Rozdział X - Od pierwszego wejrzenia

2.11.2010

   - Hm, czyżby coś się kroiło między Erikiem, a Lily? - spytała Karolina z uśmiechem.
   - Nietrudno to zauważyć – odparłam.
   Nagle dziewczyna odwróciła głowę i spojrzała na kalendarz, wiszący na ścianie. Posmutniała.
   - Dziś rocznica śmierci taty – przypomniała sobie.
   - Wieczorem pójdziemy na jego grób – postanowiłam. Skinęła głową.
   - A teraz opowiadaj o Szoszannah.


   - Naprawdę? Mogę tu zostać? - Oczy wampirzycy rozbłysły, a ona sama poderwała się z fotela, ale zaraz opanowała się i usiadła. - Dziękuję ci za propozycję, ale czy to wypada, bym mieszkała z mężczyzną pod jednym dachem? - Zrobiła zakłopotaną minę. Pomyślałam, że to pewnie przez wpojone zasady przyzwoitości, które przez jej niezbyt długie, wampirze życie nie zdążyły ulec zatarciu.
   - Zamieszkaj więc ze mną – zaproponowałam. - Obecnie mam mnóstwo wolnych pokoi. - Pomyślałam, że mając ją blisko, będę ją miała na oku. Tak na wszelki wypadek.
   - To miło z twojej strony – powiedziała Lily, uśmiechając się. - W takim razie zatrzymam się u was przez kilka dni. Jesteście dużą rodziną, nigdy dotąd nie natrafiłam na taką grupę, a jedynie na pojedyncze osobniki. Żyjecie wśród ludzi?
   - Owszem, żyjemy, udajemy ludzi i całkiem nieźle nam to wychodzi – powiedział Arthur pogodnym tonem.
   - Opowiedziałaś nam o sobie, teraz nasza kolej – stwierdziłam i przedstawiłam Szoszannah naszą historię.

   Lily zamieszkała ze mną. Zaopatrzyliśmy ją w ubrania, biżuterię i wiele innych rzeczy, których wampirzyca początkowo nie chciała przyjąć.
   - Jestem tu gościem, zgoda, ale nie będę przyjmować żadnych podarunków! Daliście mi schronienie, udostępniliście pożywienie... a ja wam nie daję nic w zamian! To nie w porządku – twierdziła.
   - Jesteś moją towarzyszką na co dzień, mam z kim porozmawiać, gdy wstanę po południu, bo do tej pory mogłam jedynie prowadzić monolog z Lidią – przekonywałam ją. - Jeśli tego nie weźmiesz, to się obrażę – zastrzegłam.
   - No, dobrze – poddała się. - Ale tylko te najpotrzebniejsze rzeczy!
   Po historii z Kate trudno było mi zaufać nowej wampirzycy, lecz szybko zaczęłam się do niej przekonywać. Może dlatego, że Erik był jej przychylny? Uważał, że jest dobra i powinniśmy się nią zaopiekować. Aczkolwiek, jak na tak młodą wampirzycę, Lily świetnie sobie radziła.
   Problem pojawił się znienacka i właściwie, dotyczył tylko mnie. Zaczęłam się bowiem czuć jak piąte koło u wozu. Erik, gdy do mnie przychodził, coraz częściej rozmawiał z Szoszannah, wypytując o kulturę żydowską. Poszli też razem na polowanie. Kiedy zdałam sobie sprawę, że zaczynam być zazdrosna, zaczęłam śmiać się sama z siebie. Przecież Erik nie przestanie mnie kochać, powiedziałam sobie. A Szoszannah wydaje się być wymarzoną szwagierką. Stwierdziłam stanowczo, że mojemu opiekunowi należy się szczęście. W końcu tyle przeszedł. Zaczęłam więc chodzić na łowy z Amelią i Arthurem. Znaleźliśmy miejsce w jednym z lasów, gdzie łowcy nie dotarli i tam się żywiliśmy.
   Czułam, że nadchodzą zmiany. Wielkie zmiany. Niedługo powinniśmy z Erikiem wyjechać i oboje o tym wiedzieliśmy. Amelia i Arthur nie mogli tego zrobić, ze względu na dzieci. Nie chciałyśmy się rozstawać, wiedzieliśmy jednak, że to nieuniknione. Pozostała tylko kwestia czasu.

