Rozdział V - Podarunek

31.12.2009
 
   Przerwał nam dźwięk telefonu.
   - Odbiorę – zaproponowała Karolina i wyszła na korytarz. - To do ciebie! - Oddała mi słuchawkę.
   Domyśliłam się, kto dzwoni. I miałam rację. To był mój ukochany mąż. Był na szkoleniu, miał wrócić dzisiaj, ale okazało się, że musi zostać jeszcze jeden dzień. Trochę się za nim stęskniłam, ale pocieszyłam się, że już jutro go zobaczę.
   Kiedy wróciłam do pokoju, Karolina siedziała z uśmiechem na ustach i czekała na dalszy ciąg mojej historii. Poinformowałam ją o zmianie planów mojego ukochanego.
   - Pewnie bardzo za nim tęsknisz – stwierdziła.
   - Cóż, nie widzieliśmy się zaledwie kilka dni, ale... tak, tęsknię za nim. - Usiadłam i zamyśliłam się.
   - Opowiedz, co było dalej, jak poczułaś jego krew? - zmieniła temat Karolina.
   Westchnęłam, odrywając się od moich myśli i kontynuowałam opowieść.


   Łowca był ranny. Nie była to głęboka rana, ale rozległa. Krew płynęła obficie, a ja nie mogłam oderwać od niej wzroku. Nie byłam głodna, lecz ten niesamowity zapach kusił, przyciągał...
   - Co się stało, Amando? Źle się czujesz? - spytał Edmund, zaniepokojony.
   - Krew... - Odsunęłam się kilka kroków i spojrzałam na niego. - Jesteś ranny – stwierdziłam, w zasadzie niepotrzebnie, bo doskonale o tym wiedział.
   - Ach, wybacz. Zapomniałem, że niektóre kobiety mdleją na widok krwi. - Zrobił bezradną minę. Jego słowa sprawiły, że się ocknęłam. Wpadłam na pewien pomysł. Podwinęłam suknię i bez wahania udarłam spory kawałek materiału z długiej halki, którą miałam pod nią. Następnie złapałam Edmunda za ramię i starannie je obandażowałam. Przez cały czas ani razu nie wciągnęłam powietrza. Mężczyzna patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, ale nie protestował. Kiedy skończyłam, spostrzegłam, że mam na palcach kilka kropel jego krwi. Naszła mnie ogromna ochota, aby je oblizać. Sprawdzić, jaki ma smak. Tylko te kilka kropel...
   Wówczas Edmund wziął mnie za rękę i wyjętą wcześniej chusteczką wytarł starannie moje palce.  W końcu ponownie zaczęłam oddychać. Żądza krwi znikła tak nagle, jak się pojawiła. Teraz zawładnęło mną zupełnie inne uczucie. Podniosłam głowę, nasze oczy się spotkały. Czułam ciepło, które od niego biło, przyjemny zapach, który mnie przyciągał.
   - Dziękuję – szepnął. Jego twarz była tak blisko mojej... Odsunęłam się odrobinę.
   - To chyba trzeba jeszcze przemyć – powiedziałam niepewnie.
   - Nie przejmuj się, Amando, nie takie rany już miałem – ukazał w uśmiechu swoje śnieżnobiałe zęby. - Idziemy?
   - Najpierw oddam ci płaszcz. Mi nie jest zimno, a tobie...
   - Nie ma mowy – zaprotestował. - Zresztą, mieszkam niedaleko. Chodźmy.
   Westchnęłam. Podał mi ramię, tym razem prawe i ruszyliśmy w stronę miasta. Miałam wyrzuty sumienia, nie dość, że go wprowadziłam w błąd, to jeszcze przeze mnie marzł. Czułam, że noc była chłodna i gdybym nie była wampirem, bez płaszcza pewnie bym się przeziębiła.
   Kwadrans później byliśmy już na miejscu. Edmund mieszkał niedaleko lasu, w którym polowałam. Stało tam kilka niewysokich domków, jeden obok drugiego. Przeszliśmy przez starą, niewysoką bramę i niewielkie podwórko. Mężczyzna odryglował i otworzył drzwi. Następnie odsunął się, gestem zapraszając mnie do środka.
   Zawahałam się. Byłam zaproszona, mogłam wejść. Gdyby wiedział, kogo zaprasza do swego mieszkania... wolę nie wiedzieć, co by zrobił.
   - Chyba nie powinieneś mnie zapraszać. Nie znasz mnie – stwierdziłam, zatrzymując się w progu.
   - Martwisz się o swoją reputację? - Łowca znowu źle zinterpretował moje słowa. - Nikt się dowie, wejdziesz tylko na chwilę, bo nie chcę zostawić cię tu samej.
