Rozdział XII - Zwierzenia

11.11.2010

   - Ojej. Najpierw dowiedziałaś się, że Martin i Henry to ta sama osoba, a potem, że w przyszłości stanie się wampirem! Nie za dużo, jak na jeden dzień? - Karolina spojrzała na mnie ze współczuciem.
   - Stanowczo za dużo – westchnęłam. - A najgorsze było jeszcze przed nami.
   - Czyżby się szykowała walka wampirów o władzę?
   - Zgadłaś. - Spojrzałam przed siebie w zamyśleniu. - Jednakże to nie ich walka była najgorsza, lecz to, że szli do celu po trupach niewinnych ludzi.


   Po raz kolejny dzisiaj poczułam ten dziwny uścisk w piersi. Natłok ostatnich wydarzeń mnie przytłoczył. Spojrzałam na wampirzycę, która patrzyła na mnie w poczuciu winy.
   - Jesteś pewna? - zapytałam drżącym głosem.
   - Tak. Noemi mówiła, że tego się nie da z niczym pomylić – i miała rację. Mimo to nie przemienię go bez twojego pozwolenia – dodała szybko.
   - I tak będziesz musiała – rzekłam ponuro. - To zawsze się sprawdza.
   - Przepraszam. Przykro mi. - Lily pochyliła głowę ze smutkiem.
   - To nie twoja wina. Widocznie tak musi być.
   Nagle Szoszannah spojrzała na mnie uważniej.
   - A co z tym mężczyzną, o którym mi mówiłaś? Ten, w którym...
   - Nic z tego – przerwałam jej. - Muszę zapomnieć o tym, co do niego poczułam.
   - Czemu? To łowca? Ale, zaraz, przecież ty nie poszłaś dziś na to spotkanie, to skąd możesz to wiedzieć? - Popatrzyła na mnie podejrzliwie. Widząc, że nic nie mówię, uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. - Jeśli masz jakiś problem, możesz mi powiedzieć. Może będę mogła ci jakoś pomóc.
   Szczerość i życzliwość w jej głosie upewniła mnie, że jest właściwą osobą, której mogłabym się zwierzyć. Już miałam jej o wszystkim opowiedzieć, gdy usłyszałam kroki na schodach. Poczułam słodki aromat młodej, pachnącej krwi. Po chwili, już przebrany, zszedł Martin.
   - Chętnie poznam twoją historię, Lily – powiedział, uśmiechając się i siadając naprzeciwko nas. Wampirzyca spojrzała na mnie bezradnie.
   - O tej porze? Szoszannah chciałaby pewnie już się położyć – zaprotestowałam. - Jutro porozmawiamy. Teraz idziemy już spać – zdecydowałam.
   - Lajta tow – powiedziała Lily z uśmiechem. - Dobrej nocy.
   - Cóż, w takim razie do jutra – westchnął Martin, nieco zawiedziony. - Dobranoc, Lily. Dobranoc, mamo. - Po raz pierwszy tego wieczora spojrzał na mnie ciepło, a wówczas ogromny żal ścisnął mnie za gardło. To, co czułam, przerażało mnie. Powinnam traktować go jak syna. Tylko, że ja już nie widziałam tego chłopca, którego żegnałam trzynaście lat temu. To był ktoś zupełnie inny.
   Ktoś, kto sprawiał, że serce biło mi szybciej. Kogo głos uspokajał i pobudzał jednocześnie. Kogo uśmiech podnosił na duchu, a smutek przygnębiał. Jedynym wyjściem było nie widzieć go na co dzień. Nie czuć jego zapachu, nie widzieć tych błyszczących oczu, nie mieć pokusy dotknięcia jego skóry, aby delikatnie przesunąć palcami po jego twarzy.
   Musiał wyjechać. Nie było innego wyjścia. Tylko jak go do tego przekonać?
   Szoszannah popatrzyła na mnie, potem na niego i znowu na mnie. W jej szarych oczach pojawiło się zdziwienie i zrozumienie. Kiedy weszłyśmy na górę i udałyśmy się do jej sypialni, a syn Chrisa wrócił do siebie, zamknęła drzwi i spytała:
   - To Martin, tak? Martin Henry Jonathan... Dobrze myślę?
   - To aż tak widać? - przestraszyłam się.
   - Niezupełnie. Tylko, że ja zawsze potrafiłam dostrzegać więcej niż inni ludzie.
   Usiadła i wskazała miejsce obok siebie na łóżku, pod którym stała ukryta trumna. Siadłam więc i pochyliłam głowę w poczuciu bezradności.
   - Co ja mam zrobić? Nie widzę w nim mojego syna. Właściwie to... nigdy nie byłam jego matką. Ani psychicznie, ani biologicznie. Ale nie mogę pozwolić, by się o tym dowiedział.
   - Myślisz, że się nie dowie? Mówił, że będzie jej szukał. - Lily spojrzała na mnie ze zmartwieniem. - Jak to się stało, że go nie poznałaś?
   - Ostatni raz widziałam go trzynaście lat temu.
   Wampirzyca uścisnęła pokrzepiająco moją dłoń.
   - A co jest między tobą i Erikiem? - zmieniłam nagle temat. Szoszannah spojrzała na mnie zaskoczona.
   - My... dobrze nam się rozmawia. Myślisz, że... coś z tego wyjdzie?
   - Wiesz, odkąd jestem jego podopieczną, Erik jeszcze się nie zakochał. A teraz... - Zamyśliłam się. Nie chciałam dawać jej złudnych nadziei, wszak nie analizowałam uczuć mojego opiekuna do Izraelitki. Aczkolwiek, miałam zamiar to nadrobić w najbliższym czasie. - Wydaje mi się, że do siebie pasujecie – odparłam w końcu.
   - A... nie masz nic przeciwko...?
   - Oczywiście, że nie. Wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że wam się uda. Życzę wam szczęścia. Należy wam się – dodałam szczerze.
   Lily uścisnęła mnie spontanicznie. Porozmawiałyśmy jeszcze trochę i nad ranem wróciłam do siebie.

