Rozdział V - Kłótnia

8.03.2011

   - Ojej. To tak jakby... poprosił cię o rękę? - szepnęła zachwycona Karolina.
   - Tak jakby. - Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. - Właściwie to zaproponował mi wieczną miłość. Chciał, żebym zostawiła przeszłość i podążyła z nim w przyszłość. - Westchnęłam, zamykając oczy. - Tylko że ja już dawno to zrobiłam.
   - Ale on musiał się chyba upewnić – stwierdziła Karolcia, uśmiechając się promiennie. - Chyba nie muszę pytać, co mu odpowiedziałaś?
   - Nie musisz. - Otworzyłam oczy i spojrzałam na nią. - Bo tak dosłownie, to nic mu nie odpowiedziałam.


   Bez słowa podałam mu krzyżyk i odwróciłam się, unosząc włosy. Założył mi na szyję, a ja schowałam go pod bluzkę. Kiedy się odwróciłam, patrzył na mnie z czułością.
   - Kocham cię – powiedział wprost.
   Zrobiłam krok w jego stronę i wtuliłam się w jego ramiona.
   - Ja też cię kocham – odparłam krótko, a w okolicy serca poczułam przyjemne ciepło.
   Trzymając się za ręce, ruszyliśmy między pozostałe stragany. Rozejrzałam się w poszukiwaniu moich przyjaciół. W końcu ujrzałam Erika, który wpinał Lily czerwony kwiat we włosy. Skierowaliśmy się w ich stronę.
   - Wyglądasz naprawdę uroczo – stwierdził mój opiekun, patrząc na wampirzycę roziskrzonym wzrokiem. Zatrzymałam się.
   - Może im nie przeszkadzajmy – mruknęłam cicho do Martina. Ale Lily już nas dostrzegła i uśmiechnęła się do nas szeroko. Razem z Erikiem ruszyli w naszą stronę. Ich dłonie były splecione.
   - A gdzie Juan? - spytał mój opiekun, rozglądając się.
   - Nie było go z nami – odparłam.
   Po pół godzinie spacerowania między składającymi się już straganami w końcu nasz gospodarz pojawił się przed nami.
   - Już pora – rzekł krótko. Wsiedliśmy do powozu i udaliśmy się do El Palacio de La Aljafería. Był to okazały zamek, a gdy udało nam się wślizgnąć do środka, mogliśmy podziwiać wspaniały dziedziniec, pomieszczenia niezwykle zaprojektowane, o bogatym wnętrzu.
   Tej nocy zwiedziliśmy jeszcze ruiny rzymskie, czyli resztki murów, teatru, łaźni i portu rzecznego oraz forum – rynek rzymski. Najbardziej jednak podobały mi się ruiny. Miały w sobie pewien urok, historię, którą być może Erik jeszcze pamiętał.
   Wróciliśmy tuż przed świtem i weszliśmy do swoich trumien, by spokojnie spędzić w nich kolejny poranek.
   Następnego dnia Lily tuż po przebudzeniu zrelacjonowała mi, jak to Erik włożył jej kwiat we włosy i stwierdził, że przepięknie wygląda.
   - Myślisz, że mnie... - Spojrzała na mnie niepewnie.
   - Myślę, że jesteś bardzo ważna w jego życiu. Ale jeśli chcesz, to mogę go o to zapytać.
   Pokręciła głową.
   - Poczekam, aż sam mi to powie. A jak ty i Martin?
   Uśmiechnęłam się i opowiedziałam jej o prezencie.
   - Ojej. - Zrobiła duże oczy. - To wspaniale! To teraz nie ma już powodu być zazdrosny.
   - Jeśli Juan znowu nie zrobi jakiegoś głupstwa – westchnęłam, przypominając sobie o pocałunku.
   Zdjęłam srebrny krzyżyk, popatrzyłam na niego w zamyśleniu i w końcu odłożyłam go do moich rzeczy, zostawiając na szyi pozłacany, od Martina.

