Rozdział XV - Polowanie

10.03.2010
 
        Przerwałam opowieść widząc, że Karolina już zasypia. Rano, po śniadaniu, zabrały się razem z Amy za przygotowywanie obiadu. Postanowiłam, że im pomogę.
         - A mogłabyś przy okazji opowiadać? – poprosiła mnie dziewczyna.
         - Hm, to nie będzie łatwe, robić kilka rzeczy na raz… no dobrze, niech ci będzie – uległam, widząc jej błagalny wzrok.
         - Skończyłaś na tym, jak przeciwstawiłaś się Romualdowi – przypomniała mi.
         - Tak, pamiętam. – Wróciłam do wspomnień.

         - Jeśli więc skażę na śmierć tego łowcę lub Erika, zaatakujesz mnie, czy tak? – warknął Romuald. Jego oczy błyszczały teraz groźnym blaskiem.
„Amando, co ty wyprawiasz?!”, usłyszałam w głowie poważnie zaniepokojony głos opiekuna. Myślałam błyskawicznie. Musiałam szybko coś wykombinować, inaczej już po mnie.
   - Wtedy… umrę razem z nimi – stwierdziłam śmiało, nie opuszczając wzroku.
   - Myślisz, że mnie pokonasz? – Jego usta były tuż nad moim uchem. Ja wciąż klęczałam, a wampir stał nade mną pochylony.
   - Nie, oczywiście, że nie. Dlatego powiedziałam, że umrę razem z nimi. Nie mam jeszcze roku a ty, władco, jesteś potężny. Musiałabym być głupia i naiwna, aby knuć spisek przeciwko tobie. – Mówiąc to, patrzyłam mu prosto w oczy. Mówiłam prawdę i on to widział.
    Nagle wyprostował się i odsunął o krok. Wstałam i czekałam na werdykt.
   - Nie podoba mi się to, że zadajesz się z łowcami. Ale cenię twoją odwagę, możesz mi się jeszcze przydać. Będę cię obserwował – obiecał. Ton jego głosu był teraz spokojny, opanowany. – Możecie iść. – Odwrócił się i wyszedł. Erik złapał mnie za rękę i pośpiesznie wyciągnął na zewnątrz. Byłam trochę oszołomiona, nie spodziewałam się takiej reakcji.
   - Chodźmy, zanim zmieni zdanie – mruknął mój opiekun, ciągnąc mnie do powozu.
   Od tego czasu wampiry regularnie atakowały Edmunda i Pierre’a. Zwykle były to większe grupki, ale zaraz zbiegali się inni łowcy; nie tyle po to, aby pomóc mojemu mężowi, lecz raczej żądni wampirzych prochów, dzięki którym mogli zarobić. Ja najczęściej siedziałam wówczas na drzewie, obserwując przebieg zdarzeń, gotowa zareagować, gdyby Edmundowi groziła śmierć. Wolałam jednak nie prowokować swoją bezpośrednią obecnością ani wampirów, ani łowców.
   Najbardziej bałam się, że wampiry w końcu dorwą Edmunda, kiedy będzie sam i go zabiją. Dlatego zawsze chodziłam razem z nim na łowy, by temu zapobiec.

