Rozdział XVIII - Sojusznik czy wróg?

21.12.2010

   - No i jesteśmy na miejscu. - Weszłam przez bramę cmentarza i ruszyłam w stronę grobu ojca Karoliny. Przeszłyśmy ten odcinek w milczeniu. Kiedy dotarłyśmy do celu, Karolina wyjęła znicze, zapaliła i postawiła na grobie.
   - Tęsknię za nim – szepnęła. - Czemu ludzie muszą tak szybko umierać?
   - Taka jest kolej rzeczy. Twój ojciec był wspaniałym człowiekiem, Karolino.
   - Wiem. Ale życie jest takie kruche – westchnęła. - Ty też już nie raz poczułaś na sobie widmo śmierci, pomimo że nie byłaś człowiekiem. To musi być straszne uczucie.
   - Paraliżująco straszne – przyznałam. - Ale na szczęście udało mi się przeżyć.
   - Kto cię wtedy uratował? Erik?
   Pokręciłam głową.
   - Ktoś, kogo pomocy w ogóle się nie spodziewałam.


   Broń wampira błyskawicznie przebyła drogę ku mojej szyi, lecz nagle zwolniła w ostatnim momencie, co pozwoliło mi się uchylić i uniknąć śmierci. Upadłam na ziemię. Wróg ryknął przeraźliwym głosem. Z jego piersi wystawał wielki, długi kołek, wbity od strony pleców. Po chwili został wyciągnięty, a wampir rozpadł się w proch z okrzykiem bólu, mrożącym krew w żyłach.
   - Katherine? - Patrzyłam zdumiona na znajomą wampirzycę, trzymającą kołek.
   - Wstawaj, nie mamy czasu. - Podała mi rękę. Ujęłam ją z wahaniem.
   - Uratowałaś mnie?
   - Nie, skądże. Kołek sam się wbił w ciało tamtego wampira – odparła kąśliwie.
   - Ale... ty ich zdradziłaś! To przez ciebie pojmano Martina! - zawołałam, cofając się. Wzruszyła ramionami.
   - Nikogo nie zdradziłam. Taki był plan, tylko nie wszyscy byli wtajemniczeni. - Obejrzała się za siebie. - Chodźmy. Twój syn... czy też kochanek czeka.
   - Martin nie jest moim kochankiem! - zaprzeczyłam gwałtownie. - Ani synem.
   - To kim jest? - Spojrzała na mnie z rozbawieniem. Zmieszałam się. - Nieważne. Chodźmy.
   - To Katherine! - Przed wampirzycą wyskoczył nagle Darius i przyłożył jej miecz do gardła. - Umrzesz, podła zdrajczyni! - Przycisnął ją do ściany.
   - Nie! Ona... uratowała mi życie. - Spojrzałam na Erika, który pojawił się obok mnie i przekazałam mu wszystko. „Co ona kombinuje?”, zastanawialiśmy się oboje.
   - Jeśli mnie zabijecie, nigdy nie znajdziecie Martina. Tylko ja dobrze znam rozkład tych komnat. - Katherine bez lęku patrzyła na ogarniętego gniewem Dariusa, z mieczem przy jej gardle.
   - Zdradziłaś nas! - zawołał Leon.
   - Musiałam przekonać Olivera, żeby mi uwierzył.
   - Zginęło tylu naszych!
   - Ofiary były niezbędne. Wiedzieli, co może ich spotkać – rzekła wampirzyca obojętnie.
   Darius spojrzał na mnie niepewnie.
   - Puść ją – nakazałam. Zrobił to niechętnie. - Zaprowadzisz nas do Martina – zwróciłam się do niej. Skinęła głową.
   - Za mną – rzekła krótko i weszła do sali, w której znaleźliśmy się na początku.
   - Skąd mamy mieć pewność, że to nie kolejna pułapka? - zapytał mnie Leon.
   - Nie mamy – odrzekłam, zgodnie z prawdą. - Dlatego wy tu zostaniecie. Jeśli coś mi się stanie, Erik będzie o tym wiedział. - Spojrzałam znacząco na mojego opiekuna.
   - Idę z wami – postanowił Arthur. Szoszannah spojrzała na Erika, potem na mnie, zastanawiając się pewnie, co powinna zrobić: iść ze mną, czy zostać z Erikiem?
   - Dobrze, Arthurze. - Zgodziłam się. Wolałam nie zostawać sam na sam z Kate. - Ale reszta zostaje – zdecydowałam.
