CZĘŚĆ III - ANGLIA

1.04.2010

  Zamilkłam na chwilę. Nikt się nie odzywał; panowała cisza. Przerwała ją Karolina.
   - To było sześćset siedemdziesiąt dwa lata temu! Aż trudno w to uwierzyć, że masz już tyle lat.
   - Wiem, wiem, nie wyglądam – roześmiałam się. – Jak na swój wiek, chyba całkiem dobrze się trzymam! – Rozległy się rozbawione chichoty.
   - Ach, dobrze, że wspomniałyście o wieku! – powiedział nagle mój mąż. – Byłbym zapomniał – mam coś dla ciebie, Karolinko. – Wyjął pięknie opakowany prezent, złożył jej życzenia i podał jej. – Co prawda, twoje urodziny były trzy dni temu, więc prezent spóźniony, ale szczery.
   Dziewczyna z podziękowaniami odpakowała podarunek. Okazało się, że dostała książkę "Krucze wrota" i duży pamiętnik.
     - Skąd wiedziałeś, że chciałam przeczytać tą książkę? Dziękuję! – Wyściskała go z radością.
     - Amy mi doradziła.
     - Ja też mam coś dla ciebie – powiedział nagle brat Karoliny.
     Po wręczeniu prezentów i złożeniu życzeń, dziewczyna przypomniała sobie o opowieści.
     - Co było dalej? Jak już dotarłaś do Anglii?
     - Zanim dotarłam, czekała mnie jeszcze podróż statkiem. Nie obyło się bez przygód, gdyż okręty nie były wówczas takie szybkie jak teraz. Obecnie podróż z Francji do Anglii trwa od dwóch do pięciu godzin, nam zajęło to prawie siedem.
     - No to opowiadaj! – ponagliła mnie Karolina, a ja uśmiechnęłam się i wróciłam do czternastego wieku.

