Rozdział IX - Nowy świat

24.04.2012

  - Ameryka w tamtych czasach musiała być bardzo piękna – stwierdziła Karolina. - Dotarliście do tej północnej?
   - Tak, do wybrzeży prerii – odparłam. - Widok był naprawdę zachwycający. Tym bardziej, że było lato, a więc mieliśmy okazję podziwiać piękno wybrzeża w całej swej okazałości.
   - Od razu spotkaliście Indian? Jak się zachowywali? Naprawdę biegali pół nago?
   Roześmiałam się.
   - Niezupełnie. Preria nie była obszarem wiecznego lata. Co prawda zimy były tam dość łagodne, ale mimo wszystko trzeba było mieć coś na sobie, żeby nie zamarznąć. Ale w lecie, owszem, nie mieli zbyt wiele ubrań. Zaraz dojdziemy do wszystkiego – ucięłam jej dalsze pytania i kontynuowałam opowieść.


   Nowy świat był trochę inny, niż go sobie wyobrażałam. Najpierw w oczy rzuciło nam się kilkanaście domków, tworzących niewielką wioskę. Dalej były lasy, a na horyzoncie rozciągało się szerokie pasmo równin – preria.
   Wbrew oczekiwaniom, nie powitali nas dzicy półnadzy ludzie, lecz osadnicy, którzy zaprosili nas do największego z domów. Wydawali się gościnni i życzliwi do nowo przybyłych; w końcu każda osoba powiększała ich osadę. Nie było wśród nich kobiet, dlatego zdziwił ich widok mój i Lily. Stwierdzili, że to nie są warunki dla dam i dali nam sporą wanienkę, byśmy się umyły. Skorzystałyśmy chętnie, aczkolwiek równie dobrze mogłybyśmy wziąć kąpiel w rzece.
   Mój opiekun jak zwykle zadbał o wszystko i mieszkańcy oddali nam jeden pokój do spania. Pozamykaliśmy go dokładnie od środka, zastawiając drzwi czym się dało i zapadliśmy w letarg w swoich trumnach.
   Następnego dnia wstaliśmy i czekaliśmy na zachód słońca. Nie mogliśmy zbyt długo mieszkać z osadnikami, bo szybko zorientowaliby się, że coś jest nie tak. Na razie myśleli, że to zmęczenie po podróży, ale potem?
   - Ci ludzie wydają się dobrzy i porządni, jest ich bardzo mało – stwierdziła Szoszannah. - Co zrobimy, jeśli nie znajdziemy tych złych?
   - Wszędzie są źli ludzie, kwiatku – stwierdził Jahmes. - A jeśli nie, to nie musisz ich zabijać. Wypijesz tylko odrobinę krwi.
   - To mogłoby ściągnąć na nas łowców – zauważył Erik.
   - Nie, jeśli ofiary nie będą wiedziały, kto ich zaatakował. Prawda, Atalef? - zwrócił się do nietoperza, który właśnie się obudził i latał nad ich głowami, jakby nie mogąc się zdecydować, gdzie wylądować. W końcu Szoszannah wyciągnęła rękę i Atalef usiadł na niej, składając skrzydełka.
   - A tutaj w ogóle są łowcy? - zapytałam, odsłaniając okno. Słońce świeciło jeszcze dość mocno, ale powoli chyliło się ku zachodowi.
   - Wątpię – stwierdził Martin. - Prawdopodobnie jesteśmy tu jedynymi wampirami. Pamiętacie opowieści znajomego Juana? Nie spotkał tutaj innych.
   - Ale przebywał w Ameryce tylko kilka nocy, a kraj jest ogromny – odparł Erik. - Nie wiemy, czy nie dotarły tu wcześniej jakieś wampiry.
   - Przekonamy się – powiedziałam, zasłaniając na powrót okno i siadając obok Martina.
   Tego wieczoru Jahmes, Erik i Lily wyruszyli na poszukiwanie pożywienia, a ja i Martin udaliśmy się w stronę prerii. To tam po raz pierwszy ujrzeliśmy wioskę Indian. Ominęliśmy ją i wypatrzyliśmy kilka bizonów. Ich krew w smaku niewiele różniła się od innych zwierząt, ale była znacznie bardziej sycąca.
   Początkowo nie było tak łatwo znaleźć tutaj ludzi, którzy mogliby zasługiwać na śmierć. Mój przyjaciel, opiekun i jego żona szukali prawie całą noc, aż w końcu znaleźli kilku walczących ze sobą Indian. Erik przekazał mi dziwny widok, którego byli świadkami: Indianie z jednego plemienia przebili strzałami wrogów z innego szczepu i na koniec zdarli skórę z głowy razem z włosami – zanim ich dobili. Mój opiekun twierdził, że dla nich to było naturalne i przeciwnicy zrobiliby z nimi dokładnie to samo, a jednak przeszły mnie dreszcze na myśl o takim okrucieństwie. Trzech „zwycięzców” skończyło jako posiłek dla wampirów.
