Rozdział XX - Syn gorącokrwistej

3.01.2011

   - Oho. Czyżbyśmy dochodziły do starcia z Oliverem? - Karolina spojrzała na grób i pogładziła dłonią płytę nagrobną. - Mam złe przeczucie, że ktoś zginął. Mam rację? - szepnęła.
   Westchnęłam, patrząc przed siebie zamyślonym wzrokiem.
   - W czasie wojny zawsze są ofiary – powiedziałam cicho. - Moje życie nie było takie kolorowe i usłane różami... - dodałam i wróciłam do opowiadania.


   Początkowo panika, która mnie ogarnęła, sparaliżowała mnie, ale trwało to zaledwie sekundę. Kiedy już się otrząsnęłam, zrozumiałam, że muszę działać. Amelia i Szoszannah nigdy nie zgodzą się, by wydać Martina Oliverowi. Zabije więc wszystkich...
   - Kate, wyprowadź nas stąd jak najszybciej. Andy, zbierz wszystkich wampirów, które są po twojej stronie. Musimy powstrzymać Olivera.
   - O ile sobie przypominam, miałaś być dowódcą tylko do mojego powrotu – mruknął Andy, ale spojrzałam na niego takim wzrokiem, że cofnął się o krok i skinął głową. - Katherine, zrób o co cię prosi nasza przyjaciółka.
   - Za mną. – Kate odwróciła się i ruszyła do wyjścia.
   Pierwszy podążył za nią Arthur, potem ja z Erikiem. Mój opiekun ścisnął mi dłoń na znak wsparcia. Poczułam, że on również boi się o naszych przyjaciół, a szczególnie o Szoszannah. Dopiero co ją poznał, zaiskrzyło między nimi, a teraz miałby ją stracić? Nie mogłam do tego dopuścić. Nikt nie może zginąć, postanowiłam sobie. Nikt.
   Arthur był blady. Bał się o żonę i o przyjaciół. Amelia na bieżąco przekazywała mu wieści; nie były zbyt optymistyczne.
   Kiedy wyszliśmy na powierzchnię, obejrzałam się na naszą „armię”. Było ich całkiem sporo, z pięćdziesiąt wampirów, gdyż dołączyli do nas pałacowi strażnicy. Nie wiedziałam, jakimi siłami dysponuje Oliver, ale miałam nadzieję, że uda nam się ich pokonać.
   Ruszyliśmy w stronę mojego domu. Biegliśmy jak wiatr. Każda sekunda mogła mieć znaczenie. Wyrzucałam sobie, że nie pomyślałam wcześniej o podstępie Olivera. Tylko syn gorącokrwistej mógł go zabić, więc to jego postanowił zgładzić w pierwszej kolejności. Potem mógł już czuć się bezpieczny. „Czemu więc nie zabił go, kiedy miał okazję?”, spytałam Erika.
   „Chciał dopaść wszystkich, którzy mu się sprzeciwili. Wiedział, że przyjdziemy mu z pomocą. To pułapka. On teraz tam na nas czeka”, odparł.
   „Nie każmy mu więc czekać zbyt długo. Jeśli kogoś skrzywdzi, sama go zabiję albo umrę.”
   „Wtedy ja umrę z tobą”, stwierdził Erik stanowczo. Nie widziałam sensu, by zaprzeczać. Wszak nie zależało to ode mnie.
   Kiedy dotarliśmy na miejsce, naszym oczom ukazał się złowrogi widok. Cały dwór otoczony był wampirami Olivera. Pomyślałam, że czeka nas trudna walka, ale zanim zdążyłam wybiec z ukrycia, Andy złapał mnie za nadgarstek.
   - Najpierw musimy się naradzić.
   - Naradzić? Nie ma na to czasu! - syknęłam. Spojrzałam na Erika, który skinął mi głową. Całkowicie się ze mną zgadzał. Przeniosłam wzrok na Arthura.
   - Są w środku. Zabijają służbę – powiedział matowym głosem, patrząc przed siebie przerażonym wzrokiem.
   Obejrzałam się na gorącokrwistego, który puścił mnie i zaczął wydawać wampirom polecenia.
   - Plan jest prosty. Podzielimy się na dwie grupy. Jest ich niewiele więcej od nas, więc siły są prawie wyrównane. - Andy mówił cicho, tak, że wszystkie wampiry musiały wytężyć słuch. - Najpierw zaatakuje ich jedna grupa. Kiedy rozpocznie się walka, druga rzuci się na nich od tyłu. Weźmiemy ich w dwa fronty i wybijemy. Gotowi?
   - Gotowi – rozległy się podekscytowane szepty.
   - To zaczynamy.
