Rozdział XIX - Przesłanie

28.03.2010
         - Pora na obiad – zawołała nas mama Karoliny. W czasie posiłku obaj mężczyźni opowiadali, a my słuchałyśmy.
         - W którym momencie opowieści jesteś, kochanie? – zapytał mój mąż, gdy było już po obiedzie i Amy podała deser.
         - Jesteśmy jeszcze we Francji, w momencie, gdy poznałam pewną hrabiankę.
         - Ach, wiem o kogo ci chodzi. To jeszcze długa opowieść przed wami – uśmiechnął się do nas czule. Popatrzyłam na niego z miłością.
         - Jak to możliwe, że tyle czasu już jesteście małżeństwem, a wciąż tak bardzo się kochacie? – zastanawiała się Karolina.
         - To jest tajemnica prawdziwej miłości, moja droga. Niedługo się wszystkiego dowiesz – odparłam. – Ale w moim życiu nie zawsze było tak kolorowo – dodałam smutno.
         - Zasłużyłaś na wszystko, co najlepsze – powiedział mój najdroższy i uścisnął moją dłoń. – Opowiadaj Karolinie. My już słyszeliśmy tę opowieść, teraz twoja kolej – zwrócił się do niej.
         Kiwnęłam głową i podjęłam przerwany wątek. 


