Rozdział XVII - Casting na męża

30.07.2010

   Przerwała nam Amy, która zawołała córkę, aby jej w czymś pomogła. Po powrocie przeniosłyśmy się do mojego pokoju.
   - A co z Juanem? – spytała Karolina. – Miał wrócić dopiero za sto lat, dotrzymał obietnicy?
   - Odnalazł mnie znacznie wcześniej – odparłam i wróciłam do opowiadania mojej historii.


   Pogodziłam się z decyzją Noaha, choć było mi smutno z tego powodu. Nie chciałam jednak, by cierpiał, miał wyrzuty sumienia. Dręczące go poczucie winy z powodu naszego romansu powstrzymało mnie przed dalszym uwodzeniem go. Wiedziałam, że w końcu by mi uległ, ale cóż mi po tym, skoro byłby nieszczęśliwy z tego powodu?
   Wyjechał następnego dnia i czułam, że już nigdy więcej go nie zobaczę.

   Dwa dni później przybył Erik z listą kandydatów na męża Amelii. Usiedliśmy we czwórkę w salonie, na miękkich fotelach, przy kwadratowym, mosiężnym stoliku: ja, obok mnie Erik, po drugiej stronie Chris, a za nim jego córka. Wampir patrzył niechętnie na mojego męża, ale nic nie mówił. Hrabia uparł się, że powinien uczestniczyć w wyborze, choć ostateczną decyzję pozostawiał córce.
   - Od kogo zaczynamy?
   - Od końca – postanowiła Amelia.
   - Markiz Louis Pierrepoint – przeczytał mój opiekun.
   - Rodzina zamożna, dosyć wpływowi, rzadko popadają w konflikty – powiedział Chris.
   - Nawet przystojny, choć trochę niski, ale chyba nie niższy ode mnie – uzupełniła główna zainteresowana.
   - Czego się dowiedziałeś? – spytałam Erika.
   - Jest już nieoficjalnie zaręczony z córką markiza Stonera.
   - No to odpada – westchnęła Amelia. Sięgnęła po listę i przeczytała: - Hrabia Toby Roddick.
   - Nadużywa alkoholu – poinformował Erik. – Nie sądzę, by był dobrym mężem dla naszej Amelii.
   - Racja – zgodził się Chris i spojrzał na mojego opiekuna, ale gdy napotkał jego wzrok, pośpiesznie odwrócił głowę.
   - Baron Albert Gosse – przeczytałam kolejne nazwisko.
   - Nie ma długów, nałogów ani nie uprawia hazardu. Myślę, że jest w sam raz – stwierdził Erik. – Choć miał już kilka kochanek, ale obecnie jest wolny i szuka żony.
   - Jest przystojny – dodała Amelia. Uśmiechnęłam się pobłażliwie.
   - Wszyscy z drugiej tury choć trochę ci się podobają – zauważyłam. – Inaczej byśmy ich odrzuciły już na początku.
   - Jest co prawda niżej urodzony, ale pochodzi z dobrej, szanowanej rodziny – stwierdził Chris.
   - No to mamy jednego, ale sprawdźmy wszystkich – zaproponowałam.
   - Hrabia Patrick Thera – przeczytał Erik – jest hazardzistą. Nie ma jeszcze szczególnych długów, ale to tylko kwestia czasu.
   Chris pokręcił głową i bez słowa sięgnął po listę.
   - Markiz William Keyvee – przeczytał.
   - Ten mi się najbardziej podoba, ale trochę zadziera nosa – powiedziała Amelia.
   - Uwielbia pojedynki, jest porywczy i buntowniczy. Zabił już w pojedynkach pięciu rycerzy, powód za każdym razem był dość błahy – relacjonował mój opiekun. – Kiedyś nawet uderzył swojego ojca.
   - A skąd ty masz takie informacje? – zdziwił się Chris.
   - Mam dobrych informatorów – mruknął Erik, a ja poruszyłam się niespokojnie. Czyżby wampiry? Przypomniałam sobie zniknięcie Coopera. Wolałam nie wiedzieć, kim są ci informatorzy.
   - Oj to go nie chcę, bo jeszcze mnie będzie bił – stwierdziła hrabianka. – Kto tam dalej jest na tej liście? Wicehrabia Nathan Wallace – przeczytała.
   - Woli mężczyzn – rzekł Erik.
   - To poważne oskarżenie – powiedział znacząco Chris. W ówczesnych czasach homoseksualizm karany był bowiem śmiercią.
   - A kto mówi, żeby go oskarżać? – zaoponowałam. – Ale przy takich podejrzeniach lepiej nie ryzykować. Przejdźmy do kolejnego nazwiska.
   - Wicehrabia Christopher Cavell. Ma nieślubne dzieci z pokojówkami. – Mój opiekun wzruszył ramionami i zerknął na Amelię. – Nie sądzę, żeby zmienił się po ślubie.
   - To dosyć popularne wśród mężczyzn – wtrącił Chris. – Taka przeszkoda to żadna…
   - Nie mierz wszystkich swoją miarą, lordzie Gallant – przerwał chłodno Erik, zaciskając zęby. Przeszywał go ostrym wzrokiem swych mrocznych oczu. Hrabia natychmiast odwrócił wzrok i zamilkł. Sięgnęłam po listę.
   - Markiz Joseph Nixon. Co o nim powiesz, Eriku?
   - Oprócz tego, że jest tajemniczy i nie wiadomo, skąd przybył, nie mam żadnych zastrzeżeń. Wydaje się być porządny.
   - To mamy drugiego – ucieszyła się Amelia. – Został nam jeszcze jeden, o ile się nie mylę?
   - Hrabia Arthur Craven – odczytał wampir, odkładając listę. – Spokojny, uprzejmy, porządny, poważny, nie lubi bójek, choć jest odważny i gdy trzeba, potrafi stanąć do walki.
   - A wady? – zapytałam.
   - Jest trochę nudny i ma znikome poczucie humoru – odparła Amelia. – Aha, nie przepada za turniejami.
   - Oj, to niedobrze, że nie lubi turniejów – stwierdził Chris.
   - Czemu niedobrze? Ja uważam, że wręcz przeciwnie! – Spojrzałam na niego zdziwiona.
   - No i jest trochę za chudy – zaczęła Amelia – ale to już ma mniejsze znaczenie – dodała pośpiesznie, widząc mój wzrok.
   - O ile mi wiadomo, nie miał jeszcze żadnej kochanki, czeka na tą jedyną – powiedział Erik.
   - No to mamy trzech – podsumowałam. – Erik, jak widzę, jest za Cravenem. Chris?
   - Zdecydowanie markiz Nixon.
   - A nasza miss? – Zerknęłam na pasierbicę, która zastanawiała się przez chwilę.
   - Baron Gosse najbardziej mi sie podoba – rzekła w końcu. – Na drugim miejscu markiz i potem Craven.
   - Świetnie. To zaczynamy od barona – powiedziałam i wstałam, dając do zrozumienia, że casting na męża już zakończony.
   - Ale co zaczynamy? – zapytał Chris, również wstając.
   Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się tajemniczo. Nie miałam zamiaru tłumaczyć mu mojego planu.

