Rozdział XV - Byle do zmroku

4.05.2011

   Przerwał nam dźwięk telefonu Karoliny. Wyjęła komórkę i odebrała.
   - Tak, słucham? O, cześć Lucas. - Dziewczyna zaczęła rozmawiać, a ja, żeby nie podsłuchiwać, wstałam i zaczęłam ścierać kurze z półek.
   Kiedy skończyła rozmowę, usiadłam przy niej i uśmiechnęłam się.
   - Dzwonił Lucas, zaprosiłam go jutro na kolację. Upiekę mu szarlotkę, bo mówił, że lubi. - Karolina popatrzyła na mnie błyszczącymi oczami.
   - Świetnie. To miły chłopak. Przypomina mi kogoś.
   - Kogo? - Dziewczyna spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
   - Jeszcze do niego nie doszłam. Jak dojdę, powiem ci.
   - No, dobra. Ale to był jakiś twój ukochany czy jak?
   Uśmiechnęłam się tylko.
   - Mówiłam już coś o uprzedzaniu faktów?
   - To opowiadaj szybko. Skończyłaś na Talithie. - Karolcia usiadła wygodniej, patrząc na mnie oczekująco, a ja wróciłam do przerwanego wątku.

   Na widok Talithy Ruth rzuciła się w jej stronę i złapała ją w ramiona w połowie drogi.
   - Córeczko!
   Wszyscy spojrzeliśmy w stronę dziewczynki, którą kobieta niosła w naszą stronę. Selim podszedł do nich i wziął córkę w ramiona. Ja, Erik, Martin i Dalila staliśmy przy drodze. Księżyc powoli chował się już za horyzont.
   - Wy zostańcie – zwrócił się mój opiekun do mnie i Martina. - Ja spróbuję zdążyć dotrzeć na miejsce...
   - Nie masz szans! - zaprotestowała rudowłosa. - Słońce cię spali! A Szoszannah sobie poradzi. - Wydęła wargi lekceważąco. - Nie warto dla niej ryzykować.
   - Dla niej warto o wiele więcej – powiedział cicho Erik.
   Poczułam, że opowieść rudowłosej jest mocno podejrzana. Tak bezinteresownie pomogła dziewczynce? Aczkolwiek, z drugiej strony, nie dziwiło mnie, że nie pomogła Lily, której przecież nie lubiła.
   - I tak nie dotrzecie na miejsce przed świtem. - Dalila pokręciła głową.
   - Zobaczymy. - Erik odwrócił się i ruszył biegiem, w wampirzym tempie. Pobiegłam za nim. Przekazał mi, żebym została, bo nie chce, by poparzyło mnie słońce, lecz ja tylko prychnęłam i nie odpowiedziałam. Jak mogłabym go zostawić? Mojego opiekuna i przyjaciółkę?
   Równo ze mną biegł Martin. To był wyścig z czasem. Pędziliśmy z wiatrem, który pchał nas do przodu, popędzał, będąc po naszej stronie, a przeciwko słońcu, które lada chwila miało wyłonić się zza chmur.
   - Spróbuj porozumieć się z Szoszannah – zwrócił się Erik do mojego narzeczonego.
   - Próbowałem. Nic z tego. - Przyśpieszył nieco. Zrównał się z moim opiekunem, dołączyłam do nich.
   Biegliśmy, omijając wioski, wśród pustynnego krajobrazu Izraela. W końcu zatrzymaliśmy się koło jednej z osad. Byliśmy już prawie na miejscu. Erik chciał biec dalej, ale złapałam go za rękę.
   - Jak rozpadniesz się w proch, to nie pomożesz Lily. - Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. - Ukryjmy się.
   Zawahał się, ale w końcu rozsądek zwyciężył.
   - Tędy. - Poprowadził nas do jednego z opuszczonych domów, dzięki czemu mogliśmy tam wejść bez problemu. Wpadłam pierwsza przez otwór, w którym kiedyś pewnie było okno, za mną Martin i Erik. W tym momencie pierwsze promienie słońca rozjaśniły ziemię.
   Staliśmy w ciemnej piwniczce. Mój opiekun złapał Martina za ramiona.
   - Co z Szoszannah?
   - Nie wiem, ale jakby umarła, to chyba bym poczuł, prawda?
   - Poczułbyś. Jakby ktoś wyrwał ci serce z piersi i rozerwał na pół – odrzekł Erik poważnie.
   - W takim razie żyje. - Mój narzeczony odetchnął z ulgą. - Tylko czemu nie mogę nawiązać z nią kontaktu?
   Spojrzeliśmy na siebie z Erikiem.
   - Może już zapadła w letarg? - stwierdziłam niepewnie.
   - Teraz i tak nic nie wykombinujemy. - Mój opiekun stanął przy oknie, patrząc na słońce. Wyczułam jego irytację. Był bezradny, a Lily potrzebowała pomocy.
   - Udało jej się, to najważniejsze. - Podeszłam i położyłam rękę na jego ramieniu. - Pora odpocząć.
   - Wieczorem wyruszymy jej na pomoc – dodał Martin. Wziął mnie za rękę, a ja Erika. Znaleźliśmy miejsca pod jakimiś skrzyniami; lepiej, żeby nikt nas nie zobaczył, jeśli tu wejdzie. Pomyślałam, że jutro będę cała obolała, ale przypomniałam sobie, że wampirom to nie grozi. Będziemy na pewno słabsi, niż gdybyśmy odpoczywali w trumnach, ale obolali na pewno nie.

