Rozdział VII - Masakra

4.12.2009
 
      - Karolino, telefon do ciebie.
     Szybko pobiegła do przedpokoju i odebrała. Po chwili wróciła.
     - Kto dzwonił? - spytałam, zaciekawiona.
     - Koleżanka, wpadnie pożyczyć płyty. Opowiadaj dalej. - Usiadła wygodnie, czekając na dalszy ciąg historii mojego życia.


     Staliśmy z Erikiem w kącie, jak najdalej od drzwi, które były teraz oblegane. Ludzie próbowali się wydostać, a wampiry stały spokojnie i obserwowały ich bezowocne wysiłki.
     Jedna z kobiet rzuciła się do swojego partnera - wampira, błagając, aby ją stąd zabrał. Mężczyzna złapał ją za rękę i przegryzł żyłę na nadgarstku. Próbowała się wyrwać, ale wtedy wbił kły w jej szyję. Popłynęła ciemnoczerwona krew.
     Potem to już była jedna, wielka masakra. Wampiry łapały swoich ludzkich partnerów, czasem goniły ich przez całą salę, bawiły się ich strachem. Wokół lała się krew, unosił się okropny zapach. Jakiś człowiek biegł w naszą stronę, goniła go wampirzyca. Potknął się i upadł tuż przed nami. Dopadła go i ugryzła. Widziałam wyraźnie, jak wbija zęby w jego skórę, słyszałam jego przerażone wycie, błagania o litość.
     - Nie, nie, nie, proszę! - krzyczała jakaś dziewczyna.
     Erik odwrócił mnie przodem do siebie i przycisnął moją głowę do swojej piersi. Przylgnęłam do niego policzkiem, objęłam go mocno i zamknęłam oczy.
     - Ile to jeszcze będzie trwało? - spytałam go cicho.
     - Niedługo, może godzinę, a może nawet pół. Wytrzymaj, moja mała. Dasz radę. Tylko nie zemdlej, proszę cię.
     - A ty? Nie czujesz pragnienia? - Było to dla mnie dziwne, że Erik, który był przecież wampirem, stał tak spokojnie, wdychając krew.
     - Oczywiście, że czuję. Zapach krwi wdziera mi się do mózgu, pulsuje pod skórą, kręci mi się w głowie. Ale wytrzymam. Wczoraj się posiliłem, więc nie jestem głodny.
     Spojrzałam w górę, na jego twarz. Wyglądała na udręczoną, ciężko oddychał. Oczy błyszczały mu tak, jak pozostałym wampirom, a wzrok wydawał się teraz pusty.
     - Spójrz na mnie, Eriku. Na pewno jesteś w stanie się powstrzymać?
     Skierował wzrok na moją twarz.
     - Dopóki jesteś tu i do mnie mówisz, to tak. Dlatego prosiłem cię, żebyś nie zemdlała. - Oczy mojego opiekuna znów nabrały wyrazu. Dotknęłam ręką jego twarzy.
     - Wszystko będzie dobrze – powiedziałam. Teraz to ja musiałam go uspokajać.
     Nagle usłyszałam dziewczęcy krzyk. Pomimo protestów Erika odwróciłam się i dostrzegłam dziewczynę, może czternastoletnią, biegnącą w naszą stronę.
     Ogarnęłam wzrokiem salę. Leżeli tam martwi ludzie, na niektórych jeszcze posilali się wampiry. Resztki niedobitych ludzi uciekało po opustoszałej już sali.
     Dziewczyna rzuciła się w naszą stronę. Za nią szedł młody wampir, wyglądał na jakieś piętnaście, może szesnaście lat. Wyrwałam się Erikowi i złapałam dziewczynę. Zaczęła się wyrywać.
     - Spokojnie, nie jestem wampirem – wyjaśniłam jej. Spojrzała na mnie, w oczach miała głęboki lęk. Przytuliła się do mnie, a ja postanowiłam, że nie pozwolę jej zabić.
     - Daj mi ją – rozkazał młody wampir.
     - Nie. Proszę. Jest jeszcze młoda. Ile masz lat? - zapytałam jej.
     - Czternaście – szepnęła, wtulając się we mnie.
     - To jeszcze dziecko! Daj jej szansę. Pozwól jej dożyć chociaż do dwudziestki!
     - Mnie nikt nie dał takiej szansy – powiedział gorzko wampir. - Czemu ona miałaby ją dostać?
     - Bo to nie jej wina! - zawołałam. Wampir wybuchł śmiechem. Rzucił się w moją stronę, ale drogę zagrodził mu Erik.
     - Nie wolno ci tknąć Amandy – ostrzegł go.
     Nagle poczułam, jak ktoś szarpie mnie w tył i odrywa od dziewczyny. Poleciałam na ścianę. Zasłoniłam się rękami przed spadającym z niej obrazem, który odbił się od mojej ręki. Nade mną stanął Dark.
