Rozdział VIII - Przez wieki

14.04.2012

   Przerwał nam dźwięk komórki Karoliny. Wyszła odebrać, a kiedy wróciła, spojrzała na mnie w zamyśleniu.
   - Wiesz, przypomniałam sobie chomika, którego kiedyś miałam. Jak umarł, to też mi było przykro, więc doskonale rozumiem Lily. - Usiadła obok mnie. - Ale Atalef przeżył, prawda?
   - A jak myślisz, skarbie?
   Stanowczo pokiwała głową.
   - Myślę, że tak. Mam taką nadzieję. Bardzo go polubiłam.
   - Ja też bardzo go polubiłam, Karolinko.


   Początkowo nic się nie działo. Atalef leżał nieruchomo, a jego serce biło coraz słabiej. Kilka sekund później zaczęło się.
   Najpierw wzleciał gwałtownie w górę z głośnym piskiem, następnie upadł na ziemię i miotał się bezradnie, uderzając skrzydłami o ziemię. Trwało to zaledwie parę sekund, ale nigdy nie zapomnę tego widoku. Ten przerażony pisk pełen bólu i bezradności. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, Atalef umilkł i znieruchomiał.
   Szoszannah natychmiast znalazła się przy nim i wzięła go na ręce, nie przestając płakać. Wszyscy słyszeliśmy, jak jego serce przestaje bić. Nie udało się?
   Wtem znów usłyszeliśmy serce nietoperza. Biło powoli, ale rytmicznie. Otoczyliśmy Lily i obserwowaliśmy, jak Atalef powoli otwiera oczy i porusza skrzydłami. Wyglądał... normalnie. Tak samo, jak przedtem, tylko o wiele zdrowiej. Wzbił się w powietrze i przez chwilę latał nad naszymi głowami.
   - A jednak się udało – szepnęłam.
   - Uratowałeś go, Jahmes! Dziękuję. - Lily uściskała Egipcjanina, potem posłała triumfujące spojrzenie mężowi, który wytarł krew z jej twarzy, po czym wstała.
   - Cała przyjemność po mojej stronie – odparł Jahmes, również wstając. Już po chwili wszyscy staliśmy i obserwowaliśmy poczynania nietoperza.
   - Tak właściwie to on umarł – odezwał się Martin – a potem ożył. Jak wampir. Dzięki twojej krwi. Więc stałeś się jego... tak jakby... opiekunem? - Zerknął na Egipcjanina.
   - Nie, skąd – zaprzeczył mężczyzna, kręcąc głową. - Nie słyszę jego myśli i nie czuję żadnej więzi. To zupełnie co innego.
   - Może to dlatego, że zwierzęta nie mają duszy – stwierdziłam.
   - Mniejsza o to, w każdym razie wszystko się dobrze skończyło – powiedział Juan, podchodząc i obejmując Ianirę, która spojrzała na niego niechętnie, najwyraźniej mając mu za złe, że opowiedział się po przeciwnej stronie. - Przynajmniej dopóki Atalef nie zapragnie ludzkiej krwi – dodał po chwili.

   Atalef, wbrew naszym obawom, nie zaczął zabijać ani gryźć przypadkowych ludzi. Nie wiedzieliśmy dokładnie, na co polował, ale czasem wracał ubrudzony krwią. Przy nas był jednak spokojny. Nie było w nim tej agresji, która mu groziła. Nie doszły do nas żadne niepokojące wieści o ludziach zabijanych przez szalonego nietoperza. Wtedy jeszcze nie dostrzegaliśmy tak wyraźnie zmiany, która w nim zaszła. Może z wyjątkiem trzech rzeczy. Pierwsza była taka, że zwykle latał za Szoszannah; teraz, kiedy Lily i Jahmes byli osobno, wydawał się zdezorientowany. Podążał czasem za nim, innym razem za nią. Dopiero gdy oboje byli w jego zasięgu, odzyskiwał spokój.
   Druga sprawa to zwiększona bystrość umysłu, którą zaczął przejawiać. Zawsze był mądry – jak na nietoperza – i potrafił wyczuć nasze nastroje, ale teraz zachowywał się, jakby nam się przysłuchiwał. Szczególnie, gdy mówiliśmy o nim. Czasem miałam wrażenie, że wszystko rozumie. Kiedy spytałam o to Erika, przyznał mi rację.
   „Nie wiemy, jak wpłynęła na niego wampirza krew. Może zwiększyła jego inteligencję. To niewykluczone.”
   Trzecią kwestią było jego zachowanie o świcie. Chował się do trumny Szoszannah albo zwisał głową w dół i zasypiał, a w dzień nigdy nie wyleciał z cienia, dopóki ostatnie promienie słońca nie zniknęły za horyzontem.
Jakkolwiek by nie było, eksperyment się udał. Atalef żył i to nie tylko dwa razy dłużej. W ogóle nie wyglądało na to, by kiedyś miał umrzeć. Wręcz przeciwnie. Podejrzewałam, że stał się nieśmiertelny, przynajmniej dopóki żył Jahmes. Ponieważ nigdy wcześniej nie słyszeliśmy o takim przypadku – z wyjątkiem wspomnianego wcześniej szalonego nietoperza, który zginął – nasz Atalef był jedyny w swoim rodzaju.

