Rozdział III - Siła woli

26.12.2009

   Tym razem przerwała nam Amy.
   - Późno już. Chyba nie zamierzacie siedzieć całą noc?
   - Oj mamo, jeszcze tylko chwilę – odpowiedziała Karolina. - A tak w ogóle, to mam już dziewiętnaście lat i chyba mogę posiedzieć dłużej?
   - Ty tak, ale myślę, że...
   - W porządku – przerwałam jej łagodnie. - Nie jestem jeszcze zmęczona.
   - No dobrze – skapitulowała Amy. - Dobranoc, nie siedźcie za długo.
   - I co było dalej? - dopytywała się Karolina. - Co tam zobaczyłaś?
   Wróciłam do wspomnień.


   Na gałęzi stał wielki, bury kot i miauczał przeraźliwie. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. A gdybym tak zaspokoiła swój głód krwią zwierzęcą? Kocią na przykład? Bolesny uścisk w brzuchu nie pozwolił mi na dalsze przemyślenia. Niewiele myśląc, rzuciłam się na kota.
   Bury zaczął uciekać, ale nie miał najmniejszych szans. Złapałam go za grzbiet, ledwie poczułam jego ostre pazurki na swojej skórze; nie były one w stanie zrobić mi żadnej krzywdy. Upadłam na kolana, trzymając go mocno. Wgryzłam się w skórę na szyi. Poczułam w ustach mnóstwo sierści, którą natychmiast wyplułam. Ujrzałam kilka kropel krwi, wypływających z rany. Kociak darł się i rzucał, ale nie zwracałam na to uwagi. Krew... na myśl, że może ukoić mój ból, bez wahania wgryzłam się głębiej w kocią szyję.
   Łapczywie pociągnęłam kilka łyków krwi – i oderwałam się od niego. Z obrzydzeniem wyplułam to, co miałam jeszcze ustach.
   - To jest ohydne! - zawołałam. Spodziewałam się, że krew będzie jakoś specyficznie smakować. Tymczasem to była tylko krew. Miała paskudny smak. Spojrzałam bezradnie na Erika.
   - Ostrzegałem cię, że zwierzęca krew jest gorsza – powiedział mój opiekun, kucając obok. - Nie posiada żadnych wartości, takich jak ludzka. Zaspokaja tylko głód i pragnienie. Ale w smaku jest naprawdę ohydna.
   - A ludzka? - spytałam z zaciekawieniem.
   - Na początku smakuje normalnie. Po kilku łykach czujesz, że żyjesz. Trudno to wytłumaczyć. Ale to dzięki temu, że ludzie mają duszę.
   - Przecież zabijasz ludzi, zanim wypijesz ich krew – zaoponowałam.
   - Tak, ale dusza nie zdąży jeszcze opuścić ciała. Jeśli krew nie zostanie szybko wypita i dusza opuści ciało, nie będzie się nadawać do spożycia. No i szybko zakrzepnie.
   Westchnęłam. Spojrzałam na zwłoki kota i odrzuciłam je z obrzydzeniem. Wstałam i nagle zdałam sobie sprawę, że ból znacznie się zmniejszył. Krew, która wpłynęła mi do gardła, przełyku, dotarła do serca i przyćmiła głód.
   - To działa – szepnęłam. - Muszę znaleźć więcej zwierząt – postanowiłam. Uniosłam głowę, wdychając zapachy miasta. W oddali usłyszałam warczenie psa. Pobiegłam w tamtym kierunku.
   Tej nocy oprócz kota zabiłam jeszcze trzy psy. Dwa małe, jednego większego. Pijąc ich krew, czułam się, jakbym piła jakieś ohydne lekarstwo, które jednak miało mnie wyleczyć. I zadziałało.
   Właściwie, to nie było aż tak źle. Nieprzyjemny aromat szybko znikał. Po kilku minutach od wypicia krwi nie czułam już w ustach tego okropnego smaku, a dzięki temu nie musiałam pić ludzkiej krwi.
   - Długo nie wytrzymasz – stwierdził Erik, gdy wracaliśmy do domu.
   - Przyzwyczaję się.
   - Nie chodzi mi o smak. Za dwa, trzy dni ponownie poczujesz głód.
   - To pójdę do lasu. Tam na pewno znajdę mnóstwo zwierząt. Ciekawe, jak smakuje krew wilków? - zastanawiałam się.
   Erik tylko westchnął.
   - Ależ ty jesteś uparta. A potem się okaże, że znowu to ja mam rację.
