CZEŚĆ II - NOWE ŻYCIE

20.12.2009
 
   - Niesamowite! - stwierdziła Karolina, gdy przerwałam opowieść. - I wtedy stałaś się wampirem! Ale skoro zmieniłaś ciało, czy to znaczy, że wcześniej wyglądałaś inaczej?
   - Niezupełnie. Ale początkowo tak myślałam.
   - To musi być wspaniałe, być wampirem – rozmarzyła się.
   - Tak sądzisz? Cóż, nie chwal dnia przed zachodem słońca. Zobaczymy, co powiesz, kiedy poznasz całą moją historię. - Uśmiechnęłam się pobłażliwie. Karolina była wszak dziewiętnastolatką, dla której wieczna młodość musiała być niezwykle pociągająca.
   - To opowiadaj dalej, jak się czułaś jako wampir, jakie miałaś zdolności? Jak...
   - Spokojnie – przerwałam jej. - Cierpliwości. Już opowiadam. - I wróciłam do roku 1331.

Rozdział I – Pierwsza noc

   Powoli podniosłam się z podłogi. Nic mnie nie bolało, ale czułam się dziwnie. Miałam wrażenie, jakbym była w innej skórze, mocnej, elastycznej, niezwykłej.
   Serce biło mi w zwolnionym tempie. Biło, a więc żyłam. Aczkolwiek, pompowało krew bardzo powoli, chyba dziesięć razy wolniej niż ludzkie.
   Spojrzałam na Erika – i nie mogłam oczu oderwać. Widziałam każdy szczegół jego twarzy, jakbym wcześniej była krótkowidzem a teraz założyła okulary. Rozejrzałam się po salonie. Dostrzegłam pajęczynę w rogu, tak niewielką, że niedostrzegalną. Ale ja ją widziałam. Wszystko wydawało mi się inne, wyraźniejsze.
   Poczułam zapach zupy, którą jadłam na obiad – dochodził z kuchni. Czułam mnóstwo różnych zapachów, większość z łatwością mogłam odróżnić. Usłyszałam, jak Agnes mówi do Lidii, że może powinny pójść sprawdzić, czy już się zmieniłam. A potem dodała, że może będzie lepiej, jak jeszcze poczekają. Rozmowa toczyła się w pokojach dla służby, ale ja ją słyszałam.
   - Niesamowite – stwierdziłam i ponownie spojrzałam na Erika. Ten uśmiechnął się tylko i dotknął mojej twarzy. Jego dłoń była chłodna, jak zwykle, lecz chłód ten poczułam tylko na zewnętrznej stronie skóry. Zrozumiałam, że choć będę czuła różnicę temperatur, to już nigdy nie będzie mi zimno, bo nie dotrze ono do wewnętrznej strony mojej skóry.
   - Jak się czujesz? - spytał Erik. Patrzył na mnie z niepokojem.
   - Dziwnie. Czuję się... taka... silna. - Spojrzałam na swoje dłonie. Wyglądały tak jak zwykle, a przecież były już zupełnie inne. - A jak wyglądam?
   - Na lekko... oszołomioną.
   - Ale pytam o wygląd. Bardzo się zmieniłam?
   Przyjrzał mi się uważnie.
   - W ogóle się nie zmieniłaś. Przynajmniej ja nic nie zauważyłem.
   - Ale czuję się tak, jakbym miała inne ciało – upierałam się.
   - To tylko odczucie. Na zewnątrz nadal wyglądasz tak, jak wcześniej.
   - To może pokażesz mi, co się zmieniło?
   Wziął mnie za rękę i poprowadził do pokoju. Otworzył drzwi i wskazał na lustro.
   - Ta zmiana mi się nie podoba – mruknęłam ponuro. W lustrze nikogo nie było. Mnie nie było, Erika tez nie. Dziwne uczucie, stać przed lustrem i niczego nie widzieć.
   - Chodź, musimy Ci kupić trumnę a potem mam dla Ciebie niespodziankę.
   - Jaką niespodziankę? - spytałam, zaskoczona.
   - Jak ci powiem, to nie będzie już niespodzianką.
   - No tak.- Uśmiechnęłam się. Lubiłam niespodzianki.
   Erik zszedł na dół, ale w takim błyskawicznym tempie, że zobaczyłam tylko jego rozmazane kontury, które zniknęły za drzwiami. Chcąc go dogonić, przyśpieszyłam kroku. Ściany pokoju zlały się w jedną, wielką plamę, schody tak samo i zatrzymałam się dopiero na dole.
   - Wspaniale – pochwalił Erik. - Szybko się poruszasz, ale w domu lepiej tego nie rób, bo możesz przestraszyć Lidię albo Agnes. Chodźmy. - Założył czarny płaszcz i podał mi mój.
   - Czemu zawsze ubierasz się na czarno? - zapytałam, ubierając się.
   - To trochę skomplikowane. Kiedyś ci wyjaśnię. A teraz chodźmy już, bo grabarz pójdzie spać.
