Rozdział X - Ruth i jej rodzina

6.04.2011

   Zamilkłam, przyglądając się, jak Karolina sieka warzywa na sałatkę.
   - Przebić serca? - spytała po chwili wzajemnego milczenia. - Pomimo że nie byliście źli?
   - Dla niego wszystkie wampiry to potwory – odparłam. - A poza tym, został pokonany przez Erika i chciał zemsty.
   - I co? Zabiliście go w końcu?
   Westchnęłam.
   - Za szybko byś chciała wszystko wiedzieć, Karolinko – stwierdziła Amy z uśmiechem, mieszając sos.
   - A bo ja jestem już taka niecierpliwa. - Wzruszyła ramionami. - To jak?
   - Spokojnie, dojdziemy do tego – odparłam i obserwując, jak sprawnie robi sałatkę, wróciłam do opowiadania.


   Izrael. Kraj mlekiem i miodem płynący. Stojąc przy burcie, w świetle księżyca, obserwowaliśmy zbliżający się ląd. Naszym oczom ukazały się płaskie tereny Gazy, obszaru pofałdowanego gdzieniegdzie z powodu nadmorskich wydm. W oddali rysowało się wzgórze.
   - To Abu 'Awdah  – poinformowała nas Szoszannah, patrząc na ojczyznę z błyskiem w szarych oczach. - Przypłyniemy do portu, spędzimy tam dzień, a wieczorem udamy się w drogę.
   - W drogę dokąd? - zapytałam. - Do twojego domu?
   Lily pokręciła głową ze smutkiem.
   - Obawiam się, że nie jestem już tam mile widziana. Zatrzymamy się u Ruth. Ona na pewno przyjmie nas pod swój dach. - Uśmiechnęła się lekko.
   - Powiesz prawdę swojej kuzynce? - zapytał Erik.
   - O tym, kim jesteśmy? Tak, powinnam. Jak inaczej jej wyjaśnić, że śpimy w dzień, a wychodzimy o zmroku? I że nic nie jemy?
   - A jeśli nie zgodzi się przyjąć pod swój dach cztery wampiry? - spytał Martin.
   - To poszukamy innego miejsca – odparła jego opiekunka ze smutkiem. Miałam nadzieję, że ta Ruth okaże się mądrą kobietą.
   Wkrótce dopłynęliśmy do brzegu. Wysiedliśmy razem z marynarzami i innymi handlarzami, zostawiając zwierzęta na pokładzie jako część zapłaty. Lily stwierdziła bowiem, że w Izraelu znajduje się mnóstwo lasów, a w nich nie brakuje zwierząt.
   Przeszliśmy przez Gazę, która była portem palestyńskim pod panowaniem arabskim. Stąd znajdował się tam duży, okazały meczet, odbudowany w tysiąc trzysta czterdziestym roku.
   Tę noc spędziliśmy w piwnicy starego, opuszczonego domu. Następnego dnia od przebudzenia do zmierzchu Szoszannah opowiadała nam o zwyczajach, panujących w swoim kraju.
   - U nas sobota jest świętem. Obchodzimy wtedy Szabat.
   - Szabat? Ciekawie brzmi – stwierdził Martin. - Jak to wygląda?
   - W piątek, osiemnaście minut przed zachodem słońca, zapala się świece szabasowe. To znaczy, że nie wolno już pracować. Zapalenie ich przez matkę podkreśla ważność kobiety w rodzinie. - Lily uśmiechnęła się szeroko. -  Zapalone świece niosą ciepło, szczęście i pokój naszym domom. Światło jest symbolem mądrości, wiedzy i prawdy.
   - A co robi ojciec rodziny? Rozumiem, że też ma jakieś znaczenie? - zapytał Martin. Zerknęłam na jego ramię. Opatrunek nie był już potrzebny, gdyż rana zagoiła się jeszcze przed świtem. Gdyby nie była tak głęboka, pewnie nastąpiłoby to o wiele szybciej. Przytuliłam się do jego ramienia, a on objął mnie, przysuwając policzek do mych włosów.
   - Oczywiście, że tak – zaśmiała się Szoszannah. - Zasadnicze. Wygłasza kidusz. Jest to błogosławieństwo nad kielichem wina. Odmawia się je w piątki i soboty oraz po modlitwach przedpołudniowych w sobotę i święta. - Wampirzyca opowiadała, uśmiechając się lekko. W jej oczach widać było radość. To było jej życie, jej kultura. Zerknęłam na Erika. Patrzył na nią z czułością w oczach. Ich dłonie były splecione.
   O zmierzchu udaliśmy się w drogę do Libny, gdzie mieszkała kuzynka Szoszannah. Swoje rzeczy wysłaliśmy wcześniej, sami zaś wyszliśmy za Gazę i ruszyliśmy w wampirzym tempie. Dość szybko dotarliśmy na miejsce. Lily poprowadziła nas prosto do domu swej kuzynki.
