Rozdział IX - Pojedynek

31.03.2011

   - Karolinko, chodź, pomożesz mi przy obiedzie – powiedziała Amy, zaglądając do pokoju.
   - Eee... teraz?
   - Chodźmy obie – postanowiłam. - Ja będę opowiadać, a ty pomagać.
   - Super! - ucieszyła się dziewczyna. Przeszłyśmy do kuchni, Karolina wzięła się za przyrządzanie sosu, ja zaś kontynuowałam historię mojego życia.


   To były kwestie ułamków sekundy. Wiedziałam, że nie dogonię strzały, nim wbije się w ciało Erika, a mimo to ruszyłam do przodu. Zatrzymałam się w połowie drogi widząc, że bełt wbił się w... prawe ramię Martina, który błyskawicznie znalazł się na linii strzału.
   - Oszalałeś? - Erik złapał go za drugie ramię. - Mogłeś zginąć!
   - Leciała w twoją stronę – odrzekł Martin, wpatrując się w grot, wystający z jego ramienia. - Pomyślałem, że uda mi się ją złapać...
   - Widziałem ją! Uchyliłbym się! - Mój opiekun uspokoił się w jednej chwili i zerknął na Diego, w którego Szoszannah mierzyła z kuszy. Przeczuwałam, że łowca coś kombinuje, ale na razie był uważnie obserwowany. Odwróciłam się i ujrzałam, że Pedro ponownie unosi broń.
   W jednej chwili znalazłam się przy nim, wytrąciłam mu ją z ręki i pchnęłam go na podłogę. Następnie wzięłam jego kuszę i wycelowałam w niego.
   - Chciałeś zabić mojego opiekuna – syknęłam.
   - Podobno nie zabijasz ludzi, więc nie możesz mnie zastrzelić – powiedział łowca, unosząc brwi. Jego błękitne oczy patrzyły na mnie spokojnie.
   - Ona nie może, ale ja tak. - Lily podeszła powoli z wycelowaną w niego bronią. Zerknęłam na nią z niepokojem, ale pojęłam, że go nie zabije. Tylko go straszyła.
   Podeszłam do Martina, który odsłonił ramię i wyraźnie zastanawiał się, jak wyjąć strzałę.
   - Myślałem, że jak jest się wampirem, to nie czuje się bólu – mruknął, łapiąc za bełt.
   - Pomogę ci. - Spojrzałam na długi, gruby grot, tkwiący w ramieniu mojego narzeczonego. Wyglądał jak dobrze wystrugany kołek. Złapałam za niego. - Ból jest naturalny, nawet dla wampirów. Ale rany goją się o wiele szybciej. - Jednym ruchem wyciągnęłam strzałę. Z rany wypłynęło mnóstwo ciemnoczerwonej cieczy. Wyglądała okropnie; postrzępione brzegi i sporo krwi, która jednak nie kusiła ani trochę. Picie krwi innego wampira byłoby jak dla ludzi kanibalizm.
   Oderwałam kawałek swojej sukni i tym prowizorycznym opatrunkiem owinęłam ramię Martina. Następnie uśmiechnęłam się do niego ciepło.
   - Powinno się niedługo zagoić.
   W tejże chwili kolejny grzmot przeszył niebo. Diego zerwał się z podłogi, zręcznie unikając strzału, który posłał za nim Erik, i uderzył w belkę, podtrzymującą zadaszenie. Wszystko zaczęło się walić.
   Próbowaliśmy się ukryć, ale na próżno. Nie było gdzie. Cały dach runął. Skuliłam się i czekałam na zabójcze promienie słońca.
   Otoczyła nas ciemność. Poczułam, jak oblewa mnie mokra ciecz. Z nieba lało jak z cebra. Uświadomiłam sobie nagle, że jest burza i słońca już nie ma.
   I nie będzie aż do świtu.
