Rozdział IX - Turniej

27.06.2010
 
   Zamilkłam, widząc jak Karolina walczy ze snem. Po chwili zrezygnowała z walki i zamknęła oczy. Przykryłam ją troskliwie.
   Dzisiejszą noc spędziłam z moim mężem. Mężczyzną, którego naprawdę kochałam. Połączyło nas gorące uczucie i pomimo licznych przeciwności losu, byliśmy razem. Zanim jednak to się stało, musiałam przejść więcej, niż ktokolwiek mógłby to sobie wyobrazić.
   Po przebudzeniu i śniadaniu dziewczyna czekała, już gotowa, na kolejny dzień z moją opowieścią.
   - Może byś wyszła się przejść? Ciągle tak siedzicie, powinnyście zaczerpnąć świeżego powietrza – zauważyła Amy.
   - Masz rację, mamo – rzekła Karolina, podeszła i otworzyła okno. - Proszę bardzo. Świeże powietrze. - Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
   - Zupełnie jak Amelia – roześmiałam się. Amy pokręciła głową z rozbawieniem i wyszła, a my usiadłyśmy i pogrążyłyśmy się w historii mojego życia.

   Tydzień wlókł się niemiłosiernie. W końcu jednak nadszedł dzień turnieju. Rozpoczął się o świcie; my mieliśmy dołączyć po południu.
   Założyłam na tę okazję śliczną, błękitną suknię, obcisłą i dopasowaną do sylwetki. Włosy spięła mi Lidia, przewiązując przezroczystą, błękitną chustą. Szczelnie okryta płaszczem przemknęłam do powozu. Za mną wsiadł hrabia.
   W powozie siedziała już Amelia. W ręku trzymała jakieś szarfy.
   - Po co ci tyle szarf? Zamierzasz przewiązać nimi wszystkich zawodników? - Spojrzałam na nią rozbawiona.
   - Ostatnim razem trzech rycerzy poprosiło mnie o swoje względy, a ja miałam tylko jedną szarfę. Teraz wzięłam pięć, tak na wszelki wypadek; będzie większe prawdopodobieństwo, że wygra akurat mój zawodnik. - Zrobiła zadowoloną minę.
   - Ale wymyśliłaś – mruknął Chris.
   - Dobrze kombinujesz – roześmiałam się.
   Wkrótce dojechaliśmy do hrabstwa Northampton, gdzie odbywał się turniej. Był tam ogromny plac, otoczony trybunami; odkrytymi, w których zasiadali widzowie i zakrytymi niewielkim daszkiem opartym na kolumnach, gdzie siedział król ze swoją małżonką. Obecnie na placu panowało lekkie poruszenie; okazało się, że trafiliśmy na przerwę.
   Zatrzymaliśmy się w cieniu, a gdy wysiadł hrabia, podbiegła do mnie służąca z wielkim baldachimem, przypominającym parasol. Zasłoniła mnie szczelnie przed każdym, ewentualnym promieniem słońca. Pogoda mi nie sprzyjała; pomimo popołudniowej pory, słońce mocno grzało. Poczułam przerażenie na myśl, że mogłoby dosięgnąć mojej skóry. Jedno muśnięcie i już po mnie... Odegnałam negatywne myśli. Przecież jestem pod odpowiednią opieką, nic mi się nie stanie. Weszliśmy na zakrytą część trybun.
   - Kiedy będziesz rozmawiać z królem, pamiętaj o akcencie – szepnął Chris. - Mów niewiele, aby nie zaczął czegoś podejrzewać. Używaj krótkich zdań... - pouczał mnie, kiedy szliśmy na audiencję. Poczułam się urażona. Wydawało mi się, że opanowałam akcent i zrobiło mi się przykro, że wątpi w moje umiejętności. Poza tym, zdenerwował mnie jego przemądrzały ton.
   - Może w ogóle nie będę się odzywać, tylko kiwać głową? A ty powiesz, że jestem przeziębiona albo jestem niemową? - spytałam go ironicznym tonem.
   - Świetny pomysł – odparł hrabia poważnie, co sprawiło, że nabrałam ochoty, by go uderzyć.
   - To może pójdziesz sam? - zatrzymałam się raptownie.
   - Dajcie spokój, chodźmy – powiedziała Amelia, łapiąc mnie za rękę. Spojrzałam niechętnie na hrabiego i odwróciłam głowę w drugą stronę, naburmuszona. Kiedy weszliśmy na królewskie trybuny, ujrzałam króla Anglii Edwarda III i jego żonę, królową Filipę.