   Po przebudzeniu wygrzebałam się spod skrzyń. Erik już siedział na drewnianym stołku, chwiejącym się lekko. Martin wygrzebał się chwilę po mnie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
   Piwnica była nieduża, nad nią zaś zawalający się już budynek. Doszłam do wniosku, że musimy być w jakiejś dawno już nieużywanej pracowni cieśli. Walały się po niej stare kawałki stołów, drewna, które kiedyś pewnie służyły ludziom – aczkolwiek trudno było zgadnąć, w jaki sposób – a także kilka drewnianych skrzyń, pod którymi spędziliśmy noc. Gdyby ktoś nas znalazł nad ranem, z pewnością doszedłby do wniosku, że widzi trzy trupy. Czasami zastanawiałam się, jak wygląda nasz letarg z perspektywy człowieka, ale domyślałam się, że jesteśmy bladzi, bez oddechu i serce nam nie bije. Wiedziałam, że nie obudzilibyśmy się przed południem. A gdyby zaczęli przebijać nam serce? Wzdrygnęłam się na samą myśl.
   Moje rozmyślania przerwał mi głos Erika.
   - Martinie, co z Szoszannah?
   - Nie mam pojęcia, ale czuję jej ból. Nie fizyczny, lecz... Nie rozumiem tego. - Pokręcił głową. - Nie chce się ze mną porozumieć. Zamknęła umysł...
   - Zostało nam czekać – westchnął mój opiekun.
   - Byle do zmroku – mruknęłam.
   W końcu nadeszła upragniona noc. Ruszyliśmy na poszukiwanie Lily. Po dotarciu pod Ścianę Płaczu, zatrzymaliśmy się, zastanawiając się, co dalej.
   Ściana Płaczu, wysoki mur herodiański, była to część świątyni Jerozolimskiej, odbudowanej przez Heroda i zniszczonej przez Rzymian. Nazwa pochodziła od żydowskiego święta opłakiwania zburzenia świątyni, obchodzonego co rok w sierpniu. Szoszannah mówiła, że wierni, zgodnie z tradycją, wkładają między kamienne ściany karteczki z intencjami.
   Podczas gdy ja przyglądałam się Ścianie Płaczu, Martin i Erik już się znacznie oddalili. Podążyłam za nimi. W końcu usłyszałam w głowie wołanie mojego opiekuna. Przyśpieszyłam i znalazłam się przed dużym, niezamieszkałym budynkiem. Weszłam tam i ujrzałam Erika, trzymającego w ramionach moją przyjaciółkę. Obok nich stał Martin, pochylony nad ciałem jakiegoś mężczyzny.
   Podeszłam bliżej. Zobaczyłam starszego Izraelitę z przegryzioną szyją. Był martwy.
   - Lily, jak dobrze, że żyjesz. Nic ci nie jest? - Podeszłam do niej, czując ogromną ulgę, a za mną Martin. Przytuliłam przyjaciółkę, potem mój narzeczony zrobił to samo.
   - Nie miałaś wyboru – zwrócił się do niej.
   - Zabiłam go... - Szoszannah spojrzała na mnie. Twarz miała we krwi, ale po chwili zorientowałam się, że to przez łzy. Włosy potargane, a ubranie czerwone. - Nie musiałam tego robić, ale zrobiłam...
   - Chciał cię zabić, prawda? - spytałam cicho. Erik rzucił okiem na trupa.
   - I tak by umarł. Sam bym go zabił. Czemu przerwałaś połączenie? - zwrócił się do wampirzycy.
   Lily przez chwilę milczała, wpatrując się w martwego, byłego narzeczonego.
   - Oszukali mnie – rzekła w końcu. - On i ta wampirzyca, Sara. Mówiła dziwnym głosem, miała chyba czarne włosy i z jakiegoś powodu maskę na twarzy. Powiedziała Samuelowi, że dziewczynka jej się należy, bo lubi krew małych dzieci. Że to przysmak. - Lily mówiła cichym, pełnym żalu głosem. - I zabrała ją. On początkowo zaprotestował, ale w końcu machnął ręką. Nie mogłam się uwolnić. Przykuli mnie łańcuchami polanymi święconą wodą... i ta wampirzyca zabrała Talithę. A potem wy i walka... Wiedziałam, że muszę przerwać połączenie, byście mogli się skupić. Zaczęłam wołać o pomoc, ale tu nikt mnie nie słyszy, to opuszczone osiedle... - Westchnęła. - Samuel wyrzucił mi, że go zostawiłam, zdradziłam, poniżyłam i... postanowił zostawić mnie na słońcu. Nawet, gdybym się uwolniła, wiedziałam, że nie przejdę po podłodze, gdyż wokół mnie była woda święcona.
