Rozdział III - Sztorm

26.02.2011

   Zamilkłam na chwilę, spoglądając na Karolinę. Leżała na łóżku z przymkniętymi powiekami.
   - No, pora spać – odezwał się mój mąż, wchodząc do pokoju. Dziewczyna wstała i wymamrotawszy „dobranoc”, podreptała do swojego pokoju.
   Następnego dnia, kiedy się obudziłam, mojego ukochanego już dawno nie było. Uśmiechnęłam się do siebie.
   - Jak zwykle na końcu – mruknęłam do siebie i ubrałam się, po czym wyszłam z pokoju.
   Zaraz za mną wyszła Karolina.
   - Ale się wyspałam – powiedziała, przeciągając się.
   - Przynajmniej nie jestem ostatnia – stwierdziłam z uśmiechem, siadając przy stole.
   - Wiesz, wczoraj zapomniałam się o coś zapytać. - Karolina usiadła obok i zalała płatki mlekiem. - Mówiłaś, że Szoszannah miała na nazwisko Neawiw? Co to znaczy?
   - To znaczy piękna wiosna – odparłam.
   - Fajnie! To co było dalej? Skończyłaś, jeśli dobrze pamiętam, na sztormie.
   - Zgadza się – przytaknęłam i wróciłam do opowiadania mojej historii.


   Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Pogoda zmieniła się w mgnieniu oka. Silne fale zaczęły kołysać statkiem jak łupinką, a z nieba lunął obfity deszcz.
   - Kobiety z pokładu! - zawołał kapitan i pomimo naszych protestów zostałyśmy wepchnięte do kasztelu. Martin, Juan i Erik zostali, by pomóc marynarzom. - Pozamykać wszelkie włazy! Założyć liny sztormowe! Opuścić żagle!
   - Niesamowite – szepnęła Lily, łapiąc się ściany, gdyż meble latały po całym pomieszczeniu. Ja również skuliłam się w kącie, zastanawiając się, co mam zrobić, żeby pomóc w ratowaniu statku. Nie wyobrażałam sobie, żebym musiała przepłynąć tyle mil morskich do brzegu. Po drodze najpewniej padłabym z głodu.
   - Widziałaś już taki sztorm? - spytałam, uchylając się przed jakąś księgą, lecącą nad moją głową.
   - Nie, ale to ciekawe doświadczenie. Wracam na pokład, może na coś się przydam! - Skierowała się w stronę drzwi.
   - Nie pozwolą ci – zaoponowałam.
   - Coś wymyślę. - Otworzyła drzwi, przez które wpadł świszczący wiatr, niosąc ze sobą mnóstwo kropel deszczu. Gdybym nie była wampirzycą, pewnie byłabym przerażona i zmarznięta. Tymczasem byłam tylko zafascynowana i ciekawa.
   Wyszłam na zewnątrz zaraz za Lily. Moim oczom ukazał się drastyczny widok. Księżyc oświetlał walkę marynarzy z żywiołem. Z nieba lał deszcz, a ogromne fale wody przelewały się przez burtę. Ludzie wyglądali jak szmaciane lalki, targane wiatrem i ulewą. Bezradni wobec potęgi morza.
   Część załogi zabezpieczała drzewce i zwijała żagle, reszta wylewała wiadrami wodę ze statku. Bez wahania złapałam puste wiadro i zabrałam się do pracy, z niepokojem stwierdzając, że woda napływa nieprzerwanie. Nabrałam jej i ruszyłam w stronę burty, gdy nagle mój opiekun złapał mnie za ramię.
   - Nie zbliżaj się zbytnio do burty, bo może cię zwiać z pokładu! - Zabrał mi wiadro i sekundę później był już z powrotem z pustym. - Szoszannah została pod pokładem?
   - Nie, wyszła przede mną. - Rozejrzałam się, ale nigdzie jej nie dostrzegłam. Erik złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę kasztelu.
   - Wejdź do środka, ja pójdę jej poszukać. Wiatr jest zbyt silny! - I już go nie było. Spojrzałam na wiadro, które zostawił. Woda sięgała już do łydek, więc nie miałam co się zastanawiać. Nabrałam jej do wiadra i ostrożnie ruszyłam w stronę burty.
   Wtem statek podskoczył na większej fali i przechylił się gwałtownie. Uderzyłam całym ciałem o burtę, wiadro wypadło mi z rąk. Zalała mnie gwałtowna fala lodowatej wody. Otarłam oczy i spojrzałam przed siebie. Ujrzałam Lily, trzymającą się masztu. Suknia przylegała jej do ciała, a mokre włosy latały na wietrze. Gdzieniegdzie przelatywał jakiś marynarz z wiadrem. Z trudem się podniosłam. Stłuczone żebra po chwili przestały boleć. Sięgnęłam po wiadro. Wylałam wodę i zerknęłam na Szoszannah. Spojrzała na mnie i ruszyła w moją stronę. W ręce również trzymała wiadro.
   Nagle obok niej pojawił się Juan.
   - Oszalałaś?! Chcesz wypaść za burtę?! - zerknął na mnie. - Obie oszalałyście. Wracajcie natychmiast do kasztelu!
   - Mowy nie ma! - zawołała wampirzyca. - Uwielbiam deszcz, a sztorm jest niesamowity! I może coś pomogę.
   - Chyba tylko przeszkodzisz. Widzisz, jak się kończy obecność kobiet na pokładzie? Wracaj do pomieszczenia, Szoszo.
   - Szoszannah! Mam na imię Szoszannah, a nie Szoszo! - zirytowała się wampirzyca. Upuściła wiadro i w tej samej chwili gwałtowna fala zasłoniła mi widok. Złapałam się burty i kilka sekund później usłyszałam przeraźliwy krzyk Lily, dochodzący od strony morza.
   Zamarłam. Jedyne, co przychodziło mi do głowy, to wyskoczyć za nią i pomóc jej dopłynąć do brzegu, ale wtedy ujrzałam, jak Juan przemyka przed moimi oczami z prędkością światła i zanurza się obok Szoszannah. Więcej nie widziałam, bo statek przechylił się w drugą stronę, a ja poleciałam razem ze wszystkimi, bezskutecznie próbując się czegoś złapać.
   Przed ostatecznym zderzeniem uratował mnie silny uścisk ręki Martina, który trzymał się czegoś. Objął mnie i przyciągnął do siebie. Złapałam go za szyję.
   - Lily... - szepnęłam.
   - Wiem. Jest w wodzie, ale twierdzi, że wszystko w porządku. Jest z nią ten... Hiszpan.
   Trzymałam się go kurczowo, czekając aż statek wróci do poziomu. W końcu odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na ukochanego.
   - Musimy wylewać wodę – zauważyłam.
   - Trzymaj się mnie. - Ruszyliśmy w stronę burty, zabierając po drodze wiadro. Ja nabierałam wody, on wylewał. Działaliśmy błyskawicznie. Gdybym była człowiekiem, pewnie ręce już by dawno odpadły, dostałabym zapalenia płuc albo przemarzła na kość, gdyż miałam na sobie tylko sukienkę. Próbowałam skontaktować się z Erikiem, ale nie mogłam; bardzo mnie to zaniepokoiło, wiedziałam jednak, że nic mu nie jest. Woda nie mogła nas zabić.
   W końcu morze się uspokoiło. Księżyc, który już powoli chylił się ku zachodowi, oświetlił pokład statku. Ludzie stali, przemoczeni, wyczerpani. Wreszcie udało mi się dotrzeć do umysłu Erika. Rzuciłam wiadro i ruszyłam przed siebie.
   Najpierw zza burty wyszedł Juan, wciągnął przemoczoną Szoszannah i na końcu mój opiekun.
   - Wszystko w porządku? - spytałam, podchodząc do nich. Za mną podążył Martin.
   - Tak, żyjemy i jesteśmy cali – odparła wampirzyca. - Dziękuję, że skoczyłeś za mną, chyba nie zdołałabym sama dopłynąć do brzegu – zwróciła się do Juana.
   - Cała przyjemność po mojej stronie, Szoszo. - Uśmiechnął się, ukazując swe śnieżnobiałe kły. - W zamian oczekuję, że wybierzesz się ze mną na kolację, gdy będziemy już w Hiszpanii.
   Spojrzałam na Erika, który patrzył na Juana ponurym wzrokiem.
   - Jestem wdzięczny za uratowanie życia Szoszannah, ale...
   - Spokojnie, nie mam żadnych niecnych zamiarów. Nie tym razem – dodał z zabawnym błyskiem w oku. Następnie spoważniał, spojrzał na Szoszannah i powiedział:
   - Wyrazy szacunku dla kobiety, która potrafiła podbić serce Erika. Musisz być naprawdę wyjątkowa, Szoszo.
   - Ja? Skąd. - Zawstydzona wampirzyca pochyliła głowę i ukryła twarz we włosach, które zaczynały już trochę przesychać pod wpływem lekkiego wiatru, powiewającym od strony morza.
   Juan odwrócił się i ruszył w stronę kasztelu.
   - Pora odpocząć! – zawołał. Spojrzałam na księżyc, kryjący się za chmurami. Martin wziął mnie za rękę i ruszyliśmy do naszych kajut. Za nami podążyli mój opiekun i przyjaciółka. Pożegnaliśmy się skinięciem głowy, po czym rozeszliśmy się do siebie. Po przebraniu się w suche ubrania weszliśmy do trumny i pogrążyliśmy się w wampirzym letargu.
   Następnego dnia wstałam niemalże równo z Lily.
   - Ja wstałam wcześnie czy ty tak późno? - spytałam jej.
   - Wydaje mi się, że jest już po południu – stwierdziła wampirzyca. - To chyba na skutek wczorajszej przygody tak długo odpoczywałam.
   - Opowiedz mi, co się właściwie działo, kiedy znalazłaś się za burtą?
   Szoszannah usiadła obok mnie.
   - To było... porażające. Bałam się, że woda mnie porwie i już nigdy was nie zobaczę! Próbowałam się czegoś złapać, ale nie dałam rady. Poleciałam do morza... To dopiero był plusk! Dobrze, że nie muszę oddychać, bo od razu nałykałam się wody. Jeszcze teraz czuję ten ohydny smak. - Wzdrygnęła się. - I wtedy poczułam, jak ktoś ciągnie mnie ku górze. To był Juan. - Lily uśmiechnęła się. - Wyciągnął mnie na powierzchnię i podpłynęliśmy do burty, ale nie było szans, byśmy przy takim wietrze weszli na pokład.
   Wtedy zobaczył nas Erik i rzucił nam linę. Sam najpierw zszedł po niej, by pomóc mi wejść. Poradziłabym sobie z łatwością, ale mniejsza o to. Wyobraź sobie, że skoczył do wody, podpłynął do mnie i przytulił. Mówił coś, że się o mnie bał... Ach. - Westchnęła, patrząc przed siebie rozmarzonym wzrokiem.
   Uśmiechnęłam się.
   - I wszystko dobrze się skończyło – podsumowałam.

