Rozdział XIII - Indiański ślub

12.06.2012

   - Lucas wydaje się w porządku – stwierdziła Karolina. - Myślę, że nie każe go zabić. No i ma takie ładne imię – dodała z uśmiechem.
   - Tak, kiedy poznałam twojego Lucasa, troszkę mi się z nim skojarzył – odparłam.
   - Nie jest mój. Jeszcze.
   Uśmiechnęłam się i podjęłam opowieść.

   Lucas wystąpił o krok do przodu, taksując łowcę wzrokiem. Potem spojrzał na naszą piątkę i milczał przez chwilę.
   - Nie wyjedzie z miasta – odezwał się w końcu. - Wręcz przeciwnie, zostanie tu i będzie obserwowany. - Podszedł do niego i popatrzył uważnie. - Nie wolno ci zabić żadnego wampira.
   Paul uniósł brwi.
   - Mam pozwolić się zabić?
   - No chyba żartujesz, Lucasie! - zawołał Felix, podchodząc do niego. - Chyba nie pozwolisz...
   - Zamilcz – warknął na niego władca, aż tamten się cofnął. - Nikt cię nie zaatakuje – zwrócił się ponownie do łowcy. - Nie zabijamy w miasteczku, lecz poza nim. Tam nie spotkasz wampira. Ale jeśli zabijesz któregoś z nas na prerii, umrzesz.
   - Czyli miasteczko jest moje, preria wasza? - Paul uniósł brwi, jakby się zastanawiając. Lucas roześmiał się.
   - Ciekawie to ująłeś, ale nich ci będzie. Oczywiście, jest jeden warunek.
   - O, kolejny? - Paul najwyraźniej nabrał ochoty do dyskusji, ale zanim zdążył powiedzieć coś więcej, Felix zrobił krok w jego stronę i warknął. Lucas przewrócił oczami i spojrzał na wampira, który cofnął się z powrotem.
   - Owszem. Może się na coś przydasz. Jeśli przybędą tu łowcy, powiesz im, że nie ma tu żadnych wampirów. Nie uwierzą – zginą. Uwierzą – odpłyną. Nie zgadzam się na więcej łowców w moim kraju.
   - Twoim? - Paul uniósł brwi, ale widząc minę Lucasa, pokiwał głową.- No dobrze, umowa stoi. Jejku, nie wierzę, że to mówię, mam kontrakt z wampirami. - Pokręcił głową i spojrzał na władcę. - Wy nie zabijacie w miasteczku, ja nie zabijam na prerii.
   - Świetnie. - Lucas odwrócił się i ruszył przed siebie, po drodze łapiąc żonę za rękę. Wampirzyca spojrzała na nas po raz ostatni i podążyła za nim.
   - To koniec, moi drodzy – zawołała, uśmiechając się. - Wygraliśmy!
   Chwilę potem został tylko łowca, nasza piątka i Felix, który wyglądał na wkurzonego.
   - To jeszcze nie koniec, łowco – warknął i już go nie było.
   - Będą z nim kłopoty – westchnął Jahmes. - No, ale w końcu problemy to nasza specjalność, prawda, cukierku? - rzucił w moją stronę i po chwili też go już nie było.
   - Dziękuję – mruknął łowca, najwyraźniej nieco zbity z tropu, że wampiry uratowały mu skórę.
   - Nie ma za co, dotrzymuj umowy, a będzie dobrze. - Uśmiechnęłam się do niego i odetchnęłam z ulgą.
   Udało się.