   Wampiry błyskawicznie podzieliły się na dwie grupy, jedna ruszyła do ataku. Poprowadziła ją Kate. Reszta, w tym Andy, ja, Erik i Arthur pobiegliśmy z drugiej strony. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem; już z daleka ujrzałam wampirzą walkę, krew lała się strumieniami. Z mieczem w ręku, razem z innymi pędziłam na pomoc moim przyjaciołom, gdy nagle z domu wyszedł i stanął nam na drodze dość niski, jasnowłosy wampir o zimnych jak lód, morskich oczach, w czarnym płaszczu narzuconym na ramiona. Oliver.
   Błyskawicznie się zatrzymaliśmy. Serce załomotało mi w piersi z przerażenia, gdyż ujrzałam, że za nim wychodzi kilku wampirów, trzymających moich bliskich. Jeden trzymał w żelaznym uścisku Martina, drugi Sophię. Dwóch przytrzymywało miotającą się Amelię, a kolejnych dwóch – Lily. Hrabina miała w oczach mord, wściekłość i bezradność. Szoszannah natomiast wyglądała na skupioną. Rozglądała się wokół, jakby szukała jakiegoś wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji.
   Zaniepokoiłam się, nie widząc Lidii i Jacka. Miałam nadzieję, że nic im się nie stało.
   - Witajcie, moi gorącokrwiści przyjaciele – powiedział ironicznym tonem Oliver, patrząc na mnie i na Andy'ego. Walka momentalnie ustała. Wrogowie wycofali się na bezpieczną odległość.
   - Czego ode mnie chcesz, Oliverze? - Zrobiłam krok do przodu. - Co mam zrobić, byś uwolnił moich bliskich?
   - Chodzi ci o ludzi, czy o wampirów, Amando? - W jego oczach, ziejących złem, pojawiły się rozbawione błyski. Jak zwykle, unikał patrzenia w oczy, więc trudno było dostrzec wszystkie emocje. Patrzył jakby ponad mnie, nad moją głową. - Jesteś bezczelna – powiedział, a w jego głosie słyszałam gniew. Przymrużył oczy w sposób, który zawsze robiła Kate. - Najpierw usynowiłaś tego, który miał mnie zniszczyć. Potem dołączyłaś do tych buntowników. Uwolniłaś mojego wroga, przeciągnęłaś na swoją stronę mą niewolnicę. - Spojrzał znacząco na Kate, stojącą po drugiej stronie, z krwią na twarzy, w jasnych lokach i na sukni. - A teraz pytasz, czego chcę? Chcę twojej śmierci, Amando. Ale najpierw... - Zerknął na Sophię. Była blada z przerażenia. - Jestem trochę głodny.
   Nim zorientowałam się, co chce zrobić, Oliver złapał i ukąsił kobietę.
   - Nie! Mamo! - Rozległ się zrozpaczony krzyk Martina, który bezskutecznie próbował wyrwać się trzymającemu go wampirowi.
   Niewiele myśląc, skoczyłam w stronę Sophii, by ją bronić; to samo zrobił Erik i Arthur. Przede mną wyrósł nagle duży, silny wampir. Poczułam uderzenie i wylądowałam na ziemi. Tak samo hrabia. Mój opiekun natomiast zrobił unik, ale dwóch pozostałych zablokowało go skierowanymi w niego mieczami.
   Oliver odrzucił Sophię. Była przytomna, ale wiedziałam, że tego nie przeżyje. Miała rozerwane gardło.
   - Puść go – nakazał władca wampirowi trzymającemu Martina. Kiedy to zrobił, syn Sophii dopadł matki i przycisnął ręce do jej szyi, chcąc zatamować krwawienie.
   Poczułam, jak z oczu spływają mi krwawe łzy. Nigdy nie byłyśmy z Sophią przyjaciółkami, ale wiedziałam, że Martin ją kocha; była przecież jego matką. Patrzyłam bezradnie, jak kobieta umiera, a Oliver najwyraźniej świetnie się bawił.
   Otoczyli nas jego ludzie. Byliśmy w pułapce. Wampiry, które były po naszej stronie stały teraz bezradnie pod ostrzem mieczy wrogów. Staliśmy naprzeciwko władcy. Jeśli zaatakujemy, zginą Martin, Amelia i Lily. Ale nic nie robiąc, zginiemy wszyscy...
   - Mamo, nie umieraj, proszę. - Martin klęczał przy Sophii, która nie była w stanie mówić. Dostrzegłam, że patrzy tylko na syna bolesnym wzrokiem. - Kocham cię, mamo. Zawsze cię kochałem. Jesteś najlepszą matką na świecie. Zawsze byłaś przy mnie... - Głos zniżył do szeptu.
