Rozdział XIII - Dociekając prawdy

19.11.2010

   - Zapraszam na obiad – przerwała nam Amy.
   - A co dzisiaj dobrego? - spytała Karolina.
   - Barszczyk, a na drugie kotlet z ziemniaczkami. Twój brat robił surówkę.
   - O, to muszę koniecznie spróbować. - Zerwała się z entuzjazmem.
   Po posiłku, który wszyscy zjedli ze smakiem, Karolina postanowiła, że jutro ona coś ugotuje.
   - Ucz się, ucz gotować, bo Lukas lubi dobrze zjeść – zażartował jej brat, za co dostał ścierką po głowie, bo dziewczyna właśnie ścierała stół.
   Śmiejąc się, wróciłyśmy do pokoju, mój mąż poszedł przygotować się do najbliższego zebrania, a Amy z synem udali się na cmentarz. Ja z Karoliną miałyśmy pójść później.
   - Śmierć jest straszna – stwierdziła dziewczyna. - No, chyba, że potem żyje się jako wampir.
   - To nie jest lekkie życie – mruknęłam.
   - Zwłaszcza, gdy nie pije się ludzkiej krwi – dodała Karolina. - I nie jest się zakochanym we własnym synu. Przybranym, ale jednak... Co mu powiedziałaś?
   - Prawdę. Tylko nie całą – odrzekłam i wróciłam do tamtego momentu.