     - W końcu cię dopadłem – powiedział z triumfem w głosie. Ukląkł i ujął moją twarz w dłonie. Uderzyłam go po twarzy, ale tylko się roześmiał. Odwrócił moją głowę na bok i obnażył kły.
     Strach mnie ogarnął, ale starałam się myśleć jasno. Za parę sekund Erik przyjdzie mi z pomocą. Muszę szybko coś wykombinować. Dark mocno trzymał moją głowę, ale zapomniał o rękach.
     Nie miałam już krzyżyka, którym mogłabym się obronić, ale dostrzegłam kawałek drewna; odpadł z ramy obrazu, który na mnie spadł. Sięgnęłam i złapałam go. Z całej siły wbiłam spróchniałe drewno wampirowi w ramię.
     Zawył z bólu i odsunął się. Błyskawicznie wyrwał drewno ze skóry i rzucił się do mojej szyi. Zanim jednak zdążył ukąsić, poleciał w powietrze i wylądował na drugim końcu sali.
     Erik, który znowu mnie uratował, zawahał się pomiędzy rzuceniem się na niego a chronieniem mnie. Po namyśle wybrał drugą opcję. Wrócił do mnie i pomógł mi się podnieść.
     - Jesteś ranna? - zapytał.
     - Nie... - spojrzałam na swoją rękę, na którą upadł obraz. Była otarta, posiniaczona, ale nie krwawiła. - Nic mi nie jest. A co z... - Spojrzałam w lewo i dostrzegłam młodego wampira, który właśnie pożywiał się na czternastolatce.
     - Nie udało mi się jej uratować – szepnęłam, załamana.
     - Przykro mi. - Erik przytulił mnie, ale ja go odepchnęłam.
     - Mam tego dość! Chodźmy stąd!
     Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy do drzwi, które były już otwarte. Po drodze mijaliśmy martwych ludzi. Teraz nie tylko zapach krwi wypełniał pomieszczenie. Trupi swąd był coraz silniejszy. Z przerażeniem patrzyłam na pokiereszowane zwłoki. Chyba nigdy nie zapomnę widoku takiej masakry. Jak można było być aż takim potworem? Ale oni tacy byli. Dla nich, tych wszystkich wampirów, to była świetna zabawa.
     A jeszcze niedawno tańczyli ze mną, rozmawiali, uśmiechali się, czasem prawili komplementy. Ach, jakież to było obłudne.
     Przy wyjściu stał wampir z płaszczami. Ominęłam go szerokim łukiem, i tak już nigdy nie założę tego stroju. Erik też nie wziął swojego płaszcza.
     Tuż przed drzwiami leżało kilka zmasakrowanych ciał; widok był taki okropny, że nie jestem w stanie tego opisać. Erik pochylił się i odsunął ciała, jakby to były przedmioty. Poczułam silne mdłości. Wybiegłam szybko na zewnątrz, ale to nic nie pomogło. Zwymiotowałam.
     - No, no, czyżby podopieczna Erika miała taki słaby żołądek? - Usłyszałam kobiecy głos. Nawet nie sprawdzałam, kto to. Przyłożyłam rękę do ust, próbując powstrzymać dalsze mdłości. Podszedł do mnie Erik i delikatnie wytarł mi usta chusteczką.
     - Nie zwracaj na nich uwagi – powiedział do mnie.
     Wzięłam od niego chusteczkę i podniosłam głowę. Stała tam piękna, ciemnowłosa wampirzyca, wyglądała na jakieś dwadzieścia sześć lat. Ubrana była w czarna suknię, oczy miała brązowe a z ust spływała jej krew. Oblizała ją ze smakiem, na co mój żołądek znowu się zbuntował.
     - Nie żal ci obiadu ani kolacji? To chociaż śniadanie zostaw! - podśmiewała się wampirzyca.
     - Daj jej spokój, Lara – warknął Erik.
     - Już dobrze, przepraszam, nie gniewaj się. – Kobieta podeszła i wzięła Erika pod ramię. Przypomniałam sobie, że tańczył z nią w czasie balu. - Ja też bym na jej miejscu tak rzygała. Albo jeszcze gorzej. Jestem Lara – zwróciła się do mnie i wyciągnęła rękę. Odsunęłam się od niej i spojrzałam ze wstrętem.
     Wampirzyca wzruszyła ramionami.
     - Wiesz, mam coś specjalnie dla ciebie. - Skinęła na dwóch wampirów, którzy przyprowadzili mężczyznę. Nie opierał się, nie protestował. Wyglądał, jakby zażył opium.