   - Ach, jakie to wzruszające. To ty sobie płacz na łonie matki, a ja wydam odpowiedni werdykt. Kate i Andy'ego czeka kara w trumnie śmierci – oświadczył sucho Oliver. - Ciebie, Amando i twojego opiekuna po prostu zabiję kołkiem albo rozpuszczę na słońcu, wspaniałomyślnie pozwolę wam wybrać rodzaj śmierci. - Uśmiechnął się złowrogo, kierując wzrok na Amelię i Szoszannah. - A te dwie ślicznotki zatrzymam, jako moje niewolnice. - Spojrzał na Arthura. - Ach, zapomniałbym. Hm, co mógłbym zrobić z naszym dzielnym hrabią? Jak myślicie? Zabić, czy oszczędzić? Może mi się jeszcze przydać...
   Wtedy dostrzegłam, że Martin sięgnął po leżący nieopodal miecz jednego ze strażników. Wiedziałam, że nie zdąży, ale nie byłam w stanie go ostrzec. By zabić wampira, w dodatku takiego, który potrafi walczyć, trzeba być wyśmienitym łowcą.
   Martin nie był łowcą.
   Kilka sekund trwało, nim dorwał miecz i rzucił się na wampira. Oliver zdążył unieść brwi, uśmiechnąć się ironicznie i wyrwać mu miecz z ręki, po czym po prostu go nim przebił.
   Przebił go mieczem. Przebił mieczem Martina. Mojego Martina.
   Ogarnął mnie szał. Tego było już za wiele. Ruszyłam na niego w błyskawicznym tempie. Nagle wróciło wszystko, co tłumaczył mi Edmund, jak powinno się walczyć z wampirami. Po drodze uniknęłam ciosu trzech wrogów, którzy kolejno starali się mnie zatrzymać.
   No właśnie. Kolejno. Gdyby rzucili się razem, pewnie nie miałabym szans. A tak kilka zwinnych uników i już byłam przy Oliverze.
   Wampirzy władca zdążył wyciągnąć już miecz z piersi mojego ukochanego. Zamachnął się nim nad moją głową, ale w porę udało mi się uchylić. Zadałam mu cios w brzuch i kopnęłam w kolano. Przewrócił się, pociągając mnie za sobą. Wypuścił z ręki miecz, ale był ode mnie silniejszy. Przewrócił mnie na plecy i obnażył zęby, najwyraźniej chcąc przegryźć mi gardło.
   To wszystko działo się w przeciągu kilkunastu sekund. Krzyknęłam, próbując go od siebie odepchnąć. Nadaremnie. Usłyszałam jeszcze przeraźliwy krzyk Amelii, wołanie Szoszannah, Arthura i rozpaczliwe myśli Erika, tak chaotyczne, że nie potrafiłam ich odebrać... Wiedziałam tylko, że za chwilę umrę. To koniec. Przegraliśmy.
   I wtedy Oliver znieruchomiał. Wykorzystałam tę chwilę, by odepchnąć go do siebie. Przeturlałam się w bok i ze zdumieniem patrzyłam, jak mroczny władca osuwa się na kolana. Nad nim stał Andy. Oliver powoli odwrócił się w jego stronę. W plecach tkwił mu kołek.
   - Ale... to niemożliwe... - wyszeptał, wciąż nie wierząc w to, co się stało. W to, że w jednej sekundzie był zwycięzcą, a w następnej już przegranym. - Tylko syn gorącokrwistej...
   - Pamiętasz Clarę? - Andy patrzył na umierającego wampira z triumfem. - Piękną gorącokrwistą, którą zamknąłeś w trumnie jakieś trzysta lat temu? Ona mnie stworzyła. Zerwaliśmy więź, lecz wciąż była mi bliska. Kiedy dowiedziałem się, że ją zabiłeś, przysiągłem ci zemstę. Długo musiałem czekać na jej spełnienie, ale przepowiednia właśnie mnie wskazała. Nie tego człowieka. - Spojrzał na umierającego Martina. - To ja jestem synem gorącokrwistej wampirzycy.
   - Wiedziałeś o tym – szepnęłam. - Wiedziałeś o tym od początku.
   - Tak, Amando. Oczywiście, że wiedziałem, odkąd tylko poznałem przepowiednię. - Spojrzał na Olivera. - A ty umieraj i ciesz się, że nie umrzesz w trumnie śmierci, tak, jak twoi wrogowie.