         Jasnowłosa dziewczyna stała z lekko rozchylonymi ustami i wyraźną fascynacją w oczach.
         - Uratowałaś mnie – stwierdziła oczywisty fakt. Po akcencie poznałam, że nie była Francuzką. – Wiedziałam, że mnie uratujesz! Tak bardzo chciałam cię poznać! Ty jesteś wampirzyca Amanda, prawda?
         Patrzyłam na nią, coraz bardziej zdziwiona. Spodziewałam się raczej, że ucieknie z krzykiem. Starannie wytarłam usta po krwi. Nie musiałam pytać, skąd zna moje imię. Nasunęło mi się natomiast inne pytanie.
         - Czemu chciałaś mnie poznać?
         - Służąca mojej przyjaciółki dużo nam o tobie opowiadała. Podobno zabijasz złych ludzi, a bronisz dobrych! Jesteś dobrą wampirzycą! – wykrzyczała to jednym tchem, szczękając zębami z zimna i podtrzymując rozerwany dekolt sukni. Patrzyła na mnie rozszerzonymi z podziwu oczami. Zdjęłam płaszcz i opatuliłam ją starannie.
         - Nic ci nie jest?
         - Nie, w porządku. A tobie nie jest zimno?
         - Wampiry nie marzną. A ja nie jestem dobra. – Wzruszyłam ramionami. – Zabijam ludzi. Piję z nich krew...
         - Ale tylko ze złych!
         - Ale jednak ludzi. Chodź, odprowadzę cię do domu. To było bardzo niemądre z twojej strony, błąkać się o tej porze samotnie po ulicy. Wiesz, co by się stało, jakbym nie zjawiła się w porę? – Po tej długiej tyradzie spojrzałam na nią, oczekując odpowiedzi.
         - Ale przyszłaś – odparła po prostu. No tak, czego innego mogłam się po niej spodziewać. – Mieszkam niedaleko, tam za rogiem. – Wskazała palcem. Opatuliła się szczelniej płaszczem i ruszyła przed siebie. Zerknęła na leżącego nieopodal trupa i wzdrygnęła się. – To było niesamowite. Jak piłaś jego krew. Wiesz, fascynują mnie wampiry, wieczna młodość, nieśmiertelność... – mówiła bez przerwy, idąc szybkim krokiem. Zrównałam się z nią.
         - Wampiry nie są nieśmiertelne, przecież można je zabić – poprawiłam ją, zastanawiając się nad jej zdrowiem psychicznym.
         - No tak, masz rację. Tam mieszkam, u mojej ciotki. – Wskazała na niewielki dworek, który rozpoczynał dzielnicę dla bogatych. A więc faktycznie miała tylko kilka kroków. Z tym, że mogła tam nigdy nie dojść.
         - Jesteś ze szlachetnego rodu. – Raczej stwierdziłam, niż zapytałam.
         - Tak, angielską hrabianką. Przyjechałam tu do ciotki na kilka dni.
         Ach, więc rozpieszczona, naiwna panienka. Ciekawe, czy ja też kiedyś taka byłam, zastanawiałam się w myślach.
         - A gdzie twoja przyzwoitka? Przecież szlachcianki nie mogą tak po prostu same chodzić po ulicy – stwierdziłam. – I co na to twoja ciotka?
         Dziewczyna zachichotała.
         - Pewnie się martwi. Cóż, nakrzyczała na mnie dzisiaj to ma za swoje. Ja i moja przyjaciółka uciekłyśmy naszym przyzwoitkom, bo miałyśmy dość prawienia morałów! – Zatrzymałyśmy się przed bramą rezydencji.
         - To niesforna z ciebie hrabianka – stwierdziłam z rozbawieniem.
         - Ojciec ciągle na mnie narzeka. Może to dlatego, że wychowałam się bez mamy, umarła jak byłam mała. Tato chciał się ponownie ożenić, ale ja nie chciałam mieć macochy. Wiesz, ta którą wybrał, to była okropna jędza! Szybko ją przegoniłam. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Kolejna była niewiele starsza ode mnie – rozpieszczona dziewucha. A następna jeszcze gorsza! Po prostu brak mi słów. Jak już chce się ożenić, to niech to będzie mądra i dobra kobieta. Ale nie, takie się ojcu nie podobają, bo nie są w jego typie! Za brzydkie! – Wykrzywiła się śmiesznie. Patrzyłam na nią rozbawiona, a ona paplała dalej. Rozgadała się na dobre. – Wiesz, niedługo będzie u nas turniej rycerski. Zjeżdżają się rycerze z całej Europy! Widziałaś kiedyś taki turniej?
         - Tak, niejeden raz – westchnęłam. Przypomniałam sobie te wspaniałe czasy, kiedy byłam księżniczką. Nagle zatęskniłam za nimi i zapragnęłam do nich wrócić. Przechadzać się po pałacu, nosić piękne suknie, drogą biżuterię, mieć mnóstwo anonimowej służby, oglądać walki rycerzy... – To Francja zapoczątkowała pierwsze turnieje – uświadomiłam ją.