   Spojrzałam na Erika, Martina i Lily, która uśmiechnęła się do mnie z ulgą. Diego zaklął po hiszpańsku i skoczył w stronę swojej broni. Wtedy doskoczył do niego Erik i kopnął kuszę, która poleciała szerokim łukiem i wpadła do wody. Łowca chwycił za jedną z belek zawalonego dachu kasztelu, Erik zrobił to samo. Zamachnął się, ale mój opiekun błyskawicznie uniknął ciosu. Jednak Diego również był szybki; odskoczył raptownie i zablokował cios Erika.
   Patrzyliśmy na to wszystko, stojąc w bezruchu. Spod gruzów wyszedł Pedro, ale Szoszannah wycelowała w niego swoją kuszą, więc zatrzymał się w miejscu.
   Martin zrobił krok do przodu, by pomóc Erikowi w walce, lecz złapałam go za rękę. Spojrzał na mnie. Pokręciłam głową. Wiedziałam, że mój opiekun sam chce to rozegrać.
   Stali obaj, na deszczu i wydawało się, że Erik ma zdecydowaną przewagę. W końcu był wampirem, był szybki i nie czuł zimna, które z pewnością musiało dokuczać łowcy. Mimo to, Diego był doskonale wyszkolony. Korzystał ze wszystkich swoich zmysłów, wykorzystując je jednocześnie. Ciągle był w ruchu, by zmylić przeciwnika. Nie można było przewidzieć, co zrobi. Jaki ruch wykona. Gdy zamachnął się trzymaną w ręce belką, drgnęłam. Jednak Erik ponownie się uchylił i zablokował uderzenie. Zaczęłam się zastanawiać, ile takich walk już przeżył.
   Łowca skoczył na burtę, doskonale utrzymując równowagę i zamachnął się belką w głowę mojego opiekuna, który odskoczył i po chwili znalazł się naprzeciwko niego. Szybko pojęłam intencje Diego; będąc na tak wąskim podłożu, balansując niby akrobata, nie można było poruszać się tak błyskawicznie. Wyrównywał więc szanse.
   Po naszej lewej stronie był Diego, po prawej Erik. Zaczęli walczyć, atakując i odpierając ciosy. Stali na burcie, poruszając się to w przód, to w tył, a obfity deszcz moczył im ubrania. Obaj ubrani na czarno, obaj mieli ciemne włosy i skupioną uwagę. Jednakże Erik był starszy i z pewnością o wiele bardziej doświadczony. Lepiej widział w ciemnościach i wolniej się męczył. Czułam jego spokój i koncentrację na przeciwniku. Słyszałam bicie swojego serca i szum deszczu, lejącego się strumieniami.
   Wtem rozległ się błysk, a potem kolejny grzmot, już o wiele bliżej. Mój opiekun wykonał trzy szybkie ruchy belką, którą walczył. Najpierw przesunął ją w lewo, jakby chciał go uderzyć, ale gdy łowca przygotował się do odbicia ciosu, przesunął ją w dół i w prawo, a potem podciął mężczyznę, który stracił równowagę i z głośnym pluskiem wpadł do wody.
   - Diego! - Pedro zerwał się i podbiegł do burty. Lily znalazła się obok niego z kuszą w dłoni.
   - Nie ruszaj się, bo wystrzelę. Ostrzegam.
   Podeszłam do burty i wyjrzałam. Diego płynął właśnie do brzegu.
   - Nic mu się nie stało – mruknęłam.
   - Na nas już pora – stwierdził Erik, rzucając belkę.
   - To było coś – powiedziała Lily z podziwem w szarych oczach. Mój opiekun uśmiechnął się do niej, wyciągnął rękę i odgarnął mokry kosmyk włosów z jej twarzy.
   - Szoszannah, popilnuj tego tam. Ja i Amanda pójdziemy po rzeczy. Martin, przygotuj łódź. Jak tam ramię?
   - Lepiej – stwierdził mój narzeczony, dotykając mokrego opatrunku. - Nic mi nie będzie. - Odwrócił się i zaczął wciągać łódź.