   Westchnęłam i przekroczyłam próg. Wszedł za mną, zapalił lampy olejne, wiszące u sufitu i kaganki, przez co w mieszkaniu zrobiło się o wiele jaśniej. To samo zrobił w jednym z pokoi.
   - Wejdź, Amando. - Skinął na mnie. - Napijesz się czegoś? - Wyszedł na mały korytarz, który łączył pokój, kuchnię i jeszcze jedno pomieszczenie, które było zamknięte.
   - Nie chce mi się pić – odparłam, wchodząc do środka. Był to niewielki pokoik, w którym było łóżko, stolik i... duże zwierciadło.
   Gdyby nie liczne lampy, być może nie zwróciłby uwagi na to, że nie odbijam się w lustrze. Ale teraz, kiedy ciemny pokój został oświetlony, nie miałam szans. Musiałam szybko coś wykombinować. Stwierdziłam, że odkąd zostałam wampirem, ciągle muszę coś kombinować. Życie stało się takie zagmatwane.
   - Może jednak się czegoś napijesz? - zachęcił Edmund, stojąc na korytarzu. Rozejrzałam się po pokoju, spanikowana.
   - Przynieś mi... czystej wody – odpowiedziałam.
   - Dobrze, zaczekaj chwilę.
   - Nie śpiesz się – rzekłam prędko, wciąż się rozglądając. Może uciec przez okno? Było niewielkie, ale bez trudu bym się przecisnęła. Właściwie, to równie dobrze mogłam wyjść drzwiami. Nie zdążyłby mnie dogonić. Albo też...
   Usłyszałam, jak wraca i niewiele myśląc, zrobiłam to, co mi nagle przyszło do głowy. Mianowicie, podeszłam i przewróciłam lustro, tak mocno, że rozbiło się na tysiąc chyba kawałków.
   - Co się stało?! - Mężczyzna stanął w drzwiach, w jednej ręce trzymał szklankę, a w drugiej, nie wiadomo kiedy, znalazł się kołek. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Po co ja tu przychodziłam? Chyba oszalałam.
   - Stłukłam ci lustro – powiedziałam drżącym głosem. A jeśli już wiedział, kim jestem?
   Ale łowca odetchnął z wyraźną ulgą i schował kołek. Szklankę odstawił na stolik.
   - Już myślałem, że to jakiś wampir. Wprawdzie nie powinien wejść bez zaproszenia, ale z tymi gnidami nigdy nic nie wiadomo. - Pochylił się i zaczął zbierać szkła.
   - Przepraszam – szepnęłam. Również poczułam ulgę. Niebezpieczeństwo ujawnienia zostało na razie zażegane.
   - Nic się nie stało, to było stare lustro. Nie przejmuj się. A nic ci nie jest, nie skaleczyłaś się? - zaniepokoił się nagle.
   - Nie, wszystko w porządku.
   - To dobrze. - Przyniósł worek, do którego pozbierał szkła. - To moja wina, powinienem je umocować, kiedy się chybotało. Nie martw się tym. Napij się – podał mi szklankę. Wzięłam ją i kiedy wyszedł z workiem, wylałam jej zawartość za łóżko.
   Kiedy wrócił, otworzył szufladę i przez chwilę czegoś w niej szukał. Gdy się odwrócił, w ręku trzymał piękny, niewielki, srebrny krzyżyk, zawieszony na ciemnym sznurku.
   - Podoba ci się? - zapytał.
   - Jest śliczny – odparłam szczerze.
   - Jest twój. - Zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć, Edmund już zakładał mi go na szyję. Przez chwilę poczułam strach, że sparzy moją skórę. Poczułam chłód metalu na swojej skórze, a już w następnej chwili krzyżyk był ciepły. Nie gorący. Czyżbym pokonała zło, tkwiące w naturze wampira?
   Edmund zawiązał mi sznurek, delikatnie muskając przy tym moją skórę. Nie byłam w stanie się poruszyć. Dziwne uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam, ogarnęło mnie całą. Poczułam, jak mężczyzna poprawia mi włosy. Odwróciłam się i staliśmy teraz tak blisko, że czułam jego oddech na swoim policzku. Moje wolno bijące serce obudziło się...
   Wtem dotknął delikatnie końcem nosa mojego policzka. Uśmiechnął się. Odsunęłam się, przerażona własną reakcją. Co ja wyprawiam? Nie wolno mi zapominać, kim on jest.
   - Nie mogę tego przyjąć – zaoponowałam, biorąc krzyż do ręki. - Jest ze srebra...
   - To podarunek. A podarunków się nie odrzuca. Powiedzmy, że to w zamian za uratowanie mi życia.
   - Jeszcze niedawno twierdziłeś, że sam byś sobie poradził – mruknęłam.
   - Liczą się intencje. - Patrzył na mnie z dziwnym błyskiem w oku, a jego kąciki ust uniosły się w górę.
   Jednocześnie wybuchnęliśmy śmiechem. Poczułam ulgę i rozluźnienie. To był szczery i wesoły śmiech.
   - Usiądź – zaproponował. Ponieważ nie było tu krzeseł, usiadłam na jego łóżku. - Warunki niezbyt korzystne, ale ja nie jestem wymagający. Wybacz mi na chwilę, powinienem przemyć ranę – powiedział nagle.
   Poszedł do kuchni, wrócił za kilka minut, z obandażowanym ramieniem. Pachniał krwią, ale skrzepniętą, więc tym razem nie zrobiło to na mnie takiego wrażenia.
   - Opowiedz mi o sobie, o twojej pracy – poprosiłam, gdy usiadł obok mnie. Byłam niezmiernie ciekawa, jak wyglądają wampiry z perspektywy łowcy. Już samo słowo „gnidy” niezmiernie mnie rozbawiło.
   - Właściwe to nie powinienem. To, co robimy, jest tajemnicą, niedostępną dla ludzi z zewnątrz. - Wyraźnie się wahał. Skinęłam głową i czekałam na jego decyzję. - Ale ty mi pomogłaś, narażając własne życie. Co było, oczywiście, głupotą z twojej strony.
   Prychnęłam lekceważąco na to stwierdzenie.
   - Tak, tak, ten potwór mógł cię zabić bez trudu. Powiedz mi, Amando, co ty wiesz o wampirach?
   - Całkiem sporo – odparłam i krótko streściłam mu najważniejsze rzeczy.
   - Skąd ty to wszystko wiesz?
   - Od trzech lat interesuję się wampirami – wyjaśniłam, zgodnie z prawdą.
   - Ja już od piętnastu lat jestem łowcą. - Oparł się o ścianę. Siedział do mnie bokiem. Stwierdziłam, że ma ładny profil. Zresztą, co tu dużo gadać – Edmund w ogóle był przystojny. - Z pochodzenia jestem Anglikiem – kontynuował. - Kiedy miałem dziesięć lat, spotkałem Shona, nauczyciela łowców, który rozpoznał we mnie jednego z nich. Musisz wiedzieć, że łowcą jest się od urodzenia. Kiedy już w jakimś dziecku zostanie rozpoznana ta zdolność, zabieramy go do specjalnej szkoły, gdzie uczy się wszystkiego od podstaw.
   - A co z twoją rodziną? Odwiedzasz ich?
   - Łowca nie ma rodziny. Nie może jej mieć – powiedział melancholijnie.
   - Czemu? To smutne – stwierdziłam.
   - Wampiry mogłyby zagrozić rodzinie łowcy. Dlatego też, dla ich bezpieczeństwa, nie utrzymujemy z nimi kontaktu.
   - Pewnie bardzo za nimi tęsknisz.
   - Nie bardzo. Tyle czasu już minęło... nauczyłem się żyć samotnie. Jedynymi towarzyszami są mi inni łowcy. Tutaj czuję się jeszcze bardziej samotny, bo większość mych przyjaciół zostało w Anglii. Ja zaś musiałem wyjechać tutaj.
   - Czemu?
   - Nie chcę o tym rozmawiać – burknął. - To osobista sprawa – dodał, już łagodniejszym tonem.
   - Ach. Rozumiem. Czemu zgodziłeś się zostać łowcą? Mogłeś się nie zgodzić?
   - Oczywiście, że mogłem. Ale skoro już zostałem wybrany, to jak mógłbym nie wykorzystać takiej szansy? Przecież nie każdy może zostać łowcą.
   - Ale chyba nie zarabiasz wiele. - Rozejrzałam się po skromnie urządzonym pokoju.
   - Nie jestem łowcą złota, tylko wampirów. - Edmund uśmiechnął się szeroko i zatrzymał na mnie swój wzrok. Oczy mu błyszczały, wydawał się entuzjastycznie nastawiony do swojej pracy. - Zabijanie tych bestii jest moim powołaniem, Amando. W ten sposób robię coś dobrego...
   - Zabijając? - Poczułam dziwny uścisk w piersi. Chciałam zaprotestować, bronić wampirów, ale wiedziałam, że ma przecież rację. Przekonałam się o tym na balu.
   - Zabijając jednego wampira, ratuję życie wielu ludziom, których ten wampir by zabił. Razem z innymi łowcami staramy się oczyścić świat z tych potworów, choć przyznam, ze nie jest to łatwe zadanie. - Zamilkł, ja zaś czułam się coraz gorzej. Byłam jego najgorszym wrogiem, a nie chciałam nim być.
   - A dobre wampiry też zabijasz? - zapytałam w końcu, przerywając ciszę.
   - Dobre? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - O czym ty mówisz? Nie ma czegoś takiego, jak dobre wampiry.
   - A takie, które żywią się krwią zwierząt? - Przechyliłam przekornie głowę, czekając na odpowiedź.
   - Nigdy nie spotkałem wampira, który żywiłby się wyłącznie zwierzęcą krwią. Ci krwiopijcy nie potrafią żyć bez picia ludzkiej krwi. Zapewniam cię, Amando, że nie ma dobrych wampirów – tłumaczył pouczającym tonem.
   - A jeśli istniałyby takie wampiry? - drążyłam dalej temat. - Jeśli nigdy nie spróbowałyby ludzkiej krwi? Też byś je zabił?
   - Nawet jeśli spotkałbym takiego wampira, to zabiłbym go bez wahania.
   - Ale dlaczego? - Serce zamarło mi z rozpaczy. Zabiłby mnie? Tak po prostu?
   - Widzisz, wampiry to ciała z uwięzioną duszą, która cierpi okropne katusze. Kiedy zabijam wampira, dusza się uwalnia i ulatuje tam, gdzie jej miejsce – w zaświaty...
   - Chcesz powiedzieć, że wampir to cierpiąca dusza w nieśmiertelnym ciele? - podsumowałam.
   - Można tak powiedzieć.
   - Co za bzdura – mruknęłam.
   - Żadna bzdura, to najszczersza prawda. Tak nas uczono i tak właśnie jest. - Był absolutnie pewny siebie.
   „Świetnie. Po prostu cudownie”, pomyślałam. „Wychodzi na to, że jestem pokutującą duszą. Aczkolwiek krzyż na mojej szyi wskazuje na coś innego. Oni są w błędzie. Dlatego zabijają wampiry. Ja i Erik także należymy do tej kategorii. Ojej, zapomniałam o Eriku! Pewnie tam na mnie czeka!”
   W tym momencie przez moją głowę przeniknął bolesny impuls. Zacisnęłam zęby i wstrzymałam oddech. Usłyszałam dudnienie w swojej głowie, szum, a następnie głos Erika. Brzmiał, jakby był zły. Ba, nawet wściekły.
   „No i w końcu o mnie pomyślałaś. Już sądziłem, że nigdy nie uda mi się do ciebie dotrzeć! Jeśli za chwilę nie wrócisz, pójdę po ciebie i zapewniam cię, że nie skończy się to dobrze, ani dla ciebie, ani dla tego, z kim teraz jesteś, kimkolwiek on by nie był.”
   Ojoj. Ale narobiłam. Skupiłam się i przekazałam w myślach: „Czekaj na mnie przed kościołem, tam, gdzie się umówiliśmy. Niedługo będę.”
   - Co się stało? - spytał Edmund, zaniepokojony.
   - Głowa... mnie boli – wymyśliłam na poczekaniu. - Muszę wracać do domu. Erik już na mnie czeka...
   - Kim jest Erik? - zapytał mężczyzna, a w jego głosie usłyszałam dziwny niepokój.
   - Erik? - Byłam zdziwiona jego pytaniem. - Erik to mój... opiekun.
   - Narzeczony? - zapytał ponuro.
   - Nie, skąd. - Uśmiechnęłam się na tą myśl. Przypomniałam sobie swoje własne obawy, na samym początku mojej znajomości z Erikiem. - To mój... brat. - W sumie to nie skłamałam. W naszych żyłach płynęła ta sama krew.
   - W takim razie odprowadzę cię. Gdzie na ciebie czeka? - Jego głos był teraz dziwnie wesoły. Nie nadążałam już za jego nastrojami.
   - Koło kościoła... ale wiesz, on chyba nie powinien cię widzieć ze mną...
   - Nie martw się, dam mu słowo honoru, że nie zrobiłem ci żadnej krzywdy. To ten kościół, w którym po raz pierwszy cię zobaczyłem?
   - Tak... ale nadal uważam, że powinnam sama...
   - Nie ma mowy! Dość już się nachodziłaś sama w nocy po ulicach. - Pomimo moich protestów, Edmund postanowił, że mnie odprowadzi. Cóż miałam zrobić? Bałam się, że rozpozna Erika, ale jednocześnie chciałam, aby łowca był przy mnie jak najdłużej. Podał mi granatowy płaszcz, zapewniając, że noc jest zimna, sam wziął drugi, ciemnobrązowy.
   Kiedy wyszliśmy, owiał mnie chłodny wiatr. Mężczyzna miał rację. Podał mi prawe ramię i ruszyliśmy przed siebie. Na myśl o gniewie Erika czułam, jak ciarki mnie przechodzą. Wiedziałam, że będzie wściekły. I będzie miał rację. Spędziłam pół nocy w domu łowcy. Mimo wszystko nie żałowałam. Rozmowa, wspólne śmianie się, podarunek – niby nic szczególnego. A jednak, to była jedna z najwspanialszych nocy, jakie do tej pory przeżyłam.

1 komentarz:

  1. justilla
    31 grudnia 2009 o 17:16

    Dziękuję za mile słowa :) Życzę wszystkim Szczęśliwego Nowego roku! :DNie spodziewałam się rozdziału, ale bardzo się cieszę, że jest ;) Łowca coś nieczujny, ma wampirzycę w domu, no ale trudno się domyślić, broni przed wampirami, chodzi do kościoła, krzyżyk jej nie pali. Stworzyłaś unikatową wampirzycę, nie tak oklepaną jak zmierzchowe wampiry a jednocześnie zgodną z panującymi mitami. Już to chyba kiedyś pisałam, ale to sprawia, że jest to naprawdę super opowiadanie :D Boje się, że Edmund rozpozna w Eryku wampira, nie chcę aby go zabił i domyślił się kim jest Amanda… I co to za mąż na początku rozdziału?! Kurczę, ale się rozpisałam :P
    Odpowiedz
    ~Tiara
    1 stycznia 2010 o 18:33

    Bardzo dziękuje za miłe słowa :* Ja już w nowym roku życzę ci sukcesów, szczęścia, weny, miłości i spełnienia wszystkich marzeń :DPrzechodząc do treści to poczułam romantyczny klimat :D aż jestem ciekawa co się stanie dalej :) chciałabym zobaczyć mine Erika jak zobaczy Edmunda.. o ile zobaczy ;) Pozdrawiam i całuję :*
    Odpowiedz
    ~Asia:*
    1 stycznia 2010 o 19:20

    Hejka! Dziękuje za te milutkie słowa. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku życzę Wam wszystkim! Historia staje się coraz bardziej ciekawsza i wciągająca. Dziękuje Wam, którzy piszą takie blogi za to że mogę czytać książki przyszłych mistrzów :)))
    Odpowiedz
    ~Aine
    2 stycznia 2010 o 15:59

    Teraz już pewnie za późno na składanie życzeń noworocznych, ale i tak to zrobię. A więc wszystkiego naj i co tylko jeszcze sobie wymarzysz :*A przechodząc do rozdziału. Nie zauważyłam wielu błędów, to bardzo duży plus. Łowca skojarzył mi się z pewną postacią z książki, którą niedawno czytałam, ale teraz wszystko mi się z nią kojarzy xD Pisz dalej, chętnie połknę następny rozdział.Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    marta551@buziaczek.pl
    2 stycznia 2010 o 21:29

    Dziękuję za pozdrowienia. ;)Oj! Erik się zezłości jak ją zobaczy z łowcą ;D Oj Będzie grubo. ;DŚwietnie ! ;)Mam nadzije, że Sylwek się udał. ;) Pozdrawiam ;)Shine
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    4 lipca 2011 o 19:31

    Na początek, cieszę się, że go nie zjadła. xD Między Edmundem a nią jest niesamowita chemia, nie ma co. :) Ale Amanda zbezcześciła jego dom! Teraz „gnidy” będą mogły do niego wejść. Mam nadzieję, że się z nim jakoś spiknie. ^^ PS To ona ma męża w tamtych czasach???

    OdpowiedzUsuń