Rozdział VII - Podejrzana sprawa

 9.05.2010

   - Kate i Andy? Razem? Przecież oni się nie znosili – zauważyła Karolina.
   - Dlatego też się zdziwiłam. Początkowo sądziłam, że jedno z nich ma rację, a drugie kłamie; potem już nie byłam tego taka pewna. Jak widzisz, Erik dobrze mi poradził.
   - On chyba zawsze dobrze ci radził. Mądry wampir. Nie dziwię się, że Amelia się zabujała. Zakochał się w niej, kiedy dorosła?
   - Powoli dojdziemy do wszystkiego. Teraz wróćmy do naszych znajomych wampirów.
   - Dobrze. Już ci nie przerywam. Opowiadaj.


   - Amanda? A co ty tutaj robisz? I to w masce! - zdziwiła się Kate.
   - Witajcie. - Zerknęłam niepewnie na nią i jej towarzysza. Andy skinął mi głową i uśmiechnął się. Jego niebieskie oczy lekko rozbłysły. Ubrany był na brązowo, a ubranie, z powodu jego drobnej budowy, najogólniej mówiąc, wisiało na nim. Kate za to ubrana była w ładną, obcisłą, ciemnozieloną suknię ze srebrnym pasem na biodrach, bez płaszcza. - Poznaliście mnie po zapachu czy ta maska nie spełnia swej powinności? - spytałam ich.
   - Oczywiście, że po zapachu. A czemu masz ją na twarzy? Ukrywasz się przed kimś? - Zmrużyła podejrzliwie swoje kocie, szmaragdowe oczy.
   - Nie chcę zostać rozpoznana w przypadku, gdybym spotkała znajomego, hm... człowieka.
   - Ha, wiedziałam! Miałam rację! - zwróciła się do Andy'ego.
   - To jeszcze nic nie znaczy – odparł wampir.
   - Jak to nic? Żyje wśród ludzi, więc to całkiem prawdopodobne!
   - Ale o czym wy mówicie? - Poczułam irytację. Wyraźnie rozmawiali o mnie, a ja stałam, całkiem zdezorientowana.
   - O tobie, droga Amando – potwierdził Andy. - Powiedz jej, moja urocza Kate o teorii, którą ostatnio wysnułaś – zwrócił się do wampirzycy.
   - To nie teoria tylko prawda. Zapytaj jej jak nie wierzysz. - Kate wzruszyła ramionami, przyjmując obojętny wyraz twarzy.
   - Ty jej zapytaj. To twoje przypuszczenia.
   Kate ponownie wzruszyła ramionami. Zaczynałam się niecierpliwić. Nie lubiłam być zupełnie niezorientowana w sytuacji.
   - Katherine twierdzi, że zamierzasz wyjść za mąż za człowieka. - Spojrzał na mnie oczekująco.
   - To prawda – przyznałam po chwili wahania. Więc o to chodziło. Ale co to ma wspólnego z nimi?
   - Zmysły postradałaś?! - Twarz Andy'ego z niedowierzania przeszła w oburzenie. - Po co ci to? Ach, już wiem. Chcesz go zabić i zagarnąć majątek? Cóż, to jest jakiś sposób na życie. - Spojrzał mi badawczo w oczy.
   - Nie mam zamiaru nikogo zabijać. Nie wychodzę za mąż dla pieniędzy – odparłam szczerze, nie odwracając wzroku.
   - To po co? - Jego oczy wyraźnie wyrażały troskę. A może po prostu potrafił świetnie udawać? Pod wpływem jego wzroku serce zabiło mi mocniej. Miał oczy podobne do Edmunda. Trochę jaśniejsze co prawda, ale jednak... Patrzył na mnie oczekująco, a ja nie umiałam odpowiedzieć na jego pytania. Z tej trudnej sytuacji niespodziewanie wybawiła mnie Kate.
   - Nie każdy lubuje się w zabijaniu ludzi tak jak ty – powiedziała kąśliwie. - Amanda lubi kontakty z ludźmi, a małżeństwo ze starszym hrabią to przecież nic strasznego.
   - Skąd wiesz, za kogo wychodzę za mąż? - zdziwiłam się,  przerywając kontakt wzrokowy z Andy'm i spoglądając na Kate. Z kolei jej zielone oczy przypominały mi przyjaciela, którego tak bezmyślnie odrzuciłam. Juana.
   - Śledziła cię – odparł zamiast niej Andy.
   - Nieprawda! Oliver mi powiedział. On wie wszystko...
   - Bo wysyła swoich szpiegów, takich jak ty! - Łagodne dotąd oczy Andy'ego pociemniały z gniewu. - Wiem, co planujesz. Mam nadzieję, że się rozczarujesz. Nie rób tego, Amando – zwrócił się do mnie. - To się nie uda. Związki między ludźmi i wampirami są bez sensu...
   - Daj jej spokój! Amanda ma prawo decydować o swoim życiu!
   Przerzucałam wzrok to na Andy'ego, to na Kate. Nie za bardzo rozumiałam, czemu się właściwie kłócą.
   - Jutro wychodzę za mąż i nie widzę powodu, abyście się o to sprzeczali. Nie jestem przecież nikim ważnym dla was.
   Zamilkli, patrząc na mnie z zaskoczeniem.
   - To ty nie wiesz. Nie zdajesz sobie sprawy...  - zaczął Andy, ale przerwał raptownie.
   - Z czego?
   - No właśnie, z czego? - spytała Kate i spojrzała na niego dziwnie.
   - Pakujesz się w niezłe problemy – odparł, ignorując wampirzycę. - Skończy się na tym, że któregoś ranka twój mąż przebije cię kołkiem albo wywlecze na słońce. - Kiedy to mówił, miałam wrażenie, że chodzi tu o coś zupełnie innego. - A poza tym, powinnaś przypomnieć sobie, co ci kiedyś mówiłem. - Patrzył mi uparcie w oczy, jakby chciał mi coś przekazać, ale nie mógł. Nagle odwrócił się i opuścił nas bez pożegnania.
   - A co ci mówił? - spytała Kate. Oczy miała teraz szeroko otwarte i wydawała się być przyjaźnie nastawiona.
   - Nie pamiętam – odparłam. Pewnie chodziło o ostrzeżenie przed Oliverem, ale tego nie mogłam powiedzieć jego podopiecznej.
   - Mniejsza o to. Mogę przyjść na twój ślub? Obiecuję, że nie zrobię krzywdy żadnemu z twoich gości.
   - Oczywiście, że możesz przyjść. - Zdziwiła mnie jej prośba.
   - Wiesz, nigdy nie miałam przyjaciółki. - Ruszyła przed siebie wolnym krokiem i obejrzała się na mnie, więc podążyłam za nią. - Zawsze chciałam mieć kogoś, komu mogłabym się zwierzyć...
   - A Oliver? Ja mam Erika i to jemu się zwierzam.
   - Mężczyźni nie rozumieją wszystkiego tak jak my, inaczej rozmawia się z kobietą.
   - Pewnie masz rację – odparłam pojednawczo. Uśmiechnęła się, a jej szmaragdowe oczy złagodniały.
   - Dziękuję. Do zobaczenia. - Uściskała mnie lekko na pożegnanie i po chwili już jej nie było.
   Wróciłam do domu nieco skołowana. Miałam niemiłe wrażenie, że jest coś, o czym nie wiem. Coś, co mnie dotyczy. I czyżby to „coś” miało związek z moją decyzją poślubienia Gallanta?
   Kiedy opowiedziałam Erikowi o tym spotkaniu, był zdziwiony nie mniej ode mnie.
   - Powinnaś ich unikać. To podejrzana sprawa, lepiej się w to nie mieszaj.
   - Kate obiecała, że przyjdzie na moje wesele. Wie, za kogo wychodzę za mąż. Obserwują mnie. Myślisz, że Oliver się domyślił, że mam gorącą krew?
   - Możliwe. Ktoś, kto ma gorącą krew, zwykle łatwo potrafi rozpoznać innego gorącokrwistego. - Staliśmy w salonie, zamyśleni. Przypomniałam sobie, co powiedziała Kate o zwierzeniach. Ja nie czułam potrzeby zwierzania się; zawsze mówiłam mojemu opiekunowi o wszystkim, co mnie dręczyło. A odkąd zaakceptował Edmunda, nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic.
   - Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - spytał nagle mój opiekun. Wiedziałam, że pyta o Chrisa.
   - Tak. Nie. Nie wiem. - Popatrzyłam na niego bezradnie. - Uważasz, że źle robię?
   - Amando, żadna decyzja którą podejmiesz nie będzie zła. - Uśmiechnął się łagodnie i czułym gestem odgarnął ciemne loki z mego czoła. - Jeśli za niego wyjdziesz, będziesz jego żoną, macochą Amelii, potem wdową... jeśli nie wyjdziesz, będziesz nadal wdową po Edmundzie. Ale dla mnie wciąż będziesz tą samą Amandą, moim promyczkiem szczęścia.

   W końcu nadszedł ten dzień. Dzień mojego ślubu. Dzień, który znów miał zmienić moje życie. Dzień, który zaczynał się o zmierzchu.
   Tego dnia wstałam dość wcześnie. W salonie czekał na mnie narzeczony. Słyszałam, jak rozmawiał z Erikiem. Wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Chris zajął się całą organizacją. Nawet Erik nie musiał wiele robić. Zdaje się, że hrabiemu sprawiało ogromną przyjemność zajmowanie się swoim przyszłym weselem.
   Dwa tygodnie minęły mi tak szybko, że byłam zbyt oszołomiona, aby naprawdę przemyśleć moją decyzję. Potrzebowałam wsparcia, uczucia, przyjaźni, serdeczności otaczających mnie ludzi. Przez to czułam się bardziej ludzka, co zmniejszało moje poczucie winy. Chris i Amelia mieli mi to zapewnić.
   Gdyby jednak tego dnia pojawił się na przykład Juan i tak jak przed ślubem z Edmundem zaproponował ucieczkę – nie wahałabym się długo. Potrzebowałam, żeby mi ktoś uświadomił, co tak naprawdę chcę zrobić. A jednocześnie nie chciałam tego. Tkwiłam w jakimś dysonansie poznawczym i nic nie mogłam na to poradzić.
   Powoli zeszłam na dół. Czekało mnie jeszcze strojenie się, a potem podróż karocą z moim narzeczonym. Ślub, zgodnie z moim życzeniem, miał się odbyć na dziedzińcu przed moim przyszłym domem. Ponieważ oboje byliśmy już w związku małżeńskim pobłogosławionym w kościele, nie było z tym problemu.
   Wszystkie moje obawy zeszły na dalszy plan, kiedy ujrzałam hrabiego i jego córkę. Widziałam szczęście w ich oczach, uśmiechy, które pochodziły z głębi serca i wdzierały się w podświadomość. Nawet gdybym chciała teraz odmówić, odwołać wszystko – nie potrafiłabym. Musiałabym mieć serce z kamienia, a moje, póki co, biło; w spowolnionym tempie co prawda, ale zawsze.
   Amelia była już gotowa. Ubrana w piękną, niebieską suknię z jedwabiu, ozdobioną licznymi, błękitnymi koronkami wyglądała uroczo, choć trochę dziecinnie. Włosy miała rozpuszczone, delikatnie zaczesane do tyłu, przewiązane przezroczystą chustą.
   - Moglibyśmy zostać na chwilę sami? - poprosił mnie hrabia. Erik skinął na Amelię która, zachwycona jego zainteresowaniem, bez wahania wyszła razem z nim. Chris spojrzał na mnie rozmarzonym wzrokiem.
   - Ależ mam piękną narzeczoną. - Powiedziawszy to, podszedł i pocałował mnie niespodziewanie. Poczułam przyjemny, intensywny zapach jego krwi krążącej w żyłach. Jego miękkie wargi delikatnie dotknęły moich. Nagle złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie gwałtownie. Od jego zapachu zakręciło mi się w głowie; namiętny pocałunek zaś wywołał iskrę, która poruszyła moje ciało.
   Kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie, nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Do tej pory całował mnie w rękę lub policzek, więc nie sądziłam, że może wywołać we mnie taką burzę uczuć. Problem w tym, że były to jedynie fizyczne odczucia. Nie kochałam go i teraz, gdy staliśmy tak obok siebie, pojęłam to całkowicie. Nie czułam tego dziwnego ściskania w brzuchu, tak jak przy Edmundzie. Aczkolwiek przez ten pocałunek uświadomiłam sobie, że nie potrzebna mi jest miłość do tego, aby być jego żoną.
   - Dokończymy to po weselu – szepnął mi na ucho obiecującym tonem. Nie mogłam się nie uśmiechnąć; przynajmniej o tą część małżeństwa nie musiałam się już martwić. Nagle przypomniałam sobie o pewnym ważnym aspekcie, którego nie powinnam była pominąć.
   - Wiesz,  muszę ci coś opowiedzieć – rzekłam i powiedziałam mu o mojej ranie na piersi, posługując się zmyśloną historyjką.
   - Biedactwo. - Popatrzył na mnie ze współczuciem. - Boli cię to?
   - Nie, już nie – zaprzeczyłam. - Ale od tej pory mam uraz do luster i chciałabym, żebyś usunął wszystkie, które znajdują się w widocznym miejscu.
   - Jak to? Przecież nie widać tego w lustrze.
   - Tak, ale moje odbicie przypomina mi o tej okropnej bliźnie.
   Przez chwilę przyglądał mi się zdumiony, ale w końcu przystał na kolejne moje dziwactwo.
   - W takim razie ja już idę pochować te lustra i pozałatwiać ostatnie sprawy, a ty się przygotuj, moja księżniczko. - Pocałował mnie w rękę i wyszedł. Chyba nie za bardzo uwierzył w moje kłamstwo, ale na szczęście nie miało to dla niego takiego znaczenia, by zacząć się dopytywać.
   Chwilę później przyszły krawcowe z moją suknią, kobieta która układała fryzury na ślub – synonim współczesnej fryzjerki, no i Amelia, która z radością przyglądała się przygotowaniom. Najpierw ubrana zostałam w piękną, fioletową suknię. Miała delikatny dekolt, otoczony lawendowym szalem, wąskie rękawy obszyte złotą koronką, biust delikatnie podkreślony przez wszyte w gorset, maleńkie klejnoty. Na biodrach złoty pas a dół pofałdowany, zakończony złotą obwódką. Płaszcz do sukni był koloru złotego, pantofle też miałam obszyte złotym materiałem. Po założeniu tego wszystkiego czułam się trochę przytłoczona tym przepychem.
   Nadeszła pora na włosy. Fryzjerka długo je układała i byłam na siebie zła, że nie zażyczyłam sobie, aby to Lidia mnie czesała. Na pewno nie zrobiłaby tego gorzej od tej kobiety, a z całą pewnością szybciej.
   Kiedy skończyła, było już dość późno. Szukała uparcie jakiegoś lustra, aby pokazać mi efekt swojej pracy; była zdumiona, że go nie znalazła. Amelia wyjaśniła jej, że według zwyczaju panna młoda nie powinna widzieć w lustrze swojego odbicia w dzień ślubu. Kobieta nie słyszała co prawda o takiej tradycji – wymyślonej zresztą przed chwilą przez Amelię – ale skinęła głową ze zrozumieniem i zrezygnowała z dalszych poszukiwań zwierciadła.
   Zapadł zmierzch. Mój przyszły mąż przyjechał po mnie wraz z całą elitą rycerstwa. Wysiadł z powozu i podszedł, by się przywitać. Nie musiałam go pytać, jak podobam mu się w sukni ślubnej; jego wzrok mówił mi wszystko.
   Kiedy wyszliśmy, zatrzymałam się zachwycona. Wokół stało może ze czterdzieści odkrytych powozów, w każdym co najmniej jedna pochodnia. Zrobiło się niemal tak jasno, jak w dzień. Spojrzałam w górę. Noc była piękna. Na niebie pełno gwiazd, a księżyc prezentował się dziś w całej swej okazałości. Nagle zdałam sobie sprawę, że dzisiaj trzynasty sierpnia. Symboliczna data? Przypomniałam sobie inny ślub. Równo sześć lat i trzy miesiące temu szłam u boku Edmunda... kochałam go. Miałam marzenia o naszym wspólnym życiu. Planowałam spędzić z nim wiele, wiele lat. Los chciał inaczej. A co teraz mnie czeka? Jak długo będę żoną hrabiego Chrisa Gallanta?
   Wsiedliśmy do powozu ustrojonego mnóstwem białych róż, zaprzężonym w białe rumaki. Konie ruszyły. Za nami jechał Erik z Amelią, a potem cała reszta gości. Jechały również Agnes, Lidia i Jack, wioząc moje rzeczy. Zaczynałam nowe życie. Znowu. Ile razy można zaczynać od nowa? Cóż, biorąc pod uwagę moją długowieczność, pewnie jeszcze nieraz mnie to czeka.
   Wkrótce dotarliśmy na miejsce, gdzie czekali już trubadurzy. Powitali nas muzyką. Dziedziniec był pięknie ustrojony. Białe róże były po prostu wszędzie. W powietrzu czuć było kwiaty i ludzką krew, krążącą w żyłach. Spojrzałam na hrabiego.
   - Boisz się? - spytał mnie szeptem.
   - Nie. To nie lęk ani strach. Ale czuję się niepewnie pośród tego tłumu. - Rozejrzałam się wokoło. I nagle zamarłam. Ujrzałam bowiem Kate, stojącą obok jednego z powozów i  dostrzegłam, że nie jest sama.

2 komentarze:

  1. ~Uskrzydlona
    9 maja 2010 o 11:29

    wa… nota zarąbiście długa ^.^ i fajna ;Dwpadnij do mnie:www.uskrzydlona.blog.onet.pl
    Odpowiedz
    ~Aine
    9 maja 2010 o 12:55

    Łe, i znowu nie udało mi się być pierwszą xD Rozdział świetny i właśnie długi, a nie taki co moje ;) Cóż postaram się to zmienić.Zaintrygowała mnie sprawa z Kate. Pozostaje mi tylko poczekać na następną notkę i mieć nadzieję, że w niej wszystko się wyjaśni,Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    justilla
    9 maja 2010 o 13:19

    Świetny rozdział. Amelia jest prawdziwą przyjaciółką. Niepokoi mnie Andy, Olivier i Kate. Co cała trójka knuje? I ciekawe z kim przyszła Kate. czyżby z Olivierem?Z tymi „Błękitnokrwistymi” Nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego mam nadzieję, że druga cześć będzie lepiej napisana. Po prostu… Akcja rozwinęła się późno. I jednocześnie tez dopiero wtedy autorka zaserwowała nam niemal wszystkie informacje dotyczące Błękitnokrwistych, kim są, skąd pochodzą, jak się zachowują. Do tego rodzice Schuyler. I kim jest Olivier. Wszystko. Mimo to polecam tą książkę. Przeczytaj, myślę, że Ci się spodoba. Ja na pewno sięgnę po drugi tom.
    Odpowiedz
    ~Śmierciożerczyni
    9 maja 2010 o 13:44

    Nie musiała Go kochać aby być jego żoną-to trochę okrutne jak dla mnie. Kto przyjechał z Kate? Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę.
    Odpowiedz
    ~Nieśmiertelna
    9 maja 2010 o 15:21

    Ciekawe z kim przyszła Kate i co oni wszyscy kombinują? Piszesz tak świetnie, że nie mam juz właściwych słów żeby to opisać. Żadnych błędów nie znalazłam, czyta się miło i przyjemnie- szczególnie (nie wiem dlaczego) opisy strojów. Może to tylko u mnie taka dziewczyńska słabość…Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam. Krwawy-poemat
    Odpowiedz
    ~Uskrzydlona
    9 maja 2010 o 16:26

    przeczytałam , przeczytałam ^^ przyznam Ci się, że oczywiście nie wszystkie, ale kilka przeczytałam ;ppodoba mi się, lubię opowieści o wampirach ;D
    Odpowiedz
    agnes97@poczta.onet.eu
    9 maja 2010 o 19:11

    Oj nie. Po prostu ostatnio czasu nie mam. Szkoła i wgl. Rozdział ciekawy. Nie powiem, że nie. Brakuje mi tylko trochę akcji. Czekam na ciag da;szy. pzdr. <3 [the-swan-girl]
    Odpowiedz
    ~Alice
    10 maja 2010 o 16:09

    Od dłuższego czasu zastanawiam się, dlaczego nie stawiasz przecinków przed „a”. Mniejsza o to.Na pewno Gallant nie bierze ślubu z Amandą z miłości. Nie może. Nie lubię go. Myślę, że Andy i Kate mogą mieć rację. Ale jedno z nich jest dobre, a drugie jest złe. Ale i tak Chrisa nie lubię, a jak pocałował Amandę to już w ogóle. Sorry, co za nachalność.Dla mnie jest ciekawie, ale w tym rozdziale czegoś mi brakowało, nie potrafię określić czego.Jak ja ci zazdroszczę weny…PS: Jeden z twoich komentarzy na moim blogu dotyczył „maltretowania Jacoba”. Jeszcze go zmaltretuję bardziej, należy mu się za całą sagę. Nienawidzę go. Nie wiem, w czym on jest fajny. Ale gusta są różne.PS2: Przepraszam, że tak późno, ale nawet weny na komentarze nie miałam xD. Czekan na NN. Jak zawsze ;)
    Odpowiedz
    ~Cullenka
    11 maja 2010 o 08:22

    z. kim. ona. jest?!notka boska, nie mogę się doczekać następnej ;)
    Odpowiedz
    ~justilla
    11 maja 2010 o 16:49

    Ja uwielbiam happy andy ;) Najlepiej gdy kończy się romantycznie. Jednak to mimo smutnego zakończenia warto przeczytać, wierz mi.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Serina
    12 maja 2010 o 19:15

    Zabierałam się za komentarz i zabierałam, aż w końcu się zabrałam i właśnie go piszę. Wypatrzyłam brak przecinka, ale już go zgubiłam, o zachowaniu bohaterów napisałam Ci wszystko na gadu, więc pozostaje mi skomentować ogół… Cóż, uwielbiam Twoje zakończenia. Potrafisz zatrzymać przy sobie czytelnika, co jest dużą zaletą, gdyż mnóstwo można znaleźć w tym blogowym światku lepszych i gorszych opowiadań. Twoje zalicza się do tych pierwszych, chyba nie myślałaś, że napiszę inaczej ;)? Ale, ale, wracając do rozdziału. Nie podoba mi się imię Andy, już wolałabym Andrew, czy coś w tym stylu. Andych żadnych w średniowieczu chyba nie było, tak mi się przynajmniej wydaje, ale głupio zmieniać imię wtedy, kiedy już wszyscy przyzwyczaili się do starego… Chłopak jest sympatyczny, ale nikt nie pobije Juana i Romualda <3. Przynajmniej z tego opowiadania, bo ja mogłabym wymieniać i wymieniać swoje ulubione postaci płci męskiej… Ale nie, za długo by wyszło. Ekhem. Co do rozdziału (w końcu zabiorę się za właściwy temat, mam nadzieję), to mi się podobał. Dałaś dość dużo ładnych opisów. I, o czym już wspomniałam, zaintrygowałaś zakończeniem. Z kim przybyła tam Kate? Teraz nie będzie dawało mi to spokoju, tak więc niecierpliwie czekam na rozdział następny. Pozostaje mi tylko życzyć Ci dużo weny! Całuję i przepraszam za wcześniejsze nienapisanie komentarza, Serina.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    12 maja 2010 o 20:02

    Dziękuję za miły i szczery komentarz:) Andy i Andrew to jest to samo imię: http://www.t4tw.info/angielski/slownictwo/imiona-meskie-angielski.htmla mi się bardziej podoba Andy, dlatego tak go nazwałam:) Wydaje mi się, że w średniowieczu były bardzo zróżnicowane imiona:) Co do pozostałych uwag (tych z gg) to oczywiście się zgadzam i wezmę pod uwagę:) Pozdrawiam:)
    Odpowiedz
    ~Serina
    12 maja 2010 o 20:06

    Wiem, że to to samo imię, ale Andrew jednak brzmi bardziej „średniowiecznie”, bo Andy wydaje mi się taki bardzo młodzieżowy i zbyt współczesny. Ale kwestia gustu. Najlepiej pożyczać imiona od jakichś historycznych postaci, wtedy na pewno wiesz, że takie imiona występowały, ja tak w każdym razie robię xD.Całuję, Serina.
    Odpowiedz

    ~Noelle
    15 maja 2010 o 13:11

    Związek wampira z człowiekiem? Bardzo interesujące…ale dlaczego to musi być akurat „starszy hrabia”? Kurcze, przepraszam Cię bardzo, bo chętnie napisałabym coś więcej,ale strasznie się czuję…chyba jakaś grypa mnie bierze ;/Rozdział przeczytałam cały, ale jakoś nie mam siły na komentarze…Ledwo co dodałam u mnie nowy wpis… no własnieZapraszam cie na nowy rozdział :)inny-wymiar.blog.onet
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    16 maja 2010 o 18:54

    Jestem pełna podziwu! Piszesz coraz lepiej! Jestem ciekawe z kim przyszła Kate. No i co szykuje nasza trójeczka?
    Odpowiedz
    justilla
    20 maja 2010 o 16:51

    Zapraszam na nową recenzję, na [ksiazka-moim-zyciem]. Kiedy nowy rozdział ? Umieram z niecierpliwości! xD
    Odpowiedz
    ~Fotergilla
    1 sierpnia 2010 o 17:41

    Czyżby z Kate w powozie był Oliver? Mam nadzieję, że nie. A jak zrobi jakąś aferę? Nie zamierzam się domyślać, tylko szybko czytam dalej.Pozdrawiam ;*
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    14 lipca 2011 o 13:42

    I tutaj pewnie zaczynają się kłopoty… xD On… ją… pocałował… Ugh! Tfu, tfu. Wcale mi się to nie podoba. Oczywiście zżera mnie ciekawość kogo tam Katherine przywiodła na ślub Amandy. Lubię, gdy zamiast „nieśmiertelność” używasz zwrotu „długowieczność”. To bardzo adekwatne do egzystencji wampirów. :D

    OdpowiedzUsuń