Rozdział XXVI - Srebrny krzyżyk

11.09.2010

   - Kochani, dziś niedziela. Za chwilę idziemy do kościoła – przerwała nam Amy.
   - Na dwunastą, a jest dopiero dziewiąta – zwróciła uwagę Karolina. - Pojedziemy z Fredem?
   - Tak. - Jej mama uśmiechnęła się. - Powoli już się zbierajcie.
   - Co myślisz o Fredzie? - spytałam Karoliny, gdy Amy wyszła.
   - Myślę, że jest w porządku. Pomógł mamie po śmierci taty. Lubię go. Ale, wracając do opowieści – czy to właśnie wtedy nastąpił przełom w twoim życiu i znów mogłaś nosić krzyż na szyi?
   - Sądziłam, że to niemożliwe. Dzięki bratu Johnowi uwierzyłam. A wiara czyni cuda.


   Zabiłam dwa wilki i sarnę. Krew zwierzęca początkowo była odpychająca. Miała taki pusty, nijaki smak, ale zaspokoiła nieco moje pragnienie. Wróciłam do domu w chwili, gdy pierwsze promienie słońca oplatały już schłodzoną od nocy ziemię.
   - Kiedyś nie zdążysz na czas i spłoniesz jak pochodnia – powiedziałam do siebie ostrzegawczo.
   Przebrałam się, położyłam do trumny i zapadłam w letarg.
   Po przebudzeniu wszystko wróciło. Słowa mnicha, które dawały nadzieję. Wstałam i przebrałam się, potem zeszłam na dół. Tego dnia czułam zapach ludzi mieszkających ze mną o wiele wyraźniej, niż wcześniej. Chciałam pójść do Martina, ale zmieniłam zdanie. Nie mogłam ryzykować. Nie wyobrażałam sobie, bym mogła zrobić mu krzywdę, lecz bałam się, by jego słodki zapach nie pozbawił mnie zmysłów i logicznego myślenia.
   Otworzyłam okno. Było już po południu. Wiatr owiał moją twarz, przynosząc setki ludzkich zapachów. Pamiętałam smak ludzkiej krwi i byłam pewna, że nigdy jej nie zapomnę.
   Dotknęłam wypalonego znamienia w kształcie krzyża. Rzadko o nim pamiętałam, jedynie podczas kąpieli, gdy zerkałam na bliznę, wydarzenia tamtej nocy powracały. Czy kiedykolwiek wyrzucę je z pamięci?
   Ten niepokój, który czułam, mógł zniknąć tylko w jeden sposób. Pamiętałam spokój, który ogarniał mnie w kościele. Być może to było kluczem do mojej misji? Nic innego nie mogło zaspokoić tej pustki, którą czułam. Próbowałam zastąpić ją miłością, przyjaźnią, romansami. Miałam Erika, którego kochałam tak bardzo, że byłam gotowa oddać za niego życie. Miałam Amelię, młodszą siostrę i przyjaciółkę, jej córkę i męża. No i w końcu miałam też syna oraz męża. A jednak to było za mało. To wszystko nie było jeszcze tym, czego tak naprawdę potrzebowałam.
   Nadzieja odżyła w moim sercu. Mogłam znowu być dobra. Postanowiłam, że spróbuję. Musiałam spróbować, inaczej nigdy bym się nie dowiedziała, co straciłam.
   Tego popołudnia przyjechała Amelia.
   - Musimy porozmawiać – poprosiła.
   - Chodźmy do biblioteki – zaproponowałam. Chris został z zięciem i wnuczką. Kiedy usiadłyśmy w bibliotece, Amy spojrzała mi w oczy błagalnym wzrokiem.