   Były władca uśmiechnął się nagle. Spojrzałam mu w oczy. Po raz pierwszy spotkał się nasz wzrok i wtedy zrozumiałam. Nosił w sobie strach. Strach przed porażką. Przed zamknięciem w trumnie. Spojrzał na zwycięzcę.
   - A więc jednak nie całkiem wygrałeś. Szybka śmierć to nie zemsta. Zobaczymy się w Piekle. - I rozpadł się w proch, rozsypując się na ziemi.
   Zapadła cisza. Andy odwrócił się do wampirów.
   - To koniec. Rzućcie broń. Wygraliśmy. Olivera już nie ma. - Spojrzał uważnie na twarze stojących. - Nikt nie zostanie ukarany, ale ci, którzy poszli za mną jako pierwsi, zostaną odpowiednio nagrodzeni. Jeśli ktoś nie uznaje mojej władzy, może odejść. - Zalegająca wokół cisza świadczyła o tym, że nikt nie zdecydował się na taki krok.
   - Niech żyje nasz nowy władca – powiedział w końcu Darius radośnie.
   - Niech żyje Andy McCras! - zawtórował mu Leon. Po chwili wszystkie wampiry zaczęły krzyczeć i wiwatować, a Katherine rzuciła się na Andy'ego. Dosłownie. Rzuciła mu się na szyję, a nogami oplotła w pasie, tak, że spod podwiniętej sukni widać było nagie kolana.
   Nagle znalazł się przy mnie Erik. Podał mi dłoń, a kiedy podniosłam się z ziemi, przytulił mnie do siebie.
   - Tak się bałem... - szepnął. - Chciałaś zginąć?!
   Delikatnie oswobodziłam się z jego objęć i spojrzałam na Martina, przy którym klęczała już Lily. Amelia stała w ramionach Arthura, który przytulał ją mocno.
   - Martin – powiedziałam drżącym głosem i uklękłam obok niego.
   - Żyje, ale to kwestia minut, może nawet sekund. - Szoszannah spojrzała na mnie pytająco.
   - Zrób to – rzekłam. - Przecież tak miało być.
   - No tak. Zapach. - Lily westchnęła, po czym ostrożnie uniosła głowę Martina i na chwilę zatopiła kły w jego szyi. Następnie wyjęła nóż i przecięła swój nadgarstek. Przyłożyła go do ust Martina.
   Gdybym była człowiekiem, pewnie wstrzymałabym oddech. Miałam nadzieję, że wampirza krew zdąży go uratować. Spojrzałam na martwe ciało Sophii.
   - A Jack i Lidia?
   - Nie żyją – rzekła cicho Amelia, która razem z mężem podeszła do mnie. Zamknęłam oczy w geście bezmiernego smutku.
   Nagle ogarnął mnie gniew. Odwróciłam się do Andy'ego, który właśnie postawił Katherine na ziemi i podeszłam do niego.
   - Okłamałeś mnie. Oboje mnie okłamaliście. Martin nigdy nie miał nic wspólnego z przepowiednią, a wy sprawiliście, że musiał wyjechać z kraju. A teraz... on umiera. Przez was! - zawołałam, a łzy nieprzerwanie płynęły mi po policzkach.
   - Przykro mi, Amando. - Andy popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. - Musieliśmy odwrócić uwagę Olivera. Skupił się na twoim synu, zapominając o prawdziwym zagrożeniu – o mnie.
   - Przepraszam. Mówiłam, że nie powinnaś mi ufać – powiedziała Kate, pochylając głowę i ściskając dłoń Andy'ego. - Ale... to chyba nic złego, że Martin zostanie wampirem, prawda? Będziecie mogli być razem.
   - Tak jak ja i ta nieznośna wampirzyca – dodał Andy.
   Wtedy zdałam sobie sprawę, że oni od zawsze byli razem. Walczyli nie tylko o władzę, ale też o swoją miłość. Oboje byli wampirami, oboje zabijali ludzi, niekoniecznie tych złych. Egoizm był ich domeną. Liczyli się tylko oni, ich władza, ich uczucie. Bez namysłu poświęcili Martina, mnie, Erika, a nawet swoich najbliższych sojuszników. Dla nich cel uświęcał środki.
   Odwróciłam się i otarłam krew na policzkach rękawem, a właściwie tym, co z niego zostało. Na pewno byłam w opłakanym stanie, ale jakie to miało teraz znaczenie?
   Uklękłam przy Martinie. Z ręki Szoszannah płynęła krew, prosto w usta mojego ukochanego, który nie reagował. Prawą dłonią dotknęłam jego serca.
   Nie biło.