   Kolejne lata mijały nam spokojnie. Powoli wpadliśmy w swój własny rytm życia. Piętnasty wiek przeminął błyskawicznie, stanęliśmy u progu kolejnego stulecia. Był to czas spokoju, a codzienność mijała nam na zabawach, balach, polowaniach, rozmowach. Był to jeden z najszczęśliwszych okresów w moim życiu. Pokochałam Grecję. Jej zachwycający krajobraz, rozległe jeziora, góry, przyjemne noce i to poczucie, że nic mi tu nie grozi. Chociaż Francja była moją ojczyzną, to tutaj czułam się jak w domu. Tak, jakbym odnalazła tu jakąś cząstkę siebie, wróciła po przebytej podróży; czułam tutaj dziwną więź, której nie potrafiłam wyjaśnić. Pomyślałam wtedy, że przejmuję po prostu uczucia Erika, bo on się tu urodził i wychował, to była ziemia jego przodków.
   Mijały lata, dom przesycony był zapachem róż – w końcu Juan obiecał Ianirze przynosić je codziennie i wytrwale dotrzymywał obietnicy; mimo upływu czasu wciąż mieszkaliśmy w tym samym miejscu, gdyż posiadłość Juana położona była daleko od siedzib ludzkich. Właściwie nie utrzymywaliśmy z nimi żadnych kontaktów. W dzień dom stał pusty i wyglądał na opuszczony, a w nocy, gdy wyczuliśmy, że zbliżają się ludzie, natychmiast się kryliśmy. W ten sposób uniknęliśmy przenoszenia się z miejsca na miejsce. Czasem ciekawscy ludzie albo dzieci próbowali się włamać do domu, ale mieliśmy zbyt wiele zabezpieczeń. Doszły do nas wieści, że dom został uznany za siedzibę demonów i rzadko kiedy ktoś się tutaj zapuszczał, szczególnie w nocy.
   Czasami docierały do nas wieści z kraju i ze świata. Grecja, pod panowaniem dynastii Paleologów, powoli zaczynała uginać się pod wpływem Turków. Kiedy w tysiąc czterysta pięćdziesiątym trzecim roku ostatni Paleolog, Konstantyn XI Dragazes, zginął w boju, ziemie greckie weszły w skład państwa osmańskiego. Jednak sułtan przyznał Grekom mieszkającym na tych terenach prawo do autonomii w ramach imperium, dzięki czemu państwo nie było nękane przez zaborcę.
   Na świecie natomiast królowało odrodzenie. W tym samym roku – tysiąc czterysta pięćdziesiątym trzecim – skończyła się wojna stuletnia, a pod koniec szesnastego wieku dowiedzieliśmy się, że odkryty został nowy kontynent, opisany przez niejakiego Amerigo Vespucci, a odkryty przez Kolumba w tysiąc czterysta dziewięćdziesiątym drugim roku. Wtedy powstała myśl o poznaniu nowego lądu.
   Nie tylko ludzie byli odkrywcami. Znajomy Juana, zapalony podróżnik, dotarł do owej Ameryki i kiedy w tysiąc sześćset dziewiętnastym roku przybył do Grecji, wszyscy uważnie słuchaliśmy jego opowieści. O ludziach innej rasy, z wymalowanymi na czerwono twarzami, biegających prawie nago i żyjących w zgodzie z naturą. To Jahmes pierwszy rzucił pomysł, by tam popłynąć. Szoszannah poparła ten pomysł. Zdaliśmy sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie byliśmy tak długo w jednym miejscu. A nowy kontynent kusił.
   Martin poparł ten pomysł. Ianira i Juan też chcieli poznać nowy kawałek lądu. Jedynie ja i Erik nie byliśmy przekonani. Mój opiekun, początkowo dość sceptycznie nastawiony do podróży do Grecji, tutaj rozpoczął nowy etap w życiu, pożegnał stary. A ja, cóż... kochałam Grecję. I najchętniej zostałabym tu już na zawsze. Ale z drugiej strony, czemu by nie wyjechać na jakiś czas do Ameryki?
   W ten sposób decyzja zapadła i wyruszyliśmy na nowy kontynent. Ale nie wszyscy. Początkowo mieliśmy popłynąć w siedmioro. Lecz jakiś tydzień przed podróżą przyszła wiadomość z Hiszpanii do Juana.
   - Nie jadę do Ameryki – oznajmił nam po przeczytaniu listu.
   - Ale jak to? Dlaczego? - Spojrzałam na niego, kręcąc głową. Siedziałam na kolanach mojego ukochanego, obok Szoszannah oparta o Erika, który obejmował ją lekko, opierając policzek o jej włosy. Jahmes i Ianira wymieniali uwagi o jakiejś książce, ale na słowa Juana wszyscy zamilkliśmy.
   - Jose, mój przyjaciel, mnie potrzebuje. Nie wiem, co się dzieje, ale muszę wracać do Hiszpanii. - Zerknął pytająco na Ianirę. Skinęła głową.
   - Gdzie ty, tam i ja, mon coeur.
   Uśmiechnął się szeroko.
   - Kiedy już mu pomożemy, dołączymy do was – zwrócił się do Erika.
   - Znajdziecie nas – powiedział mój opiekun.
   Nie chciałam, żebyśmy się rozdzielali, ale skoro Juan nie mógł płynąć z nami, oczywiste było, że Ianira podąży za swoim ukochanym. Zapytała też Jahmesa, czy nie chciałby pojechać z nimi. Mimo że wciąż przekomarzali się z Hiszpanem, miałam wrażenie, że mimo wszystko się lubią. Lecz Egipcjanin musiał odmówić.
   - Atalef poleciałby za mną.
   Miał rację i wszyscy to wiedzieliśmy. Gdyby nasz nietoperz musiał wybierać, krew wybrałaby za niego. Nadal większość czasu spędzał z Lily, ale nie mógł zostawić Jahmesa.
   Następnego dnia Juan i Ianira odpłynęli do Hiszpanii. Pożegnanie było długie i dość łzawe. Wszystkie trzy płakałyśmy. Martin, Jahmes i Erik wyściskali Ianirę.
   - Trzymaj się, wiewióreczko i jego też trzymaj, jak najkrócej.
   Juan parsknął, ale wyszczerzył zęby w uśmiechu.
   - Opiekuj się nią – zwrócił się do niego Egipcjanin.
   - Możesz być pewien – odparł poważnie Juan, wyciągając rękę w jego stronę. Jahmes podał mu dłoń i uśmiechnął się półgębkiem.
   - Do zobaczenia.
   Potem Juan pożegnał się z Erikiem, a na koniec podał też rękę Martinowi.
   - Cóż... widać nie jesteś taki najgorszy, skoro nasza cymofanowooka wampirzyca tak cię kocha – stwierdził.
   - Jeśli to miał być komplement, to coś ci nie wyszedł – zauważył Martin, przewracając oczami, ale podał mu dłoń. Wiedziałam, że już dawno temu znikła gdzieś niechęć między nimi. Co prawda przyjaciółmi nie zostali i nie wyobrażałam sobie, żeby kiedykolwiek miało do tego dojść, aczkolwiek nie można mieszkać tyle czasu pod jednym dachem i pałać do siebie niechęcią.
   Mimo wszystko pożegnania zawsze są pełne smutku. Długo przytulałam Ianirę, moją przyjaciółkę. Pełną humoru, dobrą, lojalną, wierną i bystrą. Czułam, że jeszcze się spotkamy. Skoro co jakiś czas wpadałam na Juana, to może teraz będę wpadać na nich oboje?
   Zielonookiemu wampirowi nakazałam dbać o Ianirę i nie ustawać w przynoszeniu róż. Złapał mnie w pasie i obrócił się ze mną w wampirzym tempie. Przytuliłam się do niego. To, że nie kochałam go na tyle mocno, by z nim być, nie znaczy, że w ogóle go nie kochałam. Był moim przyjacielem i tak było idealnie. Dobrze, że spotkał Ianirę. Miałam pewność, że będą szczęśliwi.