   - To jak się uwolniłaś? - spytałam. Erik wciąż trzymał ją w ramionach, a ona patrzyła przed siebie szklanym wzrokiem. - Jeśli nie chcesz o tym opowiadać, może po prostu wróćmy do domu...
   - Nie, ja chcę. Powinniście wiedzieć. - Zamknęła oczy i wtuliła się w swojego ukochanego. Martin wziął mnie za rękę, patrząc przed siebie nieruchomym wzrokiem. Zrozumiałam, że pozwoliła zajrzeć mu do swego umysłu i wszystko mu pokazała. - Stałam przy słupie w tamtym pomieszczeniu – wskazała na pokój za ścianą budynku – i wtedy przyszło mi na myśl, że mogę wydostać się górą. Skoro pokój nie miał dachu... I kiedy Samuel odszedł na chwilę, by przynieść więcej wody, wyrwałam słup, przełożyłam górą łańcuch, w końcu udało mi się go zdjąć. Stałam, już wolna, lecz jakby na wyspie pośrodku morza. - Zaśmiała się ponuro z własnego porównania. - Usłyszałam, że ten łotr wraca, więc wpadłam na pomysł: położyłam słup na ziemi, przebiegłam po nim prędko, odbiłam się i złapałam za górę ściany. Na szczęście nie wpadł na to, by polać również ścianę. Udało mi się wspiąć. W pierwszej chwili chciałam uciekać, ale zdałam sobie sprawę, że już za późno. Będę musiała nocować w Jerozolimie, a on może mnie znaleźć... I niewiele myśląc, rzuciłam się na niego. Rozszarpałam mu szyję, kierując się gniewem i nienawiścią. - Pokręciła głową. - A on tylko chciał zabić wampira, który go upokorzył. On nie był złym człowiekiem...
   - Nie był zły? Szoszannah, on chciał cię zabić! - Erik obrócił ją w swoją stronę i spojrzał prosto w oczy. - Broniłaś się przed śmiercią. Dobrze zrobiłaś. Nie miej poczucia winy.
   - Rozumiem cię, Lily – powiedział nagle jej podopieczny, podchodząc bliżej. - Ale Erik ma rację. On zasłużył na śmierć.
   Szoszannah spojrzała na Martina szarymi oczami, a on troskliwym gestem odgarnął jej włosy z twarzy.
   - Nic nie rozumiesz – szepnęła i przez chwilę patrzyli na siebie. Wtem oczy Martina się rozszerzyły i pokręcił głową.
   - Jesteś pewna? Miał zaręczyć się z inną? A ta inna go znała? Wiedziała, jaki jest?
   - Myślał o niej, gdy umierał – szepnęła Lily. - Zabrałam jej narzeczonego... Pewnie go kochała...
   - To był drań! Nie zrobiłaś jej krzywdy - zaprzeczyłam. - Raczej ocaliłaś ją przed małżeństwem z kimś takim...
   - Nie odwrócimy tego, co się stało – przerwał nam Erik.
   - Najważniejsze, że Talitha jest bezpieczna – powiedziała cicho Szoszannah. Z głowy mojego opiekuna wyczytałam, że dziewczynka była pierwszym, o co zapytała Lily, gdy ją odnalazł, skuloną i opłakującą własny czyn.
   - Gdzie spędziłaś noc? - spytał Erik.
   - W ruinach jakiegoś domu. Ukryłam się przed słońcem, a gdy zaszło, wróciłam tutaj.
   Wtem usłyszeliśmy ludzkie głosy. Były jeszcze daleko, lecz nasz wampirzy słuch błyskawicznie je wyłowił. Dwóch Izraelitów, targujących się między sobą.
   - Wracajmy – zaproponowałam. Martin skinął głową.
   Wtem mój opiekun wziął Lily za ręce i spojrzał na jej nadgarstki. Były mocno poparzone, układając się w nieregularne plamy.