   - Baron Albert Gosse – zapowiedział lokaj, kłaniając się rycerzowi.
   Po dokonanym wyborze Chris zajął się aranżowaniem zaręczyn. Baron chętnie zgodził się poznać przyszłą żonę i zapowiedział swą rychłą wizytę. Następnego dnia po południu zawitał w nasze progi.
   Był to wysoki, dobrze zbudowany młodzieniec o śniadej karnacji, zielonych oczach i swobodnej postawie, wyrażającej pewność siebie. Jasne włosy do ramion opadały na szerokie barki w delikatnych falach.
   - Witaj lady Gallant, twa uroda olśniewa. – Ukłonił się uprzejmie. – Lady Amelio, wybranko mego serca – ukłonił się w jej stronę – piękno czyste, niczym… eee… kryształ – przypomniał sobie. Zabrzmiało to, jakby miał już wyuczone na pamięć kwestie, komplementy wcale nie brzmiały naturalnie. Zerknęłam na Amelię ciekawa, czy też to zauważyła, ale dziewczyna uśmiechnęła się uroczo i dygnęła przed tym ideałem średniowiecza. „Uroda to nie wszystko”, pomyślałam. Ale nic nie powiedziałam.
   Udali się na spacer po ogrodzie, a ja miałam towarzyszyć im jako przyzwoitka. Szłam w pewnej odległości, trzymając się cienia, aczkolwiek dzięki moim wampirzym cechom słyszałam każde, wypowiadane przez nich słowo.
   Ich rozmowa wyraźnie się nie kleiła. Od czasu do czasu baron rzucił jakiś komplement, czasem zupełnie nie pasujący do sytuacji; najczęściej jednak zwracał uwagę na swoje pozytywne cechy i przechwalał się co chwila. Wkrótce zapadł zmierzch, rycerz pożegnał się z nami i wyszedł.
   - Nic z tego nie będzie – mruknęła Amelia. – Taki mężczyzna może i nadaje się na kochanka, ale nie sądzę, aby był dobrym mężem. Niska inteligencja, zadziera nosa i wygłasza oklepane formułki. Chyba jednak zdecyduję się na markiza.
   Jej ojciec chętnie zgodził się na tę zamianę. Następnego dnia udał się do posiadłości markiza Nixona, który zgodził się poznać lepiej lady Amelię.
   Lord Joseph Nixon był średniego wzrostu mężczyzną o typowo męskich, mocno zarysowanych rysach twarzy i włosach w kolorze złota. Wydał mi się szarmancki, uprzejmy i inteligentny. Już po pierwszym spotkaniu Amelia była zachwycona.
   - Jest idealny – stwierdziła. – Tylko boję się jednego. Czy on nie będzie mnie zdradzał?
   - Mogłabym to sprawdzić – zaproponowałam.
   - A jak? Przecież w oczach taty nie dostrzegłaś, że nie będzie ci wierny.
   - Może po prostu nie szukałam. – Trochę dziwne było, że tak naturalnie o tym rozmawiałyśmy. Po pierwsze, był to temat zdrady, który powinien być dla mnie bolesny. Jednak nie był. Po drugie, Amelia była jego córką. Po trzecie, ja też zdradzałam jej ojca… a jednak potrafiłyśmy jakoś przełamać tabu i teraz rozmawiałyśmy już o tym szczerze. Czułam, że Amelia staje mi się bliższa niż ktokolwiek inny, z wyjątkiem Erika oczywiście.
   - A teraz poszukasz?
   - Mam trochę inny pomysł. – Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco i wyjaśniłam jej wszystko.
   Musiałyśmy jednak zaczekać na odpowiedni moment. Kiedy pewnego wieczora Chris wyszedł w interesach, a Amelia siedziała z markizem w salonie, przeprosiłam ich i zostawiłam na chwilę samych. To był znak dla mojej pasierbicy, że dzisiaj wcielimy nasz plan w życie.
   Tego dnia miałam na sobie kremową, wydekoltowaną suknię z bufiastymi rękawami, które dopiero wchodziły do mody. Ciasno opinający materiał sukni podkreślał moją smukłą sylwetkę. Włosy łagodnie zaczesane na plecy, przednie kosmyki spięte z tyłu głowy.
