Rozdział XIII - Komplikacje

28.02.2010
 
         - Kolacja – oznajmiła Amy, wchodząc do pokoju.
         - Ojej, teraz? W takim momencie? – zniecierpliwiła się Karolina. – Powiedz chociaż, czy się zgodziłaś
         - A jak myślisz? – spojrzałam na nią z rozbawieniem.
         - No tak, po co pytam – uśmiechnęła się. – W końcu go kochałaś. Był twoją pierwszą miłością.
         - Tak. Pierwszą…
         Po kolacji powróciłyśmy do opowiadania.


         Zatkało mnie. Dosłownie. Powiedziałam więc pierwsze, co przyszło mi na myśl:
         - Ale ja… nie mogę mieć dzieci!
         - Wiem. – Uśmiechnął się czule. – I mi to nie przeszkadza. Wiem, kim jesteś i jaka jesteś, ale mimo to cię kocham… właśnie taką. Po prostu bądź ze mną, Amando, do końca moich dni.
         - Będę – szepnęłam.
         - To znaczy… zgadzasz się? – spytał z radością w oczach.
         - Tak! Tak! Tak! – zawołałam. Złapał mnie w ramiona i uniósł do góry. – Tak bardzo cię kocham – wyznałam mu.
         Postawił mnie na ziemi, ujął moją dłoń i założył pierścionek. Wyciągnęłam rękę przed siebie, oglądając go z zachwytem. Potem spojrzałam z miłością na mojego narzeczonego. Przyciągnął mnie do siebie z poważną miną. Nasze usta zetknęły się w pocałunku. Początkowo nieśmiałym, subtelnym, delikatnym który spowodował, że moje ciało przenikało tysiące przyjemnych uczuć. Jedną ręką objęłam go za szyję, drugą włożyłam w jego gęste, ciemne włosy. Pocałunek stał się bardziej namiętny. Po chwili przestałam już myśleć, a poddałam się emocjom. Zatonęłam w morzu miłości. Było o wiele lepiej, niż sobie wyobrażałam. Mój pierwszy, prawdziwy pocałunek.
         Przerwaliśmy oboje równocześnie. Wciąż był blisko, nasze nosy się stykały. Pogłaskał mnie po policzku; uśmiechnęłam się szczęśliwa.
         - Więc to jest twój pokój? – zapytał. Rozejrzał się wokół, podszedł do „łóżka” i odsłonił ciemny baldachim. – Tutaj sypiasz? – Spojrzał na sosnową trumnę. Uśmiechnęłam się nieśmiało, nieco zażenowana.
         - Chcesz zobaczyć? – Bałam się, że nabierze do mnie niechęci po tym co ujrzy, ale chciałam być z nim do końca szczera.
         Skinął głową. Otworzyłam trumnę, w środku była miękka pościel i poduszki.
         - Prawie jak łóżko – stwierdził z rozbawieniem i jednym, śmiałym ruchem przyciągnął mnie do siebie, pocałował w policzek. Odetchnęłam z ulgą. Edmund ponownie rozejrzał się po pokoju. – Przytulnie tutaj.
      Położyłam głowę na jego ramieniu.
         - Powinniśmy powiedzieć Erikowi o zaręczynach. – Wyciągnęłam rękę, na serdecznym palcu widniał śliczny, skromny pierścionek, który mi założył. – Gdzie go dostałeś? Jest piękny.
         - W Paryżu. Kupiłem go już wcześniej, czekałem tylko na okazję… Cóż, nie jest zbyt imponujący, ale cieszę się, że ci się podoba.
         - Jest idealny – zapewniłam go. Wiedziałam doskonale, że na pierścionek z diamentem go nie stać. Po co mi diament? Miałam już swój skarb. Był nim mój przyszły mąż.
         Zeszliśmy na dół, trzymając się za ręce. Erik siedział przy stole w salonie i wyglądał, jakby na nas czekał. Niewiele myśląc, rzuciłam mu się na szyję.
         - Dziękuję! Jesteś najwspanialszym opiekunem na świecie!
         - Wiem, wiem – uśmiechnął się wampir. – Widzę, że się zaręczyłaś, Promyczku? – Spojrzał na pierścionek.
         - Tak. Edmund poprosił mnie o rękę. – Odwróciłam się do ukochanego. Wyglądał na skrępowanego.
         - O tym również wiem. Najpierw mnie spytał o pozwolenie – wyjaśnił Erik. – Więc cóż… może to trochę dziwnie zabrzmi – zwrócił się do niego – ale… witaj w rodzinie!

