Rozdział V - Porwanie

7.10.2010

   - Co prawda nie przepadałam za Chrisem, ale tak mi dziwnie smutno, że umarł – stwierdziła Karolina. - W końcu nie był zły.
   - Nie był – przyznałam. - Ale śmierć mojego drugiego męża to był dopiero początek.
   Nagle do pokoju zapukała i weszła Amy.
   - Karolinko, nie jesteś głodna? Jadłaś coś?
   - Tak, mamo, jadłam. Nie jestem głodna, dziękuję. Opowiadaj – zwróciła się do mnie, kiedy Amy wyszła.
   Uśmiechnęłam się smutno na wspomnienie tamtych dni i wróciłam do opowieści.


   Dwie, wielkie, krwawe łzy popłynęły po moich bladych policzkach. Puściłam martwą dłoń i wpatrywałam się niewidzącym wzrokiem w bezwładne ciało Chrisa.
   - Żegnaj – szepnęłam. Wstałam i wyszłam. Na zewnątrz panował mrok. Na niebie błyszczały miliony gwiazd, a księżyc rozjaśniał głębię nocy swym blaskiem.
   Przesłałam telepatycznie tą smutną wiadomość Erikowi. Nie minęło dziesięć minut, jak był przy mnie. Wtulałam się w jego pierś, czując, jak moje łzy moczą mu koszulę. Głaskał mnie po głowie, nic nie mówiąc. Po prostu był przy mnie, jak zawsze. Wiedziałam, że pewnie stracę jeszcze wiele bliskich mi osób, ale nie wyobrażałam sobie, bym miała utracić Erika. Był nie tylko częścią mego serca, lecz jakby kawałkiem mojej duszy.
   - Musimy powiedzieć Amelii – szepnęłam, gdy już się wypłakałam. Żal powoli mijał. Wiedziałam, że to w końcu nastąpi i byłam na to gotowa. Śmierć Chrisa nie była dla mnie zaskoczeniem. Wypłakawszy swój smutek, wzięłam się w garść. Byłam teraz potrzebna moim bliskim.
   Pobiegliśmy do domu Cravenów. Amelia wyszła mi naprzeciw. W jej oczach ujrzałam lęk.
   - Amelio... - zaczęłam, zastanawiając się, jak jej to powiedzieć. Spojrzałam bezradnie na Erika.
   - Tata... - odgadła wampirzyca, rozszerzając swe błękitne oczy. - Czułam, że coś złego się stanie. Czułam to. Co z tatą? Gorzej się czuje? - pytała drżącym głosem.
   - Nie żyje – rzekł krótko Erik, bo ja nie byłam w stanie jej tego powiedzieć. Oczy Amelii w jednej chwili napełniły się krwią. Zasłoniła usta ręką i zaczęła się trząść.
   Szybko znaleźliśmy się obok niej. Chciałam ją przytulić, ale odsunęła się i pobiegła przed siebie.
   - Powinniśmy iść za nią? - zapytałam niepewnie opiekuna.
   - Wracaj do domu, na pewno tam pobiegła. Ja pójdę obudzić Arthura. Amelia go teraz potrzebuje.
   Zrobiłam, co poradził. Znalazłam moją pasierbicę, płaczącą nad ciałem ojca. Usiadłam obok i patrzyłam na jej ból. Wiedziałam już, jak czuł się Erik, gdy umarł Edmund. Z tą różnicą, że ja nie czułam uczuć Amelii tak wyraźnie, jak mój opiekun moje. Mimo to, patrząc na przyjaciółkę pogrążoną w bólu, byłam taka bezradna, jak nigdy w życiu. Bo jak można pocieszyć kogoś, kto tak cierpi? Powiedzieć, że wiem, co czuje? Ponieważ już kiedyś przez to przechodziłam? Przecież to nie ma znaczenia. Każdy musi się sam uporać z własnym bólem. Mogłam zrobić tylko jedno – być przy niej. I nic więcej.
   Po kilku minutach wyszłyśmy z pokoju. Amelia wyjęła chusteczkę i starannie otarła krwawe łzy. Nagle usłyszałam ciche kroki i na schodach pojawił się Martin. Gdy ujrzał przyrodnią siostrę, wiedział już, że coś się stało; wampirzyca wyglądała, jakby była na ostrym głodzie. Fizycznie silna, lecz psychicznie ledwo się trzymała. W końcu bardzo kochała swojego ojca.
   - Czemu nie śpisz? - zapytałam synka. Miałam nadzieję, że dowie się dopiero rano.
   - Co się dzieje? Coś z tatą? - domyślił się chłopiec i zanim zdążyłyśmy odpowiedzieć, ruszył w stronę drzwi do sypialni Chrisa. Złapałam go błyskawicznie i nie pozwoliłam wejść.
   - Spokojnie, kochanie. Musimy porozmawiać.
   - Puść mnie! Chcę zobaczyć tatę! - wołał Martin.
   - Tata jest teraz w Niebie – odezwała się Amelia. Uklękła przy bracie i zaczęła mu tłumaczyć, że jego ojciec musiał już iść dalej, a zostało tylko ciało. - Jeśli chcesz, pójdziemy tam teraz, ale musisz być dzielny. Jesteś teraz hrabią. Musisz opiekować się mamą.
   - Dobrze – szepnął siedmiolatek, a z oczu popłynęły mu łzy. Otarł je czym prędzej.
   - Nie wstydź się płakać – powiedziałam, kucając przed nim. - W takiej chwili każdy ma prawo do łez.
   W tym momencie chłopiec wtulił się we mnie i rozpłakał.

