Rozdział IV - Walka o Amelię

3.10.2010

   Przerwał nam przenikliwy dźwięk budzika.
   - Już czas, muszę się przygotować – rzekła Karolina i pomknęła do pokoju.
   Ten wieczór spędziłam z mężem. Wspominaliśmy czasy, kiedy się poznaliśmy, tę chwilę, gdy po raz pierwszy go zobaczyłam, kiedy się w nim zakochałam i wszystko, co razem przeszliśmy.
   - Byliśmy sobie przeznaczeni – stwierdził mój mężczyzna.
   - Tak – odparłam. - Wszystko na to wskazuje. Twoje imię, wygląd, pochodzenie...
   Uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafi.
   Po dwudziestej pierwszej wróciła Karolina. Kiedy tylko weszła, po jej minie domyśliłam się, że randka była udana.
   - I jak? - Ja, mój mąż, Amy i jej syn staliśmy w przedpokoju, w oczekiwaniu na odpowiedź.
   - Cudownie! Byliśmy na Avatarze! Wspaniały film, a towarzystwo jeszcze lepsze! - Po krótkim zrecenzowaniu filmu dziewczyna zwróciła się do mnie: - Teraz musisz mi koniecznie powiedzieć, co odpowiedziała Kate. Po której stronie stała? Bo już zaczynam się gubić w tym wszystkim.
   - Przebierz się i przyjdź do mnie do pokoju.
   Dziesięć minut później już siedziała z gorącą herbatą i słuchała mojej opowieści.


   Katherine stała pod ścianą, wpatrując się we mnie z swoimi dużymi, szmaragdowymi oczami.
   - Spokojnie, Amando. Wszystko ci wyjaśnię...
   - A skąd mogę mieć pewność, że znów mnie nie okłamiesz?
   Zawahała się.
   - Nie możesz mieć pewności – przyznała. - Ale po co miałabym narażać się na twój gniew i zemstę? To, co mówiłam o Martinie i Andym było prawdą. Skłamałam jedynie w sprawie Amelii.
   Podeszłam do niej i ze złością popatrzyłam jej w oczy.
   - Chciałaś, byśmy pozwolili ci ją zmienić – stwierdziłam ponuro. - Zawiodłaś nasze zaufanie. Odejdź, nigdy więcej nie chcę cię widzieć.
   Wampirzyca zerknęła na Amelię, stojącą za mną.
   - Jest moją podopieczną. Muszę się nią zająć.
   - Nie. Nawet się do niej nie zbliżaj.
   Na twarzy Kate pojawił się sprzeciw.
   - Może niech ona zdecyduje?
   Spojrzałam na moją pasierbicę, która wpatrywała się w swoją opiekunkę. Przez chwilę mierzyły się wzrokiem.
   - Witaj, Amelio. Moja krew jest twoją krwią, moje myśli twoimi. Chodź ze mną, a wszystkiego cię nauczę. Nie musisz żyć jak oni, męczyć się z krwią zwierząt. Możesz zabijać tylko złych ludzi, być postrachem przestępców. Tylko chodź ze mną. Oni nie mogą ci tego zabronić. - Wyciągnęła rękę w jej stronę.
   Poczułam złość i strach, że Amelia ulegnie. Przez chwilę na jej twarzy ujrzałam wahanie. Spojrzała na mnie pytająco. Miałam ochotę jej po prostu zabronić, aczkolwiek wiedziałam, że nie mam prawa. Wzięłam więc głęboki wdech i powiedziałam z pozornym spokojem:
   - To twój wybór. Możesz odejść, ale możesz też zostać. Jesteś mądrą kobietą, Amelio. Ufam, że dokonasz właściwego wyboru.
   Hrabina skinęła mi głową i zwróciła się do Katherine:
   - Dziękuję ci, że mnie zmieniłaś, bo w ten sposób uratowałaś mi życie. Ale nie mogę z tobą pójść. Mam męża, dzieci, rodzinę. I nigdy ich nie zostawię.
   - Nie musisz – zaprzeczyła Kate. - Ale pijąc ludzką krew...
   - Nie, Katherine. Chcę pić krew zwierzęcą i być dobra. Aby w przyszłości moje dzieci były ze mnie dumne.
   Poczułam ulgę, a wampirzyca opuściła rękę i roześmiała się ironicznie.
   - Ach, jakie to wzruszające! Aż się serce kroi. Jakbyś zmieniła zdanie, nie musisz mnie nawet szukać. Tylko zawołaj w myślach. - Uśmiechnęła się do niej z nadzieją i zerknęła na mnie. - Zrobiłam to również dla was. Będąc połączona myślami z Amelią, będę mogła ją ostrzec, gdyby groziło wam niebezpieczeństwo.
   - Tylko, że ja już ci nie ufam – odrzekłam stanowczo. - Dlatego masz trzymać się od nas z daleka.
   - Jak sobie życzysz. - Wzruszyła ramionami i wyszła w wampirzym tempie. Odetchnęłam z ulgą, lecz miałam przeczucie, że Kate tak łatwo nie zrezygnuje.