   - Jesteś. - Martin ruszył w moją stronę, ale zatrzymałam go jednym ruchem ręki. - Czemu nie przyszłaś? Czekałem.
   - Musisz o mnie zapomnieć – powiedziałam stanowczo.
   - Nie możesz mnie o to prosić. Nigdy o tobie nie zapomnę. Choćbym miał żyć wiecznie.
   Znieruchomiałam na te słowa. Czyżby coś wiedział? Spojrzałam w jego oczy, ale dostrzegłam jedynie niepewność.
   - Mówiłaś, że jesteś wolna. Więc o co chodzi?
   - Wiesz, kim ja jestem? - Staliśmy naprzeciwko siebie, dzieliło nas zaledwie kilka kroków. Powietrze między nami zrobiło się gęste. Pragnienie podejścia, dotknięcia go było silne, lecz wyćwiczona przez lata wola również nie była słaba.
   - To nie ma dla mnie znaczenia – rzekł, a na jego twarzy malowało się zdecydowanie.
   - Nawet, jeśli jestem wampirzycą?
   - Kim? - Patrzył na mnie z niedowierzaniem. - O czym ty... - Ruszył w moją stronę, a wtedy umknęłam i znalazłam się za nim. Odwrócił się, przestraszony. - Jak ty to...
   - Każdy wampir tak potrafi. - Przebiegłam koło niego jeszcze kilka razy. W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
   - Zabijesz mnie i wypijesz moją krew? - zapytał bez cienia strachu w głosie. Ta jego pewność mocno mnie zaniepokoiła.
   - Oczywiście, że nie. Piję wyłącznie zwierzęcą krew.
   Ujrzawszy ulgę na jego obliczu, zrozumiałam swój błąd. Miałam go przecież zniechęcić.
   - Ale zabijałam – dodałam prędko. - Kiedyś zabijałam ludzi.
   - Niewinnych?
   - Głównie morderców – przyznałam – ale jednak.
   - Niesamowite. Słyszałem o wampirach, ale nie o takich, które żywią się zwierzętami. - Podszedł i powoli zaczął mnie okrążać, przyglądając się z fascynacją w oczach. Mój niepokój się zwiększył.
   - Dlatego nie możemy się spotykać – powiedziałam, przypominając sobie, po co tu jestem.
   - Bo jesteś wampirem? Mi to nie przeszkadza. Skoro nie zabijasz ludzi, to nic mi nie grozi z twojej strony, prawda? - Uśmiechnął się, a ja usłyszałam, jak krew szumi w jego żyłach. Wsłuchałam się w ten odgłos i milczałam przez chwilę. Tylko na moment, dotknąć jego twarzy... Otrząsnęłam się szybko. „Myśl o nim jak o synu”, nakazałam sobie. Tylko, że nie potrafiłam. On w niczym nie przypominał tamtego chłopca.
   - Martinie, my nie możemy...
   - Skąd wiesz, że mam na imię Martin? - Zatrzymał się raptownie i cofnął o krok. - Przedstawiłem ci się swoim drugim imieniem, Henry.
   - Wiem o tobie o wiele więcej – rzekłam, widząc okazję do zakończenia tej trudnej rozmowy. - Jesteś hrabią i grozi ci niebezpieczeństwo. Musisz stąd wyjechać jak najprędzej. - Odwróciłam się, chcąc odejść, ale złapał mnie za rękę.
   - Śniłaś mi się dzisiaj. Początkowo myślałem, że jesteś ranna, bo miałaś krew na twarzy. Teraz wiem, że to coś innego. Jesteś głodna?
   Trudno było nadążyć za tokiem jego myślenia. Przełknęłam głośno ślinę. Ostatnio polowałam, zanim go po raz pierwszy spotkałam, a to było już ze trzy noce temu.
   - Chciałbym zobaczyć, jak polujesz. To musi być niezwykły widok!
   Westchnęłam, przewracając oczami ze zniecierpliwieniem.
   - Puść mnie, muszę iść – poprosiłam go.
   - Dobrze, ale przyjdziesz jutro?
   - Nie. Ani jutro, ani nigdy.
   - Dlaczego? - Ścisnął mocniej mój nadgarstek.
   - Bo wampiry nie mogą być z ludźmi.
   - Czemu?
   - Śpię w dzień, a co kilka nocy poluję. Uważasz, że byłabym dobrą żoną? - zapytałam sceptycznie.
   - Mi by to nie przeszkadzało.
   - Sypiam w trumnie i nie odbijam się w lustrze – próbowałam dalej.
   - Noce będziesz spędzała ze mną, a dni w trumnie. - Wzruszył ramionami. - A lustro to akurat zaleta, nikt nie lubi próżnych panien.
   Zdałam sobie sprawę, że zamiast zniechęcić, chyba jeszcze bardziej go zachęciłam. Przypominał w tym swojego ojca, kiedy prosił mnie o rękę. Uparty i stanowczy.
   - Spotkamy się jutro?
   - Nie, przykro mi. Przyszłam tu, żeby ci powiedzieć, że nic z tego nie będzie i żebyś uważał na jasnowłosą kobietę o zielonych oczach. Jest niebezpieczna.
   - Kate? Jest wampirzycą?
   W końcu udało mi się uwolnić rękę. Cofnęłam się i pokiwałam głową.
   - I ona pije ludzką krew – zwróciłam mu uwagę.
   - Moja rodzina o tym wie?
   Zawahałam się. W końcu postanowiłam przytaknąć.
   - Wie i dlatego chcieli, żebyś wyjechał.
   - Ale dlaczego ja? Czemu polują akurat na mnie? - Przyłożył rękę na piersi w geście protestu. - Przecież nic im nie zrobiłem!
   - Musisz wyjechać – ucięłam krótko.
   - Mówisz jak moja matka – burknął. - Ale ja nie mogę ciągle uciekać!
   Poczułam gwałtowny przypływ lęku. A jeśli mnie rozpozna?
   - Wystarczy, że wyjedziesz i wrócisz, gdy skończysz dwadzieścia jeden lat. Uważają, że w wieku dwudziestu jesteś dla nich niebezpieczny, potem już nie.
   - A co ma do tego mój wiek? - Ruszył w moją stronę. Zrobiłam kilka kroków do tyłu.
   - Muszę już iść. Żegnaj, Martinie. Mam nadzieję, że znajdziesz dziewczynę, z którą będziesz mógł ułożyć sobie życie.
   „Najpewniej to będzie wampirzyca”, dodałam w myślach. Miałam jeszcze nikłą nadzieję, że nie zmieni się w wampira, aczkolwiek wiedziałam, że nikt jeszcze nie pokonał tego, co mu zostało przeznaczone.
   - Nie chcę innej. Chcę ciebie – powiedział z uporem w głosie. - Będę tu przychodził co noc i czekał, aż przyjdziesz! – zawołał za mną.
   Wróciłam powoli do domu. Kiedy przeszłam przez bramę, zatrzymałam się raptownie. Ujrzałam bowiem Erika i Szoszannah, czule się ze sobą żegnających. Stali pod jej oknem, on dotykał jej policzka, a ona położyła rękę na jego piersi. Wiatr rozwiewał jej długie, brązowe włosy. Wyobraziłam sobie, że to ja i Martin; moje ciało zalała wówczas fala gorąca. Prędko otrząsnęłam się z takich myśli. Były niedozwolone.
   Wtem mój opiekun pochylił się i złożył na ustach wampirzycy delikatny pocałunek.
   Pośpiesznie ukryłam się w cieniu. Powinnam odejść, ale kobieca ciekawość zwyciężyła. Przez chwilę obserwowałam, jak Lily się śmieje i patrzy Erikowi w oczy. Następnie wampir wyszeptał słowa pożegnania, odwrócił się i ruszył przed siebie, Szoszannah zaś wskoczyła przez okno do swojego pokoju.
   Zaczekałam na Erika, który już wiedział, że go widziałam. Uśmiechnęłam się, gdy podszedł do mnie z niepewną miną. Był bez przebrania.
   - Widziałaś – raczej stwierdził niż zapytał.
   - Tak i cieszę się, że przynajmniej ty jesteś szczęśliwy – powiedziałam cicho. Podszedł i przytulił mnie do siebie. Nasze serca zabiły jednym rytmem.
   - Kocham cię i nigdy nie będę szczęśliwy, jeśli ty też nie będziesz.
   - Jakże mam być? - Pokręciłam głową ze smutkiem. Oparłam się o niego, wtulając twarz w szeroki tors Erika. Zamknęłam oczy i staliśmy tak przez chwilę. Czerpałam od niego spokój, który czuł i pewną radość, gdy myślał o Szoszannah. - To naprawdę wspaniała wampirzyca. Idealnie do ciebie pasuje.
   - Martin idzie – ostrzegł mnie mój opiekun, odsuwając się lekko. W tym momencie otoczył mnie aromat ludzkiej krwi. Ignorując dokuczliwie oszałamiający zapach, cmoknęłam Erika w policzek i skierowałam się w stronę drzwi.
   - Do jutra – rzuciłam.
   - Idź jutro na polowanie – poradził mi i znikł. Zrobiłam to samo; wbiegłam do domu i pognałam do pokoju. Tuż przed świtem weszłam do trumny.
   Następnego dnia Martin, wbrew moim obawom, o nic nie pytał. Niepokoiło mnie to bardziej, niżby miał zasypać nas pytaniami. O zmroku przyjechał Erik, starannie przebrany. Martin właśnie wychodził, gdy zobaczył Lily, która powitała mojego opiekuna z uśmiechem na ustach i z błyszczącymi oczami.
   - Czy on nie jest dla niej za stary? - mruknął do mnie cicho.
   - Faktycznie, jest od niej sporo starszy – przytaknęłam z rozbawieniem, dodając w myślach: o jakieś tysiąc lat.
   Kiedy Martin wyszedł, przybyła hrabina Craven. Arthur podążył za moim „synem”, Szoszannah i Erik wyruszyli na poszukiwanie Kate lub Andy'ego, zaś ja z Amelią poszłyśmy na polowanie.
   Idąc, rozmyślałam o ostatnich zdarzeniach. Nie wspomniałam Lily, że widziałam ją z Erikiem, gdyż nie chciałam jej peszyć. Opowiedziałam natomiast o przebiegu spotkania z moim „synem”. Co do Amelii, długo zastanawiałam się, czy nie wyznać jej prawdy, zwłaszcza gdy stwierdziła, że coś przed nią ukrywam.
   - Powiedz, co cię dręczy, Amando – zwróciła się do mnie.
   - Martin – odparłam zgodnie z prawdą.
   - Tylko on? Bo mam wrażenie, że o czymś mi nie mówisz.
   - Są rzeczy, z którymi sama muszę się uporać – odrzekłam wymijająco. Jak miałam jej o tym powiedzieć? Bałam się, jak zareaguje. Moja przyjaciółka była czasem nieprzewidywalna.
   Polowanie przebiegło bez większych wrażeń, wróciłyśmy więc najedzone i zadowolone. Amelia pobiegła do siebie, a ja w drodze do pokoju natknęłam się na Lily.
   - Martin już wrócił?
   - Tak – odparła. - Był zdenerwowany. On tak łatwo nie zrezygnuje. - Pokręciła głową ze smutkiem. Na myśl o tym poczułam dziwną radość, a przecież powinnam być zmartwiona. Przeze mnie groziło mu niebezpieczeństwo.
   - Pójdę jutro i jeszcze raz spróbuję go przekonać – postanowiłam. - Nie licząc dzisiejszej, zostało tylko trzy noce do jego urodzin.