   - Mogę powiedzieć Arthurowi? Wiesz, on zaczął się czegoś domyślać już wcześniej i zarzucił mi, że mu nie ufam. Powiedziałam, że to nie moja tajemnica i ustąpił, ale wiem, że dopóki mu nie powiem, będzie próbował dowiedzieć się sam. Wczoraj rzekł mi: wiem, że twoja macocha nie jest zwykłym człowiekiem. Kim ona jest? Arthur boi się o naszą córkę. Nie gniewaj się na niego – powiedziała szybko, widząc moją minę – ja wiem, że to nonsens, ale słyszał plotki, że jesteś czarownicą i to dlatego. Jakbym mu wszystko wyjaśniła...
   - Możesz mu powiedzieć, ale jeszcze nie teraz – odparłam. - Widzisz, może niedługo uda mi się zmienić swoje życie. - Opowiedziałam jej o spotkaniu z mnichem. Hrabina uściskała mnie i życzyła powodzenia. - Wtedy będziesz mogła mu powiedzieć.
   - Wiem, że ci się uda, Amando. Myślisz, że Erik też przejdzie na zwierzęta?
   - Nie sądzę. Pójdę dziś do niego, ale wątpię, by się zdecydował.
   Oczywiście miałam rację. Po odjeździe Amelii z rodziną i zapadnięciu zmierzchu udałam się do Erika. Opowiedziałam mu wszystko, a on pokiwał głową i uśmiechnął się wyrozumiale.
   - Skoro uważasz, że to cię uszczęśliwi, zrób to. Przestań pić ludzką krew, pijąc zwierzęcą. Wiesz, kiedy cię zmieniłem, byłem pewien, że nie wytrzymasz długo bez ludzkiej krwi.
   - I miałeś rację – westchnęłam, siadając mu na kolana i wtulając się w jego szerokie ramiona. - Myślisz, że teraz też mi się nie uda? - spytałam ze smutkiem.
   - Wręcz przeciwnie. Teraz jesteś wystarczająco silna. Wiesz, z czego rezygnujesz, nie będzie cię kusić, by zaspokoić ciekawość. Znasz życie z krwią ludzką i bez niej. Wybór, którego dokonasz, będzie twoją świadomą decyzją. Jeśli zdecydujesz się na krew zwierzęcą i chodzenie do kościoła, myślę, że wytrwasz.
   Przytuliłam go z wdzięcznością. Teraz nadzieja nabrała wyraźniejszych kształtów. Jeśli Erik we mnie wierzy, to jakże ja miałabym nie wierzyć?
   Trzy dni później, po zaspokojeniu głodu za pomocą krwi zwierzęcej, poszłam do klasztoru. Erik dowiedział się, gdzie on się znajduje, więc nie miałam problemu z trafieniem. Tym razem pojechałam powozem, bez maski, gdyż nie sądziłam, że zostanę zaproszona, jeśli zjawię się tam jako wampirzyca.
   - Jestem hrabiną i chciałam złożyć datek na klasztor – zwróciłam się do zakonnika, który stanął w furcie. Na te słowa skinął mi głową i nie zdejmując kaptura, otworzył bramę. No tak, pieniądze to najlepszy argument. Jack, który był moim woźnicą, wjechał powozem na plac klasztoru. Wysiadłam i zwróciłam się do mnicha:
   - Chciałabym rozmawiać z bratem Johnem.
   Zakonnik skinął głową i bez słowa wprowadził mnie do niewielkiego budynku po lewej. Przeszliśmy przez obszerną sień i weszliśmy do dużego pomieszczenia, gdzie stał niewielki stół i dwa krzesła. Mnich, za którym szłam, zaprosił mnie gestem do środka, następnie wskazał na krzesło i wyszedł. Usiadłam i czekałam.
