Rozdział XXIII - Tajemnicza przepowiednia

28.08.2010

   - Andy naprawdę chciał zrobić krzywdę małemu? - Karolina podkuliła nogi, opierając się o ścianę. Siedziała na moim łóżku, wpatrując się we mnie ze zdumieniem.
   - Tak to wyglądało.
   - A więc to Kate była tą dobrą, tak?
   Roześmiałam się, kręcąc głową.
   - Gdyby to było takie proste, jak mówisz...


   Przygarnęłam Martina do piersi obronnym ruchem. Chłopiec chyba wyczuł niebezpieczeństwo, bo wtulił się w moją szyję, obejmując ją swymi maleńkimi rączkami.
   - Jeśli myślisz, że pozwolę ci go skrzywdzić...
   Przerwał mi, a w jego głosie dostrzegłam zażenowanie.
   - Domyślam się, co Kate ci o mnie naopowiadała, ale zapewniam cię, że nigdy bym nie skrzywdził nikogo z twoich znajomych, tym bardziej więc twojego synka. Pomimo że tak naprawdę, to nie jest twój syn – dodał po chwili.
   - A więc Kate kłamała, mówiąc, że pijesz dziecięcą krew? - spytałam spokojniejszym już tonem.
   Pochylił głowę i milczał przez chwilę.
   - Już od bardzo dawna tego nie robię.
   Poczułam, jak przerażenie przenika moje ciało niczym ostre szpilki.
   - Więc Kate mówiła prawdę.
   - Katherine mówi, co musi. Sądziłem, że o tym wiesz, skoro jesteście takimi przyjaciółkami – powiedział wampir z przekąsem.
   Staliśmy naprzeciwko siebie, w odległości zaledwie kilku kroków. Mały zaczął się niecierpliwie wiercić w moich ramionach. Spojrzałam na Andy'ego i wzruszyłam ramionami.
   - Czego ode mnie chcesz?
   - Chcę tylko wziąć go na ręce – rzekł wampir łagodnym głosem, patrząc mi uważnie w oczy. Poczułam, że muszę to zrobić, pomimo że mój umysł gwałtownie protestował. Czemu więc nogi same ruszyły w jego stronę?
   Zatrzymałam się gwałtownie. Gorąca krew, oto dlaczego tak na mnie działał. Ale chyba zapomniał, z kim ma do czynienia.
   - Nie próbuj na mnie swoich sztuczek, ostrzegam! - zawołałam, odpierając jego atak. Gniew dodawał mi sił.
   - Wspaniale, Amando – powiedział z niekłamanym zachwytem. - Jesteś silna, niemalże nieposkromiona. Gdyby Oliver cię taką ujrzał, niechybnie kazałby cię unicestwić. Widzę w tobie ogromną potęgę, ale nie bierze się ona z siły czy wieku – jesteś wszak za młoda. Myślę, że to może być miłość – mówił w zamyśleniu, jakby do siebie. - A jeśli tak jest, kiedyś będziesz niepokonana. Nie chciałbym być wówczas twym wrogiem. - Uśmiechnął się. Jego wzrok złagodniał, a lazurowe oczy patrzyły z szacunkiem.
   - Czego chcesz? – spytałam ponownie. Nie ufałam mu, nie po tym, czego się przed chwilą dowiedziałam.
   - Znasz przeszłość Katherine? Wiesz, kim była, kogo zabijała, czyją piła krew? - Zmarszczył brwi i pokiwał głową. - Nie ufaj jej. Nie całkowicie. Nie jest taka, jak myślisz. Ukrywa przed tobą wiele tajemnic.
   - Co takiego ukrywa? Powiedz mi. - Zerknęłam na Martina, który zaczął się bawić moimi włosami.
   - Niech ci sama powie. Proszę, daj mi go, tylko na chwilę. – Zrobił krok w moją stronę. Powstrzymałam go ruchem dłoni. - Już mi kiedyś zaufałaś, pamiętasz?
   Przypomniałam sobie sytuację z Thomasem. Tylko, że wtedy chodziło o obcego człowieka, a nie o własne dziecko.
   - Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
   - Powiem ci, gdy mi go podasz. Przecież go nie skrzywdzę. Proszę cię, Amando. - Patrzył na mnie błagalnie.