   - Jeśli coś jej się stanie... - Erik spojrzał na Katherine groźnym wzrokiem.
   - Nie wątpię – ucięła krótko i ruszyła przed siebie. Ja i Arthur poszliśmy za nią. Po drodze zabrałam swój miecz.
   Weszła do jednej z sal i podeszła do ściany, na której wisiał duży, ciemnobrązowy dywan. Odkryła go, a naszym oczom ukazały się niewielkie drzwiczki, które się tam znajdowały. Otworzyła je, weszła i spojrzała na nas oczekująco.
   Podążyłam za nią, a za mną Arthur. Szliśmy przez wąski korytarz, który kończył się kolejnymi drzwiami. Wampirzyca bezceremonialnie je wyważyła.
   - A jeśli były otwarte? - zapytał Arthur, patrząc na wyłamane drzwi.
   - To już nikt ich więcej nie zamknie – odparła Kate ironicznie, wchodząc do kolejnej sali. Było to ciasne, obskurne pomieszczenie z kratami, zza których doszedł mnie zapach Martina. Zorientowałam się, że musiało to być więzienie. Z trudem powstrzymałam się, by nie rzucić się w jego stronę. Wytężyłam wzrok i dostrzegłam w ciemności zarys jego sylwetki.
   - Katherine? Ale... Oliver zakazał tu komukolwiek wchodzić. - Młody wampir, najwidoczniej strażnik, patrzył na nas niepewnym wzrokiem, podchodząc do Kate. Wampirzyca uśmiechnęła się szeroko, po czym wyjęła kołek i jednym, sprawnym ruchem wbiła go w serce zdumionemu wampirowi.
   Patrzyłam, jak jego oczy rozszerzają się w geście przerażenia, gdy zrozumiał, że oto skończył się jego wampirzy żywot. Byłam pewna, że miał zaledwie kilka czy kilkanaście lat wampirzej egzystencji. Nie chciał jeszcze umierać. Spojrzał wzrokiem pełnym żalu na Katherine, która wyciągnęła kołek i spoglądała z uśmiechem, jak zmienia się w proch.
   - Na co się tak patrzycie? Tam jest Martin! - Głos wampirzycy wyrwał nas z oszołomienia. Dopadłam krat, zdecydowana je wyrwać, ale Kate prychnęła, podniosła z ziemi kluczyk, który miał przy sobie strażnik i mi podała.
   Otworzyłam kraty i weszłam. Martin leżał, przykuty do ściany. Na mój widok podniósł się do pozycji siedzącej.
   - Amanda – szepnął z trudem.
   - Martinie... co oni Ci zrobili?! - Uklękłam przy nim. Czułam krew, zakrzepła na jego skórze. Był ranny, poobijany i w opłakanym stanie.
   - Pić...
   Wybiegłam z celi i rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś płynu. Katherine sięgnęła do stojącego nieopodal naczynia, gdzie znajdował się mętna woda.
   - Nie jest zbyt czysta, więc niech nie pije jej za dużo – poleciła wampirzyca, podając mi kubek. Zaniosłam go Martinowi.
   - Hm, a ty czemu tam nie wejdziesz? - Usłyszałam podejrzliwy głos Arthura.
   - Mogę wejść, ale nie ręczę za siebie. Za dużo tam krwi – odparła Katherine.
   Uklękłam przy Martinie i podałam mu płyn. Wypił dwa łyki i wypluł.
   - Co to za ohydztwo? – jęknął.
   Spojrzałam na jego twarz. Dotknęłam ostrożnie podrapanego policzka. Na mojej dłoni pozostał czerwony ślad. Na ten widok poczułam gniew na jego oprawców. Rozkułam go i pomogłam mu się podnieść.
   - Możesz chodzić? - zapytałam.
   - Tak, nie jest ze mną aż tak źle – mruknął, po czym spojrzał na mnie uważnie. - Tak się bałem, że już cię nigdy nie zobaczę... Przepraszam za to, co powiedziałem w domu.
   - Nie masz za co przepraszać – odrzekłam, podpierając go ostrożnie. - Miałeś rację. Okłamałam cię. - Powoli przeszliśmy kawałek i zatrzymaliśmy się przy wyjściu z celi. - Wybaczysz mi kiedyś? - szepnęłam pod wpływem nagłego impulsu.