   Wróciłam razem z Erikiem do zburzonego w większości kasztelu. Zza jednej ze ścian wyłonił się kapitan. Spojrzał na nas niepewnie. W jego oczach widziałam strach. Mimo to nie ukrył się. W końcu to był jego okręt...
   - To za wyrządzone szkody, bo nie sądzę, żeby łowcy uregulowali rachunki. - Erik podał mu większą sakiewkę, po czym wyciągnął moją skrzynię. W tym momencie zjawił się Martin i wziął trumnę Szoszannah. Przerzuciłam mokre części zadaszenia i wygrzebałam skrzynię mojego opiekuna. Zaniosłam ją i podałam Erikowi. Potem wróciłam po resztę rzeczy.
   Kiedy łódź był gotowa, powoli wycofaliśmy się w jej stronę. Deszcz w końcu przestał padać. Pedro stał przez cały czas przy burcie i patrzył na nas ponuro. Kiedy się odwróciłam, zawołał za mną:
   - Seniorita Amanda!
   - Tak? - Spojrzałam na niego.
   - Nie powinienem tego mówić, ale... ty nie jesteś zła. A on nie spocznie, póki was nie wytropi i nie zabije. Za bardzo go upokorzyliście.
   Wszyscy czworo patrzyliśmy na niego w milczeniu. Lily opuściła i schowała kuszę.
   - Dziękujemy za ostrzeżenie – powiedziałam cicho. - Bywaj zdrów i szczęśliwy przy swojej ukochanej. - Uśmiechnęłam się lekko. Skinął mi głową, kierując wzrok na Martina.
   - I obyście nigdy nie napili się ludzkiej krwi – rzekł. Wolałam zachować dla siebie, że ja już jej kiedyś próbowałam.
   Wsiedliśmy do łodzi, ale zanim ją opuściliśmy, Martin spojrzał na kuszę Pedro, którą trzymał w ręku.
   - Zaraz wrócę – powiedział i wyszedł. Podążyłam za nim, choć domyślałam się, co chce zrobić. Zatrzymałam się więc i obserwowałam ich z daleka.
   Mój narzeczony podszedł do łowcy, aczkolwiek zatrzymał się w bezpiecznej odległości, i położył kuszę na podłodze.
   - Zabijaj z niej tylko złe wampiry, które piją krew niewinnych, łowco.
   - Tak zrobię – odpowiedział mu zdziwiony Pedro. - I... pomyliłem się co do was. Porozmawiam z Diego... chociaż wątpię, by to coś dało. Niemniej jednak, życzę wam powodzenia.
   Martin skinął głową. Kiedy dołączył do mnie, spojrzałam w jego brązowe oczy.
   - Ty nienawidzisz wampirów, prawda? - zapytałam cicho, tak by Szoszannah i Erik, którzy czekali na nas w łodzi, nie usłyszeli.
   Zacisnął usta, milcząc przez chwilę, a jego wzrok prześlizgnął się po statku. W końcu spojrzał na mnie.
   - Dziwisz się? - zapytał cicho. - Wampiry zniszczyły mi życie. Przez nich musiałem wychowywać się z dala od domu. A potem zabili mi matkę... I mnie też zabili.
   - Nas również nienawidzisz? - zapytałam z wyrzutem. - Mnie, Erika, Lily?
   - Wy to co innego. Ty jesteś moją ukochaną, Erik jest dla mnie jak brat, a Lily jak siostra. Poza tym, wy mnie uratowaliście.
   - A gdybyś miał wybór? - Patrzyłam mu prosto w oczy. - I byś nie umierał? Pozostałbyś człowiekiem?
   - Tak – odparł bez wahania. - Przez jakieś kilka lat. Potem i tak pewnie bym się zdecydował... dla ciebie, moja najdroższa. - Delikatnie pogłaskał mnie po policzku. Uśmiechnęłam się.
   - Jesteś teraz wampirem, Martinie – rzekłam łagodnie. - Mnie też trudno było zaakceptować to, czym się stałam. Musisz pogodzić się ze swoją naturą i nauczyć się z tym żyć.
   Westchnął i przytulił mnie.
   - Postaram się. Chodźmy już, czekają na nas.