   Osadnicy potwierdzili to, co widzieli moi przyjaciele. Indianie toczyli ze sobą walki o tereny, bizony, życie swoich żon i dzieci. Bywali bezlitośni i okrutni, ale nie dotyczyło to wszystkich plemion. Część z nich była pokojowo nastawiona, bronili jedynie swoich rodzin. Na prerii, w obszarach wielkich równin, żyli Dakotowie, Lisy, Saukowie, Odżibwejowie, Komancze, Paunisi, Czejenowie i wiele innych plemion.
   Osadnicy chętnie opowiedzieli wszystko, co wiedzieli o Indianach. Wyjaśnili, kogo unikać, a z kim można handlować. Dakotowie, zwani również Lakota, a w późniejszych czasach przez Brytyjczyków: Siuksowie, byli plemieniem wówczas mało znanym, zamieszkiwali głównie obszary Missisipi i Wielkich Jezior. Lisy i Saukowie to dwa sprzymierzone plemiona, podobnie jak Lakoci toczyli walki z  Odżibwejami. Byli przyjaźnie nastawieni do „bladych twarzy”, jak nazywali białoskórych ludzi przybyłych do Ameryki.
   Odżibwejowie, albo Czipewejowie, byli jednym z najliczniejszych plemion i często wdawali się z walki z sąsiadami, ale można było z nimi handlować, choć wydawali się bardzo nieufni. Tak przynajmniej tłumaczyli John i Bill, bracia, którzy poznali już nieco każde z plemion. Byli przewodniczącymi w osadzie.
   Komancze, odłam Szoszonów, którzy przenieśli się z zachodniej części kraju, byli mniej znani i zaledwie z opowieści innych plemion, ale nie wydawali się tak groźni jak Paunisi, przed którymi nas ostrzegano, słynęli oni bowiem z kolekcjonowania skalpów. To właśnie na nich natknęli się moi przyjaciele. Często napadali na wędrujących samotnie osadników, walczyli z sąsiednimi plemionami, szczególnie z Dakotami i ich sojusznikami.
   Czejenowie, zwali też Szejenami, byli chyba jednym z najspokojniejszych plemion. Nie wchodzili w konflikty z sąsiadami, prowadzili osiadły tryb życia, zajmowali się uprawą i myślistwem. To właśnie z nimi najlepiej szedł handel.
   Byliśmy ciekawi tych wszystkich plemion i ich kultury, tak innej od naszej. Nie mogliśmy jednak tak po prostu wejść do ich wioski, zakłócić spokój i zapytać, czy możemy ich poznać. Dlatego na razie obserwowaliśmy Indian z daleka i czekaliśmy na okazję.
   Kilka miesięcy po nas, jesienią, na statku Mayflower przypłynęli nowi koloniści i założyli kolejne osady. W większości byli to purytanie, szukający spokoju i tolerancji. Potem przybywało ich coraz więcej. Osada rozrosła się do wymiarów miasteczka. My również wybudowaliśmy swój dom na jego obrzeżach. Skończyliśmy go tuż przed zimą. Osadnicy pomagali nam w budowie. Co prawda Erik im płacił, ale pieniądze przydawały się dopiero, gdy przypływał statek handlowy.
   Mieszkańcy zdążyli się już przyzwyczaić, że wychodzimy tylko po zachodzie słońca. Nie byłam pewna, jak mój opiekun to wyjaśnił, jednocześnie nie wzbudzając podejrzeń, ale gdy przychodziliśmy na plac budowy po zmroku, najęci robotnicy już zbierali się do odejścia. Przez jakieś dwie godziny Jahmes, Erik i Martin również brali udział w budowie i nasz domek powoli wznosił się w górę.
   Ja i Lily pomagałyśmy dopiero, gdy ludzie odeszli. Można wyjaśnić spanie w dzień, ale podnoszenie ciężkich belek przez dwie drobne kobiety? Przez ten czas wszyscy mieliśmy jakieś zajęcie. Potem powoli umeblowaliśmy nasz domek – Martin wystrugał potrzebne meble – i mogliśmy już tam zamieszkać. Oczywiście, nasze trumny były ukryte głęboko w wykopanej piwnicy i nawet gdyby ktoś zburzył dom czy spalił, nic by nam się nie stało.
   Kiedy wszystko było już gotowe i w końcu się wprowadziliśmy, znowu nie mieliśmy co ze sobą zrobić. Nadeszła zima, noce były dłuższe, spędzaliśmy więcej wieczorów z mieszkańcami. Dowiedzieliśmy się, że wśród Indian krążą opowieści o demonach, które zabijają bawoły i wypijają krew z ludzi. Początkowo byliśmy pewni, że dotyczy to tylko nas, do czasu, gdy Bill powiedział nam o pewnej indiańskiej kobiecie, którą znaleziono zmasakrowaną i pozbawioną krwi. Wtedy domyśliliśmy się, że nie jesteśmy tu jedynymi wampirami. Erik miał rację.