   - Ja... muszę wszystko przemyśleć. - Oparł się o ścianę i zlustrował mnie wzrokiem. - Jak mam cię traktować? Jako matkę czy...
   - Sophia jest twoją matką, nie ja. Spójrz na mnie. Jestem wampirzycą. Nie nadaję się na matkę.
   Skinął głową z mdłym uśmiechem. Po chwili wziął mnie za rękę i przyłożył sobie do serca.
   - Nie wiem, czy przeżyję tę noc. Popełniłem głupstwo i żałuję tego. Chcę, żebyś wiedziała, że... kocham cię. Po prostu. I mimo wszystko. - Odetchnął głęboko. Mówienie wyraźnie sprawiało mu trudność. - Musiałem ci to powiedzieć.
   - Och, Martinie... - Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Staliśmy naprzeciwko siebie przy wyjściu z celi, patrząc sobie w oczy. Uczucie zalało moją zbolałą duszę. - Kiedy z tego wyjdziemy... - Głos mi się załamał. Podeszłam i przytuliłam go ostrożnie. Poczułam zapach krwi pomieszanej z potem i innymi, niezbyt przyjemnymi zapachami. Ale to nie miało znaczenia. Jego krew pachnęła wystarczająco intensywnie, a serce biło dostatecznie silnie, by zagłuszyć wszystko inne.
   Czy taka miłość była możliwa? Wbrew logice, rozsądkowi? Miłość macochy i pasierba? Miłość wampirzycy i człowieka, który wkrótce ma się stać wampirem... I jeszcze jedno mnie nurtowało. Teraz, kiedy boi się o życie, wyznaje mi miłość. Co powie, kiedy będzie już po wszystkim? Być może odejdzie i już nigdy go nie zobaczę... Spojrzałam w jego duże, brązowe oczy i delikatnie dotknęłam swoimi ustami jego ust.
   - Może całowanie i te inne rzeczy zostawcie sobie na później? - Usłyszałam głos Kate. Martin gwałtownie się ode mnie odsunął.
   - Co ona tu robi?! - Oczy zapłonęły mu nienawiścią.
   - Następny. - Wampirzyca westchnęła i pokręciła głową. - Nie ma czasu na tłumaczenie. Musimy wracać do reszty.
   - Ona nas zdradziła, Amando. Przez nią zginęli...
   - Na razie jest po naszej stronie – przerwałam mu. - Chodźmy. - Chciałam go wesprzeć, ale odsunął się.
   - Ty nic nie rozumiesz. To ona wszystko zaplanowała. Nie obchodzą jej inni, tylko ona i jej władza...
   - Jej? - Spojrzałam zdziwiona na Katherine, która patrzyła na wejście.
   - Nie chcę wam przeszkadzać w tej miłej konwersacji na mój temat, ale mam dziwne przeczucie, że za chwilę zjawi się tu Oliver...
   - A wtedy cię zabiję. - Arthur niespodziewanie złapał ją i przyłożył nóż do szyi.
   - Daj spokój. - Jednym sprawnym ruchem wytrąciła mu go z ręki. Warknął wściekle i sięgnął po drugi. - Powiedziałam, uspokój się! Musimy iść. Nie obchodzi mnie, co o mnie myślicie, ufacie mi, czy też nie. Ale jeśli za chwilę stąd nie wyjdziemy, Oliver zabije nas wszystkich, a Andy na zawsze zostanie w trumnie śmierci! - Ostatnie słowa wykrzyczała ze złością. Patrzyła na nas ze wściekłością w ciemnozielonych oczach.
   - Chcesz przejąć władzę, ale skoro nie masz gorącej krwi, musisz się kimś posłużyć, tak? I tym kimś jest Andy? - Nagle wszystko stało się dla mnie jasne.
   - No, brawo. Długo ci to zajęło. A wiesz, co to oznacza? Że jesteśmy po tej samej stronie. - Odwróciła się i ruszyła do wyjścia. - Radziłabym wam podążyć za mną.
   - Arthurze, pomożesz mi? - zapytał Martin, nie patrząc na mnie. Westchnęłam. Najpierw wyznaje miłość, a potem odwraca wzrok. I weź tu zrozum mężczyznę.