   Kiedy wstałam następnego dnia, Szoszannah jeszcze nie zeszła, a Martin właśnie szykował się w odwiedziny do Cravenów.
   - Czy to nie za wcześnie na wizytę? - spytałam go, schodząc na dół. Miałam na sobie całe masy kremu i długą, beżową suknię, a na dłoniach rękawiczki.
   - Co ty mówisz, matko? Jest już po południu. Chyba lubicie tutaj długo spać – zauważył.
   - Późno się wczoraj położyliśmy – odrzekłam.
   - Pojedziesz ze mną? - zapytał niepewnie.
   - Jakoś nie za dobrze się czuję – mruknęłam, zerkając na słońce, którego promienie padały na podłogę w salonie.
   - Nie wiem, kiedy wrócę, bo muszę poszukać Joanny. - Jego twarz złagodniała, gdy wypowiedział to imię. - Tylko nie wiem, od czego zacząć. Może dzisiaj przyjdzie nad rzekę?
   - A może powinieneś dać sobie z nią spokój? - zasugerowałam. - Widziałeś ją tylko raz...
   - To mi wystarczy. Przecież inni rycerze zaręczają się, nawet nie poznawszy wybranki.
   - A skąd wiesz, że jest odpowiednią kandydatką na żonę? Może nie jest nawet ze szlacheckiego rodu? - polemizowałam.
   - Kiedy wyjdzie za mnie za mąż, to już będzie – odparł Martin pewnym siebie głosem.
   - Nie szukaj jej – poprosiłam cicho.
   - Nie możesz mi tego zabronić. - Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym żalu. Przypomniałam sobie, co mówił wtedy o matce. No tak, nie miałam prawa nic mu kazać i niczego zabraniać. Nie byłam jego prawdziwą matką ani też go nie wychowałam. - Pamiętasz, jak obiecywałaś mi, że po mnie przyjedziesz? Nigdy nie przyjechałaś. - W jego głosie słychać było gorycz.
   - Uwierz mi, gdybym mogła, sprowadziłabym cię z powrotem. Ale groziło ci niebezpieczeństwo... i nadal grozi – dodałam cicho.
   - Buntownicy? Heretycy? - Prychnął lekceważąco. - To nie jest prawdziwy powód.
   - To jaki jest? - spytałam.
   - Tego właśnie muszę się dowiedzieć. - Odwrócił się i skierował do wyjścia.
   - Po to przyjechałeś? Żeby się dowiedzieć, co ci grozi?
   - A myślałaś, że się stęskniłem? - zapytał głosem pełnym żalu. - Za matką, która przez trzynaście lat nie była w stanie mnie odwiedzić, a tylko wysyłała listy? Amelię jeszcze rozumiem, musiała zająć się dziećmi. Ale ty?
   Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież nie mogłam mu wyjawić, że wampiry zabroniły mi do niego przyjechać. Mężczyzna, którego uważałam kiedyś za syna, pokręcił głową i wyszedł.
   Usłyszałam ciche kroki Lily za sobą i odwróciłam się.
   - I co ja mam zrobić, Szoszannah? - zapytałam ją bezradnym głosem.
   - Chyba... powiedzieć mu prawdę – stwierdziła wampirzyca.
   - Mam mu powiedzieć, że nie jestem jego matką, tylko wampirzycą? - Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
   - A może tylko to drugie? Jeśli się dowie, że Joanna jest wampirzycą, zrezygnuje z niej i może wróci do Flandrii.
   Po namyśle doszłam do wniosku, że pomysł Szoszannah ma sens.
   - Może masz rację? Ale muszę jeszcze porozmawiać o tym z Erikiem.
