Rozdział X - Umieranie boli

 14.12.2009

     Zamilkłam na chwilę.
     - Miałam wtedy tyle lat co ty, Karolino – powiedziałam.
     - Dziewiętnaście? Ojej. - Spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach. - A co oni ci zrobili? Chyba nie... - Przerażenie widoczne na jej twarzy wzrosło raptownie.
     Uśmiechnęłam się smutno i ścisnęłam mocniej jej rękę.
     - Tak, moja droga. Niejeden ból mnie w życiu spotkał. Ale teraz, z perspektywy czasu, mogę o tym mówić bez lęku i żalu. Bo to już przeszłość. - Ujrzałam współczucie w jej oczach. Przytuliła się do mnie i szepnęła:
     - Dobrze, że już nie sprawia ci to bólu.
     - Mam opowiadać dalej?
     - Tak. Chcę wiedzieć. Wszystko. - Oparła się o ścianę, gdyż siedziałyśmy teraz na łóżku, i spojrzała na mnie wyczekująco. A ja podjęłam tą dramatyczną część mojej historii.


     To było straszne. Najpierw lęk, strach, potem ból. Szarpałam się, wyrywałam jak mogłam, krzyczałam, ale to nic nie dało. Ich było czterech, a ja jedna. Nie miałam najmniejszych szans.
     Ból i rozpacz. Bezradność i bezbronność. A potem pragnienie, żeby to wszystko już się skończyło. Pragnienie śmierci. Ta godzina była najdłuższa i najgorsza w moim życiu.
     Kiedy ostatnie promienie słońca już gasły, w końcu mnie zostawili. Leżałam na ziemi, wszystko mnie bolało. Rudy podszedł do mnie z nożem. Było mi teraz już wszystko jedno. Byle tylko prędzej się to skończyło. Wola walki znikła już dawno temu.
     - Czekaj – zawołał nagle chudy. - Ja ją zabiję. - Wziął mój sztylet i podszedł do mnie. Uklęknął, złapał mnie za włosy i podniósł do pozycji siedzącej. Wyszczerzył swoje brudne, żółte zęby.
     - I co teraz powiesz, hm? Lepiej błagaj o szybką śmierć!
     Ostatkiem sił naplułam mu w twarz. Zrobiłam to odruchowo, w gniewie. Zaowocowało to tym, że zbir wkurzył się na mnie i w złości popchnął mnie na ziemię.
     - Ty zdziro! – krzyknął.
     - Zabijaj ją i chodźmy! - zawołał rudy. - Albo ja ją zabiję.
     - Dobra już, dobra. – Chudy pochylił się nade mną i poczułam straszny, przenikający ból brzucha, tuż nad pępkiem. Wbił mi tam nóż, a potem wyciągnął. - Będziesz długo umierać – powiedział. Zamierzył się ponownie, ale nie zdążył znowu mnie przebić, bo nagle znieruchomiał, a z ust pociekła mu krew. W jego piersi nagle ukazał się miecz, ociekający krwią. Mężczyzna spadł na kolana, a następnie upadł na twarz. Erik wyciągnął miecz z jego ciała i spojrzał na mnie. Z trudem usiadłam, opierając się na rękach.
     Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Jego twarz nie przypominała teraz ludzkiej. Nienawiść i wściekłość, która była na niej widoczna, sprawiała, że wyglądał teraz jak demon. Demon zemsty.
     Łysawy blondyn rzucił się na niego, ale on zamachnął się i jednym, błyskawicznym ruchem odciął mu głowę, która potoczyła się do moich nóg. Widząc to, dwaj pozostali bandyci rzucili się do ucieczki w przeciwne strony.
     Nagle Erik zostawił miecz i ruszył w pogoń. Złapał najpierw ich przywódcę, rudego i cisnął nim jak szmacianą lalką na drzewo. Zbój wbił się na gałąź, która przebiła jego plecy, potem pierś na wylot i tak został. Żył jeszcze, gdy z ust trysnęła mu fala krwi. Widok był przerażający.
     W następnej sekundzie mój rozwścieczony opiekun dopadł czarnobrodego. Nie zdołał uciec daleko. Złapał go za szyję i wgryzł się. Usłyszałam głośne ssanie. Zdziwiło mnie to. Pił jego krew, podczas gdy ja umierałam?
     To wszystko zdarzyło się w przeciągu zaledwie piętnastu, może dwudziestu sekund. Spojrzałam na swój brzuch i dostrzegłam obficie sączącą się krew. Dopiero teraz, gdy szok minął, poczułam ból, który zabrał mi oddech. Przy każdym ruchu się zwiększał, a płuca zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Ledwo zdołałam zaczerpnąć tchu.
     - Erik – szepnęłam.
     Błyskawicznie znalazł się przy mnie. Przyklęknął i oparł mnie o swoje ramię.