         - A najwspanialsi są sami rycerze. Jeżdżą w żelaznych zbrojach z kopią w ręku... Kiedy się do jakiegoś uśmiechnę, podjeżdża i zapewnia mnie, że zwycięży w tym turnieju wyłącznie dla mnie! – Spojrzała na mnie rozmarzonym wzrokiem. – Niejednemu już przewiązałam ramię szarfą, ale mój ojciec jest wymagający i zanim znajdzie mi odpowiedniego kawalera, to zostanę starą panną – westchnęła, demonstracyjnie wznosząc oczy ku górze. – Ale nie jest zły. Kocha mnie. – Spojrzała na mnie w zamyśleniu i przyglądała mi się przez chwilę. – Ależ ty jesteś piękna, wiesz? - stwierdziła niespodziewanie.
         - Nie wiem, nie mam odbicia – odparłam, uśmiechając się pobłażliwie.
         - Ojej, to straszne! Nie widzisz się w lustrze? Wiesz, ładnie ci w czarnym, ale trochę ponuro wyglądasz. Czemu tak właściwie ubierasz się na czarno? Bo to taki wampirzy kolor? – spytała.
         - Noszę żałobę po mężu. – Oparłam się o bramę, spoglądając na dworek. Był niewielki, ale wyglądał przytulnie.
         - Ojej, tak mi przykro. Też był wampirem?
         - Nie. Był człowiekiem. Miał na imię Edmund. – Dziewczyna szybko wyciągnęła ode mnie historię mojego małżeństwa. O dziwo, nie przerywała, czasami tylko dopytywała się o szczegóły. Kiedy skończyłam opowiadać, przez chwilę stałyśmy w milczeniu.
         - Ile trzymasz już żałobę? – spytała cicho hrabianka.
         - Minęło ponad pięć lat, lecz mi się wydaje, jakby to było wczoraj – powiedziałam ze smutkiem w głosie.
         - Wiesz, ja osobiście uważam, że ta twoja długa żałoba nie ma sensu – stwierdziła dziewczyna.
         - Co takiego?
         - Edmund wybrał śmierć, a więc pogodził się z tym. To był jego świadomy wybór! I myślisz, że jest mu tam źle, gdzie jest? Z tego co opowiadasz, był dobrym człowiekiem. Założę się, że jest mu teraz lepiej niż tutaj, na ziemi.
         - A ze mną byłoby mu źle? – zapytałam oburzona jej słowami.
         - Nie, nie o to mi chodziło… tylko… on i tak by kiedyś umarł – wyjaśniła. – Wiem, że tobie jest źle, ale jemu nie. Płacząc nad tymi, których kochamy, tak naprawdę płaczemy nad sobą.
         Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie lubiłam, gdy ktoś mnie pouczał, zwłaszcza taka trzpiotka, ale dziewczyna nie powiedziała niczego, czemu mogłabym zaprzeczyć…
         - Może masz rację – stwierdziłam po namyśle.
         - No widzisz. A jeśli on już nie cierpi, to czemu ty masz cierpieć? Zrzuć tą żałobę, Amando i nie męcz się dłużej! Po co się tak męczyć?
         - Bo go kocham – odparłam. Czułam ukłucie w sercu na myśl o zmarłym mężu.
         - Ale to nie powód, by rozpaczać nad sobą całe życie! Ja też kocham moją mamę i tato też ją kocha. Ale to nie znaczy, że mamy przez całe życie płakać i trzymać żałobę. Ona jest teraz szczęśliwa i patrzy na nas z góry, wiem to. – Spojrzała na niebo, odruchowo zrobiłam to samo.
         Wtem usłyszałyśmy zgrzyt bramy.
         - Ciotka nas dojrzała – westchnęła dziewczyna. Zdjęła płaszcz, chcąc go zwrócić, ale powstrzymałam ją.
         - Możesz go zatrzymać, jeśli chcesz – powiedziałam cicho, uśmiechając się przyjaźnie. – Uważaj na siebie i nie spaceruj więcej sama po nocy, dobrze?
         - Dobrze. – Odpowiedziała mi uśmiechem, nakładając z powrotem płaszcz. – Zobaczymy się jeszcze?
         - Nie sądzę. Dobrej nocy! – Odwróciłam się i pobiegłam w wampirzym tempie. Nagle zwolniłam. Musiałam pomyśleć. Dziwne myśli ogarnęły mój umysł. Naszło mnie mnóstwo wątpliwości. Pięć lat bólu i cierpienia. I po co to wszystko? Edmund nie żyje, sam wybrał taki los. Mógł zostać wampirem, lecz wolał umrzeć. Był dobrym człowiekiem, a więc jest szczęśliwy. Ale zrzucić żałobę? Tak po prostu?
         Pierwszy raz od ponad pięciu lat zapragnęłam w końcu coś zrobić ze swoim życiem. Wróciłam do domu zamyślona. Zasypiając, wciąż o tym myślałam.
         Kiedy się obudziłam, poczułam jego zapach. Gwałtownie otworzyłam trumnę. Serce biło szalonym rytmem, pełne nadziei trzepotało w mojej piersi jak ptak w klatce, pragnący wyrwać się na wolność.
         Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. On tam był. Mój łowca stał obok łóżka i patrzył na mnie.
         - Edmund? – Wyskoczyłam z trumny i powoli do niego podeszłam. Zatrzymał mnie ruchem dłoni, gdy byłam o krok od niego.
         - Amando – szepnął. Z utęsknieniem patrzyłam w jego piękne, ciemnoniebieskie oczy, pełne czułości. – Dość żałoby – powiedział cichym głosem. – Ja nie cierpię, ty też nie powinnaś.
         - Tęskniłam. Kocham cię… - Tyle chciałam mu powiedzieć, ale nagle zabrakło mi słów.
