosła pytająco brwi, potem na Martina. Mój ukochany wzruszył ramionami.
   - Znajdziemy inne miejsce do spania – powiedziała w końcu Lily, patrząc niechętnym wzrokiem na wampirzycę. Dalila zrobiła smutną minę i spojrzała na Lily.
   - Przepraszam, że cię obraziłam. To się nie powtórzy, obiecuję. - Przyłożyła rękę do piersi. - Miałam nadzieję, że po tym, jak przyprowadziłam Talithę i uratowałam Erika przed tym łowcą, a potem jeszcze sprzątnęłam ciało, to już nie będziecie na mnie źli... - Zerknęła przelotnie na nas, zatrzymując wzrok na moim opiekunie. - Znalazłam niedaleko opuszczony dom, z zewnątrz wygląda jak ruina, ale w środku jest całkiem przytulnie. To co, idziecie?
   - Jak to... To ty ocaliłaś moją siostrzenicę? I... uratowałaś Erika? - Szoszannah zamrugała gwałtownie oczami.
   - Pokażę ci. - Martin spojrzał na swoją opiekunkę. Domyśliłam się, że właśnie przekazuje jej wszystko, co się zdarzyło, odkąd zerwała połączenie.
   - Ojej... - Spojrzała na Dalilę. - W takim razie dziękuję ci. Nie wiedziałam.
   Wampirzyca wzruszyła ramionami i odwróciła się.
   - Chodźcie za mną.
   Lily wzięła Erika za rękę i ruszyli za Dalilą. Mnie i Martinowi zostało tylko pójść w ich ślady. Nie byłam pewna, czy dobrze robimy, ale nie mieliśmy już powodu, żeby jej odmówić.
   W końcu dotarliśmy do wspomnianego budynku. Okazało się, że Dalila nieźle się tam urządziła. Domek był ładnie wysprzątany, na środku stał stół i trzy krzesła, w rogu łóżko przykryte kocami, a obok niego trumna.
   - Przynieście tu swoje – zaproponowała rudowłosa wampirzyca. - Brakowało mi towarzystwa. Samotność to nic dobrego.
   Ani ja, ani Martin nie mieliśmy ochoty tu zostawać. Lily była gotowa się zgodzić ze względu na to, co zrobiła Dalila. Erik zaś, bądź co bądź, miał u niej dług wdzięczności.
   - Najpierw pójdziemy z Szoszannah na polowanie – postanowił. - Niedługo wrócimy.
   - Mogę iść z wami? - Wampirzyca spojrzała na niego prosząco.
   - Możemy się gdzieś spotkać, bo na razie chciałbym coś załatwić. - Zerknął znacząco na Lily.
   - To może na rozdrożach? - zaproponowała rudowłosa. - Tam kręci się mnóstwo ganew. A skoro zabijamy już tylko złych ludzi...
   - Świetnie. Do zobaczenia. Spotkamy się koło domu Ruth, weźmiemy trumny – zwrócił się do mnie. Kiwnęłam głową.
   - A my też chyba urządzimy sobie polowanie, prawda? - Martin wziął mnie za rękę.
   - Dobry pomysł, bo już zgłodniałam. Do zobaczenia. - Wybiegliśmy szybko, by Dalili przypadkiem nie przyszło do głowy, aby pójść z nami.
   - Niebezpieczeństwo nie zostało jeszcze zażegnane – powiedziałam do mojego ukochanego w drodze do lasu.
   - Sara?
   - Właśnie. Nie wiemy, kim jest i czego chce. Póki Talitha jest w domu, nic jej nie grozi, ale nie wiemy, czy nie zechce jej odzyskać.
   - Myślisz, że powinniśmy znaleźć tę wampirzycę?
   - Nie za bardzo wiem, jak mielibyśmy to zrobić. - Westchnęłam i ruszyłam biegiem w stronę lasu, a Martin za mną.