   Po kilku minutach do pokoju wszedł brat John. Uśmiechnął się na mój widok.
   - Cieszę się, że przyszłaś, Amando. Tym razem już bez maski – dodał, przyglądając się mojej twarzy.
   Wyjęłam woreczek z pieniędzmi.
   - Dobrowolny datek na klasztor. Musiałam jakoś tu wejść, nie wzbudzając podejrzeń – wyjaśniłam, widząc jego zdziwiony wzrok. - A poza tym pieniądze to coś, czego mi nie brakuje.
   - Dziękuję w imieniu całego klasztoru – powiedział zaskoczony zakonnik. Położyłam je na biurku, ale on patrzył na mnie.
   - Chcę pozostać anonimowa – dodałam.
   - Dobrze. A co z... jaką podjęłaś decyzję? - spytał niepewnie.
   - Piję krew zwierzęcą – szepnęłam. - I jestem gotowa, by zrezygnować z ludzkiej.
   - Na zawsze? - spytał.
   - Na zawsze – przytaknęłam.
   Pokiwał głową z uznaniem. Wstał i ruszył w stronę drzwi.
   - Chodź, księżniczko – rzekł krótko. Westchnęłam na dźwięk swojego dawnego tytułu i ruszyłam za nim. Przeszliśmy przez cały, klasztorny plac pogrążony teraz w półmroku, oświetlany jedynie przez zawieszone tu i ówdzie lampy naftowe. Na zewnątrz nie było nikogo. Skierował się w stronę kaplicy. Otworzył drzwi i spojrzał na mnie oczekująco.
   - Nie mogę tam wejść – zaprzeczyłam.
   - Dlaczego? Przecież już nie zabijasz ludzi. Spróbuj – zachęcił. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale ruszyłam przed siebie. Zatrzymałam się przed drzwiami kaplicy. Poczułam gwałtowny podmuch ciepłego powietrza. Spojrzałam w głąb kościoła.
   - Nigdy więcej – powiedziałam na głos. W myślach poprosiłam o wybaczenie za te wszystkie ofiary, które zginęły. Za krew, którą wypiłam. Za dusze, które odeszły przeze mnie. Za ludzi, którzy opłakiwali swoich bliskich, nawet jeśli ci byli złoczyńcami. Gdybym mogła to odwrócić, inaczej bym pokierowała swoim życiem. Żałowałam, ale nie dlatego, że tak trzeba. Żałowałam, bo zdałam sobie sprawę, że każda z moich ofiar mogła okazać się Johnem. A ja nie dałam im żadnej szansy.
   Większość pewnie i tak by jej nie wykorzystała, ale nigdy już się tego nie dowiem. To koniec, postanowiłam. Nigdy więcej ludzkiej krwi, przysięgłam. I weszłam.
   Zrobiłam to. Tak po prostu. Niemożliwe stało się rzeczywistością. Zrobiłam pierwszy krok, drugi i kolejny. Usiadłam w ostatniej ławce i zamknęłam oczy, napawając się tym błogim spokojem, który napłynął do mojej duszy. Otaczało mnie delikatne ciepło, które spłynęło na moją pierś. Odchyliłam dekolt i spojrzałam na bliznę po krzyżu. Ze zdumieniem stwierdziłam, że zaczęła się rozpływać, aż znikła.
   - Dziękuję – szepnęłam i zaczęłam się modlić.
   Zrozumiałam, że wygrałam. Uzyskałam wybaczenie. Tego dnia zwyciężyłam zło tkwiące w naturze wampira i miałam nadzieję, że już na zawsze.