Rozdział I - Czosnek

   Wypłynęliśmy o zmierzchu. Pożegnałam się z Pierre'em, który życzył mi powodzenia i prosił, bym na siebie uważała. Przyrzekł, że kiedyś popłynie do Anglii i mnie odwiedzi. Obiecałam mu to samo. Nie wiedziałam, kiedy wrócę do Francji, ale czułam, że wrócę.
   Ponieważ już od roku trwała wojna – a była to słynna wojna stuletnia – trudno było dostać się do Francji. Aczkolwiek dla Erika nie było chyba rzeczy niemożliwych. Zapłacił komu trzeba, uruchomił liczne znajomości i płynęliśmy do Anglii – właściwie nielegalnie.
   Stałam na pokładzie statku i patrzyłam na oddalający się ląd. Czy będę tęsknić? Być może. Spędziłam tutaj dwadzieścia sześć lat swojej egzystencji.
   Popatrzyłam, jak marynarze uwijają się przy żaglach. Podszedł do mnie Erik.
   - Co teraz? – Stanął obok mnie i objął mnie lekko ramieniem. – Masz jakieś plany? – Patrzył w stronę, w którą płynęliśmy. Spojrzałam tam. Dzięki dobremu wzrokowi bez trudu wypatrzyłam ląd. Anglia.
   - Tak, mam. Po pierwsze, chciałabym żyć wśród ludzi, nie wśród wampirów. Ale to musi być rycerstwo, wyższego rodu.
     - Żaden problem. Będziemy musieli udawać Anglików; z powodu wojny jako Francuzi nie będziemy tam mile widziani. Biorąc pod uwagę, że świetnie znamy ten język, nie będzie to takie trudne. Co do nazwiska – spojrzał na moją purpurową suknię – jestem hrabia Erik Crimson, a ty jesteś moja siostra – Amanda Crimson.
   Uśmiechnęłam się, rozbawiona.
   - Crimson? Szkarłatny? Idealne nazwisko. A herb?
   - Może czerwono czarny gryf? – zaproponował mój opiekun.
   - Otoczony liśćmi dębu? Świetnie! – Wyobraziłam go sobie. – A skąd go weźmiemy?
   - Wszystkim zajmę się na miejscu. Jeszcze jakieś życzenia?
   - Całe mnóstwo! Przede wszystkim, chcę być jedną z dam. Do pozycji księżniczki nigdy nie wrócę, ale jako siostra earl – hrabiego, chciałabym móc oglądać turnieje, chodzić na bale...
   - Turnieje odbywają się w dzień – zgasił mnie Erik. – A na bale trzeba być zaproszonym, musimy więc zawrzeć nowe przyjaźnie wśród rycerstwa. Przede wszystkim, nie mogą domyśleć się, skąd przybywamy. Oczywiście, najlepszy sposób na zaufanie to małżeństwo z jakimś hrabią lub markizem, ale...
   - Czekaj, czekaj. – Nagle przyszedł mi do głowy szalony pomysł. – Właściwie, to czemu nie? Wyjdę za mąż za jakiegoś starszego szlachcica, po jego śmierci zostanę wdową i będę miała zapewnioną pozycję! – Spojrzałam na niego prowokująco.
   - Ale wymyśliłaś. – Potargał mi włosy żartobliwie. Roześmiałam się.
   - Gdzie się zatrzymamy? – spytałam.
   - Mam przyjaciela w Anglii, powinien jeszcze żyć. Na razie zamieszkamy u niego. Potem kupimy jakiś dworek.
   - Hm. Francuskie wampiry będą udawać angielskie rycerstwo! – Pokręciłam głową. Miałam pewne wątpliwości. – Czy nikt nie domyśli się, że jesteśmy wampirami? Przecież nie będziemy w ogóle wychodzić w dzień.
   Zamyślił się na chwilę.
   - Jest taka mało znana choroba, nazywa się fotodermatoza – powiedział po chwili. – Czyli nadwrażliwość na słońce. Ponieważ może być dziedziczna, oboje na nią chorujemy.
   Spojrzałam na niego z podziwem.
   - Świetnie! Jak ty to wszystko wspaniale wymyśliłeś! – Uściskałam go z radością.
   - Przed świtem będziemy na miejscu. Idę porozmawiać z kapitanem.
   Skinęłam głową. Stałam jeszcze przez chwilę, po czym zeszłam pod pokład, do swojej kajuty. Zamiast trumien, które raczej trudno byłoby przetransportować niepostrzeżenie, przewoziliśmy wielkie skrzynie, które miały posłużyć nam za ochronę przed światłem dnia. Razem z nami płynęły Lidia, Agnes i Jack. Ten ostatni krzątał się teraz na statku, rozmawiając z marynarzami. Agnes od razu udała się do kuchni, a Lidia powinna być w kajucie, ale gdzieś znikła.
   - Lidia? – Postanowiłam jej poszukać. Usłyszałam hałas i pobiegłam w tamtą stronę. Ujrzałam swoją służącą w objęciach jakiegoś marynarza. Dziewczyna szamotała się bezradnie, próbując się uwolnić, a drab próbował podwinąć jej sukienkę. Wiedział, że jest niemową, nie mogła wołać pomocy...
   - Ty zawszona gnido! – krzyknęłam. Byłam wściekła. Chciał skrzywdzić moją Lidię? Ze złością oderwałam go od niej i cisnęłam o ścianę. W oczach pokojówki dostrzegłam łzy. To rozdrażniło mnie jeszcze bardziej.
   Złapałam go za ramiona, zaglądając w oczy. Dowiedziałam się, że robił tak za każdym razem, gdy przypływali na ląd. Tyle biednych dziewcząt skrzywdził... Nie powstrzymywałam już dłużej swojej wściekłości. Ukręciłam mu głowę. Na widok krwi ogarnęło mnie pragnienie; wbiłam więc kły w jego szyję.