   Kolejne dni były jak zły sen. Amelia, będąc dorosłą kobietą, potrafiła zapanować nad bólem. Ale Martin był jeszcze dzieckiem. Sophia spędziła z nim cały poranek; ja wstałam tuż po południu.
   Trwały przygotowania do pogrzebu. Mój zmarły mąż został umyty, przebrany i owinięty w całun. Widać było mu jedynie twarz; białą, jakby wykutą z marmuru. Położono go na łóżku, a nad nim stał kapłan odmawiający modlitwy. Gdy weszłam, obejrzał się na mnie, ale nie przerywał. Obok niego stali Arthur z Martinem. Trzymał chłopaka za ramię i patrzył ze współczuciem.
   Hrabia Craven zajął się formalnościami dotyczącymi pochówku, a ja z Amelią czuwałyśmy na zmianę przy zmarłym. Sophia opiekowała się Martinem. Dzieci Amelii w ogóle nie miały uczestniczyć w pogrzebie dziadka; rodzice postanowili im tego oszczędzić. Ale Martin nie zgodził się zostać w domu.
   - Chcę tam pójść – oświadczył stanowczo. Jakże mogłabym mu tego zabronić?
   O zmierzchu orszak żałobny ruszył w stronę kościoła. Na początku szli mężczyźni niosący ciało Chrisa na noszach; zgodnie z ówczesnym zwyczajem, w trumnie miało zostać położone dopiero w kościele. Za nim szłam ja z Erikiem pod rękę i Martinem po drugiej stronie, a za nami Amelia z mężem. Potem pozostali. Sam król nie mógł przyjechać, ale wysłał delegację i list, w którym składał nam kondolencje.
   Wszyscy żałobnicy ubrani byli w czarne stroje, a na głowach mieliśmy naciągnięte kaptury. W ręce każdy trzymał płonącą świecę. Szliśmy przez miasto w ciszy. Śpiewy żałobne miały rozpocząć się dopiero po mszy. Ludzie, którzy nie uczestniczyli w pochodzie, ukryli się w domach i z nosami przyklejonymi do szyby obserwowali czarny kondukt. Panowała dziwna, przytłaczająca atmosfera – nastrój śmierci.
   Przed wejściem do kościoła Erik dyskretnie odszedł. Gdy weszliśmy do świątyni, Chris został położony w trumnie, którą zamknięto. Kiedy trumna była jeszcze otwarta, spojrzałam na leżącego w niej mężczyznę i pomyślałam, że wygląda jak wampir. Bardzo stary wampir. Na myśl o tym przeszły mnie ciarki. Nigdy bym nie chciała, aby Chris nim został. Nie wiem, czemu, lecz ta myśl była odpychająca.
   Po mszy pochód żałobny z pieśnią na ustach ruszył w stronę cmentarza. Weszliśmy do grobowca Gallantów. Tu była pochowana również matka Amelii. Słyszałam szloch mojej pasierbicy, która ukryła twarz w ramionach męża. Ciche łkanie Martina, który w chwili, gdy trumna znalazła się w grobie, odwrócił się i odszedł dalej. Dostrzegłam, że podszedł do Sophii, która przytuliła go matczynym gestem.
   W końcu była jego prawdziwą matką. Tylko, że on o tym nie wiedział.
   Podeszłam do Amelii i wzięłam ją za rękę. Stałyśmy tak do końca pogrzebu. Kiedy już wszyscy się rozeszli, było pewnie koło północy.
   - Wracamy? - zapytał cicho Erik, który stanął obok mnie, gdy ludzie zaczęli już rozchodzić się do swoich domów.
   - Tak. - Puściłam rękę Amelii i rozejrzałam się za synem. Nigdzie nie było ani jego, ani Sophii. Nagle wyczułam krew. Spojrzeliśmy na siebie z opiekunem. W następnej chwili już biegliśmy w tamtym kierunku. Dołączyła do nas Amelia, za nią jej mąż.
   Tuż za grobowcem ujrzeliśmy leżącą Sophię, nieprzytomną. Była ranna. Erik uklęknął przy niej.
   - Żyje. Tylko zemdlała. I chyba jest ranna w rękę. - Wskazał na krew widniejącą na jej przedramieniu.