         Moje życie ponownie nabrało sensu. Kochałam i byłam kochana. Wieczory i noce mijały mi na spotkaniach z Edmundem. Chodził ze mną na polowania, przyglądając się, jak piję krew zwierząt. Początkowo bałam się, że nabierze do mnie niechęci, kiedy ujrzy mnie w takiej sytuacji, ale na szczęście się myliłam.
         - Jesteś piękna – mówił, gdy stał i mi się przyglądał. – Jakby mi ktoś kiedyś powiedział, że widok wampirzycy pijącej krew będzie mnie fascynował, pewnie bym go wyśmiał. Dziwne są koleje ludzkiego losu. Wiesz, że jak wypijesz krew, nabierasz uroczych rumieńców?
         Ja natomiast chodziłam z nimi na łowy. Edmund tłumaczył mi, w jaki sposób zabić wampira, na czym polega technika łowcy.
         - Widzisz, wykorzystujemy to, że wampiry są za szybkie, więc najpierw zrobią, a potem pomyślą. Ich ruchy są bardzo przewidywalne; zawsze atakują na tej samej zasadzie. Inaczej jest z wampirem – wojownikiem. Bardzo trudno jest go pokonać, bo zwykle planuje swoje działania. Robi uniki, a atakuje jedynie wtedy, gdy widzi okazję. Na szczęście jest ich niewielu; ja jeszcze żadnego nie spotkałem.
         Kilka dni po zaręczynach natknęliśmy się na wampira, pijącego krew z jakiejś kobiety. Edmund ruszył do walki. Stałam i obserwowałam. Wampir atakował, ruchy łowcy były błyskawiczne – przynajmniej jak na człowieka. Niemalże automatyczne. Szybko wbił w niego kołek. Kobiety nie udało się niestety uratować.
         Przyglądając się kolejnym walkom zrozumiałam w końcu, dlaczego wampiry przegrywają z łowcami. Posługiwały się szybkością i siłą, lekceważąc intelekt.
         Edmundowi często towarzyszył Pierre. Był wobec mnie bardzo nieufny, pomimo że Edmund opowiedział mu w skrócie moją historię.
         - Ona cię zgubi – powiedział kiedyś do przyjaciela. Edmund postawił mu jednak warunek: albo mnie zaakceptuje, albo będzie musiał sam chodzić na łowy. – Kiedyś będziesz tego żałował – twierdził Pierre, ale pogodził się z tym, że im towarzyszę. Obiecał też, że nie wyda mnie ani Erika – domyślił się bowiem, że jesteśmy tymi, których kazano im odnaleźć i zabić. Oczywiście zapewniłam łowcę, że Erik nie ma nic wspólnego z dziewicami; poluje tylko na zbrodniarzy.
         Niestety, sielanka nie trwała długo. Pojawiły się dwa, duże problemy. Pierwszy dotyczył innych łowców, którym nie podobało się to, że Edmund i Pierre zabijają tak wielu wampirów, przez co oni mniej zarabiają. Ja stałam się dla nich idealnym pretekstem. Dopóki nie wiedzieli kim jestem, wszystko było w porządku. Ale prawda musiała wyjść wkrótce na jaw.
         Drugi problem pojawił się nieco później, lecz zupełnie niespodziewanie. Był nim wampirzy władca Francji – Romuald.

