Rozdział VII - Wyznania

6.01.2010
 
   - Przez chwilę byłam pewna, że wyznaje ci miłość – przyznała Karolina.
   - Widzisz, w XIV wieku nie było jeszcze kobiet – łowczyń. Byli tylko łowcy. Edmund nie rozpoznał we mnie wampira, lecz widział, że jestem inna. Tylko nie miał pojęcia, na czym ta różnica polega. W końcu doszedł do dziwnych wniosków. Chciał, abym została pierwszą kobietą łowcą, ale nie tylko dlatego, że zobaczył we mnie odpowiednie – w jego mniemaniu – predyspozycje. Widział w tym pewna szansę.
   - Jaką szansę? - Szafirowe oczy dziewiętnastolatki błyszczały z ciekawości.
   Przymknęłam oczy, aby lepiej przypomnieć sobie tamtą rozmowę.


   - Ja miałabym zostać łowcą wampirów?
   - Tylko w ten sposób... - zamilkł raptownie, ja też przestałam się śmiać. Nagle zrobiło mi się smutno. Nie zależało mu na mnie, tylko na tym, żebym biegała i zabijała z nim wampiry!
   - Ale po co? - zapytałam.
   - Pomyślałem, że... że wtedy... byłabyś bezpieczna...
   - Wbijając kołki w wampiry? - Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
   - Nie, tylko gdybyś umiała się bronić, nie musiałbym się martwić, że coś ci się stanie. A skoro obroniłaś się przed tym wampirem, wypaliłaś mu bliznę i jeszcze uszłaś z tego z życiem...
   - Erik mnie uratował – wyjaśniłam krótko. - Muszę już iść, bo na mnie czeka. - Odwróciłam się, ale złapał mnie za rękę.
   - Zaczekaj. Nie zimno ci? Może wejdziemy do środka?
   No tak, miałam chłodne ręce i stąd ta jego troska. Zaprzeczyłam ruchem głowy.
   - Naprawdę już nigdy więcej cię nie zobaczę?
   - Nie. Ale jakie to ma dla ciebie znaczenie? Skoro i tak kobieta nie może zostać łowcą...
   - Źle mnie zrozumiałaś. Wcale nie chcę, żebyś została łowcą, chodziła i zabijała wampiry. Pomyślałem tylko, że mogłabyś nauczyć się walki z wampirami, a wtedy... miałbym szansę... nieważne – przerwał nagle. Poczułam narastającą złość. Miałam dość tych jego niedomówień.
   - Albo w tej chwili powiesz mi, o co ci chodzi, albo idę sobie. Skoro nie chcesz, abym została łowcą, to kim?
   - Moją żoną – wypalił i zarumienił się uroczo. Po raz drugi w ciągu jednej rozmowy zamieniłam się w słup soli.
   - Co takiego? - wydukałam w końcu.
   - Wiem, że nie powinienem mówić ci takich rzeczy, ale... nigdy nie spotkałem kogoś takiego, jak ty. Nie mogę przestać o tobie myśleć. To jakaś obsesja... nie mogę cię narażać, ale gdybyś nauczyła się walczyć – a widzę, że się do tego nadajesz – zdołałbym cię ochronić przed tymi bestiami. Oczywiście, nie mówię, żebyś już teraz się zdecydowała – dodał szybko. - Ja ogólnie jestem w gorącej wodzie kąpany, jak to moi opiekuni mówili, ale poczekam tyle, ile będzie trzeba. Muszę tylko wiedzieć, co ty czujesz do mnie. Czy to możliwe, abyś kiedyś... mnie pokochała?
   - Nie znasz mnie – szepnęłam.
   - Chcę cię poznać. Nie zamierzałem ci od razu tego mówić, wybacz mi moją bezpośredniość, ale kiedy powiedziałaś, że już się nie zobaczymy, nie mogłem tak tego zostawić...
