Rozdział II - Głód

22.12.2009

   - Kolacja! - Do pokoju weszła Amy. - Zapraszam na kolację. Zrobiłam naleśniki z serem i bitą śmietaną.
   Tym razem Karolina bez protestów pobiegła do jadalni. Było to jej ulubione danie.
   - A będąc wampirem, mogłaś jeść ludzkie potrawy? - spytała mnie, kiedy ponownie usiadłyśmy w pokoju. Ja na fotelu, ona na łóżku naprzeciwko mnie. - Ach, prawda – przypomniała sobie nagle. - Wampiry nie mogą jeść ludzkiego jedzenia. Tak mówił Erik.
   - Zgadza się – przytaknęłam. - Przekonałam się o tym na własnej skórze...


   Obudziłam się tuż przed zmrokiem. Właściwie, to trudno byłoby nazwać to snem. Gdy śpimy, po przebudzeniu często zastanawiamy się, gdzie jesteśmy, powoli wracając do świadomości. Moja świadomość wróciła wraz z ocknięciem się. Tak, jakbym zaledwie przed chwilą zamknęła oczy. Nie czułam psychicznie działania snu, ale moje ciało – owszem. Byłam teraz wypoczęta i czułam się znakomicie.
   Właściwie to przed wschodem słońca nie czułam się zmęczona w ludzkim rozumieniu tego słowa. To była raczej kwestia siły, energii. Jak się wkrótce przekonałam, po takim „śnie” w trumnie nabierałam więcej energii na kolejny dzień.
   Błyskawicznym ruchem otworzyłam trumnę i wyskoczyłam z niej. Wyszłam na korytarz i spojrzałam na zegar. Zdziwiłam się, że jest już tak późno.
   W jadalni zastałam Erika. Powitał mnie uśmiechem. Odwzajemniłam, ukazując wszystkie zęby.
   - Ładne kły ci wyrosły – stwierdził mój opiekun.
   - Żartujesz? - Z przerażeniem dotknęłam zębów. Istotnie, dwa górne kły były nieco większe od pozostałych. - Pewnie wyglądam okropnie – jęknęłam.
   Roześmiał się.
   - To nie jest śmieszne – mruknęłam ponuro.
   - Twoje kły dodają ci tylko uroku, moja droga. A poza tym, człowiek nie dostrzegłby różnicy. Musiałby się uważnie przyglądać.
   Wzruszyłam ramionami i usiadłam naprzeciwko niego.
   - Jestem głodna – stwierdziłam. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałam.
   - Dziś będziesz musiała powstrzymać swój głód. Nie możesz pożywiać się zbyt często, bo potem trudno będzie ci się opanować.
   Westchnęłam. Nie miałam zamiaru się pożywiać, przynajmniej nie na ludziach. Musiałam coś wymyślić. W brzuchu czułam okropną pustkę.
   - Jutro pójdziemy na polowanie – pocieszył mnie Erik, źle interpretując moje milczenie.
   - Nigdzie nie pójdziemy. Nie mam zamiaru nikogo zabijać.
   Uśmiechnął się smutno.
   - Jak chcesz. Ale i tak wkrótce zmienisz zdanie. Ostatnio wypatrzyłem bandę przydrożnych rabusiów. Niejednego podróżnego mają już na sumieniu. Okradają ich, a potem zabijają. Kiedy się zdecydujesz, daj znać. Zapolujemy na nich.
   Przeszedł mnie zimny dreszcz.
   - Mówisz o ludziach jak o zwierzętach! - oburzyłam się.
   - Niektórzy ludzie niewiele się od nich różnią. Albo są jeszcze gorsi– stwierdził Erik. - Zwierzęta nie zabijają dla przyjemności, oni tak.
   Tej nocy spacerowaliśmy z Erikiem po ulicach Nantes. Odkrywał przede mną uroki wampirzego życia. Wszystko było takie piękne, nowe. Byłam zachwycona tym, co widziałam, słyszałam, czułam. Wrażenia były niesamowite.
   Następnego dnia obudziłam się trochę wcześniej. Po wyjściu z pokoju, ostrożnie wyjrzałam za okno. Słońce tak pięknie świeciło... już nigdy nie będę czuć na sobie jego gorących promieni.
   Cóż, wszystko ma swoje dobre i złe strony. Westchnęłam i poszłam do salonu. Erik już tam był.
   - Głodna? - zapytał.
   Już miałam przytaknąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Wzruszyłam tylko ramionami.
   Z każdym dniem było jednak coraz gorzej. Trzeciego dnia w ogóle nie wychodziłam z pokoju. Usiadłam w fotelu, skuliłam się i czekałam, aż ból przejdzie. Erik przyszedł, usiadł naprzeciwko mnie i spojrzał mi w oczy.
   - Niepotrzebnie się męczysz – stwierdził.
   - Zobaczymy. - Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Westchnął i pogłaskał mnie po policzku.