     - Kto to jest?
     - Przyprowadziłam dzisiaj dwóch mężczyzn. Pierwszy już nie żyje, a ten to taki jeden z bandy rozbójników. Nie wiem, czy kogoś zabił, ale to całkiem możliwe. Wiem, że lubisz żywić się ludźmi, którzy mają coś na sumieniu, więc ci go daje. Zauważyłam, że nie posilałeś się na balu, na pewno jesteś bardzo spragniony – uśmiechnęła się zalotnie i pogłaskała go po policzku.
     Spojrzałam na Erika. Jeśli się zgodzi, to będzie znaczyło tylko jedno. Jest taki sam, jak oni. Zerknął na mnie i z łatwością wyczytał w mojej twarzy, co o tym sądzę.
     - To miło z twojej strony, że o mnie pomyślałaś, Laro, ale nie jestem jeszcze głodny, wczoraj się posilałem – odpowiedział. - A poza tym, to nie jest żaden morderca i dobrze o tym wiesz.
     - W takim razie ja się poczęstuję – stwierdziła wampirzyca i podeszła do mężczyzny. Złapałam Erika za rękaw. Zrozumiał.
     - Czekaj! - zawołał. Lara się zatrzymała i spojrzała na niego pytająco. - Co mu jest?
     - Właściwie to nie wiem, chyba jest w szoku. To jak? Chcesz go czy nie?
     - Chcę. Ale jutro go zabiję. Daj mi go do domu.
     - Wolne żarty! - stwierdziła Lara. - Wiesz, że żaden człowiek, z wyjątkiem przyszłych wampirów, nie może wyjść żywy z takiego balu! Znając ciebie, nie zabijesz go, tylko uwolnisz. Złamiesz zasady, a mi się dostanie. Pijesz teraz, albo wcale.
     Erik zawahał się.
     - Będziesz go męczyć? - zapytał cicho.
     - Wiesz, że tego nie robię – oburzyła się wampirzyca. - Nie jestem okrutna. - Podeszła do zamulonego mężczyzny i jednym ruchem ukręciła mu kark. Potem wgryzła się w jego szyję.
     - Chodźmy – Erik złapał mnie za rękę, a ja z trudem powstrzymałam dalsze wymioty. Dobiegliśmy do bramy, która się przed nami otworzyła. Przy niej stał Romuald. Beztrosko opierał się o mur.
     - Jakiś ty szlachetny – powiedział z kpiną w głosie. - Zabijasz tylko złych ludzi! A ten człowiek się do nich nie zaliczał, wolałeś więc pozostać głodny. I po co ci to? Czujesz się lepszy od nas?
     - Jest lepszy od was! - zawołałam. - Nie jest zły, okrutny i obłudny jak ty!
     - Wyjdź za bramę – nakazał Erik ostrym tonem. Kiedy przechodziłam, władca wampirów złapał mnie za rękę.
     - Żyjesz mrzonkami, dziewczyno. Myślisz, że gdy już staniesz się wampirem i będziesz zabijać tylko złych ludzi, to będziesz dobrą wampirzycą? Erik dzieli ludzi na dobrych i złych. Ci źli zabili drugiego człowieka, a ci dobrzy nie. Ale, powiedzmy, że pewna dziewczyna zabiła mężczyznę, który od dawna ją krzywdził. Ten mężczyzna zaś nikogo nigdy nie zabił. To by znaczyło, że ona jest zła, a on był dobry, czy tak?
     - Co ty możesz wiedzieć o dobru i złu! Sam jesteś zły do szpiku kości! - zawołałam.
     - A gdzież jest ta granica między dobrem a złem? Zapewniam cię, że jest ona zbyt płytka, by móc ludzi dzielić w ten sposób. A może wszyscy ludzie są dobrzy, a wszystkie wampiry złe? Taki podział też istnieje. Ale po cóż dzielić? Czyż nie lepiej żyć zgodnie z naturą?
     - I zabijać wszystkich ludzi, tak? Niezależnie od tego, kim są i jacy są? - zapytał Erik z ironią w głosie.
     - Ludzie to tylko ludzie. Służą nam za pożywienie. To tak, jakby wilkowi żal było zjeść owcy. Bo przecież nie zrobiła mu biedaczka nic złego.
     - Ludzie to nie zwierzęta! - zaprotestowałam. - I puść moją rękę! - Udało mi się w końcu uwolnić. Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Brnęłam w śniegu po kolana, ale się nie zatrzymywałam. W oddali ujrzałam nasz powóz. Dobiegałam już do niego, kiedy Erik mnie dogonił. Jack siedział na koźle. Wampir pomógł mi wsiąść i odjechaliśmy. Dotarliśmy sporo czasu przed świtem.