   Stałam na statku, dopływającym już do brzegu Francji. Była głęboka noc, silny wiatr zerwał mi chustę z głowy i targał ciemne, kręcone włosy. Nie zwracałam na to uwagi. Musiałam zakończyć pewien etap w moim życiu i tylko tak mogłam to zrobić.
   Po powrocie do domu zaczęłam planować moja podróż do ojczyzny. Wtajemniczyłam tylko Erika, Amelię i jej męża, któremu dziewczyna powiedziała prawdę o mnie. Był trochę zaskoczony.
   - Wampirzycą? Która pije krew zwierząt? A już się bałem, że czarownicą, która para się czarną magią!
   Roześmiałam się.
   - Nie wiem, co gorsze – stwierdziłam.
   - Amelia mówiła, że uratowałaś jej życie. Dlatego też, niezależnie czy jesteś wiedźmą, czy wampirzycą, jestem ci dozgonnie wdzięczny.
   Tak więc kolejna osoba znała moją tajemnicę, aczkolwiek byłam pewna, że Arthur nikomu o mnie nie powie.
   Jeśli chodzi o moją podróż, to uparłam się, że pojadę sama. Mój opiekun wszystko załatwił: o zmierzchu mieliśmy wypłynąć, dotrzeć w kilka godzin i wrócić tego samego dnia, tuż przed wschodem słońca. Na brzegu Anglii miał czekać na mnie Jack z powozem i baldachimem, gdybym nie zdążyła wrócić na czas.
   Nie wtajemniczyłam Chrisa w moje plany, których by zresztą nawet nie zrozumiał. Powiedziałam tylko, że Amelia zaprosiła mnie do siebie i będę tam nocować, co moja pasierbica gorliwie potwierdziła.
   Kiedy znalazłam się na brzegu Francji, kapitan statku dał mi dwie godziny na powrót.
   - Jeśli nas dopadną, już po nas. Jesteśmy w wrogim kraju.
   - Jeżeli nie wrócę o czasie, odpłyńcie – odparłam po prostu i ruszyłam przed siebie. Gdy znikłam z ich pola widzenia, ruszyłam w wampirzym tempie.
   W końcu dotarłam do celu. Kościół wyglądał tak samo, jak przed dziewięcioma laty, gdy po raz pierwszy napiłam się ludzkiej krwi. Rozejrzałam się i w końcu znalazłam właściwe miejsce. Pewnie gdybym była człowiekiem, musiałabym przekopać cały plac, ale moja niezawodna, wampirza pamięć podpowiedziała mi, w którym miejscu mam szukać.
   Uklękłam i zaczęłam kopać rękami, odgarniając ziemię. W końcu moja dłoń natrafiła na pobrudzoną chusteczkę. Ostrożnie wyjęłam ją i odwinęłam. W mojej ręce znalazł się niewielki, srebrny krzyżyk, zawieszony na ciemnym sznurku. Nie sparzył mnie. Ostrożnie wyjęłam go i zawiesiłam na szyi. Najpierw poczułam chłód na piersi, ale za chwilę krzyżyk stał się przyjemnie ciepły.
   - To już koniec – powiedziałam cicho. - Żegnaj, Edmundzie.
   Przez chwilę wydawało mi się, że widzę cień, zarys jego sylwetki. Uśmiechał się. Ja również się uśmiechnęłam; pierwszy raz od chwili jego śmierci poczułam spokój, tak jak wtedy, w kościele. Cień znikł. Wstałam z klęczek i dotknęłam krzyżyka.
   - Teraz już mogę być szczęśliwa – powiedziałam z ulgą. Tak naprawdę dopiero wtedy pogodziłam się z losem. Zaczynałam od nowa.
   Wróciłam na statek w samą porę; kilka minut później i musiałabym szukać innego środka transportu. Wsiadłam na okręt i ruszyliśmy z powrotem do Anglii.
   Stanęłam na rufie, patrząc przed siebie. Nie za siebie, lecz w przyszłość. Postanowiłam, że dosyć już oglądania się wstecz. Zamknęłam na zawsze pewien rozdział w swoim życiu, otwierając nowy. Czułam się silna, niezwyciężona, gotowa stawić czoła wszystkiemu, co mnie spotka.
   Na brzegu czekał na mnie powóz. Do wschodu słońca zostało niewiele czasu, lecz wystarczająco, bym mogła bezpiecznie dotrzeć do domu. Pojechałam do Erika; była tam już Amelia, Arthur i mała Rose.
   - Udało ci się – stwierdziła Amelia, może po mojej minie, a może to Erik jej powiedział, gdy wyczuł moje zwycięstwo. Odwinęłam dekolt i triumfalnym gestem pokazałam im srebrny krzyżyk, wiszący na mojej szyi.
   Kiedy go zakryłam, mój opiekun podszedł do mnie i lekko mnie przytulił.
   - Jestem z ciebie dumny – powiedział, a od jego słów cieplej zrobiło mi się na sercu.
   - Ty też możesz... - zaczęłam, ale pokręcił głową i przerwał mi.
   - Dla mnie jest już o kilkaset lat za późno, Amando.
   - Ale gdybyś chciał...
   - Ale nie chcę. - Popatrzył mi w oczy. Kiwnęłam głową. Zrozumiałam. Kochałam go takiego, jakim był. Amelia i Arthur też go zaakceptowali, nie bali się przecież przywieźć tu swoją córkę.
   - Rozumiem – odpowiedziałam. Erik miał wolny wybór i nie miałam zamiaru na niego naciskać. Być może kiedyś... ale jeszcze nie teraz.
   Spojrzałam na niego z radością w oczach. Triumfowałam. Pokonałam zło, które panowało nade mną tak długo. W końcu, po dziewięciu latach walki, a jedenastu od chwili mojej przemiany, zwyciężyłam.
   Tak oto skończyła się kolejna część mojego życia, by mogła rozpocząć się nowa. Czy lepsza? „Czas pokaże”, pomyślałam. A Erik skinął głową, słysząc moje myśli. „Tak, Amando. Czas pokaże.”
 