   Do Ameryki ruszyliśmy w tysiąc sześćset dwudziestym roku. Podróż była dość długa, dlatego tuż przed nią wszyscy się posililiśmy. Po drodze zatrzymaliśmy się we Włoszech, ale nie mogliśmy zejść na ląd, ponieważ był dzień, o zmroku zaś ruszyliśmy dalej.
   Zabraliśmy na statek sporo zwierząt, którymi żywiliśmy się ja i Martin. Pozostali musieli wytrzymać do czasu, gdy dotrzemy na miejsce. Ponieważ podróż zajęła niecałe trzy tygodnie, nie było z tym większego problemu.
   Płynęliśmy dużym szybkim galeonem, razem z zapalonymi i żądnymi przygód marynarzami, którzy zaciągnęli się głównie po to, by zobaczyć nowy świat, jak mówiono o Ameryce. Dostaliśmy trzy kajuty, w których w dzień zamykaliśmy się dokładnie, wychodząc po zachodzie słońca. Nikt nie zwracał na to szczególnej uwagi; podejrzewałam, że Erik sporo zapłacił kapitanowi, bo traktował nas jak wyjątkowych pasażerów, a przecież powiedzenie o kobietach na statku przynoszących pecha wciąż było jak najbardziej aktualne wśród marynarzy.
   Noce spędzaliśmy na pokładzie, wpatrując się w morze i wyglądając lądu. Kiedy minęliśmy Portugalię, przed nami była już tylko morska toń.