   Kiedy Erik z Szoszannah wrócili, na palcu mojej przyjaciółki dostrzegłam śliczny pierścionek zaręczynowy. Pogratulowałam jej z całego serca, podobnie jak Martin. Cieszyłam się z ich szczęścia, bo wiedziałam, że ich miłość jest szczera i prawdziwa.
   Tę noc spędziliśmy u Dalili. Udaliśmy się do Ruth po trumny i przewieźliśmy je do opuszczonego domku. Następnej nocy mój opiekun znalazł dom na sprzedaż, który poszliśmy obejrzeć mimo późnej pory. Dalila również poszła, choć nie miałam ochoty, żeby z nami mieszkała. Mimo że zachowywała się poprawnie, nie potrafiłam jej polubić i widziałam, że Lily czuje podobnie.
   Dom, a właściwie dworek, był piękny. Wysoki, jednopiętrowy, z mezuzą, fragmentem Tory w pojemniku, który się umieszcza w odpowiednim miejscu przy drzwiach, wskazując na wiarę mieszkańców. Podobno cała rodzina przeniosła się w inne strony i postanowili sprzedać dom. Po krótkich negocjacjach ceny Erik stał się jego właścicielem.
   - Mogę mieszkać z wami? - spytała Dalila, kiedy już wracaliśmy do jej domku.
   Spojrzeliśmy na siebie. Póki co, nie mieliśmy jej nic do zarzucenia. Przez chwilę milczeliśmy, nie wiedząc, co jej odpowiedzieć.
   - No dobrze, to się zastanówcie. Potem mi powiecie. - Odłączyła się od nas i pobiegła przed siebie.
   - Ostatnio jest bardzo miła, a na polowaniu zachowywała się w porządku. Stara się poprawić – stwierdziła Szoszannah. - Może rzeczywiście nie jest taka zła? No i odkąd zobaczyła pierścionek, przestała robić słodkie oczy do Erika.
   - Może i nie jest zła – stwierdziłam niechętnie. - Ale czy ma od razu z nami mieszkać?
   - My u niej mieszkamy – zauważył mój opiekun.
   - Ja jestem przeciwny – mruknął Martin. - Nie lubię jej i już. Ale podejrzewam, że i tak się od nas nie odczepi, więc to chyba wszystko jedno, czy będzie spała tutaj, czy u siebie.
   - To co robimy? - zapytałam, patrząc na nich po kolei.
   - Zgodzimy się? - odezwała się Lily. - Jest sama. Opiekun ją zostawił. Musi być bardzo nieszczęśliwa.
   - Niech będzie. Damy jej jeden pokój – postanowił Erik.
   Na tę wieść Dalila oczywiście zareagowała bardzo entuzjastycznie. Najpierw wyściskała nas wszystkich po kolei, a następnie pobiegła zobaczyć swój pokój. Przyszło mi wtedy do głowy, że może Szoszannah miała rację. Może ona nie jest taka zła, jak początkowo nam się wydawało.
   Następnego wieczoru, zanim przenieśliśmy trumny do naszego nowego domu, wszyscy pięcioro udaliśmy się do Ruth. Minęły już trzy dni, chcieliśmy więc sprawdzić, czy u niej wszystko w porządku. Z domu usłyszeliśmy głos Talithy, która mocno protestowała przed położeniem się spać.
   Szoszannah zapukała do drzwi i czekała na odpowiedź. Otworzył mężczyzna, postrzelony w biodro przed Diego. Miał owiniętą nogę i lekko kulał, ale widać było po nim, że czuł się już znacznie lepiej.
   - Szalom. - Uśmiechnął się na nasz widok.
   - Jak noga? - spytałam.
   - Już dobrze, medyk powiedział, że nic mi nie będzie.
   - Szoszannah? - Ruth wyszła z pokoju, za nią Talitha, która zatrzymała się na nasz widok. W jej oczach dostrzegłam lęk. Pośpiesznie pochyliła głowę.
   - Przyszliśmy tylko zapytać, czy u was wszystko dobrze – rzekła cicho Lily – i powiedzieć, gdzie teraz będziemy mieszkać. - Spojrzała na siostrzenicę. - Mogę się z nią przywitać?
   Ruth spojrzała na dziewczynkę, która zerknęła tylko na nas, zatrzymała wzrok na stojącej za nami Dalilą i schowała się za matką.
   - Myślę, że powinno minąć trochę czasu, Szoszannah, zanim moja córeczka zapomni, co ją spotkało. To gdzie będziecie mieszkać?
   Po krótkiej rozmowie przez próg, wróciliśmy do domu Dalili, by zabrać swoje rzeczy. Powóz, który Erik kupił niedawno, stał i czekał przed domem na nasz dobytek. Kiedy wyciągałam swoją trumnę, usłyszałam hałas zawalającej się ściany i krzyk Szoszannah.
   - Lily! - Pobiegłam do jej pokoju i ujrzałam zawaloną ścianę i Martina, trzymającego Szoszannah w pasie.
   - Wszystko dobrze? - zapytał.
   - Tak... ale... ja nie rozumiem. Jak to się stało? - Zerknęła na kawałki drewna, walające się po podłodze. - Po prostu wyciągnęłam trumnę, jak zwykle, a deski ze ściany o mało mnie nie przygniotły. Gdyby nie Martin...
   - Wygląda, jakby spleśniała – stwierdził mój opiekun ze zdziwieniem, podchodząc do gruzów i dotykając kawałków ściany, które wyglądały na mokre. Gwałtownie cofnął rękę. - Niech to...! Woda święcona! - Spojrzał na Lily z przerażeniem w oczach. - To nie przypadek. Ktoś polał ścianę święconą wodą, a potem zawalił ją na ciebie. Gdyby cię przygniotło...