   Noc walki się zakończyła. Siedmiu łowców zginęło. Ósmy zawarł umowę z władcą i był po naszej stronie. W końcu wszystko wróciło do normy, jeśli można to tak ująć.
   Następnego wieczoru udaliśmy się do obozu Sauków. Naszym oczom ukazały się podarki, jakie przywiózł wódz Lisów, jak również te, które złożył wódz Sauków. Były to między innymi bawole skóry, naczynia, zwierzęta, ubrania i inne indiańskie bogactwa.
   Kiedy spojrzałam na pannę młodą, ujrzałam smutną buzię i zatroskane oczy. Mała Sarna uczestniczyła w przygotowaniach do ślubu, ale robiła to automatycznie, bo tak było trzeba. Z kolei Szybszy od Bizona zdawał się nie zauważać niechęci dziewczyny i wpatrywał się w nią z uśmiechem. Był to sporej postury Indianin, ani ładny, ani brzydki, wydawał się sympatyczny, ale co z tego, skoro dziewczyna go nie kochała...
   Skierowałam wzrok na szamana. Jak na ironię, to właśnie on miał udzielić ślubu młodym. Twarz miał wymalowaną, przez co wyglądał nieco upiornie, a w oczach smutek.
   Spojrzałam na samego wodza Lisów, który nie ustępował w niczym synowi, może z wyjątkiem wieku. Przywitaliśmy się z nim, a Erik, Jahmes i Martin wypalili z nim i Czerwonym Jastrzębiem „świętą fajkę”, nazywaną przez kolonistów „fajką pokoju”. Dobrze, że ja nie musiałam tego palić, bo nie wiem, jakbym sobie poradziła.
   Ceremonię ślubną postanowiono przeprowadzić w nocy, żebyśmy mogli w niej uczestniczyć. Westchnęłam na myśl, że nie można nic zrobić. Z tego co się dowiedziałam, Indianie zwykle pytali swoje córki, kogo wybierają na męża. Za wyjątkiem takich przypadków, jak ten, gdy chodziło o sojusz.
   - Kim jest ta Indianka, w którą brat Małej Sarny wpatruje się jak urzeczony? - spytał mnie Martin szeptem. Zerknęłam na wysoką, ładną dziewczynę, która stała u boku wodza i od czasu do czasu nieśmiało zerkała na Wilka Preriowego.
   - To chyba córka wodza Lisów... - Spojrzałam to na nią, to na syna Czerwonego Jastrzębia i nagle pewna myśl zaświtała mi w głowie. Popatrzyliśmy się z Martinem na siebie, po czym ruszyliśmy w stronę syna wodza Sauków.
   Nie trzeba mu było długo tłumaczyć. Chętnie zgodził się na nasz plan, tym bardziej, że już od pewnego czasu myślał, żeby zacząć się do niej zalecać. Potem podeszłam do Indianki, która miała na imię Skalny Kwiat i spytałam, czy jej serce jest wolne. Spojrzała na mnie zdziwiona.
   - Nie – przyznała w końcu, patrząc na mnie niepewnie.
   - Preriowy Wilk? - zapytałam cicho, a twarz dziewczyny oblała się rumieńcem. Kiedy zajrzałam w jej oczy, miałam już pewność. Przystojny wojownik przypadł jej do gustu.
