Rozdział XIV - Szczęście to chwila

4.03.2010
 
        - No, moja droga, pora do łóżka! – Odwróciłyśmy się obie, ja i Karolina. W drzwiach stała Amy.
         - Najpierw muszę się dowiedzieć, czy Amanda uciekła z Juanem! – Dziewczyna założyła ręce i spojrzała na matkę stanowczym wzrokiem.
         - No dobrze, ale za godzinę masz już spać. Jutro rano jedziemy na dworzec po twojego brata, poza tym trzeba przygotować dobry obiad, bo przyjeżdża też…
         - Wiemy, wiemy, przecież dzwonił dzisiaj. Wstanę rano – obiecała Karolina. Po jej wyjściu westchnęła.
         - Czy wszystkie matki takie są? – spytała mnie.
         - Zdecydowana większość – zapewniłam ją z uśmiechem i wróciłam do przerwanego momentu.


         Na progu stał Erik. Patrzył na Juana groźnym wzrokiem.
         - Ostatni pocałunek? – zapytał ironicznie. – Masz szczęście, że to nie Edmund tutaj stoi, bo już byś leżał z kołkiem w piersi!
         - Eriku, to moja wina – przyznałam. – Widzisz, jeśli wyjdę teraz za Edmunda, łowcy go zabiją! Albo Romuald, bo już wie o wszystkim od Lary. Juan przyszedł nas ostrzec. Zaproponował, że wyjedziemy do Hiszpanii – wyjaśniłam mu wszystko jednym tchem.
         - Chcesz uciec sprzed ołtarza? W dzień ślubu? Od Edmunda? – Mój opiekun wpatrywał się we mnie zdziwiony. – Z Juanem?
         - Ale to nie tak! – zawołałam. – To dla dobra Edmunda, grozi mu teraz niebezpieczeństwo!
         - A jak uciekniesz, to już mu nie będzie grozić? Nie pomyślałaś, co zrobi wtedy Edmund? Postaw się w jego sytuacji. Jak uważasz, co jest gorsze – narażenie życia czy ukochana, która ucieka z innym w dzień ślubu? Ale cóż, jeśli chcesz odejść z Juanem, ja ci tego nie zabronię. Jeśli będziesz szczęśliwa…
         Zawahałam się. Nagle zadałam sobie sprawę, że Erik miał rację. A ja naiwnie dałam się podejść Juanowi, któremu zależało tylko na własnym celu! Chociaż, z drugiej strony, wampir też miał trochę racji. Narażałam życie Edmunda.
         Juan, widząc moje wahanie, podszedł do Erika ze wściekłą miną.
         - Musiałeś wszystko popsuć? Myślałem, że jesteś po mojej stronie!
         - Nie pozwolę ci jej unieszczęśliwić! – zawołał mój opiekun.
         - Ze mną będzie szczęśliwa – zaprotestował Hiszpan.
         - Czyżby? – Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Nagle Juan odwrócił się do mnie.
         - Chodź ze mną. Łowca będzie bezpieczny, ty też…
         - A skąd ta pewność? – przerwał mu Erik. – Pamiętaj, Amando – zwrócił się do mnie – serce łatwo złamać. Skleić trudniej…
         Przenosiłam wzrok od jednego do drugiego, zdezorientowana. Nagle nabrałam pewności, że to Erik miał rację. Złamałabym serce ukochanemu i sobie przy okazji.
         - Będę pić tylko krew zwierząt – powiedział nagle Juan. – Nigdy już nie zabiję człowieka. Tylko chodź ze mną… - Wyciągnął rękę.
         Usłyszałam stukot kół na zewnątrz. Zerknęłam przez otwarte okno. Zapadł już zmierzch i oto przyjechał mój ukochany. Serce mocniej mi zabiło na samą myśl o Edmundzie.