   Tego dnia Amelia po raz pierwszy położyła się spać do trumny. Nie miała szczególnych oporów przed snem w takim miejscu. Nad ranem pożegnałyśmy się i wróciłam do domu; został z nią Erik, który na wieść o wizycie Kate poradził, by mieć się na baczności. Chciałam zostać z przyjaciółką, ale stwierdziła, że powinnam wracać do męża i syna.
   Przemiana Amelii trochę przypominała mi moją. Cieszyła się z każdego nowego odkrycia i smuciła, gdy nie widziała siebie w lustrze albo nie mogła wychodzić na słońce. Dostrzegałam też zasadnicze różnice; ja nigdy nie chciałam być wampirem, hrabina zaś nie miała nic przeciwko temu.
   Kiedy wróciłam do domu, długo stałam nad łóżeczkiem mojego synka i wpatrywałam się w niego z miłością. Spał spokojnie, nieświadomy, że czeka na niego przeznaczenie, które za szesnaście lat ma się wypełnić.
   Jeśli chodzi o Katherine, to nie odpuściła tak łatwo. Przekonałam się o tym, kiedy dwa dni później udałyśmy się z Amelią na jej pierwsze polowanie. Poszłyśmy do lasu, gdzie po krótkim spacerze poczułam zapach jelenia. Wytropiłyśmy go bez trudu.
   - Mam się na niego rzucić i wgryźć mu się w szyję? - spytała niepewnie wampirzyca.
   - Tak, śmiało.
   Rzuciła się na zwierzę i już po chwili jeleń szamotał się bezradnie w jej silnych ramionach. Spojrzała na mnie pytająco.
   - Najpierw powinnaś go zabić – zasugerowałam, a gdy pokręciła głową, westchnęłam i podeszłam. Bez wahania ukręciłam mu kark i upuściłam na ziemię. - A teraz pij – nakazałam.
   Amelia pochyliła się nad jeleniem i przegryzła mu skórę. Następnie upiła łyk krwi i odsunęła się z obrzydzeniem.
   - To jest ohydne! - zawołała.
   - Ale sycące. Przyzwyczaisz się.
   - W życiu! - Spojrzała na mnie z rozczarowaniem i nagle złapała się za głowę. - Co się dzieje? Jakby mi ktoś chciał się wedrzeć do mózgu!
   Przypomniałam sobie to uczucie, z tym, że zwykle nie sprawiało mi ono bólu.
   - Katherine – powiedziałam cicho.
   Amelia nagle znieruchomiała, jakby wsłuchując się w głos, rozlegający się w jej głowie.
   - Powiedziała, że krew ludzka jest smaczna. Inna niż zwierzęca. I żebym spróbowała, to się przekonam.
   Przeszły mnie ziemne dreszcze. Wiedziałam, że dla początkującej wampirzycy taka alternatywa może wydać się niezwykle kusząca.
   - I co o tym myślisz? - spytałam z obawą w głosie.
   - Jak to co? - spojrzała na mnie ze zdumieniem. - Nie myślisz chyba, że będę zabijać ludzi? Nie ufasz mi?
   - Ufam ci, Amelio. I cieszę się, że tak myślisz – odparłam z ulgą. Wciąż się bałam, ale czułam, że moja przyjaciółka się nie ugnie.
   Hrabina dopiła krew zwierzęcia i ruszyłyśmy dalej. Za każdym razem, przegryzając skórę, krzywiła się, ale po kilkunastu głębszych łykach zrozumiała, że krew syci. W końcu pogodziła się z jej smakiem.
   Walka o Amelię trwała przez kolejne trzy lata. Nie było łatwo. Arthur wspierał ją, jak tylko mógł, Kate zaś przez myśli wdzierała się do jej umysłu, atakując słowem, obrazem, a nawet smakiem. Pijąc ludzką krew, przesyłała to, co czuła do Amelii. Ani ja, ani Erik nie byliśmy w stanie nic na to poradzić.
   Moja pasierbica broniła się, jak mogła. Z natury była bardzo uparta; cecha ta przydała się teraz. Próbowała żyć w miarę normalnie, nie zwracając uwagi na Kate. Zaraz po przebudzeniu biegła do swoich dzieci, spędzała czas z mężem, a co trzeci dzień po zmierzchu wymykała się ze mną na polowanie. W te dni, które spędzała w domu, byłam przy niej ja lub Erik.
   Pewnym rozwiązaniem byłby przemienienie Arthura, ale Amelia była jeszcze zbyt młodą wampirzycą, by stać się opiekunką. Dlatego zgodnie postanowiliśmy, że jeszcze poczekamy.