   Następnego popołudnia Martin czekał na mnie w salonie.
   - Musimy porozmawiać.
   Pełna obaw weszłam i usiadłam w fotelu, naprzeciwko niego. Siedział sztywno, oczy miał smutne, a usta zaciśnięte w wąską kreskę.
   - Słucham – rzekłam krótko.
   - Wiem o wszystkim.
   Drgnęłam i znieruchomiałam.
   - To... znaczy? - wyszeptałam z trudem.
   - O tym, że Kate jest wampirzycą. I że złe wampiry chcą mnie zabić. Nie wiem tylko, dlaczego właśnie mnie?
   Odetchnęłam z ulgą. A więc nie wiedział najgorszego. Tylko to, czego dowiedział się ode mnie.
   - Myślą, że jesteś wybrany, by zabić ich przywódcę – wyjaśniłam mu. Nie wiedziałam, czy robię dobrze, mówiąc mu to, ale nie widziałam innego wyjścia. - Dlatego chcemy, byś wyjechał. Poza granicami kraju nic ci nie grozi.
   - Nie jesteś ciekawa, skąd to wiem? - spytał nagle podejrzliwym tonem. Uświadomiłam sobie wtedy kolejny błąd: powinnam go najpierw zapytać, co wie i jak się dowiedział.
   - Zakładam, że powiedziała ci to Kate albo Andy? - zapytałam, starając się, by mój głos nie zdradził prawdy.
   - Powiedziała mi to Joanna, ale mniejsza o to. Jeśli wyjadę, to tylko z nią.
   Zamurowało mnie. Wyjechać z Martinem? Może to nie byłby taki zły pomysł... Udając, że się zastanawiam, szybko przekazałam to Erikowi.
   „I jak niby sobie to wyobrażasz? Kiedy będzie chciał przedstawić Joannę Amandzie, masz zamiar się rozdwoić?”, odpowiedział.
   No tak, miał rację. Musiałabym powiedzieć mu prawdę.
   - Jeśli Joanna się zgodzi, to ja także – odparłam w końcu.
   - Świetnie. Jeżeli nie będzie jej dzisiaj, znajdę kogoś, kto przekaże jej wiadomość – postanowił Martin, zrywając się z fotela.
   - Kogo masz na myśli? - zaniepokoiłam się.
   - Kogoś z jej... otoczenia. A teraz pójdę coś przekąsić, z tego wszystkiego nie zjadłem nawet obiadu – dodał, uśmiechając się i mijając mnie z pogodną miną. Na jego twarzy widziałam nadzieję. Gdyby to było takie proste, jak myślał...
   Wyjechał przed zmrokiem, więc po zapadnięciu ciemności umyłam się, przebrałam i również wybiegłam, nie czekając na innych. Zwierzyłam się tylko Szoszannah i poprosiłam ją, by przekazała wszystkim informację, gdzie jestem.
   Kiedy przybyłam na miejsce, Martin już czekał, jednakże – jak to sobie z przerażeniem uświadomiłam – nie był sam.

