Rozdział XVII - Noc zemsty

18.03.2010

         - Czyżby już przyjechali? – przerwałam opowiadanie, nasłuchując. Karolina wyjrzała przez okno.
         - Nie, to nie oni. To nasi sąsiedzi. Opowiadaj dalej! Co się stało, gdy go ukąsiłaś? Wypiłaś jego krew? Zabiłaś go? – Jej oczy rozszerzyły się lekko w przestrachu. – Stałaś się zła?
        - Cóż… to nie był najlepszy okres w moim życiu, ale wszystko ci opowiem, abyś wiedziała, jak naprawdę wygląda życie wampira, który pije ludzką krew i do czego może doprowadzić nienawiść.


         W chwili, kiedy wbiłam kły w jego szyję i poczułam smak jego krwi, ogarnął mnie okropny, palący ból tuż nad piersiami. Jakby mi skóra płonęła. Oderwałam się od szyi łowcy i rozerwałam suknię na dekolcie. Złapałam za sznurek i zerwałam krzyż z szyi, ze złością zrzucając go na ziemię. Wylądował pod drzewem. Na skórze, w miejscu gdzie się znajdował, zobaczyłam wypalony znak. Kiedy spojrzałam na łowcę, ujrzałam ironiczny uśmieszek. Umierał, a mimo to nawet w chwili śmierci cieszył się z cudzej krzywdy!
         Z wściekłością ukręciłam mu głowę i wypiłam krew z szyi. Smakowała niesamowicie; pijąc ją, przez chwilę zapomniałam o wszystkim. Upajała jak wino, oszałamiała i wypełniała mnie całą. Dopiero teraz czułam, że żyję. Rozumiałam już, czemu Erik nie chciał pić krwi zwierzęcej. Jak mogłam żywić się takim ohydztwem, podczas gdy ludzka krew była taka… cudowna! Nie wiedziałam, co tracę.
         Czułam się jak narkomanka, która raz zasmakowawszy narkotyku, tak silnie się z nim związała, że nie było już dla niej odwrotu.
         Nie wypiłam jego krwi do końca, chciałam zostawić trochę miejsca dla pozostałych. Wcześniej miałam zamiar jedynie ich zabić; teraz pragnęłam również ich krwi.
         Zawiązałam sznur na nodze zbira – a właściwie, to już trupa – zaś drugi koniec przywiązałam do gałęzi. Pchnęłam ciało z drzewa, zwisło głową w dół. Przeskoczyłam na drzewo obok i postanowiłam poczekać na łowców; byłam pewna, że zaraz tu wrócą. Miałam rację.
         Kiedy wyszli zza zakrętu i ujrzeli martwe ciało towarzysza, złapali za kołki, rozglądając się uważnie.
         - To ta wariatka! Przeklęta wampirzyca! – zawołał łysy.
         - A podobno nie pije ludzkiej krwi! Musimy ją znaleźć i zabić. – Wysoki odciął ciało rudego i stanął w pozycji bojowej.
         - Oszczędzę wam szukania – powiedziałam głośno i zeskoczyłam z drzewa, tuż przed nimi.
         Cofnęli się gwałtownie, czekając na mój atak. Ale ja nie byłam aż taka głupia. Wiedziałam przecież, na czym to polega. Obserwując uważnie łowców, zaczęłam ich okrążać wolnym krokiem. Oświetlał mnie blask księżyca.
         - On miał lekką śmierć w porównaniu do was – powiedziałam powoli, nie spuszczając z nich wzroku. – Umarł niemalże od razu. Wy natomiast będziecie czuli, że umieracie. – Przesuwałam się w lewo, łowcy zaś przekręcali się, gotowi na mój atak. Poczułam obecność Erika, ale poprosiłam go w myślach, aby się nie wtrącał. Przynajmniej na razie, póki sobie radzę.
         - Ty nie pijesz ludzkiej krwi – zaprzeczył wysoki.
         - Dzięki wam zmieniłam upodobania.
         Nagle w moją stronę poleciał kołek. To łysy łowca nie wytrzymał napięcia. Błyskawicznie się uchyliłam i powróciłam do wcześniejszej pozycji. Kołek wylądował w śniegu.
         - Ciebie obedrę ze skóry. Będzie mnóstwo tłuszczu – zwróciłam się do wyższego. – A ciebie pokroję na kawałki. Zacznę od stóp. Zanim stracisz przytomność z bólu, minie trochę czasu – powiedziałam do łysego, odchylając górną wargę i ukazując ostre kły.
         - Ty jesteś jedna, a nas dwóch! Nie masz szans! – zawołał niższy.
         - Tak, ale ja jestem wampirzym wojownikiem – skłamałam. Mój głos był silny, pewny siebie. Patrzyłam na nich z nienawiścią.
