Rozdział III - Nowy dom

 13.04.2010

   - Moim zdaniem oboje coś kręcili – stwierdziła Karolina.
   - A jednocześnie oboje wydawali się sympatyczni. Ludzi łatwo bym rozgryzła; ich oczy mówią same za siebie. Wampiry zaś potrafiły świetnie kłamać…
   Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. Okazało się, że to jeden z przyjaciół mego męża przyszedł poradzić się w pewnej sprawie.
   - To my pójdziemy do pokoju – postanowiłam i udałyśmy się do Karoliny. Usiadłam wygodnie na łóżku, oparłam się o ścianę, dziewczyna zrobiła to samo.
   - A kto tak naprawdę kłamał? – Ta zagadka widocznie nie dawała jej spokoju.
   - Musisz uzbroić się w cierpliwość, skarbie. Dowiesz się tego w swoim czasie – odparłam z uśmiechem i kontynuowałam opowieść.


   Po powrocie do domu zrelacjonowałam Erikowi całe zdarzenie. Siedział naprzeciwko mnie w fotelu i słuchał.
   - I co o tym myślisz? Które z nich mówi prawdę? – spytałam go, gdy skończyłam opowiadać.
   - Myślę, że nie powinnaś ufać żadnemu. - Wzruszył ramionami. Nagle spojrzał na mnie uważniej. - Powiedz mi, wolisz żyć wśród ludzi czy wampirów?
   - Wśród ludzi – odpowiedziałam bez wahania, zdziwiona jego pytaniem. – Nie chcę patrzeć, jak wampiry zabijają bezbronnych. Pragnę zachować w sobie choć odrobinę człowieczeństwa.
   - A więc po prostu ich unikaj. Nie chodź więcej do podziemnego pałacu. Tak będzie najlepiej. – Wstał i odwrócił się, uznając kwestię za zamkniętą. Westchnęłam.
   - Może masz rację.
   Podszedł do biurka, otworzył szufladę i wyjął białą kopertę.
   - Co to?
   - Zaproszenie na bal. Doktor przedstawił mnie markizowi Hughes i dzięki temu je dostaliśmy. Poza tym, upatrzyłem już pewne hrabstwo, które straciło wszelkie dochody; jego właściciel to hazardzista i został mu tylko sam tytuł, poza tym nic. Wszystko przegrał. Zgodziłem się więc spłacić jego długi w zamian za fałszywe dokumenty potwierdzające, że jestem jego kuzynem. Wykupiłem jego hrabstwo, on wyjedzie i pewnie będzie dalej grał za otrzymane pieniądze, a my tam zamieszkamy. – Uśmiechnął się z satysfakcją.
   - To wspaniale! – Rzuciłam mu się na szyję z radością. – Kiedy ten bal?
   - Za tydzień. Pojutrze się przeprowadzamy. Na balu musimy zawrzeć korzystne znajomości. Wkrótce będziesz piękną panną na wydaniu, a ja kawalerem do wzięcia – zażartował.
   - Jaka szkoda, że oboje nie mamy zamiaru wychodzić za mąż – powiedziałam z udawanym smutkiem.
   - Wielka szkoda dla tutejszych rycerzy i pięknych dam – dodał Erik i roześmialiśmy się wesoło.
   Dwie noce później już byliśmy w naszym nowym hrabstwie.
   Był to spory dwór, który wyglądał jak zamek. Prowadziła do niego szeroka alejka, po bokach rosły drzewa i bujna roślinność, a na jej końcu znajdowała się brama wjazdowa. W oczy rzucała się ogromna, masywna wieża i kilka małych po obu jej stronach.
   - Już mi się tu podoba – stwierdziłam.
   - Poczekaj, aż zobaczysz dziedziniec – odparł Erik.
   Jechaliśmy w odkrytym powozie, ponieważ była noc, dzięki czemu mogłam zachwycać się widokami. Na koźle jechał Jack, za nami Lidia i Agnes wozem, na którym położone zostały nasze bagaże. Gdy dojechaliśmy do bramy, Jack otworzył wrota.
   - Czy ten hrabia nie miał służby? – zdziwiłam się, widząc pusty, zarośnięty dziedziniec.
   - Nie miał za co ich opłacić, więc go zostawili.
   - Biedny człowiek – stwierdziłam.
   - Głupi chyba. Tak się wciągnąć w hazard… a później trudno już jest z tego wyjść – mruknął mój opiekun.