   Po posiłku upuściłam jego ciało i w myślach wezwałam Erika. Wiedziałam, że zabicie marynarza może okazać się katastrofalne w skutkach. Lidia wciąż stała przy ścianie, drżąca i przestraszona.
   - Już dobrze. Idź do kajuty – nakazałam jej łagodnie. Odwróciła się i pobiegła. Po chwili pojawił się Erik.
     - No i coś ty narobiła – mruknął. Był zły, ale kiedy opowiedziałam mu wszystko, skinął tylko głową. – Idź się przebierz, bo masz krew na sukni. Trzeba ją wyrzucić. – Ostrożnie przeciągnął trupa do jednej z kajut. – Pośpiesz się, niedługo go znajdą! – pogonił mnie.
     - I tak nic nie widać, jest przecież czerwona – stwierdziłam, spoglądając na suknię, ale na widok zniecierpliwienia w oczach opiekuna wolałam z nim dłużej nie dyskutować. Skinęłam tylko głową i poszłam się przebrać. Lidia siedziała i wpatrywała się we mnie z niepokojem.
     - Będzie dobrze – uspokoiłam ją. Założyłam podobną suknię, tylko nieco jaśniejszą z odcieniem różu. Ponieważ mężczyźni zwykle nie dostrzegają odcieni, miałam nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi na zmianę stroju i nie nabierze podejrzeń.
     Poszłyśmy do kuchni, obserwując jak Agnes gotuje. Kobieta rozgadała się na dobre; aczkolwiek kucharz nie miał nic przeciwko temu. Był to starszy, miły człowiek, trochę mrukliwy, ale sympatyczny. Współpraca z moją kucharką dobrze mu szła, dopóki Agnes nie zaczęła go pouczać. Z rozbawieniem słuchałam ich zażartej dyskusji.
     - A co to tak śmierdzi? – spytałam nagle. Poczułam ohydny zapach, od którego zakręciło mi się w głowie.
     - To czosnek – wyjaśnił kucharz. – Nie pachnie zbyt pięknie, milady, ale jest bardzo zdrowy i odstrasza demony.
     - Ach. – Pośpiesznie wyszłam na zewnątrz. Świeże powietrze sprawiło mi ulgę.
     Nagle wszczęto alarm. Wszystkich wywołano na pokład. Zebrała się cała załoga, ja, Erik i moja służba. Dochodziła północ. Księżyc świecił jasnym blaskiem, oświetlając nas.
     - Na statku jest strzyga – oświadczył ponuro kapitan, zakładając ręce.
     Zapadła cisza. Słychać było bicie przerażonych serc. Stwierdziłam, że owa strzyga to pewnie inna nazwa wampira.
     - A co to jest? – zapytałam, udając ostatnią naiwną.
     - Strzyga to demon, żywiący się krwią – wyjaśnił Erik pouczającym głosem. – Czasem przemykają na statkach i wybijają całą załogę. Ale nie martw się, siostrzyczko, nie ma tu żadnej strzygi. – Spojrzał na kapitana ze zmarszczonymi brwiami. – Czemu ją pan straszy?
     - To nie są żarty! Największą obroną przed strzygą jest czosnek. One nie reagują nawet na krzyże, pogańskie potwory! Pływałem niegdyś na pokładzie, na którym było to plugastwo. Gdyby nie czosnek, nie byłoby mnie tutaj teraz! – zawołał. Kucharz pośpiesznie przyniósł kilka pęt tego ohydztwa. "A więc strzyga to nie wampir?" – spytałam opiekuna w myślach.
     "Niezupełnie. Później ci wyjaśnię."
     - Czasem strzyga potrafi przybrać ludzką postać – powiedział powoli zastępca kapitana, patrząc na nas.
     - Coś sugerujesz? – Erik postąpił o krok i podparł się pod boki.
     - Skądże, daj spokój – nakazał kapitan swemu zastępcy.
     - Może wszyscy zjemy po jednym ząbku czosnku? Wtedy będziemy bezpieczni – zasugerował bosman.
     - Słusznie. – Kapitan kazał kucharzowi rozdać czosnek. Spojrzałam bezradnie na Erika.
     "Nic ci się nie stanie. I tak zaraz wszystko zwrócisz." – przekazał mi w myślach.
     "Sam sobie jedz to paskudztwo, ja nie mam zamiaru!"
    - Nie mogę jeść czosnku, jestem uczulona – powiedziałam na głos. – Dostaję wysypki i wymiotów, boli mnie brzuch, pojawia się miesięczna przypadłość... – zaczęłam wyliczać.
     - Dobrze już, dobrze. Zje twój brat i będzie cię pilnował – odparł kapitan.
     Erik zrobił zabawną minę, ale wziął czosnek. Z przerażeniem patrzyłam, jak wkłada maleńki, cuchnący kawałeczek do ust. Potem gryzie, połyka... Poczułam, jak krew przelewa mi się w żyłach. Wzdrygnęłam się.
     Nasza służba bez problemu zjadła czosnek. Kiedy już cała załoga się pożywiła, kapitan wyznaczył dyżury – marynarze po dwóch mieli chodzić i pilnować, aby nikomu więcej nic się nie stało, majtkom zaś kazał przeszukać statek. Trzech innych marynarzy zajęło się trupem.