         Minęła wiosna, nadeszło lato. Noce były krótsze, ale popołudnia spędzałam z ukochanym. Po przebudzeniu wychodziłam z pokoju, witałam się z mężem, siadałam mu na kolanach. Czytaliśmy książki, czasem też walczyliśmy na miecze – często wygrywałam, ale podejrzewałam, że mój łowca po prostu daje mi wygrać, żeby sprawić mi przyjemność. Rozmawialiśmy na różne tematy – praktycznie o wszystkim. Kilka razy się pokłóciliśmy, lecz były to drobne sprzeczki. Dzięki nim nauczyliśmy się godzić, co już było znacznie przyjemniejsze. Nigdy tak naprawdę nie doszło między nami do poważnej kłótni. O cóż mieliśmy się tak naprawdę kłócić? Zwykle w życie młodego małżeństwa wkracza zazdrość. W naszym jej nie było; ja, oprócz Erika i Pierre’a, nie widywałam żadnych innych mężczyzn, a Edmund nie spotykał na swojej drodze żadnych kobiet. Dlatego też nasze małżeństwo wydawało mi się idealne. Może nawet zbyt idealne.
         Pod koniec lata Edmund i Pierre dostali specjalne zadanie w Paryżu. Mieli odnaleźć i zabić krwiożerczego wampira, który mordował niewinnych ludzi. Lubił męczyć ich przed śmiercią, a polował najczęściej na kobiety i dzieci.
         - Czemu to właśnie was wybrali? – spytałam Edmunda, kiedy mi o tym powiedział.
         - Ten wampir jest bardzo sprytny, jeśli łowców jest więcej niż dwóch, nie zaatakuje. Dlatego, zamiast całej ich zgrai, wysyłają tam nas. – Oparł się o stolik i patrzył na mnie z uśmiechem na ustach. Lubiłam, gdy tak się uśmiechał. Kiedy mój mąż był szczęśliwy, ja również byłam. Podeszłam i pocałowałam go w usta.
         - Ukhm... – mruknął Pierre, stając w drzwiach. - Przeszkadzam?
         - Skądże. Gratulowałam właśnie Edmundowi nowego zadania. Wybrali was, bo jesteście najlepsi, prawda?
         - No pewnie. – Mój łowca złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
         - To kiedy wyjeżdżamy? – spytałam.
         - Jutro przed zmrokiem, dojedziemy akurat przed świtem – odparł Pierre.
         - Zaraz, zaraz, jakie my? Ja i Pierre chyba.
         - Przecież jadę z wami. Prawda, Pierre? – zwróciłam się do niego z uśmiechem.
         - Zgadza się.
         - Hej, wyczuwam jakiś spisek! Ja się jeszcze nie zgodziłem! To niebezpieczne! – Edmund zmarszczył brwi.
         - Mi i tak nic nie grozi ze strony tego wampira. – Wzruszyłam ramionami. – To mam iść się pakować? – Zanim Edmund zdążył zaprotestować, wpiłam się w jego usta swoimi. Rozpłynęłam się w smaku jego warg... Kiedy przerwaliśmy, Pierre stał założonymi rękami i ponurą miną. Widząc to, razem z Edmundem wybuchnęliśmy śmiechem.
         - Chyba ja też muszę sobie znaleźć jakąś powabną wampirzycę – mruknął łowca.
         - Nie da rady. Moja jest jedyna, niespotykana, ty musisz się zadowolić zwykłą dziewczyną! – roześmiał się mój mąż.
         Erik też nie miał nic przeciwko, abym jechała z łowcami. Cieszyłam się na ten wyjazd, tym bardziej, że mogłam odwiedzić grób mojej rodziny. Zbliżała się bowiem rocznica ich śmierci.
         Wyjechaliśmy tuż przed zmierzchem, a mój kochany mąż zadbał starannie, aby nie dosięgły mnie promienie słońca. Po drodze żartowaliśmy i dyskutowaliśmy na przeróżne tematy. Edmund dużo opowiadał mi i Pierrowi o Anglii. Przyjaciela poznał dopiero, gdy przyjechał do Francji, więc on również niewiele wiedział o tej wyspie, z której pochodził Edmund. Mój łowca obiecał mi, że kiedyś tam pojedziemy.
