Rozdział IV - Tajemnicze sentencje

16.03.2012

   Zamilkłam, widząc, że Karolina zasypia. Zamrugała oczami i ziewnęła.
   - Chyba jutro mi opowiesz resztę. Podejrzewam, że Juan wybił mu te kły. - Ziewnęła ponownie i poszła do siebie, a chwilę później wszedł mój mąż, który właśnie skończył swoje zajęcia biurowe i usiadł obok mnie, otaczając ramieniem. Powspominaliśmy dawne czasy, szczególnie te zabawne i szczęśliwe momenty, a potem poszliśmy spać.
   Kiedy tylko wstałam, Karolcia już czekała na moją opowieść.
   - Mama jeszcze robi śniadanie, to możesz mi opowiadać, co było dalej, dobrze?
   Skinęłam głową i usiałam.
   - No dobrze. Skończyłam na przybyciu Siegfrieda, tak?
   - Dokładnie. Juan się na niego rzucił. Wybił mu te kły?
   - Cóż... mało brakowało.


   Kłów co prawda Juan mu nie wybił, ale wampir poleciał na ścianę i upadł na ziemię. Natychmiast zerwał się i rzucił w stronę Hiszpana.
   - Nie, nie, przestańcie, Juan, co ty wyprawiasz... - Zanim ja czy Martin zdążyliśmy zareagować, Ianira błyskawicznie znalazła się między nimi.
   - Querida, odsuń się, chcesz, żeby zrobił ci krzywdę?! - Juan przyciągnął ją do siebie, pokazując ostre kły Siegfriedowi i warcząc w jego stronę. Jasnowłosy wampir zatrzymał się, otrzepał ubranie i błysnął zimnym wzrokiem po nas wszystkich, w końcu spojrzał na Juana.
   - Lubisz robić sobie wrogów, prawda? To masz o jednego więcej. - Warknął krótko, odwrócił się i po kilku sekundach zniknął za drzwiami.
   - Nic ci nie jest? - spytała Ianira, patrząc na Juana z troską.
   - Mnie? Skąd. Ale nie zdążyłem wybić mu kłów – nachmurzył się.
   - No i teraz będziesz miał z nim problemy! To przeze mnie, nie powinnam tak reagować ani ci mówić. - Przygryzła lekko dolną wargę. - I co teraz?
   - Teraz przeczytamy list. - Juan wzruszył ramionami, zachowując się, jakby nic się nie wydarzyło. Zabrał list z jej rąk, otworzył kopertę i wyjął kartkę. Podeszliśmy bliżej. - Ab alio exspectes, alteri quod feceris – przeczytał.
   - To chyba łacina – stwierdziła Ianira, zerkając w trzymaną przez niego kartkę.
   - Co zrobisz drugiemu, oczekuj od niego – przetłumaczył Martin. - Seneka.
   - Ale co to niby ma znaczyć? - zapytałam, próbując zebrać myśli. - Co zrobisz drugiemu... Coś mu zrobiłeś? Temu Proklesowi?
   - Nie mam pojęcia – zaprzeczył Juan. - W ogóle nie kojarzę, kto to jest.
   - Może jakiś twój dawny znajomy? - próbowałam zgadywać.
   - I ma coś wspólnego z tym Siegfriedem – dodała Ianira, spoglądając w stronę drzwi, przez które wszedł Erik z Szoszannah. Za nimi wleciał żółtoskrzydły nietoperz Lily.
   Przeszliśmy do głównego salonu, usiedliśmy wokół stolika – Atalef głową w dół tuż nad nim – a po chwili dołączył do nas Jahmes i Juan opowiedział, co przed chwilą tutaj zaszło. Zaczął oczywiście od momentu pojawienia się Siegfrieda.
   - Szkoda, że mnie nie było, ja nie mam takiego słabego ciosu, kły by poleciały – mruknął Jahmes.
   - Jakby Ianira nie skoczyła między nas, nie byłoby nawet co zbierać! - zawołał Juan.
   - O, to wiewióreczka uratowała twoje zęby przed wybiciem? - Jahmes uniósł lekko brwi.
   - Moje zęby nie miały zamiaru zmieniać miejsca pobytu – prychnął Juan. - Za to jego kły...
   - Mniejsza o niego i jego kły – przerwała im Ianira i pokręciła głową. - Ktoś przysłał Juanowi groźbę, bo jak inaczej to wyjaśnić?
   - Może jakiś zazdrosny o swoją żonę mąż – rzucił Martin.
   - A może znasz go pod jakimś innym imieniem? - zapytałam.
   Juan przewrócił oczami na słowa Martina i zerknął na mnie.
   - Nie znam go w ogóle, a przynajmniej nie kojarzę. Zastanawiam się, po co mi to przysłał. Chce udowodnić, że świetnie zna łacińskie przysłowia?
   - O ile wiem, Prokles to dość popularne imię – stwierdził Erik, obejmując żonę. Ubrany był w granatowy strój; odkąd odnalazł grób swojej rodziny, zaczął ubierać się w nieco jaśniejszej tonacji. Co prawda nie była to radykalna zmiana, ale zrzucił już czerń na rzecz innych kolorów. - Postaram się dowiedzieć, kim może być, choć podejrzewam, że nie będzie to łatwe.
   - Ciekawe, czy to wampir, czy łowca – zastanawiała się Lily, przytulając się do męża.
   - Jutro jeszcze nad tym pomyślimy, dzisiaj pora spać – zauważyłam. Wszyscy jednocześnie spojrzeli w okno. Noc dobiegała końca.