2 komentarze:

  1. ~Budoko
    19 listopada 2010 o 23:02

    Jak dla mnie dość roztropnie było nie podanie nazwy następnego rozdziału, która może mówić wszystko. Ehh… A rozdział oczywiście wspaniały. Erik w końcu sobie kogo znajdzie (pytanie, na jak długo ;D tylko błagam, nie rób z tego Mody Na Sukces), a Amanda ma tylko problemy. Jak się tu nie zachwycać? ;)Pozdrawiam, Budoko.(czyżbym była pierwsza? łiii :D)
    Odpowiedz
    ~Susannah
    19 listopada 2010 o 23:06

    CUDOWNIEEEE!!! Rozpłynęłam się właśnie… No i jak zwykle skończyłaś w najciekawszym momencie! Dobrze, ze przynajmniej nie ma reklam w tym Twoim opowiadaniu. Miałabym wrażenie, że oglądam fascynujący serial w TV, który mi ciągle ktoś przerywa ;). Czekam na ciąg dalszy!!!
    Odpowiedz
    ~justilla
    19 listopada 2010 o 23:07

    O kurczę… Czyżby zaprosił Kate? Coś czuję, że to spotkanie nie przebiegnie spokojnie. Pewnie się dowie kim naprawdę jest Joanna. Aż się boję co to będzie.[amica-libri]
    Odpowiedz
    ~Kara007
    20 listopada 2010 o 11:26

    Nie, zabiję!! Nie wolno tak kończyć! Grrrr….Powiedziała mu, choć nie wszystko, ale zawsze coś. Ale z miłością nie można wygrać. Niech ona to zrozumie. Ciekawy pomysł, wyjechać razem – ale Erik miał racje, jakby ją przedstawił matce (przecież się nie da). Faktycznie, Martin jest trochę podobny do ojca ;) Lily i Erik ;) Ach…Boże, pisz szybko ;) Weny ;****
    Odpowiedz
    lady_serina@vp.pl
    20 listopada 2010 o 15:42