   - Moja biedna Amando – szepnął. - Musisz zrozumieć, że nic nie poradzisz. Potrzebujesz ludzkiej krwi.
   - Nie! - krzyknęłam i odepchnęłam go. Byłam zła i rozdrażniona. - Idź sobie! - Poczułam na policzkach łzy. Ale przecież wampiry nie płaczą? Sięgnęłam ręką i okazało się, że to krew.
   - Co się dzieje? - spytałam, przestraszona.
   - Nie mamy łez. Płaczemy więc krwią – wyjaśnił Erik. Wyjął chusteczkę i wytarł mi policzki. -  Myślę, że powinnaś jednak przemyśleć...
   - Przestań! - zawołałam. - Zostaw mnie samą.
   Wyszedł, a ja siedziałam, czując, że długo nie wytrzymam. Co robić? Nie chciałam zabijać ludzi. Ale śmierć głodowa też nie była najlepszym rozwiązaniem. Wyjść na słońce nie mogłam, bo wtedy Erik zrobiłby to samo, a ja nie mogłam przez swój egoizm skazywać go na śmierć.
   W końcu nadszedł dzień. Moja świadomość choć na chwilę mogła odpocząć. Lecz kiedy się ocknęłam, było jeszcze gorzej.
   Czułam, jak głód szarpie moje wnętrzności. To nie był zwykły, ludzki, kilkudniowy głód. To tak, jakby człowiek przez jakieś dwa tygodnie albo i więcej nic nie jadł. Ból jest wtedy nie do zniesienia.
   Wyskoczyłam z trumny i skierowałam się do kuchni. Muszę coś zrobić. I to szybko! Inaczej zwariuję.
   W kuchni nie było nikogo. Na stole zaś leżały pięknie pachnące, świeże bułeczki. Niewiele myśląc, rzuciłam się na nie. Były pyszne! Zjadłam jedną, potem dobrałam się do innych smakowitości.
   Kilka minut później poczułam straszliwe mdłości. Pochyliłam się i zwymiotowałam wszystko na podłogę. Kiedy w końcu żołądek zrobił się pusty, ból nasilił się jeszcze bardziej.
   - Co ty wyprawiasz? - zapytał Erik, gdy nagle pojawił się w kuchni. Wyciągnął chusteczkę, którą zawsze miał pod ręką – ciekawe, jak on to robi, pomyślałam, nosi przy sobie zapas czystych chustek? - i wytarł mi usta. Chwilę później zjawiła się Lidia. Szybko posprzątała w kuchni.
   - Byłam głodna... - szepnęłam.
   - I co, najadłaś się? - spytał ironicznie.
   - Nie. Nadal jestem głodna. - Usiadłam, zawiedziona.
   - Może pójdziemy dzisiaj na polowanie? Przyznam się, że już zaczynam być głodny. Od ostatniego polowania minęło już sporo czasu.
   - Idź sam.
   Uśmiechnął się smutno.
   - Poczekam na ciebie. Długo nie wytrzymasz.
   - Nie mogę zabić człowieka. Ale może wypiję trochę krwi, tyle, żeby go  nie zabić?
   - A on potem naśle na nas łowcę? Poza tym, musiałabyś pić z kilku ludzi, żeby się nasycić. Inaczej, za chwilę głód by powrócił.
   Zerwałam się i pobiegłam do pokoju. Z trudem powstrzymałam krwawe łzy, cisnące się do oczu. Skuliłam się, ale to w niczym mi nie pomogło. Pić... tak strasznie chciało mi się pić... nie zastanawiając się nad tym, co robię, wróciłam do kuchni i zanim Erik, który natychmiast podążył za mną, zdołał mnie powstrzymać, wypiłam jednym haustem całą szklankę wody. Oczywiście wszystko zwymiotowałam.
   Zanim mój opiekun zdołał cokolwiek powiedzieć, wróciłam do pokoju. Otworzyłam okno. Poczułam świeże powietrze i cudowne zapachy, unoszące się w powietrzu. Wśród nich wyraźnie czułam zapach krwi... Szybko zamknęłam okno.
   Na nadejście dnia czekałam z niecierpliwością. Miałam nadzieję, że jutro coś się zmieni. Kiedy jednak następnego dnia się przebudziłam, chciałam umrzeć.
   Przeklęty ból! Rozdzierał mi wnętrzności, głód i pragnienie męczyły mnie niemiłosiernie. Mózg pracował w zwolnionym tempie. Wyszłam powoli z trumny, a nogi uginały się pode mną. Tym razem sen nie przyniósł ukojenia.
   - Wyglądasz okropnie – stwierdził Erik. Nawet nie zauważyłam, że jest w pokoju. - Jeśli nie zdecydujesz się zapolować na jakiegoś zbira, niedługo rzucisz się na Lidię albo Agnes.
   Czułam, że ma rację. Chociaż nie wyobrażałam sobie, że miałabym to zrobić, powoli ogarniało mnie szaleństwo. Mogłam zrobić wszystko. A potem bym sobie tego nigdy nie wybaczyła.