   - A gdzie Martin? - zapytałam, rozglądając się uważnie. Nagle Amelia spojrzała na nas przerażonym wzrokiem i oświadczyła drżącym głosem:
   - Martin został... porwany.
   - Co? O czym ty mówisz? - Przyszło mi na myśl, że może oszalała po śmierci ojca. Złapałam ją za ramiona i potrząsnęłam. - Jak to porwany?
   - Kate... mówi do mnie teraz. - Przez chwilę milczała, skupiona, a my czekaliśmy. Erik wciąż klęczał przy Sophii. - Powiedziała, że Oliver pojmał Martina.
   Poczułam, jakby ktoś wbijał mi kołek w pierś. Przez chwilę zabrakło mi tchu.
   - Ale on.. żyje, prawda? - szepnęłam.
   - Tak, bo Oliver nie jest pewien, czy ma właściwe dziecko. Sprawdzi to jutro po przebudzeniu. Na razie zamknęli go w lochu. Kate mówi, że wie, gdzie jest ten loch, ale tam można wejść tylko, kiedy wampiry śpią. O świcie.
   - Do świtu jeszcze sporo czasu. Chodźmy do domu – postanowił Erik. Spojrzałam na niego ze zdumieniem.
   - Mój syn jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a ty mówisz, że powinniśmy spokojnie wrócić do domu???
   - Kate twierdzi, że powinniśmy mieć plan – stwierdziła cicho Amelia. - A to miejsce nie jest dobre na planowanie. - Niepewnie rozejrzała się po ciemnym cmentarzu.
   - Poza tym Sophia jest ranna – zauważył mój opiekun, biorąc na ręce matkę Martina.
   - Chodźmy do nas – zaproponował milczący dotąd Arthur.
   - Lepiej do mnie – odparł Erik. - Jest bliżej i bezpieczniej, bo nie podsłucha nikt niepowołany.
   Po tym ataku panicznego lęku ochłonęłam nieco i musiałam przyznać im rację. Poszliśmy więc do Erika. Agnes opatrzyła ranę Sophii, a my zaczęliśmy się naradzać.
   - To chyba oczywiste, że tylko ja mogę pójść – stwierdził hrabia Craven. - Żadne z was nie wyjdzie o świcie na słońce.
   - To niebezpieczne – szepnęła Amelia, biorąc męża za rękę. Spojrzeli sobie w oczy. Ona błagalnie, jakby chciała, by tego nie robił. Wiedziała jednocześnie, że to jedyne rozwiązanie. On patrzył na nią z miłością i czułością, jakby chciał ją uspokoić, powiedzieć „Nie martw się. Wrócę”. W końcu westchnęła i z rezygnacją skinęła głową.
   - Gdzie mam iść? - zapytał.
   Spojrzała przed siebie niewidzącym wzrokiem.
   - Kate twierdzi, że to podziemie jest obok wejścia do wampirzego pałacu, z tyłu Tower of London. Nieopodal więzienia, w ziemi wbudowane są małe, żelazne drzwiczki. Kilka kroków na lewo, ukryte w krzakach są takie same, tylko drewniane. Te drugie prowadzą do lochu, w którym przebywa chłopiec.
   - A te pierwsze do pałacu Olivera – dodałam, przypominając sobie swoją wizytę w podziemiu, gdy po raz pierwszy spotkałam Kate.
   - Jak się tam dostać? - spytał Arthur. - Mam wyłamać te drzwi?
   - To nic nie da – zaprzeczyła Amelia. - Za nimi jest tylko mur. Musisz zacząć kopać pod nimi. Przejście na dzień jest zasypane ziemią. Musisz je szybko odkopać i zejść na dół. Idź cały czas prosto, na końcu korytarza wyłam drzwi i tam znajdziesz dziecko. Masz to zrobić między świtem, a południem, zanim wampiry wybudzą się z letargu.
   - Sam nie wykopiesz tak szybko przejścia – stwierdziłam. - Skoro jest zasypane...
   - Jack! On ci pomoże – rzekł Erik. - Niech czeka na górze i pilnuje przejścia, by go ktoś nie zasypał, gdy będziesz w środku.
