Rozdział XVI - Utracona miłość

13.03.2010

               Przerwałam opowieść, ponieważ trzeba było już jechać na dworzec. Karolina zaproponowała, że zostanie ze mną, Amy się zgodziła. Przyjechał po nich Fred, przyjaciel Amy, który po śmierci jej męża – ojca Karoliny – pomagał nam we wszystkim.
         - Nie chcesz zobaczyć brata? Tak dawno go nie widziałaś – dziwiła się Amy.
         - Zostanę z Amandą. Dobrze?
         Brat Karoliny wracał na wakacje, studiował w Cambridge.
         - No dobrze, to my już jedziemy. A wy przygotujcie wszystko. – Kiedy Amy wyszła, jej córka usiadła na krześle, podparła się rękami i patrzyła na mnie niecierpliwym wzrokiem.
         - Już, opowiadam. – Uśmiechnęłam się i wygodnie usiadłam naprzeciwko niej. Po czym powróciłam do historii mego życia.


         Wampir stał przez chwilę, zdezorientowany. Na jego twarzy ujrzałam wściekłość. Powoli odwrócił się; w jego plecach, w miejscu gdzie powinno znajdować się serce, tkwił kołek. Zobaczyłam Pierre’a, stojącego nieopodal z triumfalną miną.
         Z gardła wampira posypał się stos przekleństw, a po chwili rozpadł się w proch. Pierre spokojnie zebrał go do sakiewki, a Edmund w tym czasie mnie rozwiązał. Oberwałam kawałek halki i opatrzyłam jego ranę.
         - Tak się o ciebie bałam – szepnęłam, przytulając się lekko. – Dobrze, że Pierre w porę odzyskał przytomność!
         - Niepotrzebnie się martwiłaś, ukochana. Poradziłbym sobie – odparł z bezczelnym uśmiechem.
         - Tak, oczywiście. Zwłaszcza jakby ten ohydny wampir wypił twoją krew! – krzyknęłam ze złością.
         - Oczywiście, że by sobie poradził. Jak zwykle – wtrącił Pierre, uśmiechając się do mnie porozumiewawczo.
         - Już po wszystkim, najdroższa. Nie denerwuj się. Nie warto rozpamiętywać złych momentów. Jutro będzie nowy dzień, prawda? – Edmund pocałował mnie w policzek.
         - Dewiza wszystkich łowców – dodał jego przyjaciel.
         - Chyba nowa noc. – Przytuliłam się do niego i westchnęłam. – Wracamy?
         - Wracamy – odpowiedzieli jednocześnie.
         Tej nocy nigdzie już nie wychodziliśmy, zaś następnego wieczora poszliśmy w miasto. Pokazałam łowcom pałac; niestety, tylko z zewnątrz. Pamiętałam jeszcze czasy, kiedy był moim domem, lecz wydawało mi się, że tak dawno to było...
         Paryż był piękny nocą. Niedawno zakończona budowla – katedra Notre-Dame, prezentowała ówczesne bogactwo gotyku. Później pokazałam im słynny uniwersytet paryski La Sorbonne, dzięki któremu Paryż stał się stolicą nauki świata zachodniego, oraz wiele innych zabytków mojego miasta.
         Następnego wieczora wróciliśmy do Nantes. Nie rozmawialiśmy wiele o tym, co się wydarzyło podczas polowania na wampira. Kiedy podziękowałam Pierre’owi za ratunek, on tylko wzruszył ramionami i odparł:
         - Przecież jesteśmy jedną drużyną, prawda? Z tego co opowiadasz, ty zrobiłaś dla mnie to samo.
         Na jakiś czas odechciało mi się łowów. Edmund i Pierre też odpoczywali przez dwa tygodnie. Mieliśmy z mężem dużo czasu dla siebie, który skrupulatnie wykorzystywaliśmy…
         Nadeszła jesień. W miarę upływu czasu miałam coraz gorsze przeczucia, ale jak na razie nic nie zwiastowało katastrofy. Jesień minęła dość spokojnie. Natomiast zima przyniosła ze sobą ogromne zmiany.