   - Moja pérakh – szepnął wampir i zaczął ją całować po ranach. Szoszannah uśmiechnęła się lekko.
   - Już mnie nie boli. Już dobrze.
   - Wiesz, że te blizny mogą zniknąć? - spytałam, patrząc na jej ręce. - Ja miałam taką na szyi. Po krzyżu...
   - Wiem. I może kiedyś się na to zdecyduje – odrzekła Lily. Jej oczy były smutne, lecz nabrały nieco wyrazu. Spojrzała na Erika. - Myślisz, że powinnam?
   Uśmiechnął się.
   - Jeśli będziesz chciała, pérakh – powiedział, głaszcząc ją po policzku. Głosy ludzi były już coraz bliżej. Chciałam zwrócić im uwagę, że już powinniśmy iść, ale wtedy mój opiekun powiedział coś, co sprawiło, że zaniemówiłam.
   - Wyjdziesz za mnie, Szoszannah?
   Patrzył w jej duże, szare oczy i uśmiechał się.
   - Ale... to znaczy... - Lily zamrugała gwałtownie oczami, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Uśmiech zagościł na mych ustach. Zamiast dyskretnie odwrócić wzrok, jak to zrobił Martin, spojrzałam na nich, ciekawa, co wyniknie z tych niespodziewanych zaręczyn. Najwidoczniej Erik stwierdził, że powinien to zrobić już dawno i postanowił jak najszybciej nadrobić zaległości.
   - Byłem pewien, że cię stracę. I nadal mam przeczucie, że nie będziemy razem zbyt długo. Być może się mylę. Jeśli nie, to chciałbym spędzić z tobą życie tak długo, jak to tylko możliwe.
   - Dziwne masz przeczucia – mruknęła wampirzyca. W jej oczach dojrzałam radość, ale także niepokój, gdy usłyszała obawy Erika.
   - Kocham cię, Szoszannah. - Patrzył jej w oczy, w końcu ich wzrok się spotkał. Nagle westchnął. - Na obecną chwilę nie mam pierścionka, ale postaram się go zdobyć jeszcze tej nocy.
   - Do licha z pierścionkiem – mruknęła Lily i pocałowała swojego ukochanego. - Niepotrzebne mi żadne pierścionki. Kocham cię i się zgadzam. Chcę zostać twoją żoną. - Objęła go za szyję, wtulając się w niego.
   Spojrzałam na Martina, a on na mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
   - Nie chcę wam przerywać, ale ludzie się zbliżają, a mamy tu trupa – zauważyłam.
   - Racja – stwierdziła Szoszannah. Po raz ostatni spojrzała na zwłoki byłego narzeczonego, złapała Erika za rękę i wybiegli. Za nimi ja i Martin.
   Kiedy dotarliśmy do domu Ruth, zatrzymaliśmy się, niepewni, czy powinniśmy tam wchodzić. W końcu to Ruth wyszła do nas i rzuciła się na szyję Lily.
   - Tak się o ciebie bałam!
   - Co z Talithą? Jak się czuje?
   - Jest przestraszona i się w ogóle nie odzywa. - Ruth posmutniała.
   - Biedactwo. Mogę ją zobaczyć?
   Kobieta zawahała się.
   - Ja nie mam nic przeciwko temu, ale Selim...
   - Rozumiem. - Lily pokiwała głową. Jej twarz posmutniała. - Przepraszam za wszystko...
   - Przejdzie mu niedługo – pocieszyła ją kuzynka.
   - W porządku, Ruth. - Podeszłam do niej. - Dziękujemy za gościnę. Spędzimy noc gdzie indziej...
   - Jeśli nie znajdziecie miejsca, to jakoś was przemycę do piwnicy – rzekła cicho kobieta. - Nie chcę, żeby coś wam się stało podczas snu...
   - Dziękuję, Ruth. - Lily przytuliła ją lekko, ja zrobiłam to samo. Erik i Martin ukłonili się jej.
   - Odwiedźcie nas niebawem – poprosiła kobieta.
   - Odwiedzimy – obiecała Szoszannah. Odwróciliśmy się i wyszliśmy na drogę.
   - I co teraz? - spytałam.
   Wtem przed nami, jakby odpowiadając na moje pytanie, pojawiła się Dalila.