   W czasie jednej z wycieczek w głąb kontynentu natknęliśmy się w końcu na innego wampira. Wyszedł po prostu ku nam i zatrzymał się w bezpiecznej odległości, przyglądając się uważnie.
   - Witajcie na nowym lądzie – odezwał się. - Dużo was, za dużo. Ale ludzi tu sporo i nowi przybywają, więc możecie zostać.
   - Ach, zbytek łaskawości, doprawdy – mruknął Jahmes. Nieznajomy przeszył go wzrokiem.
   - Przedstawicie się władcy wampirów. Panuje tu już od pięćdziesięciu lat i jest potężny.
   - Oczywiście, że się do niego udamy – odpowiedział pojednawczo Erik. - Tylko wskaż nam drogę.
   Udaliśmy się za wampirem dalej w głąb lądu, gdzie w środku lasu stał spory i dość okazały budynek. Wnętrze nie przypominało pałacu, ale było elegancko urządzone i w dobrym stylu. Kiedy czekaliśmy na pojawienie się władcy, Erik przykazał mi w myślach, bym nie dała się rozpoznać. Nie wiadomo, jak wrażliwy na innych gorącokrwistych był ten władca.
   Niespodziewanie pojawił się przed nami. Wysoki, przystojny Anglik o jasnych włosach i jasnozielonych oczach, w których dostrzec można było wesołe ogniki. Uśmiechnął się szeroko na nasz widok i skinął głową.
   - Witajcie w Ameryce, moi drodzy. Jestem Lucas Lookwood, tutejszy władca.
   Erik skinął głową w jego stronę i przedstawił nas po kolei. Władca podszedł i wyciągnął rękę w moją stronę. Nie widząc innego wyjścia, podałam mu niepewnie swoją dłoń. Kiedy ją ujął i pocałował, poczułam ulgę. Nie był gorącokrwisty, a więc nie mógł mnie rozpoznać.
   Władca ucałował również dłoń Szoszannah, po czym uścisnął ręce Erika, Martina i Jahmesa.
   - Na początek wyjaśnię wam kilka zasad, za ich łamanie grozi kara – oświadczył pogodnym tonem. - Zabijamy tylko tych ludzi, którzy nie będą poszukiwani, aby nie ściągnąć tu łowców. Nie porzucamy ciał na widoku, lecz zakopujemy je lub niszczymy. Nie zabijamy innych wampirów. Wszelkie kłótnie i spory rozstrzygam ja. To chyba tyle. Macie gdzie mieszkać?
   Popatrzyliśmy na siebie niepewnie. Władca wydawał się być zupełnie inny niż dotychczas poznani, nie biła od niego nieufność i surowość. Może to dlatego, że nie był gorącokrwisty?
   - Tak, wybudowaliśmy dom na obrzeżach osady – odparł Martin.
   - Przy ludziach? Niezbyt rozsądne. Jakbyście potrzebowali noclegu, to mam piwnicę dla gości. Możecie przychodzić w każdej sprawie. - Urwał, gdy w pałacu pojawiła się drobna, może piętnastoletnia wampirzyca. - A to moja żona, Dorothy. Niech was nie zwiedzie wygląd, jest starsza ode mnie – dodał, śmiejąc się głośno. Dziewczyna prychnęła z oburzeniem i założyła ręce na piersiach, udając obrażoną, po czym odwróciła się w naszą stronę i uśmiechnęła lekko. Jasne włosy zaplecione miała w dwa warkocze, a na sobie miała strój podobny do indiańskich.
   - Witajcie. Byliśmy tu pierwszymi wampirami, dlatego zostaliśmy władcami. Panuje tu pokój i choć co niektórzy nie zawsze przestrzegają zasad, staramy się, by nikt ich nie łamał. - Zerknęła na Lucasa. - I ja właśnie w tej sprawie. Leo znów zostawił zwłoki, podobno słońce go goniło. I znowu będą problemy.
   - Zaraz się tym zajmę. - Spojrzał na nas. - Jeszcze jedno. Nie przejadajcie się, mamy tu sporo Indian, przybywa też białych ludzi, ale Ameryka to nie Anglia. Jak często jecie?
   - Ja, Szoszannah i Jahmes raz na dwa, trzy tygodnie, a Amanda i Martin piją krew zwierząt – wyjaśnił Erik.
   - Zwierząt? A to ciekawe. Ach, i mamy tu kilka ładnych wampirzyc. - Puścił oczko do Jahmesa, szybko orientując się, że tylko on jest tutaj samotny.
   - Mogą już zacząć ustawiać się w kolejce – rzucił Egipcjanin. Roześmialiśmy się.
   - Przekażę – obiecał władca. - No nic, potem pogadamy, muszę wracać do moich obowiązków. Jeszcze jedno pytanie. Czy któreś z was ma gorącą krew? - Popatrzył na nas uważnie. Wszyscy gwałtownie pokręciliśmy głowami.
   - Szkoda, wydajecie się sympatyczni – mruknęła Dorothy, biorąc męża za rękę.
   - Do zobaczenia – rzucił Lucas i już po chwili zostaliśmy sami.
   - Chyba ich lubię – stwierdził Jahmes.
   Wróciliśmy do domu, zastanawiając się nad władcą i jego żoną. Wydawali się w porządku. Jakby cieszyli się swoją wampirzą egzystencją i chętnie wypełniali swe obowiązki. Mieszkali na poziomie, ale nie opływali w zbędne luksusy. Z pewnością mieli powody, by zamieszkać właśnie tutaj i raczej nie była to tylko chęć poznania nowego lądu. Tak samo, jak ci purytanie szukający tolerancji. Czego szukali Lucas i Dorothy? Nie wiedzieliśmy, ale obserwując ich zachowanie, mieliśmy wrażenie, że to znaleźli.