   Dwa tygodnie później, w połowie września, o zmierzchu wyszłam na polowanie. Udało mi się szybko coś przekąsić i wracałam w dobrym humorze, gdy nagle ujrzałam rzeczkę, płynącą nieopodal. Zeszłam i pochyliłam się nad nią. Księżyc oświetlił jej gładką taflę. Żadnego odbicia... Roześmiałam się smutno i ochlapałam twarz wodą.
   - Piękne miejsce, prawda?
   Zerwałam się gwałtownie, zdając sobie sprawę, że za mną stoi człowiek. Stanęłam w pozycji gotowej do obrony.
   - Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy – powiedział wysoki, młody mężczyzna, patrząc na mnie przyjaźnie. Miał ciemne, lekko falujące włosy i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Jego twarz budziła zaufanie.
   Serce przyśpieszyło swój rytm. Nie byłam w stanie wymówić słowa. Zalała mnie fala gorąca, jakiego nigdy wcześniej nie czułam. Może z wyjątkiem chwil, w których byłam z Edmundem...
   Kim on był? Czemu na jego widok ogarnęły mnie takie emocje? Nie miałam pojęcia. Z pewnością był człowiekiem, słyszałam bowiem jego krew, pulsującą w żyłach. Stałam w bezruchu, przestraszona tą nagłą falą uczuć. Mężczyzna podszedł powoli i zatrzymał się tuż przede mną. Ubrany był w brązowe spodnie i jasną koszulę, bez płaszcza. Patrzył na mnie z lekkim zdziwieniem.
   - Jakaś ty piękna. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Czy ty jesteś prawdziwa? - Dotknął mojego policzka, a mnie przeszły dreszcze. Gdybym nie była wampirem, pomyślałabym, że to sen, takie to było nierzeczywiste.
   - Kim jesteś? - spytałam szeptem, jakby bojąc się, by nie znikł, gdy powiem to głośniej.
   - Jestem... Henry. A ty kim, nimfą wodną?
   - Niezupełnie. Jestem... - zawahałam się. Czy powinnam mu zdradzić swoje imię? A jeśli skojarzy mnie z podstarzałą hrabiną? - Jestem Joanna – podałam mu swoje pierwsze imię.
   Uśmiechnął się, oderwał dłoń od mej twarzy i wziął moją rękę. Podniósł ją do ust i pocałował. Zwykły, uprzejmy gest, a spowodował, że czułam, jakby w moim brzuchu latało stado rozszalałych motyli.
   - Kimkolwiek jesteś, Joanno, w momencie, gdy cię ujrzałem, poruszyłaś me serce. Proszę, powiedz, że nie masz męża ani narzeczonego!
   Uśmiechnęłam się z ulgą, że mogę powiedzieć mu prawdę.
   - Nie mam, a ty?
   - Również nie mam, a moje serce nigdy dotąd prawdziwie nie kochało. Dopiero teraz...
   Odsunęłam się raptownie.
   - Nawet mnie nie znasz, a już mi wyznajesz miłość? - spytałam podejrzliwym tonem, próbując opanować ogarniające mnie emocje.
   - Przepraszam, masz rację, to za wcześnie na takie wyznania. Chcę tylko, byś wiedziała, że mam wobec ciebie poważne zamiary – tłumaczył się zmieszany młodzieniec, nie puszczając mojej ręki. Ogarnął mnie dziwny niepokój. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. Ciągnęło mnie do niego niesamowicie. Może to typowy podrywacz? Skąd mogę mieć pewność, że czuje to samo, co ja?
   Zerknęłam w jego oczy, ale ciepły wzrok mnie rozpraszał. Nie potrafiłam z nich wiele wyczytać. Po stroju i postawie stwierdziłam jednak, że mam do czynienia z rycerzem.
   - A jeśli jestem z niskiego rodu? - zaryzykowałam.