   - Niedoczekanie twoje! - oburzyłam się. - Zobaczysz, że wytrzymam! Nigdy nie tknę ludzkiej krwi.
   Zatrzymał się raptownie i dziwnie na mnie popatrzył.
   - Jeśli wytrzymasz trzy miesiące, to znaczy, że jesteś naprawdę silna. Silniejsza ode mnie. Ja wytrzymałem niecałe trzy.
   Nie wiedziałam, czy wytrzymam. Picie tej okropnej, zwierzęcej krwi przez wieczność wydawało mi się torturą. A jednak miało to swój sens. Przekonałam się o tym, gdy nadeszła trzecia rocznica śmierci mojej rodziny.
   Pojechaliśmy na ich grób. Stałam tam, patrzyłam na groby i nic już nie czułam. Jedynie tęsknotę. Nie było już żalu, złości, nienawiści. To wszystko umarło wraz z moim ludzkim życiem. Powoli zaczęłam godzić się ze swoim losem.
   Wracając, spojrzałam z tęsknotą w stronę kościoła, do którego wcześniej zachodziłam.
   - Chodź – Erik złapał mnie za rękę i pociągnął w przeciwną stronę.
   - Zaczekaj.
   - Nie możesz tam wejść, przecież wiesz.
   - Niby dlaczego? - Wyrwałam się z jego uścisku i poszłam w stronę kościoła. Zawołał mnie, ale nie zareagowałam. Miałam zamiar tam wejść. Nie byłam przecież zła. Nikogo nie zabiłam, nie skrzywdziłam. Więc czemu miałabym być potępiona?
   Serce przyśpieszyło swoją pracę. Biło teraz niemal tak szybko, jak ludzkie. Powoli otworzyłam główne drzwi kościoła. Poczułam na sobie uderzenie ciepłego powietrza. Wzięłam głęboki oddech – bardziej z przyzwyczajenia, niż z potrzeby – i przekroczyłam próg.
   Nic mnie nie zatrzymało. Szłam śmiało pomiędzy ławkami. Kościół był pusty. Uklękłam w jednej z ławek. Spojrzałam przed siebie, czując niebywałą ulgę z tego, że nie zostałam odtrącona.
   I wtedy zrozumiałam. To, co robiłam, nie było daremne. Byłam wampirzycą, więc proces starzenia był zatrzymany. Mogłam żyć wiecznie. W zamian za to, nie mogłam wychodzić na słońce. Nie mogłam też jeść ani pić niczego oprócz krwi. Wybrałam zwierzęcą krew. Dlatego wciąż byłam dobra. Niewinna. Czysta. Moja dusza nie została skalana przez zło zabijania. To, że byłam wampirzycą, nie miało na mnie wpływu. Przynajmniej na razie.
   Przyrzekłam sobie, że już zawsze będę kierować się dobrem. Pomagać innym. Zrozumiałam, że mam jakieś zadanie do wykonania. Czy było nim czynienie dobra? Ratowanie ludziom życia? Nie wiedziałam. Postanowiłam jednak, że zrobię, co w mojej mocy, by pozostać dobrą.
   Radość ogarnęła moją duszę. Poczułam się wolna. Nie byłam i nigdy nie będę niewolnicą ludzkiej krwi. Nigdy.
   Godzinę później wróciłam do Erika, który stał przed kościołem. Widziałam wyraźne zaskoczenie na jego twarzy.
   - Udało ci się. - Uśmiechnął się do mnie, a w oczach pojawił się podziw. Pierwszy raz od bardzo dawna poczułam się jak księżniczka. Albo jak wojownik, który właśnie pokonał wszystkich wrogów. - Masz czyste i niewinne serce, Amando. - Ujął mnie pod brodę i spojrzał mi w oczy. - Twoja wrażliwość na innych i szacunek do ludzkiego życia sprawiły, że podjęłaś trudną, ciężką decyzję. Na pewno nie będziesz jej żałować. Pytanie tylko, jak długo wytrzymasz?
   Spojrzałam na niego, rozczarowana.
   - Nadal we mnie nie wierzysz? - zapytałam z wyrzutem, odsuwając się od niego.
   - Znam życie, Amando. Aczkolwiek, jeśli wytrwasz w swoim postanowieniu, będziesz pierwszą dobrą wampirzycą, jaką znam. Być może nawet, najpotężniejszą.
   - Nie chcę żadnej potęgi – mruknęłam. - Chcę tylko być dobra. Ale wiem, co mi w tym pomoże – spojrzałam znacząco w stronę kościoła.