         Pewnego zimowego dnia wstałam dość późno. Edmund był ubrany w ciepły płaszcz i szykował się do wyjścia.
         - Bonjour kochany. Dokąd wychodzisz?
         - Zarząd miasta wyznaczył dla mnie jakieś specjalne zadanie. Sama wiesz, że przez ostatnie dwa tygodnie nie spotkaliśmy ani jednego wampira. – Podszedł i pocałował mnie czule. – Niedługo przejdę wyłącznie na wasze utrzymanie.
         - A daj spokój, skoro mamy gdzie mieszkać i w co się ubrać, to po co narzekać? – spytałam, zakładając mu ręce na szyję.
         - Już ci mówiłem – to ja powinienem utrzymywać rodzinę. Mam już sporo oszczędności, może niedługo kupię ci dom, większy nawet niż ten. – Objął mnie w pasie i przyciągnął lekko do siebie.
         - Mi tutaj dobrze. Ale skoro nalegasz. – Wiedziałam, że kłócenie się z nim na ten temat nie ma sensu. Kilka razy sprzeczaliśmy się o to. Edmund był uparty i honorowy. Dlatego, ostatecznie, ustąpiłam mu pod tym względem. Skoro to go uszczęśliwi, niech szuka dla nas domu. Miałam tylko nadzieję, że nie kupi go zbyt szybko.        
      - Wrócę przed zmrokiem – obiecał i pocałował mnie. Przylgnęłam łapczywie do jego ust; pożegnanie znacznie się przedłużyło.
         - Kocham cię – powiedziałam mu, gdy wychodził.
         - Ja też cię kocham. – Uśmiechnął się z miłością.
         I wtedy coś mnie tknęło.
         - Nie idź – poprosiłam go.
         - Dlaczego?
         - Mam złe przeczucia.
         - Wszystko jest w porządku – zapewnił mnie, głaszcząc mój policzek na pożegnanie i zakładając mi niesforny, czarny loczek za ucho.
         Poszedł, a ja przez cały czas czułam ten dziwny niepokój. Powiedziałam o tym Erikowi.
         - Może to nic strasznego – pocieszył mnie opiekun. – Nie martw się, Promyczku.
         Ale ja to czułam. Niepokój narastał, aż stał się nie do zniesienia. Żałowałam, że pozwoliłam mu wtedy wyjść. Żałowałam przez wiele, wiele lat.
         Zapadał już zmierzch, a on nie wracał. Moje serce napełniła trwoga. Tak się bałam… Kiedy w końcu słońce zaszło, wybiegłam na zewnątrz. Padał śnieg. Biegłam właściwie bez celu przed siebie do chwili, gdy poczułam intensywny zapach jego krwi. Ruszyłam w tamtym kierunku i to, co ujrzałam sprawiło, że serce zamarło w mojej piersi.
         Zobaczyłam Edmunda, był cały we krwi. Leżał w brudnym śniegu, jego oczy były zamknięte. W jednej chwili znalazłam się przy nim.
         - Edmundzie! – zawołałam rozpaczliwym głosem. Uklękłam obok niego, odsłoniłam przykrywający go płaszcz i ujrzałam, że jego brzuch to jedna, wielka rana. Najpierw chciałam jakoś zatamować krew, ale zdałam sobie sprawę, że już nie płynie. Nie wiedziałam dokładnie, co się stało, lecz zrozumiałam, że nastąpił już krwotok wewnętrzny.
         Podniosłam mu głowę i oparłam na swoich kolanach. Otworzył oczy. Wgłębiłam się w ten zamglony, ciemny lazur i dostrzegłam trzech łowców. Jeden wysoki, grubszy, z bliznami na twarzy. Drugi niższy, łysawy, chuderlawy. Obu pamiętałam doskonale. Trzeciego jedynie przelotnie; był najmłodszy, rudawy i szczupły. Widziałam, jak rozmawiają z Edmundem, a gdy się odwraca, wysoki wbija mu nóż w plecy. Potem rzucają się na niego. Bronił się, ale zaatakowali z zaskoczenia. Walczył, lecz bezskutecznie…
         Powróciłam do teraźniejszości. Wiedziałam już, kim byli mordercy. Widziałam, że mój łowca umiera. Nie było już dla niego ratunku. Zostało tylko jedno wyjście…
         - Nie pozwolę ci umrzeć – szepnęłam, pochylając się nad nim, aby ukąsić.
         - Nie – poprosił, przykładając swoją zakrwawioną dłoń do mojej twarzy. O dziwo, nie czułam żądzy krwi, chociaż było jej tu pełno. Tylko panikę. Ból, który czułam wewnątrz, tłumił pragnienie. – Proszę, nie. – Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Nie chciał być wampirem… świetnie go rozumiałam. Jego dotychczasowe życie i tak ległoby w gruzach.