         Osiągnęłam cel. Przestraszyli się. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że sama wiedza o technikach walki łowców, którą przekazał mi Edmund, nie wystarczy. Czymże jest teoria bez praktyki? Dlatego nie atakowałam. Miałam plan. Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie w błyskawicznym tempie, skręciłam, okrążyłam łowców i wskoczyłam na drzewo za ich plecami. Minęło zaledwie ze trzy sekundy. Mężczyźni rozejrzeli się, zdezorientowali.
         - Gdzie ona się podziała? – Rozglądali się dookoła, ale nigdzie mnie nie dostrzegli. Ukryłam się na szczycie drzewa, zbyt wysoko, aby mogli mnie dojrzeć w ciemnościach. Za to ja widziałam ich wyraźnie. Stali w miejscu, próbując mnie wypatrzeć. W końcu łysy skapitulował.
         - Uciekła. Ja wracam, a ty jak chcesz.
         - Nie uciekła – mruknął wysoki łowca, rozglądając się w niepokojem. – Zaczaiła się gdzieś i czeka, aż się rozdzielimy. – Ruszyli przed siebie szybkim krokiem. Cały czas rozglądali się wokoło. W ich nerwowych ruchach widać było lęk.
         Śledziłam ich, poruszając się bezszelestnie. Tuż za mną szedł Erik. Prosił mnie telepatycznie abym zawróciła, ale nie słuchałam go. Zablokowałam myśli. Szłam za łowcami i czekałam na okazję. Prowadziła mnie przede wszystkim chęć zemsty, ale również pragnienie napicia się ich krwi.
         W końcu mordercy mojego męża wyszli z lasu i się zatrzymali. Poczuli się bezpiecznie, bo już przez ponad godzinę się nie ujawniałam. Dotarli do miejsca, gdzie zostawili konie. Było ich trzy. Dosiedli swoich, zostawiając trzeciego. Domyśliłam się, że zrobili to celowo. Gdybym podążyła za nimi konno, łatwiej mogliby mnie trafić kołkiem. O ludzka naiwności…
     Jechali skrajem lasu, po drugiej stronie mieli rzekę. Uznałam, że to już ostatnia okazja, by ich dopaść. Jeśli miną las, będzie trudniej.
         I wtedy popełnili błąd. Wysoki łowca wyprzedził łysego i ruszył galopem. Wykorzystałam te kilka sekund, kiedy łysy został w tyle, dogoniłam go, skoczyłam na niego i zwaliłam go z konia. Również zeskoczyłam, ale łowca stał już na nogach, w ręce miał kołek. Drugi właśnie zawracał. Miałam tylko kilkanaście sekund, zanim dołączy do walki. Wiedziałam, że obu im jednocześnie nie dam rady.
         Uważnie obserwowałam jego dłonie. Syknęłam, udając atak. Rzucił się na mnie z kołkiem, udało mi się w porę odskoczyć w lewo. Złapałam go za rękę z kołkiem i jednym, sprawnym ruchem złamałam mu prawy nadgarstek. Broń wypadła mu z dłoni. Usłyszałam zgrzyt kości i jęk bólu. Zanim zdążył sięgnąć po nowy kołek, wiszący u pasa, złapałam go za lewą rękę, skręciłam do tyłu i szarpnęłam mocno, aż wysunęła się ze stawów i zwisła bezwładnie. Odkryłam, że jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Może to dzięki ludzkiej krwi?
         Nie tracąc czasu na rozważanie tej kwestii, złapałam mężczyznę pod ramiona i ruszyłam z powrotem w las. Drugi łowca pogalopował za mną. Byłam o wiele szybsza od konia, lecz miałam ciężar do udźwignięcia, który w dodatku bronił się, wierzgając nogami. Na drzewo nie miałam szans go wciągnąć, więc po krótkim namyśle skoczyłam z nim do rzeki. Koń drugiego zabójcy zatrzymał się przy brzegu.
         Wypłynęłam nad powierzchnię wody razem z łowcą i ukąsiłam go w szyję. Kiedy piłam jego krew, jeszcze żył. Smak tego życiodajnego płynu ożywił mnie, dodał nowych sił. Poddałam się instynktowi. Jego krwi również nie dopiłam do końca. Miałam przed sobą jeszcze jeden krwawy posiłek.
         Puściłam go i obserwowałam, jak idzie na dno. Potem spojrzałam na trzeciego mordercę. Zaczęłam płynąć do brzegu. Łowca spanikował i ruszył galopem przed siebie. Ogarnęła mnie złośliwa satysfakcja. Bał się…
         Pobiegłam za nim. Bez trudu mogłam od razu go dogonić, ale po co psuć zabawę?