   - Ale kto miałby go zasypać? Przecież wampirów tam nie będzie – zaoponował hrabia.
   - Są ludzie, którzy służą złym wampirom, w nadziei, że w zamian za to ich przemienią – wyjaśnił mój opiekun.
   Wtem coś mi przyszło do głowy.
   - A jeśli to podstęp? - zapytałam cicho. - Skąd wiecie, że możemy ufać Katherine? Już raz nas zawiodła. Okłamała.
   Zapadło milczenie. Na to pytanie nikt nie znał odpowiedzi.
   - Kate twierdzi, że nie mamy wyjścia – przerwała ciszę Amelia. - Albo jej zaufamy, albo Martin zginie.
   - Powiedz jej, że jeśli kłamie, zabiję ją. Ale nie kołkiem w serce, to byłoby zbyt prosto. Wywlekę ją na słońce i z cienia będę obserwować, jak rozpada się w proch – zagroziłam.
   Amelia skrzywiła się.
   - Mówi, że stoicie po jednej stronie i nie powinnaś teraz jej grozić, bo życie twojego syna wisi na włosku. - Hrabina zacisnęła zęby i nic już nie rzekła. Wiedziałam, co robi – prawdopodobnie kłóci się w myślach ze swoją opiekunką.
   Przez resztę nocy planowaliśmy. Arthur i Jack mieli tuż przed świtem pojechać na miejsce. Zadanie było o tyle trudne, że tamte okolice były pilnie strzeżone. Arthur postanowił wziąć swoją karocę, by herbem i pozycją, a także pieniędzmi przekonać strażników, że jedzie wypełnić ważną misję. Potem mieli znaleźć drzwiczki i zacząć kopać. Musieli to rozpocząć wraz ze wschodem słońca. Po wykopaniu przejścia Arthur miał udać się po Martina, a Jack stać na czatach.
   Plan był dość prosty, jego wykonie – trudne. Mimo to wierzyłam, że się uda. Musiałam wierzyć, inaczej bym chyba oszalała z rozpaczy. O ile utrata męża nie była dla mnie ciosem nie do pokonania, to strata syna bolała przeraźliwie. Nie wspominając już o Amelii, która śmiertelnie bała się o męża i brata.
   Tuż przed realizacją planu do salonu weszła Sophia.
   - To były potwory. Zjawiły się i porwały mojego synka – powiedziała z rozpaczą w głosie. - Nie potrafiłam go obronić. Pamiętam tylko, że jeden z nich rzucił mną o ziemię. Zabrali go...
   Spojrzeliśmy na nią niepewnie.
   - Uratujemy Martina – zapowiedział Arthur.
   - To były wampiry, prawda? Złe wampiry?
   Zamilkliśmy, zdumieni.
   - Ile wiesz? - spytałam w końcu.
   - Więcej, niż wam się wydaje. Idę z tobą, hrabio – zwróciła się do Arthura.
   - Jesteś ranna – zaoponował. - A poza tym, to nie jest zadanie dla kobiety.
   - Ręka już mnie nie boli. - Podniosła ją i poruszyła nią. - To nie była groźna rana. Ja muszę tam iść, by ratować Martina.
   - To może być dobry pomysł – stwierdził nagle Erik. - Sophia jest szczupła, więc nie musicie kopać szerokiego tunelu. Przeciśniesz się przez przejście pełne ziemi? - zapytał jej.
   - Spróbuję – odparła poważnie.
   - Więc idźcie. Już czas. Po drodze wyjaśnicie Sophii wszystko.
   Arthur przytulił Amelię obiecując, że niedługo wróci. Mi obiecał, że przyprowadzi Martina całego i zdrowego. Jack, który już czekał z powozem, skinął nam głową.
   - Kate mówi, żebyście się pośpieszyli – szepnęła hrabina żałosnym tonem.
   Wyszli we trójkę. Nie byłam przekonana co do tego, że zabranie Sophii jest dobrym pomysłem, ale skoro Erik tak uważał, nie podważałam jego zdania. Przed świtem we trójkę położyliśmy się w trumnach (Erik miał je aż cztery w zapasie, na wszelki wypadek) i, pełni obaw o życie najbliższych, zapadliśmy w dzienny letarg.