   Poznaliśmy już władcę, inne wampiry i ludzi mieszkających w osadzie. Teraz chcieliśmy poznać Indian. Na razie tylko ich obserwowaliśmy, do czasu pewnego wydarzenia.
   Był wtedy środek zimy. Erik i Szoszannah wybrali się we dwoje, by zwiedzać kontynent. Ja, Martin i Jahmes przechadzaliśmy się wśród wysokich traw prerii nieopodal jednej z indiańskich wiosek. Wtedy coś usłyszałam. Krzyk kobiety wołającej o pomoc. Ruszyliśmy w tamtą stronę. Ujrzeliśmy Indianina – po stroju i kilku skalpach przy pasie podejrzewałam, że z plemienia Paunisów – a na ziemi leżała młoda Indianka, krzycząc i kopiąc. Zamiary mężczyzny były jasne. Jahmes dopadł go i bez wahania zatopił kły w jego szyi, a ja i Martin znaleźliśmy się przy dziewczynie, która zerwała się i zaczęła uciekać. Niewiele myśląc, stanęłam jej na drodze, co spowodowało, że zatrzymała się i wpatrywała we mnie z przerażeniem. Miała duże ciemne oczy, drobną twarz i czarne włosy splecione w dwa warkocze. Ubrana była w ciepłą skórę, ale na nogach miała cienkie buty, zwane mokasynami.
   - Nie bój się, nie zrobimy ci krzywdy – powiedziałam powoli po angielsku, ale nie zrozumiała, bo wyminęła mnie i znów zaczęła uciekać.
   - Niech idzie, przecież nie będziemy jej gonić – zatrzymał mnie Martin. Spojrzałam na śnieg i poczułam krew. Pokręciłam głową, wskazując na czerwone krople.
   - Jest ranna.
   Podszedł do nas Jahmes, ocierając usta rękawem.
   - Co z dziewczyną?
   Spojrzałam na uciekającą postać, która nagle przewróciła się w śnieg. W jednej chwili byliśmy przy niej.
   - Jest nieprzytomna – stwierdził Martin.
   - I zmarznięta – dodał Jahmes, biorąc ją na ręce i okrywając szczelniej skórą, którą miała na sobie. - Zdaje się, że została zraniona nożem.
   - Co robimy? - zapytałam. - Zaniesiemy ją do domu? Wśród osadników jest lekarz, pomoże jej.
   - Indianie powinni się dowiedzieć, co się z nią stało – odparł Martin. - Najbliższy szczep to Saukowie, chyba jest jedną z nich. Powinniśmy ją tam zanieźć.
   - Nie znamy ich języka – zauważyłam.
   - Jakoś sobie poradzimy – stwierdził Jahmes i ruszył w stronę wioski. Poszliśmy za nim. Zatrzymaliśmy się przed pierwszymi namiotami. Dostrzegli nas już z daleka, bo wyszło z nich kilku Indian, przyglądając się nam z niepokojem. W rękach trzymali łuki i strzały. Drewniane strzały.