   - Spotkaliśmy się kilka razy, a ty chcesz, żebym została twoją żoną? - Nie mogłam tego zrozumieć. Jak to możliwe? Gdybym była człowiekiem, nie zadawałabym takich pytań. Bez wahania rzuciłabym mu się w ramiona. Ale nie byłam.
   - Powiedziałem to, żebyś wiedziała, że mam wobec ciebie poważne zamiary. - Patrzył mi prosto w oczy. Był taki pewien tego, co mówił. - Na razie tylko lepiej się poznajmy. Nie odrzucaj mnie tak od razu, Amando – poprosił. - Daj mi szansę.
   - Nie mogę. - Poczułam ucisk w brzuchu, podobny do tego, który czułam, gdy zaczynałam być głodna. Ale ten był nieco inny. Mniej fizyczny.
   - Dlaczego?
   Co mu miałam powiedzieć? Nie chciałam kłamać.
   - Edmundzie, należymy do zupełnie innych światów. Ty jesteś łowcą, a ja... - zamilkłam. Schyliłam głowę.
   - Rozumiem. - Powiedział sucho. Przez chwilę przeszedł mnie dreszcz przerażenia, że odkrył moją tajemnicę. - Jesteś z wysokiego rodu, tak? I dlatego nie możesz wyjść za mąż za kogoś takiego jak ja?
   Podniosłam głowę. Nie zaprzeczyłam. To było idealne rozwiązanie. Jednak czułam, że muszę powiedzieć mu chociaż część prawdy.
   - Odkąd tylko cię ujrzałam, nie mogłam o tobie zapomnieć. Nigdy bym nie pomyślała, że przeżywasz to samo. Ale nie ma przed nami przyszłości.
   - Gdyby jednak była taka możliwość i nie istniały te przeszkody, które teraz nas dzielą, chciałabyś mnie? - Patrzył na mnie wyczekująco.
   - Tak – odparłam bez wahania. Sięgnął do moich włosów i założył mi jeden niesforny loczek za ucho. Potem pogłaskał delikatnie mój policzek. Jego dotyk obudził we mnie nieznane dotąd uczucia. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie.
   - Jeśli zechcesz, zabiorę cię ze sobą. Wyjedziemy do Anglii. Ukryjemy się. Mam sporo zaoszczędzonych pieniędzy. Jeśli chcesz...
   - Nie – przerwałam mu. - Wiesz, też o tym pomyślałam, ale... nie mogę. Nic z tego. - Przysunęłam się bliżej. Jego zapach mnie oszałamiał. Miałam ochotę dotknąć jego szyi – i zrobiłam to. Była taka, jak sobie wyobrażałam. Szorstka, ale miła w dotyku. Delikatnie dotykałam ją opuszkami palców, czując krew przepływającą przez jego żyły.
   Staliśmy tak przez chwilę, on głaszcząc moją twarz, a ja jego szyję. Wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tego uczucia. Czemu on musiał być łowcą?
   - Żegnaj – szepnęłam. Odsunęłam się z trudem. Edmund ujął moją dłoń i pocałował ją z szacunkiem.
   - Żegnaj – odpowiedział. Jego oczy były przeraźliwie smutne, a ja ledwo powstrzymywałam łzy. Puściłam go i odwróciłam się. Szybkim krokiem przeszłam przez bramę; dostrzegłam Erika, czekającego na mnie. Podeszłam i wtuliłam się w jego silne ramiona. Z oczu płynęły mi krwawe łzy.
   - Zapomnisz – szepnął Erik i objął mnie mocno. Przez całą powrotną drogę nie powiedział ani słowa. Byłam mu za to wdzięczna. Milczenie było tym, czego teraz potrzebowałam.