   Kiedy wjechaliśmy na dziedziniec, wpadłam w zachwyt. Na środku znajdował się ogromny klomb z kwiatami, wokół niego różnego rodzaju kwiaty układały się w trzy koła, jedno otaczało klomb, drugie okrążało to pierwsze, a trzeci krąg otaczał drugi. Największe kwiaty były w klombie; im dalej od niego, tym mniejsze. W ostatnim kręgu znajdowały się całkiem małe kwiatki.
   Skoro w nocy sprawiało to tak oszałamiając wrażenie, stwierdziłam, że w dzień, gdy kwiaty są otwarte w całej swej okazałości, musi wyglądać jeszcze piękniej. Urok psuła tylko bujna trawa i chwasty.
   - Zajmę się tym jutro – postanowił Jack.
   - To wspaniale. – Uśmiechnęłam się do niego.
   Nasz nowy dom składał się z kilkunastu pokoi na dole, tyle samo na górze, kilku pomieszczeń wyglądających na spiżarnie, ustronne miejsce i inne dziwne pomieszczenia, których nie potrafiłam rozpoznać. Na dole była też spora łazienka, a w niej piękna, duża wanna z marmuru. Kuchnia była jedna, lecz całkiem duża; dwie jadalnie, z których stan jednej wskazywał, że nie była używana. No i ogromny salon, który zapewne tętnił życiem w czasach swej świetności. Wszystkie ściany miały kolor biały, który pasował do wnętrza i mebli.
   - Ładnie tutaj – stwierdziłam.
   - Jak posprzątamy, powycieramy kurze i pomyjemy wszystko, to dopiero będzie ładnie! – orzekła Agnes, podpierając się pod boki.
   - Jutro o tym pomyślimy. Teraz pora iść spać – zwrócił się do niej Erik.
   - Ale… trzeba to wszystko rozpakować…
   - Jutro – uciął wampir. – Zbliża się świt, a wam też jest potrzebny odpoczynek.
   Rozpakowano więc tylko trumny, w których spędziliśmy noc. Nasze sypialnie były na górze, niedaleko siebie, a służba spała na dole.
   Mój pokój był niewielki, lecz przytulny. Znajdowało się tam miejsce na łóżko z baldachimem, gdzie położona została trumna; po drugiej stronie stolik i dwa fotele, dalej szafa na ubrania, a naprzeciwko drzwi duże okno, które Lidia natychmiast szczelnie zasłoniła.
   Następnego dnia, zaraz po przebudzeniu, zabrałam się do  zwiedzania domu. O zmierzchu wyszłam na dziedziniec; Jack i Agnes zabrali się za klomby, Lidia zaś sprzątała wewnątrz domu. Trzy dni później dwór wyglądał jak nowy.
   Tymczasem ja rozpoczęłam przygotowania do balu. Przypomniał mi wtedy się inny bal, o stokroć gorszy, który przeżyłam, będąc jeszcze człowiekiem. Miałam nadzieję, że ten będzie bardziej udany.
   W końcu nadszedł ten dzień. Po długich namysłach zdecydowałam się na beżową suknię – podobno podkreślała kolor moich oczu – obszywaną u dołu i w rękawach złotym haftem, sięgającą do ziemi. Do tego brązowe pantofle, a włosy upięła mi Lidia w luźny kok, z kilkoma kosmykami spływającymi na kark. Szyję ozdobiłam diamentami, gdyż suknia miała lekki dekolt.
   Erik ubrał się w wąskie, czarne spodnie i brązową koszulę, przepasaną ciemnym pasem, a na ramionach czarny płaszcz. Nasza kareta miała już herb: czerwony gryf o czarnych skrzydłach na białym tle, ustawiony prawym bokiem, uniesiony lekko na tylnych nogach, wyciągając przed siebie przednie. Skrzydła rozłożone jak do lotu, a wokół niego czerwono zielone liście dębu, skierowane łodygą do środka.
   Wyjechaliśmy po zachodzie słońca. Szybko dotarliśmy do posiadłości markiza. Był to typowy, angielski dwór, podobny do naszego, tylko sporo większy i okazalszy. Na dziedzińcu stało już mnóstwo karet. Wysiedliśmy z powozu i weszliśmy do środka. W drzwiach Erik podał lokajowi zaproszenie, ten zaś rozwinął i odczytał głośno:
   - Hrabia Erik Crimson oraz jego siostra, hrabianka Amanda Crimson!
   Weszliśmy równo, trzymałam go za ramię. Na sali balowej było już mnóstwo osób, część z nich tańczyła. Poczułam wiele zapachów krwi, pomieszanych ze sobą. Gdy weszliśmy, otoczyło nas sporo zaciekawionych spojrzeń. Naprzeciw nam wyszedł wysoki, może czterdziestoletni mężczyzna, lekko łysiejący. Obok niego stała piękna, niewysoka kobieta przed trzydziestką.