   Było to okazałe gospodarstwo; widać było, że rodzina Ruth nie należała do biednych. W zagrodach słyszałam odgłosy zwierząt: kóz, owiec, bydła. Szoszannah weszła pierwsza na podwórko i już z daleka zawołała:
   - Ruth!
   Kobieta, która właśnie przechodziła przez podwórze, obejrzała się w naszą stronę.
   - Szoszannah?!
   Lily pobiegła do niej w ludzkim tempie i rzuciły się sobie w ramiona. Ściskały się przez chwilę, śmiejąc się radośnie.
   - Och, Szoszannah, gdzieś ty się podziewała?! Już myślałam, że... że coś ci się złego stało. Ponad rok cię nie było! Wiesz, jak się martwiłam?! Wszyscy się martwiliśmy! - Odsunęła się, przyglądają się twarzy Lily. - Ależ ty jesteś blada, wychudzona... Trzeba cię odkarmić i to porządnie! - Wtem jej wzrok padł na nas. Odsunęła się i uśmiechnęła szeroko. - Widzę, że przyprowadziłaś nam gości.
   Ponieważ przez zimę Lily uczyła nas trochę swojego ojczystego języka, a wampiry dość szybko się uczą, nie mieliśmy problemów ze zrozumieniem kuzynki Szoszannah. Zanim jednak zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, Lily nas ubiegła.
   - To są moi przyjaciele: Amanda, Erik i Martin – przedstawiła nas. - A to jest właśnie Ruth.
   Ruth była prawie trzydziestoletnią, średniego wzrostu kobietą o lekko pulchnej sylwetce, pogodnej twarzy, czarnych włosach i szarych oczach, o odcień ciemniejszych do oczu Lily. Miała na sobie szarą spódnicę, nieco jaśniejszą bluzkę, ciemnoniebieski gorset i błękitny fartuch oraz jasny czepek na głowie, po którym można było rozpoznać mężatki.
   - Szalom – powitała nas kobieta. - Witajcie w naszych skromnych progach. Pewnie jesteście zmęczeni podróżą? Przygotuję wam zaraz pokoje, wypoczniecie, wyśpicie się... i podam coś dobrego do jedzenia, bo pewnie jesteście głodni...
   - Ruth. - Szoszannah w końcu udało się wtrącić w monolog gospodyni. - Zanim przyjmiesz nas pod swój dach, musimy ci o czymś ważnym powiedzieć.
   - Ale nie będziemy chyba rozmawiali przed domem? Wejdźcie, zapraszam.
   Spojrzałam na Lily, potem na Erika i Martina. Zaprosiła nas. Nie wiedząc nawet, kogo zaprasza. My akurat nie byliśmy dla niej groźni, ale gdyby to były inne wampiry...
   Ruszyliśmy za Szoszannah, która szła, rozmawiając z kuzynką.
   - A co u rodziców? Pewnie mnie wydziedziczyli?
   Ruth pokręciła głową.
   - Sądzili, że uciekłaś. - Kobieta weszła do domu i zaczekała na nas, po czym zaprosiła nas do pokoju. - Szukano cię, a kiedy nie znaleziono, uznano, że umarłaś...
   - Bo umar... uciekłam. Od tego drania, który chciał mnie pohańbić przed ślubem.
   Ruth zrobiła duże oczy.
   - Naprawdę?! Powinnaś więc zerwać zaręczyny!
   - Chciałam! Ale rodzice się nie zgodzili. Wszystko było zaplanowane, przygotowane... Nie chcieli robić skandalu. - Lily westchnęła.
   Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam głowę i dostrzegłam małą, słodką buzię, wpatrującą się we mnie szarymi oczami. Uśmiechnęłam się do niej.
   - A kto to tu zagląda? - zapytałam cicho po hebrajsku, podchodząc do dziewczynki, która znikła za drzwiami, ale po chwili znowu wyjrzała. Wysiliłam umysł, próbując przypomnieć sobie, czego uczyła mnie Lily. Do tej pory rozmawiałam tylko z nią w tym języku. - Jestem Amanda, a ty?
   - Ta-li-ta – rzekła cichutko dziewczynka. Ciemne włosy zaplecione miała w warkoczyk, spadający jej na plecy.
   - O, Talitha, a czemu ty jeszcze nie śpisz? - Ruth wstała i podeszła do drzwi. - No chodź, jak już zaglądasz. - Wzięła ją za rękę i wprowadziła do pokoju. Dziewczynka schowała się za matką, patrząc na nas zaciekawionym wzrokiem.
   - Ile ma lat?
   - Sześć – odparła Lily, podchodząc do małej. - Talitha, skarbie!
   - Szo-sza-na! - Talitha rzuciła się w jej stronę. Wampirzyca podniosła dziecko i uściskała je.
   - Ale wyrosłaś! Tęskniłaś za mną troszeczkę?
   - Bardzo tęskniłam – oznajmiła poważnie dziewczynka, co wywołało uśmiech na naszych twarzach. Szoszannah postawiła ją na podłodze.