   Dopłynęliśmy szczęśliwie do brzegu Sycylii. Ten dzień spędziliśmy w starym, niezamieszkałym budynku, który znaleźliśmy po drodze. Nasze rzeczy zostawiliśmy pod opieką dobrze opłaconego człowieka. Następnej nocy rozpoczęliśmy zwiedzanie.
   Sycylia była wówczas pod rządami króla Fryderyk III Prostego z dynastii barcelońskiej. Na wyspie panował wtedy względny pokój, więc nikt nam nie robił szczególnych problemów.
   O zmroku następnego dnia wyszliśmy pozwiedzać. Ja z Martinem poszliśmy w głąb wyspy, zaś Erik i Lily udali się do portu, by dowiedzieć się, kiedy wypływa jakiś statek do Palestyny.
   Sycylia była piękną wyspą. Dwie noce nam zajęło jej zwiedzanie. Byliśmy w Palermo, gdzie mogliśmy zobaczyć pozostałości murów rzymskich i punickiej nekropolii oraz pałac królewski, który w XI wieku na ruinach zamku arabskiego wznieśli Normanie; byliśmy w Syrakuzach, gdzie znajdowały się ruiny teatru i amfiteatru oraz katedry przebudowane z pogańskich świątyń; podobnie w Giardini Naxos, najstarszej miejscowości na Sycylii, a także w Cefalu i Mesynie obejrzeliśmy greckie świątynie, rzymskie ruiny, normańskie kościoły i zamki oraz bizantyjskie i arabskie kopuły. Na koniec udaliśmy się do Taorminy, miasteczka leżącego na stokach wulkanu Etna – największego czynnego wulkan w Europie, nazywanego wówczas Mongibello. Zwiedziliśmy także zabytki Katanii, kolonii znajdującej się na wschodnim wybrzeżu.
   Trzeciej nocy zabraliśmy nasze rzeczy i udaliśmy się do portu w Syrakuzach. Statek miał wypłynąć o świcie, więc załadowaliśmy wszystko, Erik dokładnie sprawdził, czy wśród załogi nie ma nikogo niepowołanego, a następnie wsiedliśmy na duży, handlowy statek. Poprzednie zwierzęta zostawiliśmy na wcześniejszym okręcie, musieliśmy więc zakupić nowe. Ulokowaliśmy je w jednym z osobnych pomieszczeń.
   Kapitan statku wydawał się być rozsądnym, konkretnym człowiekiem. Podał cenę, a gdy mój opiekun zgodził się bez targowania i przedstawił nas jako hrabiostwo, dostaliśmy dwie kajuty. Po wejściu na pokład Martin zaproponował, żebym ja razem z nim zajęła jedną, a Erik i Szoszannah drugą. Osobiście nie miałam nic przeciwko, ale Lily zaprotestowała.
   - To  nie wypada, żeby kobieta i mężczyzna mieszkali ze sobą bez ślubu – stwierdziła stanowczo.
   - Przejmujesz się tym, co pomyślą marynarze? - zdziwił się Erik.
   - Nie chodzi o marynarzy. - Lily gwałtownie pokręciła głową. - Zostałam tak wychowana i... wolałabym się tego trzymać.
   Mój opiekun popatrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami, ale pokiwał głową.
   - W porządku, rozumiem. W takim razie będziesz mieszkać z Amandą.
   Rozumiał? Nie rozumiał. Czułam to wyraźnie. Wiedziałam, że nie doszłoby między nimi do niczego bez wyraźnej zgody i woli Lily, a nawet by jej tego nie zaproponował; darzył ją zbyt wielkim szacunkiem. Ale jeden pokój, dwie trumny? Erik nie widział w tym nic nieprzyzwoitego.
   Nagle przyszło mi na myśl, że to kwestia kultury. Mój opiekun był Grekiem; z tego co mi kiedyś opowiadał, nie było tam ścisłych zasad przyzwoitości. Natomiast Szoszannah kiedyś mi mówiła, że Izraelici kamienowali nierządnice i kobiety podejrzane o cudzołożenie. Miałam nadzieję, że to sobie wyjaśnią i ta kwestia nie wywoła żadnego konfliktu między nimi.
   O świcie wypłynęliśmy. Kiedy następnego wieczora wyszliśmy na pokład, byliśmy już na pełnym morzu.
   Odetchnęłam świeżym, morskim powietrzem. Delikatny wiatr potargał mi ciemne loki. Stałam i po raz kolejny zastanawiałam się, co czeka nas w nowym miejscu. W Izraelu.
   Nie wiedziałam wówczas – nikt z nas nie wiedział – że naszym tropem wyruszył pewien łowca, który za punkt honoru postanowił sobie przebić nam serca.