   Na początku była nieco zaskoczona naszym planem, ale wyjaśniłam jej, że Mała Sarna nie kocha jej brata, bo zanim go poznała, oddała serce innemu. Skalny Kwiat bez wahania pobiegła więc do rodziców, a ja, Martin i Wilk Preriowy – do wodza Sauków.
   Czerwony Jastrząb wysłuchał naszej propozycji w milczeniu i na koniec pokiwał powoli głową. Przez chwilę staliśmy w ciszy, w końcu Indianin minął nas i poszedł prosto do wodza Lisów.
   - Mała Sarna nie wyjdzie za Szybszego od Bizona – oświadczył nagle jej ojciec, powodując tym samym, że w całej wiosce zapadła cisza. Mężczyzna spojrzał na swojego syna. - Lecz sojusz zostanie zawarty. Wilk Preriowy poślubi Skalny Kwiat.
   Nie sposób zapomnieć spojrzenia, które połączyło Małą Sarnę i Błękitne Pióro. Było w nim tyle oddania i czułości, że nie miałam najmniejszych wątpliwości. Oni muszą być razem. Będą szczęśliwi.
   Matka Skalnego Kwiatu wyglądała na zadowoloną, najwidoczniej wiedziała o uczuciach swojej córki. Z pewnością zauważyła też minę Małej Sarny. Przy jej pomocy nowa panna młoda została błyskawicznie wystrojona. Strój Skalnego Kwiatu składał się głównie z białego prostego stroju przyozdobionego kilkoma naszyjnikami wyplecionymi z materiału, a na ręce błyszczące bransolety. Wilk Preriowy miał na sobie jasne ubranie, przypominające koszulę, ciemne spodnie i mokasyny, wszystko dopasowane i można nawet powiedzieć, że eleganckie.
   Niebo było tej nocy usłane gwiazdami, a oprócz tego cały plac oświetlony był pochodniami, szczególnie jego centrum, gdzie stanęła para młoda. Wyszedł szaman, powitał zgromadzonych, po czym powiedział do przyszłych małżonków:
   - Jeśli chcecie być dla siebie mężem i żoną, podajcie sobie dłonie.
   Podeszli bliżej i wzięli się za ręce. Wokół stali Indianie. Szaman zaczął opisywać obowiązki małżonków, a kiedy skończył, zapytał:
   - Czy zrozumieliście wszystko i zgadzacie się wypełniać obowiązki?
   - Tak – odparli jednocześnie.
   - Dobrze. - Spojrzał na wodza Lisów, który podszedł, pochwalił małżeństwo córki i zwrócił się do Wilka Preriowego:
   - Jest twoja, zabierz ją i dbaj o nią.
   - Niczego jej nie zabraknie – obiecał mężczyzna, po czym objął żonę i udał się z nią do wigwamu.
   Rozpoczęła się uczta weselna. Błyskawicznie rozpalono kilka ognisk, zaczęto tańczyć, rozdawać jedzenie. Świętowano zarówno wesele, jak i nowy sojusz.
   Indiański taniec miał w sobie pewną magię, czar, symbolikę. Był niezwykłą mową ciała. Przyglądałam się tańczącym z zachwytem i cieszyłam się, że mogę oglądać coś tak niesamowitego.