   Oficjalnie, Amelia była chora. Jak inaczej miała wytłumaczyć swoje ciągłe siedzenie w domu, podczas gdy wcześniej wszędzie było jej pełno? Zmiana trybu życia również mocno na nią wpłynęła. Początkowo odwiedzały ją dawne przyjaciółki, ale stopniowo przestały. Tylko Chris regularnie przyjeżdżał do córki. Chciał sprowadzić do niej lekarzy, ale Erik oznajmił, że się tym zajmie. Karmiliśmy mojego męża stekiem kłamstw, opowiadając, jak to kolejny medyk nie potrafił pomóc Amelii. Czasami nawet zastanawiałam się nad powiedzeniem mu prawdy, ale nigdy nie brałam tego na poważnie pod uwagę. Są ludzie, którzy tak mocno stąpają po ziemi, że wolą nie wiedzieć rzeczy, które mogłyby zniszczyć ich poukładany, starannie zbudowany świat. A Chris należał do takich ludzi. Czy ulgę przyniosłaby mu wieść, że jego córka nie jest chora, lecz jest wampirzycą? „Nie sądzę”, pomyślałam, zastanawiając się nad tym. „Lepiej niech zostanie tak, jak jest.”
   Przez kolejne trzy lata nic szczególnego się nie działo. Może z wyjątkiem tego, że Chris zaczął chorować i to Amelia wieczorami do niego przyjeżdżała, razem ze swoim mężem i dziećmi. Mój mąż był już po pięćdziesiątce, a w średniowieczu ludzie rzadko dożywali czterdziestki. Ja sama miałam już ponad trzydzieści, ale wciąż wyglądałam najwyżej na dwadzieścia. Wiedziałam, że wkrótce będę musiała coś z tym zrobić. Chris, zajęty chorobą córki, nie zwracał uwagi na mój wygląd, a ja strojem i uczesaniem starałam się wyglądać jak najbardziej dojrzale.
   Trzy lata po przemianie Amelii, w roku tysiąc trzysta czterdziestym ósmym, zdarzyło się kilka rzeczy, które były znaczące dla życia mojego i mojej rodziny. Pierwszą z nich była śmierć Chrisa.
   Mój mąż już od roku ledwo mógł podnieść się z łóżka. Opiekowała się nim służba, a ja codziennie przychodziłam do niego z Martinem.
   Nasz synek wyrósł na ładnego chłopca. Jasnobrązowe oczy patrzyły na świat z ciekawością typową dla siedmiolatka, a ciemne, kręcone włosy uparcie nie dawały się przyczesać, co było powodem ciągłej frustracji Martina. Chris zastanawiał się nad znacznym skróceniem mu włosów, ale na razie nikt się nie kwapił ścinać tych czarujących, ciemnych loczków.
   - Wiesz, tato, niedługo moje urodziny – powiedział chłopiec, siadając na łóżku. Zbliżała się jesień, a więc urodziny wicehrabiego były tuż, tuż. Chris pogłaskał go po głowie.
   - Siedem lat. Jesteś już duży i silny. Opiekuj się mamą, kiedy mnie nie będzie.
   - Co ty mówisz, tato? - Martin spochmurniał. W jego błyszczących oczach pojawił się niepokój. - Będziesz jeszcze długo żył!
   Spojrzałam zdziwiona na Chrisa, który pokręcił głową. Do tej pory nie rozmawiał z małym o swojej śmierci, która mogła lada dzień zawitać w nasze progi.
   - Nie wiem, kiedy umrę, wiem jednak, że muszę się z wami pożegnać. Bądź mężczyzną, synu. Bądź dobrym człowiekiem.
   - Oczywiście, ojcze – odparł poważnie siedmiolatek, powstrzymując łzy. Usiadłam obok nich i szybko zmieniłam temat. Zaczęłam opowiadać o ostatnich dokonaniach króla Anglii w wojnie stuletniej. Obecnie podpisany był rozejm, a Francję zaatakowała dżuma, więc na razie działania wojenne były zawieszone. Biorąc pod uwagę, że polityka nie interesowała mnie szczególnie, było to dla mnie lepsze, niż relacjonowanie, kto, kiedy, z kim, gdzie walczył i czy wygrał. Czego się jednak nie robi dla umierającego męża...
   Co do zarazy, obecnie obawiano się, że może dotrzeć do Anglii. Ja również się bałam; nie o siebie, oczywiście, ale o Martina oraz dzieci i męża Amelii. Cóż jednak mogłam poradzić przeciwko groźby epidemii?