   Przekazałam wszystko mojemu opiekunowi, który obiecał, że po zmroku przyjdzie do nas i wtedy postanowimy, co dalej. Kiedy księżyc naturalną koleją rzeczy zastąpił słońce, Erik pojawił się w drzwiach. Na jego widok spojrzałyśmy na siebie i obie z Lily, jednocześnie wybuchłyśmy śmiechem.
   Ubrany był jak zwykle na czarno, ale twarz miał pomarszczoną, upudrowaną, a na głowie siwą perukę. Wyglądał przy tym jak podstarzały lord.
   - Ale zabawne – mruknął, choć sam ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
   - Powinieneś tak się ubierać na co dzień. Do twarzy ci – powiedziałam ze śmiechem.
   - Ty też nie wyglądasz lepiej, moja droga, więc się nie wymądrzaj. Martin pewnie już poszedł na spotkanie z Joanną, powinniśmy go strzec.
   - Pójdę go poszukać, a wy porozmawiajcie – zaproponowała Lily. Erik skinął głową, pobiegła więc do siebie po kuszę. Kiedy wróciła, wyjaśniłam jej, jak ma dotrzeć do miejsca, w którym spotkałam Martina. Po jej wyjściu usiedliśmy z Erikiem w salonie.
   - Znalazłeś Katherine? - zapytałam.
   - Niestety nie. Ale jutro postaram się do niej dotrzeć – postanowił. - Choćbym miał przetrząsnąć całą Anglię!
   Skinęłam głową w zamyśleniu.
   - Myślisz, że powinnam powiedzieć Martinowi, że jestem wampirem? Jako Joanna?
   - Myślę, że to może być dobry pomysł. Może wtedy się zniechęci i zrezygnuje.
   - A jeśli nie? - zapytałam.
   - To by znaczyło, że nie powinnaś walczyć z tym uczuciem, które was ogarnęło. Może tak właśnie ma być?
   Prychnęłam ze zniecierpliwieniem.
   - Co ty wygadujesz? Jestem jego matką.
   - Przybraną. To Sophia jest jego prawdziwą matką – przypomniał Erik. Tak, jakbym o tym nie wiedziała.
   - No, cóż. Jutro o zmierzchu pójdę na spotkanie jako Joanna i powiem mu, że jestem wampirzycą i że nic z tego nie będzie – postanowiłam. - A co z tobą i Lily? - zapytałam.
   - Szoszannah jest... wspaniała. - Erik uśmiechnął się i nawet pod grubą warstwą pudru widać było rozmarzenie. - Jest nie tylko piękna, ale również dobra, szczera, bystra, mądra... Obawiam się tylko, żeby jej nie skrzywdzić.
   - A jesteś w stanie ją pokochać?
   Zamyślił się, a ja wczułam się w jego emocje. Uśmiechnęłam się.
   - Chyba już coś do niej czujesz.
   - Tak, ale... - zawahał się.
   - Chodzi o Ismenę? Wciąż ją kochasz?
   - Zawsze będzie w moim sercu – powiedział cicho. - Lecz ona nie żyje i już nigdy nie będzie. Gdybym był człowiekiem, pewnie już dawno bym o niej zapomniał. Ale tak samo, jak Ty kochasz Edmunda, ja będę kochał Ismenę.
   Drgnęłam, gdy wypowiedział jego imię. To prawda, Edmund nadal był w moim sercu. Jednak teraz drżało ono również na dźwięk innego imienia. Co nie znaczy, że mój pierwszy mąż poszedł w zapomnienie... Świetnie rozumiałam Erika.
   - Myślisz, że możesz pokochać Lily? - zapytałam ponownie.
   - Jestem tego pewien – oświadczył mój opiekun stanowczo.
   - Ale wy chyba nie...?
   - Oczywiście, że nie! - oburzył się na samą myśl o tym. - Szoszannah jest damą i tak ją zamierzam traktować. Nie jest jak inne wampirzyce, które rozpraszały jedynie moją samotność. Ona jest... wyjątkowa.

