Rozdział XII - Dolina kwiatów

17.04.2011

   - Sos! - Karolina zerwała się i doskoczyła do kuchenki, ratując przypalający się sos. - Chyba nic mu się nie stało – mruknęła niepewnie.
   - W porę go wyczułaś. – Roześmiałam się. Amy, która przed chwilą wyszła, zajrzała teraz do kuchni.
   - Wszystko w porządku?
   - Tak, oczywiście. - Dziewczyna wyłączyła ogień i włożyła kotlety do piekarnika, po czym zajęła się doprawianiem sałatki. Jej mama pokiwała głową i wyszła. - Mów, co się dalej zdarzyło. Mam nadzieję, że Szoszannah sprała tę irytującą wampirzycę na kwaśne jabłko!
   - Nie zdążyła, niestety. Ale jestem pewna, że gdybyśmy ich nie rozdzielili, Lily by definitywnie wygrała.
   - Na pewno – odparła Karolina i wymieszała sałatkę. - W takim razie szkoda, że je rozdzieliliście.

   Dalila i Lily przewróciły się na ziemię. Najpierw na górze była rudowłosa, potem moja przyjaciółka i znowu Dalila. Erik błyskawicznie dopadł walczące i złapał w pasie rudą wampirzycę, odciągając ją od Szoszannah, która ponownie rzuciła się w jej stronę. Złapałam ją za ręce i zatrzymałam.
   - Lily, przestań – poprosiłam ją. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym oburzenia, potem zerknęła na mojego opiekuna, trzymającego wyrywającą się Dalilę. Nagle rudowłosa się uspokoiła i posłała Szoszannah pogardliwy uśmiech. Lily wyrwała ręce z mojego uścisku, odwróciła się i po chwili już jej nie było.
   Dalila wtuliła się w Erika, patrząc na niego skrzywdzonym wzrokiem.
   - Co za wariatka... - zaczęła, ale mój opiekun bezceremonialnie odepchnął ją od siebie.
   - Zaatakowałaś Szoszannah, która jest jedną z nas. Przekroczyłaś granicę, Dalilo. Odejdź.
   - Ale... to ona pierwsza na mnie warczała... - Na twarzy rudowłosej malowało się zdumienie.
   - Dość! - przerwał jej Erik. - Wynoś się stąd, Dalilo, zanim zrobię ci krzywdę! - Obnażył kły, a w jego wzroku ujrzałam gniew.
   - Dobrze – odpowiedziała Dalila cichym głosem, cofając się i zaciskając wargi. - Dobrze. Ale jeszcze mnie popamiętacie.
   - Nie próbuj nam grozić! - krzyknęłam, zaciskając dłonie w pięści. - Wynoś się jak najprędzej!
   Złowrogi błysk w oczach wampirzycy nie wróżył nic dobrego. Posłała mi spojrzenie, które innemu wampirowi pewnie zmroziłoby krew w żyłach. Ale nie mi. Odpowiedziałam jej tym samym, zbijając ją nieco z tropu. Nie wiedziała, z kim ma do czynienia. Byłam gorącokrwistą księżniczką, a mój opiekun miał już z tysiąc lat życia za sobą. Nie miała z nami szans.
   Z nami nie, przemknęło mi przez myśl. Ale... „Musimy strzec Ruth i jej rodzinę”, przekazałam Erikowi.
   Dalila odwróciła się bez słowa i odeszła w wampirzym tempie. Mój opiekun spojrzał na mnie z niepokojem.
   - Masz rację – rzekł krótko.
   - Pójdę do Lily – postanowiłam i pobiegłam do domu. Zastałam moją przyjaciółkę w krwawych łzach.