   Po zmroku przyjechała Amelia z rodziną. Sześcioletnia Rose, podobna trochę do Arthura, pierwsza podbiegła do dziadka i przytuliła się. Już teraz można było zauważyć, że ma charakter Amelii; wszędzie było jej pełno. Jej niepohamowana ciekawość świata sprawiała, że opiekunka rwała włosy z głowy, próbując ja przypilnować.
   O rok młodsza Victoria natomiast, na tle siostry była niezwykle spokojną i grzeczną dziewczynką. Podeszła do Chrisa, dygnęła, stanęła na palcach i pocałowała w policzek. Mój mąż wyciągnął rękę i pogłaskał wnuczkę po rudych, kręconych włoskach.
   Następnie Arthur podał mu swoje najmłodsze dziecko, trzyletniego synka, który popatrzył na dziadka dużymi, zielonymi oczami.
   - Możecie zostawić mnie samego z Amelią? - poprosił nagle Chris. Zabraliśmy więc z Arthurem dzieci i usiedliśmy do stołu, gdzie służba przygotowała poczęstunek. Dołączył do nas Martin, który z okazji odwiedzin rodziny nie musiał tego dnia kłaść się wcześniej spać. Podczas gdy dzieci bawiły się i jadły, pilnowane przez Sophię, ja z Arthurem rozmawialiśmy cicho.
   - Jak radzi sobie Amelia? Często słyszy Kate? - spytałam go.
   - Teraz już coraz rzadziej. Myślę, że ta podła wampirzyca już zrezygnowała z walki. Chyba zrozumiała, że hrabina Craven się nie podda.
   - Mam nadzieję – westchnęłam.
   Gdy Amelia wyszła od ojca, oczy miała czerwone, a w dłoniach ściskała chusteczkę.
   - Woła ciebie – zwróciła się do męża.
   Nie wiedziałam, o czym rozmawiali, ale mogłam się domyślać. Ponieważ tego dnia nie polowałyśmy, po zakończeniu rozmowy Arthura z Chrisem, Amelia z rodziną wróciła do domu.
   Położyłam synka spać i weszłam do pokoju męża. Był blady. Pomyślałam, żeby wezwać medyka, lecz doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Kazałby przyłożyć pijawki, obejrzał wzdłuż i wszerz, a potem stwierdził bezradnie: starość.
   Usiadłam na łóżku, zaniepokojona jego stanem.
   - Jak się czujesz?
   - Jak człowiek, który umiera – jęknął Chris. - Zanim jednak odejdę, chciałbym ci coś powiedzieć.
   Kiwnęłam głową. Nie widziałam sensu w zaprzeczaniu i oszukiwaniu, że będzie żył jeszcze przez wiele lat. Oboje wiedzieliśmy, że to nieprawda. Czułam smutek, ale nic poza tym. Chris był moim mężem, lecz nie był wierny. Był kochankiem, lecz nie był wyłączny. Był towarzyszem życia, lecz nie przyjacielem. Nie pragnęłam jego śmierci – choć niejeden raz w złości o tym pomyślałam – i było mi smutno, że umrze. Głównie jednak z powodu ludzi, którzy będą po nim płakać. Nie ze swojego.
   - Nie byłem dobrym mężem, wiem – zaczął.
   - To już nie ma znaczenia – przerwałam mu. - Od wielu lat jesteś mi wierny.
   - Nie potrafiłem dać ci dziecka.
   - To akurat moja wina. Jestem bezpłodna.
   - Ale ty pozwoliłaś mi mieć dziecko, cieszyć się nim. Przyjęłaś je jako swoje. Jesteś dobrą żoną. Wiem, że coś przede mną ukrywasz. Nie jesteś zwykłą kobietą. Nigdy nie chciałem poznać prawdy i teraz też nie chcę – rzekł, widząc, że otworzyłam usta, by coś powiedzieć. - Wystarczy mi to, co wiem. Dziękuję ci, że nie odeszłaś, kiedy miałaś okazję. Wiem, że miałaś – dodał, widząc mój zdziwiony wzrok – ale nie zrobiłaś tego. Kocham cię, Amando. - Jego twarz wykrzywiła się w bólu. Wzięłam go za jego z lekka pomarszczoną już dłoń i spojrzałam mu w oczy.
   - Ja też cię kocham. - W pewnym sensie nie kłamałam. W końcu musiałam coś do niego czuć, skoro wytrwałam z nim tyle lat. Tak mi się przynajmniej wydawało.
    Chris zamknął oczy i przestał oddychać. Kiedy dotknęłam jego serca, nie czułam rytmicznego stukania. Jego dłoń znieruchomiała. Zrozumiałam, że właśnie zostałam wdową.
   Chris umarł.

2 komentarze:

  1. ~Aine
    3 października 2010 o 21:25

    Smutne :( Wcześniej nie lubiłam Chrisa, ale jak umarł, to zauważyłam dobrą część jego charakteru, zresztą, tak jest chyba zawsze :) Działania Kate skojarzyły mi się z przeciąganiem na ciemną stronę mocy w Gwiezdnych Wojnach xdPozdrawiam!
    Odpowiedz
    ~Budoko
    3 października 2010 o 21:45

    Cóż, umarł w nieświadomości, ale, można to ująć, „szczęśliwej nieświadomości”. Nie chciał wiedzieć to i nie wiedział, czuł się z tym lepiej. Rozdział był miły w czytaniu, jak zwykle. Cóż więcej powiedzieć? Chris mimo wszystko to była dobrze stworzona postać, jeśli tak na to patrzeć. Weny życzę i pozdrawiam.
    Odpowiedz
    ~Susannah
    3 października 2010 o 22:04

    Smutne. Choć nigdy Chrisa nie lubilam :/
    Odpowiedz
    justilla
    3 października 2010 o 22:10

    Cóż, trochę mojego współczucia dostał, ale nic poza tym. I kolejne trzy latka minęły. Walka o Amelię wygrana, na razie. Domyślam się, że w następnym rozdziale porwanie będzie dotyczyć Amelii właśnie, no chyba że Martina, ale wątpię. Weszłam aby poinformować o nowej recenzji, ale widzę że i tu jest nowość :)[amica-libri]
    Odpowiedz
    ~Alice
    3 października 2010 o 22:37

    Przepraszam, Natalio, ale na razie nie będę mogła czytać ani Gorącej Krwi, ani Tajemniczych Blizn. Obiecuję, że wszystko nadrobię. Pozdawiam.
    Odpowiedz
    ~Kara007
    4 października 2010 o 07:07

    A ja ostatnio nawet go lubiłam. Szkoda, że odszedł. Kate zaczyna mnie irytować, najpierw oszukała wszystkich, a teraz jeszcze nie daje im spokoju. Rozdział świetny ;) Jak zawsze, zresztą. Weny ;***
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    4 października 2010 o 11:34

    Dziękuje za dedykacje! Mi też jest lżej na sercu, kiedy wiem że nie jetem jedyną studentką piszącą opowiadania. Chociaż Twoje pomysły i styl są duże lepsze od moich. Mimo to lubię to robić.Walka o Amelię wygrana, ale podejrzewam, że to nie koniec kłopotów. Chris nie żyje…. cóż chyba dobrze się stało.Ja postaram się coś opublikować bliżej weekendu. . Jutro czeka mnie 1 dzień na uczelni. Brrr Udanego roku życzę i Tobie ;)
    Odpowiedz
    ~Elena
    5 października 2010 o 16:59

    Biedny Chris chociaż z drugiej strony nie będę za nim tęsknić za bardzo ;)Jeśli byś mogła informuj mnie o nn xD http://www.corka-wody.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Serina
    6 października 2010 o 16:29