         Byłam między młotem a kowadłem. Na decyzję miałam zaledwie kilka sekund. Jego dłoń na mojej twarzy powstrzymywała mnie przed tym radykalnym krokiem. Wolał umrzeć, niż stać się wampirem.
         Wtem druga ręką ścisnął moją dłoń i szepnął:
         - Jak dobrze, że tu jesteś. – I zamknął oczy. Uścisk jego dłoni zelżał raptownie, usta lekko się rozchyliły, wydając ostatnie tchnienie. Ciało przeszył gwałtowny dreszcz i nagle… znieruchomiał. Jego dusza odpłynęła ku wieczności.
         Przez chwilę klęczałam nieruchomo, wciąż trzymając jego głowę na swoich kolanach. Nie docierało jeszcze do mnie to, co się stało. Przecież on nie mógł umrzeć. Nie minął nawet rok od naszego ślubu. Nie mógł, to niemożliwe…
         - Edmundzie – szepnęłam rozpaczliwym głosem. – Kochanie… - Zaczęłam głaskać jego twarz, jakby w nadziei, że to coś pomoże. Przywróci mu życie… Na okrągło powtarzałam jego imię, jakby to miało go obudzić.
         Lecz jego twarz była już zimna. Wyczuwałam to pod palcami. Nie było już w nim tego ciepła, jakim zawsze emanował. Jego usta były sine. Zrozumiałam, że już nigdy nie zobaczę, jak się uśmiecha. Nie poczuję jego zapachu, jego krwi, krążącej w żyłach… Pojęłam, że właśnie straciłam to, co najcenniejsze – swoją miłość.
         Dusza mojego męża już odeszła. W chwili, gdy zdałam sobie z tego sprawę, ogarnął mnie szalony ból, a z mojego gardła wydobył się przerażający krzyk.
         Gdy umilkłam, poczułam, że ktoś mnie obejmuje. Nie musiałam się odwracać, wiedziałam, że to Erik. Pochylał się nade mną, trzymał za ramiona. Odciągnął mnie stanowczo od ciała zmarłego męża. Ciało… nie było już Edmunda. Tylko jego ciało. Ból narastał, otaczał mnie całą, spowijał od wewnątrz i na zewnątrz.
         - Mój kochany Promyczku – szepnął Erik. Odwróciłam się i dostrzegłam cierpienie w jego oczach. Kiedy ja cierpiałam, on też cierpiał. Przytulił mnie mocno do siebie, a ja wybuchłam płaczem. Krwawe łzy zdawały się nie mieć końca. Dlaczego? Czemu oni to zrobili? Czy tak bardzo przeszkadzało im nasze szczęście? Jakże ogromna jest podłość ludzka.
   Żal przerodził się w nienawiść. W jednej chwili opętała mnie swymi zatrutymi mackami, a ja zanurzyłam się w niej, w nadziei na ulgę w cierpieniu. Musiałam zająć czymś swój umysł, aby nie oszaleć. Nienawiść zrodziła we mnie pragnienie zemsty.
   Nagle przestałam płakać. Czas na rozpacz będzie później. Teraz trzeba działać.
   - Zabierz stąd Edmunda. Ja pobiegnę ostrzec Pierre’a. Jemu też pewnie grozi niebezpieczeństwo. – Popatrzyłam na Erika stanowczym wzrokiem.
   - Pójdę z tobą – odparł Erik.
   - Nie. Zajmij się Edmundem. Proszę cię. – Nie chciałam, aby mój opiekun domyślił się, co planuję. Próbowałby mnie powstrzymać.
   - No dobrze. Ale potem cię odnajdę – obiecał. Skinęłam głową. Po raz ostatni spojrzałam na ciało męża. Z trudem powstrzymywałam kolejne łzy. Odwróciłam się i pobiegłam do domu Pierre’a. Zatrzymałam się przed drzwiami i zastukałam głośno. Otworzył niemal natychmiast.
   - Amanda? Coś się stało? Płakałaś? – Zauważył krew na moich policzkach.
   - Edmund… - szepnęłam i głos ugrzązł mi w gardle. Samo wspomnienie sprawiało mi niewyobrażalny ból.
   - Co z nim? – zaniepokoił się Pierre. Pokręciłam głową. Ponownie ogarnął mnie żal. Czułam się, jakbym była we śnie. W koszmarze. Łowca złapał mnie za ramiona.
   - Co z Edmundem? Powiedz coś! – Rozejrzał się uważnie. – Wejdź do mieszkania.