   - To są moi przyjaciele. Amandę już poznałaś, a to Martin i Erik. - Lily kucnęła przy Talithie, zakładając jej za ucho włosy, które wydostały się z warkoczyka. Dziewczynka miała na sobie cienką koszulę, najwyraźniej leżała już w łóżku. Kucnęłam przy niej.
   - Szalom, Talitha – powiedziałam.
   - Szalom – odparła i wyciągnęła rękę, dotykając moich loków. - Masz bardzo ładne włosy.
   - A dziękuję – odparłam zaskoczona. - Ty zaś masz śliczny warkoczyk. Sama go zaplotłaś?
   - Mama mi zaplotła, ale sama też umiem. - Szare oczy Talithy patrzyły na mnie z sympatią. Od razu polubiłam tę dziewczynkę i widziałam wyraźnie, że z wzajemnością.
   - Dość tego, Talitha. Spać! - Ruth wzięła małą na ręce i wtedy do pokoju wszedł rosły, barczysty Izraelita.
   - Szalom – powitał nas. Odpowiedzieliśmy tym samym. Ruth przedstawiła go jako swojego męża, Selima. Mężczyzna coś mruknął, skinął nam głową i wziął córkę, która patrzyła na nas sennym wzrokiem. Kiedy wyszedł, Ruth kazała nam usiąść.
   - Przygotuję wam coś do jedzenia – postanowiła.
   - Zaczekaj – poprosiła ją Lily. - Muszę ci o czymś powiedzieć. Tylko się nie przestrasz.
   - Przestraszyć? Co się stało? - Kobieta spojrzała na nas z niepokojem.
   - Widzisz, kiedy uciekłam... Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż chciałam.
   Ruth westchnęła.
   - Mogłaś uciec do mnie, a nie... nie wiadomo gdzie. Gdzie ty właściwie się podziewałaś?
   - Ależ uciekłam do ciebie! Tylko że po drodze napadli mnie bandyci – ganew, ale ktoś mnie uratował. Miała na imię Noemi. To ona zmieniła mnie w to, czym jestem. Teraz już jej nie ma. - Lily westchnęła ze smutkiem. - Nie mam do niej żalu, rozumiem ją. Widocznie tak miało być...
   - O czym ty mówisz? - Ruth zmarszczyła brwi.
   - Nigdy nie zabiłam nikogo z naszego narodu. W ogóle nie zabiłam dobrego człowieka. Tylko złych. Początkowo próbowałam żywić się na zwierzętach, tak jak Amanda i Martin, ale nie dałam rady...
   - Nadal nie rozumiem, o czym mówisz, Szoszannah. - Szare oczy Ruth błyszczały niepokojem. Zajrzałam w nie i ujrzałam lęk. Zaczynała się domyślać.
   Lily zawahała się. Bała się odtrącenia, niezrozumienia. W końcu zabijała ludzi.
   - Słyszałam, że jest u was wiele morderców. Ganew to poważny problem – odezwałam się. W głowie zaświtał mi pewien pomysł. - My jesteśmy od tego, by się nimi zająć. Bronimy słabych i bezbronnych, kobiety i dzieci. Jesteśmy wampirami, ale nie takimi, które biegają po domach i wypijają krew niewinnych. My jesteśmy inni. Jesteśmy... - Urwałam, próbując znaleźć odpowiednie słowo.
   - Strażnikami dobra – podpowiedział Martin, a ja ledwo powstrzymałam się, by nie parsknąć śmiechem. Doszłam bowiem do wniosku, że stanowczo przesadził. Mimo to pokiwałam głową z entuzjazmem.
   - I... walczycie ze złem? - wyszeptała zaskoczona Ruth. - To jakaś inna religia? Szoszannah, w coś ty się wplątała?
   - Tutaj nie chodzi o religię, Ruth – wtrącił Erik, patrząc jej prosto w oczy. - Ludzie zabijają się nawzajem. Karą za zbrodnie jest śmierć, prawda? Więc my wymierzamy im tę karę. Nie wszystkich można postawić przed sądem. Jesteś mądrą kobietą i myślę, że to rozumiesz.
   Po jego słowach zapadła cisza. Kuzynka Lily siedziała sztywno, wpatrując się w ścianę. W końcu spojrzała na nas.
   - Czego więc od nas chcecie?
   - Myślałam, że nam pomożesz, Ruth – szepnęła Szoszannah. - Przenocujesz nas przez kilka dni. Tęskniłam za tobą... bardzo.
   - Ja za tobą też – odparła cicho kobieta, wyciągając rękę i biorąc dłoń Lily. - I nie wierzę, że mogłabyś być zła. Wiem, czym są wampiry. Gdybyś ty taka była, to już dawno byśmy nie żyli.
   - To znaczy, że... nie boisz się przyjąć nas pod swój dach? - zapytała wampirzyca z nadzieją w głosie.
   - Oczywiście, że nie. - Ruth uśmiechnęła się lekko. - Możecie zostać tak długo, jak tylko zechcecie.