   Był to dwudziestosześcioletni, postawny, nawet przystojny mężczyzna o stanowczym wyrazie twarzy. Jego żona natomiast była niska, pulchna, ruda i piegowata. Na pierwszy rzut oka nie była ładna. Jednak po dłuższym spojrzeniu stwierdziłam, że ma w sobie to coś, pewien urok, delikatność i ciepło.
   - Witajcie – powiedział król. Chris pokłonił się nisko, ja i Amelia dygnęłyśmy do ziemi i tak zostałyśmy przez chwilę.
   - Miłościwy panie, moją córkę już znasz – tu wskazał na Amelię – a to moja najdroższa małżonka, lady Amanda. - Wskazał na mnie, a ja uśmiechnęłam się nieśmiało.
   - Cóż za niezwykłe imię. A jaka piękna kobieta – stwierdził król, przyglądając mi się uważnie. Królowa odchrząknęła dyskretnie, na co władca obejrzał się i uśmiechnął do niej czule. - Tylko troszkę za chuda, moim zdaniem. Ja wolę pełniejsze kształty.
   Z trudem powstrzymałam uśmiech, Amelia również wyraźnie miała z tym problemy.
   - Usiądźcie, za chwilę rozpocznie się druga część turnieju – powiedział król i skinął na nas. Gdy usiedliśmy, władca streścił ostatnie zdarzenia. Z pasją widoczną na twarzy opowiadał, jak dwie drużyny walczyły ze sobą. Można było łatwo zauważyć, że najchętniej sam wziąłby w tym udział. Ponieważ jednak trwała wojna, nie wolno mu było narażać swojego życia w turniejach.
   Stwierdziłam, że lubię króla Anglii. Właściwie to powinnam go nienawidzić, przecież prowadził wojnę z moją ojczyzną, rościł sobie prawa do tronu Francji, powinien być moim wrogim. Gdzie podziały się moje uczucia patriotyczne? Czyżby odpłynęły wraz z ludzką naturą?
   Oderwałam się od tych rozmyślań i spojrzałam na plac, gdzie rycerze już zaczęli się szykować do walki. Rozpoczął się turniej. Obserwowałam wszystko z zapartym tchem.
   Wszyscy rycerze ubrani byli tak samo: płytowa, metalowa zbroja oraz hełm na którym każdy z zawodników miał swoje godło, aby można go było rozpoznać. Zastanawiałam się, jak można nosić na sobie taką masę metalu. Ważyła tak dużo, że po przewróceniu na plecy nie miało się szans, aby wstać i dalej walczyć.
   Pierwszego dnia turnieju rycerze walczyli w drużynach. Ci, którzy nie odpadną w tej turze, będą walczyć jutro. Przegrywali zawodnicy, którzy spadli z konia, zostali ciężko ranni (często zdarzały się wypadki śmiertelne) oraz stracili broń, poddali się przeciwnikowi lub zabrakło im sił do dalszej walki.
   Szczęk zbroi, zgrzyt mieczy, rżenie koni, stukot kopyt. Zapach męskich, spoconych ciał pomieszany z metalem. Zapach ich krwi, unoszący się w powietrzu. Przyszli tu z różnych powodów. Jedni dla rozrywki. Inni dla pieniędzy. Jeszcze inni dla sławy, by zaimponować swojej wybrance. Gotowi walczyć, ranić, a nawet zabijać. Pragnący dać ujście swojej wojowniczej, męskiej naturze.
   Walka trwała do zachodu słońca. Zostało dwudziestu czterech zawodników. Wiedziałam, że nazajutrz staną do walki w parach. Kiedy ogłoszono koniec potyczek na dzisiaj, król zaprosił nas na ucztę. Wymigałam się migreną oraz zmęczeniem i służąca zaprowadziła mnie do gospody przeznaczonej dla gości króla. Pozasłaniałam starannie wszystkie okna i stwierdziłam, że poproszę Amelię o opiekę, kiedy będę w letargu.
   Wyszłam na zewnątrz i przeszłam się po placu. Rycerze zdejmowali zbroje, opatrywali rany, dyskutowali. Na polu walki byli wrogami; wieczorem tworzyły się grupki przyjaciół, które rozsypywały się nad ranem, aby ponownie stać się przeciwnikami.
   Noc była piękna. Księżyc świecił jasnym blaskiem, oświetlając twarze zmęczonych rycerzy.
   - O najjaśniejsza zorzo poranna! Czyżbym ujrzał anioła?