   Rozejrzałam się. Byliśmy sami. Mój chłopiec odwrócił się i spojrzał na nieznajomego. Ku mojemu zdziwieniu, wyciągnął do niego ręce. Andy uśmiechnął się.
   - Przez cały czas będziesz go trzymać – zapewnił mnie.
   Czemu tak bardzo tego chciał? Coś się tu działo i właśnie miałam okazję dowiedzieć się, co. Nie sądziłam, żeby Andy zabił Martina. Co by mu z tego przyszło? Ja i Erik rozszarpalibyśmy go na strzępy.
   A jednak instynkt macierzyński, który się we mnie odezwał, był silniejszy niż ciekawość.
   - Najpierw mi powiedz.
   - No dobrze. - Andy zrobił kolejny krok do przodu. Stał już dokładnie krok ode mnie. - Pod warunkiem, że nigdy nikomu o tym nie powiesz. A szczególnie Kate.
   - Dobrze – odparłam.
   - Jest pewna przepowiednia, w której wymienione jest dziecko wampirzycy. Ponieważ wampiry nie mogą mieć dzieci, Oliver nigdy nie brał jej na poważnie. A tu nagle pewna, gorącokrwista wampirzyca przygarnia niemowlę, które, w dodatku, oficjalnie ma urodzić! To dlatego Kate tak często tu przychodzi. Jest jego szpiegiem, rozumiesz?
   - Kate nigdy nie wzięła dziecka na ręce – zaprzeczyłam. To, co mówił, wydało mi się dość logiczne, choć niezbyt przyjemne, bo już zaczynałam wierzyć w bezinteresowność wampirzycy.
   - Nic by jej to nie dało. Nie ma gorącej krwi, niczego nie poczuje. Poza tym, nigdy nie miała noworodka w rękach, więc jak mogłaby dostrzec różnicę? Ja natomiast będę wiedział, czy ten chłopiec jest wybranym.
   Wzdrygnęłam się na myśl, w jakich okolicznościach on trzymał w rękach noworodki.
   - A co zrobisz z tą wiedzą? - spytałam niepewnie.
   - Zatrzymam dla siebie. Jeśli to prawda, będziesz musiała go chronić. Inaczej Oliver go zabije.
   Poczułam niemiły uścisk w brzuchu na myśl, że mojemu dziecku mogłaby stać się jakakolwiek krzywda.
   - Czego dotyczy ta przepowiednia?
   - Być może nie jest nawet prawdziwa. Jeśli jednak jest, trzeba go chronić - odparł wymijająco. Wyciągnął ręce. Był tak blisko, że spokojnie mógł mi go wyrwać, stał jednak i czekał, aż mu go przekażę.
   Spojrzałam niepewnie na wampira. Jeśli mówił prawdę, Martin znalazł się w niebezpieczeństwie. Musiałam to wiedzieć. Ostrożnie podałam mu dziecko, nie puszczając go. Chłopiec ufnie objął Andy'ego za szyję, przyglądając mu się z ciekawością. Wampir uśmiechnął się do niego i popatrzył dziecku w oczy. Z wahaniem puściłam Martina, ale stałam tuż obok, gotowa interweniować w razie potrzeby.
   Nagle wampir dotknął jego policzka i zamknął oczy. Przez chwilę trwaliśmy w bezruchu, który przerwało gaworzenie malca. Andy otworzył oczy i z poważną miną oddał mi dziecko.
   - I co? - spytałam, z ulgą biorąc go na ręce i przytulając.
   - Chroń go najlepiej, jak potrafisz. W dniu swoich dwudziestych urodzin dopełni się jego przeznaczenie.
   - Jakie przeznaczenie? I co to ma wspólnego z Oliverem?
   - Wszystko. Wiesz, kiedy tylko cię po raz pierwszy ujrzałem, wiedziałem, że odegrasz znaczącą rolę w... tej sztuce – stwierdził zadowolonym głosem. Wyraźnie się cieszył ze swojego odkrycia, lecz nadal nie wiedziałam, dlaczego. Odwrócił się z zamiarem odejścia.
   - Zaczekaj! Nie powiedziałeś mi, co takiego jest przeznaczeniem Martina! - Denerwowało mnie to, że mówił zagadkami.
   Obejrzał się na mnie, a w jego niebieskich oczach ujrzałam rozbawienie.