   - Poparzyłoby ją – dokończyłam, podchodząc i oglądając szkody. - To pułapka. Ale kto...
   - Co się stało? - Do pokoju weszła Dalila i zrobiła wielkie oczy na widok ściany. - Ojej! Jak to się stało?
   - Zawaliła się, kiedy wyciągnęłam trumnę – odparła Szoszannah, patrząc na nią uważnie.
   - Nic ci nie jest?
   - Nie, Martin zauważył, że ściana się wali i mnie odciągnął.
   Rudowłosa spojrzała w zamyśleniu na mojego podopiecznego.
   - To dobrze – mruknęła.
   Pomyślałam, że coś tu jest nie tak. Nie mogłam rzucić bezpodstawnych oskarżeń, nie mając dowodów, a jedynie podejrzenia. Wpadłam jednak na pomysł, który mógł je potwierdzić lub zaprzeczyć.
   „Przewieźcie z Martinem i Dalilą rzeczy”, przekazałam Erikowi. „Ja i Szoszannah musimy coś załatwić.”
   - Chodźmy. - Mój opiekun skinął na Martina i spojrzał na Dalilę. - Powóz jest niewielki, musimy jechać dwa razy.
   - W porządku, ja i Lily zostaniemy – powiedziałam prędko. - Jedźcie, potem po nas wrócicie.
   Mój narzeczony spojrzał na mnie zdziwiony, ale nie zaprzeczył. Rudowłosa też chyba nic nie podejrzewała, bo pokiwała głową i poszła zapakować swoje rzeczy.
   Kiedy odjechali, złapałam przyjaciółkę za rękę i ruszyłam do drzwi.
   - Musimy się pośpieszyć. Idziemy do Ruth.
   - Ale jak to? Co ty kombinujesz?
   Zatrzymałam się i spojrzałam na nią uważnie.
   - Widziałaś, jak zachowywała się Talitha? Odwracała wzrok. A teraz ta ściana. Ktoś zastawił na nas pułapkę. A konkretnie na ciebie. I jak myślisz, kto porwał małą? Samuel?
   -  Nie wydaje mi się. - Pokręciła głową. - Nie dotarłby tak szybko do Jerozolimy...
   - No właśnie. I tego musimy się dowiedzieć.
   - Skąd?
   - Od Talithy. - Spojrzałam na nią stanowczo. - Wiem, że to jeszcze dziecko, ale jeśli tego nie sprawdzimy, ten ktoś może powtórnie zaatakować.
   - Myślisz, że moja siostrzenica coś nam powie? - Szoszannah pokręciła głową.
   - Ona nie. Ale jej oczy tak.
   Lily zastanawiała się przez chwilę.
   - Może masz rację. Ale...
   - Nie ma czasu na wątpliwości. Jeśli moje podejrzenia są słuszne, powinnyśmy się pośpieszyć.
   Pobiegłyśmy w wampirzym tempie do Ruth i zatrzymaliśmy się przed domem.
   - Myślisz, że nas wpuszczą? Talitha na pewno już śpi.
   - Pewnie, że nas nie wpuszczą. Ale raz już zostałyśmy zaproszone, więc same wejdziemy. - Nie zwracając uwagi na jej protesty, zaciągnęłam ją do wejścia przez piwnicę. Bez problemu wyłamałam kłódkę i weszłam pierwsza, za mną Lily.
   Bezgłośnie dotarłyśmy do pokoju dziewczynki. Ukryłyśmy się w jednym z pokoi, gdy wyczułyśmy, że ktoś idzie.
   - Droga wolna – szepnęłam cicho i wyszłyśmy. Drzwi do pokoju Talithy trochę zaskrzypiały, więc weszłyśmy prędko i zatrzymałyśmy się, nasłuchując.
   Byłyśmy w jej pokoju. Dziewczynka spała spokojnie. Szoszannah podeszła do niej i pogłaskała ją po policzku.
   - Moja kochana... musisz się obudzić. - Usiadła na łóżku i potrząsnęła nią lekko. Talitha zerwała się i ujrzawszy nas, odsunęła gwałtownie aż pod ścianę.
   - Ćśśś. - Przyłożyłam palec do ust. - Nie bój się nas, skarbie.
   Usiadłam obok Lily.
   - Spójrz na mnie, Talitho – szepnęłam.
   - Nie mogę. Nie wolno mi. - Dziewczynka uparcie odwracała wzrok. Zrozumiałam, że nie boi się nas, lecz czegoś innego.
   - Dlaczego?
   - Jeśli to zrobię, zła pani skrzywdzi was, mamę i tatę. Tak powiedziała.
   - Jaka zła pani? - Wyciągnęłam rękę i pogłaskałam ją po głowie. - Nie pozwolimy cię skrzywdzić.
   - Ta, co miała czarne włosy, a potem je zdjęła – szepnęła Talitha cienkim głosem. Poczułam, jak przechodzą mnie zimne dreszcze.
   - Jak to zdjęła? - Lily spojrzała na mnie ze zdumieniem.
   - Peruka – odrzekłam krótko. - Talitho, z nami jesteś bezpieczna. - Delikatnie podniosłam jej brodę i spojrzałam w jej zalęknione oczy. To, co w nich zobaczyłam sprawiło, że zaniemówiłam. Zrozumiałam, czemu Talitha się bała. Czemu ukrywała prawdę i nie chciała spojrzeć nam w oczy. I pojęłam, kto jej tego zabronił. Kto był odpowiedzialny za sprowadzenie łowców, powiadomienie Samuela, porwanie małej.
   To wszystko ujrzałam w oczach dziecka. Jej lęk stał się nagle zrozumiały. Odwróciłam się w stronę Szoszannah, która zobaczyła to samo, co ja.
   - Grozi nam niebezpieczeństwo – szepnęłam.
   - O nie! - Lily pokręciła głową i zerwała się na równe nogi. - I co teraz?