   Tydzień później odbył się ślub Małej Sarny i Błękitnego Pióra. Ciekawa byłam, kto go im udzieli, skoro to szaman był odpowiedzialny za tę funkcję. Okazało się, że rolę przejął wódz.
   Wkrótce wyjaśniło się również, czemu od początku Indianie byli dla nas tacy życzliwi. Po uratowaniu córki wodza szaman oznajmił, że jesteśmy przysłani przez duchy przodków, aby przynieść im dobrobyt. Ponieważ szaman miał duży prestiż, wódz mu uwierzył. A jednak, mimo swojego znaczenia, Błękitne Pióro był gotów wydać za innego kobietę, którą kochał, dla dobra swojego plemienia. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

   Lato i jesień minęły błyskawicznie. Do Ameryki przybywało coraz więcej ludzi. Przez pierwszy rok nie natknęliśmy się na żadnego łowcę. Paul dotrzymywał swojej części umowy, podobnie jak wampiry. Nawet Felix nie odważył się sprzeciwić władcy. Dopiero teraz można było dostrzec, jak wielki prestiż miał Lucas. Zdarzały się przypadki porzucenia ciał na prerii, ale nigdy w wiosce. Zwykle przypisywano więc te morderstwa zwierzętom albo Indianom.
   W miarę, jak Europejczycy przybywali i zajmowali tereny należące do Indian, tubylcy reagowali coraz bardziej drastycznie. Napadali na nowo tworzące się miasteczka, palili je, kradli konie, zabijali. Mimo to ludzi wciąż przybywało. Powstawały nowe kolonie, rozrastające się szybko i skutecznie w miasteczka. Głównymi były: Jamestown, Karolina Północna, Pensylwania i wiele mniejszych.
   My tak naprawdę nie staliśmy po żadnej ze stron. Wciąż odwiedzaliśmy plemię Sauków, ale powoli traciliśmy kontakt z mieszkańcami kolonii, głównie dlatego, że w końcu mogli zauważyć u nas brak procesu starzenia. Ostatecznie przestaliśmy ich odwiedzać w tysiąc sześćset dwudziestym piątym roku, kiedy Paul wyjechał.
   Wychodziliśmy właśnie na łowy, kiedy pojawiła się Dorothy, oznajmiając nam, że łowca złamał umowę.
   - Zabił wampira na prerii? - spytałam z niepokojem.
   - Nie. Wyjechał. I pewnie wróci z gromadą łowców – warknęła wampirzyca, patrząc na mnie z wyrzutem. Byłam nie mniej zdumiona od pozostałych. Co prawda ostatni raz widziałam się z nim jakieś dwa, trzy tygodnie temu, ale nie poinformował mnie, że zamierza wyjechać.
   - Myślę, że on nie wróci – powiedziałam, patrząc na żonę władcy.
   - A jeśli nawet, to nie masz co się martwić, kruszyno. Zajmiemy się nimi. - Jahmes uśmiechnął się do niej uspokajająco. Przewróciła oczami.
   - Będziecie musieli. Póki co, przybywa coraz więcej ludzi, każdy może być łowcą.
   To była prawda, musieliśmy być ostrożni. Nasz dom wciąż pozostawał na uboczu, ale wiedzieliśmy, że niedługo otoczą go inne domy i będziemy musieli odejść. Nie byliśmy ludźmi i nie widzieliśmy powodu, aby udawać ich na siłę.
   Wtedy po raz ostatni udałam się do miasteczka, by dowiedzieć się, czemu Paul wyjechał. Okazało się, że zostawił mi list, w którym przeprosił, ale wyjaśnił, że tutaj czuje się niepotrzebny i musi udać się tam, gdzie ludzie potrzebują kogoś, kto by ich bronił. „Syndrom bohatera?”, pomyślałam. „Możliwe.” Wiedziałam, że jego nieobecność może spowodować, że łowcy znów zaczną szukać tutaj wampirów, ale nie miałam do niego pretensji. To jego życie.
   Tak naprawdę jednak to nie napływający do Ameryki potencjalni łowcy stali się największym problemem. W tysiąc sześćset czterdziestym piątym roku pojawił się tu pierwszy – nie licząc mnie – gorącokrwisty.
   Mieszkaliśmy wtedy jeszcze w naszym domu, wychodząc wieczorem, najczęściej na polowania, w głąb kontynentu, by podziwiać jego niezwykłość albo do Indian. Mała Sarna miała już wtedy czworo dzieci, a najmłodsza, Kropla Deszczu, była do niej bardzo podobna. Losy jej potomstwa różnie się potoczyły, ale to właśnie życie najmłodszej miało pośrednio pewien wpływ na nasze. A dokładniej, najstarszej córki Kropli Deszczu, Iskierki, podobnej do matki i babki, a nawet nieco ładniejszej. Urodziła się rok po wydarzeniach, które były bardzo znaczące w naszym życiu.