   - To będzie dopiero za dwadzieścia lat, moja droga Amando. Tym, co się wtedy stanie, nie masz co się martwić. Tylko go chroń, to wszystko.
   - A co się stanie? - spytałam.
   - Zmiany, Amando. Wielkie zmiany. - I ulotnił się, jakby rozpłynął we mgle.
   Poczułam frustrację. Jak miałam chronić moje dziecko, skoro nawet nie wiedziałam, co mu zagraża? W głowie miałam chaos. Nie mogłam zapytać Kate, bo była podopieczną Olivera. Pomyślałam więc o Eriku.
   Wsiadłam do powozu i udałam się do mego opiekuna. Zapowiedziałam telepatycznie naszą wizytę, wyszedł więc przed dom.
   - Mogłaś mnie zawołać w myślach, nie musiałaś zadawać sobie problemu...
   - Martin chciał cię odwiedzić, prawda, skarbie? - Podałam mu dziecko. Erik był jedynym wampirem, któremu bez najmniejszych wątpliwości mogłam dać chłopca pod opiekę. Wziął go i weszliśmy do domu. Agnes z przyjemnością się nim zajęła; nakarmiła, przewinęła i ukołysała, gdy my rozmawialiśmy.
   Kiedy usiedliśmy w salonie i opowiedziałam Erikowi całe zajście, spochmurniał.
   - Postaram się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Nie sądzę jednak, by dopuszczono mnie do tajemnic, które skrywa Oliver.
   - Myślisz, że to Andy ma rację? Czy Kate? Które z nich kłamie? Katherine jest dobrą towarzyszką i chciałabym jej wierzyć, ale wydaje mi się, że Andy naprawdę chciał mnie ostrzec...
   - Być może oboje mają w tym jakiś interes – stwierdził Erik po namyśle. - Przypilnuj, by nikt nie wychodził z małym po zmierzchu. W domu też musimy nad nim czuwać, gdyż wampiry mogą bez problemu wejść, gdy ty tam jesteś. Na razie więcej nie możemy zrobić.
   - Miałeś rację – szepnęłam ze smutkiem. - Przygarnięcie dziecka to chyba nie był dobry pomysł.
   - Ochronimy go, promyczku – zapewnił mnie i przytulił do siebie.
   Od tego wieczora czuwałam nad Martinem. Zabroniłam Sophii wychodzenia z dzieckiem po zmroku, chociaż właściwie i tak nigdy tego nie robiła. Spacerowała z nim tylko po ogrodzie i jedynie w dzień.
   Nikomu więcej nie powiedzieliśmy o naszych obawach. Myślałam o Amelii, ale nie chciałam jej martwić w jej stanie.
   Na początku kwietnia moja pasierbica urodziła śliczną dziewczynkę. Kiedy przybyłam razem z Chrisem po zachodzie słońca, szczęśliwa mama leżała z córeczką w objęciach, a jej mąż i dumny ojciec stał obok łóżka z zachwyconą miną.
   - Mam piękną córkę – oznajmił z uśmiechem.
   - Gratuluję – odparłam. Mój mąż pobiegł, by wziąć wnuczkę w ramiona. Na maleńkiej główce można było dostrzec pojedyncze, jasne włoski. Kiedy Chris podał mi niemowlę, otworzyło swe błękitne oczka. Popatrzyłam na nie z czułością. Nie czułam tego dziwnego, intensywnego ciepła, które czułam przy moim synu i zrozumiałam, o czym mówił Andy.
   Ze zdziwieniem zdałam sobie sprawę, że oficjalnie jestem babcią tej małej i wydało mi się to co najmniej śmieszne. Jeśli już, to czułam się bardziej jej ciocią.
   - Ma twój nosek – zwróciłam się do Arthura – i twoje oczy – rzekłam do Amelii.
   Podobieństwo. To był jedno z wielu rzeczy, które nigdy mnie nie spotkają, pomyślałam wówczas. Nigdy nie będę mogła powiedzieć, że Martin ma coś mojego, że pod jakimś względem jest do mnie podobny. Ale czy to było takie ważne? Najważniejsze, że w ogóle był.