   Przez pół nocy czekaliśmy na Martina i Szoszannah. Lily wróciła pierwsza; wpadła jak burza i zawołała:
   - Zaraz tu będzie! Jest zły. Szukał cię po całej okolicy – zwróciła się do mnie. - Nikt o tobie nie słyszał.
   - Może zrezygnuje – mruknęłam.
   - Wątpię. - Wampirzyca pokręciła głową.
   Chwilę później wszedł Martin. Rzeczywiście był zły. A nawet wściekły.
   - Czemu nikt o niej nie słyszał? Wy też jej nie znacie? Mam wrażenie, że mnie oszukała i nazywa się inaczej. Tylko czemu skłamała? Musiała mieć powód. - Wtem jego wzrok padł na Erika.
   - Witaj, chłopcze. Zmieniłeś się. Zmężniałeś. Wyglądasz teraz jak prawdziwy rycerz – stwierdził mój opiekun. Podszedł i przywitali się. Udaliśmy się do salonu, gdzie odbywało się większość rozmów. Przyszło mi na myśl, że te ściany mogłyby opowiedzieć tysiące historii, których się nasłuchały, odkąd je wybudowano.
   Jakieś dwie godziny później Erik wyszedł, a my poszliśmy spać. Właściwie to tylko Martin. Lily wyszła na spacer – domyślałam się, kto na nią czekał pod domem – a ja usiadłam na łóżku i rozmyślałam, aż do rana.
   Następnego popołudnia wstałam i zeszłam na dół. Martin kończył właśnie obiad.
   - Powiesz mi, co się tu dzieje? - zapytał, gdy zeszłam.
   - A o co ci chodzi? - Zrobiłam zdumioną minę.
   - Wiem, że coś przede mną ukrywacie. Nie wrócę do Flandrii, póki się nie dowiem, co.
   Westchnęłam. Zostało pięć dni do jego urodzin. Kiedy skończy dwadzieścia lat, Kate i Andy będą chcieli się nim posłużyć. Nie mogłam na to pozwolić. Tylko co mogłam zrobić, by wyjechał?
   - Milczysz. Jak zwykle. Dobrze, sam się dowiem. - Na jego przystojnej twarzy ukazała się złość. Odwrócił się i wyszedł.
   Poszłam do pokoju Lily, ale okazało się, że nie nocowała w domu. Zapytałam więc o nią Erika; uspokoił mnie, że z nią wszystko w porządku.
   „Było już późno i nie zdążyłaby wrócić”, odparł. Cóż, każda wymówka jest dobra.
   Przebrałam się w błękitną suknię, zmyłam kremy i gdy zgasł już ostatni promień słońca, pobiegłam nad rzeczkę. Usiadłam i czekałam. Pół godziny później poczułam, jak jesienny wiatr przywiewa jego zapach w moją stronę, atakując zmysł powonienia i budząc tak dawno nie używane, ukrywane przez tyle lat instynkty. Wstałam i spojrzałam w tamtą stronę. Chwilę potem zza drzew wyłoniła się jego postać. Na myśl, co miałam za chwilę zrobić, ogarnął mnie smutek. Wiedziałam jednak, że nie mam wyboru. „Ta miłość nie jest właściwa i powinnam ją sobie wybić z głowy”, pomyślałam. „Tylko czemu to musi być takie trudne?”