         - Wiem. – W jego oczach ujrzałam ból. – Ale ja umarłem. Ty żyjesz. Chcę, byś była szczęśliwa.
         - Jak mogę być szczęśliwa? – Podniosłam ton głosu. – Bez ciebie? – Czy on tego nie rozumiał?
         - Musisz żyć dalej, Amando.
         - A wiesz, co ja zrobiłam? Co wciąż robię? Zabijam ludzi!
         - Każdy popełnia błędy. Ale tak właśnie musiało być. Czasem trzeba znaleźć się na samym dnie, by mieć się od czego odbić. Zrób to, Amando. Odbij się i wróć do życia. Spełniaj marzenia. Nie smuć się i nie cierp już więcej. Proszę cię. – Wyciągnął rękę, jakby chciał pogłaskać mnie po policzku, lecz ją cofnął. Niewiele myśląc, wyciągnęłam swoją dłoń, by dotknąć jego twarzy. Kiedy to zrobiłam, rozpłynął się w powietrzu, zanim zdążyłam poczuć jego skórę przez palce.
         Otworzyłam oczy. Leżałam w trumnie. Szybko odrzuciłam wieko i usiadłam. Miejsce, gdzie stał wtedy Edmund, było puste.
         - To przecież niemożliwe – powiedziałam na głos. Pobiegłam na dół. Było popołudnie, więc Erik był w domu.
         - Mówiłeś, że wampiry nie mają snów – zwróciłam się do niego.
         - Tak, zgadza się – odparł mój opiekun. – Umysł wampira pracuje trochę inaczej niż ludzki. Kiedy śpimy, a właściwie zapadamy w letarg, nie tworzą się żadne obrazy, takie jak u ludzi.
         - Czyżby? To dlaczego śnił mi się Edmund? – Widząc niedowierzanie na twarzy Erika opowiedziałam mu, co widziałam. Aż usiadł w fotelu. Zrobiłam to samo. Zamyślił się.
         - Myślę, że to nie był tylko sen – stwierdził w końcu. – To coś więcej.
         - Chcesz powiedzieć, że naprawdę go widziałam? – Patrzyłam na niego okrągłymi ze zdumienia oczami.
         - Myślę, że to było przesłanie. Z pewnością już dawno chciał do ciebie dotrzeć, ale blokowałaś umysł, tak jak przede mną, gdy chcę się z tobą porozumieć, a ty o mnie nie myślisz. Pamiętasz? Na początku robiłaś to nieświadomie.
         - Ależ ja ciągle o nim myślałam! Czemu więc…
         - Czekaj no – przerwał mi. – Czy ostatnio stało się coś, co sprawiło, że zmieniłaś swoje myślenie? Coś, co jakoś szczególnie na ciebie wpłynęło? – Przechylił głowę na bok i przyglądał się mi w zamyśleniu, czekając na moją odpowiedź. I wtedy przypomniałam sobie wczorajszą noc.
         - Hm… A może spotkanie tej dziewczyny? – Opowiedziałam opiekunowi o hrabiance. – Szkoda, że nie zapytałam jej nawet, jak ma na imię. Dzięki niej uświadomiłam sobie, że rozpaczając po śmierci Edmunda, nie płaczę nad nim – bo on przecież już nie cierpi – tylko nad sobą, ponieważ mi go brakuje. A ileż można rozpaczać nad sobą?
         - Masz rację – przyznał Erik. – Więc może powinnaś teraz zrzucić żałobę i żyć normalnie?
         - Tak sądzisz? A ty? – Przyszło mi na myśl, że Erik sam przecież trzyma żałobę i to o wiele dłużej, niż ja. – Wciąż ubierasz się na czarno i jesteś wierny swojej żonie, która nie żyje już od tysiąca lat.
         - To nie żałoba, lecz przysięga – sprostował wampir z poważną miną. – Jeśli kiedyś odnajdę ich grób, zakończę to – wyjaśnił stanowczym głosem.
         - Rozumiem. – Skinęłam głowa i wstałam energicznie. Wiedziałam już, co powinnam zrobić. Wystarczająco długo byłam w letargu. Pora się obudzić. – Powiedz Lidii, żeby przyszła – poprosiłam Erika. Następnie pobiegłam do pokoju, otworzyłam szafę i zaczęłam wyrzucać wszystkie czarne rzeczy: suknie, szale, chusty, buty… Kiedy przyszła Lidia, stanęła i patrzyła na mnie pytająco.
         - Weź to wszystko i wyrzuć – nakazałam jej. Widząc jej minę, zreflektowałam się: - Albo weź dla siebie, rozdaj komu zechcesz czy też zrób z tym, co zechcesz. Ja już tego nie potrzebuję. – Pośpiesznie przebrałam się w czerwoną suknię. Lidia posłusznie wyniosła rzeczy. Do pokoju wszedł Erik; odprowadził zdziwionym wzrokiem wychodzącą Lidię.
         - Co ty robisz?
         - Wychodzę z żałoby. – Poczułam niesamowitą ulgę, jakby kamień spadł mi z serca. Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy od pięciu lat mój uśmiech objął również oczy. – Dziś uświadomiłam sobie, że nadszedł czas na zmiany. Przede mną całe, być może szalenie długie życie. A pięć lat cierpienia i rozpaczy wystarczy.
         - To co teraz będziesz robić? – spytał Erik zaniepokojony.
      Odpowiedź miałam już gotową. Spojrzałam radośnie w oczy opiekuna i powiedziałam stanowczo:
         - Jedziemy do Anglii.