   Pierwsze, co ujrzeliśmy na horyzoncie, to długa plaża z bujną zieloną roślinnością. Kawałek od niej stał zacumowany statek. Oczywiste było, że dalej będziemy musieli popłynąć łodzią, by nie osiąść na mieliźnie.
   Erik obliczył, że na miejsce dotrzemy jeszcze przed świtem, co było bardzo korzystne w naszej sytuacji. Staliśmy i wpatrywaliśmy się w powoli zbliżający się brzeg. Nie było żadnego portu, nie został jeszcze wybudowany. Kiedy dotarliśmy na miejsce, gdzie marynarze zarzucili kotwicę, wypuszczono kilka łodzi. Weszliśmy do jednej z nich, podano do niej nasze rzeczy i już po chwili dwóch marynarzy wiosłowało w stronę brzegu.
   Pierwszy wyszedł Erik, podał rękę żonie, potem mnie i wtedy wyszłam z łodzi, a za mną Martin i Jahmes. Rozejrzałam się wokoło i uśmiechnęłam szeroko. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim widokiem. Afryka, Azja czy Grecja – tutaj było zupełnie inaczej. Na początku nie byłam pewna, na czym polega różnica, ale po chwili zrozumiałam. Tu po prostu królowała niezmącona jeszcze cywilizacją natura.
   Tu był nowy ląd, nowy świat. Tu była Ameryka.

5 komentarzy:

  1. ~Susannah
    15 kwietnia 2012 o 00:31

    Fatalnie, że Ameryka. FATALNIE
    Odpowiedz

    ~Natalia
    15 kwietnia 2012 o 13:02

    O, nie lubisz Ameryki?:-P
    Odpowiedz
    ~Susannah
    16 kwietnia 2012 o 00:46

    Dobrze wiesz, że nie. I dobrze wiesz dlaczego!!!
    Odpowiedz
    ~Natalia
    16 kwietnia 2012 o 01:31

    Ej, nie krzycz na mnie:-(
    Odpowiedz
    ~Susannah
    17 kwietnia 2012 o 23:58

    Bo sobie zasłużyłaś! Zobaczysz, wszyscy będą na Ciebie swojego czasu krzyczeć!!!
    ~Natalia
    18 kwietnia 2012 o 18:44

    To skasuję bloga, o!!!:p
    ~Susannah
    21 kwietnia 2012 o 20:31

    Nie skasujesz. Obie to wiemy. To by było za łatwe
    ~Natalia
    22 kwietnia 2012 o 17:24