         - Wyjadę, jeśli będzie trzeba – zadecydowałam. – Ale tylko z Edmundem.
         Erik uśmiechnął się z ulgą. Juan zaś opuścił rękę, zamknął oczy i westchnął. Chyba pogodził się z przegraną.
         - W takim razie żegnam. – Dotknął mojego policzka. W jego oczach widziałam żal. Czyżby naprawdę mnie kochał? Miałam nadzieję, że nie. Dla jego własnego dobra. – Odnajdę cię za jakieś sto lat, Amando. Nie zrezygnuję z ciebie tak łatwo – obiecał.
         Usłyszałam, jak mój łowca wchodzi po schodach. Wciąż patrzyłam na Juana.
         - Przepraszam – szepnęłam. – Za sto lat… dobrze. Przyjdź. Będę czekać – powiedziałam spontanicznie. Jego szmaragdowe oczy napełniły się nadzieją. Usłyszałam, jak drzwi się otwierają, odwróciłam się i ujrzałam mojego narzeczonego. Poczułam lekki powiew wiatru obok siebie; w tym samym momencie, gdy wszedł łowca, Juan zniknął. Jedynie okiennice lekko się zakołysały w chwili, gdy wampir je mijał, skacząc przez okno.
         - Witaj, moja piękna wampirzyco. Wyglądasz cudownie. Gotowa? – spytał  z uśmiechem.
         - Jeszcze chwilkę. Zawołasz Lidię? – poprosiłam Erika. Skinął głową. Wyszedł razem z Edmundem.
         Lidia ułożyła mi loki, spinając je lekko do tyłu, a część opadała mi delikatnie na plecy. W końcu wyszłam i powoli zeszłam ze schodów. Na dole czekał na mnie mój przystojny mężczyzna. Ubrany był w jasną, jedwabną koszulę, proste rękawy, nieco marszczone, do tego ciemnoniebieskie spodnie. Włosy miał starannie ułożone, a na jego twarzy gościł uroczy uśmiech. Najpiękniejsze były oczy, błyszczały szczęściem. Przez chwilę zatopiłam się w nich tak głęboko, że gdy wziął mnie za ręce, poczułam jego miłość. Ogarnęło mnie tak wspaniałe i niezwykłe uczucie, że nie byłam w stanie się ruszyć.
         - Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? – zaniepokoił się Edmund.
         - Tak… poczułam twoją miłość, wiesz? – Objęłam go za szyję i przytuliłam się do niego. Nie mogłam uwierzyć, że chciałam go zostawić.
         „Tylko nie mów mu o Juanie”, usłyszałam głos Erika w swojej głowie. Zgodziłam się z nim, a sumienie uspokoiłam tym, że kiedyś mu powiem, ale na pewno nie dzisiaj.
         Wsiedliśmy do powozu i pojechaliśmy do kościoła. Ciemności rozjaśniały księżyc i latarnie, a ta noc majowa była bardzo ciepła. Ślub w owych czasach różnił się nieco od współczesnego. Kiedy weszliśmy do kościoła, powitał nas wspaniały śpiew chóru; dowiedziałam się później, że to Pierre wszystko zaplanował. W kościele było sporo ludzi, których nie znałam. Wszyscy zebrali się, aby być świadkami naszego ślubu. 
   Najpierw odbyło się święcenie obrączek ślubnych. Potem pokropiono nas święconą wodą (dobrze, że na mnie nie działała). Następnie duchowny przystąpił do celebracji obrzędu. Zapytał nas, czy wyrażamy chęć zawarcia małżeństwa. Odpowiedzieliśmy twierdząco.