   Następnego popołudnia, kiedy się obudziłam, Martin już nie spał, ale wciąż leżał i czekał na mnie. Powitałam go pocałunkiem. Wstaliśmy, przebraliśmy się i udaliśmy do salonu, gdzie pozostali siedzieli już i się naradzali.
   - Co nas ominęło? - spytałam, siadając obok nich. Za mną usiadł mój ukochany.
   - Kolejna wiadomość – wyjaśniła Szoszannah, podając mi kartkę.
   - Amittit merito proprium, qui alienum appetit – przeczytałam.
   - Słusznie traci swoje, kto sięga po cudze – przetłumaczył Martin. - Jak nic, uwiódł jakąś – mruknął. Jahmes spojrzał na niego w zamyśleniu.
   - Myślę, że ten Prokles ma do ciebie o coś pretensje – stwierdziła Szoszannah. - Coś stracił i uważa, że to twoja wina.
   - Ktoś się wygłupia i tyle. - Juan wzruszył ramionami. - Nie ma czym się przejmować. Większym problemem może być ten Siegfried, pójdę dzisiaj do Herona, może on wie, po co wrócił.
   Po zachodzie słońca Erik wyruszył, by dowiedzieć się, kim jest Prokles, Juan udał się do Herona, a Ianira usiadła w fotelu, zagłębiając się w lekturę „Króla Edypa”, którą ostatnio dostała od Hiszpana. Jahmes i Lily zajęli miejsce na ganku i pogrążyli się w rozmowie na temat nietoperzy, obserwując Atalefa, latającego wokół nich.
   - Idziemy na łowy? - spytał Martin, biorąc mnie za rękę. Uśmiechnęłam się do niego i skinęłam głową. Wybiegliśmy z domu i pobiegliśmy w stronę rzeki.
   Wróciliśmy pod koniec nocy. Erika jeszcze nie było, a pozostali mieli ponure miny.
   - Co tym razem? - spytałam.
   - Heron nic nie wie – odparł Hiszpan. - A ten germański wampir, który przyniósł wiadomość, zatrzymał się na kilka dni i jest pod ochroną władcy. Chociaż, gdybym go sprowokował do bójki... - zamyślił się.
   - Juan! - Ianira założyła ręce na piersiach i pokręciła głową. - Nie bij się z nim. Nie warto. Za kilka dni wyjedzie i będzie spokój.
   - Obyś miała rację – westchnęłam.
   Wtem coś wpadło na ganek. Juan wybiegł pierwszy, a gdy do niego dołączyliśmy, trzymał w ręku kolejną wiadomość; tym razem ktoś owinął nią kamień.
   - Rosa pulchra est – przeczytał. Popatrzyliśmy na siebie.
   - Róża jest piękna – przetłumaczył Jahmes, marszcząc brwi w zamyśleniu. - A więc jednak chodzi o kobietę. - Zerknął na Martina.
   - No to ja od początku tak mówiłem – rzekł mój ukochany, opierając się o drzwi.
   - Ale tylko tyle? Róża jest piękna? - Spojrzałam na Juana. - Róża jako kobieta, tak? Czyli jest jakaś piękna kobieta, która należała do innego, ale ją uwiodłeś?
   Juan przewrócił oczami.
   - Och, gdybym miał pamiętać każdą kobietę, którą... - urwał nagle, szerzej otwierając oczy. - Wampirzyca Raisa! No oczywiście, że też wcześniej o tym nie pomyślałem. Mówiono na nią Róża i jej mąż miał na imię Prokles!