**************************************************

Dziękuję Wam za wszystkie linki i Wasze wyobrażenia wampirów, które mi przysłaliście. Każdy z Was inaczej wyobraża sobie bohaterów "Gorącej krwi", aczkolwiek niektórzy świetnie potrafili je zaobrazować i najciekawsze umieściłam na podstronie "bohaterzy". A oto link do najpiękniejszych obrazów wampirów:

Obrazy Victorii Frances - wampiry

2 komentarze:

  1. ~Delicate
    11 listopada 2010 o 11:08

    Pierwsza! A teraz czytam i będzie konkretny komentarz! :D
    Odpowiedz
    ~Delicate
    11 listopada 2010 o 11:19

    Tralala! Coś mi się wydaje, że Martin się nie zrazi i będzie chciał być z Joanną wampirzycą! Wtedy dopiero byłoby ciekawie!Erik podstarzały lord? Ojoj, podobno facet jest jak wino, im starszy tym lepszy xDTaka mała uwaga: „Pójdę go poszukam, a wy porozmawiajcie” – jakoś mi to nie leży. Może chodziło o Pójdę go poszukać, a wy porozmawiajcie?Jestem ciekawa jak się potoczą dalej losy Lily i Erika (chociaż co wieczór goszczę go pod prysznicem, haha!) i oczywiście Amandy i Martina. Rany, uczuciowe połączenia po prostu mnie przerażają! :D
    Odpowiedz

    ~Natalia
    11 listopada 2010 o 11:43

    Masz rację, już poprawiłam. Tak, Erik z całą pewnością jest jak wino – w końcu ma około tysiąca lat:):):)
    Odpowiedz
    refleksja@onet.eu
    11 listopada 2010 o 12:23

    rarytasik, ot co xD
    Odpowiedz

    ~Ariss
    11 listopada 2010 o 11:57

    Eric jako podstarszały lord? Wyobrażam sobie, jak to musiało wyglądać xD Fajny pomysł z tymi relacjami- Amanda- Martin. Czekam aż coś się rozwinie ;)
    Odpowiedz
    agateczka1@op.pl
    11 listopada 2010 o 14:22

    Hej :) Zapraszam na [czytamy-ksiazki] :)W notce recenzja książki pt. „Maskarada”.A także coś nowego w zakładce; aktualności :)Pozdrawiam :)
    Odpowiedz
    agateczka1@op.pl
    11 listopada 2010 o 14:24

    Ps. Rozdział świetny :)
    Odpowiedz
    ~Susannah
    11 listopada 2010 o 15:06

    I jak go tu nie kochać? :) Jest cudowny i mądry. A co najważniejsze zainteresowany osobą Szoszannah :). Chyba poszukam obrazka dla niego :*
    Odpowiedz
    Ew_
    11 listopada 2010 o 16:51