2 komentarze:

  1. ~Marionetka
    7 października 2010 o 16:16

    Rodzdział świetny już nie mogę się doczekać kolejnego, nie myśle o niczym innym jak o dalszej części :)
    Odpowiedz
    ~Ariss
    7 października 2010 o 17:20

    Z tych wszystkich osób najbardziej żal mi Martina. Taki słodki chłopak, a nie dość, że zabito mu ojca, to jeszcze został porwany…Czekam na cd. Mam nadzieję, że go nie uśmiercisz, co? Szkoda by było.
    Odpowiedz
    ~izzy
    7 października 2010 o 18:47

    Zgadłam! Martin został porwany… No normalnie jasnowidz ze mnie. xd ^^Początek rozdziału strasznie mi się podoba. Pogrzeb opisałaś bardzo ciekawie i tak… no po prostu tak, że czuć było śmierć wiszącą w powietrzu. Tak mi wpadło do głowy, że prawdziwa matka Martina mogłaby być w zmowie z Oliwerem i tymi złymi, ale to chyba już zbyt daleko idące wnioski. Jednak na miejscu Amandy sprawdziłabym czy aby na pewno chce ratować syna.. ;*Pozdrawiam;)
    Odpowiedz
    ~Budoko
    7 października 2010 o 20:18

    Cóż, jak na mnie, to akcja się ciągnie i jest bardzo dobrze. Oliver wreszcie zrobił jakiś ruch… No i kolejne niejasności w sprawie Kate. Czyli wszystko w najlepszym porządku :}Pozdrawiam, Budoko.Plus informuję, że dziś (7.10), do godziny 22.15 pojawi się nowa notka na czwarty-brat.blog.onet.pl
    Odpowiedz
    ~justilla
    7 października 2010 o 20:33

    Moje domysły okazały się słuszne :) Mam nadzieje, że uratują chłopca, bo mam do niego jakiś sentyment. Zobaczymy czy Kate kłamie czy mówi prawdę. A moje urodziny są pod koniec października. Wcześniej niż Alice doda rozdział :)[amica-libri], [poslancy-milosci]
    Odpowiedz
    ~Susannah
    7 października 2010 o 21:29

    Ooooo!!! Dziękuję!!! Strasznie mi miło :) A rozdział akurat w nastroju jaki aktualnie mam :). Już się nie mogę doczekać wykreowanej przeze mnie postaci :D.
    Odpowiedz
    ~inna
    7 października 2010 o 21:52

    przepraszam,że nie skomentowałam chyba trzech ostatnich notek,ale chwilowo mam w życiu taki zamęt,że nie znalazłam czasu. rozdział świetny,jak zawsze.nie spisuję się,bo nie mam głowy do pisania.nie usuwaj mnie z listy tych,których powiadamiasz,obiecuje,że jak wszystko się ułoży wysilę się na lepszy komentarz.
    Odpowiedz
    ~Kara007
    7 października 2010 o 22:19

    Zaczynają się kłopoty. Mam nadzieję, że powiedzie się ich plan. Oby Kate nie kłamała, bo ona ją przecież zabije. Jestem ciekawa ile i od kiedy wie Sophia?? Rozdział jak zawsze świetny, weny ;***
    Odpowiedz
    ~Aine
    8 października 2010 o 15:52

    Teraz okazuje się, że niełatwo mieć wampirów w rodzinie. Żal mi Martina, jak pewnie większości czytelników. Czekam na kolejny rozdział :)
    Odpowiedz
    ~Nieśmiertelna
    8 października 2010 o 16:41

    I znów muszę Cię przepraszać za brak systematyczności w czytaniu kolejnych rozdziałów, ale naprawdę nie potrafię na to znaleźć czasu w ciągu tygodnia. Nie mam pojęcia, jak Ty to robisz, że tak szybko publikujesz, a co ważniejsze, piszesz te nowe rozdziały.Czytało mi się niemalże jak książkę, ponieważ duża ilość tekstu skutecznie zaspokajała moją ciekawość co do kolejnych części. Muszę przyznać, że gdy tylko Kate zadeklarowała, że Amelia jest przeznaczona jako jej podopieczna, pomyślałam sobie, że wampirzyca najpewniej kłamie.Wstrząsnęła mną śmierć Chrisa, który chociaż nie był zbytnio lubianą przeze mnie postacią, potrafił wzbudzić we mnie smutek po swoim odejściu. Szczególnie pięknie opisałaś uczucia Amandy i Amelli po śmierci Chrisa i jego pogrzeb.Jeszcze raz cię przepraszam, że nie czytam systematycznie.Proszę o wyrozumiałość i pozdrawiam,Krwawy-poemat; szklana-tajemnica
    Odpowiedz
    ~Agata:)
    8 października 2010 o 19:28