   - Choćbyś i była chłopką, mi to nie przeszkadza.
   - A twoi rodzice?
   - Ojciec nie żyje, a matka... nie ma prawa się mieszać. - Jego brwi zmarszczyły się, a przez twarz przebiegł cień złości albo żalu. - Usiądziemy? - Przysiedliśmy na brzegu rzeki. - Piękna noc, prawda? - Delikatnie gładził moją dłoń opuszkami palców, co skutecznie przeszkadzało mi w zebraniu myśli.
   - Jest pełnia – zauważyłam, zerkając w górę.
   - Może to znak? Kiedy księżyc jest w całej swej okazałości, mogą wydarzyć się niezwykłe rzeczy. Tak mówiła mi moja opiekunka – wyjaśnił, widząc mój zdziwiony wzrok.
   - I widać wyraźnie wszystkie gwiazdy – stwierdziłam. Spojrzeliśmy w niebo. Henry sięgnął po moją drugą dłoń. Splótł swoje palce z moimi i spojrzał mi w twarz.
   Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. To była magiczna chwila. Nie potrafiłam tego wyjaśnić; to było właściwie bez sensu. Nie znałam go, nic o nim nie wiedziałam, a czułam, jakbym dosięgła gwiazd. Tylko dlatego, że siedział obok mnie i patrzył mi w oczy.
   - Zimno ci? - Zanim zdążyłam zaprzeczyć, przytulił mnie. Oparłam głowę na jego ramieniu. Byłam ciekawa, jak smakuje jego pocałunek, skoro sam dotyk doprowadza mnie do takiego stanu, ale wiedziałam, że to by w pewnym sensie popsuło tę piękną chwilę. W końcu nawet się nie znaliśmy. Zdałam sobie sprawę, że to, co było między nami, tkwiło głęboko w duszy. Reakcja ciała to był tylko efekt.
   - Byłaś kiedyś zakochana? - zapytał cicho.
   - Tak, byłam – przyznałam się. - Ale on umarł.
   - To smutne. Mogę zapytać, jak umarł? Na dżumę?
   - Nie, zabili go – odparłam. Czułam, że jemu mogłam powiedzieć wszystko. - Ale to było dawno temu. A ty? Byłeś zakochany?
   - Nie, nigdy wcześniej – odparł, podnosząc rękę i dotykając moich włosów. - Miękkie jak jedwab – szepnął wprost w moje ucho.
   Roześmiałam się cicho. Nieśmiało położyłam dłoń na jego piersi, wyczuwając rytmiczne bicie. Przymknęłam oczy i zatopiłam się w uczuciu, które mnie ogarnęło. Zapach mężczyzny, jego krwi otoczył mnie przyjemną, delikatną aurą.
   Nie wiedziałam, ile tam siedzieliśmy. Czas nie miał znaczenia. Milczenie było dla nas oazą spokoju, bliskość naszych ciał powodowała psychiczny komfort. Oparta o jego ramię, patrzyłam na rzekę, słuchając jego oddechu. Słowa nie były tu potrzebne. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś podobnego.
   Ocknęłam się raptownie, gdy poczułam senność.
   - Muszę iść! - zawołałam, zrywając się nagle. Za kwadrans wschód słońca, a do domu było dziesięć minut w wampirzym tempie. Miałam mało czasu.
   - Spotkajmy się tu jutro, Joanno! - zawołał za mną Henry.
   - Dobrze, przyjdę po zachodzie słońca – obiecałam mu i rzuciłam na niego ostatnie spojrzenie, uśmiechnęłam się, a następnie schowałam za drzewami. Gdy znikłam z zasięgu jego wzroku, przyśpieszyłam błyskawicznie.
   Dotarłam niemal w ostatniej chwili. Szoszannah stała już na progu, mocno zaniepokojona.
   - Co się stało? Martwiłam się. - Patrzyła na mnie z niepokojem w szarych oczach.