   Rok tysiąc trzysta czterdziesty drugi miał na zawsze utkwić w mej wampirzej pamięci, jako przełom w moim życiu. Nie dlatego, że dowiedziałam się wtedy o Martinie i przepowiedni, której zresztą ani ja, ani Erik nie mogliśmy rozwikłać. Mój opiekun nie chciał drążyć zbyt głęboko, by nie wzbudzić podejrzeć, które mogłyby dotrzeć do Olivera. Kate zaczęła odwiedzać mnie coraz rzadziej, stwierdziłam więc, że jeśli naprawdę jest szpiegiem, to nie ma powodów do niepokoju. Martin musiał najpierw skończyć dwadzieścia lat, a to sporo czasu, przynajmniej wtedy tak mi się wydawało.
   Powodem owej niezwykłości nie były również narodziny Rose, córki Amelii. Nadano jej imiona: Rose Mary Elizabeth. Amelia zatrudniła opiekunkę, ale najczęściej to ona zajmowała się dzieckiem. Karmiła piersią, przewijała, bawiła się i cieszyła, że jej mąż również dużo czasu poświęcał małej. W przeciwieństwie do większości mężczyzn, nie wymagał od żony, by koniecznie urodziła mu syna.
   - Im więcej pięknych kobiet w domu, tym lepiej – mówił, gdy ktoś go o to pytał.
   Jednakże właściwym powodem przełomu w moim życiu był pewien mnich.
   Była ciepła, lipcowa noc. Mój synek miał już dziesięć miesięcy, a córka Amelii – trzy. Zdałam sobie sprawę, że odkąd Martin pojawił się na świecie, z coraz większą niechęcią chodziłam na polowanie. Matka, która zabija ludzi? Wypija ich krew? Przechodziłam właśnie koło kościoła. Spojrzałam w tamtą stronę tęsknym wzrokiem.
   Podeszłam do drzwi kaplicy i zerknęłam do wnętrza, zabezpieczonego kratami. Poczułam się zagubiona. Czy inne wampiry nie odczuwały takiej potrzeby? Erik też miał pewną pustkę w duszy, ale nie chciał jej zapełniać w ten sposób. Ja nie szukałam już miłości. Chris nie będzie żył wiecznie, ja tak. Po jego śmierci może znowu znajdę kogoś, w kim się zakocham. Tutaj chodziło jednak o coś innego; coś, czego nie byłam w stanie do końca pojąć.
   Westchnęłam i odwróciłam się. Ruszyłam ulicami pragnąc, by to polowanie zakończyło się jak najszybciej. Jedyne, co było przyjemne tej nocy, to picie krwi, ale nawet to nie mogło sprawić, bym czuła się dobrze. Co się ze mną działo? Kiedyś było inaczej. Cieszyłam się na myśl o pożywieniu, słodkim płynie, które wypełni moje żyły i ożywi ciało. Czy picie krwi może się znudzić? Nie, to nie o to chodziło. Zastanawiając się nad tym doszłam w końcu do wniosku, że to wyrzuty sumienia. Nie z powodu konkretnych ludzi, lecz dlatego, że zabijałam. Po prostu.
   Czułam to już od bardzo dawna, a nasiliło się po narodzinach Martina. Mimo że często o tym myślałam, wciąż nie wiedziałam, jak i kiedy miałabym to zmienić. Aż do tego pamiętnego, lipcowego dnia.
   Szłam szybkim krokiem między szarymi budynkami po najbiedniejszych ulicach miasta, ubrana jak zwykle na czarno, w masce na twarzy, nasłuchując. Wśród pohukiwania sów, chlubotania wody, którą ktoś wylał przez okno (dosyć częsty, ówczesny sposób pozbywania się natrętów i brudnej wody zarazem), usłyszałam głuchy odgłos uderzenia i poczułam zapach krwi. W jednej chwili pomknęłam w tamtą stronę.
   Ujrzałam trzech zbirów i mężczyznę, leżącego na ziemi. Jeden z rozbójników złapał rannego za ubranie i podniósł.
   - Tylko tyle? Nie wierzę, że nie masz gdzieś więcej szterlingów! - Silnie nim potrząsnął.
   - Jestem tylko ubogim mnichem – powiedział cicho mężczyzna. Spostrzegłam, że ma na sobie habit.
   - Dobra, dobra, braciszku. Już my znamy to wasze ubóstwo! - Uderzył go w twarz. Mnich zachwiał się i upadł. - Dawaj pieniądze, albo cię poćwiartuję! - Wyjął nóż. Drugi zbir kopnął leżącego mnicha, trzeci zaś pochylił się i go przeszukiwał.
   - Dość tego. - Wyszłam z ukrycia i stanęłam przed nimi. To, że byli tacy podli, wywoływało we mnie gniew, który pomagał mi ich zabijać bez wahania.
   - Co do... - Ten, który groził nożem, obejrzał się na mnie i przekleństwo zamarło mu na ustach, jeszcze zanim zdążył je wypowiedzieć. Poznał mnie bez wątpienia; podobnie jak we Francji, zapewne krążyły o mnie legendy, głównie wśród zbójów. - W nogi! - krzyknął i rzucił się do ucieczki. Dwaj jego towarzysze zrobili to samo.
   Dogoniłam go bez trudu, złapałam za gardło i rzuciłam na ścianę. W następnej chwili znalazłam się przy nim, podniosłam i złapałam, by ukręcić mu kark, zanim wbiję kły w jego szyję, gdy powstrzymał mnie czyjś błagalny głos.
   - Nie rób tego, proszę! Nie zabijaj go.
   Odwróciłam się. Za mną stał przerażony mnich.