    Mgła przysłoniła Twoje oczy. Na skórze pojawiła Ci się gęsia skórka. Straciłaś czucie. W Twoich uszach zapanowała, wręcz przerażająca, cisza. Zaczęłaś drżeć ze strachu. Przełknęłaś głośno ślinę. Czekałaś na śmierć.Jednak to nie po to przyszłyśmy! Właśnie, kiedy już straciłaś nadzieję na dalsze życie, pojawiłyśmy się przed Tobą i wręczając Ci pięknie zapieczętowaną kopertę, rozpłynęłyśmy się w nicości. Lekko spanikowana otworzyłaś list, a kiedy już zagłębiłaś się w jego lekturze, dopłynęły do Ciebie te chaotyczne i pełne wątpliwości myśli na temat swojego bloga tudzież opowiadania. Lecz pamiętaj, że tylko my będziemy potrafiły je rozwiać. http://www.oceny-legilimens.blog.onet.plP.S. Przepraszamy za SPAM, jednak inaczej nie dało się tego zareklamować.
    Odpowiedz
    ~Kara007
    11 listopada 2010 o 16:53

    Wszystkiego naj z okazji rocznicy bloga ;*** Mam nadzieję, że będzie ich jeszcze sporo ;) A teraz o notce ;p Jestem ciekawa jak zareaguje?? Nie wyobrażam sobie tego… Ja byłabym wściekała, dlaczego tak wiele przede mną ukrywano, ale on?? Erik i Lily – rozkręca się, oj rozkręca ;) Notka świetna, szczególnie podoba mi się jak opisałaś uczucia głównej bohaterki i to, jak zachowuje się Martin. Dodaj 15 ;) Nie wytrzymam długo, zawsze kończysz w takich momentach, grr… Weny ;****
    Odpowiedz
    krwawypoemat@op.pl
    11 listopada 2010 o 17:31

    Robi się naprawdę ciekawie;P Cóż, po pierwsze chciałam złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji rocznicy gorącej-krwi. To naprawdę mnóstwo czasu poświęconego na pisanie- i to z jakim rezultatem!Wracając do rozdziału: biedny Erik, musiał nałożyć na siebie tą kremową postarzającą papkę, ugh…Widzę, że Martin jest naprawdę zdeterminowany, i nie jestem pewna, czy da spokój naszej „Joannie” gdy się dowie, że jest wampirem.U mnie nowy rozdział, zapraszam serdecznie;*Pozdrawiam, krwawy-poemat
    Odpowiedz
    ~Persefona
    11 listopada 2010 o 18:20

    Genialne! Gdy czytam twoje opowiadanie to aż się smutno robi, gdy widzę koniec notki… I już nie mogę się doczekać kolejnej. Ta opowieść wciąga jak narkotyk;-P A Victoria Frances to genialna artysta gratuluję gustu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~justilla
    11 listopada 2010 o 18:37

    Mam nadzieję, że Martin nie odkryje, że Joanna to Amanda, jego matka. To jest uczucie… bardzo nie na miejscu. A szkoda, bo fajna para by z nich była. Mam za to nadzieję, że Lily to nie jest żadna podpucha, szpieg, itd, i będą szczęśliwi razem z Erikiem. Erik w końcu zasługuje na szczęście :)Pozostaje mi tylko czekać na cd! ;)[amica-libri], [poslancy-milosci]PS. Wszyscy grupowo rzucili się dzisiaj ze wstawianiem nn ;)
    Odpowiedz
    ~izzy
    11 listopada 2010 o 21:11

    To już rok? Brawo. Ja nigdy bym tyle nie wytrwała;p ;*Ciekawy rozdział… Bardzo ciekawy. Jednak myślę, że Martin nie zniechęci się tą wiadomością, nie wydaje mi się aby był on bojaźliwy. ;) Pozdrawiam ;*
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    12 listopada 2010 o 12:57