2 komentarze:

  1. ~Susannah
    3 stycznia 2011 o 11:46

    Bardzo mi się podobał rozdział. Trzymał w napięciu do samego końca. Właściwie to nadal trzyma… Ale wierzę, że to jeszcze nie jest koniec Martina! A oprócz tego- bardzo podoba mi się tytuł następnego rozdziału ;) Coś mi przypomina… ;) Mylę się?
    Odpowiedz

    ~Natalia
    3 stycznia 2011 o 11:54

    Nie mylisz się:):) Chciałaś, masz:-D
    Odpowiedz
    ~Susannah
    3 stycznia 2011 o 12:36

    yeah! Już nie mogę się doczekać!!! Pisz szybko! :* Gryzę palce z niecierpliwości! A swoją drogą- jesteś taaaaka kochana !
    Odpowiedz
    ~Natalia
    3 stycznia 2011 o 12:45

    To faktycznie chyba się pośpieszę, bo jeszcze do krwi obgryziesz:):)
    Odpowiedz
    ~Kara007
    3 stycznia 2011 o 16:04

    Rozdział świetny!! Zgadzam się z poprzedniczkami, nie wierzę, żeby to był koniec Martina ;) Mało – to będzie dopiero początek ;) Ale rozdział boski! Ale, że Andy – tego się nie spodziewałam ;p Weny ;***Ps: Nie zrobimy z niego geja ;)
    Odpowiedz

    ~Persefona
    3 stycznia 2011 o 15:20

    Ten rozdział był fenomenalny! Niemal w niektórych momentach wstrzymywałam oddech. Geniusz! Mam nadzieję, że kiedyś dostanę do do ręki jako książkę. Pozdrawiam.
    Odpowiedz
    ~izzy
    3 stycznia 2011 o 16:50

    Jeśli mam być szczera, to jest to chyba jeden z najlepszych rozdziałów. O mało się nie udusiłam, tak wstrzymałam oddech. xd Pozdrawiam ;**
    Odpowiedz
    ~justilla
    3 stycznia 2011 o 19:38

    Wow, z zapartym tchem czytałam do końca. Żal mi służących i Sophii, nie zasłużyli na taką śmierć. A Martin… Jak ktoś napisał, myślę, że w następnym rozdziale nas zaskoczysz i okaże się, że po chwili reakcja już przebiega. Ale ten syn gorącokrwistej… Co jak co, tego się nie spodziewałam! Szok na całej linii, jak nic. Umiesz zaskoczyć czytelnika, zresztą udowodnione to już dawno :) [amica-libri], [poslancy-milosci]
    Odpowiedz
    ~wampirzyca.julia@onet.pl
    3 stycznia 2011 o 19:41

    No to mnie zaskoczyłaś kochana :)
    Odpowiedz
    ~Crash
    4 stycznia 2011 o 16:11

    Ostatnie rozdziały chyba należą do moich ulubionych, a to z tego powodu, że pojawiają sie sceny walki i akcja przybieras tzw. punkt kulminacyjny (a to lubię najbardziej).Tytułowy syn gorącokrwistej był rzeczą, której w życiu bym się nie spodziewała. I liczę na jakieś ciekawe rozwinięcie akcji z Martinem w kolejnym rozdziale ;D
    Odpowiedz
    ~Lyanne Grey
    4 stycznia 2011 o 18:51

    Świetny rozdział. Żal mi Martina… Oby przeżył! Jestem ciekawa, co będzie dalej.
    Odpowiedz
    refleksja@onet.eu
    5 stycznia 2011 o 22:24

    Coś mi się wydaje, że Martin przeżyje. Za łatwo by było xDOlivier się zdziwił, oj zdziwił. Staruszek jeden myślał, że będzie sprytniejszy od garstki młodszych! Actimel górą! Młodziez jest odporniejsza xDNieźle to wymyśliłaś z tym Andym, że to jednak on był synem gorącokrwistej. Dziwne, że Olivier nie wpadł na to, bo przecież skoro Martin był przybranym synem…no ale skąd mógł wiedzieć, że to się nie liczy? xDCzekam na kolejny rozdział, O!Delicate