         Dotarliśmy nad ranem. Na obrzeżach Paryża czekał na nas niewielki, przytulny domek. Edmund natychmiast przygotował nam łóżko, pozasłaniał starannie okna i poszliśmy spać - ja z moim mężem w jednym pokoju, a Pierre w pokoju obok.
         Kiedy się ocknęłam, okazało się, że łowców nie ma w domu. Ponieważ było dopiero popołudnie, nie mogłam wyjść, aby ich poszukać. Domyśliłam się, że poszli załatwiać sprawy związane z powierzonym zadaniem. Wrócili tuż przed zmierzchem.
         - I czego się dowiedzieliście?
         - Niczego nowego – mruknął Pierre. – Wiemy, że atakuje co trzy, cztery dni, więc dzisiaj albo jutro mamy szansę go dopaść.
         - Świetnie. To gdzie rozpoczynamy poszukiwania? – Byłam pełna entuzjazmu. Znów zobaczę moje miasto... tak, uważałam Paryż za ojcowiznę, bo tutaj się urodziłam i spędziłam dzieciństwo. Poza tym, kiedyś należał do mojego ojca...
         - Najpierw pójdziemy na grób twojej rodziny – zaproponował Edmund. Skinęłam głową.
         Po zachodzie słońca pojechaliśmy na cmentarz. Noc była dość ciepła, więc nie wzięłam nawet płaszcza dla sprawiania pozorów. Wiatr szumiał w konarach drzew. W oddali, tuż przed nami, widać było las, skąd słychać już było ciche pohukiwanie sowy. Wzięłam ukochanego za rękę. Piękno letniej nocy wprawiło mnie w dobry humor. Poczułam się szczęśliwa.
         Pierre postanowił, że zaczeka na nas w kościele, tam gdzie zawsze zachodziłam, kiedy szłam na grób mojej rodziny. Wyjaśnił, że nie lubi cmentarzy i grobów, bo ma złe wspomnienia i wpędza go to w podły nastrój.
         Zaprowadziłam Edmunda do grobowca. Gdy tam weszłam, poczułam się, jakbym przedstawiała rodzinie mojego męża. Oni już nie żyli, ale wciąż czułam tutaj ich obecność. Minęły dopiero cztery lata od ich śmierci, lecz ludzkie wspomnienia były już tak niewyraźne, że czułam się, jakby minęło ich ze sto.
         - Może mi coś o nich opowiesz? – zapytał cicho łowca, kiedy już się pomodliliśmy.
         - Dobrze – odpowiedziałam. Zdałam sobie sprawę, że mówienie o nich już nie sprawia mi bólu. Mogłam bez poczucia żalu i straty opowiadać o mojej dobrej, ufnej i wciąż uśmiechniętej mamie, która zawsze potrafiła dodać otuchy. O mądrym ojcu, który nie wahał się poświęcić życia dla rodziny. Uważałam, że był dobrym królem. Nie idealnym – bo nie ma ludzi idealnych – lecz po prostu dobrym. Może trochę za mało czasu mi poświęcał, lecz wciąż pamiętałam, jak zatrzymywał się nade mną, głaskał po głowie i dawał dobre rady.
         No i oczywiście mój ukochany brat. To on nauczył mnie władać mieczem, jeździć konno – również w męskim siodle – i wiele innych rzeczy. Co prawda, nie zawsze było tak kolorowo, ale złych chwil już nie pamiętałam, tylko same dobre.
         Przez jakieś trzy godziny opowiadałam mojemu mężowi o rodzinie. Po wyjściu z cmentarza okazało się, że Pierre gdzieś znikł. Nigdzie go nie było: ani w kościele, ani w okolicy. Zaczęliśmy się już poważnie niepokoić, gdy wtem Edmund znalazł kołek, który należał do naszego przyjaciela. Był wbity w ziemię pod kątem ostrym, tak jakby wskazywał jakiś kierunek. Spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem.
         - Czyżby zabił jakiegoś wampira? – zastanawiałam się.
         - I zostawił kołek? – Wyjął go z ziemi, oglądając uważnie. – Jest czysty. Wygląda na to, że go upuścił. Po śladach zgaduję, że rozegrała się tu jakaś bitwa. – Kucnął i starannie obejrzał ziemię.
         - Albo ktoś mu go wytrącił – zasugerowałam. - Czy to w ogóle jego kołek?