         Tydzień później płynęliśmy już do Anglii. Stałam na okręcie, ubrana w purpurową suknię, wzrokiem żegnając Francję. Po raz pierwszy w życiu opuszczałam rodzinny kraj. Postanowiłam odmienić swoje życie. Miałam nowy cel. Pragnęłam na powrót stać się kimś. Chodzić na bale, oglądać turnieje rycerskie. To nie znaczy, że zapomniałam o Edmundzie. Wręcz przeciwnie. Byłam pewna, że już nigdy więcej nikogo nie pokocham. Ale to nie miało już znaczenia. Miałam plan i zamierzałam się go trzymać.
      Chłodny wiatr powiał od strony Francji. Nad statkiem zakołysała się mewa, pokrzykując głośno. Wiatr rozwiał mi włosy, a na twarzy poczułam chłodne krople deszczu, który po chwili rozpadał się na dobre. Tak żegnała mnie moja ojczyzna. Był to lipiec tysiąc trzysta trzydziestego ósmego roku.

Koniec części II

3 komentarze:

  1. ~Zuzia
    29 marca 2010 o 00:05

    Dziękuję za pamięć o mojej skromnej osobie :) Czekam cierpliwie na kolejny rodział. I na kolejne części :) Już mniej cierpliwie… ;)Pozdrawiam również :)
    Odpowiedz
    justilla
    29 marca 2010 o 17:21

    Dziękuję kochana :*Ach, cieszę się, że spotkała tą dziewczynę. 5 lat to dość na żałobę… pora aby odżyła.. I niezmiernie ciekawi mnie ten mąż, naprawdę! xDA ten tytuł następnego rozdziału jest naprawdę… Czy coś mi umknęło, czy było może, że czosnek nie działa na nich?
    Odpowiedz
    ~Aine
    29 marca 2010 o 18:39