   Jesień w pełni. Na zewnątrz zrobiło się szaro, smutno i ponuro, co całkowicie odpowiadało mojemu nastrojowi. Ogarnęła mnie jakaś dziwna melancholia. Nie chciało mi się wychodzić z domu, chodziłam więc tylko na polowania.
   Tydzień po pożegnaniu z Edmundem odwiedził mnie Juan. Przyszedł do mnie, wszedł do pokoju bez pukania i rozsiadł się w fotelu.
   - Witaj, Amando.
   Zdziwiła mnie jego obcesowość.
   - Chyba zapomniałeś zapukać – zwróciłam mu uwagę.
   - Szczegóły. - Machnął ręką.
   - Jak tutaj dotarłeś? - Wyjrzałam przez okno. - Jeszcze nie zapadła noc.
   - Krytym powozem.
   - A gdzie ten powóz? - Na dziedzińcu niczego nie było.
   - Odjechał. Po zmroku nie będzie mi już potrzebny. - Spojrzał na mnie uważniej. - Wiem, że Dark nie żyje. I wiem, kto go zabił i przy czyjej pomocy.
   Wzruszyłam ramionami.
   - I co zrobisz, doniesiesz na mnie Romualdowi?
   - Ja nie, ale jeden z jego sług chciał to zrobić. Przyjąłem go do siebie na służbę i zakazałem mówienia o tym.
   - Czemu to zrobiłeś? - Spojrzałam, zdziwiona.
   - Nasz wampirzy władca mógłby zacząć cię podejrzewać o spisek, gdyby się dowiedział, że stanęłaś po stronie łowcy. Ma obsesję na punkcie podejrzeń, boi się, że ktoś w końcu odbierze mu władzę.
   - Hm. To miło z twojej strony – stwierdziłam.
   - I tak nigdy go nie lubiłem. - Przyglądał mi się z uśmiechem na ustach.
   Przez chwilę między nami zapadło milczenie.
   - Dziękuję – odparłam w końcu.
   Skinął mi głową. Przyglądając się mu, musiałam przyznać, że był przystojniejszy od Edmunda. Idealnie męskie rysy twarzy, ciemna karnacja – w końcu był Hiszpanem – brązowe włosy, elegancko ułożone. Ubrany był w beżową koszulę i ciemnobrązowe spodnie. Był od niego chyba troszkę wyższy, umięśniony podobnie jak łowca. Ale w końcu Juan był wampirem.
   - Masz ochotę wybrać się ze mną na spacer? - zaproponował. - Pokażę ci kilka ciekawych miejsc.
   - Nie mam ochoty – mruknęłam, odwracając się do okna. Przemknął zwinnie obok mnie i znalazł się między mną, a oknem.
   - Już prawie noc. Chodź, pokażę ci coś ciekawego – zachęcił mnie.
   - Co takiego? - Patrzyłam na niego znudzonym wzrokiem.
   - Wampirzy jarmark.
   - A jest coś takiego?
   - Tak, w Pirenejach. Jest tylko raz w tygodniu, właśnie dzisiaj.
   Przypomniałam sobie, że Erik kiedyś mi o tym wspominał, lecz raczej tam nie chodził. Teraz też był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, bo twierdził, że w okolicy kręcą się łowcy, ale pozostawił mi decyzję. Postanowiłam, że pójdę i zobaczę, co to za jarmark. Cóż, typowa, kobieca ciekawość.
   Wyruszyliśmy o zmroku. Przebiegliśmy przez całe miasto, potem następne... W końcu Juan się zatrzymał. Byliśmy w górach, ale daleko od miejsca, które pokazał mi Erik. Staliśmy przed wąwozem. Wampir powoli do niego wszedł, ja za nim. Kończył się wielką, płaską ścianą skalną.
   - Teraz na górę – nakazał Juan i ruszył pierwszy. Zaczęłam się wspinać tuż za nim. Człowiek pewnie nie dałby rady, gdyż ściana była tylko lekko chropowata i nie za bardzo było się czego uczepić. Na szczęście, jako wampirzyca, nie miałam takich problemów.
   Mężczyzna pierwszy dotarł na górę i podał mi rękę. Podciągnął mnie lekko; po chwili stałam już obok niego. Rozejrzałam się i oniemiałam.
   Kilka metrów dalej stały pierwsze stragany, ciągnęły się bardzo daleko. Na każdym umieszczone były kaganki, które je oświetlały, mimo to jarmark był pogrążony w półmroku. Na szczęście, dzięki mojemu wampirzemu wzrokowi, wszystko wyraźnie widziałam. Targowisko tętniło życiem. Juan wyciągnął rękę w tamtą stronę w zapraszającym geście. Uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam przodem.
   Najpierw ujrzałam stragany z koralami, wisiorkami, amuletami i innymi drobiazgami. Następne pełne były chust, apaszek, szali i płaszczy. Było ich mnóstwo. Kolejne to były stragany z ubraniami. Piękne suknie, koszule lniane, bawełniane; jedwabne halki, skórzane trzewiki. Szłam wolno pomiędzy nimi, nie mogąc oczu oderwać. Żałowałam, że nie wzięłam pieniędzy.
