Rozdział VI - Bunt

 3.01.2010

   - To okropne – podsumowała Karolina. - Oboje chcieliście pomagać ludziom, byliście tak samo dobrzy, a jednocześnie byliście śmiertelnymi wrogami! Czy w takim układzie jest miejsce na miłość?
   - No cóż, wszak od nienawiści do miłości podobno tylko jeden krok, prawda? - Uśmiechnęłam się, wspominając tamte chwile.


   Już z daleka widziałam Erika, stojącego przy bramie kościoła. Był wyraźnie zniecierpliwiony. W miarę jak się zbliżaliśmy, na jego twarzy pojawiało się kolejno zdumienie, przerażenie, złość. Kiedy dotarliśmy na miejsce, oczy mojego opiekuna błyszczały niebezpiecznie. Puściłam ramię Edmunda.
   „On nie wie, że jesteśmy wampirami. Nie zdradź nas!”, przekazałam mu szybko. Odebrał wiadomość, bo przybrał normalny wyraz twarzy.
   - Długo na ciebie czekałem, Amando – zwrócił się do mnie.
   - Przepraszam... - zaczęłam, ale łowca mi przerwał.
   - To moja wina. Jestem Edmund Dryden - wyciągnął rękę, ale Erik ją zignorował.
   - Idziemy – złapał mnie za rękę i pociągnął gwałtownie.
   - Zapewniam, że to nie jest wina Amandy – powiedział szybko łowca. - Gdyby nie ona, byłoby ze mną kiepsko. Proszę się na nią nie złościć, ona nie zrobiła niczego złego, a ja potraktowałem ją jak damę...
   - Żegnam – przerwał mu Erik niegrzecznie, patrząc na niego groźnie. Łowca cofnął się o krok, a jego ręka powędrowała w stronę pasa, gdzie zawieszony był kołek.
   - Do zobaczenia, Edmundzie – powiedziałam szybko, chcąc odwrócić jego uwagę. - Dziękuję za podarunek i cieszę się, że cię poznałam. - Uśmiechnęłam się promiennie. Wzrok łowcy powędrował w moją stronę, przez chwilę patrzył w moje oczy, a ja w jego. Mogłabym utonąć w tym ciemno lazurowym niebie, które widziałam w jego wzroku... Do rzeczywistości przywróciło mnie ostre szarpnięcie. Erik ruszył przed siebie, ciągnąc mnie za rękę. Gdybym była człowiekiem, pewnie by mi ją wyrwał.
   - Do zobaczenia, Amando. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - Jego uśmiech był zniewalający. Patrzyłam za nim, pozwalając się prowadzić Erikowi. Dopiero, gdy zasłoniły nas budynki, odwróciłam się i wyrwałam rękę z jego uścisku.
   - Nie musiałeś okazywać mu takiej otwartej niechęci! - zdenerwowałam się. Widząc wyraz jego twarzy, zamilkłam.
   - Porozmawiamy w domu – powiedział cicho. Poczułam zimny dreszcz. Wolałabym, żeby wykrzyczał się już teraz. Ale co mi może zrobić? Zbije mnie? Zamknie w trumnie?
   Wróciliśmy do domu jakąś godzinę przed świtem. Miałam ochotę od razu położyć się spać, ale Erik poszedł za mną do pokoju i zamknął drzwi.
   - A teraz opowiedz mi, po kolei, co się zdarzyło tej nocy. - Usiadł w fotelu, zrobiłam to samo. Wszystko mu opowiedziałam, od spotkania z Juanem, do odprowadzenia przed Edmunda. Pominęłam tylko to, co ja czułam.
   - Świetnie. Po prostu cudownie. - Kiedy skończyłam, Erik zerwał się z fotela i zaczął spacerować nerwowo po pokoju. Ja wciąż siedziałam na miejscu. - Podsumowując: naraziłaś na niebezpieczeństwo zarówno siebie, jak i mnie, i to podwójnie. Jeśli łowca zorientowałby się, kim jesteśmy, zabiłby nas. Ale to jeszcze nie wszystko. Jeżeli dotrze do Romualda, że pomogłaś łowcy zabić wampira, będzie jeszcze gorzej. Jesteś z siebie zadowolona?! - Ostatnie słowa niemal wykrzyczał.