4 komentarze:

  1. ~Susannah
    24 kwietnia 2012 o 22:38

    So far so good, chociaż wiem, że tej części nie polubię! Możesz TEN rozdział zadedykować mnie? Prrrrroszę! :)Czekam na ciąg dalszy!
    Odpowiedz

    ~Natalia
    24 kwietnia 2012 o 22:57

    Jasne, nie ma problemu;p następny rozdział Twój, ale za to masz mi nic nie robić jak stanie się, co ma się stać:p
    Odpowiedz
    ~Susannah
    25 kwietnia 2012 o 10:48

    Jak to? To już w następnym rozdziale?! Czemu tak szybko? Nie zdążyłam się psychicznie nastawić!! :(
    Odpowiedz
    ~Natalia
    25 kwietnia 2012 o 18:14

    Nie, nie, ja źle zrozumiałam:p To mam Ci zadedykować decydujący rozdział, nie nastepny? Dobrze, ale spokojnie, to jeszcze troszkę:p
    Odpowiedz
    ~Susannah
    25 kwietnia 2012 o 23:54

    No właśnie chodzi mi o TEN nieszczęsny, decydujący rozdział. Chcę żeby przynajmniej był dla mnie.
    ~Natalia
    26 kwietnia 2012 o 00:05

    Będzie, będzie. Ale nie rób paniki, bo już część moich czytelniczek chusteczki powyciągało:/

    ~Anai
    25 kwietnia 2012 o 09:47

    Zaczyna się robić ciekawie. Coś mi się wydaje, że Jahmes będzie miał partnerkę, a może się mylę? I czy ja dobrze myślę, czy w następnym rozdziale ktoś zginie? Mam nadzieję, że to będzie Martin. Nie waż mi się nikogo innego tknąć!
    Odpowiedz

    ~Susannah
    25 kwietnia 2012 o 10:51

    Jestem za, żeby to był Martin!
    Odpowiedz
    ~Natalia
    25 kwietnia 2012 o 18:15

    Mowy nie ma, możecie sobie pomarzyć:p
    Odpowiedz

    ~Dominika
    25 kwietnia 2012 o 10:49

    Robi się ciekawie, mam nadzieję, że Indianie zabiją Martina. :-P Lucas chyba jest pierwszym normalnym wampirzym władcą, Dorothy też wydaje się być miła, za miła, jest jakaś dziwna. ;-P Ciekawe czy nasza paczka spotka w przyszłości Geronimo, to by był ciekawe. ;-P Dziękuję za dedykację. :-)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    25 kwietnia 2012 o 18:19

    > Robi się ciekawie, mam nadzieję, że Indianie zabiją> Martina. :-POjejku, a czemu masz taką nadzieję? Trzecia sadystka, nie mogę z wami, biedny Martin:(> Lucas chyba jest pierwszym normalnym> wampirzym władcą, Dorothy też wydaje się być miła, za> miła, jest jakaś dziwna. ;-P Ciekawe czy nasza paczka> spotka w przyszłości Geronimo, to by był ciekawe. ;-PKogo?> Dziękuję za dedykację. :-)
    Odpowiedz
    ~Dominika
    25 kwietnia 2012 o 20:43

    Martin powinien mieć na drugie imię flaki z olejem. ;-p Geronimo, nie mów, że nie słyszałaś o nim. ;-p
    Odpowiedz
    ~Natalia
    25 kwietnia 2012 o 20:49

    Już po Tobie. Amanda się wkurzyła i idzie po Ciebie! Tak jej ukochanego nazwać! :p
    Odpowiedz
    ~Dominika
    26 kwietnia 2012 o 16:32

    Amanda kiedyś się ze mną zgodzi. :-P
    ~Natalia
    26 kwietnia 2012 o 18:26

    Musiałaby stać się wredną mendą, żeby tak zrobić…
    ~Dominika
    26 kwietnia 2012 o 20:34

    Albo gdyby ją zdradził. ;-p
    ~Natalia
    26 kwietnia 2012 o 22:58

    Czemu miałby to zrobić?
    ~Dominika
    27 kwietnia 2012 o 20:07

    Mi się nie pytaj, ja to nie Martin.:-)

    ~Melpomene
    25 kwietnia 2012 o 14:24

    Hej, Natalio! Widzę, żeś ślad pozostawiła na zniewolonym-urojeniami, bo wpadłam przypadkiem, więc się odzywam, cobyś nie pomyślała, że zniknęłam całkowicie :*. Aktualnie mam urwanie głowy z testami (na szczęście już niedługo koniec, uf!), ale już niedługo postaram się nadrobić zaległości w czytaniu GK. Jakbyś mnie chciała znaleźć, to ewentualnie na: http://czarne-gestwiny-wojny.blogspot.com/, bo zdradziłam Onet xd. W każdym razie do napisania niedługo! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Kara007
    25 kwietnia 2012 o 16:01