   Arthur spojrzał na mnie ze współczuciem, podszedł do Martina i pomógł mu iść. Podążyłam za nimi. Kiedy w końcu doszliśmy do drugich drzwiczek i znaleźliśmy się w sali, odetchnęłam z ulgą. Szoszannah i Erik podeszli do rannego Martina.
   - Co oni mu... - Lily zrobiła duże oczy.
   - Wracamy do domu – rzekł Erik, mrużąc oczy. Czułam jego nienawiść, ale wiedziałam równie dobrze jak on, że to nie pora na zemstę. Jeszcze nie.
   - Nie tak prędko. - Katherine zastąpiła nam drogę. - Ja pomogłam tobie, teraz ty pomóż mi.
   - Nie oddam ci Martina. - Warknęłam, przyjmując bojową pozycję. To samo zrobili moi przyjaciele.
   - Nie o niego mi chodzi, tylko o Andy'ego. - Kate spojrzała na Dariusa. - Przyszliście tu, by uratować Martina i Andy'ego, czy tylko Martina?
   - Andy'ego i Martina – odparł zapytany, wyraźnie podkreślając kolejność. - Musisz nam pomóc – zwrócił się do mnie.
   - Niczego nie musi – mruknął Martin. Spojrzałam na niego, ale natychmiast odwrócił wzrok.
   - Proszę, pomóż nam. - Leon podszedł do mnie z nadzieją w oczach. - Amando. Proszę.
   - Nie możecie sami pójść go uwolnić? - Spojrzałam na wampiry i wampirzyce, stojące w sali i wpatrujące się we mnie.
   - Sami sobie nie poradzimy. Tylko gorącokrwisty wampir może otworzyć trumnę śmierci.
   Spojrzałam pytająco na Erika.
   - To może być pułapka – zauważył.
   - Wiem, gdzie jest Andy. Pójdziemy tam i otworzysz trumnę. Zaraz będziemy z powrotem. - Kate popatrzyła na mnie prosząco. Zajrzałam jej w oczy, ale nic w nich nie dostrzegłam. Mówiła prawdę czy kłamała? Byłam naszym sojusznikiem, czy wrogiem? Nie byłam w stanie tego stwierdzić.
   - Dobrze, pójdę – odparłam wbrew sobie. - Ale robię to dla was – zwróciłam się do „armii” Andy'ego – a nie dla tego wampira czy jego kochanki. Prowadź – zwróciłam się do Katherine, po raz kolejny tej nocy.
   - Idziemy z tobą – rzekł Erik.
   - Nie, ty i Szoszannah wyprowadzicie Martina. Potem do mnie wrócisz – zwróciłam się do mojego opiekuna.
   - Niech tak będzie – odparł po chwili zastanowienia i wziął Martina pod ramię, pomagając mu iść. - Chodźmy, moja droga – rzekł do Szoszannah. - Arthurze, czuwaj nad Amandą – zwrócił się do hrabiego, który skinął głową.
   Ruszył do wyjścia, za nim Lily. Kiedy zniknęli na zewnątrz, spojrzałam na Kate, która odwróciła się i ruszyła w stronę jednego z pomieszczeń. Poszłam za nią, a za nami reszta wampirów. Miałam nadzieję, że nie pakuję się w żadną pułapkę.
   Znaleźliśmy się w tak wąskim korytarzu, że musieliśmy iść gęsiego. Szliśmy kilka minut. Co chwila zerkałam na Artura, czy nadal za mną idzie. Nagle Katherine zatrzymała się w połowie korytarza i przesunęła obraz, wiszący na szarej ścianie. Usłyszeliśmy zgrzyt i ściana przesunęła się, ukazując schody w dół. Wampirzyca ruszyła tam bez wahania, ja za nią. Słyszałam ciche kroki pozostałych wampirów.
   Zatrzymaliśmy się przy kolejnych drzwiach. Przyszło mi do głowy, że to chyba jakiś labirynt. Zgubiłabym się tam z całą pewnością.
   Weszliśmy w końcu do niewielkiej sali, która jednak wydała mi się obszerna po tych ciasnych korytarzach. Z przejścia kolejno wychodziły wampiry. Arthur stanął obok mnie.
   I wtedy otworzyły się drzwi naprzeciwko nas i wypadły z nich uzbrojone wampiry, machając bronią. Zamarłam. Poczułam panikę i zaczęłam wołać w myślach Erika, który był jednak już daleko stąd.

