Rozdział VIII - Śnieżyca

 9.01.2010

   - No, no, miałaś powodzenie – stwierdziła Karolina. Roześmiałam się.
   - Cóż, odkąd zostałam wampirzycą, nie narzekałam na brak zainteresowania ze strony mężczyzn. Niestety, nie zawsze wszystko układało się tak, jak ja tego chciałam – westchnęłam.


   Kiedy Juan tak bezceremonialnie poprosił mnie o rękę, stwierdziłam, że żartuje.
   - Puść mnie – wyswobodziłam się z jego objęć. - Nie żartuj sobie ze mnie.
   - Nie żartuję, mówię jak najbardziej poważnie. - Tym razem wyraz twarzy wampira potwierdzał jego słowa. Zmieszałam się.
   - Ale... jak to – żoną?
   - Czemu nie? Jesteś wyjątkowa.
   Przypomniałam sobie słowa Edmunda. Mówił tak samo. Ciekawe tylko, że ja nie czułam w sobie żadnej wyjątkowości.
   - Dlatego, że nie piję ludzkiej krwi?
   - Nie tylko. Jesteś bardzo piękna. Oczy twe jak cymofan, usta jak maki, włosy jak heban, a miękkie niby jedwab. - Dotknął przy tym moich włosów. Byłam pod wrażeniem. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
   - Co to jest cymofan? - spytałam w końcu.
   - To taki kamień szlachetny, odmiana chryzoberylu. Ma jasnobrązową barwę, podobną do twoich oczu. - Przybliżył się do moich włosów, wciągnął powietrze i szepnął: - A zapach twój słodszy od krwi...
   - Umiesz oczarować kobietę. Tylko mnie nie zjedz – mruknęłam z rozbawieniem, odsuwając się.
   - Oczywiście, że nie. Gdzieżbym potem znalazł drugą taką wampirzycę?
   Pokręciłam głową.
   - Wracajmy już, niedługo poranek.
   Ruszyłam przodem, Juan mnie dogonił i wziął za rękę. Nie protestowałam. Niemiłe wrażenie z krwawej części jarmarku zostało zatarte. Przez całą powrotną drogę wampir opiewał moją urodę. Kiedy w końcu zarzuciłam mu, że dla niego liczy się tylko wygląd, przerzucił się na wychwalanie moich cnót.
   - Twoja odwaga większa niż lwicy, broniącej swych młodych. Silna wola, której nie złamie najcięższy topór. Upór, który skały łamie, a serce – czyste niby kryształ.
   - Dobrze, wystarczy – roześmiałam się.
   - To jak? Zostaniesz moją żoną? Jeśli zechcesz, będę codziennie mówił ci takie rzeczy, aż po wieczność...
   - Nie strasz mnie – zażartowałam. Roześmialiśmy się.
   Wkrótce przekonałam się, że Erik miał rację. Juan był w porządku. Zabawny, dowcipny, jednakże potrafił być poważny, kiedy należało. Ale od razu małżeństwo?
   - Zgadzasz się mnie poślubić? - spytał ponownie.
   - Pomyślę nad tym – obiecałam. Skinął głową, zadowolony i przyśpieszył kroku, ciągnąc mnie za sobą. Dopiero po chwili zorientowałam się, skąd ten pośpiech. Księżyc był już coraz niżej, niedługo miało zastąpić go słońce.
   Dotarliśmy niewiele przed świtem. Juan na pożegnanie pocałował mnie lekko w policzek i w pośpiechu udał się do swojego domu. Na mnie czekał już Erik, ale tym razem był wyraźnie zadowolony.
   - Czemu nie powiedziałeś mi o handlowaniu ludzką krwią? - spytałam z wyrzutem.
   - Juan zaproponował, że sam ci o tym powie – odparł mój opiekun.
   - Tak? A to ciekawe, bo mi powiedział, że w ogóle o tym nie pomyślał. - Odwróciłam się i poszłam do swojego pokoju. Erik podążył za mną.
   - Pewnie sądził, że byś się nie zgodziła tam z nim pójść, gdyby ci powiedział.
   - Oczywiście, że bym się nie zgodziła. - Wzruszyłam ramionami. - Miałam ochotę uwolnić tych wszystkich nieszczęśników.
   - I tak by ci się to nie udało – westchnął Erik. - Ale sam jarmark  ci się podobał?
   - Tak, był cudowny. - Uśmiechnęłam się i opowiedziałam o zakupach, a także o propozycji małżeństwa.
   - Juan chce cię pojąć za żonę? - ucieszył się Erik.
   - Coś widzę tutaj twoją małą intrygę. - Pogroziłam mu palcem.
   - Wiesz co, już się późno zrobiło, jestem trochę śpiący – powiedział szybko Erik.
   - Późno? Chyba wcześnie – zauważyłam. - Coś kręcisz...
   - Jutro porozmawiamy – stwierdził i odprowadził mnie do trumny.