    Paradoksalnie to Susannah chce mieć zadedykowany ten rozdział… Nie no, nie powiem, ale to mnie naprawdę zadziwiło. Kto jak kto, ale tego to ja bym się nie spodziewała. Nie wiem czy mnie by to pocieszyło (jakbym była nią), ale wszystkie metody na pogodzenie się z tym faktem są poniekąd dobre. I ja także nie spodziewałam się, że to będzie aż tak szybko – przeraża mnie to…A jeśli chodzi o ten rozdział. Ach te dzikie plemiona. I jak tu się z nimi dogadać? Chyba nikt z naszych bohaterów nie zna ich języka. Może być ciężko, zważywszy na ich bardzo specyficzną broń prawie że w całości wykonywaną z skór i drewna… A ja tak sobie zawsze myślałam, że Indianie to bardzo specyficzni ludzie, którzy naprawdę kultywują swoje tradycje, wierzenia, obrzędy, bardzo czczą swoich bogów wiatru i tych pozostałych (bo ich bóstwa są jakoś związane z naturą, nie? ;D) itp., więc spotkanie z demonami wysysającymi krew z bizonów i innych zwierząt, czy też ludzi, z ich strony nie będzie zbyt przyjazne. Nawet jeśli niosą na rękach dziewczynę z ich plemienia po to, aby oni ją uratowali… Ciężko to widzę…. Natomiast sam wampirzy władca przypadł mi do gustu. Jestem ciekawa ile się im uda panować nad tymi ziemiami i wampirami niestosującymi się do reguł tam panujących. Ciekawa jestem co by zrobili, gdyby Amanda przyznała się, że jest gorącokrwista?? Ciekawy wątek ;DPozdrawiam ;***Ps: u nas notka jakoś w weekend majowy ;) Ale to jeszcze dam znać ;p
    Odpowiedz

    ~Natalia
    25 kwietnia 2012 o 18:26

    > Paradoksalnie to Susannah chce mieć zadedykowany ten> rozdział… Nie no, nie powiem, ale to mnie naprawdę> zadziwiło. Kto jak kto, ale tego to ja bym się nie> spodziewała. Nie wiem czy mnie by to pocieszyło (jakbym> była nią), ale wszystkie metody na pogodzenie się z tym> faktem są poniekąd dobre. I ja także nie spodziewałam się,> że to będzie aż tak szybko – przeraża mnie to…Ojej, ale wybuchła panika:p Nie, to jeszcze nie w przyszłym rozdziale. A Susannah lubi się zadręczać, stąd taka prośba:p> A jeśli chodzi o ten rozdział. Ach te dzikie plemiona. I> jak tu się z nimi dogadać? Chyba nikt z naszych bohaterów> nie zna ich języka. Może być ciężko, zważywszy na ich> bardzo specyficzną broń prawie że w całości wykonywaną z> skór i drewna… A ja tak sobie zawsze myślałam, że> Indianie to bardzo specyficzni ludzie, którzy naprawdę> kultywują swoje tradycje, wierzenia, obrzędy, bardzo czczą> swoich bogów wiatru i tych pozostałych (bo ich bóstwa są> jakoś związane z naturą, nie? ;D) itp., więc spotkanie z> demonami wysysającymi krew z bizonów i innych zwierząt,> czy też ludzi, z ich strony nie będzie zbyt przyjazne.> Nawet jeśli niosą na rękach dziewczynę z ich plemienia po> to, aby oni ją uratowali… Ciężko to widzę….Ale zwróć uwagę, jakie to plemię, każde jest inne;p> Natomiast sam wampirzy władca przypadł mi do gustu. Jestem> ciekawa ile się im uda panować nad tymi ziemiami i> wampirami niestosującymi się do reguł tam panujących.> Ciekawa jestem co by zrobili, gdyby Amanda przyznała się,> że jest gorącokrwista?? Ciekawy wątek ;D> Pozdrawiam ;***> Ps: u nas notka jakoś w weekend majowy ;) Ale to jeszcze> dam znać ;pCzekam, czekam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Viviene
    25 kwietnia 2012 o 17:43

    Bardzo fajny rozdział, podobały mi się opisy tych klanów Indian w Ameryce, cieszę się, ze zawsze podczas pisania dodajesz historyczny watek, to sprawia, że rozdział wydaje się bliższy. Ten władca to taki – bez jajowy – wybacz za to stwierdzenie. Ale czy to w takim razie Amanda nie powinna zostać wampirzym władcą, skoro jako pierwsza gorącokrwista pojawiła się w Ameryce? Ja wiem, że ona nie chcę władzy, ale tak by z tego wszystkiego wynikało. Co do rannej Indianki… będzie się działo, a wpis pierwszego komentarza mnie w tym utwierdził. Pozdrawiam serdecznie, ViPS. Odpowiedź na twoje pytanie u mnie na blogu.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    25 kwietnia 2012 o 18:28