     - Opowiedz mi o tych strzygach – poprosiłam Erika, gdy zeszliśmy do kajuty.
     - Jak tylko wrócę – obiecał wampir. – A na drugi raz po prostu obij mu pysk, a nie ukręcaj głowę! – dodał i pośpiesznie wyszedł, aby pozbyć się zjedzonego czosnku.
   Zdałam sobie sprawę, że miał rację. Z jaką łatwością przyszło mi zabić człowieka! Kiedyś było to dla mnie nie do pomyślenia. Gdzie podziała się moja wrażliwość na innych? Czy stałam się już na tyle nieczuła, że ukręcenie komuś karku jest dla mnie jak niegdyś zjedzenie jabłka?
   Moje rozmyślania przerwało wejście Erika, który zamknął za sobą drzwi, usiadł na jednej ze skrzyń i spojrzał na mnie ze złością.
     - Ładnie to sobie wymyśliłaś, uczulenie! Ty się wymigałaś, a ja…
     - Ty też mogłeś tak powiedzieć. – Wzruszyłam ramionami.
     - Ach tak? A co miałem rzec, że mi się od czosnku miesięczna przypadłość zaczyna?
     Parsknęłam śmiechem.
     - To nie jest zabawne! Poza tym, i tak już krzywo na nas patrzą!
     - Przepraszam. – Schyliłam głowę. Poczułam żal. Mściła się na mnie moja własna zemsta. Ach…
   - Już dobrze, w porządku. Nie smuć się. Taka już nasza natura. – Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Tak dobrze mnie rozumiał. Usiadłam mu na kolana i przytuliłam się.
   - Więcej nie narażę cię na takie nieprzyjemności, obiecuję.
     - Jeszcze nieraz mnie narazisz – mruknął mój opiekun, wzdychając. – Ale cóż, taka moja rola... – Uśmiechnął się z czułością, wtulając głowę w moje ramię.
     - To czym są te strzygi? – Przypomniałam sobie, że miał mi to wyjaśnić.
     - Strzygą staje się człowiek ukąszony przez inną strzygę. Dlatego marynarze w tym momencie kroją trupa na kawałki, potem wrzucą go do morza, każdą część ciała oddzielnie, aby się nie zrosły. Usta wypchają mu czosnkiem.
     - Fuj. – Skrzywiłam się na myśl o tym. – To strzygi tak się boją czosnku?
     - Bardzo. Odstrasza je skutecznie. Żadna strzyga nie zjadłaby czosnku, a wampir owszem, czego jestem najlepszym przykładem. – Spochmurniał na myśl o dzisiejszych przejściach.
     - A do tego, by ktoś stał się strzygą, wystarczy samo ukąszenie? Nie trzeba pić krwi?
     - Ukąszenie strzygi jest śmiertelne. A zmarły staje się strzygą. Nie trzeba tu żadnych rytuałów picia krwi, jak u wampira.
     - A krzyże? I kołki? Słońce?
     - Krzyży się nie boją, bo to nie są już ludzie, nie mają logicznego myślenia, a więc i wiary. Zabić je można na przykład poprzez pokrojenie na kawałki, po wbiciu kołka nie zmieniają się w proch. A słońce? Parzy je, ale nie spala tak jak wampira.
     - To niewiele mają wspólnego z wampirami – stwierdziłam.
     - Wręcz przeciwnie. Pierwsza strzyga powstała z wampira. Jest jedyną rozumną strzygą, jaką znam – wyjaśnił Erik.
     - Spotkałeś ją kiedyś? – zainteresowałam się.
     - Owszem. Ma na imię Diana i jest całkiem sympatyczna. Przewodzi całej zgrai strzyg, które ofiarnie jej służą.
     - Jak to możliwe? Czemu jest strzygą? I gdzie ją poznałeś? – Byłam coraz bardziej zaabsorbowana.
     - Nigdy nie zdradziła mi tajemnicy, jak się nią stała, wiem tylko, że każdy kogo ukąsiła, stawał się strzygą. Podróżowała po świecie, zostawiając po sobie te potworki, a kiedy ją poznałem, miała zamiar popłynąć na jakąś wyspę, stworzyć własną armię i tam się osiedlić. Skoro na statkach wciąż pojawiają się strzygi, być może jej się udało. A przynajmniej częściowo. – Spojrzał na mnie, czekając na dalsze pytania. Zamyśliłam się.
     - Chciałabym ją kiedyś poznać – stwierdziłam.
     Wtem usłyszeliśmy wołanie kapitana. Zerwałam się z kolan Erika i pobiegliśmy na górę.
     - Widać ląd! – krzyknął jeden z marynarzy.
     Wkrótce dotarliśmy na brzeg. Z ulgą zeszłam na ziemię. Stwierdziłam, że nie lubię pływać statkiem. Wolałabym chyba przepłynąć wpław.
     - A po drodze rekin by cię pożarł – stwierdził mój opiekun, gdy mu o tym powiedziałam.
     - Chyba ja jego. Ciekawe, jak smakuje krew rekina – zastanawiałam się. Erik uśmiechnął się rozbawiony.
     - Zawsze możesz spróbować. Chętnie popatrzę!
     Szturchnęłam go w ramię i zeszłam z pokładu. Służba i majtkowie znieśli nasze bagaże.
     - Anglia – stwierdziłam radośnie, z przyjemnością wdychając nowe zapachy, przybywające z głębi wyspy. Kolejny raz zaczynałam od nowa. Co mnie tu czeka? Jak potoczą się moje losy? Co szykuje dla mnie ten kraj? Nie wiedziałam, ale byłam gotowa, aby się o tym przekonać.