   Następnego dnia wydusiłam z niego, że opowiedział Juanowi o mojej melancholii, nie podając jednak prawdziwej przyczyny. Hiszpan natychmiast zgodził się spędzić ze mną czas i trochę mnie rozweselić. No cóż, po części mu się udało.
   Słudzy Juana przynieśli zakupy z targu. Miałam zamiar tego nie przyjąć, ale nie mogłam zbyt długo boczyć się na niego. Erik był całkowicie po jego stronie. Gdybym zgodziła się zostać jego żoną, pewnie w podskokach wyprawiłby nam huczne wesele.
   Tylko, że ja nie chciałam jeszcze wychodzić za mąż. Miałam podjąć taką poważna decyzję pod wpływem chwili? Na szczęście, Juan mnie nie naciskał. Powiedział mi, że poczeka, ile będzie trzeba – w końcu miał czas. Całe mnóstwo czasu...
   Juan zaczął przychodzić prawie codziennie. Z nim nie można było się nudzić. Ćwiczyliśmy walkę na miecze – był lepszy ode mnie, ale przyznawał, że ja też mam talent. Walczyliśmy niemal do świtu. Zmęczenie, które pojawiało się teraz o wiele wolniej, niż kiedy byłam człowiekiem, dawało już powoli o sobie znać, jednakże ćwiczyliśmy dalej, aż mężczyzna musiał wracać do domu.
   Zaprosił mnie i Erika do siebie; nie mogłam więc odmówić. Mieszkał w dworku podobnym do naszego, ale nieco mniejszym. Nie posiadał ludzkiej służby, ale jego wampirzy służący utrzymywali porządek w domu. Na dziedzińcu miał strzelnicę. Zaproponował, że nauczy mnie strzelać z łuku. Zgodziłam się, bo nigdy nie strzelałam z takiej broni.
   Podał mi niewielki łuk, prosty, prawie w ogóle nie wygięty, grubszy w części środkowej i zwężający się przy końcach.
   - Najpierw postawa. Stań lewym bokiem do tarczy, unieś łuk na wysokość oczu. O, w ten sposób. – Ustawił mnie. - Teraz naciągnij strzałę na cięciwę, ale tak, by twoja prawa ręka znalazła się poniżej ucha. - Poprawiał mnie, podczas gdy ja stałam w bezruchu z naciągniętą strzałą. - A teraz puść strzałę prawą ręką, ale nie ruszaj lewej.
   Zrobiłam, co kazał i strzała poszybowała. Nie trafiłam w tarczę.
   - Zapomniałam wycelować – mruknęłam.
   - To nic. Na razie naucz się strzelać, o celowaniu będzie potem. Świetnie ci idzie – pochwalił. Zachwalał mnie za każdym razem, choć na początku w ogóle nie trafiałam do celu. Doszłam do wniosku, że albo się we mnie zakochał, albo po prostu uwielbiał prawić komplementy płci pięknej z jego gatunku. Obstawiałam raczej na to drugie.
   Muszę przyznać, że strzelanie z łuku wychodziło mi coraz lepiej. Oprócz ćwiczeń jeździliśmy też konno. Wcześniej nie interesowałam się końmi, bo pieszo podróżowałam o wiele szybciej, ale Juan pokazał mi, że pędzenie na grzbiecie rumaka może być naprawdę ekscytującym przeżyciem.
   Podobne wrażenia przeżyliśmy, skacząc ze szczytu góry. Juan nie miał pojęcia, że można to zrobić. Był zachwycony. Cieszyłam się, że ja też mogę mu pokazać coś odkrywczego.
   Biegaliśmy również po górach, kąpaliśmy się w rzece – Juan tylko w spodniach, ja zaś zdejmowałam jedynie buty i płaszcz. Wampir podśmiewał się trochę z mojej skromności, ale nie przekonywał mnie na siłę do niczego i za to byłam mu wdzięczna.
   Kilka razy chciał mnie pocałować w usta, lecz zawsze udało mi się tego uniknąć. Wiedziałam, że jeśli pozwolę mu na pocałunek, wszystko potoczy się już szybciej. A ja nie byłam jeszcze na to gotowa. Tym bardziej, że wciąż nie mogłam zapomnieć pewnego łowcy o ciemnoniebieskich oczach...
   Juan nie wiedział, czemu się opieram. Na szczęście, na razie wystarczyło mu to, że spędza ze mną czas – przychodził prawie codziennie. Chodził ze mną nawet na polowania. Przyglądał się, jak piję krew wilka czy innego zwierzęcia. Czasem miałam ochotę posiedzieć na łące i pooglądać gwiazdy, albo poczytać książki, ale Juan był za bardzo żywiołowy, żeby usiedzieć na miejscu.
   Tak oto minęła mi jesień. W te dni, kiedy nie było Juana, był Erik. Czas minął mi szybko. Nadeszła zima...