   Jednak nie dla każdego skończyło się dobrze. Siedmiu ludzi zginęło w morskich odmętach. Pięciu marynarzy i dwóch majtków.
   Dowiedziałam się o tym od Martina. Kiedy tylko wyszłam z kajuty, zaciągnął mnie do pomieszczenia ze zwierzętami. Przerażone stworzenia najwyraźniej wyczuły niebezpieczeństwo, bo podniosły raban. Wybraliśmy dwie kozy i zaciągnęliśmy do pomieszczenia obok.
   - Smacznego – rzekł Martin, na co wybuchłam śmiechem.
   - Wzajemnie! - Usiadłam, złapałam szarpiące się zwierzę i ostrymi kłami przebiłam szyję, pijąc sycącą krew. Czasami w takich sytuacjach przypominałam sobie smak ludzkiej krwi. Takie myśli same przychodziły do głowy i nie mogłam nic na nie poradzić. Spróbowałam i wiedziałam, że już nigdy nie zapomnę tego smaku. Tego uczucia, kiedy pęka delikatna, ludzka żyła lub tętnica, a krew płynie z niej nieprzerwanym potokiem, napełniając moje ciało...
   Skończyłam pić i odrzuciłam martwą kozę. Martin już wcześniej zakończył swój posiłek i przyglądał mi się teraz uważnie.
   - Tęsknisz za tym? - zapytał.
   - Trochę – przyznałam. - To zbyt intensywne przeżycie, bym mogła zapomnieć. Nigdy nie próbuj ludzkiej krwi – przestrzegłam go.
   - Nie zrobię tego – obiecał, wyciągając rękę i ocierając krople krwi z moich ust. Przysunęłam się w jego stronę i dotknęłam jego warg. Przyciągnął mnie do siebie, jedną ręką obejmując w pasie, a drugą odgarniając włosy i kładąc ją na karku. To był długi i niesamowity pocałunek.