   Wyszliśmy na zewnątrz. Rozejrzałam się. Świat w ciemnościach był nieco inny niż w dzień, ale różnica polegała głównie na kolorze. Wszystko było teraz inne. Jako człowiek widziałam po prostu ciemność. Teraz ta ciemność miała odcienie. Drzewa, domy, brama – to wszystko otaczał mrok, a mimo to widziałam wyraźnie, gdzie co się znajduje. To tak, jakby na rysunku, na ciemnym tle narysować nieco ciemniejsza kredką kontury wszystkich elementów, które się tam znajdowały. I pokolorować je.
   Owiał mnie chłodny wiatr. Poczułam go, ale nie było mi chłodno. Dziwne uczucie.
   - Po co nam płaszcze, skoro nie czujemy zimna? - spytałam Erika. Wzruszył ramionami.
   - Dziwnie by to wyglądało, jakbyśmy szli bez płaszczy. Musimy zachować pozory człowieczeństwa. A teraz pobiegniemy tak szybko, że ludzkie oko nie będzie w stanie nas dostrzec. Tylko biegnij tuż za mną i nie zatrzymuj się, dopóki ja się nie zatrzymam!
   - Dobrze – zgodziłam się.
   Ruszył przed siebie, minął bramę i widziałam tylko jego płaszcz, śmigający na wietrze. Pobiegłam za nim. Poczułam lekki szum w uszach, tysiące zmieniających się zapachów. Świat wokół mnie zlewał się w ciemną plamę. Wiatr rozwiewał mi włosy,  niesforne kosmyki wymknęły mi się z tasiemki, którą miałam je przewiązane. Widziałam ludzi, którzy w ułamku sekundy pojawiali się i znikali. Dobrze, że oni nas nie widzieli.
   Nagle Erik się zatrzymał. Zahamowałam ostro i o mało na niego nie wpadłam. Roześmiał się, widząc moje zmieszanie.
   - I tak nieźle, jak na początek. Coraz lepiej ci idzie – stwierdził. - To tutaj. - Wskazał na szary, obdarty budynek. Nad nim wisiała tabliczka z napisem TRUMNY.
   Przeszedł po mnie dreszcz. Nie powinnam teraz już bać się trumien, a jednak na myśl, że będę musiała się w niej położyć, czułam ogromną niechęć.
   Weszliśmy do środka bez pukania. Spojrzałam zdziwiona na Erika.
   - Czy nie powinniśmy zaczekać na zaproszenie?
   - Już byłem tu zaproszony i jak widać, zaproszenie nie zostało cofnięte – wyjaśnił.
   - Czy ten człowiek wie, że ty jesteś...
   - Nie wie. Nie przejmuj się, ja wszystko załatwię, ty tylko wybierzesz trumnę.
   Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Chwilę później ujrzałam krępego mężczyznę w dojrzałym wieku, który wyszedł z pokoju.
   - Witam. Czyżby znowu potrzebował pan trumny?
   - Owszem, niestety. - Zrobił nieszczęśliwą minę.
   - Proszę za mną.
   Poprowadził nas do dużego pomieszczenia z trumnami. Ustawione były w dwóch rzędach.
   - Proszę wybrać. Dla kogo ma być? Jaki wzrost, budowa zmarłej osoby?
   Wzdrygnęłam się. Grabarz mówił takim suchym, obojętnym głosem. Bez żadnych emocji. Jakby śmierć człowieka była jedynie okazją do zarobku.
   Erik opowiedział mu bajeczkę o koleżance córki jego ciotki, która tragicznie zmarła i rzekomo była takich samych rozmiarów jak ja.
   - Proszę nas zostawić samych, za chwilę wybierzemy trumnę – nakazał Erik. Mężczyzna posłusznie wyszedł. - Którą chcesz, dębową czy sosnową? - spytał mnie mój opiekun.
   - Chyba nie myślisz, że będę w tym spała? - oburzyłam się. - Przecież umrę w niej na serce!
   - Wampiry nie umierają na serce.
   - Chyba, że ktoś przebije je kołkiem – zauważyłam.
   - Jak raz się w niej prześpisz, to szybko zmienisz zdanie. Wybieraj.
   - Skoro muszę. - Westchnęłam. - A która jest lepsza?
   - Dębowa jest trwalsza, wystarczy na dłużej, ale sosnowa nieco wygodniejsza i elegantsza – pouczył mnie.
   - To wezmę sosnową – zdecydowałam. Obejrzałam wszystkie i wybrałam w końcu szeroką, wyheblowaną, sosnową trumnę.
   - Połóż się w niej – zaproponował Erik.
   - Co? Nie! - zaprotestowałam.
   - Daj spokój, zobaczymy, czy będzie ci w niej wygodnie.
   Opanowałam lęk i wyobraziłam sobie, że to zwykłe łóżko. Położyłam się na twardym dnie.