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Aine
    5 stycznia 2011 o 22:41

    Jaka niespodzianka! Czyli to jednak nie Martin… Mam nadzieję, że stanie się wampirem, pewnie jak większość ;) Chociaż… nie wiadomo, czym jeszcze nas zaskoczysz.Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    6 stycznia 2011 o 15:19

    Bardzo dynamiczny i trzymający w napięciu rozdział. Pokuszę się o stwierdzenie, że chyba był najlepszy ze wszystkich. Naprawdę…. Tyle przelanej krwi, śmierć. Czy Martin naprawdę zginie? Nie mogę się doczekać tego do wydarzy się dalej!
    Odpowiedz
    ~Nieśmiertelna
    6 stycznia 2011 o 16:38

    O kurka siwa! Rozdział był tak zaskakujący, ze nadal siedzę przed monitorem z szeroko otwartymi ustami. Więc to jednak nie Martin był tym zagrożeniem dla Oliviera… Hm… mam nadzieję, że jeszcze nie jest za późno i w jakiś sposób zdołają go uratować. Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam, krwawy-poemat
    Odpowiedz
    faerun@vp.pl
    6 stycznia 2011 o 17:35

    No tak, znowu ;) Kolejny blog założony, ale jest nas dwie i wierzymy, że damy radę ;) Razem z Lyanne założyłyśmy stronę – forgotten-realms.blog.onet.pl Pewnie we dwójkę jest większa szansa, że opowiadanie skończymy xD Nie zmuszam Cię do wejścia, ale pamiętaj, że jesteś tam mile widziana ;)Pozdrawiam!Aine (Shinthrae)
    Odpowiedz
    ~faerun@vp.pl
    7 stycznia 2011 o 14:49

    I przy okazji, jeśli by Ci to nie przeszkadzało, mogłabyś nas informować? Oczywiście do niczego nie zmuszam, ale przynajmniej punktualnie byśmy komentowały, bez poślizgów ;)Aine(Shin)&Lyanne
    Odpowiedz
    ~Serina
    7 stycznia 2011 o 21:43

    Prawie całą wenę przeznaczoną na komentarze wykorzystałam przy „Trumnie śmierci”, więc tu trochę bardziej się streszczę. Nie, ja nie mogę uwierzyć, że tak ten rozdział zakończyłaś… -.- Mimo niechęci do szczęśliwych zakończeń mam nadzieję, że Martin jednak przeżyje! Musi! Żal mi trochę Olivera (ta, ja i moja znana słabość do czarnych charakterów :D), ale to nic, pozostaje mi Juan i Romuald, nie? Podobało mi się jak zwykle, coraz bardziej dramatycznie, to mi się podoba. Ale weź nie zabijaj Martina, dobrze…? ^^” O, i przypomnij mi, jakbyś mogła, kiedy się pojawi w najbliższym czasie Juan? :D Weny, całuję, Serina.
    Odpowiedz
    ~Susannah
    8 stycznia 2011 o 18:30

    Nowy rozdział! My chcemy nowy rozdział!!! :D
    Odpowiedz

    ~Natalia
    9 stycznia 2011 o 00:54

    Ojej:-) No dobrze, już wstawiam:)
    Odpowiedz

    ~Inscriptum
    31 lipca 2011 o 17:21

    No to mamy happy end. xD Tylko szkoda mi Lidii, Jacka i Sophi. Jak się okazało synem gorącokrwistej nie był Martin, ale Andy. Że też oni potrafią być tak egoistyczni! Dobrze, że istnieją tam jeszcze wampiry, które nie myślą tylko o sobie. :) Zaraz serce Martina ożyje i razem z Amandą złączą się w uścisku pełnym miłości, mam rację? ;D Na szczęście Szoszannah i Amelia żyją, tylko że w domu Amandy były także dzieci Amelii i Arthura? Czyżby wysłali ich do swojego domu? Lecę dalej. Mam zamiar skończyć dzisiaj tą część. ;) Może akurat wyrobię się też z piątą i będę czytać na bieżąco szóstą część? xD Ach, kurde. Jednak nie wyrobię się, bo idę na pieszą pielgrzymkę do Jasnej Góry. :( No nic, będę się modlić o wenę dla siebie, ciebie, Justilli i Ginger. xD Chociaż w sumie ty masz tej weny na pęczki. :P

    OdpowiedzUsuń