    Nie prowokuj mnie:p To że skasuję, nie znaczy, że przestanę pisać:p

    ~Dominika
    15 kwietnia 2012 o 12:23

    Nareszcie jest Ameryka. Szkoda, że Ianira i Juan musieli opuścić naszych poszukiwaczy przygód, ale pewnie niedługo wrócą. :p Jestem ciekawa gdzie oni się schowają przed słońcem. :-P Przecież nie postawią trumien na plaży. :p Długo oni będą w Ameryce? Mam nadzieję, że nie tak długo jak w Grecji, wolę jak oni podróżują, wtedy poznają dużo ciekawych osób. Może Jahmes znajdzie tą jedyną w Ameryce? Chociaż wątpię. :p Jednak Atalef nie zwariował. To dobrze.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    15 kwietnia 2012 o 13:09

    Nie będą aż tak długo. Myślisz, że w 1620 roku Ameryka była bezludną wyspą???:-P
    Odpowiedz
    ~Dominika
    15 kwietnia 2012 o 14:52

    To dobrze. Wieki mi się pomyliły, ale nie będzie tam tak jak w Grecji. :-P
    Odpowiedz
    ~Natalia
    15 kwietnia 2012 o 22:06

    Nigdzie nie będzie tak, jak w Grecji:p
    Odpowiedz
    ~Dominika
    16 kwietnia 2012 o 15:18

    No i dobrze! Grecja jest jedyna w swoim rodzaju, bo przecież urodził się tam Erik.:-P
    ~Natalia
    16 kwietnia 2012 o 18:40

    Też:-P
    ~Dominika
    16 kwietnia 2012 o 18:46

    A wrócą jeszcze do Grecji?
    ~Natalia
    16 kwietnia 2012 o 21:33

    Nie mam pojęcia:p
    ~Dominika
    17 kwietnia 2012 o 20:41

    Czyli jest szansa?
    ~Natalia
    18 kwietnia 2012 o 20:14

    Nie wiem:p

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Iara
    15 kwietnia 2012 o 12:34

    Krótko, bo jestem nie wyspana, pada deszcz i już mi tęskno za Atalefkiem.Szybko minęło to stulecie, nie ma co…Ten motyw z domem demonów nie do końca mi się podobał. To znaczy niby fajne, ale zaraz to sobie wyobraziłam…Żeby ludzie tak myśleli ten dom musiał wyglądać na ruderę… bez powodu domy nie stoją długo opuszczone, ktoś chciałby go kupić, musiał być zniszczony, jeśli nikt nie miał takich planów, a że mieszkają tam demony… no ta widzę teraz jakiś ponury, ciemny i rozpadający się dwór… niesamowicie klimatycznie, zwiedziłabym taki… ale mieszkać tam?I za Jahmesem też tęsknię, ale ja chociaż będę wiedziała co u niego xD
    Odpowiedz

    ~Natalia
    15 kwietnia 2012 o 13:17

    > Krótko, bo jestem nie wyspana, pada deszcz i już mi tęskno> za Atalefkiem.> Szybko minęło to stulecie, nie ma co…Jak ten czas szybko mija:p> Ten motyw z domem demonów nie do końca mi się podobał. To> znaczy niby fajne, ale zaraz to sobie wyobraziłam…Żeby> ludzie tak myśleli ten dom musiał wyglądać na ruderę…> bez powodu domy nie stoją długo opuszczone, ktoś chciałby> go kupić, musiał być zniszczony, jeśli nikt nie miał> takich planów, a że mieszkają tam demony… no ta widzę> teraz jakiś ponury, ciemny i rozpadający się dwór…> niesamowicie klimatycznie, zwiedziłabym taki… ale> mieszkać tam?Z zewnątrz tak wyglądał, musieli coś zrobić, żeby nikt się nie czepiał:p Na początku wyglądał normalnie, ale zobacz, ile lat minęło…> I za Jahmesem też tęsknię, ale ja chociaż będę wiedziała> co u niego xDBędziecie dzwonić?:-P
    Odpowiedz
    ~Iara
    15 kwietnia 2012 o 13:29

    > > Krótko, bo jestem nie wyspana, pada deszcz i już mi> > tęskno> > za Atalefkiem.> > Szybko minęło to stulecie, nie ma co…> Jak ten czas szybko mija:p> > Ten motyw z domem demonów nie do końca mi się podobał.> > To> > znaczy niby fajne, ale zaraz to sobie> > wyobraziłam…Żeby> > ludzie tak myśleli ten dom musiał wyglądać na ruderę…> > bez powodu domy nie stoją długo opuszczone, ktoś> > chciałby> > go kupić, musiał być zniszczony, jeśli nikt nie miał> > takich planów, a że mieszkają tam demony… no ta widzę> > teraz jakiś ponury, ciemny i rozpadający się dwór…> > niesamowicie klimatycznie, zwiedziłabym taki… ale> > mieszkać tam?> Z zewnątrz tak wyglądał, musieli coś zrobić, żeby nikt się> nie czepiał:p Na początku wyglądał normalnie, ale zobacz,> ile lat minęło…Ale to aż nieprzyjemnie…> > I za Jahmesem też tęsknię, ale ja chociaż będę> > wiedziała> > co u niego xD> Będziecie dzwonić?:-PTak, dzwoneczkiem xD
    Odpowiedz
    ~Natalia
    15 kwietnia 2012 o 13:41