   Po mszy kapłan złączył nasze ręce stułą i nadszedł czas przysięgi. Nie było wówczas ustalonej formuły; każdy z narzeczonych mówił to, co mu serce dyktowało.
   - Przysięgam ci, że zawsze będę przy tobie, będę cię miłował, a ty będziesz mi jedyną, aż do śmierci. – Mówiąc to, patrzył mi w oczy.
   - Przysięgam, że będę cię kochać, będę ci wierna i nigdy cię nie opuszczę, aż do… śmierci. – Ostatnie słowa wypowiedziałam z lękiem. Wiedziałam przecież, że kiedyś umrze, ale nie chciałam o tym pamiętać.
   Wymieniliśmy się obrączkami, a ksiądz przykrył nas welonem i pobłogosławił. Byliśmy małżeństwem.
   Byłam żoną, a on był moim mężem. Powoli docierało to do mojej świadomości. Wszystkie złe myśli zeszły na dalszy plan. Został tylko on – i ja.
   Przyjęcie weselne było raczej skromne. Gośćmi byli Erik, Pierre oraz nasi sąsiedzi, którzy uważali nas za dziwaków, jednakże chętnie zgodzili się uczestniczyć w uczcie weselnej. W sumie około czterdziestu osób. Agnes i Lidia popisały się swoimi umiejętnościami kulinarnymi; szkoda, że ja nie mogłam spróbować ich wyrobów. Do tego były najlepsze trunki, tańce…
   Goście rozeszli się dopiero o świcie, my oczywiście już wcześniej się wymknęliśmy. Po ślubie powinien odbyć się rytuał przeprowadzki panny młodej do domu męża, lecz już wcześniej uzgodniliśmy, że na razie zamieszkamy z Edmundem u Erika.
   Rano, zmęczeni, poszliśmy spać. Trumnę zastąpiło szerokie, małżeńskie łoże z baldachimem. Nasza sypialnia była na piętrze, okna zasłonięte ciemnym płótnem. Zasnęłam momentalnie wampirzym snem; kiedy się ocknęłam, mojego męża już nie było. Okazało się, że minęło dopiero południe, ale chętnie wstałam z łóżka, aby cieszyć się nową drogą życia, na którą wkroczyłam. Wieczorem zaś nadeszła, tak długo oczekiwana, noc poślubna. Cieszyłam się, że Edmund zna moją przeszłość, bo dzięki temu nie musiałam niczego mu tłumaczyć. To była jedna z najpiękniejszych nocy w moim życiu.
   Cóż, nie była wolna od wpadek. Ukąsiłam wówczas Edmunda w szyję – zupełnie nieświadomie i gdy poczułam smak jego krwi, przestraszyłam się. Mój mąż zapewnił mnie szybko, że nic się nie stało, a ja starałam się bardziej nad sobą panować i już nigdy więcej się to nie zdarzyło. Jednak smak krwi ukochanego pozostał; okazało się, że dzięki temu potrafiłam go wyczuć nawet, kiedy był jeszcze bardzo daleko.
   Byłam szczęśliwa. Mieszkaliśmy u mojego opiekuna, choć Edmund chciał kupić jakiś dom; była to bowiem kwestia męskiej dumy. Erik przekonał go, żeby odłożył plany na później i obiecał nie wtrącać się w nasze sprawy. Wiedziałam, że chce mieć mnie przy sobie, a ponieważ, ogólnie rzecz biorąc, zawsze dawał mi swobodę i rzadko kiedy narzucał swoje zdanie, mój łowca zgodził się, że zostaniemy.
   Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Szczęście to tylko ulotna chwila, która pojawia się, wyciska z życia ile się da i ucieka w nieznane… Nasze szczęście też nie trwało długo. A przynajmniej nie tak długo, jakbym chciała. Pojawiły się problemy, które przewidział Juan. Łowcy donieśli na Edmunda, musiał więc pójść do władz miasta i się wytłumaczyć. Gdyby nie to, że był jednym z najlepszych łowców, pewnie miałby poważne problemy. Na szczęście udało mu się wyjść z tego cało; przysiągł jedynie, że małżeństwo ze mną nie przeszkodzi mu w pracy i nadal będzie zabijał wampiry pijące ludzką krew. Oczywiście nie powiedział im o Eriku, wolał sprytnie ominąć ten temat.
   - W naszym obozie raczej by to nie przeszło, ale tutaj jakoś udało mi się ich przekonać, że ty nie tylko nie zabijasz ludzi, ale pomagasz też w zabijaniu wampirów – wyjaśnił mi Edmund.
   - Gdybym naprawdę zabijała inne wampiry, Romuald wydałby na mnie wyrok śmierci – odparłam.
   - Tak, ale oni o tym nie wiedzą – uśmiechnął się mój mąż.
   Niebezpieczeństwo nadciągnęło również z drugiej strony. Tydzień po ślubie zostałam wezwana przed oblicze władcy – Romuald chciał się ze mną widzieć.
   - Myślisz, że chce mnie ukarać? – spytałam Erika. – Powinnam pójść?
   - Oczywiście, że powinnaś. Nie masz nic na sumieniu, więc możesz śmiało iść – uspokoił mnie mój opiekun. – Pójdę z tobą.