    Bardzo dziękuję, Natalio :*Wow, to już ukończona druga część? A ja cały czas tkwię w tej jednej i nic nie mogę wymyślić… :) Zainteresował mnie ten fragment z Edmundem, przez chwilę miałam wrażenie, że on zmartwychwstał xDPozdrawiam!Aine
    Odpowiedz
    ~Sebriel
    29 marca 2010 o 18:49

    Wzmianka o zdrowiu psychicznym tej dziewczyny nieco mnie rozbawiła ;) Niby taka lekkomyślna, ale jednak niezwykle błyskotliwa i inteligenta, podobało mi się jak rozmawiała z Amandą o jej żałobie. A na koniec serdecznie dziękuję za to, że o mnie pamiętałaś ;*
    Odpowiedz
    lady_serina@vp.pl
    29 marca 2010 o 19:13

    Ja Ci mówiłam, jak lubię czytać „Gorącą krew”? Jak nie, to teraz nadrabiam :). Pięć lat to dużo, dużo. Ja bym chyba tyle w czerni nie wytrzymała, choć i tak zazwyczaj noszę ciuchy w ciemnych kolorach, choć pasują do mnie jaśniejsze ;). Zaciekawiła mnie postać tej hrabianki. Pojawi się jeszcze czy przyszło nam się z nią już pożegnać? Ja mam nadzieję, że jeszcze Amanda o niej wspomni. I ten jej mąż… Ach, czy będzie ciągle figurował w tej opowieści jako „mój mąż”, czy też w końcu poznamy imię tego szczęśliwca ;)? Czyżby poznali się w Anglii? No, a na koniec chciałam Ci pogratulować, że skończyłaś drugą część, że tyle wytrwałaś, i chcę Ci życzyć, byś dalej nas częstowała takimi wspaniałymi rozdziałami, byś trzymała poziom i stawała się coraz lepszą w tym, co robisz. Ściskam i całuję, Serinka ;*.
    Odpowiedz
    ~Fotergila
    29 marca 2010 o 19:26

    Bardzo Ci dziękuje, za wspomnienie mnie w ogłoszeniach, jednak uważam, że nie zasługuję na to, ponieważ jestem z Tobą od niedawna. Ale dziękuje. ;*Co do rozdziału… Daje dużo do myślenia. Nawet nie myślałam, że Amanda wyjdzie z żałoby. Wiem, jest wspominka o mężu, ale jakoś na wyjście z żałoby nie wpadłam. ;]No i zapowiada się, że Amanda powróci do diety zwierzęcej. Kamień spadł mi z serca.W rozdziale też dałaś przesłankę, co mnie cieszy, że nie należy oceniać ludzi po krótkiej rozmowie, a po dłuższej. Przecież to trzepiotka wpadła na pomysł zakończenia żałoby. ^^Pozdrawiam ;*[przedzmierzchem] [schizolce]