   Kolejne dni minęły dość monotonnie. Juan wciąż ze mną nie rozmawiał. Zwracał się tylko do Erika i Szoszannah. W końcu miałam tego dość.
   - Zachowujesz się dziecinnie – stwierdziłam, podchodząc do niego. Była głęboka noc, czasem przewinął się ktoś z załogi, ale Erik, Lily i Martin zostali w środku. Przyszło mi do głowy, że w końcu znalazłam odpowiedni moment na rozmowę.
   - Ja? - Odwrócił się i spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem swych szmaragdowych oczu.
   - O co się na mnie tak właściwie obraziłeś?
   - Nie obraziłem się. Po prostu nie chcę, by doszło do takiej sytuacji. - Podszedł do mnie. Jedną ręką oparł się o barierkę, wciąż patrząc mi w oczy. Stał tak blisko, że przeszły mnie dreszcze. Odsunęłam się, ale w tej samej chwili zrobił krok do przodu.
   - Do jakiej sytuacji? - zapytałam niepewnie, zastanawiając się, do czego zmierza.
   - Do takiej. - Jednym, śmiałym ruchem przyciągnął mnie do siebie i wpił ustami w moje usta. Przez chwilę nie byłam w stanie otrząsnąć się z zaskoczenia, lecz gdy pocałunek stał się bardziej namiętny, odepchnęłam go.
   - Co ty wyprawiasz?! - zawołałam, rozglądając się dookoła. Trzech marynarzy było zajętych i usilnie udawali, że niczego nie widzieli. Pomyślałam, że jeśli Martin się dowie, może nawet dojść do rozlewu krwi. Pamiętałam, jak rzucił się na Andy'ego, a temperament Juana również był mi dobrze znany.
   - Chyba nie chcesz powiedzieć, że ci się nie podobało? - Juan spojrzał na mnie zuchwale. Podniosłam rękę z zamiarem wymierzenia mu policzka, ale złapał ją bez trudu. - Czyżby namiętność spowolniła twoje ruchy? - zakpił.
   - Jesteś bezczelny! - wyrwałam rękę z jego uścisku i wpadłam do kasztelu. Może nawet zbyt szybko, ale byłam wściekła. I to nie tylko tym, że mnie pocałował. Byłam zła na siebie, że tak zareagowałam. Pociągał mnie i to był fakt. Ale nie na tyle, bym mogła go pokochać. Zresztą, moje serce było już zajęte. Był w nim Martin...
   Nikomu nie powiedziałam o tym zdarzeniu, nawet Erikowi. Uznałam, że nie będę mu niepotrzebnie zawracać głowy. Poszłam od razu do Martina i bez słowa przytuliłam się do niego. Kiedy zapytał, co się stało, potrząsnęłam głową i milczałam.
   Następnego dnia, koło południa usłyszeliśmy radosny okrzyk:
   - Widać ląd! Przed nami Hiszpania!