    > > > Ten motyw z domem demonów nie do końca mi się> > > podobał.> > > To> > > znaczy niby fajne, ale zaraz to sobie> > > wyobraziłam…Żeby> > > ludzie tak myśleli ten dom musiał wyglądać na> > > ruderę…> > > bez powodu domy nie stoją długo opuszczone, ktoś> > > chciałby> > > go kupić, musiał być zniszczony, jeśli nikt nie miał> > > takich planów, a że mieszkają tam demony… no ta> > > widzę> > > teraz jakiś ponury, ciemny i rozpadający się dwór…> > > niesamowicie klimatycznie, zwiedziłabym taki… ale> > > mieszkać tam?> > Z zewnątrz tak wyglądał, musieli coś zrobić, żeby nikt> > się> > nie czepiał:p Na początku wyglądał normalnie, ale> > zobacz,> > ile lat minęło…> Ale to aż nieprzyjemnie…A spanie w trumnie to przyjemne?:p> > > I za Jahmesem też tęsknię, ale ja chociaż będę> > > wiedziała> > > co u niego xD> > Będziecie dzwonić?:-P> Tak, dzwoneczkiem xDUsłyszy?:-P

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Kara007
    15 kwietnia 2012 o 14:07

    Onet wariuje!! Mam nadzieję, że tym razem wstawię komentarz…. Co prawda, ze znaczkami (bo wklejony z worda), ale nie mam już siły na pisanie go od nowa….!Widzę, że znów przyspieszasz z czasem ;) Jestem ciekawa jak im tam będzie, zważywszy na to, że Ameryka tamtymi czasy nie była zbyt spokojna. Wpływ wywierany przez Anglię, bunt ludów zamieszkałych na nowym lądzie, wojna domowa… Będzie ciekawie ;p Jednak między Jahmesem a nietoperzem jest jakaś więź. Nie taka jak pomiędzy opiekunem a podopieczną, ale zawsze jakaś. To wygląda jakby Jahmes swoją krwią go zdominował. Jednak mimo to nietoperz nie zapomniał kim jest dla niego Lily. Teraz są już na siebie skazani ;D Jahmes i Lily (powiedzmy, że się cieszę…). Dobrze że nie zwariował i nie zaczął zabijać ludzi jak oszalały… Mam nadzieję, że Juan i Ianira dołączą do nich szybko. Bez nich nie będzie już tak samo. Pozdrawiam ;***
    Odpowiedz

    ~Kara007
    15 kwietnia 2012 o 14:08

    Eureka!! Wstawiło! Dwa razy… ;/ Ale bez znaczków ;D
    Odpowiedz
    ~Natalia
    15 kwietnia 2012 o 22:16

    > Onet wariuje!! Mam nadzieję, że tym razem wstawię> komentarz…. Co prawda, ze znaczkami (bo wklejony z> worda), ale nie mam już siły na pisanie go od nowa….!Wariuje i to strasznie, czasem mam ochotę rzucić to wszystko, bo ileż razy można wstawiać to samo!!!:/> Widzę, że znów przyspieszasz z czasem ;) Jestem ciekawa> jak im tam będzie, zważywszy na to, że Ameryka tamtymi> czasy nie była zbyt spokojna. Wpływ wywierany przez> Anglię, bunt ludów zamieszkałych na nowym lądzie, wojna> domowa… Będzie ciekawie ;pPóki co Ameryka w tym czasie to głównie Indianie;)> Jednak między Jahmesem a nietoperzem jest jakaś więź. Nie> taka jak pomiędzy opiekunem a podopieczną, ale zawsze> jakaś. To wygląda jakby Jahmes swoją krwią go zdominował.> Jednak mimo to nietoperz nie zapomniał kim jest dla niego> Lily. Teraz są już na siebie skazani ;D Jahmes i Lily> (powiedzmy, że się cieszę…). Dobrze że nie zwariował i> nie zaczął zabijać ludzi jak oszalały…Oszaleć nie oszalał:p> Mam nadzieję, że Juan i Ianira dołączą do nich szybko. Bez> nich nie będzie już tak samo.> Pozdrawiam ;***Juan i Ianira jeszcze będą, ale nie tak szybko.
    Odpowiedz