         Nagle łowca się zatrzymał. Zrozumiałam, że coś kombinuje. Szybko wskoczyłam na drzewo. Miałam rację; w ręku trzymał kuszę. Pewnie znalazł ją przy siodle. Rozejrzał się, był wyraźnie przerażony.
         - Gdzie jesteś? Pokaż się! Widzę, że drżysz ze strachu przede mną! – prowokował mnie. Oczywiście nie zareagowałam. Ruszył powoli, trzymając kuszę w pogotowiu. Rozpędziłam się i skoczyłam na niego, wytrącając mu broń oraz zrzucając z konia. Tym razem byłam już ostrożniejsza; zanim zdążył się podnieść, już siedziałam na nim okrakiem, przyciskając mu nadgarstki do ziemi.
         - Nie zabijaj mnie, proszę – wyszeptał przerażony.
         - Ty się nie wahałeś, gdy zabijałeś Edmunda! – krzyknęłam zbolałym głosem.
         - Błagam… - Pomimo swojej postury wyglądał teraz bezradnie. Był spanikowany. – Błagam o litość – szepnął.
         Zawahałam się. Resztki człowieczeństwa walczyły z wampirzą naturą. Spojrzałam mu w oczy, szukając tam jakiejś wskazówki, co powinnam zrobić. Jego strach, który wyraźnie czułam, już mnie nie odstraszał tak jak kiedyś. W jego oczach ujrzałam ostatnie wydarzenia. On pierwszy wbił nóż w ciało mojego męża. I to w plecy.
         - Ty nie miałeś litości! – zawołałam. Nie chciałam, aby prosił mnie o życie. Nie zasługiwał na to. Bałam się, że w końcu ulegnę i go puszczę. A przecież musiałam dopełnić zemsty.
         Złapałam go za głowę i jednym ruchem ukręciłam kark. W przypływie czarnego humoru pomyślałam, że coraz lepiej mi to idzie. Potem wbiłam zęby w nadgarstek i wypiłam jego krew. Czułam się nasycona. Wstałam powoli, patrząc na martwe ciało łowcy.
         - Ulżyło ci? Cierpienie minęło? – zapytał Erik z wyrzutem, pojawiając się nagle tuż obok.
         Poczułam ból wewnątrz mnie. Ból utraconego szczęścia.
         - Nie – szepnęłam. – Nadal boli.
         - Zemsta nigdy nie przynosi ulgi. Mówiłem ci to kiedyś.
         - A co przynosi?
         - Czas. – Objął mnie i przytulił. – Czas leczy rany.
         Powoli, objęci, ruszyliśmy z powrotem przez las. Zatrzymałam się pod jednym z drzew, dostrzegłam krzyżyk, który zerwałam z szyi. Odsłoniłam dekolt, pokazując znamię Erikowi. Zrozumiał.
         - Jestem przeklęta – powiedziałam cicho.
         - I tak długo wytrzymałaś. Żyję już tyle lat na tym świecie i nie znam żadnego wampira, który przez tyle czasu nie piłby ludzkiej krwi. Jesteś silna.
         - Byłam silna. Już nie jestem. Dziś utraciłam tą wrażliwość, która dawała mi siłę – stwierdziłam smutno. – A wytrzymałam tyle dzięki Edmundowi.
         - Nie tylko. Ale to prawda, przede wszystkim dzięki niemu. Dlatego też nie broniłem wam się pobrać. Chciałaś być dobra, a on ci w tym pomógł.
         - Ale już go nie ma – powiedziałam bezradnie. Wtuliłam głowę w pierś opiekuna. Zerknęłam na leżący nieopodal krzyż. – To podarunek od Edmunda, nie powinien wpaść w niepowołane ręce. – Wzięłam go ostrożnie za sznurek, pobiegłam w stronę kościoła, tam gdzie po raz pierwszy spotkałam ukochanego i wykopałam głęboki dół pod drzewem. Erik wyjął koronkową chusteczkę – jedną z tych, co zawsze miał pod ręką – i podał mi. Owinęłam nią krzyżyk, wrzuciłam do dołu i zakryłam ziemią.
         W ten sposób pożegnałam resztki człowieczeństwa. To, co wiązało mnie z ludzkim życiem, odeszło wraz ze śmiercią Edmunda. Reszty dopełniła zemsta. Stałam się prawdziwą wampirzycą, ale nie byłam szczęśliwa z tego powodu.
         Czułam się zła. Czułam się zbrukana, nieczysta. Czułam, że jestem przeklęta. Dziś straciłam niewinność, czystość. Dziś przestałam czuć się człowiekiem, ostatecznie odgradzając się od tego gatunku murem z ludzkiej krwi. Dziś się jej napiłam po raz pierwszy. Był to trzynasty lutego tysiąc trzysta trzydziestego trzeciego roku.