   Coś we mnie pękło. Serce biło coraz wolniej. W środku czułam suchość. Wysychałam. Doszłam do wniosku, że moje cierpienie nie ma właściwie sensu. Po co mi się męczyć, skoro i tak w końcu będę musiała ulec pragnieniu? Wiedziałam już, że nie mam innego wyjścia. Inaczej oszaleję.
   - Idziemy na polowanie – zdecydowałam.
   Uśmiechnął się ze zrozumieniem. Spodziewałam się słów typu „a nie mówiłem” albo „i po ci to było?” ale on tylko skinął głową i ruszył w stronę wyjścia.
   - Właśnie zapadł zmrok. Możemy wyruszać – stwierdził.
   Założyliśmy płaszcze (moim zdaniem, całkiem niepotrzebnie, ale cóż – pozory człowieczeństwa), wyszliśmy na zewnątrz i zaczęliśmy biec. Bałam się tego, co miało nastąpić. Dotarliśmy do bocznych uliczek, gdzie lepiej nie zapuszczać się samemu. Stare domy, w większości już niezamieszkałe bądź zamieszkałe jedynie przez bandy rabusiów, wokół wysokie drzewa o rozłożystych konarach. Schowaliśmy się za dużym, starym dębem.
   - Teraz musimy być cicho – szepnął Erik. Wyjrzeliśmy zza drzewa.
   Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, było szerokie podwórko i rozpalone, niewielkie ognisko. Kilkunastu mężczyzn siedziało przy nim i rozmawiali.
   - Zaczekaj tutaj – nakazał Erik. - Dołączysz, kiedy cię zawołam.
   Posłusznie skinęłam głową. Mój opiekun błyskawicznie wdrapał się na drzewo, przeskoczył po gałęzi na drugie, a po chwili wylądował tuż przy ognisku, wśród rabusiów. Przybrał lekko pochylona postawę, obnażył swoje kły.
   Mężczyźni szybko zerwali się z miejsc.
   - To wampir! - krzyknął jeden z nich. Większość z nich rzuciła się do ucieczki, tylko trzech z nich wyciągnęło sztylety, gotowi do walki.
   Jeden od razu rzucił się na Erika i wylądował na drzewie. Drugi, kiedy tylko zobaczył, że jego towarzysze uciekają, poszedł w ich ślady. Natomiast trzeci złapał kawałek drewna i skoczył w stronę Erika.
   Przez chwilę przestałam oddychać. Nawet tego nie zauważyłam, bo i tak moje płuca już nie pracowały. Bałam się, że ten zbój wbije Erikowi drewno prosto w serce. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie złamać nakazu mojego opiekuna i nie przyjść mu z pomocą. Na szczęście mężczyzna nie był łowcą i nie miał pojęcia o zabijaniu wampirów. Kij został mu bezceremonialnie wyrwany, a on sam wylądował na ziemi, kilka metrów dalej. Zerwał się i rzucił do ucieczki.
   W tym czasie mężczyzna, który pierwszy zaatakował Erika, ocknął się i pobiegł na niego z drugim sztyletem. Głupiec! Nie wiedział, że żadnym nożem nie jest w stanie zabić wampira.
   - Amando, łap drugiego! - krzyknął Erik. Wreszcie mogłam działać! Bez trudu dogoniłam uciekającego. Skoczyłam na niego i powaliłam go na plecy. Usiadłam mu na nogach, a ręce przytrzymałam.
   Obejrzałam się na Erika, dumna z siebie. Usłyszałam trzask i poczułam zapach krwi. Mój opiekun właśnie ukręcił mężczyźnie kark, kucał przy nim i pił jego krew. Patrzyłam, zafascynowana. Widziałam to, czego nie dostrzegałam wcześniej – jego policzki nabrały rumieńców, oczy miał zamknięte, dostrzegłam jak jego długie, ciemne rzęsy delikatnie unoszą się w górę. Napotkał mój wzrok. Odrzucił ciało i wstał. Podszedł do mnie wolnym krokiem.
   - Najpierw go zabij, bo jak ugryziesz go na żywca, będzie się strasznie rzucał i cierpiał.
   Patrzyłam na niego, zdumiona. Następnie popatrzyłam na mężczyznę. Właściwie, to był jeszcze młodzieniec. Był niewiele starszy ode mnie. Wyczułam od niego przeraźliwy strach przed śmiercią. Spojrzałam mu w oczy. Był przerażony.
   W jego oczach dostrzegłam coś jeszcze. Jakby niewyraźne obrazy. Widziałam go, jak zabija jakichś mężczyzn. Doliczyłam się pięciu. Żadnej kobiety ani dziecka, ale mordowani mężczyźni byli bezbronni. Widziałam jak przez mgłę, jak rozcina im brzuch, podrzyna gardła. Mimo swojego młodego wieku, był już mordercą.