         Nadeszła wiosna. Swoją zielenią i słoneczną pogodą wlała otuchy w ludzkie serca, dając nadzieję na lepszą przyszłość. Czasy były niespokojne, zapowiadające rychły konflikt zbrojny, jakim miała być wojna stuletnia. Władcą był wówczas Filip VI Walezjusz. Pamięć o Kapetyngach powoli zaczęła się zacierać… Był to rok 1332.
         Przechadzaliśmy się prawie codziennie po Nantes w poszukiwaniu wampirów – Edmund, ja i Pierre. Oni polowali, ja się tylko przyglądałam. Wiedziałam, że za zabicie wampira grozi śmierć. Dlatego wołałam nie prowokować Romualda.
   Pewnej nocy natknęliśmy się na czteroosobową grupę innych łowców którzy, równie bezskutecznie jak my, szukali wampirów. Z tą różnicą, że ich śmiało można byłoby nazwać łowcami złota. Rozpoznałam wśród nich dwóch łowców, którzy próbowali wypędzić Edmunda.
   - To znowu ty?! – zawołał jeden z nich. – Stale wchodzicie nam w drogę.
   - Bonsoir – odparł uprzejmie Edmund. – Tak się składa, że to wy jesteście na naszym terytorium…
   - Bonsoir i au revoir! – dodał Pierre, próbując ich wyminąć.
   I wtedy pojawili się oni. Było ich dziesięcioro – sześciu wampirów i cztery wampirzyce. Jedną z nich była Lara, wampirzyca którą znałam z balu i śnieżnej bitwy. I to stało się przyczyną ujawnienia.
   Tamci łowcy skupili się szybko w grupie, stając w pozycji obronnej. Edmund i Pierre zrobili to samo, tylko we dwóch. Wampiry miały podwójną przewagę.
   Rozpoczęła się walka. Lara, ujrzawszy mnie, doskoczyła do mnie, wyraźnie zdziwiona moją obecnością.
   - Witaj Amando, miło cię widzieć – zaszczebiotała niewinnym głosem, mrużąc lekko oczy. – Co u Erika?
   - Bardzo dobrze. Każ tym wampirom się wycofać – poprosiłam ją. Bałam się trochę o narzeczonego i jego przyjaciela, bo tamci łowcy raczej marnie sobie radzili. Zaatakowało ich pięciu wampirów; nie zdołali na razie żadnego zabić. Kiedy jednak spojrzałam w stronę Edmunda i Pierre’a, odetchnęłam z ulgą. Zabili właśnie dwóch wampirów, zostało dwoje – wampir i wampirzyca.
   - Niby dlaczego? – Lara była wyraźnie zdziwiona. – Nawet jakbym chciała, to i tak nie mam nad nimi władzy. Hm, coś mi tutaj nie pasuje. – Spojrzała na mnie bazyliszkowym wzrokiem.
   Nagle zza budynków wypadli inni łowcy; wampiry nie miały już szans. Ruszyły do ucieczki. Wampirzycy, która zaciekle atakowała Pierre’a, nie udało się uciec – kiedy się odwróciła, mężczyzna bez wahania przebił ją kołkiem.
   Lara też zaczęła się wycofywać, ale zanim uciekła, zawołała głośno patrząc na mnie:
   - Skończysz tak samo jak wszyscy, którzy zadają się z łowcami, wampirzyco Amando! – I uciekła.
   Nastała cisza. Oczy wszystkich łowców skierowane były na mnie. Zrozumiałam, że grozi mi śmiertelne niebezpieczeństwo. Miałam rację; jeden z nich złapał za kołek i ruszył w moją stronę. Drogę zastąpili mu Edmund i Pierre.
   - Nie waż się jej tknąć – warknął mój łowca, zasłaniając mnie
   - Bronicie wampirzycy? Trzeba ją zabić!
   - Ona nie jest groźna, nie pije ludzkiej krwi – wyjaśnił Pierre, lojalnie stojąc u boku przyjaciela, gotów mnie bronić.
   Łowcy wybuchli śmiechem.
   - Co ty nie powiesz? Wampirzyca na głodówce? – spytał jeden z nich. Ruszyli w moją stronę. Delikatnie odsunęłam ukochanego.
   - Piję tylko krew zwierzęcą – wyjaśniłam im. – I noszę krzyżyk na szyi – dodałam szybko, pokazując krzyż. Wpatrywali się we mnie ze zdumieniem.
   - To… my już pójdziemy – zarządził Edmund i wycofał się, wciąż osłaniając mnie swoim ciałem. Za nim ruszył Pierre.
   - Chwila! – Rzucili się w naszą stronę.
   - Ja ich zatrzymam – postanowił przyjaciel Edmunda, na co mój ukochany złapał mnie za rękę i rzuciliśmy się do ucieczki.
   - Mam nadzieję, że nic mu nie zrobią? – spytałam z obawą.
   - Pierre sobie poradzi. Jest Francuzem, tak jak i oni, więc jakoś się z nimi dogada.
   Wróciliśmy do domu Edmunda. Mężczyzna przytulił mnie do siebie. Usiedliśmy.
   - Przeze mnie będziesz miał problemy – stwierdziłam ponuro.
   - Przez ciebie? Nie wygaduj bzdur. Jesteś tylko pretekstem, już dawno chcieli się mnie pozbyć z kraju. Kiedy zostaniemy małżeństwem, nie będą mogli nam nic zrobić. Może pobierzmy się w maju, co ty na to?
   - Hm… dobrze, a kiedy dokładnie? – spytałam z uśmiechem, patrząc w piękne, niebieskie oczy, pełne miłości. Ich właściciel zaczął coś obliczać w pamięci.
   - Może trzynastego? Zawsze lubiłem tą liczbę.
   - To w moje urodziny – westchnęłam, opierając głowę na jego ramieniu.
   - Naprawdę? To się świetnie składa! A… które? – Usłyszałam wahanie w jego głosie.
   - Dwieście pięćdziesiąte trzecie – odparłam z poważnym wyrazem twarzy, obserwując jego reakcję.
   - Ach. – Zrobił dziwną minę. – To… którego króla jesteś córką?
   - Żartowałam! – Roześmiałam się wesoło. – Dwudzieste.
   - Och ty moja mała wampirzyco! – Przewrócił mnie i zaczął całować. Przerwał nam dopiero Pierre, któremu szczęśliwie udało się zatrzymać łowców.
   - To ja myślałem, że wy siedzicie i się martwicie – westchnął, kręcąc głową.
   - Ależ martwiliśmy się! – powiedział szybko Edmund. – My tak ze zmartwienia…
   Roześmialiśmy się wszyscy. Doszłam do wniosku, że Pierre chyba mnie polubił.