   - Nie zapraszaj mnie – zaprotestowałam. Oprzytomniałam raptownie. Jeśli wejdę, jemu też może grozić niebezpieczeństwo. – Edmund nie żyje – wykrztusiłam w końcu, zamykając oczy. Cierpienie spowodowane tymi słowami było ogromne. Kiedy je otworzyłam, Pierre stał w miejscu nieruchomo. Był blady. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, a oczy wyrażały ból i niedowierzanie.
   - Jak to… to niemożliwe. Jaki wampir…
   - Zabili go łowcy – przerwałam mu. – Trzech. Zaatakowali go od tyłu! – Znowu ogarnął mnie gniew i nienawiść.
   - Ale… nie zmieniłaś go w wampira? – Spojrzał na mnie podejrzliwie.
   - Nie. Chciałam, ale mi nie pozwolił. Nie zgodził się…
   - Świetnie go rozumiem, też bym wybrał śmierć. – Cofnął się o krok. W jego oczach zagościł smutek, ale gdy na mnie spojrzał, pojawiła się w nich złość. – Ostrzegałem go wiele razy, żeby nie bratał się z wampirami, ale mnie nie posłuchał! – Patrzył na mnie z wściekłością. Zrozumiałam, że mnie obwiniał. Początkowo chciałam zaprzeczać, bronić się, ale nagle dotarło do mnie, że właściwie miał rację.
   - To prawda. Nie mylisz się, to moja wina – szepnęłam, a do oczu napłynęły krwawe łzy. – Powinnam była odejść, kiedy jeszcze mogłam. Ale ja to zakończę. – Poczucie winy spowodowało nowy ból.
   - Przepraszam – powiedział nagle Pierre, podszedł i przytulił mnie lekko. – Pardon. To nie jest twoja wina. Wybacz mi moją głupotę, droga Amando. Wiem, że go kochałaś…
   - I nadal kocham! Ale oni go zabili. I to przeze mnie! – krzyknęłam.
   - Nie, to nie tylko o ciebie tu chodziło. Byłaś jedynie pretekstem. Zamordowali go z zazdrości. Z powodu przydzielonego zadania, tego, że był od nich lepszy…
   - Nieważne, dlaczego. Zabili go i muszą ponieść karę. – Odsunęłam się gwałtownie i odwróciłam. – Uważaj na siebie, Pierre. Ja idę wymierzyć sprawiedliwość!
   - Oszalałaś? Chcesz pokonać trzech łowców? Zabiją cię! Zostaw to mnie. – Ruszył w moją stronę. Odwróciłam się i spojrzałam mu prosto w oczy.
   - Nie, Pierre. To przeze mnie Edmund zginął, to ja zostałam wdową. To do mnie należy zemsta! – Gniew narastał wewnątrz mnie. Byłam zdecydowana i nic mnie nie mogło od tego odwieść.
   - Zginiesz!
   - Może. Ale najpierw ich zabiję. – Ponownie ruszył w moją stronę, lecz powstrzymałam go ruchem ręki. – Nie, Pierre. Jeśli mi się nie uda, ty to dokończysz. Ale nie próbuj mnie powstrzymać. – Spojrzałam w niebo. Śnieg przestał padać, dostrzegłam, że księżyc świeci czerwonym blaskiem. Chłodny wiatr rozwiał moje włosy. – To będzie noc zemsty.
  Znalazłam ich przy brzegu Loary, na skraju lasu. Zabrałam ze sobą sznury, które znalazłam po drodze. Miałam plan. Wyprzedziłam ich i ukryłam się na drzewie przy ścieżce, którą szli. Usłyszałam ich już z daleka. Rozmawiali o wampirach, sztuce ich zabijania, przechwalali się, który z nich zabił ich najwięcej. Kiedy przechodzili pod drzewem, na którym siedziałam, wysoki wspomniał, że trzeba ukryć ciało, a łysy na to:
   - Ja tam nie wrócę. Słyszeliście wrzask tej wampirzycy? Jakby ją żywcem kroili na kawałki! – Zatrzymali się tuż pode mną i zaczęli rechotać. Potem wysoki i łysy ruszyli pierwsi, a za nimi ich rudy towarzysz. Nie uszedł daleko. Zrobiłam pętlę ze sznura i zarzuciłam mężczyźnie na szyję. Wciągnęłam go na drzewo podduszonego. Zdjęłam mu pętlę, przykładając nóż do szyi.
   - Ani słowa, nie ruszaj się – syknęłam, związując mu ręce. Dostrzegłam, że jego towarzysze już zaczęli go szukać. Kiedy oddalili się wystarczająco, spojrzałam w oczy mordercy mego męża. To był zły człowiek. Nie wahał się mordować ludzi dla pieniędzy. Zawładnęła mną nienawiść. Zasługiwał na śmierć.
     W tej samej chwili poczułam, że krzyż na mojej szyi robi się zimny, wręcz lodowaty. Wezbrał się we mnie bunt. To, że chciałam zabić mordercę mojego męża było aż tak złe? W takim razie zrobię coś o wiele gorszego.
   Niewiele myśląc, złapałam go za ramiona i wbiłam kły w jego szyję.

