Rozdział III - Zapach

28.09.2010

   Na zewnątrz zaczął padać deszcz, więc przerwałam moją opowieść i zaproponowałam, żebyśmy przeniosły się do domu. Kiedy weszłyśmy, Karolina z niepokojem zerknęła na zegarek.
   - Czy ty przypadkiem nie idziesz dziś na randkę? - spytałam ją podejrzliwie.
   - Idę. Umówiliśmy się na siedemnastą do kina.
   - Czyli za godzinę już się będziesz zbierała.
   - Tak. Nie traćmy więc czasu – opowiadaj.
   Pokiwałam głową i zabrałam się do kontynuowania mojej historii.


   Przez chwilę Amelia się nie poruszała, tylko wpatrywała się w nas spłoszonym wzrokiem. W końcu zamrugała powiekami, wstała i ze zdziwieniem przyjrzała się swoim rękom.
   - Czy ja umarłam? - spytała w końcu.
   - Nie, jeszcze nie – odparłam. - Co czujesz?
   - Nic. Zupełnie nic! - W jej głosie pobrzmiewała panika. - To dobrze czy źle?
   - Dobrze – odpowiedział Erik uspokajającym głosem i wyjaśnił jej to samo, co mi, kiedy byłam w takiej sytuacji: że nie jest jeszcze wampirem, lecz stanie się nim dopiero o zmierzchu. Moja przyjaciółka słuchała uważnie. Potem wstała i przeszła się po pokoju. W końcu zatrzymała się i usiadła. Wyglądała na zdezorientowaną. Próbowałam sobie przypomnieć, co ja czułam na jej miejscu.
   Przede wszystkim bunt. Rozpacz. Chęć odwrócenia tego, co się stało. Z Amelią było inaczej.
   - To znaczy, że dziś jest mój ostatni dzień i o zmierzchu nie będę mogła wychodzić na słońce, widzieć się w lustrze i będę musiała pić krew?
   - Niestety tak – odparłam, zastanawiając się, czy dobrze zrobiliśmy. Czy dla mojej przyjaciółki lepsze będzie życie jako wampir?
   - Kiedy wczoraj o tym rozmawialiśmy... - zaczął Arthur. Widocznie pomyślał o tym samym, co ja.
   - To się zgodziłam – przerwała mu. - Pamiętam. Będę silna, wiecznie młoda i piękna? - Twarz Amelii rozjaśnił radosny uśmiech. - Cudownie! Nie jestem zła, że na to pozwoliłeś – zwróciła się do męża. - Chciałam być wampirzycą. Marzyłam o tym, odkąd poznałam Amandę. Ale czemu zmieniła mnie tamta wampirzyca, a nie wy? - Spojrzała na mnie i na Erika.
   Pod jej zdziwionym wzrokiem poczułam wstyd. Mój opiekun poczuł to samo. Pochyliłam głowę, a on wyjaśnił:
   - Katherine bardzo o to zabiegała i okazało się, że jesteś jej przeznaczona.
   - Jak to?
   Wampir wyjaśnił hrabinie znaczenie zapachu.
   - Jeśli nie kłamała, to ona była jedyną osobą, która powinna cię przemienić.
   - Kłamała? Myślisz, że mogłaby skłamać? - zapytałam go. Wcześniej nie przyszło mi to do głowy, Kate wydawała się szczera i przejęta swoją rolą. Ale może po prostu potrafiła świetnie grać? W końcu udawała przez wiele lat.
   - Miejmy nadzieję, że mówiła prawdę – odparł Erik. - Na nas już pora – dodał, patrząc w okno. - Arthurze, opiekuj się nią, póki nie wstaniemy.
   - Niech spędzi ten czas, jedząc coś dobrego, siedząc na słońcu i przeglądając się w lustrze – poradziłam. - Po zmierzchu na zawsze straci te możliwości. Do zobaczenia, Amelio – zwróciłam się do niej i uścisnęłam ją lekko.
   - Jak to możliwe, że nic nie czuję, a mogę się poruszać? - chciała wiedzieć hrabianka. Wzruszyłam ramionami.
   - Nie wiem. Wydaje mi się, że twoje ciało zostało w dziwny sposób znieczulone, ale wciąż masz nad nim kontrolę. Do zobaczenia po południu.
   Skryliśmy się w swoich sypialniach, aby zapaść w nasz codzienny letarg.