2 komentarze:

  1. justilla
    1 kwietnia 2010 o 23:55

    „Krucze wrota”, tak? ;) To ciekawe niby Amanda jest wampirem, a Karolina i reszta wcale się nie boją. Ciężka zagadka. Rozdział fajny, spodobał mi się tekst o laniu po pysku, ale i mnie zasmucił fakt, że tak łatwo i szybko zabiła :/ I moje współczucia dla Erika xDTobie także spokojnych, rodzinnych świąt :*
    Odpowiedz
    ~Cullenka
    2 kwietnia 2010 o 08:04

    fajny rozdział ;) już sama podruż była dużym wyzwaniem więc co będzie się działo w Angli??na your-brand-of-heroin.blog.onet.pl nowa notka
    Odpowiedz
    ~Zuzia
    2 kwietnia 2010 o 09:34

    Chcę wiedzieć więcej!!!
    Odpowiedz
    ~Alice
    2 kwietnia 2010 o 10:40

    Właśnie, właśnie, Karolina w ogóle się niczego nie obawia ze strony Amandy.Hi, hi, „Krucze wrota”. Ja też mam ochotę przeczytać tę książkę.Zabawna była ta sytuacja o miesięcznej przypadłości, tekst Erika mnie rozbawił. Ciekawa definicja strzygi. Moja babcia opowiadała mi kiedyś o nich. W jej rozumowaniu były to potwory-kobiety, które nocą podkradały się do stajni i zawiązywały na warkocze końską grzywę. Rano rolnicy odnajdywali zwierzęta martwymi. Z kolei moja koleżanka z podstawówki mówiła, że po śmierci strzygi, trzeba otoczyć jej szyję kosą (kiedy leży w trumnie), tak, by nie mogła się wydostać.Rozdział był w miarę ciekawy, interesuje mnie to, jak Amanda ma zamiar stać się przyjaciółką rycerzy i uczestniczyć w ich obchodach. Akcja z tym gościem, którego zabiła, była odrażająca. A raczej odrażający był fakt, że tym chciał zgwałcić Lidię. Z jednej strony dobrze, że zabiła go, ale z drugiej… Staje się taka… nieludzka.Czekam na nn.Mmm, jak dobrze być na bieżąco ;)Ps: Czy piszesz „Gorącą krew” na bieżąco, czy jest już ona stworzona i tylko dodajesz gotowe rozdziały?// history-about-renesmee
    Odpowiedz
    ~Śmierciożerczyni
    2 kwietnia 2010 o 13:23

    Po prostu świetne. Jak czytam to nie mogę przestać( wczoraj, właściwie to dzisiaj siedziałam do 2)Tak fajnie opisujesz jej uczucia int. proszę poinformuj mnie o nowej notce[inna-lily-evans]
    Odpowiedz
    ~Avven
    2 kwietnia 2010 o 15:20