   Wyznaczyliśmy datę ślubu na 13 maja 1332 roku. Przygotowania do ślubu trwały dwa tygodnie. Miał się odbyć w kościele w Nantes, tuż po zmierzchu.
   Erik zatrudnił krawcową, która uszyła mi piękną, jedwabną suknię. W modzie był wówczas fioletowy kolor sukni ślubnej, jednakże ja wybrałam błękit, jeden z najpopularniejszych ówcześnie kolorów. U góry miała lekki dekolt, zwężone rękawy, obcisła, na biodrach przewiązana ozdobnym, białym paskiem, zapiętym z boku i zwisającym luźno do połowy ud. Dół sukni był delikatnie marszczony, a na nimhaftowany motyw winnej latorośli, liści dębu i żołędzi symbolizujący zdrowie i czystość. Do tego błękitne trzewiki z małą, śnieżnobiałą kokardką.
   Pomimo licznych, żmudnych przymiarek mogłam śmiało stwierdzić, że było warto. Suknia była wspaniała.

   Dzień ślubu minął mi na szykowaniu się do tego uroczystego wydarzenia. Edmund miał przyjechać po mnie o zmroku. Powoli zaczynałam się denerwować, ogarnęła mnie trema. Ubrałam się w suknię, a Lidia układała mi włosy, gdy do domu wpadł Juan.
   - Zostaw nas samych – nakazał służącej. Spojrzała na mnie niepewnie; skinęłam jej głową, więc wyszła.
   - Co ty najlepszego wyprawiasz? – spytał wampir.
   - Wychodzę za mąż – odparłam śmiało, patrząc mu w oczy. – I będzie mi bardzo miło, jeśli zostaniesz na uczcie weselnej – zaproponowałam.
   - Nie żartuj sobie! Myślisz, że to się uda? Romuald już wie, że zadajesz się z łowcami.
   Zamarłam. A więc spełnił swoją groźbę.
   - Jak mogłeś? – szepnęłam, cofając się.
   - Ja? Może i jestem mordercą, a w twoich oczach jestem nikim. Ale donosicielem nie jestem. To Lara mu powiedziała, że zadajesz się z łowcami. Ja tylko przyszedłem cię ostrzec. – Na jego twarzy zagościł smutek. Poczułam nagłe wyrzuty sumienia.
   - Przepraszam, Juan. Dziękuję, że przyszedłeś, pomimo że tak cię potraktowałam. Ale co ja mogę zrobić? – Bezradnie rozłożyłam ręce.
   - Możesz… hm, ślicznie wyglądasz. – Odsunął się i zlustrował mnie wzrokiem.
   - Ale co mogę zrobić? – powtórzyłam pytanie. - Powiedz mi!
   - Dzisiaj wyjeżdżam, wracam do Hiszpanii. Pociąg odjeżdża za godzinę. Jedź ze mną. – Popatrzył na mnie z wyraźną nadzieją. – To jedyny sposób, aby zapobiec nieszczęściu. Później dołączy do nas Erik. Łowcy, którzy są przeciwko temu, hm… Edmundowi, nie będą mieli na niego żadnego argumentu. Jeśli zaś się pobierzecie, wydadzą na niego wyrok – wygnanie czy nawet śmierć. Poza tym, jest jeszcze Romuald. Każe zabić ciebie i jego. Grozi wam więc podwójne niebezpieczeństwo! Czy chcesz poświęcić jego życie, które i tak jest krótkie, dla parunastu, może parędziesięciu lat u jego boku, jeśli jakimś cudem uda mu się przeżyć?
   Stałam przez chwilę w bezruchu, nie mogąc wyksztusić słowa. Zdałam sobie sprawę, że Juan miał rację. Choć wszystko we mnie buntowało się przeciwko temu, zrozumiałam, że nie mogę być taką egoistką i narażać Edmunda.
   - Ale… ja nie mogę… bez niego żyć – szepnęłam rozpaczliwym głosem. – Kocham go…
   - Musisz ze mną wyjechać, dla jego dobra! – Wampir złapał mnie za ramiona. – Wiem, że to dla ciebie trudne, ale przecież jesteś dzielna i dasz radę. – Powoli włożył rękę w moje włosy, jego oczy błyszczały drapieżnie. – A ja ci pomogę…
   Wiedziałam, co chce zrobić. Powinnam była się odsunąć, nie pozwolić na to. A jednak pozwoliłam. Poczułam jego usta na swoich. Lekko pchnął mnie w stronę ściany, całując namiętnie. Ogarnął mnie żar, którego nie powinno być. Rozbudził instynkty, które nie były przeznaczone dla niego. Nie wolno mi, nie powinnam tego czuć! A jednak czułam.
   I wtedy wyczułam nowy zapach. Ktoś wszedł do pokoju. Nie musiałam się odwracać; wiedziałam, kto to. Gwałtownie odepchnęłam Juana, ale było już za późno.