   Edmund był zdecydowanie przeciwny temu pomysłowi; wiedziałam, że bał się o mnie. Tym bardziej, że nie mógł iść ze mną, aby mnie chronić.
   Tej samej nocy przyjechał po nas śnieżnobiały powóz z czerwonym herbem; przypomniałam sobie wówczas, że Romuald lubi biel. Powóz zawiózł nas do zamku władcy, tam gdzie odbywał się tak dobrze zapamiętany przeze mnie bal. Powróciły złe wspomnienia, ale szybko się z nich otrząsnęłam. Teraz byłam wampirzycą, a nie bezbronną dziewczynką. Od tamtego czasu wiele się zmieniło.
   - Witajcie, moi drodzy. – Romuald osobiście wyszedł po nas na dziedziniec. – Już się nie mogłem doczekać waszej wizyty.
   Patrząc na niego swoimi wampirzymi oczami stwierdziłam, że nic się nie zmienił. Jasne włosy miał elegancko zaczesane do tyłu, a w jego piwnych oczach nadal czaiło się zło, tylko teraz widziałam to jeszcze wyraźniej. Ubrany był na biało, wszystko schludne, pełna elegancja.
   - Wzywałeś nas – powiedział sucho Erik.
   - Tylko Amandę. Ale spodziewałem się, że nie puścisz jej tu samej. Wejdźcie. – Gestem dłoni zaprosił nas do środka. Zaprowadził do salonu, który był ze trzy razy większy od naszego i bardziej okazały. No cóż, należał w końcu do władcy…
   - Siadajcie – zaproponował i sam usiadł w fotelu. Denerwowała mnie ta jego sztuczna uprzejmość. Erik skinął na mnie, abym usiadła i sam zrobił to samo.
   - Czemu mnie wezwałeś? – Jako pierwsza przerwałam ciszę.
   - Słyszałem, że wyszłaś za mąż. – Spojrzał znacząco na obrączkę na moim palcu. – I to za łowcę wampirów! Mam rację?
   - Tak – odparłam śmiało.
   - I razem z nim zabijasz teraz inne wampiry? – Jego oczy pociemniały niebezpiecznie.
   - Nie! – zaprzeczyłam natychmiast. – Nigdy nikogo nie zabiłam.
   - Amanda wyszła za mąż, gdyż rozpracowuje metody łowców – chce zostać wampirzym wojownikiem i móc z nimi walczyć – wtrącił Erik. Spojrzałam na niego ze zdumieniem. Stwierdziłam, że nie potrafi zbyt dobrze kłamać.
   - Walczyć? Z tego co wiem, przyjaźni się z łowcami! Tylko po co? – Błyskawicznie zerwał się, zbliżył do mnie, pochylił i spojrzał mi w oczy. – A może po to, by zabić władcę wampirów i przejąć władzę? Może knujesz spisek?
   Nagle pojęłam. Romuald Dragon boi się o swoją pozycję! Wstałam powoli, cofnęłam się o krok i uśmiechnęłam ironicznie.
   - Większość tych łowców najchętniej pozbyłaby się mnie i mojego męża. Na władzy mi nie zależy; mam już to, czego potrzebuję. Pragnę tylko spokojnego życia z Erikiem i Edmundem… - Wzruszyłam ramionami.
   - Skoro tak, to uklęknij i przysięgnij mi posłuszeństwo – nakazał wampirzy władca. Wpatrywał się w moje oczy, a ja poczułam, że powinnam to zrobić. Instynktownie sprzeciwiłam się temu przymusowi, zaciskając mocniej zęby i starając się nie odwracać wzroku. Poczułam w sobie wewnętrzną siłę, która wyrywała się na zewnątrz.
   Oczy Romualda początkowo wyrażały zdumienie, które po chwili przerodziło się we wściekłość. Mierzyliśmy się wzrokiem; żadne nie chciało ustąpić. Dwoje wampirów z gorącą krwią.
   Nagle poczułam, jak Erik łapie mnie za ramię.
   - Zrób to, Amando. Klęknij i przysięgnij – szepnął mi do ucha.
   Westchnęłam i zrobiłam to. Dla Erika. Uklękłam i czekałam na dalsze polecenia.
   - Przysięgnij, że będziesz mi posłuszna i nigdy nie podniesiesz na mnie ręki – nakazał wampir. Wszystko we mnie buntowało się przeciwko takiemu upokorzeniu, ale Erik spojrzał na mnie znacząco, westchnęłam więc ponownie i powiedziałam:
   - Przysięgam, że będę ci posłuszna i nie podniosę na ciebie ręki, o ile nie zagrozisz życiu tych, których kocham.
   Po tych słowach zapadła cisza. Czułam, że nie mogłam powiedzieć inaczej.
   - A więc, jeśli zagrożę życiu jakiemuś łowcy… - Pochylił się nade mną, szczerząc kły.
   - Jeśli zagrozisz mojemu mężowi albo opiekunowi – poprawiłam go, patrząc mu w oczy. O Pierre wolałam nie wspominać; skoro go nie znał, to lepiej go w to nie mieszać. Wiedziałam, że jego też bym broniła, bo przez to, że był przyjacielem Edmunda, był także i moim.
   Wampirzy władca wyprostował się gwałtownie, jego oczy płonęły gniewem. Zrozumiałam, że grozi mi niebezpieczeństwo.