    > Bardzo fajny rozdział, podobały mi się opisy tych klanów> Indian w Ameryce, cieszę się, ze zawsze podczas pisania> dodajesz historyczny watek, to sprawia, że rozdział wydaje> się bliższy. Ten władca to taki – bez jajowy – wybacz za> to stwierdzenie. Ale czy to w takim razie Amanda nie> powinna zostać wampirzym władcą, skoro jako pierwsza> gorącokrwista pojawiła się w Ameryce? Ja wiem, że ona nie> chcę władzy, ale tak by z tego wszystkiego wynikało.Ale to nie o to chodzi, że kto pierwszy, ten lepszy:p Tylko oni byli jedyni, to pozostali, którzy przybyli, musieli się do nich dostosować;p> Co do> rannej Indianki… będzie się działo, a wpis pierwszego> komentarza mnie w tym utwierdził. Pozdrawiam serdecznie,> ViMyślę, że przez pomyłkę niepotrzebnie wywołałam panikę:-P> PS. Odpowiedź na twoje pytanie u mnie na blogu.>
    Odpowiedz

    ~Iara
    25 kwietnia 2012 o 21:50

    Wiele się nie działo, więc powiem tylko jedno. NIE ZGADZAM SIĘ Z TYMI WSZYSTKIMI CO CHCĄ UKATRUPIĆ MARTINA xD Jak mnie nie wkurza to go nawet lubię i jest ciachowy xDA Władca fajny… xD Tylko nieładnie, że go okłamali… bo to może się źle skończyć…
    Odpowiedz

    ~Natalia
    25 kwietnia 2012 o 22:03

    > Wiele się nie działo, więc powiem tylko jedno. NIE ZGADZAM> SIĘ Z TYMI WSZYSTKIMI CO CHCĄ UKATRUPIĆ MARTINA xD Jak> mnie nie wkurza to go nawet lubię i jest ciachowy xDNo, w końcu, jedna mądra:p Bo mam wrażenie, że zbiera się tutaj klub antymartinowy i szykuje jakiś spisek z kołkami w rękach:-o> A Władca fajny… xD Tylko nieładnie, że go okłamali… bo> to może się źle skończyć…Mają złe doświadczenia, woleli więc zachować to dla siebie:p
    Odpowiedz
    ~Iara
    25 kwietnia 2012 o 23:01

    > > Wiele się nie działo, więc powiem tylko jedno. NIE> > ZGADZAM> > SIĘ Z TYMI WSZYSTKIMI CO CHCĄ UKATRUPIĆ MARTINA xD Jak> > mnie nie wkurza to go nawet lubię i jest ciachowy xD> No, w końcu, jedna mądra:p Bo mam wrażenie, że zbiera się> tutaj klub antymartinowy i szykuje jakiś spisek z kołkami> w rękach:-oTo ja będę go bronić, o!> > A Władca fajny… xD Tylko nieładnie, że go okłamali…> > bo> > to może się źle skończyć…> Mają złe doświadczenia, woleli więc zachować to dla> siebie:pAle mam przeczucie, że to był błąd…
    Odpowiedz
    ~Natalia
    25 kwietnia 2012 o 23:08

    > > > Wiele się nie działo, więc powiem tylko jedno. NIE> > > ZGADZAM> > > SIĘ Z TYMI WSZYSTKIMI CO CHCĄ UKATRUPIĆ MARTINA xD> > > Jak> > > mnie nie wkurza to go nawet lubię i jest ciachowy xD> > No, w końcu, jedna mądra:p Bo mam wrażenie, że zbiera> > się> > tutaj klub antymartinowy i szykuje jakiś spisek z> > kołkami> > w rękach:-o> To ja będę go bronić, o!Ale ich nadal jest więcej:/> > > A Władca fajny… xD Tylko nieładnie, że go> > > okłamali…> > > bo> > > to może się źle skończyć…> > Mają złe doświadczenia, woleli więc zachować to dla> > siebie:p> Ale mam przeczucie, że to był błąd…No jakby powiedzieli, to by troszkę lepiej na tym wyszli:p

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Laura 33
    25 kwietnia 2012 o 22:05

    Fajny rozdzial. Ciekawe co dalej
    Odpowiedz

    ~Natalia
    25 kwietnia 2012 o 22:11

    Coś tam się kiedyś wymyśli;p
    Odpowiedz
    ~Laura 33
    25 kwietnia 2012 o 22:38

    A ja cierpliwe poczekam :)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    25 kwietnia 2012 o 22:42