   Tego wieczoru Szoszannah i Juan wybrali się na wampirzy jarmark. Zapytałam w myślach Erika, czy powinnam iść z nimi, ale stwierdził, że jeśli nie mam ochoty, to nie muszę.
   „Ufam Szoszannah”, odparł krótko. Uśmiechnęłam się do siebie. Korciło mnie, żeby zapytać, czy Juanowi też tak ufa, ale wolałam nie oskarżać go niewinnie po raz kolejny.
   Po zmroku Hiszpan i Izraelitka udali się na targ, Erik też gdzieś się ulotnił, a ja z Martinem ruszyliśmy w miasto.
   - To dokąd teraz, Amando?
   - Może pozwiedzamy kościoły? - zaproponowałam.
   Najpierw udaliśmy się do La Catedral del Salvador, której budowę rozpoczęto już ponad dwieście lat temu i wciąż ją dobudowywano. Potem pochodziliśmy jeszcze po mieście. Następnej nocy mieliśmy udać się w głąb Hiszpanii.
   - Kiedy ruszamy dalej? - Martin przerwał przedłużającą się ciszę. Ujęłam go za ramię i uśmiechnęłam się.
   - Kiedy już zobaczymy wszystko, co warto tu zobaczyć. Hiszpania ma swój urok, prawda?
   - Jak każdy inny kraj w Europie – mruknął wampir. - Ja jestem ciekawy Izraela.
   - Powoli, mamy przecież czas – rzekłam, rozglądając się wokół. Byliśmy gdzieś na obrzeżach Saragossy, spory kawałek od dworku Juana.
   - Idziemy dalej czy wracamy? - zapytałam. Zanim zdążył odpowiedzieć, usłyszeliśmy mrożący krew w żyłach krzyk.
   Spojrzeliśmy na siebie i jednocześnie ruszyliśmy w tamtą stronę. Zatrzymaliśmy się przed dużym budynkiem, okrążyliśmy go ostrożnie i ukryliśmy za rozłożystym dębem. Pomimo zmroku rozjaśnionego nieco blaskiem księżyca, dzięki naszym wampirzym zdolnościom, ujrzeliśmy niewielki, otoczony budynkami plac, a na nim czterech mężczyzn i kobietę, przykutą do słupa. W mgnieniu oka oceniłam sytuację. Kobieta bez wątpienia była wampirzycą, jej oprawcy to prawdopodobnie łowcy.
   Wampirzyca syczała i próbowała się uwolnić. Bezskutecznie. Nie wiedziałam, jakich kajdan użyli, ale kobieta nie mogła ich rozerwać. Kasztanowe włosy spadały jej na twarz, a ciemna suknia była w strzępach.
   Nagle jeden z mężczyzn podszedł do niej i wyciągnął duży, drewniany krzyżyk, przyciskając jej do twarzy. Rozległ się rozpaczliwy krzyk i swąd palonego ciała. Przeszły po mnie zimne dreszcze. Pamiętałam jeszcze ten ból, kiedy po pierwszym wypiciu krwi krzyż wypalił mi skórę na dekolcie.
   - Musimy jej pomóc – szepnęłam do Martina.
   - Ich jest czterech i to łowcy. - Pokręcił głową. - Sama mówiłaś, że z takimi lepiej nie...
   - Ale ona zginie! - przerwałam mu. Rozległ się kolejny krzyk. - Poza tym, torturują ją! A gdybym to ja była na jej miejscu?
   - To krzyż nie zrobiłby ci krzywdy – zauważył Martin, wyglądając zza konarów.
   - A Lily?
   Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
   - Zaczekaj tutaj. Spróbuję odwrócić ich uwagę. - I zanim się spostrzegłam, już go nie było.
   Spojrzałam za nim, zła na siebie, że go tak naraziłam. Ujrzałam, jak mój ukochany pewnym siebie krokiem podchodzi do łowcy. Stanęłam na lekko ugiętych nogach, w każdej chwili gotowa rzucić się mu na pomoc.
   - Czemu męczycie tak tę nieszczęśnicę? - Martin zatrzymał się przed jednym z łowców.
   - To nie twoja sprawa, wynoś się stąd, senior! - zawołał mężczyzna. Zauważyłam, że wszyscy ubrani byli w podobne, czarne stroje.
   - Czyżby? - Martin uśmiechnął się, pokazując kły. „Co on u licha wyprawia”, pomyślałam przerażona.
   - Caramba! Kolejny wampir! - Łowca wyciągnął krzyż w jego stronę, ale Martin spojrzał na niego obojętnym wzrokiem, unosząc brwi.
   - Mam podobny, dostałem od matki. - Odchylił kołnierz, po czym minął zdumionego łowcę i znalazł się przy wampirzycy.