3 komentarze:

  1. ~Susannah
    10 maja 2011 o 22:59

    O nie! Znowu skończyło się w dramatycznym momencie! I jak tu wytrzymać do niedzieli? :(P.S. „O nie!” Szoszannah jest the best!
    Odpowiedz

    ~Natalia
    10 maja 2011 o 23:14

    Będzie jeszcze więcej „O nie!” :-D
    Odpowiedz
    ~Susannah
    10 maja 2011 o 23:41

    Yeah!
    Odpowiedz
    ~Natalia
    11 maja 2011 o 01:32

    „Yeah” nie będzie wołać, bo to nie w jej języku:-)
    Odpowiedz

    justilla
    10 maja 2011 o 23:59

    To „O nie” takie melodramatyczne :D Domyślam się, że to Dalila, ale kto to Ciebie wie ;P Cokolwiek im grozi to mam nadzieję, że wyjdą z tego bez szwanku. I ja czekam na ślub! ;)Co do streszczeń to masz wymagania :D Przyznam, że pomysł niegłupi, jak nie zapomnę to zastosuję przy następnej notce. I za dużo się domyślasz, stanowczo :D
    Odpowiedz

    ~Susannah
    11 maja 2011 o 00:22

    „O nie!” jest typowe dla Szoszannah ;) To jej ulubiony sposób wyrażania negatywnych odczuć ;)Ja też czekam na ślub. Z niecierpliwością ;))
    Odpowiedz
    ~Natalia
    11 maja 2011 o 01:32