   - I ty mu ją zabrałeś – stwierdziła Ianira, odsuwając się nagle od niego.
   - Nie zabrałem, to był tylko przelotny romans...
   - Czyli ją uwiodłeś. - Rudowłosa wampirzyca spojrzała mu prosto w oczy.
   - No uwiodłem - przyznał. - Ale ona miała liczne romanse, nie tylko ze mną. - Wzruszył ramionami.
   - Może poprzednich jej kochanków już zabił – podpowiedział Martin.
   - No to ze mną nie pójdzie mu tak łatwo. - Juan wszedł do domu, a my za nim. Oparł się o stolik i założył ręce na piersi. - Zresztą... nie widziałem Raisy, odkąd wyjechałem wtedy z Grecji.
   - To co teraz, skoro już wiemy, o co chodzi? - spytała Szoszannah, siadając na kanapie. Jahmes usiadł obok niej i sięgnął po list. Przeczytał treść i pokręcił głową.
   - Wyraźnie daje do zrozumienia, że zerwałeś jego różę.
   - Niechby jej sobie pilnował – mruknął Juan. - No dobra, to w takim razie jedynym wyjściem będzie znaleźć go i sprawdzić, czy walczyć potrafi tak dobrze, jak cytować łacinę. Chociaż tak naprawdę to właśnie jego żona lubiła cytaty.
   - Wiesz, gdzie mieszka? - spytała Ianira.
   - Niestety nie. Nigdy nie spotykaliśmy się u niej w domu, a jej męża widziałem gdzieś przelotnie... Ale jakoś go znajdę.
   - To nie będzie takie proste – odezwał się Erik, stając w drzwiach. - Mam adresy kilkunastu Proklesów, ale i tak nie wiemy, czy któryś z nich to ten właściwy. - Wszedł i usiadł w fotelu naprzeciwko Ianiry. Obok usiadł Martin i przyciągnął mnie na swoje kolana.
   - No dobrze, to podsumujmy, co wiemy – postanowiła Szoszannah. - Prokles chce się zemścić na Juanie, a ten Siegfried przyniósł pierwszy list, więc to pewnie jest jakoś ze sobą powiązane. Musimy tylko odkryć, jak.
   Zastanawialiśmy się nad jej słowami jeszcze przez kilka minut, dopóki natrętne słońce nie zmusiło nas do ukrycia się w swoich trumnach.
   Następnej nocy znów wstałam ostatnia. Minęło już sporo czasu od momentu tortur Mazbah i mój letarg powrócił do dawnego stanu. Tym bardziej, że zasypiając i budząc się, miałam obok siebie Martina.
   Okazało się, że Juan dostał kolejną kartkę. Ktoś zostawił ją, gdy jeszcze spaliśmy, więc z całą pewnością wynajęli do tego ludzi. Dobrze, że piwnica była doskonale zabezpieczona i żaden człowiek nie byłby w stanie otworzyć jej od zewnątrz.
   Przeczytałam wiadomość i westchnęłam. Ubi lex, ibi poena?
   - Gdzie prawo, tam i kara – wyjaśnił Jahmes.
   - Nieciekawie brzmi – mruknęłam.
   - Mamy kilka adresów, które mogą należeć do tego wampira – zawołała Lily, wchodząc do salonu. - O zmierzchu idziemy go poszukać i z nim porozmawiać.
   - Idziemy ja i Juan – poprawił Erik.
   - I wątpię, żeby skończyło się na rozmowie – dodał Hiszpan.