   - Witajcie – ukłonił się markiz, Erik zrobił to samo, ja zaś dygnęłam uprzejmie. – Jestem lord Hughes, a to moja żona, lady Hughes. Jesteśmy niezmiernie zadowoleni, że przybyliście na nasz bal i że możemy poznać w końcu uroczą hrabiankę Crimson – zwrócił się do mnie.
   - To my jesteśmy zaszczyceni waszym zaproszeniem, lordzie – odparł Erik. Ja wolałam się zbyt wiele nie odzywać ze względu na mój akcent.
   - Jesteście kuzynami hrabiego Johanssona? To dość ekscentryczny człowiek.
   Po krótkiej rozmowie markiza przedstawiła mnie i Erika kilku osobom. Spostrzegłam, że paru młodych rycerzy spogląda na mnie z zainteresowaniem.
   - Chyba mają ochotę poprosić cię do tańca – stwierdziła markiza.
   - Pierwszy taniec należy do mnie – odparł Erik i podał mi dłoń.
   Bawiłam się wspaniale. Taniec dworski był tym, czego potrzebowałam. Młodzieńcy kolejno podchodzili, prosząc mnie na parkiet. Gdybym nie była wampirzycą, w życiu nie zapamiętałabym ich imion i tego, co mówili. Zauważyłam, że Erik tańczył dużo mniej, czasem tylko poprosił na parkiet jakąś damę. W chwili przerwy podeszła do mnie markiza.
   - Jesteś teraz zamożną panną na wydaniu, lady. Zapewne twój brat będzie chciał cię wkrótce wydać za mąż. Masz ogromny wybór. – Wskazała na rycerzy, którzy uśmiechali się do mnie.
   - Na razie mi się nie śpieszy – mruknęłam.
   - Czyżby? Już najwyższy czas. – Spojrzała na mnie uważnie.
   Wtem mój wzrok przykuł mężczyzna, który przyglądał mi się od dłuższego czasu. Był już grubo po trzydziestce, ale miał w sobie to „coś”. Przede wszystkim, był przystojny. Jedynie ciemnobrązowe, gęste i lekko przyprószone siwizną włosy oraz zmarszczki wokół oczu, świadczyły o jego wieku. Był dobrze zbudowany, elegancko ubrany a jego duże, piwne oczy otoczone długimi rzęsami wpatrywały się we mnie intensywnie. Kiedy na niego spojrzałam, kąciki ust lekko uniosły się w górę w uroczym uśmiechu.
   Czemu zwrócił moją uwagę? Może dlatego, że był inny. Wyróżniał się nieprzeciętną urodą, zachowaną pomimo wieku. Markiza podążyła za moim wzrokiem.
   - Widzę, że masz świetny, kobiecy zmysł! Hrabia Gallant jest idealną partią, a poza tym od kilku lat poszukuje już żony.
   - Od kilku lat? I jeszcze jej nie znalazł? – zdziwiłam się, pilnując, aby nie zdradzić francuskiego akcentu.
   - Moja droga, on za młodu był okropnym kobieciarzem, zresztą nawet teraz, po czterdziestce, jest jeszcze przystojny, więc jest dość wybredny…
   - Po czterdziestce?! – Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Markiza zachichotała.
   - Owszem, choć wygląda bardzo młodo. Ale ma już piętnastoletnią córkę, która skutecznie uniemożliwia każde jego małżeństwo. Już kilka razy się zaręczał, lecz Amelia za każdym razem nie zaakceptowała swojej macochy i tak zalazła za skórę, że żadna nie przetrwała okresu narzeczeństwa! – Pokręciła głową z rozbawieniem. – Tak więc, moja droga, masz ciężki orzech do zgryzienia!
   - A kto mówi, że ja chcę zostać jego żoną? – zdziwiłam się, spoglądając ciekawie na hrabiego, który nagle ruszył w moją stronę.
   - Wystarczy, jak przekonasz jego córkę. Hrabiego chyba nie będziesz musiała długo przekonywać. – Ponownie zachichotała. Spojrzałam na nią z rezygnacją. Chyba przypadła jej do gustu rola swatki. – Powodzenia, moja droga. Pamiętaj, że to dobra partia, lepszej nie znajdziesz. Jest prawą ręką samego króla!