   Przypłynęli na niewielkiej łodzi. Staliśmy wtedy z Martinem na brzegu, rozmawiając. Przyglądaliśmy się z daleka nowo przybyłym. Było ich ośmioro. Pierwszy wyszedł mężczyzna, rozejrzał się ciekawie i ruszył w naszą stronę. Wszyscy byli wampirami.
   Zatrzymali się przed nami. Wampir był wysoki, ubrany w białą, obszerną koszulę z dużym kołnierzem, na niej elegancki, dopasowany surdut, zwany dubeltem oraz nieco rozszerzane u góry spodnie. Na ramionach szeroki purpurowy płaszcz, uszyty z delikatnego materiału. Powiewał lekko pod wpływem wiatru. Może ktoś inny wyglądałby śmiesznie w tym stroju, ale do niego pasował idealnie. Długie blond włosy mężczyzny swobodnie opadały na ramiona, a błękitne oczy miał takie jasne, że niemal białe. Było w nich coś niepokojącego, patrząc w nie, miałam ochotę odwrócić wzrok.
   Tuż za wampirem szli pozostali, wpatrując się we mnie i Martina, ale ich przywódca pierwszy się odezwał.
   - A cóż to, komitet powitalny? - Przyjrzał się nam uważnie. - Panuje tu jakiś władca?
   - Tak – odparł Martin. - Lucas Lookwood. - Wystąpił o krok przede mnie, jakby chciał mnie zasłonić przed uporczywym wzrokiem wampira.
   - Lucas Lookwood. - Wampir uśmiechnął się. To nie był dobry uśmiech. Co prawda nie mogłam niczego wyczytać z jego wzroku, ale wystarczyło samo spojrzenie. - Zaprowadźcie mnie do niego.
   - A ty jesteś...? - spojrzałam pytająco. Wampiry stojące za nim popatrzyły na mnie wrogo.
   - Cornelius – rzucił krótko.
   - Amanda.
   - Martin – powiedzieliśmy jednocześnie.
   - Niezmiernie miło was poznać – odrzekł, ale zabrzmiało to tak, jakby mówił coś zupełnie odwrotnego. Podszedł i wyciągnął rękę w moją stronę. Zawahałam się, ale podałam mu dłoń i w chwili, gdy zetknęła się z jego skórą, obydwoje gwałtownie je cofnęliśmy.

2 komentarze:

  1. ~Laura 33
    12 czerwca 2012 o 23:00

    Sprytnie rozwiązałaś sprawę ze ślubem i wszyscy są szczęśliwi. Nowe wampiry możliwe ,że będzie walka o władzę .Pozdrawiam
    Odpowiedz

    ~Natalia
    12 czerwca 2012 o 23:19

    Jesteś blisko:p
    Odpowiedz

    ~Justilla
    12 czerwca 2012 o 23:41

    Podobał mi się ten ślub, odwróciłaś sytuację o 180 stopni :) I wszyscy zostali szczęśliwi. Znowu przeskoczyłaś wiele lat i zafundowałaś Corneliusa. A ten najwyraźniej cierpi na jakaś manię wielkości. Będą z nim kłopoty, oj będą.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    13 czerwca 2012 o 01:29

    A żebyś wiedziała! I to większe, niż się wydaje:-P
    Odpowiedz

    ~Kara007
    13 czerwca 2012 o 16:40

    Od razu mówię, że ten cały Cornelius mi się nie podoba. Coś czuję, że będą z nim spore kłopoty. A sam fakt, że odkrył tajemnice skrywane przez Amandę i jej przyjaciół także nie jest dobre. Cholercia, ale się porobiło…. Dobre jest to, że jednak władca postanowił nie zabijać łowcy, a sama sytuacja z indiańskim ślubem także zakończyła się pomyślnie. Jestem ciekawa co takiego się wydarzyło w świecie wampirów, co miało związek z narodzinami Iskierki?? No i brniemy do przodu. Zanim się obejrzymy a wprowadzisz oświecenie, romantyzm i wtedy do teraźniejszości będzie już z górki ;D Pozdrawiam ;***
    Odpowiedz

    ~Natalia
    13 czerwca 2012 o 22:41

    > Od razu mówię, że ten cały Cornelius mi się nie podoba.> Coś czuję, że będą z nim spore kłopoty. A sam fakt, że> odkrył tajemnice skrywane przez Amandę i jej przyjaciół> także nie jest dobre. Cholercia, ale się porobiło….Zawsze są jakieś komplikacje:p> Dobre jest to, że jednak władca postanowił nie zabijać> łowcy, a sama sytuacja z indiańskim ślubem także> zakończyła się pomyślnie. Jestem ciekawa co takiego się> wydarzyło w świecie wampirów, co miało związek z> narodzinami Iskierki??Myślę, że Cię zaskoczę;)> No i brniemy do przodu. Zanim się obejrzymy a wprowadzisz> oświecenie, romantyzm i wtedy do teraźniejszości będzie> już z górki ;D> Pozdrawiam ;***Tak też planuję:p
    Odpowiedz