         Pogrzeb Edmunda był krótki. Zorganizował go Pierre. Nie chciałam widzieć mojego męża martwego w trumnie, nie byłam w stanie. Bałam się, że stracę zmysły. Czekałam pod kościołem, szłam razem z orszakiem pogrzebowym. Zatrzymałam się przy grobie. Patrzyłam, jak trumna z ciałem ukochanego znika w głębi ziemi.
         Przyszło sporo łowców. Pierre stał obok mnie, obejmując ramieniem. Wskazywał w ten sposób, że mnie chroni. Łowcy wiedzieli, kto zamordował Edmunda. Domyślali się również, że pomściłam śmierć męża, więc mogło grozić mi niebezpieczeństwo z ich strony. W zasadzie to było mi już wszystko jedno. Ogarnęła mnie apatia, obojętność. Zresztą zapadł już zmrok, za cmentarzem czekał Erik. W razie zagrożenia, rzuciłby mi się na ratunek.
         Jednak łowcy nie mieli tyle odwagi, by na mnie napaść. Nie po tym jak Edmund zginął  z ręki jednego z nich. Patrzyli tylko na mnie niechętnym wzrokiem. Kiedy się rozeszli, podszedł mój opiekun. Staliśmy we troje nad grobem Edmunda w milczeniu. Pustym wzrokiem popatrzyłam na tabliczkę.
         - Edmund Dryden, zmarły trzynastego lutego tysiąc trzysta trzydziestego trzeciego roku. Żył lat dwadzieścia pięć. Pokój jego duszy. - Roześmiałam się histerycznie.
         - Chodźmy do domu. - Erik złapał mnie za rękę. Pierre skinął mi głową na pożegnanie. Przez cały czas wspierał mnie wzrokiem i ramieniem, lecz nie odezwał się słowem. Nie był w stanie.
         Kiedy dotarłam do swojego pokoju, poczułam jego zapach. Wciąż tu był. Łzy popłynęły strumieniem. Przypomniałam sobie, jak go spotkałam, zaprowadził mnie do domu, podarował krzyżyk. Jak Erik zabronił nam się spotykać. Przypadkowe spotkanie w śnieżycy, noc spędzona w jaskini... Ślub, wesele, wspólne polowania... i jego roześmiana twarz, gdy na mnie patrzył.