4 komentarze:

  1. ~Susannah
    4 maja 2011 o 18:46

    Ojej! Najpierw jak czytałam to zrobiło mi się smutno – Szoszannah była taka przybita. Ale końcówka jest prześliczna! Och! Czas się szykować na wesele ;) :*
    Odpowiedz

    ~Natalia
    4 maja 2011 o 22:58

    Szykuj się, szykuj:) Aż sama jestem ciekawa, jak będzie wyglądał ten ślub:):)
    Odpowiedz
    ~Susannah
    6 maja 2011 o 01:15

    Właśnie montuje listę gości i szukam Dj’a na wesele ;) Przypomnij mi żebym Ci podesłała jedną mp3 ;)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    6 maja 2011 o 17:12

    Z izraelską muzyką weselną?:-o :):):)
    Odpowiedz
    ~Susannah
    6 maja 2011 o 18:18

    Dokładnie ;) I love it!
    ~Natalia
    6 maja 2011 o 21:29

    Pękam z ciekawości:-D
    ~Susannah
    6 maja 2011 o 21:56

    Już Ci wysłałam na gg. Znalazłam to w wyniku mojej ostatniej pasji teatrem. Jeden z moich ulubionych kompozytorów.

    ~justilla
    4 maja 2011 o 20:35

    „Szoszannah, on chciał cie zabić! – Erik obrócił ją w swoja stronę i spojrzał prosto w oczy” – zgubiłaś ogonki ;) Tak w ogóle, to Erik jest chyba jedynym co nazywa Lily jej pełnym imieniem ;) Jak je się wymawia?Wtem usłyszeliśmy ludzkie głosy. Były jeszcze daleko, lecz nasz wampirzy słuch doskonale ich słyszał. – za dużo słowa „słuch” jak na mój gustZaręczyli się, jestem wniebowzięta. Lubię charakter Lily i jej do licha z pierścionkiem ;P Wspaniały rozdział, te sceny wyznania Erika, szlag by jednak trafił jego przeczucia ;(Intryguje mnie tytuł kolejnego rozdziału, mam nadzieję, że ukaże się bliżej 8 niż 12 :D
    Odpowiedz

    ~Susannah
    4 maja 2011 o 22:48

    Z racji, że Szoszannah jest trochę jakby moim „dzieckiem” pozwolę się wypowiedzieć ja! ;) Szoszannah czyta się bardzo podobnie jak się pisze – „Szoszana”.I ja też się cieszę, ze się zaręczyli ;)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    4 maja 2011 o 23:28

    O, właśnie:) ubiegłaś mnie:):) Twoja postać, a nie dziecko, Szoszannah nie jest już dzieckiem, niedługo za mąż wychodzi:-DTak, dokładnie, Justillo, on zawsze nazywa ją Szoszannah;) Dziękuję bardzo za cenne uwagi, już poprawiłam;) I czekam na Twój rozdział;>
    Odpowiedz
    ~justilla
    4 maja 2011 o 23:43

    Dziękuje Susannah za odpowiedź ;)Co do rozdziału Natalio, to niedługo będzie. Podejrzewam, że w niedzielę xD
    Odpowiedz

    ~Kara007
    4 maja 2011 o 20:44

    Lily żyje!! ;) Boże, jak ja się cieszę ;) Erik się jej oświadczył ;) Nareszcie, tak długo na to czekałam (żeby Erik wreszcie był tak naprawdę szczęśliwy – dużo w swoim życiu wycierpiał i należy mu się choć chwila radości, miłości i prawdziwego szczęścia) a Lily się zgodziła ;) Nie no, nie wyobrażam sobie żeby było inaczej, ale jednak niezmiernie się cieszę ;) Może jakieś podwójne wesele?? ;) Ach… Będzie pięknie, choć nie ukrywam, że z zaślubinami nie będą się spieszyć ;) Ani jedna ani druga para. No i co do religii?? Przecież Lily ma inne wyznanie, kulturę, obyczaje, i Erik także. W końcu jest Grekiem (i to jakim?!) Jak to będzie wyglądało??? ;)No i ostatnia myśl nasuwająca mi się teraz, co u licha Dalila od nich jeszcze chce?? ;D
    Odpowiedz