Koniec części III

3 komentarze:

  1. ~justilla
    11 września 2010 o 14:56

    Wspaniale! Wiedziałam, że się jej uda. Ale nigdy bym się nie spodziewała, że Arthur pozna jej tajemnicę. Oj, warto pisać, warto. Ja się spodziewam napisać tutaj komentarz do ostatniego rozdziału ostatniej części, których jak pamiętam ma być 14 :) Jestem szalenie ciekawa tytułu kolejnej części i wydarzeń w niej. Czy wyjedzie? Czy dalej będzie w Anglii? No i cała ta przepowiednia dotycząca Martina…[amica-libri], [poslancy-milosci]
    Odpowiedz
    ~Serina
    11 września 2010 o 15:05

    Dziękuję za wyróżnienie :). Cieszę się, że zachęcam Cię do pisania swoimi komentarzami.Co do tego rozdziału: jest chyba moim ulubionym. Amanda zaprzestaje picia ludzkiej krwi i wraca do zwierzęcej oraz zaczyna z powrotem nosić na szyi krzyżyk. Cieszę się, że ją na to stać. Zbłądziła, ale potrafiła się tak jakby „nawrócić”. I… właściwie to jest dobrym zakończeniem III części. Aż mnie coś ścisnęło za serce, gdy Amanda wyjmowała ten krzyżyk, wiesz?Hm, trochę późno ten następny rozdział, ale nie narzekam, moja ciekawość została w pełni zaspokojona tym. Mam nadzieję na pojawienie się Kate i Andy’ego, proszę, rozwiń ten wątek jak najszybciej! Oni najbardziej mnie interesują ^^. A teraz kończę i całuję, życzę weny oraz ściskam, Serina.PS Sądzę, że nie „RammsteionÓwa” tylko „RammsteinÓwa”, zresztą sama słucham Rammstein ;> Ale to pewnie tylko literówka. S.
    Odpowiedz
    ~Kara007
    11 września 2010 o 15:45

    Udało jej się ;) To dobrze. Jestem ciekawa jak potoczą się jej dalsze losy…? Mam nadzieje, że już się nie podda i nie zawróci na dawną drogę, ludzką krew. „Czas pokaże” ;) Dziękuję za wyróżnienie ;* Już nie mogę się doczekać nn. Wstaw 19 ;) – w moje urodzinki ;p Weny ;***
    Odpowiedz
    ~Alice
    11 września 2010 o 16:00

    Kurczę, wzruszyłaś mnie. Nie płakałam, ale czasem ma się takie przytłaczające uczucie w sercu, które wyraża więcej emocji niż łzy.Podobał mi się ten rozdział. Pełen takich… spowitych tajemnicą uczuć trudno to określić.Cóż mogę jeszcze dodać? To chyba wszystko, nie potrzeba więcej słów, by móc pochwalić taką perfekcję i kreatywność.PS Nie trafiłaś w moje urodziny. Trudno.
    Odpowiedz
    ~Ejdz
    11 września 2010 o 16:50

    jestem podważeniem. cudownie zakończyłaś tę część. zupełnie niż sobie wyobrażałam. genialny rozdział. tylko dlaczego mnie nie zawiadomiłaś? cieszę się, że swoimi komentarzami wspieram cię w pisaniu. wiem jak wiele to znaczy dla ‚pisarza’. dziękuję za wyróżnienie.[the-swan-girl]
    Odpowiedz
    ~Susannah
    11 września 2010 o 17:28

    Naprawdę mnie wzruszyłaś!!! I rozdział i życzenia! Dziękuję!!! :* :* :*
    Odpowiedz
    ~Agata
    11 września 2010 o 18:04

    Nie powiem wzruszające… Ale ciesze się, że jej się udało! Teraz pytanie co dalej?:)bez-pamietna
    Odpowiedz
    justilla
    11 września 2010 o 19:53

    Zapraszam na nn na [amica-libri]
    Odpowiedz
    ~inna
    11 września 2010 o 20:06

    Miałam nadzieję,że jej się uda.Nie pozostaje mi nic innego,jak życzyć dużo weny i czekać na IV części.I bardzo dziękuję za to,że jestem wśród tych wyróżnionych osób.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Aine
    12 września 2010 o 10:39