   Rozległy się gwałtowne protesty Ianiry i Szoszannah, które uparcie chciały iść z nimi. Mimo to mężczyźni zgodnie postanowili, że to zbyt niebezpieczne. Byłam zdania, że przeszłyśmy już o wiele gorsze rzeczy niż jakiś zazdrosny wampir, ale nie było sensu się z nimi kłócić.
   Przed zmrokiem Juan dostał jeszcze jeden list, tym razem przyniosło go jakieś dziecko, twierdząc, że bogaty pan mu zapłacił.
   - Trahit sua quemque voluptas – przeczytał Juan.
   - Każdy ulega swoim namiętnościom – przetłumaczył Martin. - Wergiliusz.
   - To już się staje nudne. - Juan przewrócił oczami.
   - Ale tym razem to brzmi inaczej, jakby tłumaczył twoje zachowanie – zauważyłam.
   - Nie ma nad czym się zastanawiać, niedługo wszystko się wyjaśni – stwierdził Hiszpan. - Znajdziemy go.
   - W razie problemów z germańskim wampirem czuwajcie nad nimi – zwrócił się Erik do Martina i Jahmesa, kiedy zapadł już zmrok i mieli wyruszyć.
   - Poradzimy sobie – uspokoiłam go i zerknęłam na moje przyjaciółki, patrzące ponuro na wychodzących. Nie wyglądały na bezbronne wampirzyce, nad którymi należałoby czuwać.
   - Uważaj na siebie – poprosiła Lily męża, podchodząc do niego i spoglądając z troską.
   - Przecież wiesz, że nic mi nie będzie. - Pocałował ją lekko.
   Ianira zerknęła z niepokojem na Juana.
   - To o ciebie mu chodzi – powiedziała cicho.
   - Boisz się o mnie – raczej stwierdził niż zapytał Hiszpan, szczerząc zęby w uśmiechu.
   - Ktoś chce cię zabić, to naturalne, że się martwię. - Wzruszyła ramionami.
   - Bez obaw, mi amor. Prokles nie ma ze mną szans. Niedługo wrócę. - Przyciągnął ją i pocałował. Krótko, lecz chyba intensywnie, bo nawet kiedy już zniknął za drzwiami, Ianira nadal stała bez ruchu.
   - Ta pewność siebie kiedyś go zgubi – mruknęła po chwili ponuro.
   - Powiedz, kiedy dotrą na miejsce – poprosiła mnie Szoszannah.
   Skinęłam głową.
   - Też macie wrażenie, że coś nam umknęło?
   - Tylko co? - Ianira zmarszczyła czoło, kręcąc bezradnie głową.
   Usiedliśmy na ganku, temat zszedł na sentencje łacińskie. Jahmes i Martin wymieniali kolejno różne powiedzenia, zgadując nawzajem, do kogo należą.
   - A ja też znam jedno ciekawe – powiedziała Ianira, odrzucając do tyłu ciemnorude loki, uparcie spadające jej na twarz. -  Amor omnia vincit?
   - Ja wiem. Miłość wszystko zwycięża – powiedziała Szoszannah z uśmiechem.
   - A kto powiedział: da mi basia mille, deinde centum? - spytał Jahmes.
   - Pocałunków daj mi tysiąc i setkę. Katullus – rozległ się kobiecy głos. Obejrzeliśmy się w tamtą stronę i ujrzeliśmy elegancką wampirzycę stojącą na ganku. Ładna, wysoka Greczynka, ubrana w ciemnobrązową szatę, a w upiętych wysoko ciemnych włosach wpiętą miała dużą czerwoną różę.