   - Już dobrze, kochana. Nie płacz – szepnęłam, obejmując ją ramieniem. - Erik wygnał tę głupią wampirzycę.
   - Wygnał? - Otarła łzy czerwoną chusteczką, która kiedyś pewnie była biała, i spojrzała na mnie.
   - Oczywiście, że tak – powiedział mój opiekun, wchodząc do pokoju. - Ale niepotrzebnie się z nią kłóciłaś, mogła ci zrobić krzywdę.
   - Ona? Mnie? - Lily zerwała się i stanęła naprzeciwko Erika. Była wściekła, widziałam to wyraźnie. - Uważasz, że nie potrafię sobie poradzić z jakąś rudą, głupią...
   - Szoszannah, to przecież nie o to chodzi!
   - Oczywiście, że nie! Przerwałam wam waszą przemiłą rozmowę, jakie to masz słodkie usta i kwieciste policzki!
   - Ach, a więc o to chodzi? Jesteś zazdrosna... - Erik pokręcił głową; na jego twarzy malowało się lekkie rozbawienie.
   Siedziałam na łóżku w sypialni Lily i zastanawiałam się, czy nie powinnam wyjść. Patrząc na moją przyjaciółkę doszłam jednak do wniosku, że może będę musiała interweniować w razie rękoczynów. Nigdy nie widziałam jej takiej wzburzonej.
   - Zazdrosna? - Roześmiała się ironicznie. - Zdenerwowałam się, bo mnie obraziła. Nie myśl, że to z twojego powodu. Nie biję się o mężczyzn. - Zacisnęła usta i zmarszczyła brwi.
   - To o co ci chodzi? Bo ja już cię zupełnie nie rozumiem.
   Miałam ochotę się wtrącić i przekazać Erikowi, o co chodzi Szoszannah, ale nie zdążyłam.
   - O to, że jeśli szukasz kobiety do łóżka, to trzeba mi było od razu powiedzieć, rozwiałabym twoje złudzenia! Ale ty bawisz się moimi uczuciami, nie mając nawet odwagi przyznać, że nie czujesz tego samego! - Złapała poduszkę, leżącą na łóżku i ze złością cisnęła ją o ścianę. Po pokoju posypały się pierza.
   - Jak to nie czuję? - Spojrzał na mnie, pytając w myślach, czy ona naprawdę tego nie wie.
   „A powiedziałeś jej to?”, przekazałam mu.
   Lily ruszyła w stronę drzwi, próbując go wyminąć, lecz Erik złapał ją za rękę i odwrócił w swoją stronę.
   - Kocham cię, Szoszannah.
   Chciała coś powiedzieć, ale z lekko uchylonych ust nie wydobył się żaden dźwięk. Szare oczy wpatrywały się w niego ze zdumieniem. W końcu westchnęła i zapytała smutnym głosem:
   - Ilu kobietom to już mówiłeś, Eriku?
   - Trzem. Po raz pierwszy mojej żonie, jakieś tysiąc lat temu. Po raz drugi Amandzie. A teraz tobie. - Puścił ją i patrzył na nią w milczeniu.
   - Ojej. - Lily zamrugała gwałtownie oczami. Wstałam i zdecydowanie podeszłam do drzwi, wymijając ich.
   - Biorąc pod uwagę, że Ismeny już od dawna nie ma, a mnie Erik kocha jak siostrę, to jesteś jedyną kobietą w jego życiu – skomentowałam i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Zdążyłam jeszcze zobaczyć, jak usta Szoszannah i mojego opiekuna łączą się w pocałunku.