   - Chyba przesadzasz – broniłam się. - Nie pomogłam nikogo zabić, tylko stałam i się przyglądałam. A Edmund niczego nie zauważył. Zwłaszcza, że krzyż nie poparzył mojej skóry...
   - Co z ciebie za wampirzyca? - przerwał mi Erik. - Jeśli chciałaś nosić krzyżyk, należało mi powiedzieć, kazałbym Jackowi albo Agnes, żeby ci kupili, nie musiałaś prosić łowcy...
   - Nie prosiłam, sam mi podarował! - zaprzeczyłam.
   - Poszłaś do niego do domu! Ostrzegłaś przed niebezpieczeństwem, przyjęłaś podarunek, przez ciebie zginęły wampiry...
   - Dark chciał mnie zabić! Rzucił się na mnie! A Edmund mnie uratował! - Gwałtownie wstałam z fotela.
   - Po czyjej ty jesteś stronie?! Łowcy, czy wampirów?
   - Po stronie dobra – odpowiedziałam bez wahania.
   - Czyli po której?
   - Łowcy nie zabijają ludzi, wampiry tak.
   - Ale ty już nie jesteś człowiekiem. - Erik odwrócił się w stronę okna. - Pytanie, czy jesteś wampirem. Czasami mam wrażenie, że zawisłaś gdzieś pomiędzy i nie chcesz pójść dalej. Uciekasz przed tym, co nieuniknione. - Odwrócił się do mnie i westchnął. - Nie jesteś już człowiekiem, Amando – powtórzył cicho. - Musisz się z tym pogodzić.
   Usiadłam, zrezygnowana.
   - Skoro nie piję ludzkiej krwi, to znaczy, że nie jestem też wampirem? - Spojrzałam na niego bezradnie. Usiadł obok i pokręcił głową.
   - Oczywiście, że jesteś. Ale nie o to tutaj chodzi. Nie każę ci nikogo zabijać, wręcz przeciwnie – cenię twój wybór, przyznam się szczerze, że ja bym tak nie potrafił. Ale powiedz mi, jeśli twój łowca dowie się, że jesteś wampirzycą, ale dobrą, bo nigdy nie zabiłaś człowieka, co zrobi? Zabije cię, czy nie?
   Nie odpowiedziałam.
   - No widzisz.
   - Ale on jest dobry! Tylko tkwi w błędzie. Myśli, że wampiry to pokutujące dusze uwięzione w nieśmiertelnym ciele! Gdybym go mogła przekonać...
   - Litości, Amando! Nie bądź naiwna! Jeśli od kilkunastu lat wpajano by w ciebie jakąś ideologię, to czy tak łatwo uwierzyłabyś, że jest inaczej?
   - To co mam zrobić?!- krzyknęłam, zrywając się ponownie.
   - Nic. Po prostu zapomnij o nim! - Wstał i jednym, sprawnym ruchem zasłonił okna. - Jeśli chcesz mieć kochanka, to wybierz raczej Juana. Nie jest zły, a kiedy go poprosisz, może nawet przejdzie na krew zwierząt.
   - Nie chcę żadnego kochanka! A Juan to typowy kobieciarz – dodałam. - Jest miły, ale... mimo wszystko...
   - Dość tego, nie będę z tobą dyskutował – przerwał mi, zniecierpliwiony. - Nie pozwolę ci się narażać z powodu jakiegoś głupiego kaprysu. Zabraniam ci się z nim spotykać. Przez najbliższe trzy dni nie będziesz w ogóle wychodzić z pokoju, potem razem pójdziemy do lasu. I na przyszłość zastanów się, zanim zrobisz coś tak idiotycznego. Pomyśl czasem, że ktoś może się martwić, czemu nie wracasz i nie blokuj swojego umysłu. Albo raczej naucz się go otwierać. Wiesz, ile energii zużyłem na bezskuteczne próby skontaktowania się z tobą? A teraz już pora spać. - Odwrócił się w stronę drzwi. Zawładnął mną bunt i złość.
   - Nie możesz mi tego zabronić. Nie jestem twoją służącą, nie muszę robić, co mi każesz. - Podparłam się pod boki. - Nie jesteś moim ojcem!