   Głód gwałtownie dał o sobie znać ostrym bólem brzucha. Wyobraziłam sobie, że go zaspokajam. Ciepła krew... już raz piłam ten płyn. Była to krew Erika. Pragnęłam poczuć ją ponownie. Za chwilę mogłam zaspokoić głód. Mogłam ukoić swój ból w krwi młodzieńca. To było takie proste. Ukręcić mu głowę i już. Po wszystkim.
   Oczy chłopaka zaszkliły się łzami. Jego ciało zaczęło lekko drżeć. Czuł zbliżającą się śmierć. I to ja miałam go zabić. Ukręcić mu głowę jak kurze, a potem wgryźć się w jego brudną szyję... Ogarnęła mnie nagła niechęć.
   - Na co czekasz? - usłyszałam nad sobą głos Erika. - Zabij go.
   Oczy młodzieńca prawie wyszły na wierzch z przerażenia.
   - Nie... błagam – szepnął. - Nie zabijaj mnie...
   Przypomniał mi się bal. Tak samo ofiary błagały wampirów o życie... a oni bezlitośnie ich zabijali.
   - Nie mogę – powiedziałam cicho, spoglądając na Erika. - Nie mogę go zabić.
   - W porządku. Ja to zrobię. - Pochylił się nad mężczyzną. Jego strach się nasilił. Poczułam to tak wyraźnie, jakbym to ja się bała.
   - Nie! - zaprotestowałam. Puściłam młodzieńca i wstałam. - Uciekaj – zwróciłam się do niego. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale w jego serce wkradła się nadzieja. Poczułam to natychmiast. - Uciekaj, zanim się rozmyślę! - zawołałam.
   Zerwał się na równe nogi i ruszył do ucieczki.
   - Oszalałaś? Co ty wyprawiasz?! - krzyknął na mnie Erik. - Wróci do bandy i nadal będzie zabijał niewinnych ludzi!
   - Masz rację – szepnęłam. Pobiegłam i zatrzymałam się tuż przed nim. Poczułam na nowo jego strach. Pewnie myślał, że okrutnie się z nim bawię!
   - Posłuchaj mnie. Jeśli jeszcze kiedykolwiek kogokolwiek zabijesz, gdziekolwiek byś nie był, znajdę cię. Znajde i zabiję. - Spojrzałam mu prosto w oczy.
   - Nie... nie... zabiję... ni... kogo, obie... obiecuję... - wyjąkał przerażony chłopak. Nie wiedziałam, czy dotrzyma obietnicy. Nawet jeśli teraz był jej pewien, nie wiem, co będzie za miesiąc czy za rok. Wiedziałam natomiast jedno – nie potrafiłam go zabić. Ani jego, ani żadnego innego człowieka.
   - Uciekaj – powiedziałam cicho. Po chwili już go nie było.
   - Amando.
   Odwróciłam się. Oczekiwałam złości, wyrzutów, ale Erik stał tylko i patrzył na mnie smutno.
   - Wiesz, ilu ludzi on zabił?
   - Pięciu – odpowiedziałam bez wahania.
   - Widziałaś? Wniknęłaś w głąb jego umysłu przez oczy? No, no, coraz lepiej. Samodzielnie odkrywasz coraz więcej wampirzych zdolności. A więc czemu go nie zabiłaś?
   - Nie potrafiłam – powiedziałam po prostu.
   - To będzie trudniejsze, niż myślałem – westchnął. - Powinienem dać ci tego drugiego, on był o wiele większym zbrodniarzem.
   - Nie mogłabym chyba wypić krwi kogoś takiego jak oni – stwierdziłam.
   - Wolisz krew czystych, niewinnych ludzi? Taka pewnie lepiej smakuje – powiedział gorzko Erik.
   - W ogóle nie chcę pić ludzkiej krwi! - zdenerwowałam się. Spojrzałam na martwe ciało zbója, którego zabił Erik. - Nie potrafiłam nawet zabić ludzi, którzy zamordowali moją rodzinę, a co dopiero takich, którzy nic mi nie zrobili?
   Nagle Erik podszedł do mnie i przytulił. Położyłam głowę na jego ramieniu.
   - Moje biedne, kochane słoneczko – szeptał, głaskając mnie po głowie. Objął mnie w pół i ruszyliśmy przed siebie. Ja i mój najlepszy, jedyny właściwie, przyjaciel. Mój starszy brat.
   - Głodna jestem – jęknęłam.
   - Może spróbujemy jeszcze raz? - zaproponował.
   Odwróciłam głowę, nie wiedząc, co mam zrobić. I wtedy ujrzałam coś, co już wcześniej powinno przyjść mi do głowy. Takie proste rozwiązanie, a odrzuciłam je tylko dlatego, że Erik je odrzucił.
   Na moich ustach wykwitł uśmiech, a duszę napełniła nadzieja. Jeśli to nie pomoże, to chyba już nic. Spojrzałam w tamtą stronę, a wzrok Erika podążył za moim spojrzeniem.