2 komentarze:

  1. ~Iara
    17 marca 2012 o 00:04

    Te fragmenty z sentencjami w listach ciekawe. Inteligentne pogróżki xD Szkoda, że Juan nie wybił tych zębów, w końcu to Pogromca Maurów xD Sentencja Ianiry – głupie to i bez sensu i bez związku xD Nie wiem, co dodać, bo późno jest i mój mózg już nie jest twórczy xD Martin znał każdą sentencję, a Jahmes to co?xDA wampirzyca… chyba wiem kto to,
    Odpowiedz

    ~Natalia
    17 marca 2012 o 00:19

    > Te fragmenty z sentencjami w listach ciekawe. Inteligentne> pogróżki xD Szkoda, że Juan nie wybił tych zębów, w końcu> to Pogromca Maurów xDAle chyba mu jakiś kieł ukruszył:p> Sentencja Ianiry – głupie to i bez> sensu i bez związku xDPoprawiłam.> Nie wiem, co dodać, bo późno jest i> mój mózg już nie jest twórczy xD Martin znał każdą> sentencję, a Jahmes to co?xDJahmes też przecież znał:p> A wampirzyca… chyba wiem kto to,No wiesz, wiesz;)
    Odpowiedz

    ~Lyanne
    17 marca 2012 o 01:03

    Fajny pomysł z tymi sentencjami ;D no i róża, Róża ;) hmm, czy tylko mi Ianira kojarzy się z Iarą? Pod względem imienia/nicku, oczywiście ;DPozdrawiam i czekam na nn -
    Odpowiedz

    ~Natalia
    17 marca 2012 o 01:04

    Dobrze Ci się kojarzy;p
    Odpowiedz

    ~Viviene
    17 marca 2012 o 10:56

    Rozdział bardzo mi się podobał, pomysł z sentencjami ciekawy i oryginalny. No proszę Juan potrafi nas jeszcze zaskoczyć. Końcówka fajna, szczególnie wejście greckiej wampirzycy. Jestem ciekawa, co też z tego wyniknie :) PS. Zauważyłam, ale nie miałam jeszcze przyjemności poczytać. Pozdrawiam, Vi
    Odpowiedz

    ~Natalia
    17 marca 2012 o 11:25

    Powiem tyle: będzie się działo;)
    Odpowiedz

    ~Kara007
    17 marca 2012 o 11:47

    Oni poszli do jej męża, a ona przyszła do nich ;D Cóż za zbieg okoliczność ;p Oczywiście ;) Coś mi się wydaję, że to było zaplanowane, żeby Juana i Erika nie było w domu, a raczej żeby to Juana nie było w domu… Tylko po co?No szkoda, że Hiszpan nie wybił mu tych kłów, ale mało brakowało ;D I w ten sposób zyskuje on sobie nowego wroga ;pCiekawy pomysł na posyłanie gróźb… Takie dyplomatyczne ;D Zastanawiam się tak, czy to czasem nie Raisa jest autorką tych liścików… W końcu lubi cytaty ;pNie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać… Pozdrawiam ;***
    Odpowiedz

    ~Natalia
    17 marca 2012 o 11:54

    Tak sądzisz? Że to Raisa?:p
    Odpowiedz
    ~Kara007
    18 marca 2012 o 18:53

    A mylę się ?? ;D Tak tylko sobie przypuszczam ;p
    Odpowiedz
    ~Natalia
    18 marca 2012 o 19:20