   Ruth okazała się mądrą, sympatyczną kobietą i choć początkowo odnosiła się do nas z rezerwą, powoli zaakceptowała to, czym jesteśmy. Pierwszy poranek spędziliśmy z pewnym wahaniem. Kolejne już były lepsze. Zaufaliśmy Ruth, tak jak ona zaufała nam.
   Początkowo jej mąż, Selim, o niczym nie wiedział, ale w końcu Ruth mu wszystko opowiedziała. Na szczęście nie wyrzucił nas z domu, lecz usiadł i przeprowadził z nami długą rozmowę na temat naszych zwyczajów i picia krwi. W końcu jednak, podobnie jak jego żona, zgodził się nam zaufać.
   Mimo iż Izrael to głównie teren górzysty, wtedy było tam jeszcze całkiem sporo lasów. Następnej nocy wybrałam się z Martinem na polowanie do jednego z nich. Byliśmy już dość głodni, więc bez zastanowienia rzuciliśmy się w stronę zwierzyny. W pewnym momencie rozdzieliliśmy się i pobiegliśmy w różne strony.
   Posiliwszy się, odrzuciłam martwego szakala i ruszyłam na poszukiwanie mojego narzeczonego.
   Las w nocy był piękny. Zawiła ścieżka prowadziła w jego głąb. Wielkie konary i zwisające gałęzie drzew nadawały mu aury tajemniczości. Szłam przed siebie, wczuwając się w atmosferę tego miejsca.
   W końcu, gdy wciąż nie znalazłam Martina, przyśpieszyłam i ruszyłam biegiem. Przebiegłam chyba prawie przez cały las, kiedy w końcu usłyszałam jego głos i zwolniłam.
   - Posłuchaj, Dalilo. Ja mam na...
   - Martin. To imię tak pięknie brzmi! - Usłyszałam kobiecy głos. Przyśpieszyłam i wpadłam na polanę, gdzie ujrzałam nieznajomą wampirzycę, przyssaną do ust mojego narzeczonego.