   - Zakochałam się – oświadczyłam jej radośnie, zamykając drzwi. - Od pierwszego wejrzenia. Ale jutro ci opowiem. Miłych snów – zażartowałam i pomknęłam do sypialni, zostawiając zdumioną wampirzycę.
   - Ale, czekaj... - zawołała za mną, lecz byłam już w trumnie i zapadałam w letarg.
   Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Powoli wyszłam z trumny; poszłam się umyć i przebrać. Kiedy zakładałam suknię, do mojego pokoju zapukała Lily.
   - Mogę wejść? Wczoraj mnie zaciekawiłaś swoją wiadomością. W kim się zakochałaś?
   - Ma na imię Henry i ma około dwudziestu lat – powiedziałam, czesząc włosy i myjąc twarz. - Ma delikatny dotyk i słodko pachnącą krew. Włosy lekko falujące, ciemne, a oczy brązowe. Spotykamy się dziś o zmierzchu.
   - To wspaniale – ucieszyła się Szoszannah. - Czy on wie, że jesteś wampirzycą?
   To nieco osłabiło mój entuzjazm.
   - Nie wie. Ale nie jest chyba łowcą. Wyglądał raczej na rycerza.
   - Chyba? A jeśli jest?
   Westchnęłam i usiadłam, smarując kremem twarz. Po założeniu peruki i nałożeniu grubej warstwy makijażu, zeszłam na dół.
   - Wiesz, już byłam kiedyś w takiej sytuacji. Edmund wierzył, że nie ma dobrych wampirów. A potem mnie pokochał i zmienił poglądy. Może teraz też nie powinnam wyskakiwać z taką informacją? - zastanawiałam się.
   - A może powinnaś być z nim szczera? - zasugerowała wampirzyca. - No, chyba, że jest łowcą. Historie lubią się powtarzać... - Usiadłyśmy w salonie.
   - Myślisz, że powinnam mu powiedzieć? - zastanawiałam się.
   - Hm. - Zamyśliła się. - Najpierw dowiedz się o nim czegoś więcej. A potem podejmij decyzję – poradziła w końcu.
   - Masz rację – odparłam. Nagle poczułam obecność mojego opiekuna. Odwróciłam się.
   - Witam piękne wampirzyce. Gotowa? - zwrócił się do Lily.
   - Wychodzicie? Przed zmierzchem? - Spojrzałam w okno.
   - Pojedziemy powozem – wyjaśnił Erik. Spojrzałam na niego, potem na Szoszannah i mruknęłam do siebie:
   - Chyba nie tylko ja się zakochałam.
   Lily udała, że tego nie słyszy, ale po spuszczonym wzroku i nieśmiałym uśmiechu poznałam, że na pewno zrozumiała aluzję.
   Usłyszałam nadjeżdżający powóz i szczelnie owinięci kocem wbiegli Amelia i Arthur. Po chwili, równie dokładnie okryci, wyszli mój opiekun z moim gościem.
   - Podobno ludzie Olivera zabili kilku łowców – powiedział Arthur na wstępie. - Dla nas to lepiej.
   - Ale łowcy też nie próżnują – dodała Amelia.
   Weszliśmy do salonu i zaczęliśmy rozmawiać. Na razie postanowiłam nie mówić im o Henrym. Najpierw musiałam dowiedzieć się, kim on jest.
   Kwadrans później ktoś zapukał do drzwi.
   - To jakiś mężczyzna – stwierdziła Amelia. - Wyczuwam męski zapach.
   - Męski zapach? To może ja otworzę – powiedział Arthur, na co jego żona roześmiała się, cmoknęła w policzek i rzuciła:
   - Uwielbiam, gdy jesteś o mnie zazdrosny. - I wyszła z salonu.
   - Dobrze, że mam na twarzy maskę – mruknęłam, uśmiechając się porozumiewawczo do hrabiego i pośpiesznie zakładając rękawiczki. Nagły krzyk mojej pasierbicy poderwał nas na równe nogi. Wampirzyca wpadła do salonu, jej oczy błyszczały.
   - Wiecie, kto przyjechał?! - zawołała, a w jej głosie słychać było jednocześnie radość i panikę.