    OdpowiedzUsuń
  2. e_wiola
    29 marca 2010 o 22:32

    Droga Natalio,Nadrobiłam wszystkie notki, jednak nie komentowałam ich z osobna. Wymyśliłam sobie szkic jednego, ogólnego komentarza, który przedstawię tu. Może na początku jednak przeproszę cię, że nie byłam na bieżąco. To się już nie powtórzy, a ty mi w tym pomożesz, bo będziesz mnie powiadamiać ;)Z każdą twoją notką kochałam mocniej „Gorącą Krew”. W każdym rozdziale znajdowałam ciekawe dialogi, akcję, opisy otoczenia i uczuć. Każdy pisarz/pisarka wyraża siebie na swój sposób. Nie wszyscy mają talent, choć usilnie próbują wcisnąć to w czytelnika. Są też tacy, którzy talent mają ogromny, a swoją skromnością tylko przywołują czytelnika. Są tacy, którzy dla kilku numerków wyżej w statystyce oddali by wszystkie gwiazdy, które dla nich spadły. Są i tacy, którzy „piszą dla siebie i publikują dla innych”, a jednego wiernego czytelnika uważają za 100 tych fałszywych.Ty, Natalio, należysz do grupy pisarek, które mają na prawdę wielki talent. Nie zaprzeczaj – czytelnik ocenia. Ja zawsze byłam szczera, więc będę i teraz. Twoja głowa eksploduje genialnymi pomysłami, które wypływają w postaci ślicznych zdań spod twojej klawiatury. Wzruszasz, zaskakujesz, rozśmieszasz, przerażasz, wkurzasz. Opowiadanie musi docierać, dawać do myślenia, stawiać znak zapytania. Ty wszystko to zgrabnie umieściłaś w swojej opowieści. Każdy twój rozdział czytałam z wiedzą, iż podwyższasz sobie poprzeczkę. Widać też, że wiele osób dostrzegło to, jak piszesz, jak pokazujesz siebie. Powinnaś być dumna, że masz tylu wspaniałych czytelników. Dziękuję ci za każde słowo, które napisałaś, za każdy dialog, za każdy opis, za każdy uśmiech, który się pojawił na mojej twarzy, za każdą łzę, która zabłysnęła w moim oku. Nie każdy potrafi wzbudzić takie emocje.Pragnę jednocześnie przeprosić za to, że nie byłam na bieżąco. Już na prawdę niczego nie opuszczę. Pamiętaj o informowaniu.Jestem pewna, że każdy pisarz/pisarka, która tak potrafi wyrazić siebie, która tak trafnie formułuje swoje myśli, jest wspaniałą osobą. Osobą o ukrytych nadziejach, o ukrytych pragnieniach i marzeniach. Osobą, która ma piękną duszę. Nie muszę znać cię osobiście. „Pokaż mi, jak piszesz, a powiem ci, kim jesteś”.Nie mogę uwierzyć, że już skończyłaś II część. Mam nadzieję, że wiele jeszcze stworzysz. Czekam z niecierpliwością na początek III i na każdy twój post. Wyobraźnia to skarb i nie wolno jej marnować.Za to wszystko pragnę cię nagrodzić. Odbierz nagrodę tutaj, proszę –> http://alice-55.blog.onet.plPozdrawiam cię, utalentowana Natalio.Twoja wierna czytelniczka, w której budzisz podziw, Alice. // history-about-renesmee.
    Odpowiedz
    ~Alice
    30 marca 2010 o 16:59

    Najpierw ustaw szablon biel, a potem kolumny i cały szablon, czcionkę itp. Statystykę możesz wsadzić na początek, na boku nic nie może być, bo ci wejdzie na wzorek.
    Odpowiedz
    justilla
    30 marca 2010 o 20:46

    Heh, jakie pustki, ale z tego co patrzyłam efekt będzie wspaniały xD Nowa notka u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Alice
    30 marca 2010 o 21:31

    ajć, nie tak. szablon biel, koniecznie! potem tło i wszystkie dodatki.
    Odpowiedz
    ~Ashley/Aila
    31 marca 2010 o 19:30

    http://pena-de-muerte.blog.onet.pl zapraszam na prolog :DPS. Jeśli wcześniej nie skomentowałam Twojej notki (obecnej) to przepraszam! postaram się nadrobić ;**
    Odpowiedz
    justilla
    31 marca 2010 o 19:31

    Dziękuję, kochana, cieszę się, że gdy recenzje się podobają i sprawiają, że chce się daną książkę przeczytać :)A ten szablon to wspaniałe dzieło Alice. Jest prześliczny xD
    Odpowiedz
    ~Avven
    31 marca 2010 o 19:49