   Wyszłam przed dom, rozglądając się za Martinem. W końcu go dostrzegłam. Szedł w moją stronę z zaniepokojoną miną.
   - Coś się stało? Szoszannah zablokowała swój umysł przede mną, ale czułem, że dzieje się coś niedobrego.
   - Tak, chodzi o Dalilę. - Westchnęłam i podeszłam do niego. - A gdzie ty się podziewałeś?
   - Ale z Lily wszystko w porządku?
   Pokiwałam głową.
   - Teraz już tak. Jak wychodziłam, całowała się z Erikiem – dodałam nieco ciszej. Mój narzeczony uśmiechnął się szeroko i wyciągnął rękę w moją stronę.
   - W takim razie opowiesz mi wszystko po drodze. Chcę cię gdzieś zaprowadzić.
   Ujęłam jego dłoń, zastanawiając się, co też wykombinował. Ruszyliśmy przed siebie, na wschód od Libny, a po drodze opowiedziałam mu o zdarzeniu z Dalilą.
   - Wygonił ją? No i całe szczęście! Była strasznie denerwująca.
   Pokiwałam głową, patrząc przed siebie. Księżyc świecił pełnym blaskiem, rozjaśniając drogę, którą szliśmy. Weszliśmy w niewielki wąwóz, kończący się skalną ścianą.
   - A teraz na górę.
   Spojrzałam na skałę, potem na Martina.
   - Mam się tam wspiąć?
   - Uwierz mi, że warto. - Zrobił tajemniczą minę.
   - No, dobrze. - Zaczęłam się wspinać, a mój narzeczony szedł tuż za mną. Długa suknia nieco utrudniała mi wspinaczkę, ale w końcu dobrnęliśmy na szczyt. Wyszłam pierwsza, podeszłam do przeciwległego brzegu skały i oniemiałam.
   Przed nami rozciągała się niewielka dolina pełna uśpionych kwiatów, drzew połyskujących zielonymi liśćmi i ciemna trawa, szumiąca pod wpływem nocnego, wiosennego wiatru. To wszystko sprawiało wrażenie oazy spokoju, błogości i zachwytu nad pięknem nocnej przyrody.
   - Jak tu pięknie – szepnęłam, bo tylko te słowa przychodziły mi do głowy. Martin uśmiechnął się uroczo i wyciągnął rękę w moją stronę. Podałam mu swoją i jednocześnie skoczyliśmy kilkanaście metrów w dół.
   Wylądowaliśmy lekko na pełnych stopach na miękkiej trawie, która z bliska była o wiele jaśniejsza. Wyprostowałam się, Martin tak samo.
   - Spójrz tam. - Wskazał na niewielkie źródełko, z którego wypływała woda, kierując się pod ziemię i wypływając zapewne po drugiej stronie góry.
   Podeszliśmy do strumienia. Pochyliłam się i dotknęłam powierzchni wody.
   - Zimna – stwierdziłam, cofając rękę. Mój narzeczony również się pochylił.
   - Faktycznie. Ale czysta, wręcz kryształowa. - Wyprostował się, przyciągając mnie do siebie.
   - Jak znalazłeś to miejsce? - spytałam, kładąc ręce na jego ramionach.
   - Już wcześniej się zastanawiałem, co jest za tą górą. Najpiękniejsza miejsca są najbardziej starannie ukryte.
   Przytaknęłam, uśmiechając się. Odgarnął ciemne loki z mojej twarzy i pocałował mnie. Przyciągnęłam go do siebie, czując, jak znajomy prąd przeszywa moje ciało. Zanurzyłam dłonie w jego włosach i już po chwili pochłonęła nas wzajemna namiętność.

