Rozdział V - Warunek

 26.04.2010

   Umilkłam na chwilę.
   - Sytuacja nie do pozazdroszczenia – stwierdziła Karolina. - Wiesz, tak sobie pomyślałam, że kiedyś faktycznie nie wychodziło się za mąż z miłości. Tyle się teraz mówi o kryzysie małżeństwa i rodziny, a przecież kiedyś było jeszcze gorzej!
   - Masz rację – odparłam, patrząc na nią z podziwem. - Bardzo mądrze teraz mówisz. Kiedyś miłość była realizowana poza małżeństwem. To były dwa różne pojęcia; teraz łączą się w jedno. Kiedy byłam mała, marzyłam o księciu z bajki. Byłam księżniczką – miałam prawo do takich marzeń. Potem wszystko się zmieniło, nie myślałam o małżeństwie. Później spotkałam Edmunda. A kiedy go straciłam... - przerwałam zamyślona.
   - Postanowiłaś, że już nie wyjdziesz za mąż? - zdziwiła się dziewczyna.
   - Bałam się bólu, straty. Nie chciałam ponownie tego przeżywać. Dlatego nie mogłam wyjść za mąż za kogoś, kogo bym pokochała, bo w razie jego śmierci znów spotkałoby mnie cierpienie.
   - Ale hrabiego Gallanta nie kochałaś. Czy to znaczy, że...
   - Otóż właśnie. - Zrobiłam tajemnicza minę i podjęłam opowieść.


   - Chris, ja...
   - Wiem, co chcesz powiedzieć. Widzę to po twojej minie. Cóż, musiałem przynajmniej spróbować. - Podniósł się z kolan i usiadł obok mnie. - Mam nadzieję, że to nie zniszczy naszej przyjaźni? - zapytał z niepokojem. Jego oczy wyrażały smutek. Przeraźliwy smutek. Ogarnęło mnie nagłe poczucie winy.
   - Widzisz, ja... - zaczęłam, ale mi przerwał.
   - Wiem, wiem, jestem za stary, a ty młoda, piękna... - Odwrócił głowę. Zrobiło mi się wstyd, bo przecież tak właśnie myślałam.
   - Ale to nie o to chodzi! - zaprzeczyłam. Musiałam go jakoś zniechęcić - to był jedyny sposób, abym pozbyła się wyrzutów sumienia, że go skrzywdziłam. - Nie znasz mnie. Nie wiesz o mnie jeszcze wielu rzeczy...
   - Na przykład czego? - spytał, marszcząc brwi.
   - Jestem chora.
   - Na foto coś tam? Wiem, słyszałem.
   - To dziedziczna choroba! Erik też na to choruje.
   - I tak jestem już za stary, żeby mieć dzieci - stwierdził mężczyzna, wzruszając niedbale ramionami.
   - Więc ci to nie przeszkadza?
   - Ani trochę. - Uśmiechnął się, zadowolony z tego, że udało mu się zbić mój argument.
   - Miałam męża. - Walnęłam mu wprost. Spojrzałam na jego twarz, oczekując zaskoczenia, ale się zawiodłam.
   - To również wiem. Jesteś wdową, podobnie jak ja. W czym miałoby mi to przeszkadzać?
   - Ale to nie wszystko - powiedziałam, coraz bardziej zdesperowana, że za chwilę zabraknie mi argumentów. Przecież nie powiem mu, że jestem wampirzycą!
   - Słucham więc, Amando.
   - Nie jestem czystej krwi Angielką - wyznałam. Stwierdziłam, że jeśli jest patriotą, nie zechce pojąć za żonę cudzoziemki. Oczywiście, nie miałam zamiaru mówić mu o tym, że jestem Francuzką. To mogłoby mieć katastrofalne skutki dla mojej przyszłości w Anglii.
   - Domyśliłem się tego. Starasz się trzymać akcent, lecz przy dłuższych zdaniach słychać, że nie jesteś rodowitą Angielką. Nie chcę wiedzieć, kim jesteś; musiałbym wybierać między lojalnością wobec króla a miłością do ciebie. Skoro przyjechałaś do Anglii, to dla mnie jesteś Angielką. I więcej nic mi nie mów na ten temat. - Założył ręce i czekał na moją odpowiedź.
   - A więc nie przeszkadza ci to, że muszę kryć się przed słońcem, jestem wdową i hm... mam dziwny akcent?
   - Ani trochę. - Uśmiechnął się zuchwale i oparł o fotel.
   - Ale ja cię nie kocham - odwołałam się do kolejnego argumentu.
   - Ale ja cię kocham - odparł Chris. Dostrzegłam, że oczy mu błyszczą, kiedy na mnie patrzy.
   - Po dziesięciu dniach? - spytałam niepewnie. - Nie uważasz, że za krótko się znamy?
   - Serce nie zna czasu – stwierdził dramatycznym tonem. - Poza tym, nie mam go zbyt wiele. Więcej już za mną, niż przede mną...
   - Ale co ty mówisz - oburzyłam się. - Ileż ty masz lat?
   - Czterdzieści pięć - wyznał szczerze, co sprawiło, że zaniemówiłam. - Cóż, więc jednak przeszkadza ci mój wiek...
   - Mnie nie, ale twojej córce z pewnością – przypomniałam sobie.
   - Weźmiemy ślub zanim wróci, potem nie będzie już mogła zaprotestować.
   - Co takiego? - Zerknęłam na niego pewna, że żartuje, ale dostrzegłam, że był jak najbardziej poważny.
   - Ona nigdy nie pozwoli mi się ożenić. A gdy postawimy ją przed faktem dokonanym...
   - To nie w porządku - stwierdziłam. - Najpierw chcę ją poznać. Jeśli twoja córka mnie zaakceptuje, to... - W porę ugryzłam się w język. Nie mogłam mu przecież niczego obiecać.
   - To co? Zgodzisz się za mnie wyjść? - Ponownie ujął moją dłoń, przyłożył do swojej piersi, a ja poczułam, jak jego serce bije równomiernym rytmem. - Czujesz? Bije tylko dla ciebie.
Cóż miałam zrobić? Co powiedzieć? Nie kochałam go, tego byłam pewna. Aczkolwiek nie był dla mnie odpychający, wręcz przeciwnie. Coś mnie w nim przyciągało. A zapach jego krwi był dla mnie bardzo kuszący. Moje wampirze serce przyśpieszyło, wręcz słyszałam szum życiodajnej krwi, przepływającej przez moje żyły i tętnice, czułam krew Chrisa tętniącą poprzez skórę na jego dłoni, ściskającej moją dłoń...
   - Błagam, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności. Powiedz, czy mam u ciebie jakieś szanse? - Mówił cichym, przejmującym głosem, który sprawiał, że nie byłam w stanie się poruszyć.
   - Daj mi czas do namysłu, dobrze? - poprosiłam cicho.
   - Dobrze. Przyjadę jutro w porze kolacji. - Spojrzał mi w oczy, widziałam błysk w jego wzroku i usta, rozciągające się w przepełnionym nadzieją uśmiechu. - A teraz już cię zostawiam, przemyśl wszystko. Będziesz moją królową, niczego ci nie zabraknie. Spełnię każde twoje marzenie, które będę w stanie spełnić – obiecał. - Ale jeśli odmówisz, cóż - westchnął i pochylił głowę - będę musiał się z tym pogodzić, ale nadal będziemy przyjaciółmi. Nie chcę cię do niczego zmuszać. To musi być twoja decyzja, księżniczko.
   Drgnęłam na dźwięk jego ostatnich słów. Nie zdawał sobie sprawy, jak blisko był prawdy.
   - Co takiego? Hrabia Chris Gallant poprosił cię o rękę? A ty obiecałaś, że się zastanowisz? - Erik wydawał się być rozbawiony tym faktem.
   - To nie jest zabawne. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć!
   - A chcesz zostać jego żoną?
   Już miałam zaprzeczyć, kiedy nagle się zawahałam.
   - Nie wiem - odparłam bezradnie. - Z jednej strony, nie kocham Chrisa. Przecież wiesz, że już nigdy nikogo nie pokocham. Poza tym jest jeszcze jego wiek...
   - To nawet lepiej, że jest starszy, za jakieś dwadzieścia, może trzydzieści lat już będziesz wolna. A skoro go nie kochasz, nie będziesz cierpieć po jego śmierci - zasugerował mój opiekun.
   - Ale co ty w ogóle mówisz, mam wychodzić za mąż z myślą, że i tak wkrótce zostanę wdową? - oburzyłam się. - Jeśli już za niego wyjdę, to będę dobrą, przykładną i kochającą żoną!
   - Tak, akurat, już to widzę - mruknął Erik.
   - A on będzie mnie traktował jak księżniczkę! - Uniosłam dumnie głowę. - Powiedział, że spełni wszystkie moje marzenia. Właściwie, to co mam do stracenia?
   - Nic. Zupełnie nic. Tylko jak masz zamiar wziąć ślub w kościele? Co mu powiesz, gdy zobaczy twoją ranę na piersi w kształcie krzyża? I jak mu wyjaśnisz, że raz na jakiś czas musisz wychodzić zabić jakiegoś zbira i wypić jego krew? - Oparł się o ścianę w salonie i patrzył na mnie oczekująco. Zastanawiałam się przez chwilę.
   - Znamię wypalił mi zły człowiek, który chciał mnie skrzywdzić. Ze względu na moją chorobę skóry, będziemy mieli oddzielne sypialnie; to przecież nic dziwnego, moi rodzice też sypiali oddzielnie, choć czasem słyszałam, jak w nocy ojciec przekrada się do alkowy matki... - Uśmiechnęłam się z czułością na ich wspomnienie.
   - A ślub?
   - Zażądam, aby ksiądz udzielił nam błogosławieństwa na dziedzińcu jego dworu. - Uśmiechnęłam się triumfująco, widząc jego minę.
   - A więc wszystko ładnie sobie obmyśliłaś. Tylko czy wzięłaś pod uwagę, że te jego czułe słówka mogą wynikać z doświadczenia? Mężczyzna w jego wieku i o takiej reputacji z pewnością zna dobrze kobiecą naturę...
   - Mi to akurat odpowiada. - Wzruszyłam ramionami. - Imponuje mi jego rycerskie, szarmanckie zachowanie i niezwykła uprzejmość. To dojrzały mężczyzna, wie, jak zadbać o kobietę. A tak w ogóle to jesteś za czy przeciw? - spytałam wprost. - Bo już nie wiem.
   - Jestem za tym, żebyś była szczęśliwa. Jeśli chcesz wyjść za Chrisa, będę cieszył się twoim szczęściem. - Uśmiechnął się, a jego uśmiech był naprawdę szczery. Widziałam to w jego oczach. Przytuliłam się do niego spontanicznie. - Ale to ty musisz podjąć decyzję – dodał, obejmując mnie.
   - I tak nie dojdzie do tego ślubu - stwierdziłam, opierając głowę o jego ramię.
   - A czemuż to?
   - Nie słyszałeś o lady Amelii?
   - Myślisz, że będzie przeciwna?
   - Jestem tego absolutnie pewna – odparłam bez wahania.
   Następnego wieczora przyjechał hrabia. Kiedy dałam mu pozytywną odpowiedź - pod warunkiem, że jego córka nie będzie miała nic przeciwko - był wręcz wniebowzięty.
   - Dziękuję ci, moja najdroższa, za ten wspaniały dar, jakim jesteś. Moja najpiękniejsza księżniczko. Amelia na pewno cię polubi. Ciebie przecież nie można nie lubić!
   Miałam nadzieję, że się myli. Nie byłam pewna, czy chcę tego małżeństwa. A jeśli hrabianka nie zgodzi się, żebym została jej macochą, nie będzie już w tym mojej winy...
   Przez kolejne trzy dni opowiadał mi o córce. Miałam dziwne wrażenie, że już ją znam, wiem, jaka jest, co lubi, a czego nie. Doszłam nawet do wniosku, że mogłabym ją polubić. Ale w takiej sytuacji to było raczej niemożliwe.
   W końcu nadszedł ten dzień. Hrabia przyjechał tuż po zachodzie słońca. Powiedział, że Amelia od rana jest już w domu, cała i zdrowa; plan się udał, dotarła szczęśliwie, nie licząc kilku niemiłych incydentów.
   - A co się stało? - spytałam zaciekawiona.
   - Nie wiem dokładnie, wiem tylko, że z ulgą pozbywali się jej z okrętu.
   Roześmiałam się rozbawiona. Wsiadłam do jego karety. Erik patrzył na to z niepokojem, aczkolwiek nic nie powiedział ani nie przekazał mi w myślach. Kiedy dotarliśmy na miejsce, hrabia wyszedł pierwszy i podał mi dłoń, pomagając wysiąść. Rozejrzałam się po jego majętności.
   Był to piękny, okazały dwór, szeroki dziedziniec rozpościerał się przed wysokim domem z dwoma skrzydłami. Po prawej stronie były stajnie, po lewej zaś duży ogród z którego dobiegały zapachy kwiatów, a szczególnie róż. Przyszło mi do głowy, że musi być tutaj mnóstwo służby. I to mógłby być mój nowy dom... nie był to co prawda pałac, w którym się wychowałam, ale swoją okazałością niemalże mu dorównywał.
   Weszliśmy do salonu, tam Chris mnie zostawił. Poszedł na górę po Amelię. Salon łączył się ze schodami, więc stanęłam naprzeciwko nich, czekając na ich nadejście. Już z daleka usłyszałam ich rozmowę.
   - Proszę cię, bądź dla niej miła - szeptał hrabia. - Jest dla mnie bardzo ważną osobą.
   - Ile ma lat? - spytała jego córka. Miała delikatny, dziewczęcy głos. Miałam dziwne wrażenie, że gdzieś już go słyszałam.
   - Nie wiem, ale czy to ważne?
   - Dużo jest ode mnie starsza? - dociekała hrabianka.
   - Nie... to znaczy tak... zresztą, sama zobaczysz. Nie bądź dla niej niemiła, proszę cię.
   - Jeśli będzie taką samą wiedźmą jak inne...
   - Ciszej! - szepnął Chris. – Bo cię usłyszy! - Gdyby nie mój wampirzy słuch, może bym ich nie usłyszała. A tak, słyszałam wszystko wyraźnie. - Amanda jest wspaniałą kobietą! Zresztą sama się przekonasz. Chodźmy.
   - Muszę tam iść? - jęknęła Amelia. Zabrzmiało to jakby była męczennicą. Ciekawie się zapowiada, nie ma co, pomyślałam sobie. Taki sławny podrywacz, łamiący damskie serca, a nie potrafi poradzić sobie z własną córką! Prędzej okresu dostanę, niż ta nadąsana hrabianka mnie polubi!
   - Daj spokój. Zrób to dla mnie, proszę cię. Zobaczysz, że dojdziecie do porozumienia. To miła i cudowna kobieta.
   - Ech. No dobrze, ale tylko dla ciebie, tatku.
   A więc w końcu zdecydowała się zejść. Patrzyłam na schody z uśmiechem przylepionym do twarzy. Ciekawa byłam, jak wygląda ta niesforna hrabianka. Pierwszy zszedł Chris, prowadząc córkę za rękę. Puścił ja w połowie schodów. Spojrzałam na nią i zamarłam.
   Amelia miała długie, jasne włosy skręcone w loki i wyglądała na jakieś szesnaście, siedemnaście lat. Wiedziałam już, skąd znam jej głos. To była ta sama hrabianka, którą uratowałam we Francji. Ta sama, która uświadomiła mi, że nie powinnam marnować życia na żałobę.
   Przez chwilę miałam nadzieję, że mnie nie poznała. Myliłam się. Ujrzawszy mnie, dziewczyna zrobiła duże oczy, a jej usta lekko się rozchyliły. Zatrzymała się z jedną nogą uniesioną nad stopniem i zamarła w bezruchu.
   To już koniec. Teraz wszystko się wyda. Chris dowie się, kim jestem i będziemy musieli z Erikiem uciekać z Anglii. Poczułam się przeraźliwie bezradna, gdy tak stałam i patrzyłam na dziewczynę, którą uratowałam, a która miała stać się przyczyną mojej kolejnej emigracji.

2 komentarze:

  1. justilla
    26 kwietnia 2010 o 19:42

    To ja wchodzę aby Ci opisać, żebyś jednak raczej zajęła się najpierw nauką, a tu już nowy rozdział! Po zaledwie godzinie od komentarza xD Osobiście jestem wniebowzięta. Chris czysty dżentelmen, normalnie. I ta Amelia! Czyli jednak uratowanie jej życia to nie był byle epizod, teraz może to się skończyć albo pozytywnie albo negatywnie. Jednak coś czuję, że chyba pozytywnie…
    Odpowiedz
    ~Serina
    26 kwietnia 2010 o 20:08

    „Mi nie, ale” – Mnie, mnie, mnie! Na samym początku zdania musi być „mnie”, dalej (czyli na drugim, trzecim itp. miejscu) musi być „mi”.Poza tym, nie wiem, czy w tamtych czasach ludzie dożywali osiemdziesiątki, a ze słów Erika wynika, że za czterdzieści lat Amanda będzie już wolna, a teraz Chris ma czterdzieści pięć lat… W mojej książce do historii pisze, że w XIV wieku średnia długość życia wynosiła lat trzydzieści osiem. Czyli Chris już dawno powinien wąchać kwiatki od spodu, gdyby się w średniej mieścił, jeśli mojej książce wierzyć.Pod koniec zjadłaś ogonek. I tyle na temat błędów.Oho, ciekawie się kończy! Śmiało powiem, że mistrzowsko zakańczasz każdy rozdział. Aż chce się czytać i czytać dalej. Normalnie ciekawość zżera. Tylko zgrzytają mi tu słówka takie jak „fajnie”. Błagam, zamień to chociażby na „wspaniale”! Wróciwszy do tekstu, niezbyt lubię Chrisa. Amelia za to przypadła mi do gustu, ma dziewczyna charakterek. Takich bohaterów lubię! Ach, chciałabym już mieć całą „Gorącą krew” zakończoną, żeby nie musieć czekać na następny rozdział. Wiesz, jakie to czekanie jest okropne? Weny, dalszych pomysłów na opowiadanie! Serina.
    Odpowiedz
    ~Aine
    26 kwietnia 2010 o 20:49

    Zgadzam się z poprzedniczką :)Poza tym, nie wiem dlaczego, ale jakoś w głębi spodziewałam się, że ta jego córka już spotkała Amandę. I nie myliłam się :)Pozdrawiam!Aine
    Odpowiedz
    ~Ejdż.
    27 kwietnia 2010 o 09:22

    mi się podoba, twoja bohaterka jest taka inna. czekam na ciąg dalszy, pzdr. <3 [the-swan-girl]
    Odpowiedz
    alice_history_about_renesmee
    27 kwietnia 2010 o 13:47

    No, no, bardzo dobry rozdział, jeden z najlepszych w tej części. Podobały mi się szelmowskie słowa Gallanta – były naprawdę piękne i pouczające. Wiedziałam, że Amelią będzie ktoś, kogo Amanda zna. Ciekawa jestem, jak obie panie zareagują na swoje kolejne spotkanie. Hm, Chris – owszem – jest przystojny, elegancki i dobrze wychowany, ale mnie jakoś się nie podoba. Nie wiem, coś mnie w nim dorzuca. Pozdrawiam [history-about-renesmee]
    Odpowiedz
    ~Śmierciożerczyni
    27 kwietnia 2010 o 14:23

    Świetne, choć nie sądze żeby Amelia wydała Amandę. Mam przynajmniej taką nadzieję. Trzymasz mnie w niepewności. Czekam na następną notkę
    Odpowiedz
    ~Elizabet
    27 kwietnia 2010 o 15:46

    Wiedziałam, że to tak dziewczyna.. Teraz jestem ciekawa, czy ona wszystko powie.. Pisz kolejny rozdział.. Buziaczki. ;**
    Odpowiedz
    ~Ebriel
    27 kwietnia 2010 o 17:16

    Ten rozdział całkowicie mnie zaciekawił :D ale przerwać w takim momencie! Heh. jak ja lubię takie kłopotliwe sytuacje ^^
    Odpowiedz
    ~Fakin
    27 kwietnia 2010 o 22:31

    Wspaniały rozdział. Dzisiaj zaczęłam czytać Twojego bloga i niestety już przeczytałam wszystko. Nie komentowałam poprzednich notek, bo nie mogłam się oderwać. Od teraz będę zostawiać komentarz pod każdym postem. Pozdrawiam.
    Odpowiedz
    ~Nieśmiertelna
    28 kwietnia 2010 o 13:24

    „Prędzej okresu dostanę…”- dobre;PP nadrobiłam już zaległości u ciebie i bardzo się cieszę. Ciekawe, czy jak Amelia zareaguje na tą sytuację…pozdrawiam, krwawy-poemat

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Aila
    28 kwietnia 2010 o 15:05

    Kobieto, ale Ty masz wenę O.o zaskakujesz mnie xDD Braawwo! Chris, kurcze.. Ale on jest niezły. JA CHCE TAKIEGO CHŁOPTASIA, A MI KOLEŻANKI BĘDĄ ZAZDROŚCIĆ! (to chore… xD) Jednak z tego uratowania życia coś będzie, jakiś zły romans może ;> Pozdr!UWAGA! Oto pierwsza notka, na najgłupszym moim blogu (chyba)! http://metalowa-piosenkarka.blog.onet.pl Zapraszam i przepraszam za SPAM!
    Odpowiedz
    ~Cullenka
    29 kwietnia 2010 o 09:29

    o kurczę… no nieźle… ale wszystko się ułoży, tak?
    Odpowiedz
    justilla
    29 kwietnia 2010 o 18:29

    Ale super, od dzisiaj mogę się spodziewać nowego rozdziału jak widzę. Już nie mogę się doczekać xD Szybko wyznaczyłaś termin. Zapraszam na nowa książkę.
    Odpowiedz
    ~justilla
    29 kwietnia 2010 o 21:18

    Znalazłam! Super xD
    Odpowiedz
    ~Maria Lune
    30 kwietnia 2010 o 10:57

    O kurde, super! Skoro Amelia ją poznała, ciekawe co teraz zrobi Amanda… czekam na cd![half-goddess-story]
    Odpowiedz
    ~Fotergila
    1 maja 2010 o 15:45

    Przepraszam Cię ogromnie, że nie czytam ostatnimi czasy Twoich rozdziałów na czas, ale musiałam się przeprowadzić do lasu, bo mój tata jest w szpitalu, a ktoś się musi zająć firmą. Nieważne. Chodzi o to, że nie mam dostępu do internetu i o to, że wszystkie rozdziały przeczytam i skomentuję, ale niestety nie w terminie.Pozdrawiam ;*
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    1 maja 2010 o 19:42

    Amelia wyda Amandę? Nie może! Nie!A poza tym jestem pod wielkim wrażeniem słów Gallanta.No i Chris…. myyy przystojniaczek i jeszcze dobrze wychowany!
    Odpowiedz
    ~Fotergilla
    1 sierpnia 2010 o 17:12

    Aha. Lekki ,,szoking” O_OA miałam takie przeczucie, że Amelia to ta sama hrabianka z Francji. Jednak czasem jak ruszę umysłem, to potrafię wymyślić coś sensownego. ;POgólnie, to świetny był tekst: ,,Prędzej okresu dostanę, niż ta hrabianka mnie polubi!” (oczywiście, cytat niedokładny). Tak się śmiałam przy tym, że szok.Pozdrawiam ;*
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    5 marca 2011 o 19:19

    Jaka dramaturgia. Zupełnie jak scena z filmu. Wszytsko tak dokłądnie sobie wyobraziłam. Piękne. Ale Ty masz pomysły :-)
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    14 lipca 2011 o 12:51

    Ha! Wiedziałam, wiedziałam i jeszcze raz wiedziałam!!! xD I teraz mam przeczucie, że Amelia jej nie wyda, przecież jest tak bardzo zafascynowana wampirami. :) Jestem zła na Amandę. Nie podoba mi się ten mariaż, o nie. :O Jakoś mi do siebie nie pasują i w ogóle. A na samą myśl, że Chris mógłby ją pocałować albo dotknąć… Brrr! Wybacz, to pewnie takie uprzedzenie. Pewnie mam syndrom NiktNieMożeZająćMiejscaEdmunda. xD „Prędzej okresu dostanę (…)”?! Tym to mnie powaliłaś na kolana. Aczkolwiek uważam, że powinno się mówić: dostanę okres – a nie: dostanę okresu. Wiem, wiem jestem rąbnięta. :D

    OdpowiedzUsuń