    Nie, takie kończenie jest zabronione, ZABRONIONE! Jak tak można w ogóle?! Ja już chcę następny rozdział -.- Moja droga, to zakończenie to chyba najlepsze ze wszystkich, wzbudza najwięcej emocji. (Mówię tak chyba zawsze, ale co poradzę, że zawsze, zawsze jest coś nowego, innego, jeszcze lepszego?) Komentarz krótki, ale nie mam pojęcia, co napisać. Jak ochłonę, to może znajdę niedociągnięcia ;D Tylko wieje mi „Modą na sukces”. Te spotkania Amandy z Martinem… Nie przesadź, okej? Całuję, Serina.PS U mnie nowe opowiadanie. Zapraszam. I dedykacja… a zresztą, sama zobacz ;) S.
    Odpowiedz
    ~Persefona
    20 listopada 2010 o 18:05

    Boski rozdział po prostu. Brak mi słów. Biedna Joanna… Pisz jak najszybciej! Pozdrawiam. I mam prośbę czy mogłabyś zostawiać powiadomienie w spamowniku?? Z góry dziękuję.
    Odpowiedz
    ~Aine
    20 listopada 2010 o 22:42

    Zgadzam się w stu procentach z poprzedniczkami :) Bardzo chcę wiedzieć, z kim przyszedł Martin :D Aha, i jeszcze jedno. Nie złość się, jak czasem nie zostawię komentarza. Jestem tak oczarowana, że po prostu zapominam ;)Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    ~Ariss
    21 listopada 2010 o 12:10

    Czuję, że cała tajemnica Amandy wyjdzie na jaw. Ale Martin będzie miałm niespodziankę… Tak jak poprzedniczki, zastanawiam się, z kim on przyszedł. Zobaczymy.
    Odpowiedz
    ~izzy
    21 listopada 2010 o 12:46

    Nie będę się rozpisywać, bo nie mam czasu. Powiem tylko tyle, że rozdział jest świetny!!! ;)) Pozdrawiam ;*
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    21 listopada 2010 o 19:13

    Kurcze ta początkowa rozmowa z Martinem…. fenomenalna. Nie dawał za wygraną, zresztą podobnie jak Amanda. Strasznie mi się to podobało. Boje się tylko, że tajemnica wyjdzie na jaw.
    Odpowiedz
    ~inna
    21 listopada 2010 o 20:33

    moim zdaniem najlepsza w tym rozdziale jest postawa Martina.uparty i dążący do celu-bardzo mi się to podoba :D pozdrawiam.

    ~refleksja@onet.eu
    21 listopada 2010 o 21:59

    Erik! Ty zdrajco! jak mogłeś?! Nie no, wybaczam mu ten pocałunek, musi się kochany troszkę pobawić, zabawić, poprzytulać…taka z niego gorąca sztuka, to co ja się dziwię, hę?Teraz to dopiero będzie miała Amanada urwanie głowy. Ciekawe, czy pojedzie z nim. Dla dobra martina, lepiej żeby wyruszyła z nim w podróż. Z drugiej strony fakt, nie rozdwoi się jak przyjdzie co do tego. W sumie, mogłaby potem udawać własną śmierć, żeby się nie rozdwajać i żyć spokojnie z Martinem. Skoro on ją akceptuje, nie musiałaby udawać, i już!Teraz znowu czekać na kolejny rozdział, ech, uf, ciężki los fana xDDelicate

    OdpowiedzUsuń
  2. ~justilla
    22 listopada 2010 o 12:43

    Hmm, tak, ten rozdział następny mam napisany, i to długi, dłuższy niż dotąd. I miałam napisać kolejny w ten weekend, tylko natura miała inne plany i sobie chorowałam. Dziś czuję się lepiej, choć dalej siedzę w domku. Więc postaram się dziś ileś napisać i w końcu dać nowy rozdział. Wściekam się sama na siebie za moją powolność, ale to nie wystarcza ;([amica-libri]
    Odpowiedz
    ~Kara007 i Gulka3
    22 listopada 2010 o 15:12

    Tak, zgadzamy się, czasami tak bywa z przyjaźnią między kobietą a mężczyzną ;) A nawet częściej niż czasami ;p A jeśli chodzi o ten tatuaż – to jest taki swoisty, „rytualny” proces pełnego już wejścia w Trójkę. Każdy z nich ma taki, robiony przez Jokera ;)
    Odpowiedz
    ~justilla
    23 listopada 2010 o 14:57