    Podróż statkiem :D aż titanic mi się przypomniał ;D no, ale do rzeczy… fajny pomysł z tymi srzygami, czy jakoś tak ;) Ciekawe czy Amanda kiedyś się z jedną z nich spotka. I ten czosnek.. blee… :D Rozdział fajny ;)Co do talentów.. no cóż ja czasem spisuje też moje sny co również może być dziwne ;) w podstawówce trochę wstydziłam się o tym mówić. Teraz po prostu piszę.. nawet na lekcjach ;) oczywiście tych nudnych…Jestem zdania, że jak człowiek coś lubi robić to powinien się rozwijać w tym kierunku… bo po co robić coś na przymus ;)Pozdrawiam i całuję :*:*:*
    Odpowiedz
    ~Fotergila
    2 kwietnia 2010 o 16:13

    Bardzo ciekawie się zapowiada kolejna część. A ta choroba (przepraszam, ale nie pamiętam nazwy), podejrzewam, że jest prawdziwa, hm?W tym rozdziale było też mnóstwo śmiesznych dialogów, czym mnie urzekłaś. ,,Miesięczna przypadłość” Erika itd. >DTrochę się też zmartwiłam. Zabicie człowieka przyszło Amandzie z taką łatwością… Rozumiem, że się mocno zdenerwowała, ale wystarczyło popchnięcie tego marynarza. Czekam na ciąg dalszy, bo zapowiada się bardzo ciekawie. Pozdrawiam ;*[przedzmierzchem] [schizolce]
    Odpowiedz
    ~Aine
    3 kwietnia 2010 o 14:01

    Bardzo ciekawy rozdział, naprawdę :) Najbardziej podobał mi się fragment z wymyślaniem nazwiska i herbu, sama nawet nie wiem dlaczego ;) Tak czy inaczej ze zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział i przy okazji dodam, że mam już pół kolejnego rozdziału „Na ratunek” ;)Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Serina
    4 kwietnia 2010 o 12:59

    Scena z marynarzem była świetna ^^. Anglia? Dobrze się zapowiada, moje trzecie ulubione europejskie państwo, tuż po Francji i Rosji, wyłączając, oczywiście, Polskę. I ta strzyga… Cóż, przyznam, że nieźle to wszystko sobie obmyśliłaś. Czekam jak zwykle z niecierpliwością na następny rozdział, zastanawiając się jednocześnie, co też przyjdzie Ci do głowy ;). Krótki ten komentarz, wiem, ale spieszę się i na chwilę tylko udało mi się wejść, niestety. Całuję i życzę wesołych świąt, Serina!
    Odpowiedz
    ~Fotergila
    4 kwietnia 2010 o 18:57

    Pytasz, co zainspirowało mnie do napisania schizolcy… Moje życie.
    Odpowiedz
    justilla
    5 kwietnia 2010 o 13:26

    Oj, chyba niedługo będzie nowy rozdział, czekam niecierpliwie :) Tymczasem zapraszam na „Zdradzoną” u mnie :)
    Odpowiedz
    ~Ebriel
    5 kwietnia 2010 o 15:51

    Nawet podczas zwykłej podróży statkiem tyle się działo. Zaskakujesz ;) Ten fragment o strzygach był bardzo interesujący, fajnie to wymyśliłaś.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    11 lipca 2011 o 13:23

    Początek jest obiecujący i już mnie zaciekawiłaś. :) Hm… Strzygi. Czytałaś może wiedźmina? Bo ja szaleję na punkcie tej sagi i tam na początku pojawia się strzyga. Jest trochę inne wytłumaczenie na czym polega przemiana, ale cóż. Kolejne pytanie: czy ta książka „Krucze wrota”, którą otrzymała Karolina istnieje naprawdę? Jeśli tak, chętnie bym ją przeczytała, ponieważ sam tytuł mnie zaciekawił. xD Czosnek jest dla nich w zasadzie niegroźny, tak? Już groźniejszy wydaje się krzyż. :D Dookoła tylko gwałciciele. Dobrze, że Amanda zrobiła porządek z paroma takimi gnidami.

    OdpowiedzUsuń