   - Niezbyt wygodnie – stwierdziłam.
   - Ale jak się podłoży poduszkę... – uśmiechnął się Erik. - Zamknę teraz, tylko na chwilę.
   Chciałam zaprotestować, ale powstrzymał mnie ruchem dłoni. Opanowałam się i nie wyskoczyłam z trumny. Cóż, przeżyłam własną śmierć, to przeżyję i to.
   Erik powoli zamknął trumnę. Oczekiwałam, że zaraz zacznę się dusić albo wpadnę w panikę. Ale nic takiego się nie stało. Ogarnął mnie błogi spokój. Mój opiekun znowu miał rację. Już się nie bałam.
   Otworzył trumnę. Uśmiechnęłam się do niego.
   - Niesamowite doświadczenie – stwierdziłam.
   - Wychodź szybko, bo grabarz wraca.
   Wyskoczyłam jednym susem. Chciałam podzielić się z Erikiem swoimi nowymi odczuciami, ale on tylko przyłożył palec do ust.
   - Wiem, co czujesz, bo ja czuję to samo. I nie uśmiechaj się, bo grabarz pomyśli, że cieszysz się ze śmierci tej dziewczyny, dla której ma być trumna.
   Nachmurzyłam się. Co mnie obchodzi, co sobie pomyśli ten obojętny ponurak, który zarabia na śmierci?
   Kupiliśmy sosnową trumnę. Przed budynkiem stał już Jack z wozem, na którym przewiózł ją do domu Erika. Kiedy pojechał, przypomniałam sobie o niespodziance.
   - Co dla mnie przygotowałeś? - spytałam.
   - Zaraz się dowiesz. Chodź.
   Ruszyliśmy naprzód. On biegł pierwszy, ja za nim. Biegliśmy około pół godziny. W końcu się zatrzymał. Tym razem ja też zatrzymałam się w porę.
   - Gdzie my jesteśmy? - spytałam, rozglądając się wokoło.
   - W Pirenejach – odparł Erik.
   Francuskie Pireneje. Było tu przepięknie. Zielona dolina, pokryta bujną roślinnością, w blasku księżyca wyglądała jak z bajki. Nieco dalej wznosiły się wysokie góry, a u ich podnóża piękne, jakby uśpione jeziora.
   - W dzień musi być tutaj jeszcze piękniej – szepnęłam.
   - Pewnie tak. Ale to jeszcze nie wszystko. - Wskazał na jeden z najwyższych szczytów. - Wspinamy się na samą górę – nakazał.
   Pobiegłam pierwsza, dogonił mnie bez trudu. Biegłam, wchłaniając cudowny, górski aromat, świeże powietrze, zapach czystych wód, trawy, nocy... Po paru takich chwilach byliśmy już na szczycie.
   Widok był wspaniały. Wszystko na dole wydawało się teraz takie małe, pełne uroku. Znajdowaliśmy się bardzo wysoko. Wsłuchałam się w odgłosy nocy. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Erika.
   - A teraz skaczemy – powiedział.
   - Żartujesz? - Spojrzałam na niego jak na wariata.
   - Nie żartuję. To jest ta niespodzianka. Rób to, co ja. - I skoczył w przepaść.
   - Ale wampiry nie potrafią latać! - krzyknęłam w panice. Patrzyłam z przerażeniem, jak Erik spada w dół... i nagle uniósł się do góry. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Pozostało mi tylko zrobić to, co on. Przecież nie będę tutaj tak stała. Niewiele myśląc, również skoczyłam.
   Zaczęłam spadać. Podtrzymałam suknię, która podwijała mi się do góry. Ziemia przybliżała się w błyskawicznym tempie.
   I wtedy poczułam szarpnięcie. Wiatr mnie zatrzymał. Wisiałam teraz w powietrzu. Kolejne szarpnięcie – i znalazłam się twarzą do dołu. Rozłożyłam ręce. Czułam się, jakbym latała, ale tak naprawdę to wiatr mną kierował. Zobaczyłam Erika, który „płynął” niedaleko mnie. Uśmiechnął się szeroko. Odpowiedziałam mu tym samym.
   To było cudowne. Lewitowałam w powietrzu, czułam, jak wiatr delikatnie muska moje ciało, unosi mnie coraz wyżej i wyżej, aby za chwilę gwałtownie cisnąć mnie w dół. Jednakże w porę mnie łapie i ponownie unosi, obraca, raz na brzuch, raz na plecy i sprawia, że wiruję jak bąk. Następnie zatrzymuje mnie, by znów delikatnie ułożyć mnie w powietrzu...
   Tego się nie da w pełni opisać. Czułam się jak ptak, który zasmakował wolności. Jak chmura, zawisła nad ziemią. I w końcu jak wiatr, który leci raz tutaj, raz tam, z niesamowitą prędkością. Roześmiałam się. Mój śmiech był pełen radości, swobody, wrażenia dzikiej wolności, jaką teraz czułam.