   Obejrzałam się i dostrzegłam rycerza, wpatrującego się we mnie z zachwytem. Był już bez zbroi, a hełm trzymał w ręce.  Dość wysoki, ciemne włosy za ramiona i młody. Twarz nosiła ślady licznych zranień, lecz blizny, zamiast szpecić, można by rzec, że dodawały mu uroku.
   - Anioł? Kto, gdzie? - rozejrzałam się rozbawiona.
   - Stoi przede mną – odrzekł mężczyzna, podchodząc bliżej. - Przy tobie, pani, najpiękniejsze kwiaty tracą swój urok, księżyc zatraca blask a słońce chowa się za chmurami, onieśmielone twą urodą...
   Wpatrywałam się w niego zdumiona, a on podszedł, uklęknął na jedno kolano, położył prawą rękę na sercu, pochylił głowę i powiedział:
   - Zostań damą mego serca, ciemnowłosa nimfo. Olśnij mnie blaskiem swego uśmiechu i cudownym brzmieniem swego głosu, pani. Zgódź się. Podaruj mi swą szarfę, a wygram dla ciebie cały turniej, o najwspanialsza z wspaniałych! - Podniósł głowę i wpatrywał się we mnie błagalnym wzrokiem.
   - Ale... ja nie mam szarfy... - wydukałam. Kompletnie zaskoczona, zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć.
   - Może ci pożyczyć? - usłyszałam za sobą. Amelia stała z rękami opartymi na biodrach i podejrzliwym wyrazie twarzy. Westchnęłam i zwróciłam się do rycerza:
   - Nie mogę zostać damą twojego serca.
   - Ach, pani! Boleśnie ranisz me serce, wbijasz ostry sztylet, ból rozdziera moją duszę... czemuż to???
   - Bo jestem mężatką – wyjaśniłam krótko. Ujrzałam zaskoczenie w jego oczach. Gwałtownie wstał z klęczek.
   - Ach, cóż za szczęśliwy człowiek z twojego wybranka! Mieć taki skarb na własność!
   Wzruszyłam ramionami. Bynajmniej nie czułam się własnością Chrisa.
   - A któż jest tym wybrańcem fortuny?
   - Hrabia Chris Gallant.
   - Ale on ma już dorosłą córkę... - przerwał raptownie; dopiero teraz dostrzegł Amelię. Gdyby mogła zabijać wzrokiem, rycerz leżałby już martwy.
   - Hrabina Amanda Gallant? - spytał niepewnie mężczyzna.
   - W rzeczy samej - odparła Amelia za mnie. - Chodźmy Amando, późno już się zrobiło. - Złapała mnie za rękę i ruszyła przed siebie szybkim, energicznym krokiem.
   - Życz mi powodzenia, aniele – zawołał za mną rycerz. Odwróciłam się i skinęłam głową z uśmiechem.
   - Co ty wyprawiasz? - spytała gniewnie moja pasierbica, gdy byliśmy już w gospodzie.
   - Tylko rozmawialiśmy. Kto to był?
   - Lord Henry Cooper, wicehrabia. Zwyciężył już trzy turnieje. Straszny kobieciarz, ostatnio podobno uwiódł żonę barona Purpleknife, teraz wszyscy się z niego śmieją a on biedak nie ma o tym bladego pojęcia, bo nikt mu przecież nie powie...
   - I ty myślisz, że mnie też uwiedzie, tak? - spojrzałam na dziewczynę z oburzeniem.
   - No... chyba nie, przecież ty byś tego nie zrobiła tacie, prawda? - spytała niepewnie.
   - Nie musisz mieć co do tego żadnych wątpliwości – zapewniłam ją. - Chris mi ufa, ty też powinnaś.
   - No dobrze, masz rację. Nie powinnam cię podejrzewać, głupio mi teraz. - Zrobiła skruszoną minę. - Idziemy się przejść? Do świtu jeszcze daleko – zaproponowała.
   - Chodźmy – zgodziłam się.
   Dalsza część nocy obyła się już bez przygód. Amelia jeszcze przed wschodem słońca poszła spać, a ja ukryłam się pod łóżkiem. Dziewczyna zobowiązała się nie wychodzić, póki się nie obudzę, mimo to czułam pewien niepokój na myśl, że będę tam leżeć, bezbronna, narażona na niebezpieczeństwo dnia. Nie miałam jednak wyboru.
   Gdy się przebudziłam, turniej już trwał. Amelia, zgodnie z obietnicą, siedziała przy mnie, a właściwie to kręciła się niecierpliwie.