   Gdy wróciłam, usiadłam obok Nixona. Kilka minut później Amelia wstała.
   - Wybaczcie, za chwilę wrócę. – I wyszła pośpiesznie.
   - Trochę słabo się czuję. Możemy wyjść do ogrodu? – poprosiłam rycerza.
   - Oczywiście, lady. – Przepuścił mnie przodem. Na zewnątrz panował mrok, który rozjaśniały niewielkie lampy ustawione na ganku. Zatrzymałam się koło klombu czerwonych róż, tak jak się umówiłyśmy z Amelią i rozpoczęłam przedstawienie.
   - Wiesz, lordzie, moja pasierbica ma niespotykane szczęście, że ubiega się o jej rękę ktoś taki, jak ty – powiedziałam, przysuwając się bliżej, aż poczułam intensywny zapach jego krwi. – Ktoś tak odważny i przystojny nieczęsto się trafia… ja nie miałam tyle szczęścia – westchnęłam melodramatycznie.
   - Pochlebiasz mi, pani – szepnął markiz, rozglądając się niespokojnie.
   - Ona nas tutaj nie zobaczy – zapewniłam i położyłam prawą rękę na jego piersi, patrząc mu w oczy. Widziałam wahanie, ale i pożądanie. Lewą dłonią dotknęłam jego ciepłego policzka i uśmiechnęłam się zachęcająco. – Bije od ciebie takie ciepło…
   - Lady, nie powinniśmy…
   - Ćśśś… - położyłam mu palec na ustach, delikatnie go przesuwając. – Nie robimy niczego złego. Jeszcze nie. - Przechyliłam głowę i czekałam. To od niego musiała wyjść inicjatywa, to on musiał mnie pocałować. Jednakże byłam już pewna, że to zrobi. Jeśli tylko Amelia nie zjawi się za wcześnie…
   Nagle przerwał moje rozmyślania, wpijając wargi w moje usta. Westchnęłam cicho z udawaną przyjemnością, choć tak naprawdę nie czułam niczego szczególnego. Zapach jego krwi był kuszący, ale nie pojawił się we mnie żaden żar. Pocieszyło mnie trochę, że nie reaguję tak samo na każdego mężczyznę.
   „Gdzie ta Amelia?” – pomyślałam. Miałam ochotę to przerwać, ale wtedy wszystko bym zepsuła.
   - Joseph?
   Odepchnęłam go gwałtownie. Jednocześnie spojrzeliśmy na dziewczynę.
   - Amanda? I markiz? Jak mogliście…
   - Jak śmiesz! – zawołałam do Nixona i nie zwracając uwagi na jego zdziwioną minę, zwróciłam się do Amelii: - Pocałował mnie, nim zdążyłam krzyknąć. Za kogo ty chciałaś wyjść, moja kochana! – Zrobiłam przerażoną minę i pomknęłam do domu. Kwadrans później zobaczyłam przez okno odjeżdżającego markiza.
   - Załamałam się – stwierdziła Amelia, wchodząc do pokoju. – Jeśli Craven też zawiedzie, to chyba zostanę starą panną albo… wyjdę za Erika? – Uśmiechnęła się przebiegle.
   - Już ty lepiej nie kombinuj, bo przekombinujesz. Jutro umówimy cię z hrabią.
   Kiedy Chris wrócił, Amelia wszystko mu opowiedziała. Nie był zadowolony z mojej roli, którą odegrałam w tej farsie, aczkolwiek nie robił mi wymówek. Od czasu naszej kłótni chyba trochę się mnie obawiał.
   Postanowił, że do hrabiego Cravena pojedzie za dwa dni, gdyż jutro musi wyjechać w interesach i wróci późno. Kiedy Amelia poszła spać, zatrzymałam go w drzwiach sypialni i zapytałam wprost:
   - Jedziesz do kochanki?
   - Nie, oczywiście, że nie – zaprzeczył natychmiast. W jego oczach ujrzałam kłamstwo i zrobiłam sceptyczną minę. – To znaczy, nie planuję tego… ale jakby coś, to ci powiem – zakończył szeptem.
   - Na to liczę – odparłam sucho. – Dobranoc.