   Pewnego dnia obudziłam się i zobaczyłam śnieg za oknem. Mój pierwszy śnieg tej zimy... i w nowym życiu... Miałam ochotę wybiec i zanurzyć ręce w zimny puch. Niestety, na niebie wciąż świeciło słońce.
   Zeszłam na dół, gdzie czekali już na mnie Erik z Juanem. Uśmiechnęłam się na ich widok.
   - Zima – stwierdziłam wesoło, wchodząc do salonu. Kiedyś nie lubiłam tej pory roku, bo kojarzyła mi się z nieprzyjemnym zimnem. Teraz było inaczej. Nie musiałam już bać się mrozu.
   - Dziś o zmierzchu weźmiemy udział w śnieżnej bitwie.
   - W czym? - Zatrzymałam się w pół kroku.
   - Kilkoro wampirów urządza sobie w pierwszy dzień białej zimy bitwę śnieżną. Rzucamy się śniegiem – uśmiechnął się, ukazując wszystkie zęby, w tym ostre kły. Na myśl, że wbija je w ludzką szyję, wzdrygnęłam się.
   - To trochę dziecinne – stwierdziłam, wchodząc i siadając na krześle. - Myślałam, że tylko wiejskie dzieci obrzucają się kulami ze śniegu.
   - W takim razie będziesz miała okazję zobaczyć, jak to jest, księżniczko – odparł Juan. - Dzisiaj będzie porządna śnieżyca, ludzie i łowcy pochowają się w ciepłych domach, więc możemy śmiało iść!
   - No nie wiem, ostatnio zjechało się tej hołoty co niemiara – mruknął Erik. - Robią sobie wzajemną konkurencję, każdy wampir jest cenny. A konkretnie, to proch po jego zabiciu.
   - Mówię wam, tam, gdzie odbędzie się bitwa jest absolutnie bezpiecznie – przekonywał Juan. - To jak, idziemy?
   - Ale nie będzie tam żadnego kupczenia ludzką krwią? - spytałam podejrzliwie.
   - Skądże, nie martw się.
   - No nie wiem... - udawałam, że się zastanawiam, na co Juan zerwał się z fotela, podszedł do mnie szybkim krokiem, złapał w pasie i okręcił kilka razy wokół siebie.
   - No dobrze już, dobrze! - zawołałam prędko, rozbawiona. - Tylko mnie postaw!
   - A ty, Eriku? - spytał mojego opiekuna.
   - Mam inne sprawy do załatwienia. Miłej zabawy wam życzę. - Wstał, puścił mi oczko i wyszedł z salonu. Westchnęłam. „Ktoś tu się chyba bawi w swatkę”, przekazałam mu w myślach. Wiedziałam, że to usłyszał, ale nie skomentował.
   Kiedy tylko zapadł zmrok, wybiegliśmy i udaliśmy się na południe. Cały czas padał śnieg, czułam jego delikatny chłód na swojej skórze, a jego płatki lekko łaskotały moją twarz. Wszystko było takie piękne. Drzewa, pokryte szronem, śnieżnobiała ziemia, domy... Roześmiałam się. Juan spojrzał na mnie zdziwiony. Przyśpieszyłam biegu, czując mroźny wiatr na swojej skórze. Zimy w Nantes były raczej łagodne, ale dzisiejszy dzień był wyjątkowo zimny. Zapowiedź rychłej śnieżycy.
   Minęliśmy kilka wiosek, tuż za ostatnią zatrzymaliśmy się. Było tam już czworo wampirów, kobieta i trzech mężczyzn. Entuzjastycznie powitali Juana, który mnie im przedstawił.