   Leżeliśmy obok siebie, napełnieni miłością. Było mi wygodnie tak leżeć z głową na jego ramieniu, nie myśląc nawet o tym, że powinnam się ubrać. Nie czułam przecież zimna i nikt nie mógł mnie tu zobaczyć, poza tym była w końcu noc. Nikt oprócz mojego ukochanego, który oparł się na łokciu i przyglądał mi wzrokiem, w którym dostrzegałam szczęście.
   - Mam pomysł. - Wstał, założył spodnie i powstrzymał mnie ruchem dłoni, gdy też chciałam się podnieść. - Zaczekaj chwilkę.
   Położyłam się z powrotem, patrząc w niebo. Księżyc i gwiazdy błyszczały jasnym blaskiem, a ja wpatrywałam się w nie, przypominając sobie czasy, kiedy wszystko było jeszcze takie proste. Kiedy byłam tą bezbronną, roześmianą księżniczką, która wiedzie beztroski żywot, nie przejmując się nikim i niczym.
   Czułam się, jakby od tamtych czasów dzieliło mnie nie trzydzieści cztery lata, a całe wieki. Tyle się wydarzyło... Śmierć bliskich, moja śmierć... Pierwsze małżeństwo, miłość, śmierć, wyjazd... Drugie małżeństwo, rodzina, znowu śmierć... I kolejna szansa na ułożenie sobie życia. Może tym razem mi się uda...
   Nagle przyszło mi na myśl, że Martina nie ma już przez dłuższą chwilę. Zaniepokoiłam się.
   - Martin? - zawołałam.
   - Już, już. - Podszedł do mnie, a w rękach trzymał koszulę pełną czegoś. Podniósł do góry i niespodziewanie wysypał to na mnie.
   Poczułam, jak moje nagie ciało otaczają delikatne, miękkie i pachnące płatki kwiatów. Niemal się w nich zanurzyłam, tak wiele ich było. Przykrywały mnie dokładnie. Spojrzałam ze zdziwieniem na Martina, który stał zadowolony i przyglądał mi się z zachwytem.
   - Wyglądasz jak... jak królowa kwiatów. Jak esencja wszelkiego kwiecia, skąpana w ich płatkach...
   - Ach... Aie... To było takie... miłe... - Sięgnęłam po garść płatków i uniosłam je, przyglądając się, jak zwijają się w niemym proteście. Podniosłam wzrok na mojego ukochanego. - I romantyczne – dodałam.
   - W dzień pewnie byłyby piękniejsze – powiedział cicho Martin. - Ale i tak są jedynie dodatkiem do twej urody, Amando...
   - Zaraz twoje komplementy przebiją ilością te płatki – powiedziałam, śmiejąc się.
   - Mam coś dla ciebie. Kiedy byłem we Flandrii, nauczyłem się trochę rzeźbić. A niedawno znalazłem kamień, który poddał mi pewien pomysł. To nic wielkiego, ale... zrobiłem to z myślą o tobie. - Wyjął i podał mi niewielki wisiorek w kształcie serca wyrzeźbiony w czerwonym kamieniu, zaczepiony na białym sznurku.
   - Sam to wyrzeźbiłeś? - spytałam, robiąc wielkie oczy i upuszczając płatki. Wzięłam do niego prezent i obejrzałam uważnie. - Jest piękny. I jaki gładki... Musiałeś pewnie dużo nad nim pracować.
   - Wcale nie tak dużo. I to nic specjalnego. - Wzruszył ramionami. - Jeśli chcesz, mogę spróbować zrobić ci coś bardziej skomplikowanego, ale to już mi trochę zajmie. - Podszedł z tyłu i założył mi go na szyję.
   - Dziękuję – szepnęłam. - Ale ja nic dla ciebie nie mam...
   - Wystarczy, że jesteś. - Uśmiechnął się lekko.
   - Kocham cię, Martinie – powiedziałam, patrząc mu w oczy. Serce zawirowało mi ze szczęścia. Widziałam w jego oczach odpowiedź, jeszcze zanim powiedział to na głos.
   - Ja też cię kocham. - Usiadł naprzeciwko mnie, nie przerywając kontaktu wzrokowego. - Zawsze będę cię kochał.
   Przez chwilę patrzyliśmy na siebie. Sięgnął ręką i pogłaskał mnie po policzku.
   - Kiedy chcesz wziąć ślub?
   Zaskoczył mnie tym pytaniem. Zamiast odpowiedzieć, sięgnęłam po ubranie i już po chwili miałam je na sobie. Martin przez cały czas mnie obserwował. Usiadłam na miejscu, podając mu koszulę.
   - Myślę, że tutaj trudno nam będzie znaleźć księdza – powiedziałam w końcu. - A my przecież chcemy katolickiego ślubu, prawda?
   - Tak, oczywiście. - Mój narzeczony pokiwał głową.
   - A bardzo ci się śpieszy ze ślubem? - spytałam niepewnie. Tak naprawdę, miałam już za sobą dwa piękne śluby, wesela i nie śpieszyło mi się do kolejnego, tym bardziej, że nikt od nas tego nie wymagał.
   - To zależy od ciebie. Właściwie i tak nazwisko mamy takie samo – zauważył.
   - W takim razie weźmiemy ślub, kiedy... hm... kiedy nadarzy się okazja – postanowiłam.
   - Dobrze, moja kwiecista królowo – mruknął, obsypując płatkami moje włosy. Zrobiłam to samo i już po chwili sypaliśmy się nimi jak dzieci. W końcu Martin złapał mnie, przewrócił i wysypał mi całą garść w splątane loki.
   - Będziesz mnie potem rozczesywał – ostrzegłam.
   - Z przyjemnością. - Wyszczerzył swe śnieżnobiałe kły w uśmiechu, po czym pochylił się i mnie pocałował.
   - Powinniśmy wracać – szepnęłam, gdy na chwilę się od siebie oderwaliśmy. - Niedługo wzejdzie słońce.
   - Mamy jeszcze trochę czasu – stwierdził, ale sięgnął po ubranie.
   Wróciliśmy tą samą drogą, co wyszliśmy. Pomyślałam, że muszę pokazać tę dolinę Erikowi, żeby zabrał tam Lily.
   Kiedy dotarliśmy do domu Ruth, już z daleka dostrzegłam Erika, który patrzył na nas zaniepokojony.
   - Coś się stało? - Spytałam, pełna złych przeczuć.
   - Owszem. Talitha zniknęła.