         Gniew minął. Zemsta się dopełniła. Pozostał ból. Cierpienie. Rozpacz. Żałoba, która ogarnęła moją duszę. Otoczyła mnie ciemność. Nie widziałam już światła. Dzień przestał istnieć, była tylko noc. Nie czułam przemijającego czasu. Moje życie stało się wielką, ciemną plamą. Przepaścią, z której nie potrafiłam się wydostać. Ogarniał mnie bezsens istnienia. Cóż to za życie, kiedy utraciło się swoją miłość?

2 komentarze:

  1. ~Aine
    18 marca 2010 o 21:43

    Krzyżyk razem z Edmundem są już pod ziemią… Jakie to smutne. Tylko popraw proszę fragment „Łowcy wiedzieli, kto zamordował Erika”, bo podejrzewam, że Erik nie został zamordowany :)Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    ~Cullenka
    19 marca 2010 o 07:42

    świetny rozdział. ale bardzo smutny…. no i przez miłosć do łowcy stała się prawdziwym wampirem… czekam na nexta.your-brand-of-heroin.blog.onet.pl
    Odpowiedz
    justilla
    19 marca 2010 o 09:41

    Ach. Rzeczywiście bardzo smutne. Tyle wytrwała w dobroci, a tu teraz ta zemsta… dlaczego Edmund musiał umrzeć? Oby teraz już szło ku lepszemu. Chociaż ta Czarna mścicielka…
    Odpowiedz
    justilla
    19 marca 2010 o 13:34

    Czytałam w necie na chomiku mglawica. Książka była wydana w zeszłym roku, więc pisana przez 15-latkę. Książkę poleciła mi kuzynka, bo zna tą dziewczynę ze szkoły :) A wydawnictwo Poligraf. Nie mów, że chciałabyś wydać „Gorącą krew”?! Ale byłoby super xD
    Odpowiedz
    justilla
    19 marca 2010 o 14:21

    Tylko, że większość tych książek o wampirach jest taka, że kołkiem wcale ich nie przebijesz, do tego marmurowa skóra, totalnie nadnaturalne umiejętności, trumny i krzyżyki to mit, a nawet świecą w słońcu zamiast się w nim palić ;)
    Odpowiedz
    marta802@vp.pl
    19 marca 2010 o 15:32

    Krzyżyk i Edmund razem pod ziemią… Ech…No i te dokładne opisy zemsty i uczuć… Jestem Tobą zachwycona! Idealnie!Naprawdę, Twój blog baaardzo mi się podoba i mam nadzieję, że następne rozdziały mnie nie ominą.Pozdrawiam – Fotergila ;*[przedzmierzchem] [schizolce]
    Odpowiedz
    smierc_ks@onet.pl
    19 marca 2010 o 19:23