2 komentarze:

  1. ~Aine
    13 marca 2010 o 15:29

    Jak mogłaś?! Jak mogłaś zabić Edmunda?! Pobiję Cię i to dotkliwie! (żart) :] No nic, mogę tylko czekać na następny rozdział…Pozdrawiam!Aine
    Odpowiedz
    ~Ashley
    13 marca 2010 o 15:52

    Zabije.. EDMUND MIAŁ PRZEŻYĆ!!!!! Wiesz, jaki dramat przeżywa moja dusza?O.o tak wielki, że od dzisiaj zacznę czytać Krzyżaków xDD Weź… przesadziłaś. Edmund miał żyć :( I dobrze, że dziewczyna wbiła swe kły! I tak ma być!
    Odpowiedz
    justilla
    13 marca 2010 o 16:37

    No nie, no nie, no nie! Niby się spodziewałam, ale to nie znaczy, że się z tym szybko pogodzę :( Ocal chociaż Pierre’a, daj mu żyć, chociaż jemu :( I kurczę, jak Amanda się wściekła. Żałuję, że postanowiła ich zabić, a już w ogóle wypić krew. Edmund z pewnością wolałby aby dalej nie zabijała ludzi, nawet złych. No cóż, czekam na następny rozdział, i nie, nie pobiję Cię, bo najwyraźniej Amanda jest jednak szczęśliwa jak czytam na początku każdego rozdziału, więc… :)
    Odpowiedz
    ~balljet.blog.onet.pl
    14 marca 2010 o 07:27