   Wróciliśmy do domu. Trzy dni później wybraliśmy się na polowanie do lasu. Na początku Erik towarzyszył mi w łowach, potem jednak szedł na własne polowanie albo załatwiał inne sprawy.
   Minął miesiąc, potem drugi. Erik polował co dwa tygodnie, ja co trzy dni. Jeśli zwierzę było większe, z łatwością mogłam się nim nasycić. W przypadku mniejszych zwierząt, zjadałam dwa lub trzy w ciągu nocy. Rzadko więcej – piłam ich krew z konieczności, a nie dla przyjemności, więc ograniczałam się jak mogłam.
   Zaczęłam częściej chodzić do kościoła, zwłaszcza, gdy miałam wątpliwości co do mojej decyzji, bo tam odzyskiwałam nadzieję. Czułam, że spotka mnie jeszcze w życiu coś niezwykłego. I miałam rację.
   Pewnego wieczoru, tuż po zmierzchu, udałam się do kościoła. Było tam kilka osób. Zwykle o tej porze już wychodzili, ale ostatnio coraz częściej zdarzało mi się widzieć mężczyzn, którzy siedzieli do późna, tak jak ja. Ale oni na pewno nie byli wampirami.
   Tego wieczoru,  gdy wychodziłam z kościoła, dostrzegłam kilkoro ludzi, wychodzących za mną. Poczułam na sobie ich wzrok. Zwykle nie zwracałam na to uwagi, lecz tym razem się odwróciłam. Nie wiem, dlaczego. Zrobiłam to odruchowo. I wtedy ujrzałam najpiękniejsze oczy, jakie w życiu widziałam.
   Ciemnoniebieskie tęczówki, długie rzęsy, ciepły wzrok. Niezwykłe oczy należały do przystojnego mężczyzny. Miał ciemnobrązowe, proste włosy, łagodne, a jednocześnie męskie rysy twarzy i był dobrze zbudowany. Nieco wyższy ode mnie. Uśmiechnął się do mnie, ale nie tylko ustami – uśmiech objął również oczy. Odpowiedziałam mu tym samym. Zatrzymałam się, nie mogąc oderwać od niego wzroku. On też się zatrzymał. I czas chyba również się zatrzymał. Ludzie mijali nas obojętnie, a my tak staliśmy, wpatrując się w siebie wzajemnie.
   Wtem ktoś złapał mnie za rękę. Nie musiałam się odwracać, aby wyczuć, że to Erik. A jednak odwróciłam się.
   - Czemu tu stoisz? Chodź, musimy porozmawiać. Mam niezbyt dobrą wiadomość. - Pociągnął mnie za rękę.
   - Zaczekaj. - Spojrzałam w stronę ciemnoniebieskich oczu, ale mężczyzny już nie było. Rozejrzałam się, zdumiona. Jak mógł tak szybko zniknąć?
   - Kogo szukasz? - spytał mój opiekun podejrzliwie.
   - Wiesz, przed chwilą zobaczyłam najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek w życiu widziałam – wyznałam mu.