3 komentarze:

  1. ~Cheilin
    6 kwietnia 2011 o 14:51

    Łoł…! Ciekawe co dalej…
    Odpowiedz

    ~Natalia
    6 kwietnia 2011 o 14:56

    Możesz zgadywać:-)
    Odpowiedz

    ~justilla
    6 kwietnia 2011 o 15:23

    „Ja mam na…rzeczoną?” tak myślę? Oj, to coś mu nie wyszło z tym odmawianiem. Jak się porządnie nie wytłumaczy to już ja do obrony Martina na pewno nie zostanę, a może sobie pomarzyć! Podoba mi się nastawienie Ruth, wiedziałam, że ich przyjmie ;) Na bieżąco sprawdzam bohaterów, bo ty czasem tam ciekawe rzeczy wypisujesz co dopiero będą ;)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    6 kwietnia 2011 o 15:54

    No, że inni się nabiorą, to ja wiedziałam, ale że Ty też… no mniejsza o to, okaże się wszystko w następnym rozdziale;) A co do bohaterów, to masz rację, jak będziesz zaglądać, to może jeszcze przed kolejnym rozdziałem się dowiesz, o co chodzi z nową bohaterką;) Pozdrawiam:):)
    Odpowiedz
    ~justilla
    6 kwietnia 2011 o 16:40

    No, ja wierzę, że to jej wina nie jego xD więc mam nadzieję, że dobrze myślę ;P
    Odpowiedz
    ~justilla
    6 kwietnia 2011 o 16:52

    A tak apropo – to nabrałam się na pocałunek czy na gościnność Ruth? xD
    Odpowiedz
    ~Natalia
    6 kwietnia 2011 o 16:58

    Nie ma mowy, nic już nie powiem:-))
    Odpowiedz
    ~justilla
    6 kwietnia 2011 o 19:15

    Oj, nieładnie, nieładnie xD I jeszcze tydzień będę musiała czekać na odkrycie tej tajemnicy…
    ~Natalia
    6 kwietnia 2011 o 22:44

    Podobno czekanie zaostrza apetyt:-D a na mnie czekają kolokwia:/ więc wcześniej nie da rady…

    ~Lyanne Grey
    6 kwietnia 2011 o 16:08

    O jaaaaa… Martin jest widocznie mało asertywny, skoro nie umiał jej odmówić… A może to tylko i wyłącznie jej wina, nie wiem. W życiu się tego nie spodziewałam… świetna notka :)
    Odpowiedz
    ~Kara007
    6 kwietnia 2011 o 16:58