     - Jestem tutaj. Wybacz, ale musiałem wypić krew, bo za chwilę sporo jej stracę a muszę mieć siłę cię zanieść – wyszeptał jednym tchem. Jego twarz stała się teraz bardziej ludzka, malowały się na niej tysiące uczuć: ból, strach, rozpacz, bezradność i... miłość. Do mnie.
     - Kocham cię, Eriku – szepnęłam. Musiałam mu to powiedzieć, zanim umrę. Nigdy wcześniej mu tego nie mówiłam.
     - Wiem, mój promyczku. Ja też cię kocham. Nie zostawiaj mnie, proszę – szeptał. Podłożył mi rękę pod plecy, tak, abym została w pozycji półsiedzącej, a półleżącej.
     - Chyba nie mam wyboru – jęknęłam. - Jak to strasznie boli! - Ból rozsadzał całe moje ciało. Pragnęłam tylko jednego – żeby się skończył.
     - Masz wybór. Za chwilę umrzesz, więc musisz podjąć decyzję. Pozwól mi, żebym przemienił cię w wampira.
     - Nie! - zawołałam odruchowo i zalała mnie kolejna fala bólu. Cierpienie dotykało teraz każdej części mego ciała.
     - Proszę. Pozwól mi. Tylko tak mogę cię uratować. Jeśli umrzesz, nie zniosę tego. Jesteś dla mnie wszystkim, promyczku. Bez ciebie moje życie nie ma sensu. Błagam cię! - zawołał okropnym głosem.
     Kiedyś myślałam, że ludzie boją się śmierci. Ale to nie śmierci się boimy. Boimy się umierania. I słusznie – umieranie boli. Jak nic na świecie.
     Nie chciałam umrzeć. Jeszcze nie teraz. Miałam dopiero dziewiętnaście lat i Erika, którego kochałam. Mojego opiekuna, bratnią duszę.
     - Nie opuszczaj mnie! - krzyczał. - Powiedz to, proszę. Pozwól mi!
     Nagły, kolejny skurcz bólu uświadomił mi, że to już koniec. Nie miałam już czasu na zastanawianie się, analizowanie wszystkich za i przeciw. Musiałam podjąć decyzję.
     - Zrób to – szepnęłam ledwo dosłyszalnym, zbolałym głosem.
     Sekundę później wbił zęby w moją skórę na szyi. Poczułam to jako lekkie ukłucie; ból, który mnie rozsadzał, był przecież o wiele silniejszy. Kiedy zaczął ssać, odruchowo objęłam go ramieniem. Dotknęłam jego ciemnych, gęstych włosów, sięgających do uszu. Uśmiechnęłam się. To nie było nieprzyjemne, wręcz przeciwnie. Pozwoliło mi zapomnieć o bólu, jaki czułam. Bliskość jego ciała, zapach krwi... mojej krwi. Szum gorącej krwi, która płynęła w moich żyłach i jej krople, spływające mi po szyi... po twarzy... po ustach... czy ja już umarłam?
     Nagle przerwał. Oderwał się ode mnie i wbił zęby w żyłę na nadgarstku na swojej lewej dłoni. Następnie przyłożył mi ją do ust.
     - Pij – nakazał.
     Smak krwi natychmiast mnie odrzucił.
     - Nie – zaprotestowałam i odwróciłam głowę. Wtedy poczułam ból w całym ciele. Skuliłam się, a Erik przycisnął swoją rękę do moich warg.
     - Pij, najdroższa, bo umierasz! - W jego oczach dostrzegłam panikę. Poczułam, jak ciepły płyn o ohydnym smaku wpływa mi do gardła. „To jego krew”, pomyślałam, „krew kogoś, kto mnie kocha”. I zmusiłam się, aby pociągnąć spory łyk z jego żył.
     Nagle ból w moim ciele zmalał. W końcu poczułam pewną ulgę. Teraz już smak nie miał znaczenia. Objęłam ustami jego ranę i zamknęłam oczy. Piłam. Czułam wyraźnie, jak ciepła krew płynie mi do gardła, potem do przełyku, wpływa do żołądka, a z każdym łykiem ból był coraz mniejszy, aż w końcu znikł zupełnie.
     - Wystarczy – usłyszałam głos Erika. Ożywczy napój, który mnie uzdrowił, został mi zabrany. Otworzyłam oczy, protestując, ale nie widziałam go wyraźnie. Było ciemno, lecz za nim, wśród mroku, dostrzegłam światło. Spojrzałam w tamtą stronę. Ujrzałam moją mamę, stojącą w blasku. Chciałam ją zawołać, wyciągnęłam rękę w jej stronę, ale ona tylko się uśmiechnęła i przecząco pokręciła głową.
     - Jeszcze nie nadszedł twój czas, Joanno. Masz wiele do zrobienia na tym świecie. Kieruj się dobrem. Zawsze i wszędzie – powiedziała i znikła. A ja zapadłam w ciemność.
     Kiedy się ocknęłam, leżałam w swoim łóżku. Nie w gospodzie, tylko w domu Erika, w Nantes. Poczułam niepokój. Co się wydarzyło? Próbowałam sobie przypomnieć.