2 komentarze:

  1. ~Susannah
    31 marca 2011 o 16:05

    Mój bohater :*:*:*
    Odpowiedz

    ~Natalia
    31 marca 2011 o 16:06

    Jesteś szybsza niż SMS:-D
    Odpowiedz

    justilla
    31 marca 2011 o 17:08

    Wow…! Normalnie przestałam oddychać na cały rozdział! :D Ten początek, walka Erika z łowcą, potem trochę historii, no i to zakończenie! Cały rozdział trzyma w napięciu, jak ja bym tak chciała manipulować czytelnikiem ;) Miałam coś jeszcze napisać, ale zapomniałam ;P Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    1 kwietnia 2011 o 12:01

    No nie mów, że Ty tego nie potrafisz:) Twoje rozdziały czyta się z zapartym tchem, zwłaszcza ten o snach Nat i inne:-) Trochę wiary w siebie:-p
    Odpowiedz
    justilla
    1 kwietnia 2011 o 16:07

    No, może czasami u mnie napięcie wzrośnie. Ale u Ciebie tak jest z każdą linijką każdego rozdziału! ;)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    1 kwietnia 2011 o 17:21

    No, chyba przesadzasz. W opisach zabytków też?:-)
    Odpowiedz
    justilla
    2 kwietnia 2011 o 11:06

    A nawet! Bo wtedy dla odmiany zastanawiam się skąd ty bierzesz wiedzę na ten temat. O! To jest właśnie to co zapomniałam, że chcę napisać ;P
    ~Natalia
    2 kwietnia 2011 o 11:47

    Z neta:):) Sama nigdy tam nie byłam, niestety, a już tym bardziej w czasach średniowiecznych:-)

    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    31 marca 2011 o 17:12

    Wspaniale przedstawiłaś scenę walki. Bardzo obrazowo, zresztą to zaleta Twojej powieści, czytając można wszystko sobie wyobrazić. Cieszę się, że udało się im załatwić sprawę z łowcami, szkoda tylko, że Diego pała da nich taką nienawiścią. Rozumiem, że to on udał się za nimi w podróż z zamiarem pozbawienia ich życia. Pewnie namiesza w ich życiu i mam złe przeczucia, że coś się stanie. Czyli teraz udają się do Izraela. Wiesz, miałaś wspaniały pomysł z tymi podróżami po świecie. Przez to powieść robi się naprawdę bardzo interesująca. Ja zawsze czytając przedstawiam sobie wszystko jako film i powiem Ci, że Twoja historia jest bardzo widowiskowa. Już widzę te wspaniałe ujęcia z panoramą odwiedzanych miejsc w tle :-) Rozdział jak zwykle cudowny tylko miałabym mała uwagę – jakbyś mogła zmienić to powtórzenie – jakoś tak niezbyt pasuje aby to samo słowo pojawiło się w dwóch znaczeniach tak blisko siebie – oto ten fragment : „Na Sycylii PANOWAŁ wówczas król Fryderyk III Prosty z dynastii barcelońskiej. Na wyspie PANOWAŁ wtedy względny pokój, więc nikt nam nie robił szczególnych problemów.” Chodzi mi o słowo, które zaznaczyłam wielkimi literami. Może wystarczy napisać: Sycylia była wtedy pod rządami króla Fryderyka III Prostego z dynastii barcelońskiej. Zresztą zrobisz tak jak będziesz chciała. Mam nadzieję, że Cie nie uraziłam tym moim małym spostrzeżeniem. Naprawdę jestem pod wrażeniem i już sama nie wiem jakie pochwały pisać bo mogę tylko wychwalać to co piszesz. Twój talent jest ogromny i cieszę się, że miałam przyjemność Cię poznać (nawet jeśli tylko wirtualnie, w świecie blogosfery). Pozdrawiam
    Odpowiedz

    ~Natalia
    1 kwietnia 2011 o 12:07

    Dziękuję Ci bardzo za uwagę, już poprawiłam:) I cieszę się bardzo, że widzisz to jako film, bo o to mi właśnie chodzi – kiedy piszę, widzę to, co opisuję przed oczami i to właśnie chcę zaprezentować czytelnikom:):)
    Odpowiedz

    ~Annie
    31 marca 2011 o 17:24

    Jak zwykle piękny rozdział… ;) Podobało mi się, jak ukazałaś scenę walki…tak obrazowo ;D Czekam na nexta!!! ;p
    Odpowiedz

    ~Natalia
    1 kwietnia 2011 o 12:08

    Jak zwykle? Czyli od jak dawna czytasz? Bo komentujesz dopiero drugi raz:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Vivi
    31 marca 2011 o 17:45

    Ojej bardzo dziękuję za dedykację, jest mi niezmiernie miło :*:*:* Rozdział bardzo mi się podobał, zarówno cześć pierwsza: pojedynek Erika z Diego jaki i druga podróż po Sycylii. Jestem bardzo ciekawa jakże też wyglądała Sycylia w tamtych czasach naprawdę, ale wędrówka i zabytki- Super!Amanda to ma przygody, jak nie łowcy na pokładzie to … „za” pokładem. Czekam z niecierpliwością na kolejny wpis i jeszcze raz dziękuję za dedykację i pozdrowienia.Buziaczki, Twoja Vivi
    Odpowiedz

    ~Natalia
    1 kwietnia 2011 o 12:11

    Nie mam pojecia, jak Sycylia wyglądała naprawdę w tamtych czasach, wszystko wzięłam z internetu, mam nadzieję, że nie palnęłam jakiejś gafy;)
    Odpowiedz

    ~Lyanne Grey
    31 marca 2011 o 17:48

    Nie no, po prostu… WoW! Jestem pod wrażeniem. Ciekawe zakończenie… o łowcy. Czekam na NN :)
    Odpowiedz
    ~Kara007
    31 marca 2011 o 19:35