    O NIE! No tylko nie Edmund! Dlaczego? Ale rozumiem, taki miałaś pomysł. Świetny, ale bolesny. Podobał mi się moment, w którym opisywałaś zabytki Paryża.Szkoda, że już nigdy tymi uliczkami nasza wampirzyca nie będzie przechadzać się z Edmundem…. ;(I niech pozabija wszystkich łowców, a najlepiej niech pozamienia w to na co polują…P.S. Balljet zaprasza! ;)
    Odpowiedz
    ~Avven
    14 marca 2010 o 12:00

    Przyznaje, że tego się nie spodziewałam… ZABIŁAŚ MI MOJEGO ULUBIONEGO BOHATERA!! :P żałoba do kolejnej notki :P Najgorsze jest to, że straci swoją „niewinność”. Zabije kogoś… Ale mi szkoda tego Edmunda… tak go lubiłam… No cóż zobaczymy jak to się potoczy ;) czekam baardzo niecierpliwie na dalszy ciąg ;)Pozdrawiam i całuje :*:*
    Odpowiedz
    ~Serina
    14 marca 2010 o 13:45

    Co. Ty. Zrobiłaś. Siedzę i nie wiem, co napisać. Zaskoczyłaś mnie, ja nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabyś zabić Edmunda! Nie żebym go aż tak bardzo lubiła, niemniej czuję się bardzo, ale to bardzo zaskoczona. Ja nie byłabym w stanie uśmiercić nawet najbardziej nielubianego bohatera w całym opowiadaniu! Jak Amanda przeżyje to starcie? Pięknie opisałaś uczucia głównej bohaterki, kiedy opanowała ją nienawiść. A ja nadal nie mogę uwierzyć w to, że Edmund nie żyje. To mi się wydaje… absurdalne wręcz. Niemożliwe. Jak ona sobie z tym wszystkim poradzi? Pozostaje mi tylko czekać na następny rozdział i dalsze Twoje pomysły, których, jak widzę, masz mnóstwo. Oby wen Cię nie opuścił!Całuję, Serina.
    Odpowiedz
    ~Geass
    14 marca 2010 o 18:17

    Biedna Amanda! Edmund nie żyje, a jej pozostała zemsta… Takiego obrotu sytuacji sie nie spodziewałam. Ciekawe co będzie dalej :D
    Odpowiedz
    justilla
    16 marca 2010 o 14:26

    U mnie nowa książka xD Mam nadzieję, że wkrótce będzie nowy rozdział, bo jestem niezmiernie ciekawa co dalej…

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Noelle
    16 marca 2010 o 16:37

    To smutne…W naszych rekach są losy bohaterów, w tym przypadku w Twoich rękach.. najgorsze są chyba decyzje, kiedy trzeba kogos usmiercic.Szkoda mi go… Śmierc chyba zawsze jest smutna…Nowy rozdział na inny-wymiar.blog.onet.plInformuje dopiero dzisiaj, bo niestety mam strasznie mało czasu ;/inny-wymiar!
    Odpowiedz
    justilla
    17 marca 2010 o 13:49

    To mam nadzieję, że szybko znajdzie się ktoś miły, kto użyczy ci kompa xDKsiążki kosztują dwa razy więcej niż mam kieszonkowego w miesiącu, więc ostatnio połowę książek czytam w necie, szukam ich na chomikuj.pl często tam trafiam na coś ciekawego, jak to było właśnie ze „Snem”. http://chomikuj.pl/agusia.cullen/E-booki/McMann+Lisa/01+Sen Wejdź w pliki z literą M, kliknij na McMann Lisa, no a potem to już tylko tytuł książki i pobierz.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    11 lipca 2011 o 13:19

    To już przesada! xD Chcesz zbrukać kryształowo czyste serce Amandy? jak teraz będzie chodzić do kościoła? Tak, jak i ona nie mogę uwierzyć w śmierć Edmunda. To jest nie do pojęcia! Na każdym kroku spotykają ją same tragedie! Chyba po prostu jesteś okrutna. ;P Ale kochany Edmund? Dlaczego właśnie jego musiałaś uśmiercić? ;_; Wampirzyca ponownie wypowiada zemstę mordercom, lecz tym razem jest x-razy silniejsza i sprytniejsza, więc sądzę, że tym razem sama da sobie z nimi radę.

    OdpowiedzUsuń