    Ale że Martin?? Łooo…. Coś mi się wydaję, że nasza główna bohaterka nie będzie zbyt przychylnie nastawiona do Dalilii (dobrze odmieniłam? ;)). Amanda ma dość wybuchowy charakter, jeśli chodzi o takiego typu sprawy, a w połączeniu z jej temperamentem?? ;) No nie mogę się doczekać następnej notki. Tego jak opiszesz „wymianę zdań” między ich trójką, a ściślej między Amandą a tą Dalilą, tego jak Martin skruszony będzie tłumaczył się narzeczonej ;) To może być całkiem ciekawe ;) No i w konsekwencji, czy wampirzyca mu wybaczy?? Ps: chyba znalazłam literówkę ;) „Ależ ty jesteś blada, wychudzona… Trzeba cię odkarmić i to porządnie!”Nie powinno tam czasem być dokarmić?? Pozdrawiam i weny ;***
    Odpowiedz

    ~Natalia
    6 kwietnia 2011 o 22:55

    Ja znam formę „odkarmić”, bo dokarmić to dać coś jeść dodatkowo, a odkarmić, jak ktoś jest nie dokarmiony;) ale może się mylę? Bo nie jestem pewna.
    Odpowiedz
    ~Kara007
    7 kwietnia 2011 o 14:08

    Eee tam… Nieważne jak ważne, że wiadomo o co chodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    6 kwietnia 2011 o 16:59

    Bardzo interesujący rozdział. Lubię takie spokojniejsze notki w których za dużo się nie dzieje, ale można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Cieszę się, że Ruth nie przestraszyła się wampirów i zaakceptowała swoją kuzynkę oraz jej przyjaciół. Wreszcie mogli zaznać trochę spokoju. Fajnie zabrzmiały słowa Martina, że są strażnikami dobra :-) Czytałam jak zwykle z przyjemnością. Zafundowałaś czytelnikom świetną ucztę z dozą interesujących informacji na temat kultury żydowskiej. Końcówka rozdziału jak zwykle podniosła poziom adrenaliny. Ten sielski obrazek zakłóciła scena na polanie gdy Amanda zobaczyła swego ukochanego z Dalilą. Zaintrygował mnie ten fragment gdy Martin odezwał się do swojej nowej (?) towarzyszki, a ta mu przerwała. Odniosłam dziwne wrażenie, że oni się już znają i że coś jest miedzy nimi na rzeczy. Czyżby nasz świętoszek oszukiwał Amandę? Mam takie niejasne przeczucie, że coś tu jest nie tak. Biedna Amanda… Mam jednak nadzieję, że moje domysły się nie potwierdzą.Pozdrawiam serdecznie.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    6 kwietnia 2011 o 23:02

    Haha Dalila szybko robi karierę:) Wystąpiła w ostatnim akapicie, a już jest na ustach wszystkich:-):-)
    Odpowiedz

    ~Vivi
    6 kwietnia 2011 o 17:05

    Uhuhu… ale się porobiło. Ciekawe co teraz? Kim jest tajemnicza Dalia? I skąd Martin zna tą wampirzycę? Uh,.,. same pytania, czekam na odpowiedzi. Rozdział boski, czekam na kolejny z niecierpliwością. Pozdrawiam, twoja Vivi{Vampires new Story}
    Odpowiedz
    ~Shinthrae
    6 kwietnia 2011 o 19:48

    Dam głowę, że Martin powie „to nie tak jak myślisz” xD I jeszcze co do rozdziału, napisałaś „martwe zwłoki”. Wydaje mi się, że zwłoki już są martwe i nie trzeba o tym mówić.Dziękuję za dedykację :* Tak, moje sny są bardzo ciekawe :D
    Odpowiedz

    ~Natalia
    6 kwietnia 2011 o 23:05

    Haha:) Powiedzenie facetów, którzy mają coś na sumieniu:):) Kojarzy mi się z filmem „To nie tak jak myślisz, Kotku”:-D A zwłoki faktycznie, dziękuję i zaraz poprawę;)
    Odpowiedz