   Po otworzeniu oczu przypomniałam sobie wszystko, co się zdarzyło poprzedniego dnia. Wstałam i szybko wyszłam z sypialni, lecz jak się okazało, Erik mnie ubiegł. Był w pokoju Amelii razem z Arthurem. Obok siedział Chris i kołysał wnuka w ramionach.
   - Witaj, kochanie. Spójrz, jakiego mam wnuka! Duży, silny, wyrośnie na mężnego rycerza!
   - Z pewnością – odparłam ze śmiechem.
   - Nazwiemy go Paul Lucas Anthony – poinformowała mnie Amelia, która siedziała z pucharem czegoś słodkiego w dłoniach i zajadała ze smakiem.
   - Paul? Podoba mi się – odparłam.
   - Chyba wyjdę na spacer – postanowiła hrabina, kiedy dojadła deser.
   - A nie powinnaś leżeć? - zaniepokoił się jej ojciec.
   - Pójdę z nią – zaproponował Arthur. Zostaliśmy ja, Chris i Erik, który siedział zamyślony.
   - Dawno przyjechałeś? - spytałam męża.
   - Kiedy tylko się dowiedziałem. Akuszerka mówiła, że poród był ciężki, na szczęście wszystko dobrze się skończyło – dodał zadowolony. Wtem do pokoju weszła opiekunka z dziewczynkami i już po chwili Rose wdrapała mi się na kolana, Victoria zaś podreptała do Erika.
   Przekonałam Chrisa, aby wyjechał przed zmierzchem, a ja miałam zostać, gdyż byłam potrzebna Amelii. Poprzedniego dnia Arthur znalazł mamkę, która straciła dziecko, lecz wciąż miała pokarm. Wprowadziła się do Cravenów i zaopiekowała chłopcem. Dziewczynkami zajmowała się ich opiekunka. Po odjeździe ojca hrabina oddała synka mamce i stanęła przed lustrem.
   - Znikam – zauważyła.
   - Tak. To są te gorsze strony bycia wampirem – mruknęłam.
   Moja pasierbica spojrzała na słońce i westchnęła.
   - Wszystko ma swoje dobre i złe strony – stwierdziła. - Ale nie żałuję. Jestem gotowa na nowe życie.
   Przed zachodem hrabia Craven, hrabina, ja i Erik pojechaliśmy do domu mojego opiekuna. Woleliśmy nie ryzykować, że krzyk Amelii dotrze do niepowołanych uszu.
   Erik ostrzegł ją przed bólem, który poczuje, umierając i rodząc się na nowo, ale nikt nie jest w stanie przygotować się na cierpienie, które rozrywa człowieka na kawałki, tak, że boli najdrobniejsza część ciała; pamiętałam je doskonale. Można zapomnieć, jak boli poród. Ale nie śmierć. Takiego bólu się nie zapomina.
   Dlatego też patrzyłam bezradnie i z pełnym zrozumieniem na przyjaciółkę, która w chwili, gdy ostatni promień słońca znikł za ciemnym horyzontem, padła na ziemię i wydała z siebie najokropniejszy krzyk, jaki kiedykolwiek słyszałam. Może z wyjątkiem mojego własnego. Jakby dusza chciała wyrwać się z jej ciała, lecz nie mogła. Zamknęłam oczy, czekając na koniec, zdając sobie sprawę, że nie jestem w stanie jej pomóc. Wiedziałam, że na szczęście potrwa to zaledwie kilka sekund, choć cierpiącemu wydają się one wiecznością.
   Kiedy umilkła, otworzyłam oczy. Erik przytrzymywał Arthura, który, przerażony cierpieniem żony, chciał widocznie rzucić się jej na pomoc. Amelia powoli podniosła się z podłogi. Na jej twarzy malowała się ulga, która chwilę później zmieniła się w fascynację.
   - Jak tu pięknie – szepnęła, rozglądając się dookoła. Wszystkie jej zmysły pracowały teraz na pełnych obrotach; oczy błądziły po całym pomieszczeniu, jakby dostrzegały to, czego nie widziały wcześniej. Wyraźnie wyczuwała też zapachy, których nie czuje człowiek. I w końcu słuch, rejestrujący każdy szelest.
   Właściwie to się nie zmieniła, a jednak była inna. Coś w jej sposobie poruszania się, uśmiechu czy wzroku było inne. Ale poza tym to była ta sama Amelia, która znaliśmy i kochaliśmy.
   - Jak się czujesz, najdroższa? - zapytał Arthur.
   - Czuję się wspaniale. Nic mnie już nie boli. Jestem silna. Czuję dziwne zapachy. Przyjemne. - Wciągnęła powietrze i kontynuowała: - Słyszę głosy na ulicy. Pięknie pachniesz, wiesz? - zwróciła się do męża. - To chyba woń krwi, ale nie tylko. Twój zapach coś mi przypomina. Jakby... miłe wspomnienie. Słodkie. - Podeszła i dotknęła jego policzka. Drgnął, więc cofnęła rękę. - Chłodna?
   - Nie, w porządku. - Ujął jej dłoń i pocałował. Przytuliła się do niego ostrożnie.
   - Wracamy do domu? Czy jestem teraz niebezpieczna dla moich dzieci?
   - Masz krzyżyk na szyi? - spytałam ją.
   - Oczywiście. - Pokazała nam drobny krucyfiks, który dostała w prezencie ślubnym.
   - Jeśli będzie zimny, to wyjdź z pokoju. Jeśli ciepły, to wszystko w porządku.
   - A jeśli gorący? - zawahała się.
   - Tylko raz mój krzyżyk był gorący. I oparzył mi skórę. Wtedy, gdy wypiłam ludzką krew.
   Wzdrygnęła się. Arthur objął żonę i wyszliśmy na powietrze.
   - To całkiem wygodne – stwierdził. - Gdyby ludzie też mieli takiego przewodnika, byłoby mniej zła na świecie.
   - Ależ mają – sprzeciwił się Erik. - Ci, którzy go chcą. Tylko, że ludzie mają wolną wolę, a poza tym łatwiej im opanować swoje instynkty.
   - Czemu więc ty go nie nosisz? - Arthur wypowiedział na głos to, o co ja już dawno prosiłam opiekuna.
   - Zbyt długo piję ludzką krew – odparł.
   - Bzdura – mruknęłam, ale udał, że nie słyszy.
Kiedy dojechaliśmy do posiadłości Cravenów, czekał tam na nas Andy.
   - Witaj wśród wampirów, podopieczna Katherine – zwrócił się do Amelii. - Witajcie, Amando i Eriku. - Arthura wyraźnie zignorował, co zdenerwowało Amelię. Spojrzała na niego groźnie i prowokująco przytuliła się do męża. Andy uniósł lekko brwi, ale zwrócił się do mnie:
   - Była z wami Kate?
   - Kate? Przecież ona... poszła do Olivera. - Ogarnął mnie niepokój. - Myślisz, że... coś jej zrobił?
   - Skąd wiesz o Amelii? - zapytał Erik. - Kate ci powiedziała?
   - Niezupełnie. Powiedzmy, że słyszałem jak rozmawia z Oliverem. Był wściekły. Dziś po przebudzeniu nie znalazłem jej w pałacu. Wiem, że ta zadziorna wampirzyca mnie nienawidzi, ale jeśli skończy z kołkiem w sercu albo jako proch na słońcu, to kto się będzie ze mną tak uroczo kłócił? - zakończył ironicznym tonem.
   - To nie tak, Kate cię nie nienawidzi, ona...
   - Ona wyszła od nas wczoraj po ukąszeniu Amelii – przerwał mi Erik. „Nie mieszaj się w ich miłosne igraszki”, skarcił mnie w myślach.
   - Hm. Wydaje mi się, że Kate zrobiła to celowo. Odłącz się od niej jak najprędzej – zwrócił się do Amelii. - Wyciągnie z ciebie tajne informacje, a sama poda ci nieprawdziwe. Ma w tym wprawę. Powodzenia w nowym, lepszym życiu. - Odwrócił się, zanim zdążyłam zapytać go o coś jeszcze i ulotnił.
   - Ja też mogę się tak szybko poruszać? - zachwyciła się Amelia i po chwili biegała wokół nas z prędkością wiatru. Zaraz jednak zawstydziła się swojego zachowania i uśmiechnęła przepraszająco.
   Weszliśmy do domu, gdzie powitała nas opiekunka.
   - Dziewczynki śpią, chłopiec trochę płakał, ale również zasnął.
   Po jej wyjściu Amelia potrząsnęła głową ze zdziwieniem.
   - Ona pachnie normalnie. A Arthur...
   - To ja pachnę nienormalnie? - spytał mężczyzna, udając zakłopotanie. - Hm, przyznam, że ostatnio miałem niewiele czasu, by zadbać o siebie, ale niezwłocznie to naprawię – dodał z rozbawieniem.
   Roześmieliśmy się, ale moja przyjaciółka pokręciła głową.
   - To coś innego. Ten zapach jest cudowny, ale taki... inny.
   - Zaraz, zaraz. Chcesz powiedzieć, że on pachnie inaczej niż większość ludzi? - zapytał Erik z niepokojem.
   - Co to znaczy? - spytałam, zastanawiając się, do czego zmierza.
   - Najpierw musimy to sprawdzić, gdyż Amelia nie ma jeszcze wystarczającego porównania. Pójdę z nią do znajomego grabarza po trumnę, póki noc jest jeszcze wczesna – postanowił. W przeciwieństwie do mnie, kiedy byłam na jej miejscu, hrabina nie miała oporów co do trumny.
   - Tylko zajrzę do dzieci i biegniemy – rzekła radośnie.
   - Później zajrzysz. Idziemy. - I dodał w myślach: „To jej opiekunka powinna tutaj być i wszystko jej pokazać, ale może to i lepiej, że jej nie ma.”
   - No właśnie, Kate! Słyszysz jej myśli? - spytałam. - Co z nią?
   - Myśli? Tej wampirzycy? Nie, nic nie słyszę.
   - Jeszcze za wcześnie, z tobą też na początku trudno się było porozumieć – przypomniał mi Erik.
   Kiedy wyszli, Arthur poszedł do dzieci, a ja na polowanie do lasu. Po powrocie Amelia i Erik byli już w domu.
   - Niech zgadnę: wybrałaś sosnową? - zapytałam wesoło.
   - Tak – odparła krótko Amelia
   - Coś się stało? - zaniepokoiłam się.
   - Już wiemy, o co chodzi z tym zapachem. Arthur pachnie dla Amelii tak, jak ty dla mnie.
   Przez chwilę rozważałam słowa Erika w milczeniu. To znaczyło, że moja pasierbica przemieni swojego męża w wampira, co w zasadzie wydawało mi się oczywiste.
   - Ale to chyba dobrze. Związek dwojga wampirów jest nawet lepszy, bo oboje będziecie wiecznie młodzi, zawsze razem, a skoro już macie dzieci... to chyba ten zapach jest korzystny?
   - Tak, ale to nie o to chodzi. Wyjaśnij jej, Eriku – poprosiła mojego opiekuna. Zerknęłam na niego. Staliśmy w salonie, naprzeciwko siebie. Wampir westchnął i usiadł. Poszliśmy więc w jego ślady. Na siedząco, mimo wszystko, lepiej nam się myślało.
   - Dopóki ja żyję – zaczął Erik – nigdy nie spotkasz kogoś, kto miałby taki zapach. Jeśli już, to dopiero po mej śmierci. Zawsze tak jest, bo związki opiekunów z podopiecznymi są zbyt silne.
   - A Kate żyje – dodała ponuro Amelia.
   Powoli dotarł do mnie sens tych słów.
   - To znaczy, że Kate nas okłamała. Nie czuła wcale zapachu podopiecznej. - Niepokój zmienił się w lęk. - Pytanie tylko, po co to zrobiła?
   Nurtowało nas to przez resztę nocy. W końcu Erik wyszedł na zewnątrz, Amelia poszła do dzieci, a ja podążyłam za nią, na wszelki wypadek. Hrabina zatrzymała się najpierw przy Rose, pogłaskała ją po jasnych włosach, potem pocałowała śpiącą Victorię i pochyliła się nad synkiem.
   - Jest śliczny. Jak Arthur. Pachnie tak słodziutko...
   - Wiem. Krwią. Chodź już.
   Amelia z żalem wyszła z pokoju. Kiedy zeszłyśmy do salonu, stała tam Kate. Gdy ją ujrzałam, poczułam gniew.
   - Okłamałaś nas.
   W jednej chwili byłam przy niej, a w następnej pchnęłam ją na ścianę.
   - Zaufałam ci – powiedziałam, pałając wściekłością. Mówiłam półgłosem, pamiętając o śpiących dzieciach i służbie, ale to bynajmniej nie załagodziło mojego gniewu. - Uwierzyliśmy, że czujesz zapach Amelii. Że jesteś po naszej stronie; że naprawdę potrzebujesz pomocy. A ty kłamałaś. Może z Martinem też kłamałaś. - Poczułam gwałtowny przypływ strachu o życie mojego dziecka. Byłam zdecydowana na wszystko, by chronić moich najbliższych. Nawet, gdybym miała ją zabić.

2 komentarze:

  1. ~justilla
    28 września 2010 o 18:39

    Uuu, Amanda ostro zareagowała. Ale dobrze, że Amelia całkiem nieźle zareagowała na pierwszy wampirzy dzień. Sądziłam, że będzie jakaś scena, że nie będzie powstrzymać się od krwi, od jej zapachu, ale na razie idzie gładko.No to teraz zobaczymy, co uczyni Kate, czy ma jakieś dobre usprawiedliwienie bo inaczej może być z nią krucho… A może powiedziała tak, gdyż tak szybciej jej mogli zaufać…? No jestem ciekawa :)[amica-libri]
    Odpowiedz
    ~Budoko
    28 września 2010 o 20:15

    Jak dla mnie Kate po prostu nie jest godna Amelii, ot co. Niech uważa, na kogo trafia, bo nasza Amanda broni najbliższych… I nie da się tak łatwo oszukać ;) Rozdział piękny, a wytykanie błędów pozostawię niezawodnej Serince. Pozdrawiam.
    Odpowiedz
    ~izzy
    28 września 2010 o 20:30

    Nawet nie wiem czy jest tu jakiś błąd, bo przeczytałam ten rozdział w mgnieniu oka. To chyba mój osobisty rekord.^^Bardzo podoba mi się to zdanie: Jakby dusza chciała wyrwać się z jej ciała, lecz nie mogła. Nie wiem sama dlaczego, ale po prostu mi się podoba! ;D Jest takie.. No po prostu takie jakie ma być.. Pozdrawiam ;**
    Odpowiedz
    ~Kara007
    28 września 2010 o 20:57

    To co, Andy mówił prawdę?? Ale dlaczego Kate ich okłamała…? Intryguje mnie to, że ona, jako młoda wampirzyca, potrafi się kontrolować aż tak perfekcyjnie. Ale to chyba dobrze, że nie zrobiła nikomu krzywdy. Szczerze? Jetem ciekawa jak to się dalej potoczy. Kiedy ona zmieni swojego męża, jeśli czuję Ten zapach. To może być całkiem ciekawe – razem już nigdy się nie zestarzeją ;) Mam do Ciebie też takie małe pytanko, zawsze mnie to ciekawiło, dlaczego Chris nie jest podejrzliwy w stosunku do tego, że Amanda wraz z „bratem” nie mają żadnych oznak starzenia się? Przecież lata lecą, a oni zawsze piękni, młodzi…Rozdział jak zawsze bomba. Szkoda tylko, że nie dodasz szybko nowej notki… ;( Ja już chcę następną ;) Weny i do szybkiego powrotu ;***
    Odpowiedz

    ~Natalia
    28 września 2010 o 21:07

    O podejrzeniach Chrisa będzie w następnym rozdziale. A Amelia potrafi się kontrolować, bo to nie są wampiry ze „Zmierzchu”, które rzucają się na ludzi, bo ich krew „śpiewa”:) Jakby tak było, to jak Erik, pijący ludzką krew, mógłby żyć wśród ludzi? Krew ich kusi, kiedy ludzie są ranni (patrz – koniec 4 rozdziału II części pt. „Łowca” i początek 5 pt. „Podarunek”):)
    Odpowiedz
    ~Kara007
    29 września 2010 o 06:50

    No wiem, wiem, wiem, że to nie wampirki ze „Zmierzchu” tak po prostu zapytałam ;)No teraz to już tak mnie nakręciłaś… Boże, ja już chcę następny rozdział! Jestem ciekawa jak z tego oboje wybrną ;) Co powiedzą Chrisowi. Ach ta ludzka ciekawość ;p Pozdrawiam ;**
    Odpowiedz

    ~Aine
    28 września 2010 o 21:34

    Ja też sądziłam, że Amelia będzie zachowywać się jak nowonarodzony ze Zmierzchu xD Ale zwracam honor, Ty pewnie masz własną wizję tego wszystkiego :) Czekam na kolejny rozdział :) (Może Amanda z Kate zaczną walczyć? xD)Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    szklanatajemnica@onet.pl
    30 września 2010 o 19:20

    Przepraszam cię Natalko, że tak rzadko tu zaglądam. Ale obiecuję nadrobić swoje zaległości w weekend. Tymczasem, nowy rozdział na szklanej-tajemnicy. Zapraszam
    Odpowiedz
    justilla
    30 września 2010 o 21:39