3 komentarze:

  1. ~Klaudia4324
    26 lutego 2011 o 20:18

    Pierwsza! Chyba. Ten rozdział chyba jest krótszy? Ale nieważne i tak był super! Ciekawe czy Martin dowie się o tym incydencie. Pozdrawiam i zapraszam: http://www.szkola-czterech-zywiolow.bloog.pl/
    Odpowiedz

    ~Natalia
    26 lutego 2011 o 20:26

    Nie był krótszy, wszystkie mają mniej więcej tyle samo stron:p
    Odpowiedz

    ~Susannah
    26 lutego 2011 o 20:20

    Mam mieszane uczucia… :/ Co do Juana. Z jednej strony ratuje Lily życie i zaprasza na kolację, a z drugiej gra, żeby Amanda była o niego zazdrosna… Nie lubię takich facetów!!!
    Odpowiedz

    ~Natalia
    26 lutego 2011 o 20:30

    Juan to już taki typ:p Ale zapewniam Cię, że lubi Lily, tylko nie chce wchodzić Erikowi w paradę:) Erik jest od niego sporo starszy i go szanuje, a Martina już nie bardzo, stąd jego zachowanie;)
    Odpowiedz

    ~Shinthrae
    26 lutego 2011 o 20:50

    Hah, jestem :D Bardzo podobał mi się opis sztormu. Lubię żywioły ^^ (chociaż wolę ogień. Np. taki pożar Rzymu…) Nie rozumiem zachowania Juana. Ale nie mi to oceniać. To Twoja postać.Pozdrawiam!PS Nowy rozdział na forgotten-realms. I mam jedno pytanie.http://fc07.deviantart.net/fs70/i/2011/057/3/2/he_who_brings_the_night_by_maythare-d3ag2eh.pngCzy ten obrazek nadaje się na nasz nowy nagłówek. Bo zrobiłam go sama i w żadnym stopniu nie jest profesjonalny. Liczę na opinię :)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    27 lutego 2011 o 01:12

    A czego nie rozumiesz w jego zachowaniu?
    Odpowiedz

    ~Kara007
    27 lutego 2011 o 02:34

    Tak sobie myślę, że Martin i tak się o tym pocałunku dowie i to jeszcze nie od tej osoby co trzeba ;) Popieram koleżankę wcześniej. Juan to dziwny facet ;p Ale ten typ tak ma ;) Podsumowując, rozdział świetny ;) Jak zawsze ;) Mam nadzieję, że szybko dodasz nn, bo ja już nie mogę się doczekać następnej ;D Życzę weny ;***
    Odpowiedz

    ~Natalia
    27 lutego 2011 o 14:45

    Dowie się nie od tej osoby co trzeba? Co masz na myśli?:)
    Odpowiedz
    ~Kara007
    27 lutego 2011 o 15:14

    W sensie nie od Amandy tylko od Juana i to „całkiem przypadkiem” ;) Ole to tylko takie moje przypuszczenia. Chciałabym wtedy zobaczyć reakcję Martina ;)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    27 lutego 2011 o 16:19