1 komentarz:

  1. ~Geass
    28 lutego 2010 o 09:24

    Najpierw tyle radość, przygotowania do ślubu, aż się człowiek uśmiecha gdy to czyta, a tu taka końcówka… Tylko dlaczego koniec, akurat w takim momencie?! No i jestem skazana na czekanie… ;)
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    28 lutego 2010 o 11:31

    Och! Czemu skończyłaś w takim momencie! Nie doczekam się nowego rozdziału. Zaczęłaś tak spokojnie i romantycznie. Miłość, radość, ślub, przygotowania, by zaskoczyć nas na samym końcu.Pisz jak najszybciej!Zapraszam do siebie!
    Odpowiedz
    ~Serina
    28 lutego 2010 o 11:44

    Ale się pokomplikowało… Ja i tak jestem za Juanem ;D! Nie mogę się doczekać, kiedy do akcji wprowadzisz Romualda… *rozpływa się* Ich dwóch uwielbiam. No, ale cóż, myślę, że do ślubu jednak dojdzie, bo Edmund tak kocha Amandę, że na pewno jej wszystko wybaczy ^_^. Czekam niecierpliwie na następny rozdział! Pozdrawiam,
    Odpowiedz
    justilla
    28 lutego 2010 o 12:59

    O nie, o nie, o nie :( Ja się tak ze ślubu cieszę razem z Amandą, a tu nagle takie coś… tylko niech Edmund zrozumie, nie chcę aby opuścił Amandę, chcę aby w końcu pojawił się w rozmowie z Karoliną jako wampir szczęśliwy z Amandą. Ech, marzenia… Czekam niecierpliwie co będzie z tym Romuladem i łowcami.
    Odpowiedz
    ~Avven
    28 lutego 2010 o 13:00

    Racja pokomplikowała się równo, ale tego zakończenia się całkowicie nie spodziewałam! Ja jestem za Edmundem! Przyznaje, że nie chciałabym być na miejscy Amandy. Tu łowcy, tu wampiry i jeszcze ten pocałunek… no robi się coraz ciekawiej i napięcie gwałtownie wzrosło :P czekam na dalszy ciąg :*Pozdrawiam
    Odpowiedz
    ~Aine
    28 lutego 2010 o 15:03

    Za dużo Juana, za dużo :] Wszystko popsuł! No nic, mogę tylko na kolejny rozdział czekać :) A u mnie z weną jest coraz lepiej, może nawet w najbliższym czasie coś dodam.Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    ~Noelle
    28 lutego 2010 o 19:38

    m…a tak się to wszystko ładnie zapowiadało. Już myslałam, że dojdzie do ślubu… Jak on mógł ją pocałowac?Kurcze!Czekam na kolejny rodziałwww.inny-wymiar.blog.onet.pl
    Odpowiedz
    ~Ashley
    1 marca 2010 o 14:04

    Whoohohooo xD Ale sie dzieje ;p i ten cmok cmok… ochh! Rozbrajam się! Wybaczom sobie *_* Ochh Edmundzie! Jesteś fajny xD Wiesz? Nie? To WYPIE… xDDDDD
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    11 lipca 2011 o 13:15

    Jestem pewna, że do pokoju wszedł Erik! Boże! Z tobą nie można się nudzić. :P Na okrągło coś im komplikujesz, ale wcale nie mówię, że to źle. Wręcz przeciwnie, potrafisz zaciekawić, intrygować. Nie to co ja. xD A Juana teraz po prostu zabiję! Jak on śmiał tak bezczelnie się zachować. Pewnie zrobił to specjalnie. Gnida jedna… Uch!

    OdpowiedzUsuń