3 komentarze:

  1. ~Susannah
    17 kwietnia 2011 o 11:01

    Pięknie!!! I faktycznie posypało się pierze!!! :*:** Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy…
    Odpowiedz

    ~Natalia
    17 kwietnia 2011 o 11:21

    Najpierw muszą pozbierać to pierze:-) Bo nie będą mieli co włożyć pod głowę;p
    Odpowiedz

    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    17 kwietnia 2011 o 11:58

    Kolejny mistrzowski rozdział. Dobrze, że je rozdzielili no i Eric w końcu wyznał Lili co do niej czuje. Bardzo mi się to podobało :-) No a scena z Amandą i Martinem po prostu maga romantyczna. Te płatki kwiatów… Tylko czy faktycznie uda się im wziąć ślub? Bardzo jestem tego ciekawa. Końcówka przynosi trochę niepokoju co stało się z tą dziewczynką. Czyżby Dalila zemściła się za odrzucenie? Pewnie nie spodziewała się, że Eric tak łatwo zrezygnuje z jej niewątpliwych wdzięków. Aż się boję co mogła zrobić urażona w swej dumie.Pozdrawiam serdecznie.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    17 kwietnia 2011 o 12:25

    Jak widać, na razie nie śpieszy im się ze ślubem:) Mają teraz inne problemy na głowie:p
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    17 kwietnia 2011 o 15:18

    Zgadza się :-) Problemów ci u nich dostatek – jak mawiali dawniej czcigodni sarmaci :-) Ciekawe co stanie się z tą dziewczynką, czy Dalila ją skrzywdzi. A może to nie ta rozwścieczona wampirzyca ją porwała? Może mała gdzieś się dobrze bawiła i zapomniała na czas wrócić do domu. Oby tylko nic się jej nie stało, bo Lili chyba by sobie nie wybaczyła, że sprowadziła nieszczęście na swoją rodzinę
    Odpowiedz
    ~Natalia
    18 kwietnia 2011 o 01:07

    Zauważ, że była przecież noc, a wcześniej Amanda położyła ją spać…
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    18 kwietnia 2011 o 13:46