     Chciałam wstać, ale z przerażeniem spostrzegłam, że nie czuję swojego ciała. Ani rąk, ani nóg, tak jakby mnie nie było. Zamrugałam, ale tego też nie poczułam, tylko zobaczyłam. Czyżbym była sparaliżowana?!
     Usiadłam gwałtownie. Wyciągnęłam przed siebie ręce, mogłam więc nimi poruszać. Tylko ich nie czułam. Ubrana byłam w ciemnoniebieską suknię, a pamiętałam, że wcześniej byłam w szarej. Więc Lidia pewnie mnie przebrała.
     Wszedł Erik. Zatrzymał się i uśmiechnął do mnie czule.
     - Obudziłaś się. To dobrze. Za chwilę świt, a musimy omówić parę spraw. Jak się czujesz?
     - W ogóle się nie czuję – odparłam. - Jakbym nie miała ciała.
     - To normalne – uspokoił mnie Erik. - Twoje ciało powinno już umrzeć, ale moja krew zatrzymała proces umierania.
     - Jak to? Twoja krew? - Spojrzałam na niego, zdumiona. Miałam złe przeczucia. - Co się stało?
     - Nie pamiętasz? - Usiadł obok mnie na łóżku. Pokręciłam przecząco głową. - Opowiedz mi, co pamiętasz.
     Skupiłam się, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej.
     - Pamiętam, że pojechaliśmy do Paryża, żeby dokonać zemsty. Potem zmieniłeś zdanie i postanowiłeś, że sam ich zabijesz, więc wymknęłam się przez okno i poszłam tam. Jeden z morderców oddzielił się od reszty, poszłam za nim, potem się przewrócił, a ja to wykorzystałam i go związałam.
     - Jak to – przewrócił się? - zdziwił się Erik.
     - Potknął się o sznur – wyjaśniłam, co wywołało niedowierzanie na twarzy Erika. Nie zwróciłam na to uwagi, próbowałam sobie przypomnieć, co było dalej. - Potem... chyba chciałam go zabić, ale nie byłam w stanie. - Tutaj moja pamięć się urywała. - Nie pamiętam, co było dalej – westchnęłam, zawiedziona. - Pamiętam tylko ból brzucha, straszliwy ból... - Dotknęłam odruchowo tej części ciała, ale niczego nie poczułam. Jakbym nie miała ciała. Niezbyt miłe uczucie.
     - Nie pamiętasz, co się stało? To dobrze. Bardzo dobrze - rzekł Erik i uśmiechnął się. Na jego twarzy malowała się ulga.
     - A co się tam zdarzyło?
     Nie odpowiedział. Nagle pojęłam. Zamknęłam oczy. Nic z tego nie pamiętałam, ale zaczęłam się domyślać.
     - Mam nadzieję, że nigdy sobie tego nie przypomnę – powiedziałam cicho. - Wiem, że byłam ranna. Śmiertelnie. Czemu więc nadal żyję? - zapytałam, choć już właściwie znałam odpowiedź.
     - Pozwoliłaś mi, żebym to zrobił. Potem zabrałem cię i od razu przywiozłem tutaj...
     - Pozwoliłam ci, żebyś zamienił mnie w wampira?! - przerwałam mu. Ukryłam w twarz w dłoniach i przypomniałam sobie dwa słowa, które wypowiedziałam w bólu: zrób to. - No tak. Pozwoliłam. Teraz pamiętam. - Spojrzałam na niego zbolałym wzrokiem. - Jestem wampirem?
     - Jeszcze nie. Ale będziesz, jeszcze dzisiaj.
     Spojrzałam w stronę okna. Za chwilę świt. Nie chciałam stać się wampirem. Decyzję podjęłam pod wpływem ogromnego bólu, jaki wtedy czułam i jego próśb.
     - Nie powinieneś był tego robić. Przekonywać mnie. Zmieniać mnie. Popełniłeś błąd, Eriku.
     - Za późno na refleksje. - Wzruszył ramionami. - Już się nie da tego cofnąć. Porozmawiamy, jak się obudzę, na razie zajmą się tobą Agnes i Lidia. Wiedzą już wszystko i będą cię wspierać. A teraz muszę już iść.
     - Do trumny? Ja też muszę się tam położyć? - Ciarki po mnie przeszły, jak o tym pomyślałam.
     - Nie, ty jeszcze nie. Dopiero o kolejnym wschodzie słońca.
     A więc Erik zaraz pójdzie spać, a ja zostanę. I wtedy podjęłam decyzję. Nie chce takiego życia. Nie chcę zabijać ludzi, aby przeżyć. Nie chcę, aby krzyż palił moją skórę. Nie chcę, po prostu nie chcę.
     Tym razem wybór należał tylko do mnie. Erik już mnie nie zatrzyma. Podjęłam decyzję. Tylko tak mogę to powstrzymać. Za chwilę świt, a promienie słoneczne są zabójcze dla wampira.
     Wyjdę więc na słońce.