   - Jeśli coś ci się spodoba, możesz śmiało kupować, ja zapłacę – powiedział Juan. Chciałam odmówić, lecz będąc w takim miejscu, miałabym niczego nie kupić?
   - W porządku, ale oddam ci pieniądze – zastrzegłam.
   - Jakoś się potem rozliczymy – uśmiechnął się wampir.
   Natychmiast ruszyłam na zakupy. Wszyscy sprzedający byli wampirami, ale bardzo miło się z nimi targowało. Zanim doszłam do butów, kupiłam już dwie jedwabne suknie (jedną błękitną, drugą beżową), szale do nich, ciemnoniebieski płaszcz i trochę biżuterii: korale, naszyjniki, kolczyki, pierścionki... Do obu sukien kupiłam też odpowiednie trzewiki. Byłam zachwycona jarmarkiem. Cóż, od wieków zakupy były dobrym sposobem na poprawienie kobiecie nastroju.
   Juan też kupił trochę rzeczy, ale o wiele mniej niż ja. Nie wydawał się być zniecierpliwiony tym, że zatrzymywaliśmy się przy każdym straganie, oglądając niemal wszystko. Wręcz przeciwnie, był rozbawiony tak samo jak ja.
   Na szczęście, nie musieliśmy nosić ze sobą tego wszystkiego, ponieważ na miejscu byli słudzy Juana, którzy nosili za nami kupione rzeczy. Zastanawiałam się, czemu Erik nigdy nie pokazał mi tego wspaniałego miejsca? Pod koniec zwiedzania, poznałam odpowiedź.
   Przy ostatnich straganach kłębiło się najwięcej kupujących. Chciałam zobaczyć, co tam sprzedają, ale Juan mnie zatrzymał.
   - Lepiej tam nie idźmy.
   - Dlaczego?
   Zmarszczył brwi i wahał się przez chwilę.
   - Tam sprzedawana jest ludzka krew – powiedział w końcu. - Wiem od Erika, że nie zabijasz ludzi, więc najlepiej będzie, jak już powoli będziemy wracać.
   - Jak to – krew? To można ją sprzedawać? - Nie zwracając uwagi na protesty Juana, zagłębiłam się w tłum. To, co ujrzałam, było straszne.
   Słyszałam wielokrotnie o handlu niewolnikami. W Europie nie było to rzadkie zjawisko. To, co zobaczyłam, było trochę podobne, ale o wiele gorsze. Widziałam około dziesięciu ludzi, powiązanych powrozami. Słyszałam, jak kupcy targują się o nich. Zachwalali, jaka to świeża krew, młoda, silna itp. Jeden mężczyzna został właśnie sprzedany. Wampir, który go kupił, zaciągnął go w pusty róg obok targowiska i bezceremonialnie go ukąsił. Poczułam delikatny, kuszący aromat. Natychmiast odwróciłam głowę z obrzydzeniem.
   - Kupmy ich i uwolnijmy – poprosiłam. Cztery kobiety i pięciu mężczyzn. Wiedziałam, że jeśli nic nie zrobię, oni zginą.
   - Przykro mi, ale to niemożliwe, Amando – odrzekł smutno Juan. - Ludzi nie wolno nigdzie ze sobą zabierać. Trzeba zabić ich tutaj. Takie są zasady. - Rozłożył bezradnie ręce.
   Przez chwilę rozważałam uwolnienie ich wbrew woli tych wszystkich krwiopijców, ale doszłam do wniosku, że nie tylko ja zostałabym ukarana, ale Juan i Erik również.
   - Po co mnie tutaj przyprowadziłeś? - zapytałam z żalem w głosie. - Nie chcę tych wszystkich rzeczy, wyrzuć je, pieniądze ci oddam. - Odwróciłam się i ruszyłam w powrotną drogę. Czy moja ciekawość zawsze musi się tak kończyć?!
   Biegłam, przepychając się pomiędzy wampirami. Słyszałam, że Juan biegnie za mną. Zatrzymałam się dopiero przy skalnej ścianie.
   - Zejdę i cię złapię – zaproponował.
   - Nie trzeba, poradzę sobie – odparłam sucho i śmiało skoczyłam w dół. Udało mi się wylądować na nogach. Po chwili Juan stał już obok mnie.
   - Nie gniewaj się na mnie. - Wyglądał na skruszonego, ale już po chwili w jego oczach dostrzegłam łobuzerskie błyski.
   - Czemu mi nie powiedziałeś, co tam zastanę? - spytałam z wyrzutem.
   - Nie pomyślałem, wybacz. - Spojrzał na mnie i nagle złapał mnie w pasie. - Ślicznie wyglądasz, jak się złościsz – stwierdził.
   - To nie jest śmieszne. Puść mnie! - Zamiast tego, pochylił się, próbując mnie pocałować. Zdumiona jego bezczelnością, zdołałam tylko przekręcić głowę, wskutek czego pocałował mnie w policzek. Przez chwilę nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Złościć się, spoliczkować? Czy obrócić wszystko w żart?
   - Wiesz, już od dawna chciałem się ustatkować. Krążą o mnie opinie podrywacza i krętacza, może i trochę słusznie. Ale mam już dość. Chcę mieć jedną kobietę i być jej wierny. Zostaniesz moją żoną?