    Gratuluję roku i życzę kolejnego, bo uwielbiam Twoje opowiadanie. To jedne z lepszych, które czytam w blogowym świecie.Ten Martin to musi być niezły przystojniak. Ciekawe czy odkryje prawdę.Szoszannah jest naprawdę w porządku, lubię ją.Pozdrawiam! ;)
    Odpowiedz
    ~Delicate
    12 listopada 2010 o 18:42

    Mam nadzieję, że nowy rozdział będzie już 15.11 :D
    Odpowiedz

    ~Natalia
    12 listopada 2010 o 22:11

    To miło, kiedy czytelnicy się niecierpliwią:) Ale obawiam się, że mogę nie zdążyć na 15, bo mam studia, i to dwa kierunki:/ A przede mną pracowity tydzień. Aczkolwiek zobaczę, co da się zrobić;)
    Odpowiedz

    ~inna
    12 listopada 2010 o 19:23

    Ciekawy rozdział,jestem pewna,że Martin w końcu dowie się o co w tym wszystkim chodzi,chociaż wydaje mi się,że usłyszy to od wroga.Życzę ci kolejnej rocznicy,i żeby była o wiele bardziej owocna w komentarze i wejścia na bloga niż ta :D
    Odpowiedz
    ~justilla
    13 listopada 2010 o 12:40

    Ostatniej części Pulmana jeszcze nie recenzowałam, ale czytałam. Co do spisu treści – przecież jest… Lista recenzji. Najpierw poukładane seriami, a te co nie należą do żadnych serii są opisane alfabetycznie…
    Odpowiedz

    justilla
    13 listopada 2010 o 14:37

    No cóż, religia w stworzonym przez niego świecie rzeczywiście może zdrowo wkurzyć Kościół. Ale stworzył to jak chciał, a dla mnie czepianie się tego jest taką samą głupotą jak czepianie się Lewisa za Narnię a Rowling za Harry’ego Pottera. Zerknij tutaj, jest o tym parę słów. Ja sama w recenzji nie będę nawiązywać do tego. http://pl.wikipedia.org/wiki/Mroczne_materie#Kontrowersje
    Odpowiedz

    ~Serina
    16 listopada 2010 o 14:40

    Późno komentuję, ale jednak ;).Podoba mi się wątek z Martinem, fajnie go jak na razie rozwijasz. Ale co zrobi Amanda? Ja na jej miejscu chyba dałabym się porwać uczuciu, nie są nawet spokrewnieni, Martin będzie kiedyś wampirem, ona jest wiecznie młoda, więc w czym problem? Powinna mu powiedzieć prawdę, nic nie ukrywać, tak będzie najlepiej. Życzę im szczęścia. Tak samo jak Erikowi i Szoszannah. Lubię tę wampirzycę i poza tym uważam, że pasują do siebie, będą tworzyli idealną parę. Jedno zastrzeżenie: zbyt idealnie, ale liczę na to, że akcja się rozkręci. I… nadaj Erikowi więcej wad, bo jego charakter mnie momentami irytuje. Pozdrawiam,
    Odpowiedz
    millyanne@poczta.onet.pl
    18 listopada 2010 o 21:18

    Wpierw chciałam przeprosić za nieobecność – i u ciebie, i na moim własnym blogu. Rozdziały były wspaniałe i z okazji rocznicy życzę ci, żebyś dalej prowadziła regularnie wspaniałego bloga. No i wszystkiego najlepszego ;) Jeszcze dziś pojawi się u mnie nowy rozdział. Pozdrawiam, Budoko.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    29 lipca 2011 o 22:12

    Jestem już w połowie czwartej części. :) A tak szybko mi idzie, dlatego że nieźle poplątałaś akcję i ciągle coś się dzieje. Nigdy nie spodziewałabym się takiego obrotu spraw (Amanda + Martin). Jak ja się cieszę, że Erik się w końcu zakochał! Cudownie! :D Martin jest porywczy, to widać na pierwszy rzut oka. Poza tym cały czas widzę gdzieś swoje imię! xD Kiedy Erik wszedł do domu ucharakteryzowany śmiałam się jak głupia. To było powalające! xD

    OdpowiedzUsuń