3 komentarze:

  1. ~Susannah
    2 listopada 2010 o 17:42

    Chyba nas wszystkich zaskoczyłaś :) Nie takiego pierwszego wejrzenia się spodziewaliśmy, prawda? :) No ale ok. Tym bardziej jestem ciekawa co będzie dalej!!! Byle wytrzymać do soboty :D
    Odpowiedz
    ~Serina
    2 listopada 2010 o 19:05

    Grrr!!! Jak mogłaś tak zakończyć!? No jak mogłaś, no?! Umrę tu chyba z podekscytowania… Strasznie, strasznie, strasznie chcę wiedzieć, kto to jest, interesuje mnie to jak chyba nigdy. To zakończenie jest takie tajemnicze, chyba najbardziej ze wszystkich. Uspokoiwszy rozszalałe emocje, mogę wreszcie powiedzieć coś na temat samego rozdziału. Ta miłość Amandy wydaje mi się trochę… nierealna, nie na miejscu, za szybko, za szybko, za szybko. Czemu on nie zwrócił uwagi na to, że kobieta, KOBIETA wałęsa się NOCĄ SAMA? Przecież to śmierdzi na odległość! Normalne kobiety w tym czasie śpią. Jak on tego nie zauważył… Omotany. Ale ma ładne imię. Z drugiej strony… Karolina piszesz przez „K”, choć w innych krajach pisze się raczej przez „C”, a tu nagle Arthur, Victoria i Henry… Właściwie teraz zwróciłam na to uwagę. Całuję Cię i napisz szybko ten rozdział, błagam, bo nie wytrzymam normalnie! -.-” Jak nigdy, nosz. Serina
    Odpowiedz
    ~justilla
    2 listopada 2010 o 19:21

    Dałabym sobie głowę uciąć, że to Martin! Tylko Natalio, proszę, jak się jednak mylę to oszczędź ;)Ale końcówka już zaczęła się robić taka ekscytująca, a tu… koniec! Kiedyś zakończysz tak, że nie ujrzysz mojego kolejnego komentarza bo na zawał serca padnę.A ten Henry… Przystojny, miły, czarujący, ale zbyt słodki. Może jeszcze przypadnie mi do gustu, ale jak na razie nie.[amica-libri], [poslancy-milosci]
    Odpowiedz
    ~Kara007
    2 listopada 2010 o 19:47

    Nie, nie, nie! Ja mam tylko nadzieję, że to co myślę nie jest prawdą!! Już wcześniej to podejrzewałam, ale nie! Oby nie! Przecież to niemożliwe…! Oby to była tylko moja chora wyobraźnia. Oby… I dlaczego zostawiasz mnie z moimi chorymi wyobrażeniami na tak długo… Nie wytrzyma do 8 listopada… Nie wolno tak kończyć! Rozdział świetny. Przyjaźni Lily z Amandą ;) Coraz bardziej pogłębiające się uczucia między Lily a Erikiem i nowa (wcześniej zapowiadana) fatalna miłość Amandy i młodego Martina (Martin HENRY Jonathan) – obym się myliła z tym ostatnim (rozwinięcie moich przemyśleń z pierwszego akapitu komentarza) Choć z drugiej strony mogłoby się to potoczyć dosyć ciekawie. Jeśli jednak dobrze myślę, to jestem bardzo ciekawa jak oboje zareagują na tą nowinę i jak pozostali to odbiorą. Pisz szybko, bo ja tu nerwowo nie wytrzymam. Weny ;***
    Odpowiedz
    ~Agata
    2 listopada 2010 o 19:55