   - Uważaj, są polane święconą wodą – jęknęła uwięziona, a mi ciarki przeszły po plecach na myśl, jak musiała cierpieć.
   - Pomysłowe – mruknął Martin, łapiąc za łańcuch. Wtedy łowcy ocknęli się z zaskoczenia i powoli zaczęli go okrążać. Wówczas postanowiłam wkroczyć do akcji.
   - Hej, seniores! - zawołałam. - Zostawcie nas w spokoju. Nie polujemy na ludzi, więc krzyże na nas nie działają.
   - Ach, tak? - rozległ się głos za moimi plecami. Odwróciłam się błyskawicznie. Naprzeciwko mnie stał piąty łowca. Stał to właściwie błędne określenie, gdyż ciągle był w ruchu. Jego smukła, wysoka postać skradała się ku mnie, a zimne, zielone oczy błyszczały złowrogo. Zrobił kilka kroków w moją stronę, a ja zdałam sobie sprawę, że go nie pokonam. Był dobrze wyszkolony. Pozostało mi tylko uciekać, lecz nie mogłam przecież zostawić Martina...
   Poczułam chlupot oblewającej mnie wody. Nie wiedziałam, jak to zrobił, ale musiał być naprawdę sprytny. Pośpiesznie otarłam twarz. Mężczyzna zaklął, gdyż święcona woda nie zrobiła mi krzywdy i zrobił ruch, jakby chciał się na mnie rzucić, ale gdy umknęłam, usłyszałam krzyk Martina, który znalazł się przy mnie i popchnął mnie na ziemię. W miejscu gdzie stałam, tkwił kołek.
   Przerażający krzyk przeszył powietrze. Obejrzałam się i zobaczyłam jednego z łowców, wyrywającego wbity przed chwilą kołek z piersi wampirzycy. Jej oczy zgasły i chwilę potem została z niej tylko garść prochu.
   Spojrzeliśmy na siebie z Martinem. Zrozumiałam, że przegraliśmy. Łowcy nas okrążyli i lada chwila mogli się na nas rzucić. Błyskawicznie podjęłam jedyną, słuszną w tym momencie decyzję.
   - Uciekamy – szepnęłam i jednocześnie zerwaliśmy się z ziemi. Wykorzystując lukę między dwoma łowcami, przemknęliśmy z prędkością światła i popędziliśmy przed siebie, jak najdalej od nich.
   Nie mieli szans nas dogonić, a mimo to zatrzymaliśmy się dopiero przed posiadłością Juana. Przez chwilę staliśmy, patrząc na siebie. Chwilę później Martin już trzymał mnie w ramionach.
   - Już dobrze, nie dopadną nas – szepnął mi do ucha. Delikatnie wyswobodziłam się w jego ramion.
   - Nie udało nam się – powiedziałam cicho, powstrzymując złość.
   - Nie zdążyłem zdjąć łańcuchów. Gdybyś nie wyszła z ukrycia, mógłbym zdążyć.
   - Ja? - Prychnęłam. - Gdybym nie wyszła, otoczyliby cię i zabili!
   - Myślisz, że tak łatwo dałbym im się zabić? - Cofnął się i uniósł brwi.
   - A miałeś kiedyś do czynienia z łowcą?
   - Nie, ale...
   - No właśnie! A ja owszem, tak się składa, że poznałam kilku! - Wzięłam się pod boki, patrząc na niego stanowczym wzrokiem.
   - Racja, poznałaś. Jednego nawet dość dogłębnie.
   Spojrzałam na niego dużymi oczami. Poczułam złość i nagłą chęć przyłożenia mu.
   - Przepraszam – zreflektował się nagle. - Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało... - Zrobił krok w moją stronę, ale ja pokręciłam głową.
   - Oczywiście, że poznałam go dogłębnie – powiedziałam, opanowując tlący się we mnie gniew. - Był moim mężem. Jeśli tak bardzo chcesz mieć dziewczynę, która nie miała przed tobą żadnego innego, to ja się nie nadaję.
   - Nie chcę innej. Amando, ja nie chcę się z tobą kłócić.
   - Ja też nie – zgodziłam się – więc lepiej będzie, jak oboje ochłoniemy. - Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Słyszałam, że woła za mną, ale nie zwracałam na to uwagi. Pobiegłam w stronę ruin. Weszłam pomiędzy pozostałości murów rzymskich. Zastanawiałam się, jak tu jest w dzień i doszłam do wniosku, że na pewno nie tak pięknie i tajemniczo jak w nocy. Usiadłam na jednym z kamieni i powoli uspokoiłam skołatane nerwy.