    Wybacz. Ciągle zapominam, że u Ciebie wampiry wychodzą na świat tylko nocą :-) No to jak to biedne dziecko zniknęło z własnego pokoju? To by znaczyło, że Dalila musiała wejść do domu, odszukać pokój małej i ją stamtąd zabrać. To mi dałaś teraz do myślenia.
    ~Natalia
    18 kwietnia 2011 o 13:58

    Mógł wejść np. człowiek na zlecenie wampira, ale mógł też wampir, bo kiedy w domu przebywa choć jeden wampir, wtedy dom jest już dostępny również dla innych, nie potrzebują zaproszenia. A mógł wejść ktoś zupełnie inny, nie ma pewności, że to sprawka Dalili:):) Może tak, a może nie… :-)
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    18 kwietnia 2011 o 14:16

    No tak, ale bohaterowie podejrzewają właśnie Dalilę i już sobie wyobrażam co mogliby jej zrobić, gdyby ją teraz dorwali. Ona miała motyw i dlatego jest główną podejrzaną, ale masz rację – właściwie mógł to być każdy. Może nawet i łowca tropiący wampiry. Przynajmniej miałby kartę przetargową i wampirki same oddałyby mu się w ręce. Bardzo jestem ciekawa co wymyśliłaś :-) Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, po tytule którego domyślam się, że nie bedzie zbyt wesoły.
    ~Natalia
    18 kwietnia 2011 o 14:47

    Jest jeszcze trzecia osoba podejrzana:-) ale już nic nie mówię, wszystko okaże się w przyszłym rozdziale;p

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Serina
    17 kwietnia 2011 o 12:03

    Zachowanie Dalili jest bardzo mocno przesadzone. I to bynajmniej nie komplement, bo ona jest za bardzo wyuzdana (i w dodatku zbyt otwarcie) jak na Izrael w owych czasach. To mi bardzo przeszkadza. Jest moim zdaniem zbyt przerysowane. Przypuszczam również, że zaginięcie Talithy związane jest z zemstą Dalili, ale oczywiście mogę się mylić, w „Gorącej krwi” wszystko jest możliwe ;) Życzę weny i pozdrawiam,
    Odpowiedz

    ~Natalia
    17 kwietnia 2011 o 12:24

    No zgadza się, skromnością nie grzeszy:p a co to znaczy, że Ci przeszkadza? Myślisz, że w tamtym miejscu i czasach nie było takich kobiet?
    Odpowiedz
    ~Serina
    20 kwietnia 2011 o 15:34

    Tak, to jest jednak inne społeczeństwo, inna mentalność, moim zdaniem nie zachowywano się AŻ tak otwarcie, to było tępione.
    Odpowiedz
    ~Natalia
    20 kwietnia 2011 o 15:50

    Ona się nie boi potępienia, to wampirzyca:p Myśli, że będzie żyć wiecznie;)
    Odpowiedz

    justilla
    17 kwietnia 2011 o 13:37

    A ja żałuję, że je rozdzielili, zwłaszcza, że Amanda sądzi, że to Lily pokonała by tę Dalilię. Ale, ale, za to wyznanie miłości i za dolinę kwiatów wybaczę wszystko :) Ale zakończenie… Patrząc na tytuł kolejnego rozdziału, podejrzewam, że to właśnie Dalilia porwała dziewczynkę… Mam nadzieję, że ją uratują, ale ty zawsze robisz wszystko po swojemu ;P[amica-libri]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    18 kwietnia 2011 o 01:11

    Zdaje się, że moja nieprzewidywalność staje się ostatnio strasznie przewidywalna:-o
    Odpowiedz
    justilla
    18 kwietnia 2011 o 21:41