    Ach ten Martin ;) Bądź co bądź to wszystko dobrze się skończyło ;) Najbardziej spodobała mi się sytuacja z kajutami. Bardzo zabawne ;) Te dwie kultury chyba niezbyt się ze sobą zgadzają ;) (w sensie Erika i Lily). Ale jak na porządnego człowieka, mężczyznę przystało, Erik ustąpił ;) Uwielbiam go ;p (wyrwało mi się xD) Co do łowcy. Jestem ciekawa jak to się skończy?? Może zmieni zdanie, jak, np. któryś z głównych bohaterów uratuje mu życie?? Wtedy zrozumie, że istnieją też dobre wampiry ;) No cóż, zobaczymy ;) (te moje przypuszczenia czasem mnie rozbrajają ;)). Pozdrawiam ;****
    Odpowiedz

    ~Natalia
    1 kwietnia 2011 o 12:12

    Ciekawy pomysł:-) I dość przewidywalny:p
    Odpowiedz

    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    1 kwietnia 2011 o 07:40

    Dobrze, że była ta burza.Bo inaczej to nawet nie chce myśleć, co by się stało. Walka Erika z łowcą była też bardzo emocjonująca. Zresztą zakończenie też. Co czeka ich na nowym lądzie? Już Ty na pewno wymyślisz coś co nas zaskoczy.Nie wiem, czy chcesz żebym Cie informowała o notkach na moim nowym blogu. Jeśli tak to na byc-kobietaa jest coś nowego ;)
    Odpowiedz
    ~Lilith Bathory
    1 kwietnia 2011 o 15:41

    Uff… No to kamień z serca. Pojedynek opisałaś fenomenalnie. W ogóle całość to dopracowana perełka sztuki. Te opisy historyczne… Widać, że włożyłaś w to wiele pracy. Jednocześnie było ciekawie i emocjonująco. I ta końcówka o łowcy… Arcydzieło. Pozdrawiam [taikasanoja]
    Odpowiedz
    ~Shinthrae
    2 kwietnia 2011 o 10:42

    Ah, uwielbiam pojedynki :DI nie wiem dlaczego śniło mi się, że u nas w szkole sprzedają książki „Gorąca Krew” i na okładce jest nagłówek twojego bloga :P Chciałam kupić, ale kolega ukradł mi 8 groszy.. długa historia xDNatchnęłaś mnie teraz do pisania. Ale nie historii, którą mam na blogu, tylko coś innego. Chociaż żeby to pisać, siedzę z nosem w Wikipedii ;] Obecnie w heraldyce.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    2 kwietnia 2011 o 11:48

    Ojej, poważnie?:-) A Twoje sny czasem się spełniają?:):) To pisz, pisz, bo jestem ciekawa;p
    Odpowiedz

    ~Lyanne Grey
    2 kwietnia 2011 o 15:19

    Ei! Jakim cudem mnie się też śniła Gorąca Krew jako książka?! To było parę tygodni temu, ale pamiętam to xD Ciekawe, jak to się stało xD
    Odpowiedz

    ~Natalia
    2 kwietnia 2011 o 16:03

    A jakim cudem Wam się śni Gorąca krew, a mi nie?:/ Ostatnio śniły mi się tylko złe wampiry:/ goniły mnie, ale im uciekłam:-)
    Odpowiedz

    justilla
    5 kwietnia 2011 o 15:31

    Niestety, nie wiem jak mail ma onet, jak się skontaktować. Ja to dla odmiany wczoraj wcale na moją poczte wejść nie mogłam, a co zaloguję się na blog, to wyrzuca mnie na stronę pomocy i muszę wracać z powrotem na blog i dopiero jestem zalogowana. Onet ma trzaski coraz większe. Spróbuj wkleić rozdział do notatnika i dopiero na blog. A jak dalej się nie uda… To czekamy aż onet znowu znormalnieje.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    15 sierpnia 2011 o 00:34

    No, no, Erik umie nieźle walczyć. :) Wyszło na to, że Pedro jest w porządku. Za to Diego (lubię to imię) kiedyś się na nich zemści. Barwnie opisałaś pojedynek Erika i Diego. „Nierządnice”? Fajne słówko. xD Doceniam Szoszo za jej kulturę. Widać, że ma swoje zasady. Nierządnicą można nazwać Amandę. xD < śmiech>

    OdpowiedzUsuń