   Dlaczego to wszystko było takie skomplikowane?! Kochałam go, tego byłam pewna. A on twierdził, że też mnie kocha. Czemu więc nie mógł po postu zostawić w spokoju przeszłości?
Edmund nigdy nie był o mnie szczególnie zazdrosny, gdyż nie dałam mu powodów. Chris? Nie miał prawa, by być zazdrosny, skoro mnie zdradzał. Wiedział o moich kochankach i to akceptował. A Martin? Zazdrosny o Juana, o Edmunda... „Dobrze przynajmniej, że o własnego ojca nie jest zazdrosny”, pomyślałam ironicznie. „To już jakieś pocieszenie”.
   Ukryłam twarz w dłoniach. Krzyk tej nieszczęśnicy wciąż przebrzmiewał mi w uszach. Śmierć ludzka nie była już dla mnie straszna. Ale gdy umierał wampir...
   - Amanda?
   Obejrzałam się i ujrzałam Juana, wchodzącego między mury. Księżyc oświetlał jego przystojną twarz, na której widać było zadowolenie.
   - Już wróciliście?
   - Jak widać. - Podszedł do mnie i usiadł na skale obok. - Szoszo była zachwycona, tak jak ty wtedy.
   Uśmiechnęłam się.
   - Pamiętam. A widziała...?
   - Nie zaprowadziłem jej tam. - Wzruszył ramionami. - Pamiętam, jak ty zareagowałaś. A czemu siedzisz tu sama? Gdzie twój galán?
   - Chciałam być sama. - Spojrzałam na niego znacząco.
   - To tak jak ja. Często tu przychodzę, kiedy chcę pomyśleć.
   Westchnęłam i zamknęłam oczy, nasłuchując odgłosów nocy.
   - Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
   Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
   - Tak, to było na krwawym balu. - Wzdrygnęłam się. - Potem miałam koszmary.
   - Śniłem ci się? - Zerknął na mnie z zainteresowaniem. Siedział z jedną stopą opartą na kamieniu, opierając rękę na kolanie.
   - Nie ty, Dark. Strasznie się go wtedy bałam.
   - Śniłaś o nim? Też masz gust. - Prychnął. Roześmiałam się.
   - A pamiętasz, jak uczyłeś mnie strzelać z łuku? Na początku byłam beznadziejna.
   - Nieprawda. Jak na kobietę, dość szybko się nauczyłaś.
   - Kobiety szybciej się uczą – stwierdziłam, patrząc na niego wyzywająco. Uśmiechnął się, ukazując śnieżnobiałe kły. Szmaragdowe oczy zabłysły.
   - Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek?
   - Tak. Chciałeś, żebym z tobą wyjechała. - Jakże mogłabym zapomnieć? Spojrzałam na niego z obawą, że zobaczę złość w jego oczach. Ale on był spokojny.
   - Obiecałem ci coś wtedy.
   - Że wrócisz za sto lat? - Odwróciłam wzrok.
   - Tak. A potem spotkaliśmy się ponownie i spędziliśmy upojne chwile. Znowu zaproponowałem ci ucieczkę, a Ty ponownie odmówiłaś.
   Przyszło mi do głowy, że gdybym wtedy się zgodziła, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Całe moje życie. Ale czy żałowałam? Nie. Nie żałowałam. Bo wtedy pewnie nie byłoby Martina... Odwróciłam się w jego stronę.
   - Do czego zmierzasz? - zapytałam gniewnie. - Masz do mnie pretensje, tak? Ale ja cię nie kocham, Juanie. Nie tak, jakbyś chciał. Nie na tyle, żeby...
   - Wiem, Amando – przerwał mi spokojnie. - Problem w tym, że przyciąga mnie to, co nieosiągalne. - Wyciągnął rękę i dotknął mojego policzka. Chciałam się odsunąć, ale coś mnie powstrzymywało. - No widzisz? Ciągnie nas do siebie. A wtedy, kiedy cię pocałowałem na statku, coś sobie uświadomiłem. Coś, co już dawno powinienem zrozumieć.
   Serce biło mi w przyśpieszonym rytmie. Chciałam to przerwać, ale nie potrafiłam. Musiałam się dowiedzieć, do czego zmierza.
   - Czego się dowiedziałeś?
   - To, w czym się muszę jeszcze raz upewnić. - Pochylił się i pocałował mnie. Był to krótki, lecz intensywny pocałunek, do głębi poruszający wszystkie moje zmysły.