    No i ponownie zakończenie nie w takim momencie co trzeba :)) Pisz szybko kolejną część :) Nie moge się doczekać :)pozdrawiam ;*
    Odpowiedz
    ~Kara007
    3 listopada 2010 o 07:50

    Jestem ciekawa, czy ona powie mu prawdę? I jak sama zareaguje na to? Co by się działo, gdyby jakimś cudem Martin poznał w niej Joannę, jakby była jeszcze starą hrabiną…?Pisz szybko ;)
    Odpowiedz
    ~inna
    3 listopada 2010 o 16:07

    Jestem pewna,że to Martin.Nie wiem czemu,mam takie przeczucie.A poza tym znowu skończyłaś w najlepszym momencie ; /

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Nieśmiertelna
    3 listopada 2010 o 16:11

    Dziękuję bardzo za dedykację, to wspaniałe;) Przechodząc do rozdziału to tak mnie wciągnął, że nawet nie zorientowałam się, kiedy dobrnęłam do ostatniej linijki. Zakończenie tak charakterystyczne u ciebie, że już zdążyłam się przyzwyczaić i swoją ciekawość trzymam na wodzyxDD Czy tym tajemniczym gościem jest Martin?Co do nowej miłości Amandy to po części podzielam zdanie Seriny, iż jednak troszkę za szybko się to wszystko potoczyło. Nasz nowy bohater wydaje się być bardzo niedoświadczony w sprawach uczuciowych, zobaczymy, jak zareaguje na wieść, że Amanda jest wampirzycą- o ile w ogóle mu o tym powie^^Jeszcze raz ogromne dzięki za dedyk. Pozdrawiam, Nieśmiertelna
    Odpowiedz
    ~Hekate
    3 listopada 2010 o 16:29

    Grrr… Erick? Tak? Ludzie. Robicie wszystko, bym tylko o nim myślała. Znowu mi się Eryk śnił! Kurde, no! Złośliwa jesteś xD Ale Eryk to ma być wysoki, ciemnowłosy afro :3 I w ogóle ma być taki sweet ^^ O, wreszcie jakaś dziewucha, która lubi nocne wyprawy. Moja krew! Tyle że mnie z domu wypuścić nie chcą, mhwahah xd Ja wiem! Ja wiem, kto to jest! TO BUKA!! ONA WPADNIE I WSZYSTKICH POZABIJA!! ALBO TO PEDOBEAR! CHOLERA, JESZCZE GORZEJ!! DDDD:
    Odpowiedz
    ~justilla
    3 listopada 2010 o 17:31

    Jestem pewna, że wkrótce pojawi się całość na chomikuj. Zerknęłam teraz, ale na razie nie ma. Co do cytatu… Wiem, że nie jest najlepszy, pewne są ciekawsze, ale jak czytałam książkę to bardziej zależało mi na jak najszybszym poznaniu historii (taka niecierpliwa jestem ;)) niż na zaznaczaniu cytatów, które mogę wykorzystać. Ale ten przytoczony dobrze obrazuje życie w ETAP-ie – zawsze czyha jakieś zagrożenie. [amica-libri]
    Odpowiedz
    ~Aine
    3 listopada 2010 o 18:44

    Chyba zapomniałam napisać komentarza w poprzedniej notce xD Wybacz. I owszem, ja również jestem na Ciebie wściekła. Jak mogłaś zakończyć w takim momencie?! Hę?! Przez Ciebie przez najbliższe 3 (lub 4) dni będę umierać z ciekawości :P Ale to chyba dobrze, prawda?Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    ~izzy
    3 listopada 2010 o 21:28