    ~Natalia
    4 maja 2011 o 23:35

    Twoje ostatnie pytanie to esencja kolejnych rozdziałów:-D
    Odpowiedz
    ~Kara007
    5 maja 2011 o 12:57

    Co najmniej dziwne ;) No cóż mi zostało – czekać do następnego rozdziału ;)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    5 maja 2011 o 13:15

    Albo do jeszcze kolejnego;>
    Odpowiedz

    ~Yuutsuna
    4 maja 2011 o 22:18

    Erik zaszalał, a Lily to sprytna i wrażliwa wampirzyca :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Monique
    4 maja 2011 o 22:48

    Dziękuję za dedykację :) Rewelacyjny rozdział, podoba mi się, gdy tak wiele się dzieje. No i jeszcze już tak długo wyczekiwane zaręczyny na zakończenie. Poezja :) Oczywiście czekam na każdy wątek dotyczący Talithy :) Pozdrowienia:)
    Odpowiedz

    ~Susannah
    4 maja 2011 o 22:50

    Monia! Co tam Talitha! Ja się właśnie zaręczyłam ;)!!!
    Odpowiedz
    ~Natalia
    4 maja 2011 o 23:50

    No ba! Erik już trumny szykuje na noc poślubną:-DTalithy będzie jeszcze sporo, może nie tak od razu, ale mam pewne plany co do niej;)
    Odpowiedz
    ~Monique
    5 maja 2011 o 10:59

    Jasne, jasne :) Zaręczyny Lily są najważniejsze :D A co do trumien, to myślę, że to będzie raczej jedna szeroka :D
    Odpowiedz
    ~Natalia
    5 maja 2011 o 13:25

    Trumna szeroka na specjalne zamównienie:) Sosnowa, biała, wyścielona ślubnym prześcieradłem i atłasowe poduszki. Ozdobiona śnieżnobiałymi i czerwonymi różami, a wokół niej różowe świece zapachowe. Brzmi kusząco?:-D
    ~Monique
    5 maja 2011 o 18:29

    Jak dla mnie bosko :D Ciekawe tylko, co na to sami zainteresowani? :)
    ~Natalia
    5 maja 2011 o 19:01

    Erikowi się podoba, sam to wymyślił:) No dobra, z moją małą pomocą:-D A Szoszannah trzeba zapytać;>
    ~Susannah
    5 maja 2011 o 19:18

    Ale świńtuszycie!
    ~Natalia
    5 maja 2011 o 22:11

    My?:-o To nie my spędzimy noc poślubną w trumnie przy różach i świecach:-D
    ~Susannah
    6 maja 2011 o 01:13

    Heheh…. Sorry, ale noc poślubna w trumnie – to brzmi lekko makabrycznie… ;). I nie sądzę, żeby wampiry ryzykowały przy świecach. A poza tym świece były robione wtedy ze zwierzęcego łoju… Nie sądzę, aby dało się z tego zrobić świec zapachowych, więc wasze fantazje właśnie posypały się jak domek z kart! O! :D
    ~Natalia
    6 maja 2011 o 17:14

    To mnie zagięłaś!:-o Ale Erik i tak coś wymyśli:-D
    ~Susannah
    6 maja 2011 o 18:22

    Niech myśli… :] I tak znajdę jakąś ciętą ripostę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    5 maja 2011 o 11:29

    Przepraszam, że komentuję dopiero dziś, ale właśnie co wróciłam z egzaminu :-(Rozdział jak zwykle bardzo mi sie podobał – ja już tak mam, ze jak coś mi się podoba to podoba i koniec :-) Bardzo sie cieszę, że udało się im uratować Lili. Trochę się martwiłam, bo przecież była przywiązana do tego słupa w miejscu, które miało być nasłonecznione, ale na szczęście sama zdążyła wcześniej umknąć w cień. Świetnie opisałaś jej ucieczkę – tak obrazowo (fajnie to opowiadała). No i Erik poprosił ją o rękę. Wow czyli szykuje się ślub. Może im się uda, ale jakoś mam złe przeczucia… No i ta Dalila… Jak nic to ona była w peruce i to ona wszystko obmyśliła. Jakoś pasuje mi na taki czarny charakter.Pozdrawiam serdecznie.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    5 maja 2011 o 13:13