2 komentarze:

  1. ~Susannah
    8 marca 2011 o 07:48

    Pierwsza! :)Dalej uważam, że Martin jest pozbawiony charakteru. Ta kłótnia ( a tak a propos to ktoś tu ostatnio mówił o konieczności do kłótni dłuższego znania się) jest tego dowodem. I nie podoba mi się motyw z wyrzucaniem Edmunda z życia Amandy. Jednym słowem- z Martina jest typowy jedynak! O!
    Odpowiedz

    ~Natalia
    8 marca 2011 o 09:25

    No, trochę się już znają. A im lepiej ludzie się poznają, tym więcej wad wychodzi na jaw:) Amanda nie wyrzuciła Edmunda ze swojego życia, nadal jest w jej sercu, ale nie można żyć przeszłością:p Typowy jedynak? Haha ciekawe porównanie:):)
    Odpowiedz
    ~Susannah
    8 marca 2011 o 09:50

    Trochę się znają? Znam kogoś kto się dłużej zna, a nie może się pokłócić bo niby się za krótko znają. Ot zagwostka!
    Odpowiedz
    ~Natalia
    8 marca 2011 o 10:23

    Oj uważaj, bo jak ich skłócę to się nie pozbierasz!!!:-)
    Odpowiedz
    ~Susannah
    8 marca 2011 o 16:36

    Do it! Proszę!
    ~Natalia
    8 marca 2011 o 19:49

    :P

    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    8 marca 2011 o 09:34

    Jakże sie cieszę z kolejnego rozdziału :-) Był cudowny, taki jak lubię. Najpierw ten krzyżyk, który ofiarował jej na znak miłości, później wieczorny spacer i napotkanie maltretowanej wampirzycy… Szkoda, że nie udało się im jej uratować, ale to wydarzenie doprowadziło do kłótni, która trochę zniechęciła mnie do Martina. Zazdrośnik jeden :-) Niby go rozumiem, ale nie podoba mi się jego podejście. Jakoś tak ciągle mam nadzieję, że to nie on będzie tym jej jedynym. Nie wiem dlaczego, ale Juan bardziej mi odpowiada. I tak się biedaczek stara. Ciągle ma nadzieję… Wytrwały jest bardzo i chyba naprawdę ją kocha. To dla mnie bardzo miły początek dnia. Dziękuję za tak wspaniały prezent na Dzień Kobiet i przy okazji składam Tobie życzenia z okazji tego święta :-)
    Odpowiedz
    ~justilla
    8 marca 2011 o 14:36

    I znów Juan! Mam nadzieję, że da mu w twarz. Jestem bardzo ciekawa co chciał tym osiągnąć, i chyba się dowiem w kolejnym rozdziale. A Martin troszkę egoistyczny zaczyna być, to mi się nie podoba…[amica-libri], [poslancy-milosci]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    8 marca 2011 o 19:50

    Dowiesz się, dowiesz:) I podejrzewam, że może nawet Ci się to spodoba;>
    Odpowiedz

    ~Lilith
    8 marca 2011 o 14:48

    Rozdział fenomenalny! Normalnie mnie to twoje opowiadanie pochłania. Martina nie cierpię… Jest taki zapatrzony w siebie. Zdecydowanie bardziej wolę Juana… Ciekawe jak to rozegrasz. A rozdział to po prostu arcydzieło. Pozdrawiam [taikasanoja]
    Odpowiedz
    ~Kara007
    8 marca 2011 o 15:27