    Myślę, że reakcja Martina byłaby wtedy łatwa do przewidzenia:):)
    Odpowiedz

    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    27 lutego 2011 o 07:50

    Wspaniała akcja na morzu. Opisałaś to bardzo dynamicznie i trzymałaś w napięciu. Dobrze, że wampiry szybko się regenerują i pomimo wielu obrażeń jest z nimi dobrze. No i dobrze, że z Szoszannah wszystko ok, bo bałam się że nie będzie tak kolorowo. Czekam na Hiszpanię! ;)Oczywiście powiadamiaj mnie o nowych notkach ;)
    Odpowiedz
    ~agata
    27 lutego 2011 o 09:53

    Rozdział bardzo dobry. Swietne opisy, szczególnie żywiołu;) Juana nie lubie, bo tak jakby leci na dwa fronty, a mnie to doprowadza do szału. Martin dowie się o pocałunku jestem tego w 98% pewna . Ale moze to i dobrze …Rozdział jak zawsze niesamowity i czekam na nn ;)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    27 lutego 2011 o 14:49

    Na dwa fronty? To chyba mu nie pójdzie, bo oba zajęte:-)
    Odpowiedz

    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    27 lutego 2011 o 11:44

    Mała niespodzianka dla Ciebie na moim blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~justilla
    27 lutego 2011 o 13:08

    No, no, no, ale akcja! Świetnie opisany sztorm, no i to uratowanie Lily… Czasem może Juan do czegoś się przydaje, ale po tym jak znów pocałował Amandę mój podziw ponownie zmalał, i znów jest na 0. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, czy może jeszcze następnego, gdy będą już na nowym miejscu ;)[amica-libri]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    27 lutego 2011 o 14:52

    Przydaje się, mówisz?:-) No fakt, jak on mógł ją pocałować! Za burtę go:-D
    Odpowiedz

    ~Lilith
    27 lutego 2011 o 13:12

    Rozdział cudowny, jak zawsze moja utalentowana Natalio! Opis sztormu był nieziemski. Powiało grozą, ale i czułością. No i ten incydent z Juanem… Ciekawe czy wyjdzie na jaw… Pozdrawiam [taikasanoja]
    Odpowiedz

    ~Natalia
    27 lutego 2011 o 14:54

    A ciekawe:) Też się nad tym zastanawiam:-)
    Odpowiedz

    justilla
    27 lutego 2011 o 20:12

    Szukam nowego szablonu na recenzje i trafiłam na to – vhttp://img20.imageshack.us/img20/7521/darkgirlgraveyardfogbir.pngStrasznie mi pasuje do Twojego bloga, może kiedyś wykorzystasz? ;)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    27 lutego 2011 o 21:17

    Dzięki:) Fajny, tylko ten napis nie bardzo pasuje do opowieści:)
    Odpowiedz

    justilla
    27 lutego 2011 o 21:25

    Zapraszam na nn na [amica-libri]Czy ja wiem… Jeszcze 9 części, może kiedyś będzie pasować xD
    Odpowiedz
    ~Serina
    28 lutego 2011 o 14:36

    O, wiedziałam, że Juan coś knuje. Moja krew :D! Podoba mi się to, że mimo wszystko walczy o Amandę. Siłą rzeczy Martina lubię coraz mniej ze względu na Juana właśnie, ale trudno pogodzić sympatię do nich dwóch jednocześnie, a ja wybrałam Juana. Mam nadzieję, że zasiał ziarenko niepewności w sercu naszej bohaterki… I liczę na soczysty opis jej wątpliwości! ^^ Co ja poradzę, że właśnie tacy faceci mnie kręcą… Ech… (; No, weny, moja droga! Hiszpania to olbrzymie pole do popisu. I naturalnie czekam na następny rozdział, jak to zawsze. Wybacz mi niemożność skomentowania poprzedniego. Całuję,
    Odpowiedz

    ~Natalia
    28 lutego 2011 o 14:46

    Myślisz, że Juan powinien walczyć o Amandę?;>
    Odpowiedz
    ~Serina
    28 lutego 2011 o 16:16