    Nie powiem:x
    Odpowiedz
    ~Kara007
    19 marca 2012 o 16:35

    Dlaczego?? ;)
    ~Natalia
    19 marca 2012 o 20:41

    Zgadnij;-P

    ~Ranna-Zorza625
    17 marca 2012 o 16:47

    Noo nie! Właśnie czytam bloga od początku, patrzę, ciekawa co bedzie dalej, a tu… Zaskoczenie. Otóż, nie ma jeszcze rozdziału! Szybkie zerknięcie na daty. O nie, dodane wczoraj… Czyli na rozdział będziemy musieli trochę poczekać.No nic, poczekam. Powinnam była uczyć się d testów gimnazjalnych, które tuż-tuż.Około 21-25? Poczekam :).Świetny blog. A tym czasem powrócę do części pierwszej, rozdziałów IX-X :).Masz to świetnie opisane.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    17 marca 2012 o 17:25

    To czytasz od końca?:p
    Odpowiedz

    ~Anai
    17 marca 2012 o 18:12

    Może to ta cała Róża przyszła się mścić? Jak zwykle urywasz w takim momencie i znowu trzeba czekać. Mam nadzieję, że nikt nie ucierpi na jej obecności. Domyślam się, że Ianira będzie okropnie zazdrosna. Ciekawe co na to wszystko Juan:)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    17 marca 2012 o 18:15

    Może tak, a może nie:p okaże się;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Tyzyfone
    17 marca 2012 o 20:33

    Naprawdę fajny, oryginalny pomysł z pogróżkami w formie łacińskich sentencji i to tak ładnie dobranych;) Cały rozdział świetny. No i ta Raisa… Lubię to imię;) Końcówka bardzo ciekawa, bo i Raisa wydaje sie interesującą kobietą. Co ja ci mogę powiedzieć no! Jak zawsze świetnie ot co. Nie mam się nawet do czego przyczepić. Pozdrawiam [la-dance-macabre]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    18 marca 2012 o 01:32

    Interesująca jest z całą pewnością;)A Ty się nigdy niczego nie czepiasz:p
    Odpowiedz

    ~Laura33
    18 marca 2012 o 07:55

    Masz jak zwykle fajne pomysły na to cudne opowiadanie. Rozdział bardzo mi się spodobał. Czekam z niecierpliwością na następny.
    Odpowiedz
    ~Justilla
    18 marca 2012 o 19:55

    „Skinęłam głową i usiałam.” – usiadłam :)Ciekawy pomysł z tymi sentencjami. A umknął im chyba fakt, że i Raisa może mieć coś do powiedzenia. Jestem pewna, że to ona przyszła. Nie wiem tylko co chciała tym osiągnąć. Do męża poszli ci co bić się z pewnością umieją. W domu zostało dwóch facetów i kobiety, nikt bezbronny. Pogadać chce? :)No i mógł wybić mu te kły. Chociaż jeden :D[amica-libri]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    18 marca 2012 o 20:10

    Coś chce na pewno:-P
    Odpowiedz

    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    22 marca 2012 o 05:56

    Powiem Ci, że teraz to ja już na pewno będę się mylić z imionami hehe! Muszę się podszkolić z języków.Nie będę oryginalna, pomysł z sentecjami, bardzo mi się spodobał. Grecka wampirzyca? Czyżby miała trochę namieszać w opowiadaniu, swoją urodą?
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    2 maja 2012 o 19:31

    Błagam, tylko nie łacina… ;p Jak ja jej nie znoszę! Chociaż fajnie brzmi, ale uczyć się jej nienawidzę. Jedna plus dla Proklesa, kimkolwiek jest. Widać, że to nie byle jaki wampir. No i zapewne ta ładna, wysoka Greczynka to Raisa. Róża we włosach mówi sama za siebie. ;D

    OdpowiedzUsuń