   Hrabia podszedł, ukłonił się markizie, a ta z uśmiechem na ustach przestawiła go mnie. Miał na imię Chris. W chwili gdy znalazł się obok mnie, poczułam, że jego krew ma delikatny, słodki zapach.
   - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną ten taniec? – zapytał hrabia, patrząc mi w oczy. Właściwie, to czemu nie? Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się uroczo.
   Hrabia był świetnym tancerzem. Zatańczyłam z nim kolejny taniec i następny. Stwierdziłam, że miło się z nim rozmawia; opowiadał mi o swoich rycerskich potyczkach, podróżach i innych, ciekawych wydarzeniach. Miał poczucie humoru i nie można było się przy nim nudzić. Od czasu do czasu powiedział jakiś komplement; nie za często, więc nie sprawiał wrażenie typowego fircyka, lecz w miarę regularnie, tak, że pochlebstwa wydawały się szczere i spontaniczne.
   - Może wyjdziemy na dziedziniec, odetchnąć świeżym powietrzem? – zaproponował. Nie miałam nic przeciwko, wyszliśmy więc i usiedliśmy na ławce naprzeciwko wejścia; obok nas siedziały inne pary, dlatego nie było obawy, żebym straciła reputację, a raczej zyskała – negatywną.
   - Opowiesz mi o swojej córce? – zaproponowałam.
   - Amelia jest wspaniałą dziewczynką, tylko trochę nieznośną. Może za bardzo ją rozpieszczam. – Uśmiechnął się na wspomnienie córki.
   - Czemu nie ma jej na balu?
   - Jest teraz u rodziny we Francji, a przez tą wojnę trudno jej wrócić. Za dwa tygodnie mają przedostać się do Anglii. Trochę się o nią martwię – dodał.
   - Obawiasz się, że mogą ją wziąć jako zakładniczkę? – spytałam z niepokojem.
   - Nie, wszystko jest już zaplanowane, powinna być bezpieczna. Boję się raczej, że zrobi coś głupiego. To żywiołowa panna, stale coś jej się przytrafia, cudem unika tragedii.
   - Nie martw się, na pewno wróci bezpiecznie, cała i zdrowa – pocieszyłam go. Uśmiechnął się do mnie czule.
   - Chciałbym być z dziesięć lat młodszy – stwierdził.
   - Czemu?
   - Wtedy mógłbym starać się o twoją rękę. A tak, proponuję ci na razie przyjaźń. Co ty na to, lady Amando? – Patrzył na mnie spod długich rzęs swymi piwnymi oczami.
   - Z przyjemnością – odparłam, podając mu dłoń na znak zgody. Uścisnął ją z uśmiechem. Zaniepokoił mnie tylko ten zwrot „na razie” aczkolwiek miałam nadzieję, że nie oznacza on nic szczególnego.
   - Mogę cię odwiedzić? Powiedzmy, pojutrze?
   - Czemu nie? Zapraszam na podwieczorek – odparłam, trochę zaskoczona jego propozycją.
   - Wspaniale. Uwielbiam tę piosenkę, może zatańczymy? – spytał. Wsłuchałam się w muzykę; trubadurzy grali właśnie delikatną, romantyczną melodię.
   - Chętnie. Jest piękna.
   - Wiesz, co mi przypomina? Pewne zdarzenie z przeszłości… - Wstaliśmy i udaliśmy się na parkiet, rozmawiając.
   Noc minęła błyskawicznie. Po kilku kolejnych tańcach Erik zwrócił mi uwagę, że zbliża się ranek. Pożegnałam się z Chrisem oraz gospodarzami i gdy wróciliśmy do domu, od razu poszliśmy spać.
   Następnego dnia wstałam dość późno. Erik był w salonie i przeglądał jakieś papiery. Gdy powiedziałam opiekunowi o jutrzejszej wizycie hrabiego Gallanta, był nieco zdziwiony.
   - Następny do twojej kolekcji?
   - Jakiej kolekcji?
   - Spójrz. Te wszystkie listy są od kawalerów, z którymi tańczyłaś na balu. Dziewięć propozycji małżeństwa, czternaście zaproszeń na obiad i trzy zapytania, czy mogą się wprosić na dzisiaj albo jutro. Kobieto, coś ty im zrobiła?
   - Nic, tylko tańczyłam! – Z niedowierzaniem podeszłam do stołu i zaczęłam przeglądać zaproszenia. – Nie rozumiem.
   Opiekun spojrzał na mnie z rozbawieniem.
   - Nawet wiem, dlaczego nie rozumiesz. Po prostu dawno nie widziałaś się w lustrze!