    Brawo, cierpliwość jest cnotą:p Podobno:p
    Odpowiedz

    ~Tyzyfone
    25 kwietnia 2012 o 22:08

    No i kolejny dopracowany rozdział, który czyta się z przyjemnością. Opisałaś rzeczywistość szczegółowo, ale interesująco i chwała ci za to. Po rozległych opisach „Potopu” mam uraz psychiczny;P Bardzo interesująco opisałaś same plemiona indiańskie i ich zwyczaje, relacje. Końcówka mile zaskakuje. Po takim spokojnym rozdziale nagle przyśpieszasz;) Co mogę dodać? Będę cierpliwie czekała na kolejną część. Pozdrawiam [la-dance-macabre]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    25 kwietnia 2012 o 22:44

    Ja w Potopie większość opisów ominęłam:p
    Odpowiedz

    ~Prithika
    26 kwietnia 2012 o 09:25

    Ameryka. Pięknie. Najbardziej urzekły mnie te opisy plemion – zdałaś sobie dużo trudu.Rozdział był spokojny, ale bardzo przyjemny. Wreszcie mogłam odetchnąć, od nadmiaru wrażeń. Naprawdę miło się czytało. To jak ukazujesz realia wtedy panujące jest niesamowite. Pozdrawiam
    Odpowiedz
    ~Justilla
    29 kwietnia 2012 o 20:40

    A onet chyba karę na mnie nałożył i mojego komentarza nie dodał… Od 3 czy 4 dni konkretnie nie chce dodać. No to się powtórzę n-ty raz.Plemion nie spamiętałam, ale doceniam dokładność. Bardziej przypadły mi do gustu pozostałe opisy, umiesz w kilku zdaniach streścić to co najważniejsze :)Władca mi się podoba, rzeczywiście zupełnie inny niż ci, których dotąd poznaliśmy. Tylko ciekawe na co by im był/a gorącokrwisty/a?No i zapewne zyskają nową przyjaciółkę.A jeśli dobrze się orientuje o czym toczyły się dyskusje powyżej, to Ty, Natalio, dodaj do danego rozdziału paczki chusteczek, bo popłyną potoki łez.
    Odpowiedz
    ~Justilla
    29 kwietnia 2012 o 20:50

    I popraw „zamieszkiwali [...] obszary Missisipi i Wielkich Jezior” bo to słowu pośrodku brakuje literki ł. I chyba dlatego nie chciało mi dodać komentarza. Czy w komentarzach jest cenzura? ;>
    Odpowiedz

    ~Natalia
    29 kwietnia 2012 o 22:59

    Ojej, jaka literówka:-P Skoro nie chciało wstawić, to może i jest cenzura:-o Poprawiłam;pA chusteczki mogę dołączyć, nawet pachnące:-P
    Odpowiedz

    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    1 maja 2012 o 07:07

    No tak… jak mogę lecieć do następnego rozdziału. Myślałam, że jestem bardziej to tyłu, a tu jednak nie :P Pozostaje mi czekać i liczyć, że nic im się nie stanie
    Odpowiedz
    ewunia18@poczta.onet.eu
    1 maja 2012 o 22:52

    Ja Ciebie baaaaaaardzo przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej! Jakoś tak wyszło… Ogólnie to sporo zaległości teraz na blogach mam, ach. Jeśli chodzi o sam rozdział – ciekawe, jak skończy się cała akcja. Zapewne w następnym rozdziale się sporo wyjaśni :)Pozdrawiam serdecznie – Lyanne.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    2 maja 2012 o 21:48

    No i w końcu jestem na bieżąco! :D Tamtejsi władcy są bardzo przyjaźni. Poprzedni, z którymi nasze wampiry miały do czynienia zawsze okazywali się zachłanni i surowi. Ci są teraz miłą odmianą, podobają mi się. ;) Coś mi się zdaje, że ta ładniutka Indianka zawróci w głowie naszemu Jahmesowi. Kurde, jak ja bym chciała, żeby on się zakochał. xD Natalio, działaj. Niech moc będzie z tobą. :D Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy. :*
    Odpowiedz

    ~Natalia
    2 maja 2012 o 22:18

    Obawiam się, że czeka Cię sporo zaskoczeń;p
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    2 maja 2012 o 22:45

    Ej, no weź. Ja chcę tylko, by kochany Jahmes był w końcu szczęśliwy…
    Odpowiedz
    ~Natalia
    2 maja 2012 o 22:52

    Może będzie;)
    Odpowiedz

    ~Kara007
    14 maja 2012 o 16:44

    Cholercia, a to coraz bliżej i bliżej…. ;/ Chce mi się płakać…Ps: Serdecznie zapraszam do nas na nowy rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń