Rozdział XVIII - Czarna mścicielka

22.03.2010
 
        Zamilkłam w zamyśleniu.
         - To tak jak napisał Henryk Sienkiewicz – życie bez miłości nie jest warte nawet torby sieczki – stwierdziła Karolina.
      - Tak... – Zapadła cisza.
       - Chyba przyjechali – zauważyła nagle dziewczyna. Zerwałyśmy się z miejsca. Istotnie, na podwórko wjechał samochód. Karolina wybiegła przed dom, rzucając się w ramiona swojemu bratu. Ja spojrzałam na mojego męża. Podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy i pocałował mnie czule na powitanie.
   - Tęskniłaś za mną choć troszeczkę?
   - Ależ skąd, wcale. Nic a nic – roześmiałam się. Potargał żartobliwie moje włosy. – Amy mówiła, że opowiadasz Caroline swoją historię?
   - Karolinie – poprawiła go dziewczyna. – Wolę tą wersję mojego imienia.
   - A wiesz, po kim masz imię?
   - Wiem, to jedno z imion Amandy – uśmiechnęła się, dumna z tego, że wie.
   Przywitałam się z bratem Karoliny i weszliśmy do domu. Podczas gdy mężczyźni się rozpakowywali, Amy podawała obiad, a ja i Karolina powróciłyśmy do opowieści.


         Dni były takie same. Noce mijały w bólu. Sen nie przynosił ukojenia. Tęsknota zżerała moją duszę. Siedziałam w pokoju, nie wychodząc na zewnątrz.
         - Minęły już trzy tygodnie. Nie jesteś głodna?
         Podniosłam wzrok na Erika, który stał nade mną. Trzy tygodnie? Możliwe. Czas dla mnie nie istniał.
         - Czemu ja tak cierpię? – spytałam cicho.
         - Wampiry wszystko przeżywają intensywniej. Miłość, nienawiść, smutek... żałobę też. – Usiadł obok mnie i popatrzył na mnie smutnym wzrokiem. – Czy mogę coś zrobić, żebyś tak nie cierpiała?
         - Nie. Nic się nie da zrobić. Może kiedyś mi przejdzie. – Sama nie wierzyłam w to, co mówiłam. Czy taki ból może minąć? Głód nie miał teraz znaczenia. Nie chciałam wychodzić. Musiałabym nauczyć się żyć bez Edmunda, a nie potrafiłam.
   Musiałam w jakiś sposób z tym sobie poradzić. Zaczęłam więc wyobrażać sobie, że on nie odszedł i jest obok mnie. Zamykałam oczy i czułam jego obecność. Otoczyłam się jego rzeczami, wciąż czułam jego zapach. Wyobrażałam sobie, że siedzi obok, a ja opieram głowę na jego piersi. Dotykam jego dłoni, a on palcami przesuwa po mojej twarzy.
   Wychodząc z pokoju, wracałam do okrutnej rzeczywistości. Ból w mojej duszy był wtedy głębszy. Dlatego wolałam zostać.
   W końcu głód dał jednak o sobie znać. Minął już miesiąc mojego cierpienia, gdy w końcu zdecydowałam się wyjść. Zeszłam do salonu.
   - Chodźmy na polowanie – zwróciłam się do Erika, który siedział i czytał książkę. Natychmiast ją odłożył.
   - Na ludzi czy na zwierzęta? – spytał.
   - Zwierzęta to przeszłość. To ludzie mnie skrzywdzili. Chcę zabijać zbirów, takich jak mordercy Edmunda. Oczyszczać świat z tych łotrów.
   - Dobrze – odparł krótko mój opiekun.
   Dopiero gdy wyszłam na zewnątrz, zdałam sobie sprawę, jaka jestem głodna. Tysiące zapachów słodkiej, ludzkiej krwi wdzierało się do mego umysłu, oszałamiało mnie...
   - Opanuj się. Pamiętaj, że my zabijamy tylko złych ludzi – upomniał mnie Erik. Zamrugałam gwałtownie, powracając do rzeczywistości. Opiekun wziął mnie za rękę i przyśpieszył. Zaczęliśmy biec. Zatrzymaliśmy się dopiero w ciemnej uliczce na obrzeżach Nantes. Ukryliśmy się za jednym z budynków. Stamtąd widziałam kilku mężczyzn, kręcących się nieopodal.
   - To banda złodziei i morderców – powiedział Erik. – Możesz śmiało ich zabijać.
   Zawahałam się. Miałam zabijać ludzi, którzy właściwie nic mi nie zrobili.
   - Jesteś pewien, że oni są źli? – zapytałam opiekuna.
    - Tak. Zobaczysz to w ich oczach.
   - Może tobie wystarczy rozpoznanie ich po oczach. Mi nie – stwierdziłam po namyśle. – Ja złych ludzi rozpoznaję po uczynkach. – Odwróciłam się i weszłam w uliczkę po lewej stronie.
   - A ty dokąd? – Erik zmarszczył brwi zaniepokojony. 
   - Na polowanie. Szukać złych ludzi. Spotkamy się przed świtem w domu. Do zobaczenia! – Pobiegłam przed siebie. Nie próbował mnie zatrzymywać ani iść za mną. Uszanował mój wybór, za co byłam mu wdzięczna.
   Minęło ze trzy godziny mojego błąkania się po mieście, gdy usłyszałam cichy, kobiecy krzyk. Natychmiast pobiegłam w tamtą stronę. Ujrzałam czterech drabów i młodą dziewczynę ubraną jedynie w halkę. Ponieważ był dopiero marzec, było dość chłodno, a na ulicach robiło się błoto od topniejącego śniegu. Pomyślałam, że pewnie jest jej zimno. Mężczyźni popychali ją między sobą, bawiąc się jak szmacianą lalką; szarpali przy tym pozostałości jej ubrania, rechocząc i pokrzykując obleśne uwagi. Dziewczyna płakała głośno prosząc, aby przestali. Nagle jeden z nich złapał ją i rzucił na ziemię, podwijając halkę.
   - Dość tego! Zabieramy się do konkretów! – zawołał. Pozostali przytrzymali szamocącą się i wołającą o pomoc dziewczynę. Wtedy postanowiłam wkroczyć do akcji.
   - Zostawcie ją! – zawołałam. Może mało pomysłowe, ale nie bardzo wiedziałam, co innego mogłabym powiedzieć. Zbóje znieruchomieli i jednocześnie spojrzeli na mnie. Prawdopodobnie reprezentowałam sobą dziwny widok. Dziewiętnastolatka w długiej, czarnej sukni, czarne włosy, czarne buty, a na głowie – czarna opaska. Bez płaszcza. Czemu na czarno? Od śmierci męża nosiłam żałobę – ubierałam się wyłącznie w ciemne kolory. Przynajmniej lepiej pasowałam teraz do Erika.
   - A ty to kto?! – zawołał jeden z drabów.
   - Wasza śmierć. – Podeszłam powoli do tego, który zaczął dobierać się do dziewczyny. – Masz ochotę poigrać ze śmiercią? – Wyciągnęłam rękę i uśmiechnęłam się na myśl o jego smacznej krwi, której za chwilę miałam skosztować. Zapadła cisza, słychać było tylko szloch przerażonej dziewczyny.
   - Jaka chętna! – stwierdził nagle mężczyzna z obleśną miną na twarzy i ujął moją rękę. Nie skojarzyli, kim jestem. Tym lepiej.
   Spojrzałam mu w oczy. Miał już wiele gwałtów na swoim sumieniu. Cofając się, pociągnęłam go za sobą. Nagle się zatrzymałam, powoli wzięłam go za głowę, a on stał nieruchomo, nie wiedząc jeszcze, co go czeka. Błyskawicznie ukręciłam mu kark. Potem spojrzałam na pozostałych i pokazałam im swoje kły, wydając przy tym agresywne odgłosy. Zaczęli się wycofywać; żaden nie pomyślał, żeby narażać życie, próbując ratować kupla.
   Wgryzłam się w jego szyję. Skórę miał słoną i przyszło mi do głowy, że może dawno jej nie mył. Ale krew, która popłynęła z rany, oczyściła wszystko. Jej ożywczy smak mnie nasycił, sprawił, że znów poczułam się silna. Kiedy w końcu się od niego oderwałam, nie było już nikogo prócz dziewczyny wpatrującej się we mnie z lękiem. Starannie wytarłam usta z krwi i powoli do niej podeszłam. Dziewczyna zerwała się na równe nogi i zaczęła cofać.
   - Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – uspokoiłam ją. – Jak masz na imię? – Zatrzymałam się, czekając na jej odpowiedź.
   - Irene – szepnęła drżącym głosem.
   - Ja jestem Amanda. Chodź Irene, odprowadzę cię do domu – uśmiechnęłam się przyjaźnie. – Pewnie zmarzłaś – stwierdziłam, widząc, jak drży. – Niestety, nie wzięłam płaszcza. – Rozłożyłam bezradnie ręce. – No nie bój się mnie. Chodźmy.
   Dziewczyna nieśmiało ruszyła przed siebie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Szła przyśpieszonym krokiem. Zatrzymała się przy jednym z domów.
   - Tutaj mieszkasz? – spytałam. Kiwnęła głową, weszła na schody, obejrzała się na mnie i szepnęła:
   - Dziękuję. – Po czym pośpiesznie weszła do domu, zamykając za sobą drzwi na klucz.
   - Cała przyjemność po mojej stronie – mruknęłam. – Uważaj na siebie! – zawołałam za nią.

   Tak to się właśnie zaczęło. Co dwa, trzy tygodnie chodziłam po ulicach miasta, szukając złych ludzi, którymi mogłabym się pożywić. A takich, jak się okazało – nie brakowało.
   Zaczęłam nosić płaszcz – oczywiście czarny, tak jak wszystko, w co się teraz ubierałam. Moje suknie były albo czarne, albo ciemnobrązowe, a na włosach ciemna opaska. Czasem je wiązałam, ale najczęściej zostawiałam rozpuszczone. Jako wdowa powinnam nosić nakrycie głowy, ale nie miałam zamiaru przestrzegać ludzkich tradycji. W końcu nie byłam już człowiekiem.
   Po kilkunastu takich polowaniach ludzie z całej Bretanii zaczęli mnie rozpoznawać. Nazywali mnie czarną mścicielką, czarnowłosą wampirzycą lub po prostu Amandą. Moje imię stało się znane wśród tych, których ocaliłam. Zbrodniarze, spotykani przeze mnie, natychmiast rzucali się do ucieczki. Niewielu decydowało się ze mną walczyć.
   Łowcy rzadko mnie atakowali. Starałam się ich omijać, ale w razie gdy się na siebie natknęliśmy, nie atakowałam, a oni nie ciskali we mnie kołkami. Była między nami pewnego rodzaju umowa, której żadna ze strona tak naprawdę nie zawierała – ja nie ruszałam niewinnych ludzi, a jedynie morderców, oni zaś udawali, że mnie nie dostrzegają, gdy przemykałam mrocznymi ulicami Nantes.
   Czasem spotykałam też Pierre’a. Pomimo że zaczęłam pić ludzką krew, nadal się przyjaźniliśmy. Czasami mnie odwiedzał. Opowiadał, co o mnie mówią. Byłam ciekawym obiektem wśród znudzonych szarą monotonią mieszkańców miasta. W przeciwieństwie do Erika, który starał się nie mieć świadków swego posiłku, ja się tym wcale nie przejmowałam. Dzięki temu, całkiem przypadkiem, stałam się obrońcą słabych i pokrzywdzonych, niemalże bohaterką. Przyznam, że nie miałam nic przeciwko temu.
   Moje wyczyny doszły też do Romualda. Był on bardzo podejrzliwy, czasem dostrzegałam obserwujące mnie wampiry. Ponieważ jednak nie dawałam mu żadnych powodów do szczególnych podejrzeń, po jakimś czasie zostawił mnie w spokoju.
   Tak minęło mi ponad pięć lat. Żyłam wspomnieniami. Wychodziłam z domu tylko na polowania, nie odwiedzałam nawet grobu rodziców. Było mi trochę wstyd tego, kim się stałam. Odwiedzałam jedynie grób Edmunda. Moja wampirza egzystencja była teraz taka pusta. Nie dlatego, że byłam sama. Miałam Erika, którego kochałam jak brata i Pierre’a, przyjaciela. Była też Agnes, dodająca otuchy w trudnych chwilach oraz Lidia, z optymistycznym uśmiechem i dobrocią w oczach. Jack był raczej samotnikiem, ale z nim też mogłam czasem porozmawiać. Nie byłam więc sama, a mimo to czułam się samotna.
   Zastanawiałam się, co by było, gdyby Juan nie wyjechał. Czy byłby dla mnie pocieszeniem? Plastrem na zbolałe serce? Kolejny raz? Doszłam do wniosku, że lepiej dla niego, iż wyjechał. Nie powinien być traktowany jak pocieszenie. Miałam nadzieję, że znajdzie wampirzycę, która pokocha go z wzajemnością. Zasługiwał na to.
   Tak mijały mi kolejne minuty, godzinny, dni, tygodnie, miesiące, lata… Pięć lat od śmierci Edmunda wydarzyło się coś, co zupełnie zmieniło moje podejście do życia.

   Szłam szybkim krokiem ulicami miasta. Ciemność nocy rozświetlały jedynie latarnie, księżyc i kilka gwiazd. Było lato; ciepła, lipcowa noc.
   Kroczyłam śmiało ponurymi uliczkami Nantes, gdzie żaden rozsądny człowiek nie zapuszczał się o tej porze. Nagle usłyszałam kobiecy śmiech. Zaciekawiona, poszłam w tamtą stronę. Ujrzałam dwie, rozbawione kobiety. Jedna z nich właśnie wsiadała do powozu.
   - Jesteś pewna, że dalej pójdziesz sama? Tu może być niebezpiecznie. Nie boisz się? – spytała jedna. Dostrzegłam, że ma ciemne włosy. Jej towarzyszka była trochę niższa i jasnowłosa. Po eleganckich płaszczach rozpoznałam, że nie były mieszczkami, pochodziły raczej z wyższego rodu.
   - To przecież tylko kilka kroków – powiedziała beztrosko jasnowłosa, wskazując w kierunku ciemnej uliczki. – Zaraz będę w domu. Jedź już, moja droga, bo się spóźnisz i dostaniesz karę.
   Ciemnowłosa spojrzała niepewnie na przyjaciółkę, ale kiwnęła głową i pomachała jej na pożegnanie. Zamknęła drzwiczki, a powóz ruszył, zostawiając dziewczynę samą. Kiedy znikł za horyzontem, odwróciła się, założyła kaptur i pomaszerowała przed siebie. Patrzyłam na to ze zdumieniem. Odwaga czy głupota?
   Miała nie więcej niż szesnaście, siedemnaście lat. Szła śmiało z podniesioną głową, nie oglądając się za siebie. Czyżby naprawdę nie wiedziała, co jej tu grozi? – zastanawiałam się. A może była spragniona mocnych wrażeń?
   Wtem z uliczki naprzeciwko wyszło trzech mężczyzn. Dziewczyna, zamiast zawracać i uciekać, próbowała ich ominąć. Oczywiście jej się to nie udało. Jeden z nich złapał ją za rękę.
    - A co my tu mamy?
   Kaptur spadł z jej głowy, gdy próbowała się uwolnić a gęste, jasne loki rozsypały się na ramiona.
   - Ładna ptaszynka nam się trafiła. Zabierzemy ją do obozu czy lepiej tutaj, na miejscu? – zastanawiał się drugi mężczyzna.
   - Będą chcieli, żebyśmy się nią podzielili – zasugerował trzeci drab.
   - Puść mnie! – Dziewczyna bezskutecznie próbowała się uwolnić. W jej głosie słychać było złość i irytację, ale nie strach, co trochę mnie zdziwiło. – Jeśli mnie skrzywdzicie, to przyjdzie czarna Amanda i was... zje!
   Słysząc tą dziecinną groźbę, o mało nie parsknęłam śmiechem. Mężczyźni, do których była skierowana, nie hamowali się i zaczęli śmiać.
   - Dziś nie poluje, a jeśli nawet to na pewno nie tutaj – powiedział jeden ze zbirów.
   - Spokojnie, bez nerwów. Nie zabijemy cię – obiecał ten, który ją trzymał. – Nie o to nam chodzi. – Jednym, gwałtownym ruchem rozerwał dekolt jej sukni.
   Dziewczyna krzyknęła oburzona i otwartą dłonią uderzyła go w twarz. Złapał rękę i wykręcił jej do tyłu. Syknęła z bólu i chyba w końcu przyszło jej do głowy, że sama nie da im rady, bo zaczęła wołać o pomoc.
   - Zamilcz! I tak nikt cię nie usłyszy – stwierdził zbir z uśmiechem.
   - I tu się mylisz! – zawołałam, a w następnej chwili już byłam przy nim. Swoim zwyczajem najpierw sprawdziłam mu oczy. Upewniwszy się, że to nie pierwszy jego występek, ukręciłam mu głowę, złapałam w pasie, odciągnęłam go nieco i wbiłam kły, pijąc krew. Kiedy skończyłam, po tamtych dwóch nie było już śladu. Odrzuciłam trupa niedbale na bruk i spojrzałam na dziewczynę; stała jak słup soli, podtrzymując rozdartą suknię oraz wpatrując się we mnie z zachwytem i fascynacją.

2 komentarze:

  1. justilla
    22 marca 2010 o 21:37

    Męża? Męża? Męża? Męża?! Wiedziałam, że mnie zaskoczysz, lecz nie sądziłam, że tak szybko i czymś takim. Rozdział super, choć w końcu się pogubiłam czy minęło 5 czy już 10 lat, bo dwa razy napisałaś prawie to samo. Niemniej, bardzo się cieszę, że zostałam na tym blogu. Gdy tu trafiłam, nie było zbyt imponująco, tylko kilka rozdziałów. Jeden nawet zgubiłam, coś mi się potem nie zgadzało i czytałam do nowa xDDobrze, że mimo żywienia się ludzką krwią, wybiera zabójców. W pewien sposób to szlachetniejsze, ale tylko w pewien. I co to za dziewczyna? I „Przesłanie”… nijak nie potrafię wymyślić o czym może być następny rozdział. Bardzo często potrafisz tak zakończyć rozdział i chwała za to. Ale się rozpisałam. Jednak jeszcze napiszę, że Ever także czytałam w internecie, na kochanym chomikuj.pl na chomiku mglawica, tam jest mnóstwo ciekawych książek. Całuję :*
    Odpowiedz
    ~Fotergila
    23 marca 2010 o 15:05

    Ooo… Ma męża. Dobrze, że się podniosła ze śmierci Edmunda. A wracając do tematu…Szkoda, że pije krew ludzką, ale cóż, jej wybór. Z drugiej strony jednak, ratuje samotnych i bezradnych ludzi. Reakcja tej blondynki mnie zdziwiła. Była pewna, że nic się jej nie stanie. Hmm… Zobaczymy, co wymyślisz. ^^Przepraszam, ale coś Ci powiem. Zrobiłaś literówkę w wyrazie ,,źle”, nie pamiętam teraz, jak ten wyraz wyglądał, ale wiesz… Przepraszam.Pozdrawiam ;*[przedzmierzchem] [schizolce]
    Odpowiedz
    ~Aine
    23 marca 2010 o 16:37

    Ciekawe, ciekawe. Czarna Amanda – podoba mi się to określenie :) Ale po tym stwierdzeniu, że ich zje, prawie popłakałam się ze śmiechu, naprawdę :pZazdroszczę Ci tej weny i chęci. Ja sama próbuję coś napisać, ale mi nie wychodzi. Obiecuję dzisiaj wziąć się za siebie :)Pozdrawiam!Aine
    Odpowiedz
    ~Serina
    23 marca 2010 o 17:38

    Ona ma męża o.O? I kolejne zaskoczenie. Serwujesz mi ich tyle, że w końcu się przyzwyczaję i już nie będę się więcej dziwiła ;D. I rozegrałaś to w dodatku tak, że nie wiadomo, kto nim jest. Juan? Hm. Raczej wątpię. Może Pierre? A może jeszcze ktoś inny? Czekam na odpowiedź ;).Podoba mi się ten tytuł: „Czarna mścicielka”. I zastanawiam się w dodatku, czy pojawienie się tej jasnowłosej dziewczyny na samym końcu będzie miało duże znaczenie dla tej opowieści. Mam nadzieję, że tak. O, zapomniałabym – pojawiła się wzmianka o Romualdzie ;D! Wreszcie! Ale ja już kończę, biologia czeka. Życzę weny i pozdrawiam serdecznie :*!
    Odpowiedz
    ~Avven
    24 marca 2010 o 07:21