   Następnego popołudnia wstałam dość późno i założywszy moją ulubioną niebieską suknię na poprawę humoru, wyszłam z sypialni. Zastanawiałam się właśnie, co mam zrobić z wolnym czasem do zachodu słońca, gdy usłyszałam Amelię, wbiegającą na schody i wołającą mnie.
   - Coś się stało?
   - Amando, masz gościa – powiedziała. – To chyba wampir – dodała szeptem.
   - Jeśli tak, to szeptanie nic nie da – zwróciłam jej uwagę. Byłam trochę zaniepokojona. Któż to może być? Andy? A może Oliver? Ciarki po mnie przeszły na samą myśl o tym, że mógłby tutaj przyjść i wyrządzić komuś krzywdę. Ruszyłam przed siebie gniewnym krokiem, gotowa walczyć i bronić mych bliskich.
   Jednakże, kiedy schodziłam ze schodów, zatrzymałam się zdumiona na widok wysokiego wampira o ciemnej karnacji i brązowych włosach, którego zielone niby szmaragdy oczy wpatrywały się we mnie z nieukrywaną radością.
   - Juan?

2 komentarze:

  1. ~Susannah
    30 lipca 2010 o 20:29

    Mówiłam Ci już, że to nie fair że zawsze kończy się w najciekawszym momencie? Czekam na kolejny rozdział! Fajnie że Juan wrócił :)
    Odpowiedz
    ~izzy
    30 lipca 2010 o 20:43

    A może Amanda i Juan? To niby wampir.. ale.. No byłby okej xd
    Odpowiedz
    ~justilla
    30 lipca 2010 o 20:49

    Za Juanem jestem średnio, ale zobaczymy co to będzie. Ciekawe jaki będzie ten ostatni kandydat na męża. Może w końcu Amelia znajdzie tego jedynego i porządnego :) W ogóle bardzo się cieszę, że Amanda ma taką przyjaciółkę.[ksiazka-moim-zyciem], [milosc-aniola]
    Odpowiedz
    ~Pattie
    30 lipca 2010 o 21:08