    Na ślub jeszcze sobie nieco poczekacie:) A co do słynnego „O nie!” to zaczerpnięte z prawdziwego źródła, Susannah potwierdzi:-D I to nie jest takie zwykłe „O nie!”, ma taki specyficzny wydźwięk:) To trzeba usłyszeć:-D:-D:-D Ha, Justillo, rozumiem, że domyślam się w sprawie skrzydeł i sprzymierzeńców?:-) Ale to dobrze, przydadzą im się jakieś życzliwe osoby w tym równoległym świecie pełnym zagrożeń:p
    Odpowiedz
    ~justilla
    11 maja 2011 o 16:45

    Oj, ale tych zagrożeń to już się nie domyślasz :D
    Odpowiedz
    ~Natalia
    11 maja 2011 o 20:06

    Nawet nie próbuję:):)

    stachoka@poczta.onet.pl
    11 maja 2011 o 11:44

    Och kolejny wspaniały rozdział. Jak Ty to robisz, że piszesz tak perfekcyjnie? Zawsze Cie podziwiałam i podziwiam dalej. Mnie zawsze coś sie omsknie, nawet żebym nie wiem jak się starła a Ty zawsze masz wszystko tak dopracowane. Gratuluję. Czyżby jednak to faktycznie Dalila założyła perukę i porwała dziewczynkę? Wszystko wskazuje, że tak. A to przebrzydła kreatura i jeszcze zastraszyła małą. Jestem oburzona jej perfidią i wrednością. Pułapka zastawiona na Lili też mną wstrząsnęła. Dalila jest zła do szpiku kości i zasługuje na porządną karę. Mam nadzieję, ze wymyślisz dla niej coś bardzo spektakularnego. Pozdrawiam serdecznie i czekam na dalsze losy Amandy i jej przyjaciół.Prithika – zapraszam na mój nowy blog – dziś zamieściłam nową notkę czyli rozdział pierwszy :-)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    11 maja 2011 o 15:09

    Dziękuję za pochwały, ale do perfekcji mi jeszcze daleko. Przed wstawieniem czytam rozdział kilka razy, a potem jeszcze na podglądzie. Mimo to często coś mi umyka, ale moi życzliwi czytelnicy zwykle to wyłapią;)Zła do szpiku kości? Aż jestem ciekawa, co powiesz po kolejnym rozdziale:) Szkoda, że nie mam czasu wstawić go szybciej:/
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    12 maja 2011 o 17:18

    Teraz zaintrygowałaś mnie jeszcze bardziej (o ile to możliwe). Czyżbyś szykowała jakąś super niespodziankę? Kochana nie daj nam tak długo czekać. Zbierz siły i dodawaj nową notkę jak najprędzej :-)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    13 maja 2011 o 08:18

    Myślę, że to nie będzie zbyt przyjemna „niespodzianka”. Ale o tym dopiero w kolejnych rozdziałach.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Kara007
    11 maja 2011 o 14:19

    Rozdział jak zwykle fenomenalny! Dlaczego myślę, że to Dalila?? Że to ona porwała małą, by ją później uwolnić i zyskać sympatię Erika?? Ta ściana, żeby ostatecznie pozbyć się Lily?? I spektakularne uratowanie Erika, by i on (najbardziej czujny z całej czwórki) miał u niej taki dług wdzięczności, by choć trochę jej zaufał?? Nie wiem dlaczego tak myślę, ale jakoś to wszystko mi się układa w jakąś pewną, logiczną całość. No i ta końcówka. Grrr….Tak się nie kończy! Zobaczymy w niedzielę, może? ;) Oby tak ;) Pozdrawiam i życzę weny ;***
    Odpowiedz

    ~Kara007
    11 maja 2011 o 14:19

    Ale może i się mylę ;)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    11 maja 2011 o 15:11

    Tym razem chyba was zaskoczę przez to, że was nie zaskoczę;p Ale może jednak?:):)
    Odpowiedz
    ~Kara007
    11 maja 2011 o 19:06