   Wtem zaczęłam spadać. Niespodziewanie siła podtrzymująca mnie znikła. Usłyszałam w głowie szept Erika „ustaw się tak, abyś wylądowała nogami do ziemi”. Leciałam głową w dół, ale zrobiłam salto w powietrzu – nie wiem, jak mi się to udało – i gdy ziemia była tuż, tuż, w ostatniej chwili zdołałam ustawić stopy.
   Spodziewałam się ogromnego bólu. Przeniknął mnie tylko silny dreszcz, od stóp do czubka głowy. I znikł. Stałam na ziemi, a właściwie kucałam. Wyprostowałam się.
   Chwilę później obok mnie znalazł się Erik. W jego oczach widziałam rozbawienie.
   - No i co, nadal twierdzisz, że wampiry nie umieją latać? - zapytał.
   Wybuchłam śmiechem, on też.
   - To było wspaniałe. Cudowne, niesamowite! - Spontanicznie rzuciłam mu się naszyję. Przytulił mnie lekko i spojrzał mi w oczy.
   - Cieszę się, że podobała ci się niespodzianka – powiedział cicho.
   - Jak to możliwe? - Odsunęłam się nieco od niego i spojrzałam w górę.
   - Odkryłem to przypadkiem, byłem ciekaw, z jak dużej wysokości może spaść wampir i się nie połamać. Okazuje się, że praktycznie z każdej.
   - Ale z ciebie wariat – stwierdziłam, a on się roześmiał.
   - Słyszałam twój głos w swojej głowie – przypomniałam sobie nagle.
   - Mówiłem ci, że w niektórych sytuacjach opiekun i podopieczna mogą porozumiewać się telepatycznie. Jednakże, aby nawiązać dłuższy kontakt, trzeba wyjątkowego skupienia.
   - Niesamowite! - Obróciłam się wokół własnej osi, manifestując radość. - Chyba jednak bycie wampirem nie jest tak złe, jak początkowo myślałam.
   - Jak niewiele jeszcze wiesz – westchnął Erik. Wzruszyłam ramionami.
   - Mam sporo czasu, żeby się dowiedzieć.
   Zamilkł na chwilę. Spojrzał z niepokojem na niebo.
   - Za godzinę świt. Wracajmy do domu.
   - Co? Tak długo tu byliśmy? - Faktycznie, księżyc był już po zachodniej stronie nieba. Nawet nie poczułam, że tak szybko minął czas, gdy dryfowałam w powietrzu.
   - A człowiek mógłby tak się unosić? - zapytałam Erika.
   - Myślę, że tak, ale może na większej wysokości, no i pewnie by tego nie przeżył.
   Ruszyliśmy z powrotem. Dotarliśmy jakiś kwadrans przed świtem. Zauważyłam, że Erik stał się inny niż wcześniej, kiedy byłam jeszcze człowiekiem. Weselszy, pogodniejszy, oczy mu błyszczały, ale nie tak, jak wtedy, gdy był głodny. Widać w nich było pewną iskrę, której wcześniej nie zauważyłam. A może po prostu ja się zmieniłam i potrafiłam teraz więcej dostrzec?
   Kiedy weszłam do pokoju, na miejscu łóżka dostrzegłam  baldachim z ciemnego płótna. Domyślałam się, co się za nim znajduje, ale już się bałam. Byłam tylko ciekawa.
   Do pokoju weszła Lidia, która mnie uczesała, pomogła się przebrać. Kiedy wyszła, wszedł Erik.
   - Dzisiaj to ja powiem ci dobranoc – stwierdził. Delikatnie odgarnął ciemny, niesforny kosmyk, opadający mi na twarz. Jak zwykle, pocałował mnie w czoło.
   Odwróciłam się i odsłoniłam baldachim. Moja trumna stała tam, zamknięta. Poczułam niepokój, ale stanowczo go odrzuciłam. Pamiętałam to uczucie leżenia w zamkniętej trumnie i znowu chciałam to poczuć.
   Otworzyłam ją. Była pięknie wyścielana miękką kołdrą, poduszką, tak, jakby to było zwyczajne łóżko. Weszłam do niej i położyłam się. Było miękko i wygodne.
   - I jak? - zapytał Erik.
   - Dobrze. Bardzo dobrze. - Poczułam, jak tracę siły a powieki same mi opadają. Usiadłam. - Coś dziwnego się ze mną dzieje – szepnęłam.
   - Poranek – odparł Erik. - Połóż się, zamknę trumnę. Do zobaczenia wieczorem.
   - Dobranoc – powiedziałam sennym głosem. Położyłam się, a gdy wieko trumny zostało zamknięte, otoczył mnie błogi spokój i moja świadomość zatrzymała się w miejscu, aby ruszyć na nowo, gdy słońce minie zenit.