   - Rozumiem, że należały do mężczyzny? - Pokręcił głową i westchnął.
   - Kobiece oczy pewnie by mnie tak nie zaintrygowały – odparłam ironicznie.
   - Mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie niż podziwianie pięknych oczu. - Pociągnął mnie lekko za sobą. - Chodź, teraz nie jest tutaj już tak bezpiecznie jak dawniej.
   - Co chcesz przez to powiedzieć? Cóż może grozić wampirowi? - zaśmiałam się lekceważąco. Ale Erik był poważny.
   - Łowcy wampirów – szepnął.
   Ruszyliśmy w stronę domu. Po drodze Erik opowiedział mi o swoich obawach.
   - Ostatnio do Nantes przybyło mnóstwo łowców. Zarząd miasta płaci im za każdego zabitego wampira. Musimy być bardzo ostrożni. - Tłumaczył mi z poważnym wyrazem twarzy.
   - Ty musisz, ja nikogo nie zabijam – zaprzeczyłam.
   - Owszem, ale oni zabiją cię dla pieniędzy, dlatego, że jesteś wampirem, a nie dlatego, że kogoś zabiłaś!
   Wzruszyłam ramionami.
   - Ale po czym poznają, że jestem wampirem? Sam mówiłeś, że ludzie tego nie widzą.
   - Łowcy to nie są zwyczajni ludzie. Od dziecka szkoleni są po to, by zabijać wampiry. Mam nadzieję, że nigdy nie wejdziemy żadnemu w drogę.
   - Ale to tylko człowiek, prawda? Nie potrafi poruszać się jak błyskawica, nie jest na tyle silny...
   - Myślisz jak naiwny wampir – przerwał mi Erik, wyraźnie zirytowany. - Nie masz pojęcia o łowcach. Ich może pokonać tylko przewaga liczebna i wampir – wojownik.
   - A ty?
   Uśmiechnął się ironicznie.
   - Nie wiem i nie mam zamiaru próbować. I tobie też nie radzę. Noś płaszcz, bo w samej sukni wyglądasz nienaturalnie i mogą cię rozpoznać.
   Odkąd zaczęłam polować sama, przestałam nosić płaszcz, bo stwierdziłam, że tylko mi przeszkadza.
   - Dobrze, ale kupię sobie czerwony. Albo niebieski. - Droczyłam się z nim. - Ale nie będę nosić tego czarnego. Powiedz mi, czemu zawsze ubierasz się na czarno?
   Westchnął i zatrzymał się nagle. Zapatrzył się gdzieś w dal. W jego oczach ujrzałam smutek.
   - Kiedyś sobie przyrzekłem, że dopóki nie znajdę Ismeny albo naszej córki, będę ubierał się na czarno. Wiem, że nigdy już ich nie znajdę, ale przyrzeczenia zamierzam dotrzymać.
   Wzięłam go za rękę i ścisnęłam lekko.
   - Rozumiem – odpowiedziałam tylko.