2 komentarze:

  1. ~justilla
    21 grudnia 2010 o 18:20

    Najpierw błędy:”- To kim jest? – spojrzała na mnie z rozbawieniem.” – Spojrzała z dużej.”Popełniłem głupstwo i żałuje tego. ” – żałujęTobie także życzę wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń ;*Wiesz co, chyba nikt, poza Tobą, nie rozumie Kate. Pytanie „Sojusznik czy wróg” nadal aktualne. Bo i tak nie wiadomo czy powiedziała już w końcu prawdę, czy może dalej gdzieś czai się kłamstwo. Cieszę się, że uratowałaś Martina, ale teraz boję się o Arthura i tego czy Erik z Lily i Martinem bezpiecznie uciekli. Bo że Amanda żyje wszyscy wiemy :) Czuję, że następny rozdział będzie obfitował w wydarzenia :)
    Odpowiedz
    ~justilla
    21 grudnia 2010 o 18:23

    Aha, co do książki, to zostałam wybrana do jej zrecenzowania. Na razie napisałam do wydawnictwa Amber i przyślą mi egzemplarz do zrecenzowania. Może nawiążą współpracę, byłoby super :)
    Odpowiedz
    ~Kara007
    21 grudnia 2010 o 18:36

    Nie ogarniam Martina ;) Ale to facet, więc nic dziwnego ;p Rozdział świetny i stanowczo za krótki ;) Jestem ciekawa jak to się skończy, czy pokonają Oliviera i czy Martin jej wybaczy…? Szczerze powiedziawszy, to Kate była ostatnią osoba, którą podejrzewałam o uratowanie życia Amandzie. No dobra, zaraz po Olivierze ;) Weny ;*** A i Wesołych Świąt i spełnienia wszystkich marzeń Ci życzę ;***Ps: Zapraszamy do nas ;)
    Odpowiedz
    ~Susannah
    21 grudnia 2010 o 20:47

    :O Nieładnie kończyć w takim momencie!!!
    Odpowiedz

    ~Natalia
    21 grudnia 2010 o 21:22

    To ja jestem nieładna, bo zawsze tak kończę;p
    Odpowiedz

    wampirzyca.julia@onet.pl
    21 grudnia 2010 o 21:30

    Amanda sobie poradzi jak zwykle, ale coś czuję, że Arthur może nie przetrwać tego starcia…
    Odpowiedz
    ~Persefona
    21 grudnia 2010 o 21:48

    No to mnie zaskoczyłaś… Ach ta Katherine mam nadzieję, że wszystko się ułoży i Amandzie nic nie będzie. Rozdział świetny. Zresztą cale twoje opowiadanie jest genialne. Już czekam na dalszą część.
    Odpowiedz
    ~agata
    21 grudnia 2010 o 22:20

    Od dawna twierdzono, ze mężczyźni mają inny tok rozumowania od kobiet, dlatego momentami nie rozumiem Matina, ale ok;) Amanda jak zawsze da radę ;)Rozdział ciekawy ;)- jak zawsze ;p aż chce sie krytykować, a nie ma co ;)
    Odpowiedz
    ~Nieśmiertelna
    23 grudnia 2010 o 19:24

    Bardzo mi się podobał ten rozdział, jak zresztą wszystkie napisane przez ciebie;) Cieszę się, że Amanda pogodziła się z Martinem i to w tak entuzjastyczny sposób. krwawy-poemat
    Odpowiedz
    ~Delicate
    24 grudnia 2010 o 06:48

    O kurczę! Dedykacja! Dla mnie! For me! Aaaaa. dziękuję cieplutko i powiem Ci, że komentowałabym częściej i dłużej, gdyby właśnie nie natłok obowiązków. Postaram się nadrobić zaległości i komentować sumiennie, żeby przy kolejnej dedykacji (hahahaha) już było ok xD Nie no żarty, żarty, ale taka znowuż stara nie jestem xD Łaha!Przeczytam nowy rozdział jak tylko wstanę (bo właśnie przyszłam z pracy xD) Kurdę, zaraz. Dwa rozdziały! Przegapiłam jeden! O, nie ! Tak nie może być! Przeczytam jeszcze dzisiaj, o! A na razie buziaki, dziękuję za wspaniałą dedykację! I Wesołych, Pogodnych Świąt życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Delicate
    24 grudnia 2010 o 12:48