1 komentarz:

  1. ~Tiara
    20 grudnia 2009 o 20:43

    Czuję taki romantyczny klimat. I to latanie… sama bym chciała tego doświadczyć. Chciałabym zostać wampirem. To by mogło być cudowne. Tyle bym mogła zrobić w swoim życiu. A mnie wiecznie brakuje czasu.Teraz przydałby się jakieś komplikacje ;) Mimo wszystko, życie wampira to nie sielanka ;)Pozdrawiam
    Odpowiedz
    tiara.jerevell@onet.eu
    20 grudnia 2009 o 21:24

    No i przez ciebie jeszcze bardziej nie mogę się doczekać dalszej części :) Nudzę się we święta więc mam nadzieję, że w tym roku jeszcze coś się pojawi :) zobaczy czy zmienię zdanie co do bycia wampirem (szczerze to nie wiem czy ci się to uda bo jestem wyjątkowo upartą osobą ;))Pozdrawiam i życzę kolorowych snów ;)Tiara
    Odpowiedz
    justilla
    21 grudnia 2009 o 09:58

    Ach, piękny rozdział. Wszystko opisujesz tak realistycznie. Jestem ciekawa co dalej :)
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    21 grudnia 2009 o 11:03

    Całkowita przemiana. Jest świetnie! Nowy wystrój prasuje do klimatu opowiadania, a i Twój styl stał się dużo lepszy. Jestem pod wrażeniem :)
    Odpowiedz
    e_wiola@buziaczek.pl
    25 stycznia 2010 o 20:15

    To było piękne. Wzięłam się wreszcie za czytanie, ale tamte notki już przeczytałam. To było naprawdę wyjątkowe. Robisz się coraz lepsza. A jak ci się podoba nowy szablon? Nic nie mówiłaś o nim / history-about-renesmee, take-my-soul
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    4 lipca 2011 o 17:47

    Genialnie przedstawiłaś pierwsze odczucia Amandy po jej przemianie. Teraz patrzy na otaczający ją świat innymi oczyma. Pomysł z tym lewitowaniem w powietrzu był niezły i pewnie nie raz jej się przyda w nowym, wampirzym świecie. xD Podoba mi się również ta autentyczność, która jest w twoim opowiadaniu, a której brakuje w teraźniejszych blogach o wampirach. :)

    OdpowiedzUsuń