    A może już po prostu dobrze cię poznaliśmy ;P
    Odpowiedz

    ~Kara007
    17 kwietnia 2011 o 14:20

    Najchętniej rozszarpałabym tą całą Dalilę! Jestem wręcz pewna, że to jej sprawka! Aż nie chcę myśleć co się stanie jak ona spotka się z główną czwórką bohaterów. Będzie się działo.Erik nareszcie jej to powiedział. Lily długo na to czekała. Trzecia kobieta, która usłyszała te słowa z jego ust. Musiała być naprawdę szczęśliwa ;) Dolina kwiatów… Boska. Takie romantyczne ;) No jestem ciekawa co by się stało, gdyby Erik zaprowadził tam Lily ;) (choć teraz mają inne problemy na głowie ;/).Z niecierpliwością czekam na nexta ;)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    18 kwietnia 2011 o 01:14

    Dalila chyba tak łatwo nie dałaby się rozszarpać:p
    Odpowiedz

    ~Vivi
    17 kwietnia 2011 o 15:30

    Ojej, mam nadzieję, że Ruda nie zrobi nic tej malutkiej dziewczynce, bo jeżeli tak to jestem na 100% pewna, że Amanda nie pozwoli ujść jej z życiem. Bardzo przyjemny rozdział, a w szczególności te kwiaty :))) Nie powiem, sama chętnie wybrałabym się w takie miejsce z chłopakiem :* Zdziwiło mnie tylko trochę, że Amandy nie ciągnie do ołtarza. Tak bardzo kocha Martina…No zobaczymy. Ale mnie Kochana nurtuje pytanie czy aktualny mąż Amandy to na pewno Martin? Nie miej mi tego za złe, ale nie jestem do niego przekonana. Szczerze, nie przepadam za nim… Buziaki i do kolejnego!Twoja Vivi
    Odpowiedz

    ~Natalia
    18 kwietnia 2011 o 01:18

    Amanda ma już dwa małżeństwa za sobą, jedno krótkie, drugie niezbyt udane. Może jest uprzedzona:-) A czemu uważasz, że współczesny mąż Amandy to Martin? Skąd takie wnioski?:p
    Odpowiedz

    ~Lilith Bathory
    17 kwietnia 2011 o 19:46

    Ech taki romantyczny był ten rozdział. Szkoda, że tak dramatyczna końcówka. Głupia Dalila! Ty to potrafisz mnie zaskoczyć. Rozdział jak zawsze rewelacyjny i perfekcyjnie dopracowany. Pozdrawiam [taikasanoja]

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Lyanne Grey
    18 kwietnia 2011 o 14:48

    Jakie romantyczne! Najlepszy rozdział, poważnie. Strasznie mi się podoba…
    Odpowiedz
    ~Shinthrae
    18 kwietnia 2011 o 15:53

    Pfeh, nie lubię takich romantycznych tekstów xD Opisałaś to mistrzowsko, jednak moim bardzo subiektywnym punktem widzenia, powinno być więcej walki i akcji! Tak, wiem, za bardzo się ekscytuję. Nie zwracaj na mnie uwagi xD
    Odpowiedz

    ~Natalia
    18 kwietnia 2011 o 16:03

    Jakby ciągle była akcja, to bym zamęczyła moje biedne wampirki!:-o Ale nie martw się, już wkrótce będzie jej całkiem sporo;)
    Odpowiedz

    ~KLAudu$
    18 kwietnia 2011 o 19:07

    Mam nadzieje że nic jej nie będzie. Poza tym to było takie romantyczne, ciekawe jak wpadłaś na to z kwiatami ;} Zapraszam na mojego bloga: http://www.pamietnik-ruby-wilson.bloog.pl/ Mam nadzieje że moje opowiadanie kiedyś stanie się tak popularne jak twoje.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    18 kwietnia 2011 o 22:04

    Jak wpadłam? Znienacka:-)
    Odpowiedz

    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    20 kwietnia 2011 o 15:56