    ~Prithika
    15 kwietnia 2012 o 14:30

    bardzo się cieszę, że wreszcie udali sie do Ameryki. W Twojej powieści bardzo podoba mi się to, że pokazujesz świat poprzez stulecia, nawiązujac do historii i otwierając przed czytelnikami okno na cały świat. Dzięki temu możemy poznać jak on się zmieniał na przestrzeni wieków. Twoja powieśc jest pod tym względem wyjątkowa. Motyw z nietoperzem niezwykły. Teraz jest on jakby łacznikiem pomiędzy tym dwojgiem – coś czuję, że oni będą razem :-)Zapraszam do mnie na http://pisanedlasiebie.blog.onet.pl – powiadomiłam Cię na gg, ale pewnie przeoczyłaś.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    15 kwietnia 2012 o 22:30

    Staram się umieścić całą powieść w czasie, dlatego dodaję różne szczegóły, w przyszłych rozdziałach będzie sporo o Indianach;) Jak to wymyślałam to uwielbiałam oglądać o nich filmy:)
    Odpowiedz

    Justilla
    15 kwietnia 2012 o 14:32

    Boże święty, wyświetliło się pole komentarza! Po ok. 50 odświeżeniu strony straciłam rachubę…rządnymi przygód marynarzami – rządnymi, naprawdę? ;)Ale lecisz z czasem! No, i nowy kontynent, ciekawie. I cieszę się, że z Atalefem wszystko dobrze się skończyło. W sumie dzięki temu Jahmes nas nie opuścił. A Juan, jak to Juan, na pewno jeszcze wróci ze swoją Ianirą. On zawsze wraca ;)PS. Zapraszam na nn.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    15 kwietnia 2012 o 23:03

    > A Juan, jak to> Juan, na pewno jeszcze wróci ze swoją Ianirą. On zawsze> wraca ;)Jak gołąb pocztowy:-P
    Odpowiedz
    ~Justilla
    15 kwietnia 2012 o 23:20

    Oby tego nie usłyszał, bo się obrazi i nie wróci ;P
    Odpowiedz
    ~Natalia
    16 kwietnia 2012 o 18:45

    Nie obrazi się, bo Ianira na pewno lubi gołębie;P

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Iara
    16 kwietnia 2012 o 15:40

    Ale popraw tych rządnych w końcu xD Ż ma być, kochana xDPrzyznam szczerze, że jak czytałam pierwszy raz to tego nie zauważyłam xD
    Odpowiedz
    ~Natalia
    16 kwietnia 2012 o 18:42

    Poprawiałam! Ale onet uparł się na rz i nie pozwala:/
    Odpowiedz

    ~Laura 33
    15 kwietnia 2012 o 22:01

    Dobrze Atalef nie gryzie ludzi. Moźliwe ,że Lily iJahmes będą razem ,a Eric będzie z Amandą :) trochę poniosła mnie fantazja. Fajnie znowu podróżują. Ciekawe jakie będą mieli przygody w Ameryce.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    15 kwietnia 2012 o 23:10

    Erik, nie Eric. I skąd taki pomysł, że będzie z Amandą???:-o
    Odpowiedz
    ~Laura 33
    16 kwietnia 2012 o 00:00

    Przepraszam miało być Erik :) . Trochę mnie poniosło,ale może mam rację :) pozdrawiam
    Odpowiedz

    ~Viviene
    16 kwietnia 2012 o 09:56

    Wspaniały rozdział Natalko, wiele opisów i mimo, że za nimi nie przepadam, tym razem było inaczej. Akcja dzieje się dość szybko, co bardzo mnie cieszy. Ameryka… jestem pewna, że nie będziemy się nudzić. Tak się teraz zastanawiam, czy jak Amanda tam przybyła, były już tam jakieś wampiry? NO i co chyba najważniejsze, wampirzy władca? :) Już nie mogę się doczekać.Powiadomienie się nie dodało i chyba komentarz też, bo onet wariuje od jakiegoś czasu. Coraz to bardziej mnie wkurza, dlatego już chciałam cię, powoli zarosić na http://pragnienie-serca.blogspot.com/ – prace nadal trwają. Pozdrawiam, Vi
    Odpowiedz