    Martin taki kochany! :***Rozdział bardzo dobry :)
    Odpowiedz
    agataz50@buziaczek.pl
    9 października 2010 o 19:02

    Cóż moge powiedzieć.. Rozdział jest swietny;-) [marcin-i-agata]

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Persefona
    9 października 2010 o 22:38

    Wpadłam na twojego bloga przypadkiem i bardzo spodobało mi się twoje opowiadanie. Jest w nim klimat średniowiecznych zamków i wampirów. Poza tym piszesz bardzo ciekawie. Jeśli możesz to mnie powiadamiaj na taikasanoja.blog.onet.pl Pozdrawiam
    Odpowiedz
    justilla
    10 października 2010 o 00:15

    Nie zdradzę, żebyście mieli niespodziankę ;)
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    10 października 2010 o 07:33

    Biedny Martin. Sierotka i jeszcze porwany. Mam nadzieję, że nic mu nie będzie. Śmierć Chrisa nie była obojętna dla naszych bohaterów. Dobrze, że wampirzyca ma oparcie w Ericu. Emila też pewnie szybko nie otrząśnie się po jego śmierci. Czekam na dalszy ciąg i zapraszam na coś nowego do siebie. ;)
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    10 października 2010 o 07:34

    Przepraszam za błąd. Oczywiście Amelia a nie Emilia.
    Odpowiedz
    ~Kara [flavor-of-love]
    10 października 2010 o 15:30

    Bosko!Kochana, pisz dalej! pisz, pisz!Nie mogę sie doczekać co będzie dalej!
    Odpowiedz
    millyanne@poczta.onet.pl
    10 października 2010 o 21:23

    Pozwolisz, że pogratuluję ci polecenia? Tak, jesteś polecona w kategorii „Warsztaty literackie”. Proszę, oto dwa dowody:- http://i52.tinypic.com/6ftrx1.jpg- http://i52.tinypic.com/2zgzuqv.jpgJeszcze raz – gratuluję :) Moim zdaniem zasłużyłaś sobie.Ja osobiście byłam polecona tylko raz, na jednym blogu grupowym i chyba nie zachowałam sobie żadnej pamiątki. Z tego co pamiętam, chyba ciebie już polecali. Ja osobiście byłam bardzo szczęśliwa i dumna, więc tego również i tobie życzę. No i oczywiście – weny :) Pozdrawiam, Budoko.
    Odpowiedz
    ~justilla
    11 października 2010 o 17:31

    Nie miałam już na niego czasu. To był niewypał. Wolę zadbać o recenzje i opowiadanie.
    Odpowiedz
    ~Serina
    11 października 2010 o 19:43

    Wybacz, ale tego rozdziału skomentować nie zdążę, zrobię to, oceniając też następny, dobrze? Strasznie przepraszam, ale po prostu nie znajdę czasu na to i czułam się w obowiązku Cię poinformować. Przepraszam!
    Odpowiedz
    ~Budoko
    11 października 2010 o 20:56

    Niestety, prawdopodobnie nie da się sprawdzić, kto nas polecił, przynajmniej ja nie mam pojęcia jak to zrobić. Przykro mi, Budoko.
    Odpowiedz
    ~justilla
    11 października 2010 o 21:56

    Ja muszę mieć sentyment do bloga. Obu moich blogów nie usunę, nie zrobię tego Wam, nie zrobię tego sobie. Oba bardzo lubię, do obu się przywiązałam. I do czytelników też. Do tego kulinarnego nie miałam serca. Wolę gotować tak dla siebie. Zawsze jeśli jakiegoś przepisu szukasz to służę pomocą.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    29 lipca 2011 o 13:08

    O nie! Kochanego Martina porwały wampiry?! Oby tylko Arthur z Sophią go odbili. Porwanie całkowicie odwróciło uwagę od śmierci Chrisa. To dziwne, że Amanda, Erik i Amelia nie mogą odbić Martina, ale to w sumie oryginalny pomysł, bo na pewno będą jakieś komplikacje, prawda? xD

    OdpowiedzUsuń