    ~Anai
    13 czerwca 2012 o 17:35

    Przepraszam, że nie komentowałam wcześniej Twoich rozdziałów, ale nie miałam czasu ich przeczytać. Teraz nadrobiłam wszystkie zaległości i jak zwykle jestem pod ogromnym wrażeniem. Ten łowca, ślub, pojawienie się gorącokrwistego… Masz wspaniałe pomysły. Czuję, że nowi goście będą przyczyną wielkiego zła i namieszają w życiu Amandy.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    13 czerwca 2012 o 22:42

    I nie tylko Amandy;)
    Odpowiedz

    ~Dominika
    15 czerwca 2012 o 20:16

    Nowy gorącokrwisty, nareszcie. :p Bardzo podobał mi się opis ślubu, właśnie tak to sobie wyobrażałam. Amanda ma 333 lata, bardzo ładny wiek jak na kłopoty. :p Za następne tyle będzie miała 666 :p, mam nadzieję, że szykujesz coś wielkiego na ten rok. Lucas był naprawdę dobry w stosunku do łowcy, ale przecież to było dziecko i tak naprawdę nie wiedział co robi. Corneliusa już polubiłam, już tak mam, że ciągnie mnie do tych złych. :p Pozdrawiam:-D
    Odpowiedz

    ~Natalia
    16 czerwca 2012 o 12:11

    > Nowy gorącokrwisty, nareszcie. :p Bardzo podobał mi się> opis ślubu, właśnie tak to sobie wyobrażałam. Amanda ma> 333 lata, bardzo ładny wiek jak na kłopoty. :p Za następne> tyle będzie miała 666 :p, mam nadzieję, że szykujesz coś> wielkiego na ten rok.Widzę, że wierzysz w moc dat:p> Lucas był naprawdę dobry w stosunku> do łowcy, ale przecież to było dziecko i tak naprawdę nie> wiedział co robi. Corneliusa już polubiłam, już tak mam,> że ciągnie mnie do tych złych. :p Pozdrawiam:-DCiekawe, co powiesz o nim dalej;)
    Odpowiedz
    ~Dominika
    16 czerwca 2012 o 14:00

    Na 99% będzie chciał rządzić, może nie tylko wampirami. :p O tak, wierzę w moc liczb, a data 666 jest naprawdę przerażająca. :p
    Odpowiedz
    ~Natalia
    16 czerwca 2012 o 22:36

    Ja tam wolę 667 – nowy lepszy diabeł:-P

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Tyzyfone
    15 czerwca 2012 o 20:21

    W końcu, z lekkim opóźnieniem, dotarłam na Twojego bloga. Rozdział jak zawsze świetny i nie ma się co rozpisywać. Jesteś pisarka pełną gębą, ot co. Ciekawie rozwiązałaś sprawę z Indianami. W ogóle przedstawiasz ich w fajny sposób, z nieco innej perspektywy. Syndrom bohatera;P Tak, element humorystyczny sprytnie wpleciony w tekst to coś, co lubię. Jak zawsze kończysz tak ciekawie, że nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Gorącokrwisty i to sprawiający tak niemiłe wrażenie… Zapowiada się ciekawie. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    16 czerwca 2012 o 12:12

    Na niektórych wywarł miłe wrażenie:p
    Odpowiedz

    ~Prithika
    16 czerwca 2012 o 09:30

    Kochana Natalio. Obiecuję, że dzis przeczytam rozdział. Naprawdę mam bardzo mało czasu, ale postaram się dziś wygospodarować wolną chwilę dla siebie i przyjemności. Już się nie mogę doczekać :-)Pozdrawiam
    Odpowiedz