    Ojojoj, walka o Amelię?! Będzie się działo.Zapraszam na nn, na [amica-libri]

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Serina
    1 października 2010 o 13:41

    Na początku przede wszystkim chciałam Ci podziękować, droga Natalio, za dedykację. Miło mi się zrobiło niezmiernie, gdy to ujrzałam, dlatego też postanowię Cię nie zawieść swoim dzisiejszym komentarzem.1. „To dobrze, czy źle?” – Bez przecinka. Jest jedno „czy”. Gdyby była dwa, owszem, przecinek być powinien.2. „jej to samo, co mi, kiedy byłam w jej sytuacji” – powtórzenie. Drugie „jej” zamień na „takiej” np.3. „zajęła chłopcem. Dziewczynkami zajmowała” – powtórzenie. „Opiekowała”?4. „gdy ostatni promień słońca znikł za ciemnym horyzontem, padła na ziemię i wydała z siebie najokropniejszy krzyk, jaki kiedykolwiek słyszałam. Może z wyjątkiem mojego własnego. Jakby dusza chciała wyrwać się z jej ciała, lecz nie mogła. [...] Kiedy umilkła, otworzyłam oczy” – hm… To zabrzmiało jak dla mnie dziwnie. Wyobraziłam sobie tę scenę i wywołała ona na mojej twarzy mimowolny uśmiech. Sugeruję albo przedłużyć czas cierpienia, albo dodać, iż krzyk był krótki i urywany. Nie byłoby tak lepiej? Sama zdecyduj.5. „płakał ale również zasnął” – przecinek przed „ale”!Błędów tyle, za chwilę muszę iść, więc na wypisanie więcej nie mam czasu. Aczkolwiek. Jeśli chodzi o samą treść tego rozdziału… Zachowanie Kate w sumie mnie zaskoczyło, choć spodziewałam się czegoś podobnego, jakiegoś zadziwiającego zwrotu akcji. No i się nie zawiodłam, prawda? Gniew Amandy rozumiem i sądzę, że miała do niego powód.I jedno pytanie: Natalio, czy Ty wymyślasz całą akcję, pisząc, czy też wcześniej ułożyłaś jakiś plan? Z tego co widzę, wiesz już pewnie mniej więcej, o czym będzie VII część, której, notabene, nie mogę się doczekać, choć jej tytuł jakoś nie napawa mnie radosnymi uczuciami. Może dlatego, że piraci i ich wyspy nieodłącznie kojarzą mi się z pewną Angeliką, o której filmy leciały niedawno w telewizji. Nie znosiłam ich. Ale kończę już swój wywód i całuję Cię serdecznie, raz jeszcze dziękując za dedykację. Serina
    Odpowiedz

    ~Natalia
    1 października 2010 o 17:14

    Dziękuję za wypisanie błędów:* ale jeśli chodzi o krzyk, to był głośny i przenikliwy, lecz nie był długi. Sprawdź sobie przemianę Amandy, ostatni rozdział I części. Jej przemiana trwała krótko, więc muszę być konsekwentna;)Do VII części jeszcze daleko, ale wiem, o czym będzie. Nic o żadnej Angelice, bez obaw;) Pisałam już, że historię wampirzycy Amandy wymyśliłam dawno temu, a pewnego dnia postanowiłam ją spisać na blogu:) Niektóre części wiem tylko mniej więcej, inne dokładnie. Aż do współczesności;) To nie znaczy jednak, że zawsze ściśle trzymam się planu, bo w trakcie dochodzi sporo nowych wątków, ale główny szkic pozostaje ten sam;) Pozdrawiam:)
    Odpowiedz

    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    2 października 2010 o 07:41

    Nie jestem przekonana czy to dobrze dla Amelii. Ale widać przyjęła swoją zmianę bardzo dobrze. Jedak czuję, że czymś nas zaskoczysz. Co do Kate… hmmm… mam mieszane uczucia. Co ją do tego skłoniło…Czekam na nowy rozdział.Udanego nowego roku akademickiego! ;)
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    29 lipca 2011 o 12:33

    No proszę. To ja już zaczynałam lubić Katherine, a tu bęc! Taki numer im wystrzeliła! Amelia zdaje się za bardzo nie przejmować tym, że przeżyje swoje dzieci. Na szczęście będzie miała oddanego Arthura. A właśnie! Amanda siedzi u Amelii, a Martin został sam (jest niby z Chrisem i Sophią, ale i tak narażała go na niebezpieczeństwo).

    OdpowiedzUsuń