   Wampiry nie mają snów. Sen wampira jest jak odrętwienie, w które zapada rano, a budzi się po południu bądź wieczorem. A jednak, następnego popołudnia, obudziłam się z obrazem ciemnoniebieskich oczu. Tak, jakbym o nim śniła. O tajemniczym mężczyźnie z niebieskimi oczami. Stwierdziłam, że musiałam myśleć o nim przed zaśnięciem. Uważałam to za naiwne marzenie, ale czułam, że go jeszcze kiedyś spotkam.
   Odkąd na ulicach zrobiło się niebezpiecznie dla wampirów, Erik często przychodził po mnie, gdy wracałam z polowania. Kilka dni później, gdy oboje szliśmy już do domu, usłyszałam odgłosy walki.
   - Co tam się dzieje? - spytałam.
   - Zobaczmy. Tylko cicho.
   Przekradliśmy się w tamtą stronę. To, co ujrzałam, przeraziło mnie. Stało tam dwóch wampirów i potężnej postury człowiek. „Już po nim”, pomyślałam. Pamiętałam walkę Erika z rozbójnikami i wiedziałam, co potrafi wampir.
   Ku mojemu zdziwieniu jednak, mężczyzna poruszał się niezwykle szybko. W ręku trzymał drewniany kołek. Wampiry śmigały obok niego jak szalone, ale on za każdym razem unikał ciosów i w końcu wbił kołek w pierś jednego z nich. Drugi rzucił się na niego, łowca poleciał na drzewo, ale sekundę później stanął na nogi i pochylił się lekko, gotowy do walki. W jego ręce pojawił się nagle drugi kołek.
   Wampir, który umierał, krzyknął okropnym głosem, który zabrzmiał jak gdakanie zarzynanej kury i rozsypał się w proch. Został po nim tylko kołek.
   Drugi wampir obserwował śmierć kolegi i przez to na chwilę spuścił wzrok z łowcy. I to był jego błąd. Spotkał go taki sam los, jak tamtego wampira – kołek w serce.
   - Idziemy – nakazał Erik. Puściliśmy się biegiem, zatrzymaliśmy się dopiero w domu.
   - To było straszne – stwierdziłam. Byłam pod wrażeniem. Nigdy dotąd nie widziałam, jak umiera wampir. Prosta i szybka śmierć. Za szybka.
   - To był jeden z tych, którzy zabijają nieśmiertelnych. Łowca.
   - Domyśliłam się – mruknęłam i weszłam do domu.
   - Masz jeszcze jakieś wątpliwości?
   Pokręciłam przecząco głową. Postanowiłam, że będę się trzymać jak najdalej od nich.
   Erik niemal zakazał mi wychodzić z domu. Odprowadzał mnie do lasu, przychodził po mnie, jakbym była dzieckiem. Sam stale się narażał, gdyż wędrował po mieście, załatwiając różne sprawy, a ja miałam siedzieć w domu albo w lesie. Bo tam podobno byłam bezpieczna.
   Minęły kolejne dwa tygodnie. Zaczynała się jesień. Coraz wcześniej zapadał zmrok, a coraz później wstawało słońce. Idealny czas dla wampirów – ale również dla łowców.
   Tej nocy Erik poszedł na swoje polowanie, a ja  pobiegłam do lasu. Oczywiście odprowadził mnie do pierwszych drzew. Mieliśmy spotkać się koło kościoła, do którego postanowiłam zajść w drodze powrotnej. Jednakże, wracając, usłyszałam odgłosy walki. Wiedziałam, że powinnam unikać spotkania z łowcami, ale przecież zawsze mogłam ratować się ucieczką. Nie wiem, czemu akurat  wtedy złamałam zakaz mojego opiekuna i poszłam zobaczyć, co się dzieje. Może dlatego, że polowanie bardzo szybko mi poszło i nie chciało mi się bezczynnie czekać na Erika? Może z czystej, kobiecej ciekawości? A może po prostu tak miało być?
   Podkradłam się bliżej i weszłam na drzewo. Ujrzałam trzy wampiry i łowcę, który uwijał się wokół nich. Na początku wydawało mi się, że nie ma szans – trzy wampiry? Ale po chwili zorientowałam się, że doskonale daje sobie radę. Stwierdziłam, że miał chyba oczy dookoła głowy. Niezwykła zwinność, sprawność, szybkość... Kiedy na chwilę obrócił się twarzą w moją stronę, przeniknął mnie silny, gwałtowny dreszcz. Łowca miał piękne, ciemnoniebieskie oczy.