   - No w końcu. Już się zastanawiałam, czy cię nie obudzić. To ja biegnę, bo dzisiaj rano hrabia Craven poprosił mnie o szarfę. Tylko on został z trzech rycerzy, których obdarowałam dziś względami. Za chwilę będzie jego walka!
   Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, dziewczyna wybiegła z pokoju. Ubrałam się więc i wyszłam; dzisiaj założyłam ciemną, zieloną suknię. Na dole czekała na mnie służąca z baldachimem. Chris był już na miejscu, ale gdy Amelia pochyliła się i szepnęła mu coś na ucho, obejrzał się na mnie, uśmiechnął i ruszył w moją stronę.
   - Dzień dobry kochanie, jak się spało? Wiesz, zostało tylko szesnastu zawodników, odbyły się już cztery walki – relacjonował. Słuchałam go z roztargnieniem. - W ostatniej wygrał hrabia Craven, podobno Amelia podarowała mu szarfę. A teraz będzie walczył baron Brown i wicehrabia Cooper, wcześniej walczyli...
   - Kto? Kto teraz będzie walczył? - ocknęłam się nagle. Mój mąż powtórzył nazwiska.
   - Chodźmy już na trybuny, chyba zaraz zacznie się walka  – zwróciłam mu uwagę. Ciekawa byłam, jak walczy ów kobieciarz Cooper.
   Walka się rozpoczęła. W pierwszym starciu szanse wydawały się wyrównane. Ruszyli na siebie, dzierżąc w ręku kopie. Zasady były proste: kto spadnie na ziemię, ten przegrywa. Jeśli żadnemu nie uda się zrzucić przeciwnika, przechodzą do walki wręcz.
   W początkowym starciu żaden nie dosięgnął drugiego. Wyminąwszy się, odwrócili i ruszyli z powrotem. Tym razem wicehrabia zdołał dosięgnąć przeciwnika, sam lekko uchylając się przed ciosem. Baron zachwiał się w siodle, ale nie spadł. Cooper zaatakował powtórnie; tym razem i on otrzymał cios, lecz uczynił zręczny unik i pozostał w siodle. Przy trzecim ataku wicehrabia zaczepił kopią o zbroję barona i zanim ten zdążył cokolwiek zrobić, zrzucił go na ziemię. Rozległy się wiwaty; lord Henry Cooper wygrał tę walkę.
   Wicehrabia zdjął hełm i spojrzał na trybuny. W jego oczach widać było triumf. Odnalazł mnie wśród innych i gdy nasz wzrok się spotkał, uśmiechnął się z dumą. Odpowiedziałam mu tym samym, po czym spojrzałam zaniepokojona na Chrisa, który na szczęście niczego nie zauważył, zajęty rozmową z królem. Nie chciałam wszak wywoływać niemiłych sytuacji czy scen zazdrości.
   Wymianę uśmiechów dostrzegła natomiast Amelia; zorientowałam się po jej zmarszczonych brwiach i podejrzliwym spojrzeniu. Aczkolwiek nie skomentowała.
   Kolejne walki obserwowałam bez szczególnej uwagi. Drażniła mnie nieco krew, która od czasu do czasu sączyła się z ran rycerzy przy zbyt ostrych starciach, ale nauczyłam się już nie zwracać na to szczególnej uwagi.
   Po zakończeniu pojedynków ogłoszono przerwę. Pozostało dwunastu zawodników. Tym razem losowali, kto z kim będzie walczył. Moja pasierbica pośpiesznie pobiegła dowiedzieć się, kto stanie do walki z obdarowanym przez nią szarfą rycerzem.
   - Wiesz, z kim będzie walczył mój hrabia? Z twoim wicehrabią! - oświadczyła Amelia, wracając na trybuny.
   - Jak to z moim? Co ty znowu wymyśliłaś? - burknęłam. Gdyby Chris to usłyszał, nie byłoby za ciekawie.
   - Czego się boisz, ojciec jest tak zajęty walkami, że nie zwróciłby uwagi nawet, gdybyś mu podarowała szarfę! A poza tym widziałam, jak się do siebie uśmiechaliście. Ciekawe, kto zwycięży?Hrabia Craven jest młodszy, ale to dzielny i mężny rycerz...
   Uśmiechnęłam się pobłażliwie, słuchając jej paplaniny. Sama nie wiedziałam, komu kibicować. Z jednej strony hrabiance widocznie zależało, żeby jej zawodnik zwyciężył, ale w głębi duszy czułam chęć poparcia Henry'ego. Czułam do niego sympatię; nie dostrzegłam jednak tego, co było oczywiste i co powinnam była wówczas dostrzec.