    A ta Ruda mnie dalej denerwuje! To wyznanie miłości… wow Podobał mi się ten spacer Amandy i Martina, w końcu spędzili trochę czasu sami, było spokojnie i miło. No i znaleźli się w pięknym miejscu. Ale po tym bajecznym spacerze, oczywiście musiało coś się stać. Akcja trwa nadal!A ja w końcu zapraszam Cię na moje opowiadanie! ;)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    20 kwietnia 2011 o 16:13

    Spacer?:)
    Odpowiedz

    ~agata
    21 kwietnia 2011 o 14:42

    O;) bomba;)Nadrobilam wszystko;)Znalazłam mały błąd;”w dłonie w jego włosach”- powinno być bez pierwszego „w”.;)Bardzo się cieszę, że Szoszannah pogodziła się z Erikiem, a ten wyznał jej miłość.;) Chwilę opisane między Amandą i Martinem są niesamowite. Genialny pomysł z kwiatami, a naszyjnik sliczny;) oczywiście tajemnicza koncowka musiała być, ale sie przyzwyczajam;) a! I jeszcze uważam, ze wampir dobrze zrobil decydując się na wygnanie ;) czekam na cd;*
    Odpowiedz
    ~Susannah
    21 kwietnia 2011 o 22:25

    MY CHCEMY NOWY ROZDZIAŁ!!!
    Odpowiedz
    ~Natalia
    15 sierpnia 2011 o 02:22

    Kochana Inscriptum,Przede wszystkim dziękuje za modlitwę:* We wtorek mam dwie rozmowy kwalifikacyjne, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Przerwę muszę zrobić, żeby obmyśleć kolejną część. I nie trzymam nikogo w niepewności, zakończyłam w konkretnym momencie;)Przed ślubem? A zacznijmy od tego, czy biorąc ślub, powiedzieliby prawdę, że są wampirami? I co na to ksiądz? „Tak, jasne, żaden problem, często udzielam ślubu wampirom”:-D No, chyba że sam byłby wampirem, ale wtedy też by musiał nie pić ludzkiej krwi:p i weź tu znajdź takiego:)No Martin jest mało doświadczony, ale Amanda go wszystkiego nauczy:-pPrawie wszyscy chcą śmierci Martina:( a ja go lubię i nie zabiję, o:/No i Amandzie się od nierządnic dostało:-o A ona miała tylko 6 mężczyzn, w tym dwóch mężów i jednego narzeczonego:p :pKochana, mylisz moją opowieść ze Zmierzchem! Moje wampiry nie są lodowate. Czują ciepło i zimno, choć inaczej niż ludzie. Np. czują mróz, ale im nie przeszkadza. Ich skóra jest chłodna i blada z braku słońca, ale nie zimna. To Meyer wymyśliła, że wampiry są z lodu:p Ale masz rację co do „albo” chyba że postawiłam go przed drugim „albo”: „albo to, albo tamto”.Tak, Lily jest porządna, to też wpływ wychowania;) A Amanda jest Francuzką, nie zapominaj;) Pozdrawiam cieplutko;)
    Odpowiedz

    ~Inscriptum
    15 sierpnia 2011 o 16:35

    Jak fajnie, że w końcu wypędzili Dalilę. Już nie mogłam jej znieść! Scena z kłócącymi się Erikiem i Szoszannah była niezła. Tak się cieszę, że w końcu wyznał jej miłość. :) Co za romantyzm ze strony Martina. Fiu, fiu. xD Nie no, fajnie to obmyśliłaś z tą doliną kwiatów. Amanda w takim razie teraz nosi na szyi szkarłatne serduszko i ten krzyżyk od Martina? ;) Kurde, ten rozdział do złudzenia przypomina mi jeden ze swoich, ale mój skończył się nieco inaczej… Trzymam za ciebie kciuki i masz opowiedzieć jak ci poszło. :* Rzeczywiście myślałam, iż twoje wampiry też są lodowate. Pomyliłam się, przepraszam. ;) A na spowiedzi nie musieliby wyznawać, że są wampirami. xD

    OdpowiedzUsuń