    Najpiękniejszy rozdział ze wszystkich!! No o mało co się nie popłakałam… te uczucia, zemsta i ten pogrzeb… normalnie łzy stanęły mi w oczach… Wspaniale piszesz… Jestem zachwycona, a żałoba po moim Edmundzie trwa jednak do następnego rozdziału… no, ale zobaczymy jak to się potoczy… czekam niecierpliwie na dalszy ciąg ;)p.s. jeśli kiedyś wydasz książkę (oczywiście tą) to ja zamawiam z autografem ;)Pozdrawiam i całuję :*:*Avven
    Odpowiedz
    ~Serina
    19 marca 2010 o 20:04

    Zaryzykuję i powiem, że ten rozdział jest chyba najlepszy ze wszystkich xD. Świetnie opisałaś uczucia Amandy, za to duży plus. Poza tym i tak nie mogę uwierzyć, że Edmund nie żyje, to mi się wydaje takie nieprawdopodobne… Ale cóż, trudno. Szkoda tylko, że nie poświęciłaś trochę, troszeńkę więcej miejsca na opisanie pogrzebu. Wiem, strasznie się czepiam tych opisów, ale ja to ja xD. Poza tym wszystko cudownie. Następny rozdział będzie smutny? O, to ciekawie. Mam nadzieję, że Amanda ułoży sobie w końcu życie. Zemsta nie przynosi ulgi. Wiem, rozumiem, dlaczego to zrobiła (głównie dzięki Twoim opisom uczuć, bo one wychodzą Ci naprawdę dobrze), ale to i tak okropne. Tamta Amanda gdzieś bezpowrotnie zniknęła. Cóż, pozostaje mi tylko życzyć Ci weny/wena i czekać niecierpliwie na następny rozdział. Całuję, Serina.
    Odpowiedz
    justilla
    20 marca 2010 o 13:28

    Znajomości dobra rzecz, ale takich nie mam xDMyślę, że tak. Jest to opowieść o wampirzycy, ale znaczenie różni się od Zmierzchu, braci Salvatore, czy sagi Dom Nocy, itd. Choćby dlatego, że pierwszy (ostatni?) ukochany głównej bohaterki ginie. Wampiry tutaj są bardziej klasyczne, poza tym dobrze piszesz. Podobnie jak Alice powinnaś spróbować wysłać Gorącą Krew do jakiegoś wydawnictwa. Na pewno odpowiedzą i dowiesz się czy mogliby wydać. Nie uzyskasz odpowiedzi nie zadawszy pytania xD

    OdpowiedzUsuń
  2. ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    20 marca 2010 o 16:02

    Było przerażająco. Było świetnie! Czytało się fenomenalnie! Przez naszą wampirzyce aż przemawiała żądza zemsty. Zupełnie się zmieniła.Podobało mi się jak opisywałaś jej uczucia. Jest mi jej tak szkoda, mam nadzieje że na jej drodze pojawi się ktoś… cudowny.A i zapraszam do siebie!Balljet i wampirzyca
    Odpowiedz
    ~Cullenka
    21 marca 2010 o 09:24

    ależ oczywiście, że przeczytałam całość ;) zazwyczaj tak robię zanim dodam komentarz ;) czekam na NN
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    5 marca 2011 o 14:39

    Ale emocje. Autentycznie się popłakałam. Wspaniale, cudownie, bosko opisałaś… Kocham tę powieść.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    11 lipca 2011 o 13:20

    Dokładnie, co to za życie bez miłości? Akurat teraz zmagam się z rozdziałem, w którym moje bohaterka zadaje sobie to samo pytanie. A nie mówiłam (tzn. pisałam)? Amanda straciła swoją czystość na zawsze, czy tak? Teraz stała się, jakby to ujął juan „prawdziwą wampirzycą”. No cóż, kiedyś to musiało się stać. Szkoda mi jej… ~_~ Ciekawe czy teraz diametralnie zmieni swoją wampirzą egzystencję z tego powodu…

    OdpowiedzUsuń