   - To jest Lara, Louis, Dario i Mathias – przedstawił mi ich Juan. - A to jest Amanda.
   Larę znałam z balu, Louisa też – zdaje się, że ze mną tańczył.
   - My się już znamy – powiedziała Lara i uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Miała czarne włosy, podobnie jak ja, ale idealnie proste i zaczesane do tyłu. Wyższa ode mnie i nieco starsza. Przypomniałam sobie, jak zabiła tamtego człowieka na balu i skrzywiłam się.
   - Pamiętam – powiedziałam niechętnie.
   - Mam nadzieję, że nie żywisz do mnie urazy? - spytała, zaniepokojona. - Wtedy, po balu, byłam chyba trochę niemiła dla ciebie. Cieszę się, że jesteś już wampirem.
   - Ja niekoniecznie – mruknęłam.
   Podzieliliśmy się na dwie drużyny. Ja , Juan i Dario, a reszta przeciwko nam. Początkowo nie chciałam brać udziału w zabawie, wydawało mi się to trochę głupie i śmieszne, ale nie wiedziałam, jak mam się teraz wymigać.
   Doszła do nas jeszcze czteroosobowa grupa wampirów. Do nas dołączyła niska, filigranowa wampirzyca i równie niski wampir. No i zaczęła się śnieżna bitwa.
   Przyznam, że bawiłam się naprawdę wyśmienicie, chociaż oberwałam chyba najwięcej, może z wyjątkiem niskiego wampira. Juan i Dario radzili sobie znakomicie. Robili zwinne uniki, a sami atakowali ostro. Lara też nieźle rzucała. Ani razu nie wycelowała we mnie – pomyślałam, że może naprawdę ma wyrzuty sumienia, że tak mnie wtedy potraktowała, ale Juan szepnął mi pomiędzy jedną kulką a drugą:
   - Nie ufaj jej, potrafi świetnie udawać. Jest dla ciebie miła, bo już od dawna stara się o Erika.
   - Tak? Nigdy mi o tym nie mówił – zdziwiłam się.
   - Cóż, wie jaka jest i dlatego nie zawraca sobie nią głowy.
   Po godzinie bitwy byłam cała oblepiona śniegiem. Juan spojrzał na mnie i parsknął śmiechem.
   - Wyglądasz jak królowa śniegu.
   Posłałam mu kulkę, której zgrabnie uniknął, ale za to dostał inną, rzucona przez kogoś z przeciwnej drużyny.
   - Hej! Przez ciebie dostałem! Jesteśmy w tej samej drużynie, zapomniałaś?
   Zaśmiałam się tylko.
   Po północy rozpętała się śnieżyca. Po chwili przestałam widzieć cokolwiek. Juan złapał mnie za rękę i ruszyliśmy przed siebie. Wszyscy się gdzieś rozbiegli. Straciłam orientację, ale miałam nadzieję, że Hiszpan wie, dokąd idziemy.
   Nagle usłyszałam płacz dziecka. Wołało mamę. Jeśli usłyszy je jakiś wampir... przeszły mnie zimne dreszcze na myśl, co się z nim stanie. Niewiele myśląc, ruszyłam w tamtym kierunku.
   - Amando – zawołał za mną Juan. - Co ty wyprawiasz? Nie idź tam! Wracaj!
   - Tam jest jakieś dziecko! Muszę mu pomóc! - Nie zatrzymałam się.
   - Oszalałaś? Wracaj natychmiast!