2 komentarze:

  1. ~Susannah
    28 sierpnia 2010 o 21:00

    Jak zwykle ciekawe zakończenie ;) Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
    Odpowiedz
    ~Ejdz
    28 sierpnia 2010 o 21:07

    kolejny tak zakończony rozdział. ja cię chyba zabiję za to.poza tym z góry przepraszam, że jestem do tyłu z rozdziałami. Martin? o,o. Uwielbiam to imię od szesnastego kwietnia. xd. czekam na kolejny rozdział. / the-swan-girl. u mnie nn.
    Odpowiedz
    ~Patrycja
    28 sierpnia 2010 o 21:17

    rozdział świetny.jak zawsze jestem mile zaskoczona zakończenie.z niecierpliwością czekam na kolejną notkę.
    Odpowiedz
    ~Kara007
    28 sierpnia 2010 o 21:32

    Ty to zawsze rozwalisz człowieka notką… ona była po prostu boska!!! Jestem ciekawa o co chodzi z tą przepowiednią…? Ciekawy wątek z tym mnichem… Już nie mogę się doczekać nn ;***
    Odpowiedz
    lady_serina@vp.pl
    28 sierpnia 2010 o 21:57

    Rose Maria Elizabeth. Wiesz, że moja siostra nazywa się właśnie Maria Elżbieta ;>? U Ciebie tę „Marię” zamieniłabym na „Mary”, bo pozostałe dwa imiona są w wersji angielskiej, powinna być więc jednolitość. Te imiona podobają mi się, jakoś pasują do córeczki Amelii. I cieszę się, że to dziewczynka, tak dla odmiany. Notabene: myślałam, że Andy chce zabić Martina, a tu takie zaskoczenie! Ciekawi mnie ta przepowiednia i to, jak szybko do niej dotrzesz. I cieszę się, że zbliżamy się do końca tej części. Czy Amanda wyjedzie? A jeśli tak, to gdzie? Mam nadzieję, że znów zaserwujesz nam jakieś bogate w interesujące wydarzenia historyczne państwo, chyba że zostanie na razie Anglia. Ja jednak cichutko liczę na tę pierwszą wersję ;> I… co z tym mnichem? Cieszę się, że go wprowadziłaś, wiesz, Natalio? Wygląda mi na taką porządną, sympatyczną postać, a podobno zakonnicy w owych czasach z reguły tacy nie byli (notabene, strasznie to jest Kościołowi wypominane, wkurza mnie to, ale to takie moje małe wtrącenie -.-”). I… ogólnie bardzo tajemniczy rozdział, ba!, zresztą który taki tu nie jest! Ale nie, to nie wada, wręcz przeciwnie, olbrzymia zaleta. Moim zdaniem, gdybyś trochę to wszystko dopracowała, to nawet mogłabyś wydać książkę, wiesz ;>? Całuję, Serina.
    Odpowiedz
    ~justilla
    28 sierpnia 2010 o 22:07

    Wow! Ten mnich to ma odwagę. Gdy zobaczyłam tytuł kolejnej notki to aż szczęka mi opadła. Mnich? Przeczytałam rozdział to się wyjaśniło. Ciekawa sprawa z tą przepowiednią. I naprawdę – komu ufać? [amica-libri], [poslancy-milosci], [pasja-gotowania]
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    29 sierpnia 2010 o 08:00