    Dziękuję za dedykację ;) Co do zawieszenia bloga, to trochę jeszcze potrwa, choć przyznam się szczerze, że regularnie piszemy z Gulką do zeszytu, ale trochę czasu minie zanim dodamy następną część. A teraz o rozdziale, Martin nie powinien non stop wypominać Amandzie Edmunda i po części Juana, choć nie przeczę, że jego zazdrość nie jest fajna ;) Ale, moim zdaniem powinien załatwić sprawę po męsku x) Jestem też ciekawa jak zareaguje Amanda na ten pocałunek i te jego „Zaskakujące wyznanie”?? Z niecierpliwością czekam na nn, pozdrawiam i życzę weny ;***
    Odpowiedz

    ~Natalia
    8 marca 2011 o 19:48

    Po męsku? Czyli ma się polać krew?:-) Ojej:)
    Odpowiedz
    ~Kara007
    8 marca 2011 o 20:28

    Oj tam od razu krew ;) Tak wiesz, porozmawiali, sami, bez świadków i wyjaśnili sobie na czym oboje stoją itp. ;)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    8 marca 2011 o 22:34

    Już widzę tę ich rozmowę:-DKochany Juanie,drogi Martinie,po co się kłócić?Nie lepiej wszelkąniechęć odrzucić?obaj czuliśmy wszakAmandy słodki smak:-DJejku odbija mi dzisiaj:-D
    Odpowiedz
    ~Kara007
    9 marca 2011 o 15:52

    Niee no, tylko tak troszkę ;) No nie mogę się doczekać tego następnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Lyanne Grey
    8 marca 2011 o 17:19

    Ciekawa notka. Taka romantyczna… Ciekawe, co będzie dalej z Juanem. Oby Amanda nie zostawiała Martina ;)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    8 marca 2011 o 19:48

    O, w końcu jakiś głos za Martinem:)
    Odpowiedz

    ~justilla
    9 marca 2011 o 15:23

    Na razie jestem wciąż za Martinem, biedaczek sam na razie na placu boju nie zostanie xDObejrzeć warto. Przeczytać… też, ale nie bardzo priorytetowo, choć to zależy od ciebie ;)
    Odpowiedz
    ~Agata:)
    10 marca 2011 o 19:42

    Kolejny pocałunek. Ale to było z klasą! :DMartin mnie wkurzył, bo to on rozpętał kłótnie, a nie powinien. Śmierć wampirzycy zapewne szokująca dla Amandy… Szkoda, że jej nie uratowali, ale cóż…Rozdział mi się podoba – szczególnie końcówka;)
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    11 marca 2011 o 16:11

    Aż kipi miłością ;) Szkoda, że jeszcze obszerniej nie opisałaś zwiedzania miasta, ale myślę że i na to przyjdzie czas ;) Łowcy okazali się naprawdę sprytni, udało im się zabić wampirzycę. Amanda musiała na to patrzeć z bólem serca. Bardzo dobry rozdział!Chciałam Cię bardzo serdecznie zaprosić na mój 2 nowy blog. Nie będę Ci go tutaj opisywać, ale zachęcam do zajrzenia.http://byc-kobietaa.blog.onet.pl/
    Odpowiedz
    ~Vivi
    13 marca 2011 o 15:51

    Przeczytałam wszystko od samego początku i jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego talentu pisarskiego. Wspaniała historia, niesamowite wątki już wiem, że nie obejdę się bez Twojego bloga. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, jeżeli informujesz o NN prosiłabym na: vampires-new-story.blog.onet.plPozdrawiam, Vivi
    Odpowiedz
    damonvampire@vp.pl
    14 marca 2011 o 16:57

    Jesteś genialna!
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    15 sierpnia 2011 o 00:18

    No i znowu Juan całuje Amandę! Kiedy on w końcu przestanie uprzykrzać jej życie/egzystencję? Jeszcze niech zobaczy to Martin, a będzie burza. Szkoda tej kasztanowłosej wampirzycy. Niezłą zmyłkę zrobiła łowcom Amanda i Martin. xD Kłótnia kochanków? Zobaczymy jak to się dalej potoczy… „Caramba” – wisz o co chodzi, prawda? xD < śmiech>

    OdpowiedzUsuń