   Nie słuchałam go. Wołanie dziecka było coraz bliżej. W końcu dotarłam do źródła płaczu. Była to mała, może sześcioletnia dziewczynka, skulona pod drzewem. Podeszłam i kucnęłam obok niej.
   - Co ty tutaj robisz? - spytałam ją. Dotknęłam jej rąk, były zimne. Dziewczynka była przemarznięta. No tak, ja nie odczuwałam tego dotkliwego zimna.
   - Ja... zgubiłam się... nie wiem, gdzie jest mama... - szepnęła rozpaczliwym głosem.
   Szybko zdjęłam płaszcz (jakie szczęście, że akurat wtedy go miałam na sobie) i opatuliłam małą. Następnie wzięłam ją na ręce i rozejrzałam się. Burza śnieżna rozpętała się na dobre. Próbowałam przebić wzrokiem ciemność, zawołałam Juana ale stwierdziłam, że to bez sensu. Zamiast tego, ruszyłam przez zaspy śnieżne, poszukując jakiegoś schronienia. I wtedy poczułam jego zapach.
   Nie miałam wątpliwości, że to on. Wszędzie bym rozpoznała ten kuszący aromat. Zatrzymałam się i skierowałam w stronę, z której płynął.
   - Kto tam jest? - Usłyszałam jego głos tuż przed sobą.
   - To ja, Amanda. - W jednej chwili znalazłam się przy nim. Był opatulony grubym płaszczem z kapturem, spod którego błyszczały te niesamowite oczy.
   - Ale... co ty tu robisz? - zawołał, próbując przekrzyczeć wiatr.
   - Ta dziewczynka o mało nie zamarzła, musimy znaleźć jej jakieś schronienie – krzyknęłam, wskazując na dziecko, które tuliłam do siebie.
   - Czemu jesteś tak cienko ubrana? Przeziębisz się! - Edmund zaczął zdejmować płaszcz, ale ja zaprotestowałam. Miałam na sobie tylko bawełnianą suknię, a czarne loki pełne były śniegu, więc miał prawo myśleć, że jest mi zimno. Nie zamierzałam jednak być powodem jego przeziębienia.
   - Nie ma czasu, musimy się pośpieszyć, żeby ratować to dziecko! - Odwróciłam się i pobiegłam w zamieć, łowca podążył za mną. Otoczył mnie ramieniem i zerknął na dziewczynkę.
   - Tu niedaleko jest jaskinia – powiedział mi do ucha. - Tam powinni być ludzie.
   Kiwnęłam głową i ruszyliśmy naprzód. W końcu dotarliśmy do wspomnianej jaskini. Już z daleka dojrzałam migoczące światło. Weszliśmy do wnętrza. Usłyszałam głośny płacz kobiety, która upierała się, żeby wyjść i szukać swojego dziecka. W końcu wyrwała się powstrzymującym ja mężczyznom i natknęła się na nas.
   - Mama! - odezwała się dziewczynka.
   - Eve! - Kobieta rzuciła się w moją stronę. Oddałam jej córkę. - Dziękuję wam – szepnęła. W oczach miała jeszcze łzy. Podała mi mój płaszcz.
   Uśmiechnęłam się i odwróciłam do Edmunda. Patrzył na mnie ciepło.
   - Jak miło znowu cię widzieć – powiedział.
   - Ja też się cieszę – odrzekłam. On zaś wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał mnie po policzku. Miał zimne ręce, ale moja twarz też była chłodna. Niewiele myśląc, pod wpływem chwili, dotknęłam jego szyi, piersi i mocno się do niego przytuliłam.