    ~Prithika
    16 czerwca 2012 o 09:53

    Przeczytałam :-) Rozdział był spokojny, ale końcówka znowu zwiastuje coś groźnego, niesamowitego. Ten cały Cornelius na pewno sporo namiesza. Ciekawa jestem jak to rozegrasz. Ślub indiański również bardzo mi się podobał i dobrze, że Amanda odkryła prawdziwe uczucia młodych i znalazła wyjście z sytuacji. A swoją drogą szczęśliwie sie złożyło, że akurat znalazła się inna para, która tak ślicznie mogła zagwarantować sojusz i wybawić niedoszłą pannę młodą od niechcianego ślubu.Czekam na kolejny rozdział, w którym pewnie się dowiem, co zamierza Cornelius i jak zareagował na wiadomość, że nie jest jedynym gorącokrwistym.Pozdrawiam
    Odpowiedz
    ~Natalia
    16 czerwca 2012 o 12:15

    > Przeczytałam :-) Rozdział był spokojny, ale końcówka znowu> zwiastuje coś groźnego, niesamowitego. Ten cały Cornelius> na pewno sporo namiesza. Ciekawa jestem jak to rozegrasz.> Ślub indiański również bardzo mi się podobał i dobrze, że> Amanda odkryła prawdziwe uczucia młodych i znalazła> wyjście z sytuacji. A swoją drogą szczęśliwie sie złożyło,> że akurat znalazła się inna para, która tak ślicznie mogła> zagwarantować sojusz i wybawić niedoszłą pannę młodą od> niechcianego ślubu.> Czekam na kolejny rozdział, w którym pewnie się dowiem, co> zamierza Cornelius i jak zareagował na wiadomość, że nie> jest jedynym gorącokrwistym.> PozdrawiamMyślę, że on wie, że nie jest jedynym gorącokrwistym, pytanie, jak zareaguje na to, że władca jej nie ma:p
    Odpowiedz

    ~Jacob
    17 czerwca 2012 o 09:16

    Ciekawy blog, wpadnę tu jeszcze na pewno. A w tak zwanym międzyczasie zapraszam na swój jacobjohncreater.blogspot.com i przy okazji kliknięcie w którąkolwiek reklamę. :)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    17 czerwca 2012 o 22:22

    A wpadaj, zapraszam, choć wątpię, czy przeczytałeś choć jeden rozdział, chyba, że oceniałeś szatę graficzną:p
    Odpowiedz
    ~Justilla
    18 czerwca 2012 o 10:08

    A ta jest bardzo ładna i dla niej warto wrócić :)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    18 czerwca 2012 o 12:58

    :-D
    Odpowiedz

    Estchra
    21 czerwca 2012 o 21:47

    Nowy rozdział na http://sekret-tatuazu-smoka.blog.onet.plPS. Rozdział bardzo interesujący. Ten kontakt między gorącokrwistymi… Oj będzie się działo! XD~Natka
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    27 czerwca 2012 o 19:54

    Nikt inny by chyba lepiej nie rozwiązał tego problemu ze ślubem. Brawa dla Amandy i Martina. Nasza wampirzyca po raz kolejny pokazała, że ma w sobie tyle odwagi co sprytu. ;) Paul w końcu kiedyś musiał wyjechać. Nawet mu się nie dziwię, bo pewnie się biedaczysko okropnie nudził. :P Te indiańskie imiona są świetnie, bardzo mi się podobają. A szczególnie Skalny Kwiat, Błękitne Pióro, Kropla Deszczu i Iskierka. :D Ach, no i nowi bohaterowie, w tym jeden gorącokrwisty – Cornelius. Fajne ma imię, ale oczy raczej niefajne. xD

    OdpowiedzUsuń