    Rozdział oczywiście świetny. Po prostu jestem pod wrażeniem jak opisujesz te czasy „hrabiów” itp. Stare, ale jare.Ciekawa jestem co będzie z tym Juanem. Właśnie… hm…Czekam na kolejny.
    Odpowiedz
    ~Cullenka
    30 lipca 2010 o 21:41

    dzięki za komentarz ;) nie za bardzo znam się na polskim, bo miałam kiepskich nauczycieli przez całą podstawówkę i gimnazjum więc pare rzeczy mi umknęło ^^ a to dziwne, bo tak lubie czytać…ja muszę nadrobić twojego bloga, bo przez większość wakacji mnie nie ma ;)jak piszesz tekst to musisz zaznaczyć słowo lub słowa które chcesz zalinkować. później w tych ikonkach na górze do edytacji (??) muszisz znaleźć taką małą kulę ziemską z chyba małym łańcuszkiem. są dwie ale to jak najedziesz kursorem to Ci się pokaże która jest do dodania linku, a która do wywalenia go ze słowa. mam nadzieję, że Ci trochę pomogłam ;)
    Odpowiedz
    ~Nieśmiertelna
    30 lipca 2010 o 22:22

    Świetny rozdział, Amanda szlachetnie zgodziła się być obiektem próbnym przed panem przyszłym małżonkiem;PP Bardzo fajnie (uch, nie lubię tego słowa, ale nie chce mi się myśleć nad jego zamiennikiem) opisałaś każdego z kandydatów. To dobrze że Amanda potrafi tak szczerze rozmawiać z Amelią o zdradach.Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam.krwawy-poemat
    Odpowiedz
    ~Czytelniczka
    30 lipca 2010 o 23:03

    Juan? Hurrra ! Jak zwykle wspaniały rozdział, ale zastanawiam się, co będzie z Krisem.
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    31 lipca 2010 o 07:11

    Strasznie podobał mi się ten rozdział. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego. Wybory narzeczonego w tamtych czas to normalka, choć zauważyłam, że obecnie też się zdarza. Te wyuczone kwestie barona rozbawiły mnie do łez. Podoba mi się jak opisywałaś każdego z kandydatów. Super! Pozdrawiam! ;)
    Odpowiedz
    agateczka1@op.pl
    31 lipca 2010 o 10:10

    Rozdział zabójczy niczym kulka w łeb :D Najlepsze jest to, że Juan wrócił! Hip hip hura! tak jak wspomniałam rozdział ciekawy. Pominę fakt iż zakończył się w takim momencie a nie innym. I choć mnie tym wkurzyłaś wybaczę Ci jeśli szybko pojawi się nn na którą czekam z utęsknieniem.Pozdrawiam bez-pamietna

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Ariss
    31 lipca 2010 o 12:43

    Świetny rozdział! Ale wrobiły tego markiza, he, he xD Ciekawe co będzie dalej. Czekam na c.d
    Odpowiedz
    ~v
    31 lipca 2010 o 15:48

    Witaj!Chciałabym poinformować Cię o blogu http://www.Zrecenzuj.blog.onet.pl , który oferuje recenzje blogowych opowiadań. Jeśli chcesz poznać szczegóły i zależy Ci na recenzji to zapraszam.Pozdrawiam.
    Odpowiedz
    ~Yuutsuna
    31 lipca 2010 o 18:36

    Amelia nie ma łatwo! Takiego idealnego męża będzie jej ciężko znaleźć, ale to taka sympatyczna bohaterka, że mam nadzieję, że znajdzie szczęście u boku jakiegoś dobrego mężczyzny (który swoją drogą będzie musiał sobie poradzić z jej charakterkiem :D) A Juan zdaje się być dość niespodziewanym gościem, ciekawe co wniesie jego wizyta do dalszej akcji…
    Odpowiedz
    ~Fotergilla
    1 sierpnia 2010 o 20:14

    O, co za niespodziewana wizyta!Mam nadzieję, że Amelia znajdzie sobie męża. Ale takiego prawdziwego, a nie takiego jak Chris.Zobaczymy, co teraz będzie robił Juan. Coś czuję, że nieźle namiesza. ;PPozdrawiam ;*[przedzmierzchem][schizolce]P.S. Możesz mnie już informować o NN. ;]
    Odpowiedz
    ~Cullenka
    2 sierpnia 2010 o 11:14

    nie ma to jak zachłanność mężczyzn :/no i powrócił nasz bohater ;)zajebiście piszesz, no po prostu nie mogę.czekam na NN ;*
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    5 marca 2011 o 19:57

    Juan wrócił? A to się zacznie :-)
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    23 lipca 2011 o 19:21

    Amanda i Amelia nieźle ukartowały ten casting. Mam szczere nadzieje, że Craven okaże się idealnym kandydatem i Amelia go wybierze (pomimo jego chudości xD). Juan wrócił? No cóż… Zobaczymy co wyniknie z jego powrotu. :)

    OdpowiedzUsuń