2 komentarze:

  1. ~Elizabeth
    27 czerwca 2010 o 13:16

    Pierwsza? Cud… Oki. Więc super rozdział. Teraz jestem ciekawa czego Amelia nie dostrzegła… Ciekawe, nie powiem. Do następnej notki. :D
    Odpowiedz
    saphira.dd1@vp.pl
    27 czerwca 2010 o 13:51

    Nareszcie ^^ Z początku byłam zawiedziona z braku dokładnego opisu walki turniejowej (moja mania xD), ale chyba coś takiego się szykuje, sądząc po zakończeniu rozdziału. Gdzieś tam zjadłaś literkę, ale to nic ;) A zbroja chyba jest płytowa, a nie płytkowa… a nie wiem xdCzekam na kolejny rozdział i przy okazji informuję, że u mnie również się pojawił ;)Pozdrawiam!Aine
    Odpowiedz
    ~justilla
    27 czerwca 2010 o 15:03

    Ale super xD I następny rozdział już niedługo ;) Ten był świetny, fajne opisy, zastanawia mnie bardzo ostatnie zdanie, Ty to zawsze masz talent do niepokojących zakończeń ;) Jestem ciekawa cóż takiego Amanda przegapiła…
    Odpowiedz
    ~Nieśmiertelna
    27 czerwca 2010 o 15:06

    Nareszcie się doczekałam. Bardzo lubię turnieje, jest w nich coś takiego, co od razu przypomina mi o czytanych kilka lat temu Opowieściach z Narni xDD.Ciekawe, jak rozwinie się znajomość z naszym Henrym…Pozdrawiam, krwawy-poemat
    Odpowiedz
    spadajaca.gwiazda@onet.pl
    27 czerwca 2010 o 18:53

    Super rozdział, trzeba było na niego trochę poczekać ale jednak było warto!Strasznie jestem ciekawa jak się rozwinie akcja z przystojnym wicehrabią, osobiście nie lubię Chrisa…Ale to przecież twoje opowiadanie więc nie będę polemizować.Mam tylko nadzieje, ze kolejne rozdziały będą się okazywać często!Bardzo lubię tę historię i twój styl pisania.Pozdrawiam Spadająca Gwiazda
    Odpowiedz
    ~Ariss
    27 czerwca 2010 o 19:11

    Nareszcie! Rozdział jest świetny, miło się czyta p tak długiej przerwie xD A spotkania z królem są zawsze kłopotliwe :/[half-goddess-story]&[heiress-magic]
    Odpowiedz
    ~Zuzanna
    27 czerwca 2010 o 21:00

    Dowiedziałam się o tobie u Elizabeth. Muszę przyznać, że cudownie piszesz. Zapraszam do siebie: ognista-woda.blog.onet.pl/
    Odpowiedz
    ~Aila
    28 czerwca 2010 o 10:33