         - Na pewno jakiegoś łowcy. A skoro Pierre gdzieś znikł...
         - Myślisz, że coś mu się stało? – Spojrzałam na męża z niepokojem.
         - Nie wiem. Musimy być ostrożni. – Wziął mnie za rękę i powoli ruszyliśmy przed siebie, poszukując dalszych śladów. Wtedy dostrzegłam drugi kołek, wbity w takim samym ułożeniu jak poprzedni.
         - On wskazuje nam kierunek – stwierdziłam.
         - Uważaj, najdroższa. To może być pułapka. Wampiry są bardzo przebiegłe.
         - W takim razie ja pobiegnę przodem i sprawdzę – postanowiłam. Puściłam jego dłoń.
         - Nie, nie zgadzam się! Miałaś się nie narażać!
         - Nic mi nie grozi, wracam za pół minuty. – Zanim zdążył mnie powstrzymać, już biegłam w wampirzym tempie we wskazywanym przez kołek kierunku. Dotarłam do skraju lasu i zatrzymałam się raptownie.
         Stał tam wysoki, umięśniony wampir. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to jego twarz. Pokryta była bliznami, jakby ktoś oblał go wrzątkiem. Ponieważ taka rana szybko by mu się zagoiła, stwierdziłam, że musiała to być święcona woda. Dopiero potem dostrzegłam, że wampir trzyma jakiegoś człowieka. To był Pierre. Łowca był nieprzytomny, zwisał bezwładnie z jego ramienia.
         Śmiało ruszyłam do przodu. Na myśl, że Pierre może już nie żyć, czułam żal i frustrację. Przyjrzałam się uważnie i dzięki mojemu wampirzemu wzrokowi dostrzegłam, że oddycha. Poczułam ulgę.
         Wampir stał nieruchomo i czekał, aż się przybliżę. Zatrzymałam się dopiero kilka kroków przed nim.
         - Kim jesteś? – spytał. Miał miły głos, jakże inny niż on sam! Musiałam szybko coś wymyślić, inaczej zabije Pierre'a. Spojrzałam w jego oczy i przeszedł mnie dreszcz przerażenia. Były błękitne, ale jednocześnie takie zimne, jakby przeszywał na wskroś soplem lodu. Myślałam, że Romuald ma złe oczy. Wzrok tego wampira był o stokroć gorszy. Samo zło, wyzute z uczuć – tak można było to określić.
         - Mam na imię Amanda i jestem głodna. Daj mi tego człowieka – powiedziałam. Wiedziałam, że prośbą nic nie zdziałam. Musiałam udawać. To potrafiłam doskonale; skoro tak dobrze szło mi pozowanie na człowieka, to czemu nie miałabym grać złego wampira?
         - Nie rozśmieszaj mnie. Czemu niby miałbym ci go dać? – spytał wampir z rozbawioną miną.
         - Jesteś tym krwawym wampirem, który zabija kobiety i dzieci? – spytałam. To musiał być on. Patrzyłam na niego spokojnie. Nie wolno mi było okazywać strachu. Zaraz przyjdzie Edmund i go zabije...
         - Czyżbym stał się sławny? – Oparł się niedbale o drzewo, wciąż trzymając Pierre'a .
         - Tak... wiele o tobie słyszałam. – Podeszłam bliżej, zatrzymałam się dwa kroki przed nim. – Daj mi go. – Przezwyciężyłam wstręt, jaki czułam patrząc mu w oczy i spojrzałam. Nie miał gorącej krwi, więc miałam przewagę. – Oddaj mi go – powtórzyłam. Ujrzałam złość w jego oczach. Nie było w nich strachu, tylko wściekłość. W zasadzie to nie powinnam się dziwić. Psychopaci nie odczuwają lęku, a wampir, który stał przede mną, najwyraźniej właśnie taki był.
         - Masz moc – syknął. Odrzucił Pierre'a, jego ciało uderzyło o ziemię. Powstrzymałam się przed rzuceniem się do przyjaciela. Powoli cofnęłam się w jego stronę, nie odwracając oczu od wampira. Widziałam żądzę mordu w jego wzroku. Nagle znikła. Uśmiechnął się, a przez jego zimne oczy uśmiech ten był przerażający.