    Faktycznie! Ale już znam przyczynę! Bo jak pierwszy raz tam zajrzałam, to byłam na cz I tego samego rozdziału i tam się chciałam wpisać, ale przeglądając poostałe rozdziały na pasku na dole musiałam jakos tak kilknąc, że wylądowałam na II i tam zoastawić komentarz. A kiedy wczoraj weszłam zobaczyłam II część, przeczytałam i wydało mi się, że to coś nowego. Wybacz za zamieszanie ;)
    Odpowiedz
    ~Agata
    29 sierpnia 2010 o 10:24

    Ciekawe co okaże się z tą przepowiednią. Mnich jest powalający i on nim nie będę pisać :)) Ale oznajmiam, że Cię zabiję. Możesz sobie wybrać jak:a) nożemb) gołymi rękamic) piłą mechaniczną:DDlaczego Ty roisz takie zakończenia…?Świetny rozdział! Czekam na cd;***[bez-pamietna] [czytamy-ksiazki]
    Odpowiedz
    ~Alice
    29 sierpnia 2010 o 12:48

    Ty to potrafisz przerywać w niewłaściwym momencie ;). Normalnie mrozisz krew w żyłach! Zazdroszczę tak dobrze opisanej akcji. Dobiłaś już chyba do perfekcji. Chciałabym się tak szybko uczyć jak ty. Zapewne Gorąca Krew doczeka się wydania i dużego grona czytelników.Oto szablon. Mam nadzieję, że może być do twojej IV części opowiadania.Układ trzykolumnowy.Nagłówek – http://i37.tinypic.com/2vljkwj.jpgTło wew. – http://i36.tinypic.com/dfkiz5.jpgTło zew. – 06111aCzcionki – 7a9cbf, 5d96c4.Mnie się podoba, jak coś.Ech, wszystko utrzymujesz na tak stałym poziomie… Masz czas na pisanie, naukę, czytanie innych opowiadań… Nie to co ja. Jeszcze u mnie dochodzi praca w sadzie… Beznadzieja.
    Odpowiedz
    ~Alice
    29 sierpnia 2010 o 13:37

    mogłabyś zmienić czcionkę z białej na tę pierwszą niebieską, żeby to wszystko wyglądało estetycznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~justilla
    29 sierpnia 2010 o 16:49

    Wow! Ślicznie, Alice jak zwykle stanęła na wysokości zadania :D Teraz tylko naucz Amandrę gry na skrzypacach ;P[amica-libri], itd.
    Odpowiedz
    ~Susannah
    29 sierpnia 2010 o 23:51

    Piękny ten szablon!!! :D Jestem oczarowana!
    Odpowiedz
    ~Kara007
    30 sierpnia 2010 o 16:36

    wow jaaa ole szok ;) szablon bomba ;)
    Odpowiedz
    ~SirAngel
    30 sierpnia 2010 o 20:57

    Wiesz, że przerywanie w takich momentach jest bardzo denerwujące dla czytelnika, który zaczyna obgryzać paznokcie zniecierpliwiony tym, co może nastąpic już na początku następnego rozdziału?A może to tylko ja tak mam?[krew-krolow]
    Odpowiedz
    ~Aine
    31 sierpnia 2010 o 10:05

    No tak, znowu zapomniałam napisać komentarz po przeczytaniu x] Możesz mnie bić, przepraszam najmocniej ;] Mi się na razie mnisi kojarzą z kung-fu i tymi sprawami (za dużo gier), więc czytając ten rozdział musiałam zmienić wyobrażenie ;pPozdrawiam!
    Odpowiedz
    Yuutsuna
    31 sierpnia 2010 o 17:53

    Potrafisz zaskakiwać czytelnika, cały czas coś się dzieje, muszę uzupełnić braki ;D I nowy szablon widzę – bardzo ładny. Na melodia-nieba.blog.onet.pl ukazał sie nowy rozdział.
    Odpowiedz
    ~Nieśmiertelna
    3 września 2010 o 22:25

    Nadrabiam zaległości w czytaniu rozdziałów i muszę ci powiedzieć, że strasznie mnie zaciekawiłaś;PP
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    24 lipca 2011 o 11:51

    Proszę, proszę. Co my tu mamy? Tym razem mnicha. xD Tak więc, tajemnicza przepowiednia. Nowa zagadka do rozwikłania. Nie ma co, znowu mnie zaciekawiłaś. :) Jak pisałam wcześniej wiedziałam, że Andy nie zrobiłby krzywdy Martinowi. Lubisz mnie straszyć. xD

    OdpowiedzUsuń