    Dziś krótko. Nie mam za wiele czasu. Moim zdaniem tytuł powinien nawiązywać do śmierci Chrisa, które to wydarzenie jakoś mnie nie zaskoczyło. Spodziewałam się tego, szczerze powiedziawszy. Zresztą nie lubiłam tego mężczyzny – niemniej sądzę, iż był dobrze wykreowaną postacią, realistyczną, choć to nie zmienia faktu, iż wciąż nie żywię do niego sympatii. Ale… skoro kochał Amandę, to czemu ją zdradzał? Czyżby dlatego, że tak usilnie pragnął mieć potomka i jego podświadomość kazała mu wędrować do łóżek innych kobiet? (Chyba że coś mieszam; proszę wybaczyć, ale ostatnio komentarz piszę kilka dni po przeczytaniu.) No cóż, skupiłam się tu głównie na śmierci Chrisa, zostawiając resztę w tyle. Krótko powiem: sytuacja z Kate jest dziwna, panna oszukuje i kłamie na każdym kroku. Tu tyle. We fragmencie z Karoliną… Zirytowało mnie potraktowanie recenzji filmu po macoszemu. Napomknęłaś tylko, że zrecenzowała „Avatara”, po czym przeszłaś do właściwej części opowiadania. Mogłaś zrobić tak, dajmy na to: niech Karolina powie, że film był super, bardzo jej się podobał, zakończenie ją zawiodło/uradowało (nie oglądałam, więc nie wiem), następnie poprosi Amandę o kontynuowanie opowieści, a reszta roześmieje się, widząc, iż dziewczyna woli słuchać o życiu wampirzycy niż wspominać miłe chwile podczas oglądania. Lub coś w ten deseń. Aktualna forma „wstępu” mnie osobiście nie zadowala.A miało być krótko. Jeśli masz jakieś wątpliwości co do mojej rady, pisz na GG. Całuję, Serina.
    Odpowiedz
    ~izzy
    6 października 2010 o 17:07

    Jakie to dziwne, że w książkach, filmach czy innych produkcjach, bohater zawsze zdąży powiedzieć ostatnie słowa, zanim umrze… to mnie wręcz irytuje ;D Nie jest mi żal Chrisa, nigdy go nie lubiłam i cieszę się, że ten stary dziad umarł. Kurde, w tamtych czasach to mieli ciężko… Ile on miał lat? 50? Pewnie coś koło tego. Chyba o tym wspominałaś. Jakoś nie wyobrażam sobie, aby mój tata umarł za 10 lat. Po prostu nie… Jednak nadal nie jest mi go żal. Może trochę szkoda Amelii, bo pewnie bardzo to przeżyje, ale za to Amanda będzie wolna. Następny rozdział ma mieć tytuł „Porwanie” i coś mi tak świta, że porwany mógłby być na przykład syn Amandy… Tak, to byłoby interesujące. ^^Pozdrawiam ;*
    Odpowiedz
    ~izzy
    6 października 2010 o 17:21

    Jesteś ciekaw, co profesjonalni lekarze sądzą o Twoim blogu? Chcesz wiedzieć, co powinieneś na nim zmienić, a czym dawać przykład następnym blogowym pokoleniom? Zapewne okażesz się ciekawym i niepowtarzalnym przykładem dla innych. A może od zawsze marzyłeś o pracy lekarza? Jeśli chcesz poznać odpowiedzi na te pytania to zapraszam na bloga http://www.hospital.blog.onet.pl – wchodząc tam, znajdziesz się na stronie najlepszej (bo jedynej!) ocenialni-szpitala na całym, wielkim Onecie. Poza tym możesz być pewny, że będziesz w rękach specjalistów, którzy niezaprzeczalnie Ci pomogą!
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    29 lipca 2011 o 13:03

    Znowu nie che mi dodać komentarza, uch! Tak więc spróbuję skomentować krócej, może teraz zatrybi. xD Jestem wredną wiedźmą, gdyż niezmiernie się cieszę z tego, iż Chris w końcu umarł. NARESZCIE! Teraz przynajmniej nie będzie zatruwał życia Amandzie. xD Fajnie, że Amelia pije zwierzęcą krew i jest dobra. ;) Martin wyrasta na przystojniaka. ^^

    OdpowiedzUsuń