     W czasie jazdy nikt nic nie mówił. Dopiero gdy wysiedliśmy i weszliśmy do domu, wybuchłam.
     - Czemu mnie tam zaprowadziłeś? Wiedziałeś, jak to się skończy!
     - Gdybyśmy wyszli przed północą, wszystko skończyłoby się dobrze – odparł oskarżycielsko Erik. Poczułam złość, bo w głębi duszy wiedziałam, że miał rację.
     - To teraz moja wina, tak? - I rozpłakałam się. Erik stał przez chwilę, zastanawiając się, co zrobić, w końcu zapytał:
     - Czy mogę cię przytulić?
     - Nigdy wcześniej nie pytałeś, tylko przytulałeś – zdziwiłam się, rozcierając łzy.
     - Jeśli czujesz teraz do mnie niechęć, zrozumiem. Naprawdę. - Spojrzałam na niego, zdumiona. Miałabym czuć do niego niechęć? Po tym, jak pomimo silnego pragnienia nie wypił nawet kropli krwi? Jak mnie bronił przed Darkiem i innymi? Nagle poczułam wyrzuty sumienia, że na niego nakrzyczałam. Podeszłam i przytuliłam się do niego. Objął mnie i powiedział:
     - Przepraszam, Amando, nie chciałem cię skrzywdzić. Nie sądziłem, że nie zdążymy wyjść. To nie twoja wina, wiedziałem, w co się pakujemy.
     - To ja przepraszam. - Więcej nie zdołałam powiedzieć. Kiedy w końcu się wypłakałam, usiedliśmy. Zbliżał się świt.
     - Jak się czujesz? Lepiej? - zapytał Erik.
     - Tak, już całkiem dobrze. - Zraniona ręka już mnie nie bolała i żołądek przestał się w końcu buntować. Napiłam się wody, którą przyniosła mi Lidia. - Naprawdę chcesz, żebym stała się taka, jak oni? - spytałam cicho.
     - Oczywiście, że nie. Ale żyję już sporo czasu na tym świecie i jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby ktoś, kto jest przeznaczony na wampira, nim nie został. Przykro mi Amando, ale taka jest prawda. Nie porwałem cię, nie zmuszam do podjęcia decyzji. Mówię tylko, jak będzie.
     - Ze mną będzie inaczej – postanowiłam. - Nigdy nie zostanę wampirem. A jeśli nawet... to wtedy po prostu wyjdę na słońce.
     - Nie wyjdziesz – stwierdził mój opiekun. - Masz gorącą krew. A takie osoby się nie poddają. Nigdy.
     - Ale ja nadal nie rozumiem, o co chodzi z tą gorącą krwią. - Oparłam się o niego i ziewnęłam.
     - Osoby, które mają gorącą krew, zostają zwykle sławnymi przywódcami i osiągają w życiu sukcesy. Jako mężczyzna, zrobiłabyś wspaniałą karierę w wojsku. Szybko osiągnęłabyś sukces. Jako król, byłabyś świetnym władcą. Historia zapamiętałaby cię jako wspaniałego króla. A jako kobieta... cóż, może kiedyś to się zmieni, ale w obecnych czasach nie miałabyś szansy na wielki sukces. Chyba, że w klasztorze, jako siostra przełożona.
     - Raczej mnie do tego nie ciągnie – stwierdziłam z uśmiechem. - A jako wampir?
     - Będziesz silna. Nie tylko fizycznie. Będziesz miała posłuch u innych wampirów. Nawet dużo starszym od ciebie trudno się będzie ci przeciwstawić.
     - To dlatego Romuald się mnie bał. - Nie wszystko jeszcze rozumiałam, ale powoli zaczynałam pojmować zasadniczy sens.
     - Ale taka władza wymaga wielu lat ćwiczeń. Jako młoda wampirzyca, będziesz często ignorowana.
     - Czy to naprawdę zależy od krwi?
     - Owszem. Albo się to ma we krwi, albo się nie ma.
     - A jeśli nie zostanę wampirzycą? Co się stanie z moją... mocą?
     - Nic – wzruszył ramionami. - Po prostu nie zostanie w żaden sposób wykorzystana.
     Westchnęłam. Nie potrzebowałam żadnej mocy. Co mi po niej? Moja rodzina nie żyje, a ich mordercy chodzą wolno. I dopiero za dwa i pół roku będę mogła ich pomścić. Nie musiałam do tego stawać się wampirzycą, skoro Erik miał mi pomóc.
     - Obiecaj mi, że nigdy mnie nie zmienisz. – Odwróciłam się w jego stronę. - Chyba, że sama cię o to poproszę.
     Spojrzał na mnie ze smutkiem, ujął moją twarz w dłonie, popatrzył mi prosto w oczy i powiedział:
     - Obiecuję ci.