    No i nadrobiłam zaległości z ogromną ochotą! Sposób, w jaki Katherine z nimi wszystkimi pogrywa, wręcz mnie przeraża. Ja już sama nie wiem czy ona jest po ich stronie i czy to wejście po Andy’ego nie jest przypadkiem podstępem. W końcu Olivier głupi nie jest, też ma gorącą krew, także pewnie coś naszykował specjalnego, a na uzbrojonych wampirach to się nie skończy – taka moja dedukcja xDCieszę się, że Martin jest cały (niekoniecznie zdrowy). Erik – hm, już pisałam – jestem obrażona. Mówić kochana do jakiejś tam Lily, phi! Ale nic , pewnie się mści za to, że z Kainem ubierałam choinkę xDOj, no, po prostu doczekać się nie mogę kolejnej części, bo ciekawa jestem jak to najście na domostwa Oliviera się skończy! xD
    Odpowiedz

    ~Natalia
    24 grudnia 2010 o 21:21

    Ubierałaś choinkę? Żeby tylko:-D
    Odpowiedz
    ~Delicate
    27 grudnia 2010 o 15:07

    No wiesz… xD Takie tam xD
    Odpowiedz

    ~Ariss
    24 grudnia 2010 o 14:46

    Uff, Amandzie nic nie jest. Martin zaczyna mnie irytować, a Katherine bardzo mnie zaskoczyła. Czekam na to, co wydarzy się w kolejnym rozdziale :3 Mam nadzieję, że będzie krwawo ;D
    Odpowiedz
    ~Serina
    27 grudnia 2010 o 11:40

    Wesołych świąt, to tak po pierwsze! ;) Co do samego rozdziału: akcję prowadzisz tak powoli, a jednocześnie nie nazbyt ślimaczo, że człowiek chciałby powiedzieć: kończ to wreszcie, błagam!, a jednocześnie nie może się do niczego przyczepić, bo nie zanudzasz. Kate mnie irytuje; nie rozumiem, co nią w ogóle kieruje i po czyjej jest stronie. Ale poza tym to mi się podobało i z niecierpliwością czekam na zakończenie, które, mam nadzieję, pojawi się w następnym rozdziale. Całuję, Serina.
    Odpowiedz
    ~Child of the KoRn
    28 grudnia 2010 o 16:08

    Martin jest trochę dziwny xd Oj, Kate, Kate. Niezrozumiała przez wszystkich :3 Eriiiiik, jak ja kocham to imięęęę! Oby mu się nic nie stało. Ma być zdrowy! I niech nie rozwalą Olivera! WUJEK SAMO ZUO! ON MA ŻYĆ!! A ja będę hardcorem i odpowiem na pytanie zawarte w rozdziale – WRÓG!!! :D Czarne charaktery rządzą :D Hmm… Krypta? Fajna nazwa. :D
    Odpowiedz
    ~Delicate
    29 grudnia 2010 o 12:49

    Twoje życzenia się spełniły xD Normalnie aż jestem w szoku! Można powiedzieć, że dostałam awans, haha na radiowego (czyli ten, co mówi komunikaty o promocjach przez głośnik) to w czwartki, piątki i soboty oraz na wagowego słodyczy (ale w jakie dni to jeszcze nie wiem). Na wagowego trochę się boję, bo to trzeba ważyć i cudować, kleić te kody, masakra! xD Ale pewnie pierwszego dnia mi wytłumaczą i będzie ok. xDJejciu, lżejsza praca, ja nie wierzę! Masz u mnie piwo, haha! xD
    Odpowiedz

    ~Natalia
    29 grudnia 2010 o 21:25

    To poproszę redsa:):) Jabłkowego:):) Ha, widzisz, ja to mam kontakty:-D
    Odpowiedz

    ~Inscriptum
    31 lipca 2011 o 16:30

    No ja już z tą Katherine zwariuję. Ona ma okropnie ironiczne poczucie humoru. Jest do tego zadziorna i pragnie władzy. Nie to, co Amanda. Jeśli Andy okaże się być dobrym, wolałabym żeby nie wiązał się z Kate, bo to jak widać naprawdę jest zdzira. Tak jak już wcześniej prorokowałam Martin i Amanda znowu są szczęśliwie zakochani. Czyli do krypty wpadły uzbrojone wampiry? Ach, co się tam będzie działo… xD

    OdpowiedzUsuń