1 komentarz:

  1. ~Tiara
    9 stycznia 2010 o 13:43

    Oooo jest mój Edmund :D Jeśli Amanda go nie wybierze to ja chętnie go zabiorę :D Nawet nie wierz jak się cieszę, że odzyskałaś te rozdziały :D bo nie wiem czy bym przetrwała bez twojego opowiadania :D no nie mogę się doczekać kiedy Amanda podejmie decyzję :D Pozdrawiam
    Odpowiedz
    justilla
    9 stycznia 2010 o 16:29

    Ty rób gdzieś kopie czy coś tego opowiadania, podobnie jak Tiara nie przeżyłabym utraty tych rozdziałów. Bardzo podobała mi się uwaga o bawieniu się w swatkę :) Cieszę się, że znowu pojawił się mój kochany Łowca :D Ostatnio bardzo go polubiłam.
    Odpowiedz
    ~Ashley
    10 stycznia 2010 o 12:54

    Edmund! Amanda! Jazda, jazda, jazdaa! Więcej czadu! xD Podoba mi się ; DMam prośbę: możesz zmniejszyć trochę czcionkę na powiedzmy 2 lub 1? Bo tą się trochę źle czyta ;/ Zapraszam do siebie [wolf-and-vampire.blog.onet.pl ]
    Odpowiedz
    ~Ashley
    10 stycznia 2010 o 13:28

    Jak na razie przeczytałam 3 rozdziały, zamierzam przeczytać wszystkie ^^ A co do długich włosów Jake’a, chodziło mi o to, że Mu urosły trochę, gdyż od czasu ich ścięcia minęło sporo czasu ^^ W moim blogu będzie parę rzecfzy pozmieniane, to normalne ^^
    Odpowiedz
    saphira.dd1@vp.pl
    10 stycznia 2010 o 17:03

    Nie ma mowy, ja Edmunda zabiorę xD A o bitwach na śnieżki mi nie przypominaj, w ostatniej to ja najbardziej oberwałam x] Naprawdę muszę czekać aż do 15. albo i dłużej? Kobieto, ja tego nie przeżyję… Nie mogę się doczekać.Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    ~Natalia
    10 stycznia 2010 o 17:31

    Hehe wszyscy chcą Edmunda a Juan to co? Sam zostanie?:D Pozdrawiam:):)
    Odpowiedz
    saphira.dd1@vp.pl
    10 stycznia 2010 o 18:44

    Najwyraźniej Edmund jest bardziej pociągający xDNowa notka [na-ratunek]Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    ~Shine
    11 stycznia 2010 o 16:17

    Ojoj. Znowu go spotkała. I chyba jednak Edmunt jest większym ciachem, bo uważam, że ma u Amandy większe szanse ;DŚwietnie ! ;**
    Odpowiedz
    justilla
    12 stycznia 2010 o 16:20

    No ja myślę, że tu Edmund będzie wiódł prym bo może i Juan bliższy gatunkiem :) do Amandy to jednak, w Edmundzie jest coś takiego… Jak ja mam wytrzymać jeszcze te 3 dni, co? :/
    Odpowiedz
    ~Kajusz Volturi xD
    14 stycznia 2010 o 15:35

    Jeśli chcesz się pośmiać, to zapraszam na: http://parodia-o-wszystkim.blog.onet.pl/ Zapraszam na pierwszą notkę :D / Kajusz Volturi xD , czyli Ashley ; ]
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    15 stycznia 2010 o 08:13

    Ufff, dobrze że udało Ci się odzyskać rozdziały.A tak w gole to świetny rozdział. Oni muszą być razem. To jest im pisane, nie żebym nalegała ;P Ty tu rządzisz ;P
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    4 lipca 2011 o 20:39

    Amanda chce wszędzie i wszystkim pomagać. xD Pojawił się też i Edmund! :) Ach, już zdążyłam się stęsknić za jego szafirowymi oczyma. xD A co z Juanem? Zgubił się? To może i dobrze. ;D Lubię go, bo jest przyjacielem Amandy, ale mimo tego wolę Edmundzia. xD

    OdpowiedzUsuń