1 komentarz:

  1. justilla
    14 grudnia 2009 o 15:18

    Postanowiła wyjść na słonce… ale po początkach rozdziałów widać, że żyje. Ciekawe co się stanie, co zmusi Amandę do zmiany decyzji…
    Odpowiedz
    ~Alice [robot-wiola]
    14 grudnia 2009 o 15:20

    Tak się składa, że mam taki obraz tej wampirzycy (ma jednak proste włosy). Mam początkowy szablon, ale jeśli chcesz, zmienię go dla ciebie. Albo zrobię dwa szablony! Jedne z tą wampirzyca, a drugi trochę bardziej złożony. Co do cytatu, mam dwie propozycje. Wybierz którąś: „Zemsta jest najlepsza, gdy krew jeszcze ciepła” i „Zbyt delikatne ostrze satyry kłuje, ale zepsutej krwi nie upuszcza”. Czy szablon może być czarno-biały z elementami czerwieni?
    Odpowiedz
    tiara.jerevell@onet.eu
    14 grudnia 2009 o 15:46

    mam nadzieję, że Erik nie przyjdzie z pomocą (nie dla tego że nie lubię jej, ale jestem ciekawa jak sobie poradzi i co się stanie :D) wiem okropna jestem :) czekam niecierpliwie na dalszy ciąg ;)PozdrawiamTiara
    Odpowiedz
    e_wiola@buziaczek.pl
    14 grudnia 2009 o 21:46

    Hej, hej, hej!Jest już szablon dla Ciebie!I nie powiedziałam Ci jeszcze czegoś – masz świetne opowiadanie. Przeczytałam kawałek, ale obiecuję – jak będę miała czas, przeczytam całe :)JESTEŚ ŚWIETNA KOBIETO!
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    15 grudnia 2009 o 08:40

    Piękny rozdział! Pełen emocji i uczuć. Pokazałaś słabość wampira i cierpienie człowieka. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg moja Droga ;)
    Odpowiedz
    ~Asia:*
    17 grudnia 2009 o 19:07

    super rozdział!! czekam na kolejne :)
    Odpowiedz
    ~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
    5 marca 2011 o 12:04

    To było boskie. Słów mi brak.
    Odpowiedz
    ~kratka.
    8 marca 2011 o 19:15

    Jakim cudem dowiadujemy się z ust Amandy (narracja pierwszoosobowa) wszystkiego, co miało miejsce (chodzi mi o to, jak związała mordercę, jak ją zaatakowali, katowali, jak Erik przyszedł z pomocą itd.) z taką dokładnością, skoro Amanda mówi do Erika, że nie pamięta? Troszkę logiki. Używając tejże narracji należy pamiętać, że istnieją ograniczenia.
    Odpowiedz

    ~Natalia
    8 marca 2011 o 19:59

    Już odpowiadam na Twoją wątpliwość:) Otóż, nie pomyślałaś, że Amanda to wszystko sobie kiedyś przypomniała? Kiedy opowiada, jest już współczesność. W przyszłości przypomni sobie wszystko na skutek pewnego traumatycznego wydarzenia… Ale nie wyprzedzajmy faktów;)
    Odpowiedz

    ~Inscriptum
    3 lipca 2011 o 12:15

    Dziwna jest ta jej przemiana. Nic ją nie boli, nic nie czuje. Hm… Pewnie rozwinie się w następnym rozdziale. No, nie powiem, bardzo dobrze to ułożyłaś, tylko wydaje mi się, że bardzo szybko stała się wampirzycą; pomimo tego, iż od śmierci jej rodziny minęły dwa lata.

    OdpowiedzUsuń