    Stanowczo za dużo się domyślasz:) No, ale nic;) I tak mam pewien element zaskoczenia, ale zachowam go na później. Dużo później;)A jaki to egzamin? I jak Ci poszło?
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    5 maja 2011 o 15:10

    Domyślam się? Ojej :-) No nic, i tak wiem, że czymś mnie zaskoczysz i będę wpatrywać sie w monitor z szeroko otwartymi ustami :-)A starałam się o pracę w Urzędzie Miasta i byłąm dziś na testach, ale raczej nie liczę na wiele :-) Cóż nie uczyłam się dat ustaw a były i takie pytania. Mówi sie trudno. Będę szukać dalej.
    Odpowiedz
    ~Natalia
    5 maja 2011 o 17:38

    Trzymam kciuki w takim razie, żeby Ci się udało znaleźć dobrą, przyjemną pracę. Ja już się powoli za to zabieram, beztroski czas studiów już się kończy:/
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    5 maja 2011 o 18:18

    A dziękuję, ale kiepsko widzę swoje szanse. Prawdopodobnie jak nic nie znajdę pójdę na kolejne studia – może jakieś podyplomowe. Spodobała mi się europeistyka albo pedagogika. Ciągle sie zastanawiam. Ewentualnie wrócić na doktorat, ale to z wolnej stopy już teraz…. Mam dylemat. Najbardziej chciałabym znaleźć prace, ale z moim wykształceniem to prawie nierealne
    ~Natalia
    5 maja 2011 o 19:09

    Nie wiem, co Ci poradzić, bo sama kończę dwa kierunki, a i tak słabo widzę perspektywy na naszym polskim rynku:/ Musisz to dokładnie przemyśleć. Tak szczerze powiedziawszy, to mnie się już nie chce studiować, a na moim kierunku nie ma jeszcze doktoratu, więc będę szukać pracy i liczyć na szczęście;p

    ~Lyanne Grey
    5 maja 2011 o 16:08

    I w końcu się oświadczył… :) Ciekawe, co będzie dalej…
    Odpowiedz
    ~Lilith Bathory
    5 maja 2011 o 17:02

    Wreszcie dorwałam się do komputera. Co za rozdział! Cieszę się, ze Lily nic nie jest. Bardzo nietypowe te oświadczyny, ale pięknie to wymyśliłaś. Och, jak ja lubię ta twoją historię. Piszesz tak, ze działasz na wyobraźnię. Czekam na kolejną notkę.Pozdrawiam [taikasanoja]
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    6 maja 2011 o 08:25

    Szkoda mi Szoszannah.To było takie niepokojące, kiedy nie mogli nawiązać z nią kontaktu. W końcu jednak mogli się zobaczyć. Widok jej zakrwawionego ubrania , brrr Ta scena miłosna mi zrekompensowała całe napięcie. Z niecierpliwością czekam na dalszą część! ;) P.S Zapraszam na byc-kobietaa ;)
    Odpowiedz
    ~Vivi
    6 maja 2011 o 21:20

    Rozdział był świetny, wywołał mnóstwo emocji i zaskoczenia. Ciesze się, że Szoszo została uratowana, a właściwie sama się uratowała. No i te niespodziewane zaręczyny, całkiem fajne. Ale zastanawia mnie fakt, dlaczego też Eric powiedział to co powiedział? Jak mniemam szykujesz nam kolejne niespodzianki…PS. Kochana nie mam Ci za złe, że nie czytasz mojego opowiadania. Nie każdego kręci, albo już nie kręci zmierzch i całkowicie zdaję sobie z tego sprawę. Bardzo przepraszam za zwłokę, ale nie miałam internetu. Buziaki i do kolejnego, Vivi
    Odpowiedz

    ~Vivi
    6 maja 2011 o 21:57

    Jeżeli chciałabyś poczytać coś innego mojego autorstwa zapraszam na: http://www.la-vida-real.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Serina
    8 maja 2011 o 11:25