1 komentarz:

  1. ~Kathleen
    7 stycznia 2010 o 14:48

    Jeżeli masz ochotę zapraszam na nowy rozdział na http://www.mistral-i-jasper.blog.onet.p l ;] Hej, hej, hej ;***przepraszam, ze tak późno komentuję ;] rozdział piękny… cudwony… wspaniały … mogłabym pisać tutaj jeszcze kupę epitetów, ale na co one. och, ach i łał zapewne słyszałas to milion razy ;] ale to prawda ;]jednka ja nie lubię się powtarzać ;] i jeszcze musze przeprosić, ze nie skomentowałam poprzednich rozdziałów, ale kompletnie brakuje mi czasu na wszytko ;] opinie o tym rozdzaile wyraziłam już wyżej i to samo tyczy sie pozostałych ;] całuję Cię, życze weny i zapraszam do siebie;*
    Odpowiedz
    justilla
    7 stycznia 2010 o 16:23

    Szczerze mówiąc nie pamiętałam o postaci Juana :) Ale kurczę, dwie propozycje małżeństwa w ciągu paru dni, to ciekawe. Szkoda, że Amandzie nie wyszło z Edmundem (a może wyjdzie?), bo co jak co przystojny jest, a że zabija wampiry… no cóż, raz na milion jest przypadek wampira ze skłonnościami do zwierząt, więc nie dziwota, że niszczy wroga.
    Odpowiedz
    ~Tiara
    7 stycznia 2010 o 16:28