    Jak ją kocha, to powinien. A że ja go kocham, to niech będzie go jak najwięcej, a żeby było go dużo, to coś musi ciekawego do opowieści wnosić. Odpowiadając na Twoje pytanie, tak! ^^
    Odpowiedz
    ~Natalia
    28 lutego 2011 o 17:49

    Jak ją kocha, mówisz?;> To Ty tolerancyjna jesteś, kochasz go, a chcesz się nim dzielić:-) Ja na Twoim miejscu bym go zabrała i nie oddała, o! :-D
    Odpowiedz
    ~Serina
    28 lutego 2011 o 20:49

    On mnie nie zna :< E, dobry pomysł! Wprowadź mnie tam jako jego przyszłą żonę, co Ty na to? :D
    ~Natalia
    28 lutego 2011 o 21:29

    :):):) Wiesz, to by mi zupełnie plany pogmatwało… Ale mogę was zapoznać;> To jest Juan, to Serina. Poznajcie się:-D
    ~Serina
    1 marca 2011 o 15:27

    Cześć, Juan, jesteś jednym z niewielu moich ideałów literackich :>No, to czekam z niecierpliwością, co zrobisz z Juanem,
    ~Natalia
    1 marca 2011 o 20:26

    Juan kazał się zapytać, czy dasz się zaprosić na kolację:):):)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Serina
    2 marca 2011 o 14:45

    Haha, to brzmi dwuznacznie, ciekawe, kto będzie jadł… XD
    ~Natalia
    2 marca 2011 o 14:56

    Ty kolację, a on… kelnera:-D

    ~Lyanne Grey
    28 lutego 2011 o 18:23

    Przepraszam, że tak poźno, ale nawał pracy ;] Uwielbiam opisy natury- ta walka ze sztormem… A Lily jaka odważna! ;)
    Odpowiedz
    ~Angelodoro
    28 lutego 2011 o 19:00

    Szczególnie w Twoim blogu podoba mi się nagłówek- jest piękny. Zapraszam na: http://www.kamilakoscielniak.blog.onet.pl
    Odpowiedz

    ~Natalia
    28 lutego 2011 o 19:13

    Ha ha. A więc nie treść, tylko nagłówek?:-) No, gdyby oceniać książkę po okładce, to jest już jakiś plus:):)
    Odpowiedz

    ~damonvampire
    14 marca 2011 o 06:58

    Szczerze, zaczynam historię śledzić od V części i nie jestem jeszcze w stanie ocenić, którego lubię, a którego nie, ale podoba mi się ten wątek zazdrości, który wprowadzasz :)
    Odpowiedz
    ~Natalia
    2 sierpnia 2011 o 00:33

    Nie wiedziałam tego, ale w innej opowieści, pisanej z koleżanką i nie publikowanej, właśnie wróciłam z Islandii;) Pośredniczkę czytałam i bardzo mi się podobała;) I Jesse też:-DSzoszannah, Susannah i Zuzanna to jest to samo imię w różnych językach:) I ona naprawdę ma na imię Zuzia;)
    Odpowiedz

    ~Inscriptum
    2 sierpnia 2011 o 15:37

    Chciałabym tak rozwijać akcję, jak to ronisz ty, droga Natalio. :) Ten sztorm opisałaś niesamowicie. Kurde! Nie mam się do czego przyczepić! xD Juan mnie trochę denerwuje, ale wprowadza odrobinę humoru, jak to on. A poza tym uwielbiam, gdy zwraca się do Lily Szoszo. xD Martin z Amandą coraz lepiej się poznają i cieszy mnie to, ze nie zaczęli od razu się obściskiwać, tylko powoli kroczą do przodu. Za to duży plus. ;) Fajne te odpowiedniki imion. Od kiedy pamiętam mnie interesowały. :) Na przykład do mojego imienia jest wiele odpowiedników; Jane, Joan, Joanne, Jean, Johanna, Jeanne, Joanne, Giovanna, Gianna, Juana, Joana. xD

    OdpowiedzUsuń