1 komentarz:

  1. ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    5 grudnia 2009 o 07:09

    To co widziała nasza bohaterka było okrutne. Świetnie to opisałaś. Widziałam przed oczami, te zakrwawione ciała. Strasznie podobał mi się ten rodzial, oby tak dalej i zapraszam do siebie :)
    Odpowiedz
    justilla
    5 grudnia 2009 o 11:37

    Totalna masakra. Ale realistycznie opisana, zupełnie jakbym tam była. Podoba mi się ta historia, czekam na dalsze odcinki. I ciekawi mnie każdy początek rozdziału. Czy tam Amanda jest wampirem? Człowiekiem? I dlaczego dziewczyna tak beztrosko o to wypytuje, o jej życie? :)
    Odpowiedz
    ~Tiara
    5 grudnia 2009 o 12:43

    Miałaś rację .. krwawy rozdział! Ale najbardziej mi szkoda tej czternastolatki… Rozdział bardzo fajny :) W danej chwili najbardziej mi się podoba :D Pozdrawiamp.s. Postaram się dziś dać nowy rozdział, ale nie wiem czy mi się uda bo komputer miałam w naprawie i nie miałam jak pisać
    Odpowiedz
    Natalia
    5 grudnia 2009 o 13:47

    Odpowiadając na pytanie Justilli o początki rozdziału, mogę tylko tyle zdradzić, że wszystko okaże się jasne dopiero na końcu mojej opowieści, a do tego jeszcze bardzo, bardzo daleko:) Dopiero dochodzę do końca I części, a planuję ich około czternastu:) Na razie możecie się tylko domyślać, kim może być Karolina:) Pozdrawiam:)
    Odpowiedz
    tiara.jerevell@onet.eu
    5 grudnia 2009 o 22:23

    Wiem, co prawda jak naciśniesz na danego bohatera to przejdziesz na podstronę gdzie są opisani, ale komu się chce sprawdzać wszystkich ;) W każdym rozdziale postaram się po kolei ich przedstawiać byście mogli ich poznać. Ale to dobry pomysł by napisać ich moce… zaraz się za to wezmę ;)PozdrawiamTiara
    Odpowiedz
    ~Prithika
    5 marca 2011 o 11:39

    Maz talent do bardzo realistycznego opisywania scen. Ta scena masakry na balu wyszła Ci wręcz po mistrzowsku.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    3 lipca 2011 o 11:11

    Tak jak i Justillę mnie też ciekawią początki rozdziałów. Ale to dobrze, ponieważ to sprawia, że nie można się oderwać od tej historii. Na tym krwawym balu Amanda uświadomiła sobie, jaka naprawdę jest wampirza natura i jeszcze bardziej oponuje w stosunku do swojej przemiany. Żałuję, że nie wbiła tego drewna Darkowi w pierś. xD Jak widzę inne wampiry dokuczają Erikowi, wyśmiewając jego dietę.Pocieszające jest to, że jest najmądrzejszy z nich wszystkich. :) Dopiero co zaczęłam rozczytywać się w tej historii, a już nie mogę się doczekać co będzie dalej. Umiesz świetnie utrzymywać w niepewności i masz genialny styl pisania. xD

    OdpowiedzUsuń