    Strzelam, że to ten przybrany syn Amelii, Martin, tak? Pewnie wrócił i tyle… Zwłaszcza, że kolejny rozdział nosi tytuł ‚powrót’. ;) Amelia mnie zaczyna denerwować… Dlaczego ona zawsze się tak szybko zakochuje? To strasznie irytujące.. ;/ ;]
    Odpowiedz
    ~Persefona
    4 listopada 2010 o 15:52

    Świetny rozdział. Zaskakujący i nieprzewidywalny. Proszę o jeszcze! Wciągnęło mnie a się skończyło. Chce jeszcze i już nie mogę się doczekać NN.Pozdrawiam.
    Odpowiedz
    ~Aine
    4 listopada 2010 o 17:50

    Mam dla Ciebie informację. Informację dla wszystkich moich Czytelników… Nadszedł ten moment, przed którym broniłam się rękami i nogami, a jednak nie wyszło. Nie chcę takiej informacji publikować na blogu, sama nie wiem dlaczego. Wolę napisać tutaj. Pragnę powiedzieć, że mimo moich prób kontynuowania „Na Ratunek”, mimo obiecania, iż ów opowiadanie skończę, przegrałam. Moja siła woli co do pisania opowiadania, którego absolutnie „nie czuję”, wykruszyła się jak stary tynk w jednej chwili. Konkretnie w jedną godzinę, kiedy siedząc nad Open Officem i bezmyślnie gapiąc się w kartkę nie napisałam nawet jednego zdania. Wtedy pomyślałam sobie, że lepiej zająć się czymś innym i szlifować umiejętności, zamiast pastwić się nad starym tworem. Wybacz. Jednak nadal proszę, abyś mnie informowała, ale już na głównej stronie, bo podstronę zamierzam usunąć :) Ja nie mogę żyć bez Twojego opowiadania xDPozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Aine
    4 listopada 2010 o 18:50

    Otóż postanowiłam najpierw napisać z kilkanaście rozdziałów, żeby potem nie stało się takie coś, jak z na-ratunek :) Po prostu chcę zaplanować fabułę i nie robić przerw w dodawaniu notek.
    Odpowiedz
    ~Kara [flavor-of-love]
    5 listopada 2010 o 08:30

    Bosko!Nie spodziewałam się!!Zapraszam na: http://czerwonokrwisci.blog.onet.pl/ Nowe opowiadanie liczę, na Twój komentarz :D
    Odpowiedz
    ~Delicate
    5 listopada 2010 o 17:10

    Jestem na Opowieści Mnicha, także myślę, że jutro przeczytam już do końca ;)
    Odpowiedz

    ~Natalia
    5 listopada 2010 o 17:42

    Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii, choć przyznam się, że trochę się też jej obawiam:) czekam więc na ostrą reprymendę hehe:):)
    Odpowiedz

    ~Budoko
    6 listopada 2010 o 22:44

    No proszę, a każdy się spodziewał historii Szoszannah i Erika, a tu boom :) Choć, zapewne, z tym „kto wrócił” już może nie zaskoczysz, ale, kto wie… :)Jak zwykle rozdział wspaniały (ile by Budoko dała, żeby tak pisać…).Pozdrawiam, Budoko.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    29 lipca 2011 o 21:13

    Nie wiemy kto przyjechał! Gadaj natychmiast, Amelio! xD A może Martin powrócił do swoich korzeni i rozpocznie swą rewolucję? :) Nie podoba mi się ta nowa miłość Amandy. Wybacz, ale tak szybko to rozegrałaś, że nie miałam czasu się z tym oswoić. Te emocje, które im towarzyszyły były nieco przyśpieszone. Nie sądziłam, ze Amanda potrafi tak szybko się zakochiwać. Erik i Szoszanah są świetni. Na reszcie w tym przystojnym wampirze zabiło serce! Trzymam za nich kciuki. ^^ PS Amanda przedstawiła się Henry’emu (to imię kojarzy mi się z tym zdradzieckim kobieciarzem, Cooperem) jako Joanna. To jest moje imię, więc mam niezły ubaw. xD

    OdpowiedzUsuń