1 komentarz:

  1. justilla
    26 grudnia 2009 o 12:30

    Jak to jest, że im piękniejszy mężczyzna tym bardziej zły i wyrachowany? Ale podoba mi się rozdział, jestem całym sercem z Amandą aby wytrwała. No i żeby łowcy nie dorwali ani jej ani Eryka, zwłaszcza Eryka, bo kto widział wampira (czyli Amandę) w kościele? ;)
    Odpowiedz
    ~Shine
    26 grudnia 2009 o 20:01

    No no no. Taki piękny, za piekny, dlatego nie może być jej. Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie.Bardzo ciekawie. Znalazłaś miejsce w moich linkach :)Pozdrawiam [immortal-death]
    Odpowiedz
    ~Asia:*
    26 grudnia 2009 o 20:12

    wow! Dech w piersiach zapiera! Super. myślę że rozdział łowca będzie baardzo ciekawy:) czekam…
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    27 grudnia 2009 o 12:58

    Te najnowsze rozdziały są świetne! Trzymasz w napięciu. Mam nadzieje, że Amanda da radę. I jeszcze Ci łowcy. Jak to się potoczy?
    Odpowiedz
    tiara.jerevell@onet.eu
    27 grudnia 2009 o 14:10

    No cóż jakby był brzydki to kto by się nim zainteresował? Tylko piękni przyciągają :D jak widać Amanda nie ma łatwo… i ta zwierzęca krew (domyśliłam się, że o to chodzi) :) może i zwierzęca, ale fajnie to przedstawiłaś ;) PozdrawiamTiara
    Odpowiedz
    saphira.dd1@vp.pl
    27 grudnia 2009 o 15:05

    Ciekawe, ciekawe ;) I co dalej? Nie trzymał mnie długo w niepewności, bo nie wytrzymam :) Znalazłam kilka powtórzeń, ale nie są to duże błędy. Pisz dalej, a z pewnością całkowicie się ich pozbędziesz.Pozdrawiam!AinePS U mnie nowa notka [na-ratunek] Serdecznie zapraszam!
    Odpowiedz
    tiara.jerevell@onet.eu
    27 grudnia 2009 o 21:48

    akurat trafiłaś na moment gdzie jeszcze nie zdążyłam zmienić :) ale już poprawiłam i myślę że wszystko jest ok ;) tak już od rozdziału 9 rozkręcam akcję bo Misha musi zmierzyć się z kłopotami ;)A co do Miasta Nocy to zdradzę ci, że zgadłaś ;)PozdrawiamTiara
    Odpowiedz
    e_wiola@buziaczek.pl
    28 grudnia 2009 o 19:11

    Nowa notka na History about Renesmee.Tak swoją drogą – znajomy tytuł rozdziału ;)
    Odpowiedz
    e_wiola@buziaczek.pl
    25 stycznia 2010 o 20:38

    No wow, spodobał jej się łowca.Tak myślałam, że ten kolo nim będzie ;) Tylko czemu inni ludzie ich nie zauważyli? Ale mi się bardzo podobało! naprawdę dobrze ci idzie. trzymam kciuki – jutro przeczytam resztę ;)
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    5 marca 2011 o 12:16

    Przecudowny rozdział. czytam i czytam i oderwać sie nie moge a real wzywa :-) Twoja powieśc uzależnia.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    4 lipca 2011 o 18:27

    No nie, tylko nie to. ;) Szkoda tego przystojniaka. xD Wprowadziłaś nowość – Amanda może wejść do kościoła. Chociaż nie wiem, czy to jest takie możliwe, ponieważ wampiry są przeklętymi istotami, demonami. W takim wypadku wejście do domu Boga jest niemożliwe. No, ale jak widać Amanda jest wyjątkowa. :D Mam pytanie. Jesteś wierząca? :)

    OdpowiedzUsuń