2 komentarze:

  1. ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    5 marca 2010 o 10:51

    Ten rozdział był kapitalny! Co podobało mi się najbardziej? Oczywiście ślub i ich przysięgi. To było piękne kiedy Amanda czuła miłość ukochanego! No i tak końcówka. Czuję, że zapowiada się coś naprawdę strasznego. Świetnie to wymyśliłaś!
    Odpowiedz
    ~Ashley
    5 marca 2010 o 14:01

    Nie no, jak ja lubię śluby! Te przysięgi wymiatały >D A te ostatnie słowa… jak się do tego wyrażę? wiać, wiać, wiaaaać! Ratunku i pomocy, wampirze oczy są zUe x__X
    Odpowiedz
    ~Shine
    5 marca 2010 o 16:13

    hej nie musisz mnie już informować bo nie chce mi się już tego czytać. zresztą tak na prawde nie przeczytałam jeszcze żadnego rozdziału tylko tak mówiłam. nie obraź się , przepraszam papa;*
    Odpowiedz

    ~Natalia
    5 marca 2010 o 18:00

    Trochę się przykro robi, jak się czyta taki komentarz. Przecież ja nikogo nie zmuszam do czytania. Czy ktoś jeszcze pisze tu bezmyślne komentarze, nie czytając? Tylko po to, abym zainteresowała się jej blogiem? Cenię szczerość i czytam też blogi tych, którzy nie czytają mojego, jeśli mnie jakaś opowieść zainteresuje – więc po co kłamać?:(
    Odpowiedz

    ~Aine
    5 marca 2010 o 19:04

    Rzeczywiście, przykro się robi, kiedy czyta się takie komentarze. Ale ja przysięgam! Czytam „Gorącą krew”. Może nie od samego początku, ale znam bohaterów i historia bardzo mi się podoba. Tak też było z tym rozdziałem. Kapitalny!Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    justilla
    5 marca 2010 o 19:32