    ~Lilith Bathory
    6 kwietnia 2011 o 20:05

    Oj oj ale się porobiło. Końcówka mnie, dosłownie, zwaliła z nóg. Wrażenie robią na mnie twoje informacje. Widać, że wkładasz wiele pracy w rozdziały. Izrael musi być piękny. Ciekawe, jak zareaguje Amanda. Pozdrawiam [taikasanoja]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    6 kwietnia 2011 o 23:07

    Też tak myślę, że jest piękny:) I dziękuję za docenienie, staram się dopracowywać rozdziały pod tym względem;)
    Odpowiedz

    ~Susannah
    6 kwietnia 2011 o 21:59

    Yeah! I like it! Nareszcie w domu ;)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    6 kwietnia 2011 o 23:09

    Jak to mówią: „Wszędzie dobrze, ale…” :-)
    Odpowiedz

    ~Domi
    7 kwietnia 2011 o 18:42

    Super; super:) Dopiero zaczęłam czytać i bardzo mnie wciągnęło- jestem w drugiej części…i wkurzam sie na brata, że każe mi zejść z komputera… zajrzyj do mnie jak dasz rady [dalsze-losy-renesmeecullen] lub [escape-the-feeling]

    OdpowiedzUsuń
  3. ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    8 kwietnia 2011 o 15:50

    Ale się porobiło. Podoba mi się, że opisujesz nam Izrael i w gołe używasz wielu ciekawych słów, które wzbogacają Twoją historię. Wiedziałam, że Ruth ich przyjmie, a Martin to jakiś taki…. nie wiem chyba brak mu asertywności. Czekam na jeszcze…… I przy okazji zapraszam na byc-kobietaa.blog.onet.pl ;)
    Odpowiedz
    ~Annie
    8 kwietnia 2011 o 19:07

    Jak zwykle pięknie. Musisz kończyć w takim momencie?! Ciekawe, co na to Amanda… Już nie mogę się doczekać nowe notki. Pozdrawiam. :)
    Odpowiedz
    justilla
    9 kwietnia 2011 o 23:13

    Tak się składało, że każda część Gone wychodziła parę dni przed moimi urodzinami i każdą dostałam od brata na prezent ;) Plagę wydali wcześniej, ale i tak kupiłam. Za ostatnią kasę, ale kupiłam xD Więc, przykro mi, nie mam ich na kompie.
    Odpowiedz
    ~Kara007 i Gulka3
    11 kwietnia 2011 o 16:22

    Dziękujemy za uwagi ;) Poprawione ;) Co do Erika – zabawna groźba ;) Pozdrawiamy ;***
    Odpowiedz
    ~Serina
    12 kwietnia 2011 o 08:23

    Znalazłam chwilkę, żeby skomentować (: Podoba mi się fakt, że wplatasz różne informacje o kulturze izraelskiej. Zmieniając temat, powiem, że ten koniec taki naciągany mi się wydał głównie z tego powodu, że nic nie wiemy o tej… Dalili, a tu ona całuje Martina. To jednak starsze czasy, dlatego też nie sądzę, by jakaś wampirzyca rzucała się od razu całować nieznajomego mężczyznę. Mam nadzieję, że rozwiniesz to i wyjaśnisz w następnym rozdziale. Cóż, dziś krótko, ale jakoś nie mam weny na komentarze, dlatego też Tobie życzę jej dużo, nie tylko na komentarze wszelakie, ale przede wszystkim na opowiadanie ;* Całuję,
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    15 sierpnia 2011 o 00:39

    O mój Boże! Do Martina przyssała się jakaś wampirzyca? xD Trochę im za łatwo poszło z Ruth. Myślałam, że będzie trochę panikować a tu… Nawet się nie sprzeciwiała. A Talitha od razu mnie zauroczyła. :) Ha! Znalazłam błędy! xD A więc we wcześniejszym rozdziale zauważyłam, że postawiłaś przecinek przed „albo”, a to jest błąd. Wychwyciłam także, że Amanda „poczuła ciepło od Martina”. Jak to możliwe, skoro oni są lodowatymi wampirami?! :D Pędzę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń