Rozdział IV - Łowca

26.12.2009

   Zatrzymałam się przy tym wspomnieniu.
   - To był ten sam, którego spotkałaś przed kościołem? - odgadła Karolina.
   - Tak, dokładnie ten sam. Ale Ty już powinnaś iść spać – stwierdziłam.
   - Nie, jeszcze trochę – poprosiła mnie. - Opowiedz mi, kim on był? Czy się w sobie zakochaliście? Czy...
   - Spokojnie, Karolino. - Roześmiałam się. - Idź spać, jutro się wszystkiego dowiesz.
   Pomimo jej protestów, wysłałam ją do łóżka. Rano, tuż po śniadaniu, przybiegła do mnie, domagając się dalszej opowieści.
   - Ależ ty jesteś niecierpliwa – stwierdziłam. - Ale ja w twoim wieku byłam taka sama – przyznałam szczerze. I wróciłam do opowiadania.


   Siedziałam na drzewie, na jednej z gałęzi i ze zdumieniem wpatrywałam się w walkę. Drzewo rosło na skraju placu, dalej zaś była spora przestrzeń, aczkolwiek gęste konary skutecznie zasłaniały mnie przed wzrokiem walczących.
   A więc mężczyzna, którego widziałam przed kościołem, był łowcą. Poczułam dziwne ukłucie żalu. Nie wolno mi się zbliżać do takich ludzi. Tymczasem coś mnie do niego ciągnęło. Rozum toczył walkę z tym dziwnym pragnieniem, które mną zawładnęło. Pragnieniem zobaczenia ciemnoniebieskich oczu z bliska.
   Nagle, tuż za mną, rozległ się szelest. Obejrzałam się, wystraszona. Ujrzałam przystojnego wampira, stojącego na gałęzi obok. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie, więc stwierdziłam, że chyba nie ma złych zamiarów. Jego zielone oczy lekko błyszczały. Wydał mi się znajomy. Skąd ja go znałam?
   - Witaj, Amando – powiedział miękkim głosem.
   - Kim jesteś? - spytałam. A więc miałam rację, że go znałam. Tylko skąd?
   - Nie pamiętasz mnie? Poznaliśmy się na balu.
   Wytężyłam umysł. W końcu przypomniałam sobie.
   - Juan?
   - Cieszę się, że jednak mnie pamiętasz.
   Uśmiechnęłam się do niego. To był jedyny wampir, z którym zamieniłam kilka miłych słów, zanim... wzdrygnęłam się na samo wspomnienie.
   - Byłam na jednym tylko balu i pamiętam niemal każdy szczegół. Dziwię się jednak, że ty mnie zapamiętałeś, spośród tylu pięknych wampirzyc...
   - Nie byłaś wtedy wampirzycą – zauważył Juan, siadając na gałęzi i opierając się plecami o pień. - Trudno cię było nie zapamiętać.
   - Co ty tutaj robisz?
   - Poluję. - Wskazał na łowcę. Zauważyłam, że podczas naszej rozmowy łowca zabił jednego wampira i zostało tylko dwóch.
   - Na łowcę? To chyba niebezpieczne – stwierdziłam.
   - Owszem. Ale ja lubię ryzyko. - Uśmiechnął się szeroko, ukazując lśniące, białe kły. Zaczęłam się zastanawiać, czym je poleruje.
   Obejrzałam się na łowcę. Walka była niesamowita. Nadludzka moc przeciwko ludzkim umiejętnościom. Wyglądało na to, że łowcy wykorzystywali zdolności wampirów przeciwko nim samym. Wystarczyło lekkie uchylenie, aby wampir, który atakował mężczyznę, w dzikim pędzie ominął go o cal i niemal uderzył w drzewo. Każda chwila nieuwagi dawała szansę łowcy. Wampiry natomiast, zbyt pewne siebie, nie potrafiły z takiej szansy skorzystać.
   - Zabije cię – zawyrokowałam.
   - Nie pójdę sam. Jest ze mną dwóch służących, poza tym za chwilę przyjdzie Dark z trojgiem swych sług.
   - Dark? - Drgnęłam na sam dźwięk tego imienia.
   - Ach, wybacz, zapomniałem, że wy się nie lubicie.
   - Nie lubimy? To za mało powiedziane – mruknęłam. Spojrzałam na łowcę, który właśnie przebijał kołkiem drugiego wampira. Został mu więc tylko jeden. Ale kiedy przyjdzie Juan i Dark ze swą świtą, mężczyzna nie ma szans.
   Nie chciałam, aby łowca zginął. Na myśl, że już nigdy nie ujrzę tych ciemnoniebieskich oczu, poczułam żal. Tylko jedno spojrzenie... jeden uśmiech... jak wtedy, przed kościołem.
   - Zaczekaj. - Zatrzymałam Juana, który już mierzył się do zeskoku z drzewa. Tuż za nim dostrzegłam dwa inne wampiry; domyśliłam się, że to jego słudzy. Erik mówił mi, że odkąd pojawili się łowcy, większość wampirów, dla bezpieczeństwa, na polowanie chodzi ze sługami – też wampirami. - Nie idź tam – poprosiłam.
   - Nie martw się o mnie. Nic mi się nie stanie. - Uśmiechnął się uspokajająco. Widocznie źle zinterpretował moją prośbę.
   - Chodzi o to, że... ja... - Nie wiedziałam, jak mam mu to wytłumaczyć.
   - Ale o co chodzi?
   - Nie możecie zabić tego łowcy – powiedziałam w końcu stanowczo.
   - Dlaczego?
   No właśnie, dlaczego?
   - Bo on... bo jest mi potrzebny.
   - Do czego? - Juan patrzył na mnie, wyraźnie zdziwiony.
   - Nie mogę teraz powiedzieć. Proszę, nie idź tam. I przekonaj Darka, żeby go nie zabijał. Proszę cię! - Patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem. Wampir zaczął się wahać. Stwierdziłam, że to dobry znak. - Zrobisz to dla mnie? - zapytałam, lekko pochylając się w stronę Juana. Patrzyłam mu teraz prosto w oczy i czułam, że jestem bliska zwycięstwa.
   - Ale czemu tak ci na tym zależy? - Pokręcił głową, zastanawiając się.
   - Powiem ci tylko tyle, że jest mi potrzebny. - Nie przychodziło mi do głowy żadne kłamstwo, w które wampir mógłby uwierzyć. To, że sama chciałabym go zabić, odrzuciłam już na wstępie. Musiałabym wtedy zabić go na ich oczach. Po co więc wampirzycy potrzebny jest łowca?
   Patrzyłam prosto w oczy Juana, czekając na jego reakcję.
   - No dobrze – zgodził się w końcu. - Nie zaatakuję go dzisiaj. Ale nie wiem, czy uda mi się przekonać do tego Darka.
   - Spróbuj. Proszę. - Moje oczy wyrażały ulgę. Cóż, w końcu trzy wampiry mniej. Z pozostałymi może niebieskooki łowca sobie poradzi. Tym bardziej, że został mu tylko jeden wampir. Kiedy zerknęłam w ich stronę, uśmiechnęłam się pobłażliwie. Co za idiota z tego wampira, uparcie atakował łowcę. Skończył tak samo, jak pozostali.
   Wtem do łowcy dobiegło czterech wampirów, w tym Dark. Wszędzie bym poznała jego jasne, potargane włosy i krępą postawę. Kiedy byłam jeszcze człowiekiem, czasem nawiedzał mnie w koszmarach.
   Juan mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja odpowiedziałam mu uśmiechem wyrażającym wdzięczność. Wampir zeskoczył z drzewa. Nakazał swoim sługom zatrzymać się i poczekać na niego, a sam podszedł do Darka.
   Zerknęłam na pole walki i z przerażeniem spostrzegłam, że łowca jest zmęczony. Trzymał w ręku kołek i powoli cofał się pod naporem czterech wampirów. Kiedy Dark, na prośbę Juana wycofał się, na twarzy łowcy dostrzegłam cień ulgi. Widocznie zakładał, że z trzema sobie poradzi. Tylko jak długo?
   Wytężyłam słuch, aby usłyszeć, o czym rozmawiają Juan i Dark.
   - Wycofuję się – powiedział Juan.
   - Wolne żarty – oburzył się Dark. - Mamy go w garści!
   - Zmieniłem plany. Najpierw zabijemy tego rudego łowcę.
   - Proszę bardzo! Ja tu zastaję. Poradzę sobie. - Dark odwrócił się w stronę łowcy.
   - Nie. - Juan złapał go za rękaw. - Sam nie dasz rady. Chodźmy zapolować na kogoś innego.
   Byłam wdzięczna Juanowi, że próbuje spełnić moją prośbę, ale wiedziałam, że nic z tego. Dark nie ustąpi. Lekko zeskoczyłam z drzewa, tak, że nikt mnie nie spostrzegł. Juan jeszcze przez chwilę targował się z Darkiem, ale w końcu odwrócił się i ruszył przed siebie. Kiedy mnie zauważył, rozłożył tylko bezradnie ręce, a ja skinęłam mu tylko głową.
   - To zobaczenia, Amando. Może się jeszcze spotkamy?
   - Z pewnością – stwierdziłam. Dostrzegłam, że Dark ruszył w stronę łowcy. Musiałam mu pomóc. Łowcy, rzecz jasna, nie wampirowi.
   Poszłam w tamtą stronę. Zatrzymałam się kilka kroków od miejsca walki. Ujrzałam, że łowca jest coraz bardziej zmęczony. Cztery wampiry ostro go atakowały. Nagle, dziwnym sposobem, mężczyzna wbił kołek w pierś jednego z nich. Dark wściekł się. Krzyknął coś, łowca obejrzał się, a wtedy dostrzegałam, że jeden z wampirzych sług wyjął sztylet i zamierzył się na mężczyznę.
   - Padnij! - krzyknęłam, a lęk o życie tego człowieka sparaliżował mnie. Nie wiedziałam, czemu. Nawet go nie znałam.
   Łowca zrobił, co mu kazałam. Na mój okrzyk padł na ziemię i rzucony sztylet przeleciał mu tuż nad głową. Na sekundę zerknął na mnie, zdumiony, a w następnej chwili już był na nogach, uzbrojony w ostry kołek.
   - To znowu ty?! - zawołał Dark swoim ochrypłym głosem. Spojrzałam na niego. Był wściekły. - Zawsze musisz pojawiać się w nieodpowiednim momencie?!
   - Mi też miło cię widzieć – mruknęłam, w przypływie czarnego humoru. - Prawie za tobą tęskniłam.
   Warknął na mnie i znów skierował się w stronę łowcy.
   - Nie przeszkadzaj! Tobą zajmę się później!
   Zerknęłam na łowcę. Nasze oczy na moment się spotkały. Uśmiechnął się. Miał wspaniały uśmiech. Odpowiedziałam mu tym samym, nie pokazując zębów. Jego wzrok wyrażał podziękowanie, ale również zdziwienie. Trwało to tylko kilka sekund. Szybko wrócił do bojowej pozycji.
   Dark szykował się do ataku, podobnie, jak dwaj jego słudzy. Wynik był do przewidzenia, bo łowca już ledwo trzymał się na nogach. Chyba, że ja coś zrobię.
   - A jak tam twoja rana? - spytałam szybko Darka. Ten odwrócił się, tak, jak się spodziewałam.
   - Jaka rana?
   - No, ta blizna na szyi w kształcie krzyża, którą ci wypaliłam. Zagoiła się? - Zerknęłam na jego szyję. - Chyba jednak nie. - Uśmiechnęłam się triumfująco, a Dark wpadł we wściekłość.
   - Ty głupia... - Tu posypały się przekleństwa. - Już po tobie! Zabiję cię!
   - Nie możesz. Już nie. - Wzruszyłam lekceważąco ramionami.
   - A kto się dowie, że to ja? Moi słudzy nic nie powiedzą... - Zbliżał się do mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Nagle rzucił się na mnie, a ja zrozumiałam, że nie żartował. Przybrałam pozycję obronną, lekko przykucając i osłaniając się przedramionami. Dark nie zdążył jednak do mnie dotrzeć. Zatrzymał się tuż przede mną, oczy niemal wyszły mu  orbit. Padł na brzuch. W plecach tkwił mu drewniany kołek.
   - Uciekaj! - zawołał łowca. Kazał mi uciekać? Wolne żarty. Nie miałam takiego zamiaru.
   Dark spróbował podnieść się na rękach. Ostry kołek przebił mu jednak serce. Spojrzał na mnie z nienawiścią.
   - Do zo... zobaczenia w piekle... - powiedział cicho.
   - Niedoczekanie twoje. Akurat tam się nie wybieram – odparłam.
   Wampir krzyknął okropnym głosem i rozpadł się. Zostało po nim tylko garść prochu. Patrzyłam na to, czując dreszcz przerażenia. Czy mnie też kiedyś czeka taka śmierć?
   Nagle usłyszałam wściekłe ryki sług wampira. Jeden z nich rzucił się na łowcę. Ten uchylił się, lecz niewystarczająco skutecznie. Wampir zranił go w ramię. Jednakże, łowca zrobił unik i przy drugim ataku wampirzy sługa dostał kołkiem w serce.
   Został tylko jeden wampir. Ten był jednak mądrzejszy. Spostrzegłszy się w sytuacji, stwierdził widocznie, że nie ma szans z zabójcą swego pana, i umknął w jednej chwili.
   Zostaliśmy tylko ja i łowca. On wciąż trzymał kołek w ręce. Zdałam sobie sprawę, że przecież ja też jestem wampirzycą. Pomyślałam więc, że dobrze byłoby się czym prędzej ulotnić.
   Z drugiej strony, w końcu mu pomogłam, czemu więc miałby mnie zabijać?
   Wtem łowca rozejrzał się, pomyślał chwilę i schował kołek. Następnie wyjął kilka sakiewek i zaczął zbierać coś z ziemi.
   - Wybacz mi na chwilę, młoda damo, ale muszę zebrać ten proch, zanim wiatr go rozrzuci – powiedział. Miał ciepły, miły głos.
   - Po co to zbierasz? - zdziwiłam się.
   Nic nie odpowiedział. Dopiero kiedy skończył, włożył siedem małych sakiewek za pas i spojrzał na mnie.
   - Za to mi płacą – wyjaśnił.
   - Za każdą sakiewkę oddzielnie? - spytałam.
   - Tak. W każdej jest proch innego wampira. Oczywiście, w większości są pomieszane przez wiatr, ale gdy daję im siedem rodzajów prochów, płacą mi za siedmiu wampirów.
   - Ale skąd wiedzą, że to nie jest proch jednego wampira? - Przypomniałam sobie, jak Erik opowiadał mi, że łowcy zabijają dla pieniędzy. A płaci im zarząd miasta.
   - Nie wiem jak, podobno jakoś to badają. I zawsze wykrywają, ilu jest wampirów. Nam pozostaje tylko zapamiętać, w którym miejscu wampir upadł i zebrać proch.
   - No i go zabić – zauważyłam. Spostrzegłam, że mężczyzna patrzy mi w oczy. Był niebezpieczny, mógł mnie zabić. Powinnam uciekać. Mimo to stałam wciąż w miejscu, nie mogąc oderwać wzroku.
   Łowca roześmiał się. Miał na sobie ciemną, jedwabną koszulę, brązowe spodnie i ciemnobrązowy płaszcz. Ja tego dnia ubrana byłam w ciemnozieloną suknię, oczywiście bez płaszcza.
   - Tak, a to nie jest takie proste. Dziękuję za pomoc, to miło z twojej strony, że mnie ostrzegłaś, chociaż z łatwością sam bym sobie poradził. - Podszedł do mnie, a ja odruchowo cofnęłam się o krok. Zatrzymał się, zmrużył lekko oczy, a przez jego twarz przebiegł cień podejrzliwości. - A co ty tu właściwie robisz? To trochę niebezpieczne, spacerować o tej porze po ulicy.
   Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Spuściłam wzrok i wzruszyłam ramionami.
   - Zabłądziłam – mruknęłam tylko.
   - No dobrze, nie dociekam. - Podszedł do mnie nagle, a ja, zaskoczona, podniosłam głowę. Stał teraz tuż przede mną. Czułam płynące od niego, przyjemne ciepło. - Widziałem cię kiedyś w kościele.
   - Pamiętam – uśmiechnęłam się.
   - Wybacz, pani, mój brak taktu. Mam na imię Edmund – przedstawił się. Wyciągnął rękę i lekko skinął głową. Podałam mu swoja dłoń.
   - Amanda – powiedziałam. Ujął moją rękę, a ja poczułam przyjemny dreszcz. Miał takie ciepłe dłonie. Westchnęłam cicho. Zauważyłam, że gdy do mnie mówił, patrzył mi prosto w oczy. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z czymś takim. Ludzie zwykle unikają patrzenia w oczy. Aczkolwiek, gdy ma się je takie piękne...
   - Masz chłodne ręce – zauważył łowca. - Pewnie zmarzłaś. Co to za pomysł, żeby spacerować o tej porze i w dodatku bez płaszcza? - Ku mojemu zdziwieniu, zdjął płaszcz i przykrył mnie nim. Zatkało mnie.
   - Nie... nie jest mi zimno – wydukałam. Jak wampirzycy może być zimno? Skoro jest łowcą, to powinien o tym wiedzieć.
   - Przecież widzę, jak drżysz. - Owszem, drżałam. Ale to on tak na mnie działał. To było dziwne uczucie, którego nigdy dotąd nie doświadczyłam.
   Kiedy zapinał mi płaszcz pod szyją, nagle się zawahał.
   - Czemu nie masz krzyża na szyi? Skoro narażasz się na wampirze ataki, powinnaś mieć jakąś ochronę.
   Przez chwilę nie mogłam zrozumieć, o jaki krzyż mu chodzi. Dopiero po chwili zorientowałam się, o czym mówi. Czemu nie mogę się skupić, zebrać myśli?
   - Dark, ten wampir którego zabiłeś, wrzucił mi go do rzeki, kiedy go nim sparzyłam... bo się broniłam... - plątałam się w wyjaśnieniach.
   - Ach, tak. To o to mu chodziło. Dzielna z ciebie dziewczyna. Potrafisz się bronić. - Poprawił mi płaszcz i odsunął się odrobinę. - Wiesz, mam taki piękny krzyżyk, który idealnie do ciebie pasuje. Jest u mnie w domu, pójdziemy tam, a potem cię odprowadzę, żebyś znowu nie spotkała jakiegoś wampira.
   I wtedy zrozumiałam. On nie wiedział, kim jestem. Ale jak to możliwe? Przecież to łowca. Hm... widział mnie w kościele, potem stanęłam w jego obronie. Przypaliłam krzyżem jednego z wampirów... cóż, nie byłam typową wampirzycą.
   A więc nie miał pojęcia, że jestem jedną z nich. A ja, bynajmniej, nie zamierzałam mu o tym mówić.
   Spojrzałam na niego śmielej. Skoro myśli, ze jestem zwykłą dziewczyną, nic mi nie grozi z jego strony. Wyraźnie czekał, aż coś powiem. Zaraz, o co pytał? Ach, tak.
   - Dobrze, pójdę z tobą – zgodziłam się z uśmiechem. Jego oczy lekko zabłysły. Podał mi lewe ramię, ale kiedy go dotknęłam, syknął. Spojrzeliśmy jednocześnie na jego rękę. Poczułam to, zanim jeszcze zobaczyłam. Jak mogłam wcześniej tego nie wyczuć?! Tuż pod ramieniem, sączyła się krew.
   - A niech to. Zapomniałem o tym. - Gwałtownie podwinął rękaw, a moim oczom ukazała się krwawa rana. To, jak wyglądała, to jeszcze nic. Najgorsze było to, jaki miała zapach.
   Niesamowity aromat wpłynął do mojego umysłu, otoczył mnie. Ogarnęło mnie szaleństwo.

1 komentarz:

  1. ~Alice
    29 grudnia 2009 o 11:12

    Z tym tytułem (tj. Siła woli) chodziło mi o to, że w Zmierzchu jest taka sama nazwa rozdziału :)
    Odpowiedz
    justilla
    29 grudnia 2009 o 11:39

    Ups… mam nadzieję, że się pohamuje, skoro ma już zaufanie Łowcy. Chociaż swoją drogą jak by jej dał krzyżyk a ta by się sparzyła nim, to by się chyba pokapował.
    Odpowiedz
    ~Kathleen
    29 grudnia 2009 o 21:24

    Hej, hej, hej ;***Trafiłam na Twój blog całkiem przypadkiem, ale nie żałuję, ponieważ piszesz wspaniale i obłędnie. ;] Cud , miód i wampir ;]Na razie zdążyłam przeczytać tylko ostatni rozdział, więc komentarz krótki bo zabieram się za czytanie poprzednich, bo Twoja historia jest niesamowita, idealnie oddajesz charakter bohaterów ;]Jeżeli masz ochotę zapraszam do mnie na mistral-i-jasper ;]Ps: Mogę dodać Cię do linków? ;]
    Odpowiedz
    ~Tiara
    29 grudnia 2009 o 21:28

    Chyba go nie zaatakuje? no proszę może coś z tego bedzie i jestem ciekawa co zrobi Erik jak się dowie :) czekam na dalszy ciąg ;)Pozdrawiam
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    30 grudnia 2009 o 12:49

    Super pomysł z tym łowcą. Jego walka z wampirami była świetna. Czyżby zakochał się w Amandzie? Świetny rozdział! :)
    Odpowiedz
    ~Shine
    30 grudnia 2009 o 16:20

    O mart! Jest tak niebiezpiecznie, że aż słodko ;) Ona nic mu nie zrobi prawda? Prosze, żeby ona mu nic nie zrtobiła.. ;)Pozdrawiam ;*
    Odpowiedz
    ~Aine
    30 grudnia 2009 o 20:53

    Przepraszam, że tak późno komentuję, ale miałam wyjazd. Wybaczysz? :)Rzeczywiście świetny pomysł z tym łowcą! Bardzo dobry rozdział, ciekawy, nie zauważyłam zbyt wielu błędów. Polepszasz się!Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    ~Asia:*
    1 stycznia 2010 o 19:02

    Jaki ciekawy!!! Super :)
    Odpowiedz
    ~Alice
    2 lutego 2010 o 16:38

    Super! Podobało mi się! Ciekawe, czy będzie love… Pewnie tak ;) Ale z tym krzyżem… Ale mam nadzieję, że Edmund odkryje, iż Amanda jest wampirzycą. Ciekawa jestem, jak zareaguje ^^. Ach, nie mogę się doczekać. Kto by pomyślał – wampirzyca i łowca! Ale cóż, cuda się zdarzają, zawsze wierzyłam, że WSZYSTKO jest możliwe. Ale dobra, ja tu nie będę głupot plotła. Idę czytać dalej ;)
    Odpowiedz
    ~Prithika
    5 marca 2011 o 13:28

    dobrze że mu pomogła, ale co z tego będzie?
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    4 lipca 2011 o 18:59

    Nie rozpoznał w niej wampira? Uuu… Pewnie znowu okaże się, że Amanda jest jedyna w swoim rodzaju. xD A tak poza tym to uwielbiam jego imię, Edmund. :) Znalazłam pomyłkę – w tekście jest, że była w lesie i najpierw przyglądał się walce z drzewa, a później z niego zeskoczyła. Następnie Edmund pytał ją to tutaj robi i że niebezpiecznie jest spacerować o tej porze po ulicy, czy jakoś tak. xD Nasuwa mi się kolejne pytanie: wampiry mogą mieć różnokolorowe tęczówki? Juan ma zielone i to mnie zdziwiło. Mam nadzieję, że Amanda nie zje Edmunda. ^^

    OdpowiedzUsuń