    Rozdział ciekawie się zakończył. Tak intrygująco. Nie wiem czego można się dalej spodziewać i z każdym rozdziałem mnie zaskakujesz ;)A jeśli chodzi o mnie to ostatnio nie miałam czasu pisać. Urwanie głowy, ale może w ten weekend coś się pojawi i story i łowca… co do Miasta Nocy i Gwiazdki no to chwilowo nie mam czasu pisać… niestety. Za miesiąc mam egzaminy i sporo nauki… potm maj nabory i tez latanie za szkołami… wię cjeszcze trochę musisz poczekać…Pozdrawiam i całuję :*:*
    Odpowiedz
    ~Zuzia
    24 marca 2010 o 11:47

    A ja czekam i czekam, i czekam. Ciszę wplatam we włosy i na palce nawlekam :)Czekam cierpliwie… Sama wiesz na co :D!!!
    Odpowiedz

    ~Natalia
    24 marca 2010 o 14:39

    Wiem, wiem, lecz Twoje czekanie nie będzie daremne:) Szczypta cierpliwości, odrobina humoru, masa uśmiechu – i już w IV części pojawi się Szoszannah:) Ps. tak to się pisze??? Pozdrowionka dla Ciebie:*
    Odpowiedz

    ~Sebriel
    24 marca 2010 o 14:40

    Wybacz, że nie zaglądałam. Ale ostatnio miałam mnóstwo spraw na głowie i czytanie blogów to była ostatnia rzecz, na którą miałam ochotę. Teraz, zbliża się kwiecień, najcięższy miesiąc więc czasu będe mieć trochę mało na blogowanie ;) Ale rozdział już przeczytany i cóż, na rozpisywanie się nie mam czasu więc tylko napiszę, że wszystko bardzo fajnie. Amanda bardzo przeżywa śmierć ukochanego, ale obrała sobie dość szlachetny cel.
    Odpowiedz
    ~Zuzia
    24 marca 2010 o 15:24

    szoszannah :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Ashley
    24 marca 2010 o 16:01

    Udało jej się podnieść ze śmierci Edmunda… Ech, ja bym padła… Ale ‚meża’? Ja się nie mylę? O.o Robi się bombowo xDTak, brak czasu i weny ;/ Jakoś pisać mi się nie chce, chyba w kwietniu dam notkę, a jeszcze zaległości na blogach mam ;/
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    26 marca 2010 o 09:14

    Zaskakujesz! Mąż? Nie wierzę. Ale to dobrze. Jej przemiana, tzn wybór nowej drogi. Jest trochę jak Zorro. Dzięki temu co robi będzie uwielbiana. Czy II część jest ostatnią? Nię będziesz już pisać? Tylko nie to!
    Odpowiedz
    justilla
    26 marca 2010 o 17:42

    Pierwsza 5 jak dla mnie :1. Gone. Zniknęli2. Igrzyska śmierci 3. Krucze wrota4. Intruz5. EragonI jak dla mnie cala seria FNiN, ale to o 13-latkach a Ty już studentka, więc xD
    Odpowiedz
    justilla
    27 marca 2010 o 19:23

    Jest ich 6 a siódma w przygotowaniach. Jest też dodatkowa książka „Kartoteka Artemisa Fowla”. A „Kwiat pustyni” nie czytałam, ale chyba moja mama to ma, jeśli tak to postaram się kiedyś zrecenzować :)
    Odpowiedz
    Ebriel
    23 kwietnia 2010 o 19:58

    No tak te czasu to wiem ;p ale teraz męczę się z oddzielaniem wyrazów bo zauważyłam, że niektóre są pozlepiane ;/
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    11 lipca 2011 o 13:20

    O jaa… No nieźle. Trafiła się Amandzie zuchwała ofiara. xD Przez pięć lat bez ustanku cierpiała. Okropność… Dobrze chociaż, że ma Erika i służbę, bo gdyby została sama, niewątpliwie by zwariowała. Tak, jak myślałam zmieniła tryb „zycia” i przeszła na dietę ludzkiej krwi. Nie potępiam, ale nadal szkoda mi jej utraconej czystości. Powoli doszłam do końca drugiej księgi. ^^

    OdpowiedzUsuń