    ~Natalia
    16 kwietnia 2012 o 18:49

    O tym będzie w przyszłym rozdziale;)A to jakiś nowy blog?
    Odpowiedz
    ~Viviene
    17 kwietnia 2012 o 00:48

    Nie nowy, po prostu przenoszę się na inną platformę. Onet się chyba po prostu starzeje.PS. Swietny szablon, sorry za opóźnienie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Anai
    16 kwietnia 2012 o 13:11

    Ciekawe w którym miejscu Ameryki się osiedlą i jak przywitają ich Indianie. Może tutejsza ludność weźmie ich za bogów, tak jak jest to w legendach? Coś czuję, że mnóstwo się tutaj wydarzy. Jestem strasznie ciekawa co też znowu wymyśliłaś:)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    16 kwietnia 2012 o 18:54

    Za bogów?:-P
    Odpowiedz

    ~Tyzyfone
    16 kwietnia 2012 o 17:37

    Na początek bardzo dziękuję za dedykację;) Zrobiło mi się niezwykle miło. A co do rozdziału… A więc jednak próba z Atalefem im się udała. Pytanie, czy będzie taki grzeczny już zawsze. No zobaczymy, co wymyślisz. Jak zawsze podziwiam tło zdarzeń, które jest ładnie dopracowane. A więc Ameryka… Zapowiada się intrygująco szczególnie, że to jeszcze dziewiczy ląd. A więc czekam;) Pozdrawiam [la-dance-macabre]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    16 kwietnia 2012 o 21:23

    Dziewiczy ląd?:-P
    Odpowiedz

    ~Tyzyfone
    16 kwietnia 2012 o 17:39

    Na początek bardzo dziękuję za dedykację;) Zrobiło mi się niezwykle miło. A co do rozdziału… A więc jednak próba z Atalefem im się udała. Pytanie, czy będzie taki grzeczny już zawsze. No zobaczymy, co wymyślisz. Jak zawsze podziwiam tło zdarzeń, które jest ładnie dopracowane. A więc Ameryka… Zapowiada się intrygująco szczególnie, że to jeszcze dziewiczy ląd. A więc czekam;) Pozdrawiam [la-dance-macabre]
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    1 maja 2012 o 07:05

    Myślałam, że będą jakieś rytualne tańce przy ognisku, a tutaj trafili im się całkiem normalnie Indianie. Jeżeli w ogóle można tak powiedzieć hehe :P Bardzo ładnie to wszystko opisujesz, indianie, osadnicy…No i pojawili się nowi bohaterowie, jak na razie całkiem sympatyczni, ale zobaczymy. Drewniane strzały? Wow, lecę czytać następny rozdział.
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    1 maja 2012 o 07:13

    Kurcze przepraszam ten komenatarz wyżej jest do ostatniego rozdziału: ,,Nowy Świat” Zawsze włączam sobie dwa razy Twój blog, w jednym okienku czytam, a w drugim na bieżąco komentuje. Wydawało mi się, że wszystko dobrze włączyłam. Mam nadzieję, że to wina szalejącego ostatnio onetu, a nie moja. Już dobry tydzień nie mogę dodać nowego rozdziału u siebie. Ale mniejsza z tym.Komentarz do rozdziału ,, Przez wieki”Ameryka z dawnych lat. Zupełnie co innego niż teraz. Strasznie lubię to, że możemy z Tobą podróżować i to jeszcze przez wieki. Rozdział bardzo mi się podobał.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    2 maja 2012 o 21:20

    Droga Natalio, zwierzęta ZDYCHAJĄ, a nie umierają! Błagam, popraw to. ;p Jak fajnie, ze popłynęli do Ameryki, znowu zmiana otoczenia. Nowe miejsca – nowe opisy, których już nie mogę się doczekać. Szkoda, ze wyjechali bez Ianiry i Juana, ale z drugiej strony ta zakochana para będzie miała więcej czau dla siebie. ;) Fajnie, że Atalef nie zdziczał i dalej z nimi przebywa. Sama chciałabym mieć takiego wiernego zwierzaka. Co prawda mam psa i kota, ale nie mogę ich na długo wpuszczać do domu. :/ Ale jak będę miała własny dom (o ile go będę mieć), to kupię sobie perskiego kota, który będzie ze mną spał, ot co. xD

    OdpowiedzUsuń