         - Możesz go sobie wziąć. Ja wezmę drugiego łowcę. Zdaje się, że przyszedł po śladach, które dla niego zostawiłem. – Pojęłam, że to faktycznie była pułapka. Krwiopijca śmignął mi przed nosem. Ujrzałam Edmunda, gotowego do ataku. Wampir zatrzymał się tuż przed nim, odsłaniając kły.
         - Nie! – zawołałam odruchowo.
         - Drugiego też chcesz dla siebie? Aleś ty zachłanna, gorącokrwista wampirzyco! – roześmiał się szyderczo.
         - Zostaw go. – Znalazłam się tuż obok Edmunda, próbując przechwycić wzrok wampira. – Jest mój – powiedziałam stanowczo, zresztą zgodnie z prawdą.
         - Proszę bardzo! Chętnie popatrzę, jak cię zabija! To może być ciekawe. A potem ja go zabiję – stwierdził. Edmund ruszył w jego kierunku, nie patrząc w moją stronę.
         - Zdaje się, że ten smaczny kąsek woli trudniejsze zadania! – Stał spokojnie, czekając na atak Edmunda. Nagle, zanim zdążyłam się spostrzec, rzucił się w jego stronę. Łowca zrobił unik, ale okazało się, że atak wampira był mylący; znalazł się tuż za moim mężem, wykręcając mu ręce i przykładając sztylet do gardła. – Tak się to robi.
         - Wampirzy wojownik... – szepnął Edmund. Poczułam, jak moje ciało paraliżuje strach, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać.
         - Po co ci sztylet? – zapytałam, starając się, aby mój głos nie zadrżał. – Masz przecież kły.
         - Kły wystarczą zwykłym wampirom. Ja wolę sztylety. Nie zbliżaj się – uprzedził mnie, gdy zrobiłam krok w jego stronę.
         Strach o życie męża wytrącił mnie z równowagi.
         - Zostaw go, powiedziałam! – Bezskutecznie próbowałam przechwycić jego wzrok. Nagle wampir pochylił się i ukąsił Edmunda w szyję. Niewiele myśląc, rzuciłam się na niego, odrywając go od ciała ukochanego. Krwiopijca szybko odzyskał przewagę. Złapał mnie za ramiona i cisnął o drzewo. Poczułam ból przeszywający moje ciało.
         - Amanda! – Usłyszałam przerażony głos Edmunda.
         - Nic mi nie jest! – zawołałam prędko, zrywając się na nogi. Ból powoli mijał. Czułam krew męża, jej słodki zapach. Wampir z pewnością też ją czuł.
         - A więc teraz nasłali na mnie wampirzycę? Pardi! Sprytnie! – Jego oczy błyszczały niesamowicie, widziałam w nich żądzę krwi. Rzucił się na rannego Edmunda. Natychmiast pobiegłam w jego stronę, ale złapał mnie za ręce, pchnął na drzewo i ścisnął za gardło. Starannie omijał mój wzrok.
         - Twoja moc nic tutaj nie pomoże. Jesteś tylko słabą, bezbronną dziewczynką! Ileż ty masz lat? Ze trzydzieści? Naprawdę sądziłaś, że zdołasz mnie pokonać?
         Z oczywistych względów nie mogłam odpowiedzieć. Próbowałam oderwać jego ręce od gardła, lecz bezskutecznie. Był silniejszy.
         Nagle puścił mnie i odskoczył w bok. Ujrzałam Edmunda z uniesionym kołkiem, który zatrzymał się nade mną w ostatniej chwili. Z jego szyi płynęła krew. Wampir wykorzystał chwilę jego dezorientacji i pchnął go na ziemię. Następnie wyjął zza pasa gruby sznur i przycisnąwszy mnie do ziemi, związał mi ręce.
         - Później się tobą zajmę – mruknął. Nie byłam w stanie się bronić. Podczas gdy mnie wiązał, mój mąż zdołał podnieść się z ziemi, ale był już bardzo osłabiony z powodu upływu krwi. Próbowałam się uwolnić; bałam się, że nie zdążę na czas. Wampir był już przy Edmundzie, rozbroił go i w chwili, kiedy sięgał zębami do jego szyi, znieruchomiał i cofnął się gwałtownie. Na jego twarzy malowało się zdumienie.