2 komentarze:

  1. justilla
    13 kwietnia 2010 o 22:04

    Wspaniały rozdział xD Lekki, zabawny, zwłaszcza zakończenie. „Dawno nie widziałaś się w lustrze” ;) Trochę szkoda, że nie może siebie zobaczyć. Może w XXI w zobaczy się na zdjęciach? Następny rozdział też pewnie będzie ciekawy, chyba dużo kawalerów się zwali na ich piękny zameczek xD
    Odpowiedz
    ~Nieśmiertelna
    14 kwietnia 2010 o 14:32

    wcale się nie dziwię, że było tylu adoratorów. Ech, czasami żałuję, że nie żyję w czasach, gdy mężczyźni byli tak szarmanccy wobec kobiet:PP i fajnie byłoby pomieszkać w takim dworze, choć nie koniecznie w trumnie. Ogółem, rozdział fantastyczny. Pozdrawiam, krwawy-poemat
    Odpowiedz
    ~Alice
    14 kwietnia 2010 o 16:03

    Mnie rozdział się podobał. Były łatwe w czytaniu opisy, sporo interesujących dialogów. Hrabia Gallant wydaje mi się odrobinę podejrzany, nie wiem czemu. Zniechęciła mnie może do niego ta przesadna uprzejmość, tylu tych adoratorów. Pewnie wyniknie z tego coś ciekawego. Ale ja czekam na Kate i jej załogę, oni mnie szczególnie interesują. Czekam też na pojawienie się jakichś strzyg, Amelia też stawia znak zapytania i liczę na to, że ją poznam.PS: Nie rozumiem, jak można oceniać talent pisania po wieku. Kiedyś napisałaś, że w moim wieku nie pisałaś tak jak ja (trochę niezłożone to zdanie xD). Ja uważam, że ni liczy się to, ile kto ma lat, tylko jak pisze. Nie ważne, czy ma 15 czy 19 lat.Czekam na NN, zazdroszczę częstotliwości dodawania notek. Musisz mieć ogrom weny i musisz nie mieć problemów z tak szybkim pisaniem rozdziałów.
    Odpowiedz
    ~Cullenka
    14 kwietnia 2010 o 19:06

    no cóż, bardzo dawno nie widziała się w lustrze ;) a notka bardzo fajna, taka pozytywna. czekam na NN
    Odpowiedz
    ~Serina
    15 kwietnia 2010 o 15:34