    Mogę potwierdzić lub zaprzeczyć, a nawet wypisać listę trupów, ale zepsuję Ci niespodziankę ;) Ale myślę, że ta jedna ze śmierci na pewno Cię zdenerwuje. „Kosogłosa” zamówiłam w Empiku i odebrałam tuż przed seansem Insygnii Śmierci ;)
    Odpowiedz
    ~Nieśmiertelna
    24 listopada 2010 o 17:54

    No i jak zwykle kończysz w tym momencie, ale już chyba nie powinno mnie to dziwić. Przepraszam, że komentuję tak późno- znowu;/Rozdział oczywiście, świetny, ale wydawał mi się dziwnie krótszy niż poprzednio. Postawa Martina rzeczywiście bardzo podobna do zachowania jego ojca;DPozdrawiam, krwawy-poemat
    Odpowiedz
    ~zaczarowana.
    25 listopada 2010 o 14:29

    świetny szablon, a twój styl pisania bardzo mi się podoba. chyba przeczytam całość. jak masz czas wpadnij do mnie port-przeznaczenia.blog.onet.plpozdrawiam ;*;)
    Odpowiedz
    ~xxx
    25 listopada 2010 o 21:45

    Lubisz „The Vampire Diaries” ? Chcesz poczuć, się jak mieszkaniec Mystic Falls ? Jeśli tak to wejdź tutaj : http://www.mysticfallspfb.czo.pl/ , zarejestruj się jako bohater Pamiętników Wampirów, lub po prostu całkiem nowa osoba, która pojawia się w Mystic Falls. Czekamy na ciebie ! :D Jako, że jest to nowe forum, trzeba wszystko rozkręcić, a więc zapraszamy do zabawy.
    Odpowiedz
    ~Natalia
    30 lipca 2011 o 02:28

    Droga Inscriptum,Na razie mam mało czasu, ale na pewno wkrótce zajrzę na Twojego bloga.Czemu siedmioletnie dziecko ma seplenić? To już przecież wiek szkolny:)Brugia jest to miasto w północno-zachodniej Belgii, ośrodek administracyjny prowincji Flandria Zachodnia:)Wampirza krew nie ma właściwości leczniczych. Czemu miałaby mieć? Dopiero jak się zmienia w wampira, rany się goją. Inaczej łowcy zamiast zabijać, łapaliby wampiry i pobierali ich krew jako lekarstwo:-oAmanda nie dojrzała jeszcze do roli matki, u wampirów ten zmysł jest słabo rozwinięty, ponieważ nie mogą mieć dzieci. Niektóre zmysły się wyostrzają, inne zmniejszają. Dlatego Amanda nie odczuwała tak bardzo tęsknoty za synem.Haha a czemu chciałaś akurat rudego kochanka?:-DCo do Lily, zdradzę Ci, że to postać wzorowana na autentycznej;) A konkretnie na mojej koleżance. Jak będziesz na bieżąco to po komentarzach szybko się zorientujesz, której;)Joanna to także pierwsze imię Amandy. Bardzo ładne imię;)Pozdrawiam i czekam na dalsze opinie;)
    Odpowiedz

    ~Inscriptum
    31 lipca 2011 o 09:48

    Uuu. Ciekawe z kim przybył Martin? A może z Kate lub Andym? :) Szoszanah i Erik są piękną parą. Ale fajnie, że są razem. ^^ Martin jest niezwykle uparty. Zupełnie jak ja. xD Amanda za wszelką cenę stara się przezwyciężyć to zakazane uczucie, ale przecież zakazany owoc najlepiej smakuje. xD Ojojoj! Ale zaszpanowałam geografią. ;D Muszę kiedyś dokładnie przestudiować mapę. :) Oczywiście wiem, że Joanna to pierwsze imię Amandy. Nie bój się, tak szybko tego nie zapomnę. xDA tak w ogóle podoba ci się to imię? Bo mnie nie za bardzo. Głównie dlatego, że wszyscy wołają na mnie „Aśka”, a tylko mama mówi do mnie „Asia”. Osobiście chciałabym, żeby zwracali się do mnie „Joanna”. xD Co do krwi, pomyślałam, że mogłaby chwilowo uzdrawiać. ;P Dlaczego rudy kochanek? Ostatnio rudzi ludzie mnie fascynują. :D

    OdpowiedzUsuń