1 komentarz:

  1. justilla
    10 marca 2010 o 13:55

    Uff, dobrze że Amanda jakoś wybrnęła. Ale to zakończenie! Tyle możliwości, a nie wiem najważniejszej – czy przeżyją, a dokładniej – Pierre no i Edmund. Czekam niecierpliwe na kolejny rozdział…
    Odpowiedz
    ~Ashley
    10 marca 2010 o 15:28

    NIĄ SIĘ ZAJMIE?!?! Bo zaraz wyciagnę TurboDymoMana z kieszeni, i jak go wrzucę na tego wampira…. Oby Pierre i Edmund przeżyli… Please… Dramaty x__X Czekam na NN
    Odpowiedz
    ~Aine
    10 marca 2010 o 15:42

    Zdumienie? Jakie zdumienie? Jest tyle możliwości, żadnej nie mogę wziąć na poważne… Kobieto, pisz szybko, po skończyłam czytać minutę temu, a już zżera mnie ciekawość!Pozdrawiam!Aine
    Odpowiedz
    ~Avven
    10 marca 2010 o 17:14

    W takim momencie?! no przyznaje, że czegoś takiego się nie spodziewałam. Zaczynam współczuć temu Edmundowi i Amandzie ;) Przez ciebie ich życie nie może być spokojne ;) choć mnie się takie coś podoba :D Z ogromną niecierpliwością czekam na dalszy ciąg… ciekawa jestem czy mnie zaskoczysz ;) :DPozdrawiam i całuję :*:*
    Odpowiedz
    ~Serina
    10 marca 2010 o 20:07

    Pierre musi przeżyć! Pierre musi przeżyć!Bo jak nie, to… Coś wymyślę. Jak Ty potrafisz trzymać w napięciu! Co ten wampir zobaczył, że tak się przeraził? Zgraję łowców? Zgraję wampirów? Romualda? Fajnie, że Amanda nie chce mu odebrać władzy, bo Romuald byłby wściekły, ale byłoby go z drugiej strony więcej… Zobaczymy, co tam jeszcze ciekawego wynajdziesz xD. Wierzę, ba!, wiem, że to będzie jak zawsze intrygujące i ciekawe. A ten rozdział skończyłaś w takim momencie! W każdym razie, dodam na końcu jeszcze: Pierre musi przeżyć!, a teraz idę sobie, bo zadanie klasowe z języka polskiego czeka cierpliwie, muszę je poprawić, sprawdzić, czy powtórzeń jakich nie ma i te inne pierdółki. Całuję, Serina. I jeszcze wena życzę, żebyś szybko następny rozdział dodała i nie trzymała więcej czytelników w niepewności ^^. Powodzenia i wena przy pisaniu!
    Odpowiedz
    ~Geass
    10 marca 2010 o 21:29

    Ale skoki akcji! Raz wszystko pięknie, wybierają się na polowanie, a zaraz potem taka heca :D Pierra polubiłam, to sympatyczna postać i mógłby przeżyć, reszta bohaterów oczywiście też :D Ach. ale się dzieje!
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    12 marca 2010 o 09:15

    Wow! Raz jest pięknie i cudownie, by za chwilę stało się coś złego. Ale Amanda to dzielna kobitka! Mam nadzieje, że wszyscy przeżyją.Kurcze tyle się działo, tyle napięcia. Świetny rozdział kochana! ;*
    Odpowiedz
    justilla
    12 marca 2010 o 15:37

    U mnie nowa recenzja xD Mam nadzieję, że może jutro będzie nowy rozdział, tak bym chciała aby Pierre i Edmund przeżyli, choć po tym co pisałaś to mam pewne obawy…
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    11 lipca 2011 o 13:17

    No, proszę. Teraz pewnie znowu jakaś akcja z Edmundem. xD Zacznę od tego, że uwielbiam kiedy ta zakochana para się przekomarza. Tak świetnie wtedy wyglądają! xD Po wyjściu z cmentarza rozegrałaś bardzo dobrą akcję, która niesamowicie mnie zaciekawiła i zaraz kończę, ponieważ już nie moge się doczekać dalszego ciągu. Żądny krwi wampir jest przerażający, nie powiem. ;D I jak widać Amanda jest jeszcze za młoda, by dać sobie z nim radę. Ale trzymam kciuki, żeby jej się udało. I oczywiście uratowała swoją połówkę oraz Pierre’a! xD „Pardi!” – za każdym razem, gdy czytam to przekleństwo,śmieję się. :)

    OdpowiedzUsuń