    Dalila pewnie będzie chciała jakiejś nagrody za swoją przysługę ;] Nie lubię tej kobiety. Jest bardzo antypatyczna, nawet nie ze względu na to, iż tak przystawiała się do Erika, ale ma denerwujący sposób bycia. Może będzie pragnęła się do nich przyłączyć…? Zmieniając temat, nie dziwię się Selimowi. Miał pełne prawo odmówić wampirom gościny. Gdyby nie ich sama obecność, nie musiałby martwić się o córkę. Czekam z niecierpliwością, co jeszcze wymyślisz. Weny (:
    Odpowiedz
    ~Frozen
    8 maja 2011 o 16:31

    [Twoje opowiadanie jest wspaniałe. Gdy przypadkiem trafiłam na niego byłam sceptycznie nastawiona. Popatrzyłam, że rozdziałów jest tak dużo, że to będzie nadzwyczaj nudne opowiadanie. A tu nagle taki szok! Każdy kolejny rozdział, jest genialny. Umiesz pisać i Twoje opowiadanie, jest lepsze niż niejedna książka. Cieszę się, że Eric wreszcie się oświadczył. Te wszystkie wieki bez miłości, to stanowczo dla niego za dużo. Mam nadzieję, że odnajdzie grób ukochanej.]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    8 maja 2011 o 17:32

    Bardzo się cieszę, że podoba Ci się moja opowieść. I podziwiam, że przebrnęłaś przez poprzednie części i wszystkie rozdziały, bo faktycznie jest tego bardzo dużo. Pozdrawiam serdecznie:):)
    Odpowiedz
    ~Frozen
    8 maja 2011 o 19:11

    Przebrnęłam w trzy dni i tego nie żałuję. Skąd biorą się u Ciebie takie pomysły? To pytanie siedzi teraz w mojej głowie.Jednak i tak jestem za Juanem. Jest cudownie tajemniczy. Mam nadzieję, że jeszcze wplączesz go w fabułę.
    Odpowiedz
    ~Natalia
    8 maja 2011 o 22:05

    Juan jeszcze będzie, odegra istotną rolę, choć pewnie nie taką, jakby chciała większość moich czytelników:):) Skąd biorę pomysły? Nie mam pojęcia:) Po prostu pojawiają się w mojej głowie, czasem po obejrzeniu ciekawego filmu, czy przeczytaniu książki… inspiracje można czerpać z różnych źródeł;) A Ty coś piszesz?
    Odpowiedz
    ~Frozen
    9 maja 2011 o 15:20

    [Pisałam kiedyś. Nawet sporo tego było, ale zabrakło mi czasu, więc zrezygnowałam. Pozostaje tylko bierną obserwatorką... Choć czasami mam znowu ochotę założyć bloga. Może się jeszcze skuszę.Mam nadzieję, że się pojawi jakiś nowy amant u Amandy, bo Martin wydaje się taki denerwujący i dziecinny. Edmund, to było coś...]

    ~Natalia
    15 sierpnia 2011 o 19:49

    Nie musieliby mówić tego na spowiedzi? I co niby by wyznali? Jakieś dwadzieścia lat temu zabijałam ludzi i piłam ich krew, a teraz piję tylko zwierzęcą?:-)A co do „Zemsty Diego” – dojdziesz do tego, to się przekonasz;)
    Odpowiedz

    ~Inscriptum
    15 sierpnia 2011 o 20:49

    Teraz Katherine zastąpiła Dalila. Dosłownie! Mam takie same odczucia. Normalnie deja vu! xD W końcu odnaleźli Szoszo! Uwielbiam, gdy Erik się o nią boi. Są tacy zakochani w sobie. A teraz oświadczył się jej! xD Już myślałam, że nigdy tego nie zrobi. :P Boję się o Talithę. Oby tylko za bardzo tego nie przeżyła. A co to znaczy „perakh”? Pewnie jakieś pieszczotliwe słówko, mam rację? :D Na spowiedzi Amanda nie musiałaby wyznawać tamtych grzechów, ponieważ Bóg jej przecież odpuścił. gdy wyparła się zła, dzięki mnichowi. Nie było tak? Teraz musieliby się wyspowiadać z cudołożenia oboje. xP
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    15 sierpnia 2011 o 20:56

    Ach! Byłabym zapomniała! Taka dygresja dotycząca poprzedniego rozdziału: tak jak Erik ja też nie lubię (wręcz nienawidzę) wyrażenia „wszystko będzie dobrze”. Tak bardzo mnie to denerwuje!Wszędzie to słyszę i jest już tak oklepane, że już bardziej chyba nie może. Takie moje zwichrowanie. xD Jedno z wielu. ;)

    OdpowiedzUsuń