    Bardzo ci dziękuje za takie wyróżnienie :*:* I przepraszam, że dopiero teraz, ale ostatnio mam ograniczony dostęp do komputera. Mama pisze pracę licencjacką ;) Dlatego też opublikowanie mojej notki się wydłużyło bo nie miałam jak pisać ;) Ale już nadrabiam zaległości i jak jutro będę mogła dłużej posiedzieć to może pojawi się u mnie notka ;) ale przejdźmy do twojego rozdziału. Cieszę się, że Amanda wreszcie wyszła z żałoby. To cudowne uczucie jak wyrzuca się smutek zastępując go szczęściem. To obudzenie się ze snu i wyjście na świat szykuje wiele zaskakujących przygód i przeżyć. Coś o tym wiem ;)Chciałam też zapytać czy jak piszesz książkę to masz może ustalony cały plan twojej historii czy raczej interweniujesz?Pozdrawiam i całuję :*:*:*:*
    Odpowiedz
    ~Avven
    1 kwietnia 2010 o 10:18

    Moja mam studiuje finanse i rachunkowość i pisze coś o samochodach ;) a czy jest taka młoda to nie wiem… o 24 lata starsza ode mnie ;) po prostu teraz poszła na studia ;)Co do pisania to ja mam wymyślone podstawowe postacie i kilka wątków… potem składam to w całość, czyli trochę interweniuję… czasami mam wymyślony koniec, zaś środka w ogóle. I nie wiem czy to dobry sposób ;)Pozdrawiam
    Odpowiedz
    ~Fotergila
    1 kwietnia 2010 o 10:48

    No więc tak. xDDziękuje za radę, postaram się do niej dostosować. ^^Mam też innego bloga, ale tam dopiero zaczynam. Na razie jest prolog, dzisiaj ukarze się 1. rozdział.Co do Twojego nowego szablonu, to strasznie mi się podoba. Może nie jest taki mroczy jak ten poprzedni, ale i tak jest świetny, bo oddaje nastrój bloga. No i obramowanie też jest fajne. ;)Pozdrawiam ;*
    Odpowiedz

    ~Fotergila
    1 kwietnia 2010 o 10:49

    Jakaż ja mądra – zapomniałam podać adres. ;Pschizolce.blog.onet.pl
    Odpowiedz

    ~Cullenka
    1 kwietnia 2010 o 11:34

    no i zaczyna się dalsze zycie ;) ciekawe co ją spotka w Anglii. czekam na nexta
    Odpowiedz
    ~Ashley/Aila
    1 kwietnia 2010 o 16:20

    Osz kurczę… Zeby mówić o Edmundzie, że on specjalnie wybrał śmierć… Ciekawe, czy bohaterka zdecyduje się przerwać żałobę. Czuję, że nie z miłości do męża, tak? Już nie mogę się doczekać kolejnej notki! Ale z szablon to szok! Jest super! I ten taki nagłówek *-*
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    5 marca 2011 o 14:46

    Przecudowne. Dobrze, ze otrząsneła sie po śmierci męża. Wspaniała scena, gdy zobaczyła jego ducha… Czyta się tak lekko i z taką przyjemnoscią. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    11 lipca 2011 o 13:22

    Skończyłam część drugą. :) Podsumowując: Amanda zrozumiała swój błąd dzięki jasnowłosej hrabiance i zrzuciła żałobę. W końcu uświadomiła sobie, że Edmund jest szczęśliwy po tamtej stronie i powinna zmienić swoje życie. Jestem za, chociaż tak jak ona nigdy nie zapomnę lazurowych oczu Edmunda i ich pięknej miłości. Rozdziera mnie ciekawość, co takiego wymyśliłaś w trzeciej części. Przeniosę się pewnie do Anglii w owych czasach, co interesująco się zapowiada, ponieważ od kiedy obejrzałam „Królową potępionych” i „Wywiad z wampirem” zafascynowałam się tymi czasami. Ta specyficzna moda, tytuły, sposób wyrażania, budowle i cały ten styl bardzo mnie pociąga. Jestem pewna, że w kolejnej części znowu wymyśliłaś jakieś sensacje, więc czym prędzej zabieram się do czytania. :)

    OdpowiedzUsuń