1 komentarz:

  1. ~Asia:*
    22 grudnia 2009 o 21:10

    Super notka. Ja też chyba nie potrafiłabym zabić… czekam na kolejne rozdziały.Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!!!
    Odpowiedz
    ~Tiara
    22 grudnia 2009 o 21:39

    Ciekawe co też ta Amanda wymyśliła :) może będzie pobierać krew od ludzi niby na rzecz chorych? :D Ale bardziej ciekawsza jestem reakcji Erika. A co do zabijania to trudno powiedzieć… ja lubię gadać, ale czy rzeczywiście mogłabym zabić człowieka to nie jestem tego taka pewna… Pozdrawiam i życzę WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
    Odpowiedz
    justilla
    23 grudnia 2009 o 09:51

    A ja raczej wiem o co chodzi! O krew zwierząt. Erik to odrzucił bo starcza na znacznie krócej niż ludzka. Na miejscu Amandy też bym tak zrobiła, nie potrafiłabym zabić człowieka. Wesołych świąt! :)
    Odpowiedz
    saphira.dd1@vp.pl
    23 grudnia 2009 o 16:14

    Hm… Pierwsze wrażenie: długie. Ale im dłuższe, tym lepsze, prawda? ;) Nie szaleję za wampirami, lecz lubię o nich czytać, więc kolejny punkt dla Ciebie.Sam rozdział był ciekawy, nie przynudzałaś i to również się chwali. Mogę jeszcze tylko mieć nadzieję, że kolejna część pojawi się niedługo ;)Pozdrawiam!
    Odpowiedz
    ~Alice
    24 grudnia 2009 o 13:26

    Dziękuję Natalio za życzenia :)Tobie też życzę ciepłych, rodzinnych świąt!
    Odpowiedz
    ~Shine
    24 grudnia 2009 o 21:19

    Bardzo ciekawie. Ja nie wiem czy dałabym radę zabić, ale jako wampir to może, może. Takie pragnienie to straszna rzecz. Aha no i ciekawie co ona wymyśliła. Moim zdaniem to będą zwierzaki ;DTwoje wampiry są podobne do moich wiesz ;)Pozdrawiam ;*[immortal-death.blog.onet.pl]
    Odpowiedz
    e_wiola@buziaczek.pl
    25 stycznia 2010 o 20:25

    Zwierzaczka pewnie zobaczyła ;)idę dalej czytać.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    4 lipca 2011 o 18:08

    Domyślam się, że to krew zwierząt, czyż nie? :) Ogólnie rozdział normalny = świetny. xD Ten głód wampirów jest bardzo uciążliwy. Zastanawia mnie, kiedy Amanda skosztuje ludzkiej krwi… ]:D

    OdpowiedzUsuń