   Erik powoli się odwrócił. Na jego twarzy widniał gniew, ale zignorowałam to.
   - Jestem twoim opiekunem i mam pełne prawo ci zakazać spotykania się z łowcą wampirów, dla twojego własnego bezpieczeństwa.
   - Ale on nie jest dla mnie groźny... - Próbowałam jeszcze. Erik zaśmiał się ironicznie.
   - Nigdy więcej się z nim nie spotkasz. Wybij go sobie z głowy.
   - A jak mnie zmusisz? - Zmrużyłam lekko oczy, patrząc na niego zuchwale. Gniew i frustracja zawrzały we mnie i postanowiły wydostać się na zewnątrz.
   Wtem poczułam, jak Erik łapie mnie za obie ręce i uderzyłam plecami o ścianę. Gdybym nie była wampirem, chyba połamałby mi żebra. Przycisnął mnie do ściany, jego twarz była teraz przerażająca. Ogarnął mnie lęk. Żałowałam, że go tak rozwścieczyłam. Ale teraz było już za późno.
   Wampir mocno ściskał mnie za ręce, aż czułam ból. Przysunął swoje usta do mojego ucha i szepnął:
   - Właśnie tak cię zmuszę. Zamknę cię w trumnie na te trzy dni i zabiję gwoździami. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to nawet i na dłużej. Aż nauczysz się pokory i posłuszeństwa. Rozumiesz?
   Pokiwałam głową. Nie byłam w stanie wyrzec słowa. To nie był mój Erik. Nie poznawałam go. Wcześniej byłam pewna, że nigdy nie zrobi mi krzywdy. Teraz miałam wątpliwości.
   Wampir puścił mnie, odwrócił się i wyszedł. Jeszcze przez chwilę stałam, nie mogąc się poruszyć. W końcu usiadłam w fotelu. Patrzyłam na zasłonięte okno. Co robić? Pierwsze, co nasunęło mi się na myśl, to ucieczka. Ale dokąd? Do łowcy? W końcu dowie się, kim jestem i mnie zabije. Po co miałam uciekać, skoro i tak będę daleko od Edmunda?
   Przyszło mi na myśl, że mogłabym zamienić go w wampira. Ale wiedziałam, jak ja bym się czuła, gdyby Erik zmienił mnie bez mojej zgody. A na zgodę łowcy nie miałam co liczyć. Więc odpada.
   Moja sytuacja wydawała mi się beznadziejna. Nagromadzony żal, frustracja i upokorzenie sprawiły, że ukryłam twarz w dłoniach i się rozpłakałam.
   W końcu ogarnęła mnie senność, więc położyłam się do trumny. To był pierwszy raz, kiedy Erik nie pożegnał mnie na dobranoc.
   Następnego dnia wstałam wypoczęta, a w związku z tym – w trochę lepszym nastroju. Posiedziałam chwilę, pomyślałam i doszłam do wniosku, że wczorajsza kłótnia była właściwie niepotrzebna. Kim jest dla mnie ten łowca? Nikim. Może i mnie lubi, może nawet mu się podobam – ale tylko jako człowiek. Czy mógłby mnie pokochać taką, jaka jestem naprawdę? Na pewno nie. Dotknęłam krzyża na swej szyi. Cóż, podarunek za uratowanie życia. Nic szczególnego to dla niego nie znaczyło.
   Poza tym, sam powiedział, że łowcy nie mogą mieć rodziny.
   Wyszłam z pokoju i ruszyłam na poszukiwanie Erika. Co prawda, miałam nie wychodzić, ale i tak o tej porze nie mogłabym uciec na zewnątrz, bo było dopiero popołudnie.
   W kuchni znalazłam Agnes, lecz ona też nie wiedziała, gdzie jest mój opiekun. W końcu znalazłam go w bibliotece. Było to niewielkie pomieszczenie, gdzie znajdowało się kilka półek z książkami, stolik i trzy fotele. Erik siedział w jednym z nich i coś czytał. Kiedy zerknęłam na okładkę, zachciało mi się śmiać, bo tytuł był przekręcony.
   - Jeśli udajesz, że czytasz, to przynajmniej trzymaj prawidłowo książkę. Chyba, że czytanie „do góry nogami” to jakaś nowa umiejętność wampira – powiedziałam z lekkim rozbawieniem, podchodząc do niego. Szybko przekręcił książkę, ale w końcu odłożył ją na stolik. Uśmiechnął się do mnie.
   - Masz rację, nie czytałem – powiedział i zapatrzył się gdzieś w dal. Przez chwilę stałam nad nim, a między nami panowała niezręczna cisza. W końcu zdecydowałam pierwsza się odezwać.
   - Przyszłam cię przeprosić. Miałeś rację, wampirzyca i łowca? Przepraszam, że musiałeś na mnie czekać, martwić się, że cię zdenerwowałam... i obiecuję, że bez twojej zgody nie spotkam się więcej z żadnym łowcą – zakończyłam, przybierając skruszoną minę.
   Erik patrzył na mnie, zdziwiony. Wstał powoli z fotela, podszedł i powiedział:
   - Ja też chciałem cię przeprosić. Powinienem bardziej nad sobą panować. Wybacz mi. To wszystko dlatego, że cię kocham i na myśl, że mojej małej siostrzyczce mogłoby się coś stać... - przerwał i zamilkł.
   - Chyba nie tylko ja mam w sobie tyle z człowieka – stwierdziłam. - Ludzkie uczucia nie są ci obce...
   - Oczywiście, że tak. Niektórzy ludzie, po przemianie, stają się okrutni, bo czują się lepsi, wykorzystują swoje moce, znęcają się nad ludźmi; zabijanie czyni z nich bestie. Ja miałem szczęście, udało mi się tego uniknąć, choć nie do końca – wczoraj się o tym przekonałaś. Ty natomiast masz szansę na bycie dobrą. Nie możesz jednak zapominać, że wciąż jesteś wampirem. - Po tej przemowie pogłaskał mnie delikatnie po policzku. Niewiele myśląc, przytuliłam się do niego. I znowu było, jak dawniej. Z tym, że poznałam lepiej ciemną stronę Erika. „Może to i lepiej”, pomyślałam. „To w końcu mój opiekun, powinnam wiedzieć o nim jak najwięcej.”
   Przez kolejne trzy dni w ogóle nie wychodziłam z domu. Nie tylko dlatego, że Erik mi zabronił. Bałam się, że jeśli wyjdę, nie oprę się pokusie i nogi same poniosą mnie w zabronione miejsce.
   Również w czasie polowania Erik czekał na mnie na skraju lasu. Kolejne trzy dni w domu i kolejne polowanie.
   Tej nocy wróciliśmy bardzo wcześnie. Kiedy odkładałam płaszcz – nosiłam go posłusznie na prośbę Erika – spostrzegłam inny, granatowy, wiszący obok. Wcześniej zupełnie o nim zapomniałam.
   - Nie oddałam Edmundowi płaszcza – powiedziałam cicho.
   - Wiem. Sam bym mu go zaniósł, ale nie wiem, gdzie mieszka.
   - To może ja zaniosę? - zaproponowałam, ale w następnej chwili pokręciłam głową. - Nie, to głupi pomysł.
   - Możemy zanieść mu razem – zaproponował Erik. Zdziwiłam się i ucieszyłam jednocześnie. Perspektywa rychłego ujrzenia ciemnoniebieskich oczu napełniła mnie dziwną radością.
   - Przy okazji się z nim pożegnam – stwierdziłam.
   - To idziemy.
   - Teraz? - zdziwiłam się.
   - A kiedy? Do świtu jeszcze sporo czasu. - Podał mi mój płaszcz, ja wzięłam drugi, należący do łowcy i złożyłam go.
   Kilka minut później staliśmy przed jego domem.
   - Mogę iść tam sama? - poprosiłam Erika. Zawahał się. Wyraźnie jednak nie miał ochoty tam wchodzić. Poza tym, zawsze istniało niebezpieczeństwo, że Edmund rozpozna w nim wampira.
   - Ale nie zrobisz nic głupiego?
   - Nie zrobię, obiecuję.
   - Dobrze, zaufam ci – odparł. - Tylko wracaj szybko.
   Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i weszłam za bramę. Przeszłam przez podwórko i zapukałam do drzwi. A może go nie było? No tak, nie pomyślałam. Przecież on w nocy pracuje. Zabija wampiry.
   Westchnęłam. Przekazałam w myślach Erikowi, że poczekam tu chwilę, jeśli nie przyjdzie, to wejdę, zostawię płaszcz i wrócimy. Zgodził się. Oparłam się więc o ścianę i czekałam. Przyszło mi wtedy na myśl, że może on w ogóle nie przyjdzie. Wampiry są silne. Mógł już nie żyć... Na myśl o tym poczułam żal i szybko odpędziłam czarne myśli.
   W końcu go poczułam, jeszcze zanim zobaczyłam. Tak wspaniale pachniał. Szedł pewnym krokiem, gdy przeszedł przez bramę, ujrzałam ciemnobrązowy płaszcz, śmigający na wietrze. Kiedy przechodził przez podwórko, nagle napiął wszystkie mięśnie, jak do ataku i sięgnął po kołek.
   - Edmund? - spytałam głośno.
   - Amanda?
   Rozpoznał mnie? Czyżby miał taki dobry wzrok? Było ciemno, nie mógł mnie jeszcze wyraźnie widzieć. A może poznał mój głos?
   - Tak, to ja.
   - Co ty tutaj robisz? - Podszedł blisko i spojrzał na mnie. Jego oczy były takie, jak je zapamiętałam – piękne, intensywnie niebieskie, a jego wzrok szczery i... radosny? Stwierdziłam, że ucieszył się na mój widok.
   - Przyniosłam ci płaszcz. - Z trudem udało mi się odwrócić wzrok. Czemu on tak mnie fascynował, przyciągał?
   - Wejdź. - Zabrał się za otwieranie drzwi.
   - Nie. - Złapałam go za rękę. - Przyszłam tylko na chwilę. - Podałam mu jego własność.
   - Mogłaś go zatrzymać, mam przecież drugi. - Pokręcił głową, ale wziął płaszcz. - Znowu sama spacerujesz w nocy?
   - Niedaleko czeka na mnie Erik. Wiesz, muszę już iść, bo będzie się martwił. - Odetchnęłam głęboko i dodałam: - Właściwie, to przyszłam osobiście, bo chciałam się pożegnać. - Gdybym była człowiekiem, pewnie bym się rozpłakała. Jako wampirzyca musiałam się hamować. Krwawe łzy na pewno by mnie zdradziły.
   - Jak to – pożegnać? - Schował klucze, a płaszcz położył na progu. - Wyjeżdżasz?
   - Nie, ale... już nigdy więcej się nie zobaczymy. - Wzruszyłam, z pozoru niedbale, ramionami.
   - Ale dlaczego? - Na jego twarzy ujrzałam rozczarowanie. - Wiesz, odkąd cię spotkałem, wtedy, pod kościołem, dużo o tobie myślałem. Wiedziałem już, że jesteś wyjątkowa. Nie wiem, kim jesteś, bo nic mi o sobie nie powiedziałaś. Kiedy odeszłaś ze swoim bratem, tydzień temu, szukałem cię, ale nie znalazłem... nie wiedziałem, gdzie szukać... powiedz, jesteś mężatką? Masz narzeczonego?
   Wpatrywałam się w niego, zdumiona. Takich słów w ogóle się nie spodziewałam.
   - Nie mam, ale... - Zupełnie nie wiedziałam, do czego dąży.
   - Wiem, że łowcy nie mogą mieć rodziny. Ale niektórzy mają. Ukrywają ich przed światem, dlatego są bezpieczni. Jeśli jednak  oboje potrafiliby się obronić... Przepraszam, gadam bzdury – przerwał nagle. - Nie powinienem mówić ci takich rzeczy.
   - Dokończ – zażądałam. Serce biło mi coraz szybciej.
   - Widzisz, do tej pory łowcami mogli zostawać wyłącznie mężczyźni. Ale ja uważam, że ty byłabyś idealną łowczynią wampirów. Jesteś wyjątkowa.
 Zamurowało mnie. Po prostu mnie zamurowało. Przez chwilę stałam jak słup soli, a w następnej chwili parsknęłam śmiechem.

1 komentarz:

  1. ~Tiara
    4 stycznia 2010 o 15:42

    No to może być ciekawe :) wampirzyca Amanda – łowca wampirów ;)Nawet nie wiesz jak się cieszę, że udało mi się ciebie namówić być napisała to opowiadania :) Tak naprawdę nie wiem co się może stać dalej… z każdym rozdziałem mnie zaskakujesz i cieszę się, że notki dodajesz dość często bo nie muszę długo czekać na dalszy ciąg :D:D a pod tym względem jestem niecierpliwa ;)Pozdrawiam i całuję :*
    Odpowiedz
    justilla
    4 stycznia 2010 o 15:48

    Wampir łowcą wampirów, ciekawy widok :) I nie mów, że na wampirzy jarmark pójdzie z Edmundem! Rozdział fajny, ale Eryk w złości… aż się wystraszyłam, że skrzywdzi Amandę. Aha i w wielu miejscach, strasznie dużo spacji było. Nie wiem czy wcześniej tez tak było, ale tu mi utrudniało trochę czytanie.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    4 stycznia 2010 o 15:57

    To nie są spacje, tylko wyjustowanie. Wydawało mi się, że tekst lepiej się czyta i lepiej wygląda, jak jest wyjustowany, niż np. wyrównany z lewej. A Wam lepiej się czyta notki, jak są od lewej?
    Odpowiedz

    justilla
    4 stycznia 2010 o 16:48

    Mi trochę to przeszkadzało. Ale jak innym pasuje to mnie to w zasadzie bez różnicy :) Ważniejsza jest treść notki :P
    Odpowiedz
    ~Shine
    4 stycznia 2010 o 20:53

    Ta, tak, tak ;D Wmpir łowcą – a mi tu pociąg jedzie xdNie no fajnie, fajnie ;D Jest bosko. Cudownie to napisałaś. Mornie po nocach rozmyślam co się dalej wydarzy ;Dpozdrawiam ;*
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    4 lipca 2011 o 19:51

    Zacznę od tego, że wybuch Erika mocno mnie przeraził. Już prawie zapomniałam, że jest wampirem. xD Pomysł krwawych łez bardzo przypadł mi do gustu. Stwierdziłam również, że Łowcy przypominają mi wiedźminów. Też nie mogą mieć rodziny, są do tego przeznaczeni i szkoleni od dziecka, mają niezwykły refleks i siłę. Jest podobieństwo. :) Wampir Łowcą? Ciekawe… ^^
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    4 lipca 2011 o 19:53

    Zapomniałam dodać, że pomyliłaś imiona i raz nazwałaś Edmunda Edwardem. To by było na tyle. ;)

    OdpowiedzUsuń