    No to współczuję Amandzie. Jednego dnia, o ile można nazwać to dniem ;), oświadczyły jej się dwie osoby. Osobiście wybrałabym… poczekam, aż Amanda dokona wyboru. Ciekawe czy ma taki sam gust co ja ;) Rozdział świetny i moją ulubioną postacią stał się Edmund :) Uwielbiam go i mam nadzieję, że odegra jeszcze jakąś rolę… chociaż malutką ;)p.s. Gratuluje piąteczki na Rzetelne Ocenianie. U mnie też objawia się ta kobieca ciekawość ;)Pozdrawiam
    Odpowiedz
    saphira.dd1@vp.pl
    7 stycznia 2010 o 17:31

    Jak widać jestem równie zaskoczona tymi propozycjami małżeństwa, jak osoby nade mną ;) Rozdział świetny i albo nagle oślepłam, albo naprawdę nie ma tutaj błędów większych niż przecinek. Z chęcią przeczytam kolejne rozdziały!Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    ~Tiara
    7 stycznia 2010 o 18:28

    Rozumiem cię. Szkoła. Ale ja też mam złą wiadomość bo chyba będę musiała usunąć Gwiazdkę. Bo widzisz w którymś momencie coś zepsułam i jakoś źle mi idzie pisanie. Kolejny rozdział zaczęłam pisać chyba z trzy razy i nie byłam z niego zadowolona :( Za to Miasto Nocy będzie się pojawiać trochę częściej bo czasami na nudnych lekcjach piszę sobie w brudnopisie kolejne rozdziały ;) Pozdrawiamp.s. a twoje opowiadanie, a nawet można nazwać to książką jest świetne!! :*
    Odpowiedz
    tiara.jerevell@onet.eu
    7 stycznia 2010 o 18:55

    No cóż… planowałam pewien zwrot akcji, ale nie chcę przesadzić :) No cóż za bardzo polubiłam Gwiazdkę by teraz ją kasować i chyba masz rację… zrobię zwrot akcji… bo pomysły mam tylko nie zawsze umiem je wykorzystać ;)Pozdrawiamp.s. wiesz, że jeśli chodzi o to zabicie Kathii to ja takie coś planowałam? i to właśnie Victor miał to zrobić, ale miało mu się to nie udać :) oj wygadałam się … :)
    Odpowiedz
    ~natalyyjka
    7 stycznia 2010 o 19:30

    Być może pomyliłam notki, bo przeczytałam ich kilka… ;) Bardzo się cieszę, że podoba Ci się moja ocena ! Pozdrawiam i zycze dalszych sukcesów oraz weny w pisaniu. [rzetelne-ocenianie]
    Odpowiedz
    ~natalyyjka
    7 stycznia 2010 o 19:31

    Aaaa, zapomniałam :p Jeżeli chodzi o tło bloga to, może taka brudna biel ? Zawsze to trochę mniej razi. [rzetelne-ocenianie]
    Odpowiedz
    e_wiola@buziaczek.pl
    8 stycznia 2010 o 18:18

    NN na history-about-renesmee.Kurdę, przeczytałam zakończenie i muszę się wziąć za czytanie całości! Może zacznę już jutro ;)
    Odpowiedz
    ~Asia:*
    8 stycznia 2010 o 19:30

    He he :D ale super. Ma powodzenie nasza Amanda. Bardzo fajny rozdział pozdrawiam ;)
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    4 lipca 2011 o 20:06

    No, no. Amanda rozkochuje w sobie wampiry i łowców. xD Żal mi jej i Edmunda. Nieszczęśliwa miłość. :( Ale trzymam za nich kciuki. :) Wampirzy targ? Fajny pomysł. W sumie to co nowy rozdział, nowy pomysł. Naprawdę, szacun kobieto. Masz niesamowitą wyobraźnię. :)

    OdpowiedzUsuń