    Wreszcie. Bo ile można czekać?! Trochę za mało dokładnie opisałaś walkę, ale cóż, jestem cholernie wymagająca. Tak, tak, ja muszę się we wszystkim wyróżniać -.-. Pomyłka – zbroja płytowa xD. „Płytkowa” nie istnieje ^^. Wiem, bo się tym interesuję :P . Ale skoro zbroja płytowa, to znaczy, że taka dobra i dla wojowników, bo jest w miarę ciężka. Ty to zawsze musisz napisać taką końcówkę, żeby czytelnika zniecierpliwić -.-. Argh, ty zUe dziecko Snake’a! xD
    Odpowiedz
    ~Susannah
    28 czerwca 2010 o 11:54

    I want to more!!! And as soon as possible!
    Odpowiedz
    ~justilla
    28 czerwca 2010 o 12:35

    Niespecjalnie ;) Ja uwielbiam fantastykę i historie romantyczne (choć te bardziej jako filmy) oraz przygodowe.[ksiazka-moim-zyciem], [milosc-aniola]

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Zuzanna
    28 czerwca 2010 o 17:30

    Wszystkie. :D Nadrobiłam zaległości. xD
    Odpowiedz
    ~Alice
    28 czerwca 2010 o 18:59

    Jej, po tak długiej przerwie udało ci się napisać coś tak fantastycznego! To ja nie skomentuję mojego powrotnego rozdziału, który nastąpi w lipcu o.O. Więc zaznaczę na początku, że rozdział podobał mi się najbardziej z III części. Akcja świetnie przeprowadzona i rozwinięta. Aha! Wyszło szydło z worka – pokazał Gallant swoje prawdziwe ja ;). I dobrze mu tak, nie lubię go. Ach, ta Amanda… Ma ona szczęście do kobieciarzy. W ogóle nasza bohaterka niemal codziennie poznaje kogoś nowego, cóż za bujne życie towarzyskie ;). Ale „poetycka” dusza Coopera wzbudziła moją sympatię. I daję ci plusa za opis walki. Wiesz, ten akapit z zapachem mężczyzn ^^. Strasznie piękny opis, uwielbiam takie. Oby więcej takich było! To to, czekam na dalszą część, równie piękną jak ta.
    Odpowiedz
    ~Ebriel
    28 czerwca 2010 o 22:00

    Jak miło, że już powróciłaś ;-) Tak strasznie polubiłam Amelię! To taka zabawna i urocza postać.
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    30 czerwca 2010 o 08:05

    Warto było tak długo czekać! Świetny rozdział! Już na początku rozbawiła mnie Amelia i jej szarfy. I ten romantyczny rycerz. Ach cóż z tego wyniknie!? Czekam na dalszą część!Zapraszam do siebie!
    Odpowiedz
    ~justilla
    30 czerwca 2010 o 15:11

    Nie czytałam, do filmu też mnie jakoś nigdy nie ciągnęło… Ale dostałam ochrzan do Alice xD Widziałaś, że założyła nowego bloga? http://sluga-mroku.blog.onet.pl/ksiazka-moim-zyciem, [milosc-aniola]
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    30 czerwca 2010 o 18:19

    Myślałam, że znajdę w czerwcu czas na pisanie, ale jednak się przeliczyłam. A sesja poszła mi super, zdałam wszystko za pierwszym podejściem ;) Dziękuję za komentarz i odwiedziny ;*A jak Twoja sesja?
    Odpowiedz
    agnes97@poczta.onet.eu
    1 lipca 2010 o 22:00

    no, no. żeby przeczytać taki rozdział to opłacało się zaczekać. świetnie go opisałaś. czekam na ciąg dalszy. [the-swan-girl u mnie nn]
    Odpowiedz
    ~Fotergilla
    1 sierpnia 2010 o 18:14

    No, no, robi się ciekawie. Może jednak będzie jakaś zdrada? ;pPozdrawiam ;*
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    14 lipca 2011 o 15:23

    Zanosi się na romans, hm? xD Czyżby znudzona monotonnym małżeństwem z Chrisem Amanda oglądała się za innymi amantami? ;) Przyznam, że to bardziej mi się podoba niż związek jej i Gallanta. Chcę wiedzieć co słychać u Erika. Mam nadzieję, że w przyszłym rozdziale coś o nim napomkniesz. ^^

    OdpowiedzUsuń