    Nie ma to jak jednoznaczna odpowiedź ;) Czekam na nn ;***
    Odpowiedz

    ~Frozen
    11 maja 2011 o 14:49

    Dziękuję za dedykację. To była czysta przyjemność czytać Twoje opowiadanie, więc z niecierpliwością czekam na kolejne.Rozdział świetny, ale Ci już powiedziały inne dziewczyny. To pewnie sprawka Dalidy. Nie lubiłam jej od razu, taka cwaniara z niej. Ale interesuje mnie, czy sama to wszystko robiła, czy ktoś jej pomógł. Bo trochę zachodu było z sprowadzeniem Samuela i zdobyciem wody święconej…No i wreszcie Erik podjął jakieś kroki, bo stanowczo za długo zwlekał.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    11 maja 2011 o 15:17

    Nikt nie sprowadzał nigdzie Samuaela. On sobie siedział w Jerozolimie, tam spotkała go Lily, kiedy poszła ratować Talithę.
    Odpowiedz

    ~Lyanne
    11 maja 2011 o 15:31

    Argh, nie lubię, gdy kończysz w takim momencie :P Podejrzewam Dalilę, ale mogę nie mieć racji :P Błędów rażących nie znalazłam :)) Czekam do niedzieli :P
    Odpowiedz

    ~Natalia
    11 maja 2011 o 15:53

    A te nierażące?:)
    Odpowiedz

    ~Lilith Bathory
    11 maja 2011 o 16:23

    Jej co za rozdział. Niby spokojny, a jednak czuć było napięcie. No cóż, piszesz mistrzowsko. Co do porywaczki, to pewnie Dalila. Tak myślałam, że ona nie może być niewinna. Ciekawa jestem, co zrobią z tym fantem. Ech pisz szybko. Pozdrawiam [taikasanoja]
    Odpowiedz
    ~Vivi
    11 maja 2011 o 18:41

    Bardzo interesujący rozdział i pięknie zadedykowany: „Oczy dziecka”. Szkoda mi tej małej dziewczynki, tak wiele musiała przejść, tak wiele wycierpieć. Podstępna ta Dalia, nie ma co. Na 90% jestem pewna, że to właśnie ona jest tą tajemniczą kobietą. Czekam zatem na kolejny genialny rozdział. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Lyanne
    11 maja 2011 o 21:12

    Wiedziałam, że o to spytasz :P nierażących nie szukałam :PP
    Odpowiedz

    ~Natalia
    11 maja 2011 o 21:25

    A szkoda:p
    Odpowiedz

    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    13 maja 2011 o 07:03

    Nie wiem co sądzić o Dalili. Nie potrafię jej rozgryźć. Chyba trochę na siłę szuka przyjaźni, co denerwuje wszystkich w około. No, a końcówka. Ty to umiesz kończyć w najlepszych momentach. No właśnie i ,, Co teraz?”A u mnie rozdział się piszę ;) Być może publikacja nastąpi w niedzielę ;)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    13 maja 2011 o 08:21

    No fakt, Dalila jest denerwująca. Nawet mnie czasem wkurza:-D
    Odpowiedz

    ~Serina
    13 maja 2011 o 18:50

    Podejrzewam Dalilę… Ona stuprocentowo coś knuje, to jest ta natura ._. Nie lubię jej okrutnie, denerwuje mnie. Na pewno jest zamieszana w porwanie Talithy… Irytuje mnie u niej właśnie ta śmiałość – moim zdaniem bezczelne jest proszenie kogoś niemalże nieznajomego (bo znają się niedługo i mało co o sobie wiedzą) o to, by móc razem z nim zamieszkać w jego domu. Ech… W każdym razie niecierpliwie czekam na dalszy ciąg. Weny! :*
    Odpowiedz
    misskarolina@onet.pl
    16 maja 2011 o 18:25

    Jestem pod wielkim wrażeniem szablonu i pomysłu. Jak się domyślam włożyłaś w to wiele pracy. A na dodatek pojawia sie moje ulubione imię czyli Lily :) Z przyjemnością bedę się dalej zaczytywać :) Jeśli możesz imformuj mnie o nowych rozdziałach. A no i zapraszam na mój blog bo mamy raczej podobny styl : http://tess-wampirzyca.blog.onet.pl/ :D
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    15 sierpnia 2011 o 21:01

    Dobrze, że mogę teraz czytać te rozdziały po kolei bez czekania, bo chyba bym zwariowała z ciekawości. xD Niech zgadnę… Czy to wszystko nie jest czasem sprawka Dalili? No nie wiem… Ale za chwilę się dowiem! ;P Biedna Talitha.

    OdpowiedzUsuń