    Zakończenie jest świetne, wyszło Ci wspaniale! Tylko: nie znaleść, a znaleźć, i nie tą piosenkę, a tĘ piosenkĘ. Musisz to zapamiętać, bo to duży błąd.Heh, zazdroszczę Amandzie, niech mi jednego odstąpi xD! Nie, żartowałam, mam Juana <3. Uwielbiam bale, uwielbiam, uwielbiam średniowiecze, uwielbiam mężczyzn z tytułem lorda, hrabiego, księcia, i tak dalej, i tak dalej… Idealnie trafiasz w mój literacki gust, u Ciebie jest wszystko to, co uwielbiam. W tym też Juan <3. Kończę, bo mi bardzo niekonstruktywny komentarz wyszedł, jak zwykle zresztą. Całuję, ściskam i weny życzę ;*! Serina.
    Odpowiedz
    ~Maria Luna
    15 kwietnia 2010 o 16:59

    Ja też nie często przeglądam się w lustrze ;) I podoba mi się rozdział- piszesz lekko ale ciekawie i nie są to jakieś bzdety =)[half-goddess-story]
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    15 kwietnia 2010 o 20:43

    Och! Ten rozdział był cudowny. Ach Ci adoratorzy. Zazdroszczę.P.S Wybacz, że nie dostałaś informacji o nowej notce. Byłam, pewna że ją wysłałam…
    Odpowiedz
    ~Aine
    16 kwietnia 2010 o 21:57

    Świetnie Ci to wyszło :) Naprawdę ;) I rzeczywiście, może w późniejszych czasach zobaczy się na zdjęciu?Pozdrawiam!Aine

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Avven
    16 kwietnia 2010 o 22:01

    Przepraszam, że dopiero teraz ;D wreszcie się zabrałam za nadrabianie zaległości ;)Spokojny i przyjemny rozdział… No proszę myślałam, że Amelia już się nie pojawi, a tu jej ojciec. Aż jestem ciekawa ich spotkania ;) (Amelii i Amandy oczywiście). No i co z moim Andym? tak zgadłaś to Andy’ego polubiłam ;)Pozdrawiam i całuje :*:*:*
    Odpowiedz
    ~Ebriel
    17 kwietnia 2010 o 10:51

    Amanda potrafi zawrócić w głowie! Kolejna ciekawa postać, albo i znajomość – Hrabia Gallant. Bal był najwyraźniej udany ;)
    Odpowiedz
    justilla
    17 kwietnia 2010 o 19:42

    Rzadko czytam książki nie fantasy.Nie czytałam żadnej książki tej autorki co podałaś. Myślę za to czy by nie przeczytać kiedyś Coelho. Gdybym tylko trafiła, że mogę gdzieś wypożyczyć. I gdyby się uporam z całą listą książek, które ściągnięte z chomika czekają na mnie :)
    Odpowiedz
    ~Fotergila
    24 kwietnia 2010 o 15:08

    Buhaha dziewięć propozycji małżeństwa – nie ma to jak szczerość. ;P
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    14 lipca 2011 o 12:08

    Ona to ma dobrze! xD Teraz już wiem dlaczego następny rozdział ma taki, a nie innym tytuł. ;) Ostatnie stwierdzenie Erika nieźle podsumowało Amandę. Kurczę, szkoda, że nie może się zobaczyć! Nie ma żadnego sposobu…? :P Wiem kto jest córką Hrabiego Chrisa! Ha, ha, ha! xD To ta dziewczyna, którą Amanda uchroniła przed gwałtem, czy tak? ;D Zauważyłam błąd, a mianowicie Chris zwrócił się do niej per lady, a czy nie powinien zwracać per hrabianko? Oświeć mnie, bo zaczynam się gubić. Ale bardzo podobają mi się te tytuły i herby. Czytam „Hrabiego Monte Christo” i akurat tam akcja rozgrywa się w takich czasach, jak u ciebie. ^^

    OdpowiedzUsuń