    Szkoda takich ludzi co dla popularności bloga kłamią innym. Ach, ale w końcu ślub! Całe szczęście, że na początku rozdziału wszedł Erik, zresztą podobało mi się stwierdzenie co by było gdyby to był Edmund xD Szczęście to chwila, a Romuald to egoistyczny cham :/ Ja tak uwielbiam tego łowcę, a tu takie coś. Błagam, Natalio, niech to ma szczęśliwe zakończenie…
    Odpowiedz
    ~Serina
    5 marca 2010 o 20:05

    Aaaaaa! Romuald!Wybacz taką reakcję. Nie mogłam się powstrzymać. Uwielbiam Romualda… Ale Ty chyba zresztą o tym wiesz ;D. Biedny Juan. Naprawdę, jak Amanda go odrzuciła… Ale jest szczęśliwa z Edmundem, więc jak dla mnie na razie może być. A pod koniec poprzedniego rozdziału już się bałam, że to Edmund… Poważnie. Całkiem go teraz lubię, przy bliższym poznaniu. Ale nie dorówna Romualdowi, Juanowi i Pierre’owi. O tak ^^. Ale, ale! Zwolnij trochę z tą akcją! Za szybko, zdecydowanie. Ledwo ślub, już problemy z Romualdem. Oprócz tego jest dobrze, ale zabrakło mi opisów ślubu i wesela. Za mało coś ich było.Pozdrawiam.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    5 marca 2010 o 20:28

    Wiem, że szybko idzie akcja, ale moja opowieść ma mieć planowo około XIV części, więc jakbym się przy jednym ślubie zaczęła rozpisywać, to całą opowieść bym ze trzy lata pisała:D A w przyszłym rozdziale będzie jeszcze szybciej… Juan jeszcze się pojawi, nie martw się (przecież obiecał Amandzie, że wróci za 100lat :) Ps. A ze ślubem to jeszcze nic straconego:) nadrobię:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Budoko
    5 marca 2010 o 20:09

    Serina, marudo. Jest wspaniale!Ja się będę czepiać jedynie częstości dodawanych rozdziałów. Ale w sumie wiem jak to ciężko, więc podziwiam że wrzucasz w terminie :)OH ERIK! KOCHAM CIĘ! xD
    Odpowiedz
    ~Avven
    5 marca 2010 o 20:53

    Piękny rozdział. Zaskoczyłaś mnie. Myślałam, że to Edmund tam stał ;) Ale fajnie, że mnie zaskoczyłaś. Lubię niespodzianki i takie rozwiązanie jest ciekawsze ;) Jestem ciekawa co czeka Amandę. Na pewno nie będzie łatwo ;) No cóż czekam niecierpliwie na dalszy ciąg…Pozdrawiam i całuję :*:*
    Odpowiedz
    ~Geass
    6 marca 2010 o 13:26

    Całe szczęście, że Amanda się opamiętała i nie uciekła z tym Juanem. Dobrze, że ma takiego Erika co to zawsze jej pomoże ;) Przeglądnęłam opisy bohaterów, bardzo fajnie, że sie pojawiły ;)
    Odpowiedz
    justilla
    6 marca 2010 o 14:59

    15 części? Oj, kobieto jakie ambicje, zwłaszcza, że jesteś dopiero przy 2, no może blisko 3 :) No cóż, zapewne będę rozczarowana, ale skoro, jak mówisz, Amanda będzie szczęśliwa, to ja się gniewać (zbyt mocno) nie będę ;)
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    11 lipca 2011 o 13:16

    Przypuszczałam, że do pokoju wejdzie Erik i tak było. Na szczęście znowu odkecił wszystko. Ale by było bałaganu, gdybyś go nie umieściła w fabule. :) Amanda złożyła nieopatrznie obietnicę Juanowi. Pewnie w przyszłości coś z tego wyniknie. xD Jakże pięknie musieli razem wyglądać na ślubie! ^^ Chciałabym ich widzieć. Romuald nadal stracha się o swoją władzę, ponieważ widzi, że Amanda jest dużo silniejsza od niego. Wie chłop (tzn. wampir) z kim ma do czynienia. ;) Ale nasza wampirzyca nie dała się ogłupić i zmieniła przysięgę, co jest bardzo w jej stylu. xD

    OdpowiedzUsuń