    Ach, Natalio, jak Ty to robisz, hę? Napisałaś tyle świetnych rozdziałów, przez co przywiązałam się do Twojego opowiadania :D Nie blefuję i przyznam, że chwila, kiedy przeczytam „Koniec” będzie okropna xDDziękuję za wyróżnienie i pozdrawiam ;*
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    12 września 2010 o 11:37

    Piękny i wzruszający rozdział, akurat na zakończenie. Udało jej się i pokonała własne słabości. Jest bardzo dzielna. Mam nadzieję, że w kolejnej części. będzie szczęśliwa.Dziękuję za wyróżnienie. Bardzo się cieszę, że mogę czytać Twój blog i być częścią świetnego opowiadania.Byle tak dalej!
    Odpowiedz
    ~Ariss
    12 września 2010 o 11:56

    Cóż mogę powiedzieć… Rozdział jest cudowny. Ma taki podniosły nastrój, zwłaszcza wtedy, gdy Amanda idzie do klasztoru, i wtedy, gdy jedzie do Anglii po krzyżyk. Z niecierpliwością czekam na cz. IV. Zobaczymy, jak Amanda sobie poradzi. Myślę, że jej się uda ;)
    Odpowiedz
    ~Ariss
    12 września 2010 o 12:22

    Na [heiress-magic] pojawił się rozdział VII pt. „Objęcia Śmierci” Zapraszam i pozdrawiam!
    Odpowiedz
    ~Ariss
    12 września 2010 o 13:21

    Zmiana adresu z [half-goddess-story] na [living-in-sin]. Pojawił się prolog opowiadania. Zapraszam!
    Odpowiedz
    ~Hekate
    12 września 2010 o 15:41

    Noo. Zabiła sarnę D: Ja lubię sarny D: Buuu, bo będę płakać xD Nie ładnie tak bić zwierzęta. Co one jej zrobiły? Y_Y. Złośliwość! Ale jej się udało, to jest najważniejsze, pomijając moje głupie teksty. Taaa… Co ja jeszcze miałam napisać? Ta część jakaś taka mała mi się wydaje O.o Ale spoko jest ;]
    Odpowiedz

    ~Hekate
    12 września 2010 o 15:41

    Zapomniałam dopisać, że masz śliczny szablon *___* Nie zmieniaj go!
    Odpowiedz

    ~Kara [flavor-of-love]
    13 września 2010 o 10:26

    Piękne! Wspaniałe! Boskie! Czekam z niecierpliwością na dalsze losy!! :D
    Odpowiedz
    alice_history_about_renesmee
    13 września 2010 o 16:33

    zapraszam na rozdział 27. na history-about-renesmee i proszę o szczerą opinię. pozdrawiam.
    Odpowiedz
    ~Agata
    14 września 2010 o 21:12

    Wspanialy tekst;-) http://marcin-i-agata.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. ~izzy
    14 września 2010 o 21:20

    Dzięki ;** Cieszę się, że Cię zachęcałam czepiając się xd. A tak na poważnie to rozdział jest ciekawy. Jestem pod wrażeniem. Lubię, gdy jest trochę przemyśleń i tego typu spraw. ;)Pozdrawiam i mam nadzieję, że niedługo dostanę od Ciebie następującą wiadomość ” Na gorąca-krew pojawił się pierwszy rozdział IV części. Serdecznie zapraszam.” ;) Czekam i pozdrawiam ;*
    Odpowiedz
    justilla
    14 września 2010 o 22:19

    Zapraszam na nn na [amica-libri]
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    5 marca 2011 o 20:24

    Twoja powieść jest jedyna w swoim rodzaju. Nadrabiam zaległości i normalnie pochłaniam każdy kolejny rozdział. Uzależniłam się :-) Masz talent i to duzego formatu.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    24 lipca 2011 o 12:06

    Następna część za mną. xD Raduję się z powodu nawrócenia Amandy. Wiedziałam, że wróci do Francji po krzyż. :) Jest potężna i góruje nad wampirami właśnie tym, że potrafi odmówić sobie przyjemności picia ludzkiej krwi i co za tym idzie odepchnąć zło, by móc stać po stronie dobra. Tym właśnie się wyróżnia. :D Skończyłam tą część z wieloma pytaniami i mam nadzieję, że w kolejnej części uzyskam na nie odpowiedzi. ^^ Pozdrawiam, droga Natalio.

    OdpowiedzUsuń